• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 … 6 7 8 9 10 Dalej »
[26 lipca 1972] Honorowy pojedynek | Strefa VIP-ów

[26 lipca 1972] Honorowy pojedynek | Strefa VIP-ów
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#11
20.09.2023, 22:32  ✶  

Było jasne po co tutaj była – by dopingować swojego kuzyna. Nie musieli być blisko, by czuła rodzinną powinność i chcieć wesprzeć Louvaina. Tutaj tak naprawdę nie było żadnego wyboru, ani konfliktu wewnętrznego. Miała gdzieś z tyłu głowy, że sprawa konfliktu i tego pojedynku może nie jest taka prosta, jak to „opisano” w gazecie i co napisał jej młodszy kuzyn, ale naprawdę – to nie była jej sprawa, a i daleka była od plotkowania. Nott niewiele ją w tym wypadku obchodził.

Miała wyglądać jak milion galeonów. Sprawa niby prosta dla kogoś, kto dysponuje takimi pokładami pieniędzy jak ona, ale to nie było takie łatwe – nie chciała za nic przedobrzyć. Jedno to kupić najdroższą sukienkę, a drugie pokazać się tak, by nadal było ze smakiem. Ostatecznie postawiła na czarną, mocno wydekoltowaną suknię, która zakrywała plecy (w tym jej bliznę…) i ręce (…i tym samym też łatwiej było ukryć kolejną bliznę) – co tym samym zmniejszało powierzchnie jej ciała, które przypadkiem dotknięte, swoim zimnem kojarzyło się z dotykaniem trupa. Idealnie pasujący i nieprzesadny makijaż, oraz ułożenie ciemnych, prawie czarnych włosów, były dziełem Potterówny. Miała świadomość tego, że ludzie wiedzą, kim jest, sama zresztą podsycała to, nie stroniąc od dziennikarzy, a dzisiaj miało być kolejną okazją, do pokazania się. Pojedynek Lestrange’a i Notta przywołał niemałą gawiedź, a opisany w Proroku – zwrócił na siebie uwagę fleszy. Zaś Victoria… Krążyły o niej różne plotki; że jest zaręczona, niektóre że już po ślubie, coś o Rookwoodach. A jednak nie pojawiła się tutaj z nikim o takim nazwisku. Nie było u jej boku Sauriela (nie dlatego, że nie chciała, a dlatego, że on nie chciał), był za to ktoś, z kim nigdy publicznie się nie pokazała, i z kim znajomość trzymała w małej tajemnicy. Niektórzy już mogli się domyślić tego i owego, ale teraz pokazała się u boku Prewetta. I była pewna, że z tego pojawią się różne plotki. I Laurent pewnie też doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Nie dlatego wybrała go na swojego dzisiejszego towarzysza – po prostu ceniła sobie jego towarzystwo, był jej przyjacielem i… co tu kryć w tajemnicy?

– O ile będzie okazja – była wdzięczna, że Laurent wspaniałomyślnie dał jej czas na dojście do siebie po locie powozem – czego nie znosiła. Bardziej nienawidziła tylko miotły  (więc jakże zabawnie się składa, że dwójka dzisiejszych przeciwników to byli rywale Quidditcha). Miała nadzieje, ze chłód jej ciała nie przenika przez ubrania na Laurenta, kiedy tak szli pod rękę, przechodząc osobnym wejściem dla VIP-ów, kawałek dalej uraczono ich lampką alkoholu, który Victoria przyjęła z uśmiechem, i wskazano im drogę po czerwonym dywanie, do wydzielonej strefy. Trochę ludzi już tam było, zresztą znanych Victorii, kiwnęła więc głową do Rabastana i Bellatrix, uśmiechnęła się do Darcy’ego i nawet pociągnęła ze sobą Laurenta do swojego najstarszego kuzyna, tylko na chwilę – chciała się z nim przywitać, i z jego pięcioletnim synkiem. Chwilę później sama zaczęła się rozglądać za Louvainem i jego sekundantem.

– Nie czujesz tego? Pokazanie się kto jest silniejszy, to taki prymitywny instynkt by oczarować samice – odpowiedziała cicho Laurentowi, doskonale zdając sobie sprawę, że jej dzisiejszy partner naprawdę nie lubi przemocy i zupełnie nie wyznaje tych wartości. Absolutnie to szanowała – i dlatego była (miło) zdziwiona, że się tutaj z nią wybrał. – Zupełnie nie wiem po co. Wiadomo, że cenniejsze jest to, co ma się w głowie – uśmiechnęła się delikatnie, bo nie mówiła do końca poważnie, wszak nie o to tutaj chodziło, a przynajmniej nie do końca…

god (self-diagnosed)
Suffering feels religious if you do it right. Reach out and touch faith!
Celebryta; Jedno z najbardziej znanych nazwisk Londynu. Nosi się w drogich ubraniach w gwieździste wzory, a jego ulubiony kolor to niebieski (najczęściej w ciemnych tonach, przeszywany złotą lub srebrną, błyszczącą nicią). Jest bardzo wysoki, ma ponad 180 centymetrów wzrostu i jest przy tym bardzo chudy, wręcz wychudzony. Zawsze przepięknie pachnie - nie wychodzi z domu bez spryskania się drogimi, męskimi pachnidłami. Czaruje słowem - wie jak mówić, aby docierać do ludzi.

Vakel Dolohov
#12
21.09.2023, 01:48  ✶  
Dolohov dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że przyjęcie zaproszenia od brata Annaleigh nie było szczytem głupoty, ale nie było też szczególnie mądre...

Tak naprawdę mógł mieć to wszystko gdzieś. Loretta była irytująca i szczerze mówiąc nie zdziwiłby się szczególnie gdyby cała ta sprawa była winą tego, że znowu zrobiła coś durnego. Philip Nott był najnudniejszym człowiekiem, jakiego widział kiedykolwiek (latanie na kijku to chyba najnudniejsza dyscyplina sportowa na świecie, w Rosji przynajmniej gra się na całych drzewach). Louvain? Ani go ziębił, ani go grzał, ale znowu - latanie na kijku. Bazując na wymianie listów sprzed kilku dni, nie dało się z nim nawet poprzepychać się na obelgi. Dlaczego więc miałby go wesprzeć? Pojawiając się tutaj, napędzał tę machinę jeszcze bardziej. Później wszyscy będą go prosili o komentarz w tej sprawie, albo w ogóle wymyślą sobie kolejną historię z dupy, którą będzie musiał prostować miesiącami... Ah, gdyby tylko Peregrinus nie wyjechał na urlop w góry i mogliby dalej badać retrogradację Merkurego, prawdopodobnie nigdy by tu nie przyszedł. Ale Peregrinus siedział sobie teraz gdzieś w Szkocji, a Vakel mógł tylko układać tarota, żeby nakierować się na to, który z posiadanych sweterków Trelawney może mieć teraz na sobie. Ciekawe, czy w ogóle dowiedziałby się o tym całym wydarzeniu, gdyby jego asystent tu był. Coś w tym wszystkim mówiło mu, że to jeden z tych eventów, które czujne oko Peregrina oceniało negatywnie po samym nagłówku zaproszenia, a koperta lądowała w kominku Praw Czasu, zanim Dolohov mógł zobaczyć w niej cokolwiek innego niż potencjalną wtopę wizerunkową.

Vakel i Lyssa nie mieli mocnego wejścia. Zabrakło im zadziwiających kreacji i wielkiego wozu zaprzęgniętego w gigantyczne kucyki, na widok których Dolohov kaszlnął do córki znacząco, w ten sposób, który skrycie mówi „zobacz, jaka tandeta”, ale udaje bycie jedynie reakcją na to, że zaschło ci w gardle. Pojawili się tutaj jakby znikąd - Dolohov miał w końcu swoje sposoby na to, żeby nie rzucać się w oczy i było to trochę przerażające - bo w jednym momencie spoglądałeś w tamtym kierunku i nie widziałeś nikogo, a w drugim stał tam cholernie wysoki i chudy facet, któremu sesje w „Czarownicy” musieli zapewne robić na zapas, bo to jest niemożliwe, żeby inaczej dali radę publikować je tak często. Dolohova nigdy nie widziało się stojącego samotnie - towarzyszyli mu zwykle żona lub asystent, ale dzisiaj zamiast nich znalazła się obok niego jego młodziutka córka imieniem Lyssa. On ubrał się, jak zawsze zresztą, elegancko - w szyty na miarę, czarodziejski garnitur. Z daleka prezentował się jednolicie, z bliska zaś dostrzec się dało subtelny wzór przedstawiający mniejsze i większe, rozsypane po materiale gwiazdy. Jego córka miała na sobie zwiewną, terakotową, godną lata sukienkę, w popularnym we Francji kroju. Ciężko było rozdzielić ich myślami, bo poza tym, że stali obok siebie, to przyszli tutaj w identycznych parach przeciwsłonecznych okularów. Pomijając ten mały detal, oboje wyglądali po prostu dobrze.

Po zjechaniu w myślach wszystkiego, po zbesztaniu każdego elementu dekoracji i człowieka w tej sali od góry do dołu, po narzekaniu do samego siebie, że tak naprawdę nie chciał tutaj być i w ogóle po co oni tutaj przyszli, Dolohov wpadł w dwusekundową panikę, że ktoś wpuścił do tej całej strefy VIP kogoś potencjalnie bezdomnego i on będzie śmierdział. Po zamruganiu dotarło do niego, że ten ktoś po prostu nie zdecydował się dzisiaj uczesać. W dodatku Dolohov go znał.

- Mhm, mhm - skomentował inteligentnie to, co mówiła do niego Lyssa, kiedy szli przed siebie, a potem jej przerwał - a to jest kuzyn Annaleigh Rabastan, znacie się już? Jesteście w podobnym wieku... - Ale Rabastan poszedł usiąść w swojej loży i to nie była ich loża, poza tym nie chciało mu się za nim biec.


with all due respect, which is none
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#13
21.09.2023, 11:16  ✶  

Laurenta nie trzeba było namawiać do tego, żeby przedstawić go komuś, czy też go z kimkolwiek zapoznawać. Och, wręcz przeciwnie! Bardzo chętnie poznawał nowe osobistości, to i chętnie uśmiechnął się do swojego niemalże imiennika - Laurenca - podając mu dłoń, przedstawiając się, tak i miał ochotę wytarmosić jego małego, kochanego szkraba, ale och - nie wypadało! Za to podał również dłoń Louisowi, o ile ten nie był na tyle zawstydzony, żeby uciekać za nogę ojca. Dzieci było za łatwo speszyć. Spojrzał również na osoby, na które zwracała uwagę Victoria - było tutaj naprawdę dużo jej krewnych i w pełni to rozumiał. O wiele łatwiej było mu się rozeznać dzięki nią w Lestrenge niż w Nottach, ale i za tą częścią rodziny powiodły jego oczy. Ciekaw był, czy Philip odważył się zaprosić swoich rodziców. Między innymi tego ciekaw, bo przecież był też jego starszy brat i pewnie całe stadko kuzynek i kuzynów oraz innych krewnych, którzy chcieli zobaczyć to widowisko.

- Tego? Poziomu testosteronu w powietrzu? Tego się nie da nie wyczuć. - Zaśmiał się cicho, rozglądając jeszcze rozbłyskanymi oczyma tu i ówdzie. Jeszcze błyszczącymi, bo to pewnie się zmieni, kiedy już rozpocznie się pojedynek. Co prawda tego nie powiedział z uwagi nie nawet nie grzeczność, ale na to, że nie chciał wyjść na chełpiącego się paniczyka. Tym bardziej nie chciał przypadkowo sprawić Victorii przykrości wiedząc, jak wiele rozterek tego przeżywa. Tym nie mniej mógłby powiedzieć, że również nie rozumie - bo jemu to jakoś nigdy nie było do pomocy potrzebne. Potem mógłby dodać, że nawet to rozumiał pod innym względem - było coś ekscytującego w pokazie siły. Tylko, no właśnie - siły, nie agresji. Przy niektórych osobach kolana same miękły. - Ooch, no dobrze, przyznam, że trochę im zazdroszczę. - Powiedział to żartem, ale w zasadzie to była prawda. Zazdrościł im. Nie było to tak intensywne jak w szkole, kiedy dostawał białej gorączki, starając się dorównać osobom, którym dorównać nie był w stanie.

Widząc uniesioną dłoń Atreusa zagaił Victorię, żeby tam się skierowali.

- Dobry wieczór, panowie. Mniemam, że życzeń powodzenia nie potrzebujecie, w końcu z faktami się nie dyskutuje. - Uśmiechnął się, spoglądając na Atreusa, to na Louvaina. Tym nie mniej - było to z jego strony życzenie powodzenia. Jakby nie patrzeć. Louvain był tak nieziemsko przystojny, że to aż nielegalne. W zestawieniu z Atreusem byli jak para bogów wypuszczanych na wybieg, żeby dziewczynki sobie mogły pooglądać i poużywać. Dejm, dla takich widoków nie trzeba było lubić pojedynków magicznych, żeby chcieć się tu dostać - cena biletów nie grała roli. Laurent zaraz jednak odbiegł wzrokiem od panów, szukając spojrzeniem Philipa. I znalazł go - pogrążonego w rozmowie. Uśmiechnął się lekko i wrócił znów spojrzeniem do tu obecnych person.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#14
22.09.2023, 16:51  ✶  

Odwzajemnił uśmiech Philipa. Wydawał się pewny tego, że dobrze mu pójdzie. A to już było coś. Pozytywne nastawienie ponoć stanowiło klucz do sukcesu, a w tym przypadku miał też wsparcie ludzi z widowni. Może przy odrobinie szczęścia, to właśnie okrzyki triumfu kibiców Notta rozbrzmią niedługo w tej hali?

— Jeśli ma taki plan, to wdroży go w życie tylko w wypadku porażki. — Cofnął się o pół kroku i odchylił głowę, co by zerknąć bezpośrednio na Louvaina i towarzyszącego mu Atreusa. — Napaść na rywala przed tak dużą publiczność raczej nie zostałaby zbyt dobrze odebrana. Chyba że kieruje się zasadą „nie ważne, jak mówią, a ważne, żeby mówili”. — Chociaż czy obecnie ludzie faktycznie zabiegali o to, aby mówiono o nich źle? Z drugiej strony, w sumie był środek lata. Spora część polityków wylądowała na urlopach, więc ludzie potrzebowali jakiegoś dramatu, który pomógłby im przetrwać parne wakacje. — Miejmy nadzieję, że Louvain jest rozsądny.

Czy mogli liczyć na coś więcej? Skrzywił się lekko, po czym wrócił spojrzeniem do Philipa. Chciał wierzyć, że zarówno Nott, jak i Lestrange potraktują ten pojedynek poważnie i obędzie się bez oszustw czy prób wymierzenia sprawiedliwości na własną rękę tuż po ogłoszeniu wyników. Oboje wywodzili się z czystokrwistych rodzin, więc powinni mieć zaszczepione jakieś zasady. Honor to niby też jakaś zasada, pomyślał przelotnie, jednak zaraz odrzucił tę opcję. Na szczęście w roli sekundantów wylądowali przedstawiciele sił bezpieczeństwa. Może to nieco ostudzi temperament obu mężczyzn?

— Postaraj się skupić na tym, w czym jesteś dobry — zasugerował z lekkim ociąganiem Erik. Za mało znał Lestrange'a co by rozwodzić się na temat taktyk, które w starciu z nim mogłyby się okazać korzystne. Mógł co najwyżej odwołać się do własnych doświadczeń z pojedynków i tego, co dane mu było zobaczyć w wykonaniu Philipa. — Z magii, mam na myśli. — Wolał sprecyzować, nie chcąc być źle zrozumiany. — Jesteście zawodowymi graczami, więc oboje macie dobry refleks. Granie ciągłymi unikami nie zda się na wiele.

Dobra kondycja potrafiła pomóc w pojedynku, jednak niekoniecznie w wypadku, gdy przeciwnik przeszedł podobne szkolenie. Erik nieraz doświadczył tego na własnej skórze podczas treningów z Brenną. Byli zupełnie innej budowy ciała i każde z nich wykorzystywało swoje atuty w inny sposób. Jego siostra była drobniejsza, a przez to i zwinniejsza. Łatwiej jej przychodziło unikanie ataków, a z drugiej strony Erik miał tę przewagę, że górował nad siostrą siłą i budową ciała. Seria nietrafionych ciosów i od razu traci się siły, dorzucił w myślach Erik.

— Z tego, co pamiętam, nie jest to najprzyjemniejsze uczucie — sarknął Longbottom, mimowolnie przypominając sobie liczne treningi i mecze quidditcha w Hogwarcie. — Zwłaszcza, gdy przeciwna drużyna, jest zafiksowana na punkcie wyeliminowania cię z rozgrywek.

Podczas okresu nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie miał okazję grać na stanowisku obrońcy. I to całkiem niezłego. To jednak wiązało się z tym, że podczas szkolnych gier szybko lądował na celowniku pałkarzy. W końcu, gdy pozbędzie się obrońcy, a na jego miejsce nie ma godnego zastępcy, to droga do wygranej wydaje się niczym usłana różami.




the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
a victim of circumstances
the nature of our people
achieves definition in conflict

rozbiegane spojrzenie; niebiesko-szare oczy; blond włosy w odcieniu dojrzewającej pszenicy; zmienne rysy twarzy, które mogą ulegać subtelnym zmianom przez częste transformacje wyglądu przy pomocy metamorfomagii; całkiem słuszny wzrost 183 cm; srebrny łańcuszek z krukiem na szyi; wahadełko hipnotyzerskie z ametystem w kieszeni; czysty głos

Rabastan Lestrange
#15
22.09.2023, 17:36  ✶  

Widząc swoich krewniaków, Rabastan ograniczył się przede wszystkim do skromnych powitań, nie chcąc w tym momencie dołączać do żadnej większej grupy Lestrange'ów. Pomachał więc m.in. do Laurance'a i jego małego synka, a także odwzajemnił gest Victorii, która wypatrzyła go w tłumie. Na szczęście nie usłyszał komentarza Vakela odnośnie do stanu swoich włosów, bo zapewne zafundowałoby mu to nieprzespaną, ale za to przepłakaną noc z twarzą w poduszce.

— Ktoś musi lśnić na scenie, żeby inni mogli się schować w cieniu — rzucił bez większego namysłu, wzruszając ramionami. — Dobrze, że ja nie aspiruję tak wysoko, jak ty. Zdecydowanie wolę chować się za twoimi plecami.

Było to wyjątkowo komiczne stwierdzenie, biorąc pod uwagę, że w swojej oryginalnej postaci Rabastan przewