• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka Knieja Godryka v
« Wstecz 1 2
1972, Wiosna - Beltane - W ogniu widzieli koniec

1972, Wiosna - Beltane - W ogniu widzieli koniec
Widmo

Wilhelm Avery
#21
29.03.2023, 19:57  ✶  
Był trzeci w grupie i szedł z tyłu. Doskonale wiedział, jakie miał zadanie i co musiał zrobić. Nie przybył wcześniej na to święto, by być jak najlepiej wypoczęty i gotowy do działania. Był w pierwszej grupie. Ta, która otrzymała najważniejsze zadanie, a jednocześnie najbardziej się wystawiała na niebezpieczeństwo. To na swój sposób było dla niego ważne. Opanował swoje nerwy, gdyż przygotował wszystko to, co inni potrzebowali, aby wykonać swoje zadanie i nie dać się złapać. Dlatego pomagał przy zaklęciach.
Okrąg stworzony z czarnego ognia, którego zadaniem było odcięcie niepowołanych ludzi od obszaru, który otoczył. Obszaru samych ognisk. To był ważny element ich planu i dlatego cała trójka musiała się postarać, by on powstał. Potem oczywiście sama bariera, która miała za zadanie ich chronić przed skutkami zaklęć aurorów i brygady.


rzut na kształtowanie w celu utworzenia kręgu czarnych płomieni
Rzut Z 1d100 - 97
Sukces!


rzut na rozpraszanie - nadanie barierze właściwości rozpraszających wobec rzuconych w jej kierunku zaklęć

Rzut Z 1d100 - 97
Sukces!
Devil in disguise
She's dancing by herself
She's crowned the queen of hell
Stukot obcasów zwiastuje jej chuderlawą, drobną posturę, którą skrzętnie ukrywa pod pstrokatymi, szerokimi koszulami, szerokimi nogawkami spodni i kapeluszami z okrutnie wielkim rondem. Blada, o twarzy pokrytej pajęczynką piegów, oczach roziskrzenie piwnych, ustach surowo wykrojonych. Na jej obliczu często pełznie uśmiech, ukazujący nieidealne zęby, o skrzywionych kłach – jest w niej jednak coś rozbrajająco szczerego. Aura czerwona, intensywna, niejednokrotnie przytłaczająca.

Loretta Lestrange
#22
29.03.2023, 21:40  ✶  

Zniknięcie w tłumie spanikowanych ludzi nie należało do zadań wybitnie trudnych; pozostawiła po sobie raptem cień, aby należycie przygotować się do tego, co miało być nieuchronne, a które pojawiło się wraz z charakterystycznym pieczeniem przedramienia. Znak zajął się czernią, podobnie jak jej spowita szatą sylwetka. Maska dopełniła całości – plan był jasny i klarowny, a jej znalezienie się na samym brzegu polany, opodal dróg ewakuacyjnych, działo się zgodnie z wypełnieniem wytycznych, które otrzymała. Skinęła głową w kierunku towarzysza, miękki uśmiech rozlewając na wargach – uśmiech, który był niebywale okrutny i drapieżny w swej krasie, a niewidzialny za solidną barierą maski.

Oczekiwania wobec jej osoby były jasne; nie było miejsca na pomyłki, nie było miejsca na błędy żadnego rodzaju – przystąpiła do realizacji celów z umysłem świeżym, skalanym niejaką ekscytacją. Uniosła dłonie, w jednej trzymając różdżkę i machnęła nią. Urok, który niewerbalnie usiłowała stworzyć, miał wpłynąć na postrzeganie przez znajdujących się nieopodal przeciwników rzeczywistości – jeśli poszedł zgodnie z myślą, sylwetki jej i Sauriela miały migotać niepewnie w oczach, rozmywać się i na wszelki sposób oszukiwać zmysł wzroku, co miało na celu utrudnienie jakiejkolwiek ofensywy w ich kierunku.


Rzucam na zauroczenie.
Rzut Z 1d100 - 41
Slaby sukces...


Drugi urok, który popłynął niewerbalnie z jej dłoni, miał skłonić przeciwników poprzez zabawę iluzją i meandrami ich umysłów ku zwróceniu się przeciwko sobie. Zasiewała drobne ziarno wątpliwości w myślach, które zaczynały przechodzić na różne tory – niekoniecznie słuszne, jednak dla nich, jeśli zaklęcie się udało, pewne podszepty obracały ich przeciwko sobie. Nagłe spostrzeżenie, iż to sojusznik jest faktycznym wrogiem – bawiła się ich umysłami.


Rzucam na zauroczenie.
Rzut Z 1d100 - 77
Sukces!
Czarodziejska legenda
Wilderness is not a luxury but a necessity of the human spirit.
Czarodzieje dążą do zatarcia granicy pomiędzy jaźnią i resztą natury, wchodząc tym samym na wyższe poziomy świadomości. Część z nich korzysta do tego z grzybów, a część przeżywa głębokie poczucie spokoju i połączenia podczas religijnych obrzędów i rytuałów. Ostatecznie jednak ciężko opisać najgłębsze wewnętrzne doświadczenia i uznaje się, że każdy z czarodziejów odczuwa je na swój sposób. Zjawisko to nazywane jest eutierrią.

Eutierria
#23
01.04.2023, 23:49  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 26.05.2023, 23:29 przez Eutierria.)  
Czy można było to wszystko przewidzieć? Czy można było przygotować się na tak sprawny atak, inaczej niż odwołując cały sabat? Czy możliwe było, aby coś takiego w ogóle odwołać przy polityce obecnej Ministry? Narastające wewnątrz zgromadzonych tu Brygadzistów pytania wtórowały kolejnym opadającym na ziemię ciałom zdezorientowanych mugoli, którzy próbowali w popłochu opuścić teren walki. Spowodowane przez Ministerstwo wybuchy były wystarczającym powodem do krzyku, ale lecące w ich strony, świetliste promienie wystrzelone z różdżek Śmierciożerców wzbudzały jeszcze większe przerażenie. Atak ciemnych sił się powiódł – krąg czarnego ognia rozlał się wokół ognisk, a odepchnięci z niego czarodzieje musieli przebić się do środka udanymi zaklęciami, zanim nastąpi to, czego wszyscy obawiali się najbardziej – Voldemort nakarmi się tymi wszystkimi emocjami. Waszą radością, niepokojem i strachem.

Przestrzeń wokół was spowił chaos, uciekający czarodzieje zostali z jakiegoś powodu zablokowani przy jednym z najbardziej oczywistych wyjść z polany, a to piękne, nocne niebo, jeszcze przed chwilą wzbudzające nadzieję zebranych tu czarodziejów, zostało przysłonięte przez gęsty pył, który wzniósł się od zaklęcia Chestera Rookwooda. Przez dłuższy moment było wam ciężko dostrzec cokolwiek poza stojącymi najbliżej osobami.

Kontynuacje dla poszczególnych grup zostaną rozpisane w osobnych wątkach. Zostaniecie w nich otagowani i otrzymacie prywatną wiadomość z rytuałem przyzywania.


there is mystery unfolding
Czarodziejska legenda
Wilderness is not a luxury but a necessity of the human spirit.
Czarodzieje dążą do zatarcia granicy pomiędzy jaźnią i resztą natury, wchodząc tym samym na wyższe poziomy świadomości. Część z nich korzysta do tego z grzybów, a część przeżywa głębokie poczucie spokoju i połączenia podczas religijnych obrzędów i rytuałów. Ostatecznie jednak ciężko opisać najgłębsze wewnętrzne doświadczenia i uznaje się, że każdy z czarodziejów odczuwa je na swój sposób. Zjawisko to nazywane jest eutierrią.

Eutierria
#24
27.05.2023, 12:26  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.05.2023, 12:32 przez Eutierria.)  
Kontynuacja tego wątku.

Światło ostatniego z katalizatorów zgasło, a ogień ognisk Beltane płonął już jedynie własnym światłem. Na Polanie Ognisk robiło się coraz spokojniej. Dostrzegaliście już tylko jedną walkę w oddali – o ile nie myliły was oczy, na skraju Kniei Godryka z dwójką Śmierciożerców ścierała się Harper Moody, sama szefowa Biura Aurorów. Siła wiatru narastała z każdą chwilą i widzieliście, jak wokół ognisk tworzy się... wir? Wyglądało to tak, jakby żywioł zamykał was w środku tworzącego się kręgu i widzieliście, jak korony drzew chwieją się i uginają niebezpiecznie od tego, jak ten wiatr nimi szarpał – wy jednej nie odczuwaliście tego w taki sposób. To było jak... jak lekki wicher, jakby w wasze policzki uderzyła kojąca, morska bryza. Ten chłód był przyjemny głównie przez rozległe poparzenia, ale również przez potencjalne bezpieczeństwo, jakie zapewniał. Gdyby tylko Harper i jedna, czołgająca się w waszą stronę sylwetka, znalazły się w tym kręgu, wszyscy znajdujący się w zasięgu wzroku pracownicy Ministerstwa znaleźliby się w potencjalnie bezpiecznym od destrukcyjnej mocy żywiołu miejscu. A ta czołgająca się sylwetka? To nie był nikt inny niż panna Moss, pracownica Brygady, która była dzisiejszą partnerką Alastora Moody'ego. Całkowicie pokonana, niemogąca wstać, próbowała za wszelką cenę dostać się do was i krzyczała:

- P-pani Moody jest w niebezpieczeństwie!! – Tyle mogliście wyłapać, bo brak już jej było tchu. Alastor nie mógł tego usłyszeć – znajdując się przy oddalonym od was katalizatorze, potrzebował jeszcze chwili na powrót.

A ogniska?

Płonęły. Wyglądały tak samo majestatycznie jak wcześniej – biła od nich niesamowita energia, tak silna, jak gdyby pod waszymi stopami pulsowała ziemia. W tym ogniu było zawarte wiele emocji – takich, które sprawiały, że chcieliście tańczyć, chcieliście śmiać się i płakać. Nawet rytuał mający blokować takie rzeczy – ten, do którego Longbottomowie zakupili specjalne świece, nie pomógł wam przed odczuwaniem.

W tych płomieniach widzieliście historię. Widzieliście, jak ich języki układają się w fantazyjne wzory i opowiadają wam o przyszłości, teraźniejszości i przyszłości. Widzieliście małych siebie, stawiających pierwsze kroki. Widzieliście wasze pierwsze psy, wasze pierwsze miłosne uniesienia, wasze najpiękniejsze i najsmutniejsze wspomnienia. To było tak, jakby chciały opowiedzieć wam całe wasze życie – aż do teraz. Widzieliście tę walkę, absurdalnie złe rzucone zaklęcia i stawialiście mimowolne kroki w kierunku płomieni. Wydawały się wam być ostateczną, najoczywistszą odpowiedzią na doskwierający wam ból – one miały was uleczyć, one miały przynieść wam upragniony spokój. Widzieliście w nich swój koniec, ale koniec, jakiego mieliście doświadczyć, był czymś całkowicie dobrym. Widzieliście w nich... Victorię Lestrange, leżącą tam, jak gdyby nigdy nic, z włosami wplątanymi w płonące konary. Ogień nic jej nie robił. Po drugiej stronie ogniska, równie nieżywo, choć przynajmniej bez głowy leżącej na rozżarzonym drewnie jak na poduszce, leżeli Patrick Steward i Mavelle Bones. Wszyscy troje wyglądali tak, jakby spali, ale ich oddech był na tyle niedostrzegalny, że aby w ogóle wyłapać to, że nie sięgnęła po nich śmierć, musieliście się nad nimi pochylić. To chyba ich widok pozwolił wam wrócić do normalności. Wraz ze zorientowaniem się, że na ziemi leżeli wasi nieprzytomni przyjaciele, powróciły ból i zwątpienie. I chociaż ogniska Beltane nie wzbudzały w was strachu... coś z nimi chyba było nie tak...

Chyba?


there is mystery unfolding
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#25
28.05.2023, 23:36  ✶  

Ruszył do przodu, nie zważając na to, że każdy kolejny krok zdawał się przybliżać go do wylądowania pod opieką wprawionego medyka. Obrzęk twarzy sprawiał, że miał ochotę przyłożyć do policzka zawinięty w ścierkę lód, a kurz wywołał u niego coraz bardziej donośne ataki kaszlu, co z kolei poskutkowało tym, że przy każdym kaszlnięciu czuł, jak zdziera sobie gardło. Nie mógł się jednak zatrzymać, nie tutaj i nie teraz. Dalej mieli robotę do wykonania. Jeszcze tylko kilka kroków. Jeszcze tylko kilka minut.

Gdzieś za nim Charles podjął próbę uleczenia Heather, jednak zostawił parę nieco w tyle, więc nie wiedział, czym poskutkowały zaklęcia w wykonaniu młodszego chłopaka. W drodze do ciał rozrzuconych po polanie, uwagę Erika przykuły płomienie ognisk i na moment aż zwolnił, pozwalając, aby ogarnęła go tętniąca w okolicy energia. Po całym starciu był nieco oszołomiony, nie wiedział jak opisać swój stan. Chciał się śmiać, chciał się smucić – kto by podejrzewał, że to wszystko tak źle się skończy, że nie będą w stanie sobie poradzić z jednym, acz wprawionym w boju przeciwnikiem?

Przecież się przygotowywali, wiedzieli, o co walczyli. O siebie, o innych, o najbliższych, a nawet – po prostu – o bezpieczeństwo ludzi, którzy zostali tu zgromadzeni. Mimowolnie myśli Longbottoma powędrowały ku osobach, na których zależało mu najbardziej. Rodzina i przyjaciela. Brenna, Nora, Mavelle, Danielle, Elliott, Thomas i tak wielu innych. Dzielili ze sobą tak wiele wspomnień, to nie mogło się teraz tak po prostu urwać i...

— Victoria?! — krzyknął, gdy pośród płomieni dostrzegł znajomą twarz z Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Zareagował instynktownie; rzucił się w kierunku ognia, chcąc wydostać z niego kobietę, co by ta nie spłonęła żywcem. Dopiero kiedy odciągnął ją od tańczących na kłodach drewna płomieni, zdał sobie sprawę, że tej najwidoczniej nic nie grozi. — D-d-dani! Ja... Coś się stało!

Zaczął się jąkać, chcąc przywołać do siebie kuzynkę, rozglądając się przy tym gorączkowo. Zrobiło mu się słabo, gdy kawałek dalej dostrzegł nieruchome sylwetki Patricka i Mavelle.

— Co im się stało?!



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#26
29.05.2023, 05:25  ✶  

Ból rozchodzący się po ciele panny Wood utrudniał jej poruszanie się. Chyba jeszcze nigdy w swoim krótkim życiu nie oberwała tak mocno. Czuła swąd spalenizny, wiedziała, że spowodowany jest tym, że jej włosy jeszcze chwilę wcześniej zajmowały się ogniem. Nie było to fantastycznym doświadczeniem, ale mogła umrzeć, a żyła. Nie wszyscy obecni w tym miejscu mieli tyle szczęścia, co ona.

Kiedy szła przed siebie, niezbyt satysfakcjonującym tempem czuła, że zawiodła. Nic nie potoczyło się tak, jakby tego chciała. Musiała się zatrzymać, aby złapać oddech, ból był coraz silniejszy, sprawiał okropny dyskomfort w poruszaniu się. Poczuła słony smak łez na policzkach, nie panowała nad tym wcale.

Rookwood chciał jej pomóc, było to naprawdę urocze, tyle, że skończyło się jak zawsze. Nie był Cameronem, nie znał się na magii leczniczej, po co więc w ogóle próbował to robić? Rozumiała, że chciał dobrze, no ale jedynie sam sobie zaszkodził. Wszystko poszło nie tak, jak powinno. Coś zaczęło mu rosnąć na dłoniach; Ruda przyglądała się temu ze zdziwieniem, bo jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziała, co było naprawdę imponujące, bo w jej krótkim życiu miała szansę ujrzeć sporo niezwykłych urazów.

- Pomóż mu! Szybko! - Heath kyrzyknęła do Danielle, bo to ona w końcu była tutaj medykiem, to ona znała się na rzeczy, to w jej gestii leżała pomoc rannym, a Charlie był ranny.

Zapewne zostałaby dłużej przy Rookwoodzie gdyby nie to, że dostrzegła czołgającą się sylwetkę. Podeszła do niej. Wyglądała na jej równolatkę, też należała najwyraźniej do tych świeższych pracowników ministerstwa. Pani Moody jest w niebezpieczeństwie. Te słowa wystarczyły. Porywczość Wood po raz kolejny dała o sobie znać, bo Ruda ruszyła w stronę Harper Moody. Nie mogła zostawić jej na pastwę losu. Machnęła różdżką, aby znaleźć się bliżej szefowej biura aurorów, chciała wyczarować siłę, która pociągnię ją i z miejsca, zależało jej na tym, aby znaleźć się tam jak najszybciej.

wiadomość pozafabularna
rzucam na kształtowanie niewidzialnego strumienia magii, który pociągnie Wood w stronę Harper Moody
Rzut Z 1d100 - 75
Sukces!

Rzut Z 1d100 - 56
Sukces!
the kind one
don't confuse my kindness for weakness
Mierząca trochę poniżej 160 cm, o okrągłej buzi i dużych, ciemnoniebieskich oczach. Jej włosy sięgają za ramiona, są lekko kręcone o ładnym, ciemnobrązowym odcieniu - najczęściej spina je w taki sposób, by nie przeszkadzały jej w pracy, choć zdarza się i to nie rzadko), by były starannie ułożone; niezależnie od fryzury, we włosy ma wpiętą charakterystyczną, żółtą spinkę w kształcie motyla. Dani ubiera się raczej schudnie, w stonowane barwy, nie wyróżniając się w tej kwestii od reszty społeczeństwa czarodziejów. Mówi z silnym, brytyjskim akcentem. Jej uśmiech, wcześniej szeroki i beztroski, stał się delikatny oraz sporadyczny, a śmiech, głośny i zaraźliwy słychać znacznie rzadziej (najczęściej zarezerwowany jest dla bliskich jej sercu). Pachnie malinami i piwoniami, jednak jest to bardzo subtelny i delikatny zapach.

Danielle Longbottom
#27
02.06.2023, 23:59  ✶  
Była przygotowana na to, że na sabacie będzie potrzebna pomoc medyczna - w końcu dlatego nie ewakuowała się, gdy przyszedł na to czas. Nikt jej jednak nie poinformował, że fajnie by było, gdyby do tego czasu nauczyła się klonować, bowiem jedna Danka niewiele tu mogła zrobić, gdyż na dobrą sprawę większość z obecnych potrzebowała pomocy a ona, choć z całego serca chciała to zrobić, nie umiała się rozdzielić.
Zignorowała to, że rudowłosa, wyszczekana dziewczynka po raz kolejny próbuje nią dyrygować. W innych okolicznościach zapewne skomentowałaby to w jakiś sposób, lecz teraz ostatnie co powinni robić, to kłócić się między sobą.
Ze wstrzymanym oddechem obserwowała skutki zaklęcia chłopaka. Nie wątpiła, że chciał dobrze -niestety wyszło tak, jak zawsze. Mimo, że na dobrą sprawę tylko dorzucił jej pracy, przez co nie mogła skupić się na innych, nie umiała mieć mu tego za złe. Czemu on w ogóle tu był? Powinien być ukryty w posiadłości, tam gdzie czarna magia by go nie dosięgła.
Czym prędzej machnęła różdżką, chcąc jak najszybciej rozproszyć niewłaściwe działanie czaru.

Rzut PO 1d100 - 28
Akcja nieudana

Rzut PO 1d100 - 77
Sukces!

Rozproszenie: Na skutki zaklęcia.

- Uważaj następnym razem... - odezwała się do chłopaka, kładąc dłoń na jego ramieniu i posyłając mu lekki, słaby uśmiech. To teraz reszta ekipy i wolne? Gdyby to było takie proste...
Dopiero wtedy mogła skupić się na tym, co działo się dookoła. Jej wzrok przyciągnęły płomienie a uczucia jakie ją ogarnęły gdy na nie patrzyła na moment sprawiły, że zamarła. Dopiero głos Erika sprawił, że wróciła do rzeczywistości. Jej kroki niemal natychmiast skierowały się w stronę znajomych twarzy - z sercem na ramieniu ruszyła biegiem w ich stronę, by jak najszybciej upaść na kolana tuż obok. Zacisnęła dłoń na nadgarstku Mavelle (chcąc wyczuć tętno), kładąc policzek na jej klatce piersiowej z nadzieją wyczucia jakichkolwiek oznak życia. Wtedy też skierowała wzrok w stronę Stewarta - obserwując klatkę piersiową, chciała dostrzec oznaki życia.


let everything happen to you
beauty and terror
just keep going
no feeling is final
Loverboy
Almost dead yesterday, maybe dead tomorrow, but alive, gloriously alive today.
Ciemne długie i niesfornie wywijające się włosy, gęste brwi i szeroki uśmiech. Charles to wysoki na 188 centymetrów młody mężczyzna. Nie wyróżnia się imponującą muskulaturą, ale nie jest też chuderlawy. Do życia ma tyle samo dystansu, co do siebie, więc bardzo często można usłyszeć jak się śmieje. Ciemne oczy to zwierciadła jego duszy, a te już nie tak często wyrażają pozytywne emocje. Ubiera się luźno, stawia na swetry, golfy, czasami nawet bluzy czy mugolskie (!) trampki. Przy pierwszym spotkaniu często wydaje się czarujący, momentami szarmancki. Rodzice próbowali wyuczyć go bardziej wyrafinowanego akcentu, ale Charlie do dzisiaj nie pozbył się pozostałości dewońskiego zaciągania, co uwydatnia się w momentach ekscytacji i upojenia alkoholowego.

Julien Fitzpatrick
#28
03.06.2023, 01:49  ✶  
Przeszył go ogromny ból. Cały świat zawirował i zlał się w jedno. Rude włosy Heather majaczyły gdzieś w tle. Nie wiedział czy widzi przed sobą ją z teraz, czy tylko z jakiegoś oddalonego o pare lat wspomnienia, gdy byli jeszcze w szkole; beztroska w jego umyśle walczyła, aby znów ją poczuł, aby nie przejmował się bólem i chęcią otrzeźwienia, obudzenia się z tego dziwnego stanu. Nie był pewien czy to ból doprowadził do tej sytuacji, czy coś innego. Na pewno się zachwiał, cudem nie wypuścił różdżki, jedynie zaciskając ją mocniej. Tylko to sprawiło, że całkiem nie odleciał, że ból wydał się wyraźniejszy niż wspomnienia plaży, z których wołał go głos brata.
Poczuł ulgę, a pierwsza osobę, jaką był w stanie w tym chaosie zobaczyć była Danielle. Coś do niego mówiła. Zorientował się, że to ona musiała go uleczyć, że to, co przed chwilą przeżył było skutkiem idiotycznej, nieprzemyślanej akcji - próby rzucenia leczniczego.
Położona dłoń na ramieniu całkowicie przywróciła jego zmysły do rzeczywistości. Odczuwał ból, ale ten nie był tak rozrywający i doskwierający w porównaniu z tym, który sam na siebie sprowadził.
– Dzie-dzięki – wymamrotał i nawet jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, to kobieta oddaliła się od niego szybko.
No tak, pomyślał, inni też przecież potrzebują pomocy.
Zanotował sobie w myślach, aby później poprawnie jej podziękować.
Serce zabiło mu szybciej, gdy dostrzegł wpierw nieznajomą, czołgającą się kobietę, a potem to, co co zrobiła Heather. Zmarszczył brwi.
Cholerna, gryfońska brawura, pomyślał, mając tutaj na myśli też siebie.
Musiał reagować szybko, ale nie chciał popełnić kolejnego błędu, które mogły skończyć się dla niego lub innych w opłakanych skutkach.
Chciał wyczarować z różdżki pnącza, które przytrzymają Heather w miejscu, w którym aktualnie była. Nie była w stanie prowadzić kolejnej walki, Charles nie chciał jej stracić. Może się wywalić na ziemie i sobie ten porywczy ryj rozwalić, ale przynajmniej będzie żywa. 
Nie będąc w stanie odpuścić, chcąc uratować możliwie wszystkich, rzucił też zaklęcie mające przyciągnąć czołgającą się w jego stronę kobietę, tak aby znalazła się bliżej bezpiecznego miejsca.
Wciąż był oszołomiony bólem, jaki odczuwał chwilę temu, więc wolał nie wbiegać w silny wiatr, który giął drzewa. W najgorszym wypadku mógł tylko dodać balastu czołgającej się czarownicy.

kształtowanie
Rzut PO 1d100 - 40
Slaby sukces...

translokacja
Rzut Z 1d100 - 3
Akcja nieudana


I won't deny I've got in my mind now all the things we'd do
So I'll try to talk refined for fear that you find out how I'm imaginin' you
constant vigilance
I have traveled far beyond the path of reason.
Wysoki na prawie dwa metry, brakuje mu pewnie mniej niż dziesięć centymetrów, ale ciężko to ocenić na oko. O krępej budowie ciała, z szeroką twarzą i wybitymi zębami. Skóra często pokryta bliznami. Krzywy nos, z pewnością kiedyś złamany. Włosy ciemne, oczy też. Nie należy do ludzi, którzy o siebie szczególnie dbają.

Alastor Moody
#29
03.06.2023, 11:52  ✶  
To było przerażające i denerwujące, jak niewiele Moody wiedział o tym, co się działo. Był Aurorem, był wyszkolony do walki z czarnoksięstwem, był człowiekiem, który uważał swój zawód za swoją pasję i swój sens istnienia, a jednak... nie wiedział. Gasząc ostatnie ze świateł, odczuwał przeszywającą, wewnętrzną pustkę. Na pewno wrócić, do swoich towarzyszy, nie dostrzegał tu przecież nic, co mógłby uczynić, a oni byli ranni. Powinien sprawdzić, czy nikt inny nie potrzebuje pomocy, czy nie walczy gdzieś jeszcze, czy Voldemort już stąd uciekł, czy skrył się gdzieś pomiędzy konarami dębów, za kamienną ścianą...

Kiedy wrócił w stronę ognisk, spodziewał się ujrzeć wiele scen, ale na pewno nie retrospekcję całego swojego życia, wszystkich swoich zwycięstw i porażek. Widział w tych płomieniach wszystkie absurdy, jakich odważył się sięgnąć z Bottem, wszystkie ukradkowe uśmiechy posyłane w kierunku panien skrajnie nieosiągalnych, widział tam Ashling częstującą go wiśniową czekoladą, widział tam... Bones. Leżącą martwo, wśród trzech innych sylwetek. Ich historia, rytuał, jaki razem dopełnili, wszystko mówiło mu, że powinien się teraz pewnie jakoś widocznie wzruszyć, ale kiedy zbliżył się do ognia na kilka kroków, po prostu stanął nieruchomo. Był świadomy tego, że jeżeli nie teraz, to choćby za godzinę, wszyscy wypomną mu ten niesamowity chłód, ale nie popłakał się, nie zapytał się nawet, czy mógłby im jakoś pomóc, tylko niczym nauczyciel przeliczył wszystkich zebranych. Trzy osoby i trzy ciała, a zostawił cztery osoby i zero ciał. I żadne z ciał nie należało do tej rudej dziewczyny, która im towarzyszyła. Moody pozostawił ocenę zdolności życiowych leżących na ziemi pracowników Dolly, sam zaś rozejrzał się w poszukiwaniu Wood. I kiedy zobaczył Moss i to, co ta ruda dziewczyna próbowała zrobić...

Nie był wierzący, ale na litość boską, jeżeli bogowie naprawdę istnieli w takiej formie, jaką im przedstawiono, niech Matka ma ją w swojej opiece i daruje jej głupotę.

- Lepiej nie wstawaj - powiedział do Moss, pomagając jej ułożyć się w bezpiecznej pozycji, a później spróbował rzucić nad nią zaklęcie, które utworzyłoby kopułę zdolną do zatrzymania zaklęć ofensywnych lecących w jej stronę. - Nie zasypiaj, zachowaj stałą czujność, Eshter.

Rzut PO 1d100 - 83
Sukces!

Chciałby dodać: przepraszam, że się rozdzieliliśmy, ale nie mógł, bo chociaż wiedział, że zajmie mu to o wiele więcej czasu niż Wood, chciał ruszyć za nią, w ten wir wiatru. Chciał uratować jej życie.


fear is the mind-killer.
Czarodziejska legenda
Wilderness is not a luxury but a necessity of the human spirit.
Czarodzieje dążą do zatarcia granicy pomiędzy jaźnią i resztą natury, wchodząc tym samym na wyższe poziomy świadomości. Część z nich korzysta do tego z grzybów, a część przeżywa głębokie poczucie spokoju i połączenia podczas religijnych obrzędów i rytuałów. Ostatecznie jednak ciężko opisać najgłębsze wewnętrzne doświadczenia i uznaje się, że każdy z czarodziejów odczuwa je na swój sposób. Zjawisko to nazywane jest eutierrią.

Eutierria
#30
04.06.2023, 00:21  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 04.06.2023, 02:29 przez Eutierria.)  
Podzieliłam ten post na części, proszę was jednak o lekturę wszystkich fragmentów, ponieważ nie będę opisywała zjawisk przyrodniczych w każdym z nich z osobna.

Stanley i Chester

Czy to już delirium? Piliście coś dzisiaj? Chcieliście odzyskać swoje różdżki tak bardzo, że zaryzykowaliście postawieniem się komuś, kto miał nad wami dużą przewagę i to najwyraźniej się nie opłacało. Moody sięgnęła szczytu swoich możliwości, przyciągając broń obojga w swoim kierunku. W kierunku, w którym znajdowały się te przedziwne istoty szepczące do uszu Stanleya dźwięki z sali rozpraw. W kierunku, w którym coraz silniej wiał wiatr. To już nie był delikatny wiaterek, to była coraz to potężniejsza wichura, która zaraz zacznie przesuwać stoły i krzesła.

Stanley był z waszej dwójki szybszy, dostrzegł swoją różdżkę wcześniej, ale to nie znaczyło wcale, że Harper temu uległa. Przesadzenie wręcz wysportowana, rzuciła swoje zaklęcie równolegle z tobą. Poprawnie rzucony Criuciatus powalił ją na kolana, ale twoja różdżka zaczęła wysuwać się z twojej dłoni i pędzić w jej kierunku. Chester, wolniejszy w swoich działaniach, musiał zmierzyć się z faktem, że jeżeli chciał złapać swoją różdżkę, musiał ją gonić.

Już od jakiegoś czasu spodziewaliście się wsparcia innych Aurorów, które miało nadejść, ale...



Grupa przy ogniskach

...tym, kto przybył z odsieczą była jedynie Heather Wood. Jedynie, bo dziewczyna, lecąc w waszym kierunku, została pociągnięcia przez oplatające ją pnącza. Magiczna siła ciągnąca ją w kierunku Śmierciożerców i szefowej biura była jednak na tyle mocna, aby dziewczyna mogła się z tego wyswobodzić. W kreującym się na Polanie wirze Śmierciożercy mogli dostrzec wiele innych sylwetek, ale były one tak oddalone, że wręcz niemożliwym zdawało się wcelowanie zaklęciem z takiej odległości. Jakiś czas byli tu więc sam na sam z dwiema kobietami, z których jedna była bardzo mocno poobijana.

Heather, chociaż zaklęcie Charlesa szarpnęło cię w tył, ostatecznie nie zatrzymało cię nic. Znalazłaś się w zasięgu ataku dwójki zamaskowanych postaci. Szefowa biura, klęcząc na ziemi, nie posłała ci nawet pojedynczego spojrzenia.

Rozproszenie zaklęcia, które Charles rzucił na swoje dłonie, nie było dla Danielle większym problemem. Nie dało się jednak ukryć, że z rękoma było gorzej niż wcześniej - Rookwood czuł więc coraz większy ból związany z oparzeniami. Trzymanie różdżki było kłopotliwe, ale nie niemożliwe.

A wasi przyjaciele leżący na ziemi? Byli żywi, czy martwi? Nie znaliście dokładnej odpowiedzi na to pytanie. Ich źrenice nie reagowały na światło, leżeli kompletnie bezwładnie, a jednak nie byli całkowicie martwi - biło im serce, oddychali, mieliście wrażenie, że usta Mavelle poruszyły się na moment, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie powiedziała nic. Wosk na ich czołach stopił się już niemal całkowicie, ale wciąż tam był. To nie było, a przynajmniej nie powinno być żadne zaklęcie, jakie było wam znane.

Byli jakby... zawieszeni. Zawieszeni w jakimś dziwnym stanie, którego nie potrafiliście określić.



Brenna i Atreus

- Nie jesteś aż tak dobra? - Odpowiedział Śmierciożerca, ewidentnie ją parodiując. - Co mi zrobicie w Ministerstwie? Zaparzycie herbatę?

Mężczyzna miał wyjątkowo nieprzyjemny charakter i z pewnością zacząłby was teraz prowokować, gdyby nie to, że naprawdę tracił siły. Przymknął się, nie ruszał, nie uciskał boku, pozwalając krwi na swobodne wydostawanie się ze swojego ciała. Odchodził. Powoli, ale odchodził i chyba coraz mocniej zdawał sobie z tego sprawę. Nie powiedział nic, kiedy opatrywałaś jego ranę. Jedynie ci się przyglądał. I ty mogłaś przyjrzeć się jemu. Mężczyzna był przystojny, ale dosyć zaniedbany - pomijając fakt, że był brudny od tej walki, jego włosy były z pewnością splątane nie tylko od tego wieczoru. Spod peleryny Śmierciożercy wystawała koszula, już nie śnieżnobiała, chociaż kiedyś pewnie mogła poszczycić się takim kolorem. To były jedynie detale, ale pozwalały na poznanie kogoś lepiej.

Zjawiliście się tutaj bez problemu, ale i wy nie mogliście uwolnić się od tego, co przynosiło spoglądanie w ogień ognisk Beltane - odczuliście to samo, co wasi przyjaciele w ostatnim akapicie poprzedniego posta Mistrza Gry. Kiedy się ocknęliście, mogliście wreszcie zorientować się, że to najprawdopodobniej wosk na waszych czołach uratował was przed wskoczeniem w te płomienie, ponieważ związany Śmierciożerca próbował za wszelką cenę dostać się do ognisk - w tym celu żałośnie czołgał się po ziemi.

Edit: odpisy w takiej kolejności w jakiej jesteście wymienieni w tym poście. Śmierciożercy pierwsi, Brenna i Atreus na końcu.


there is mystery unfolding
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Eutierria (4504), Alastor Moody (1501), Mavelle Bones (300), Theon Travers (262), Brenna Longbottom (1498), Erik Longbottom (1829), Atreus Bulstrode (600), Heather Wood (1257), Loretta Lestrange (259), Giovanni Urquart (221), Chester Rookwood (741), Patrick Steward (351), Julien Fitzpatrick (1555), Fergus Ollivander (295), Victoria Lestrange (315), Sauriel Rookwood (221), Danielle Longbottom (1828), Amanda Lestrange (216), Wilhelm Avery (154), Stanley Andrew Borgin (965), Louvain Lestrange (258)


Strony (6): « Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa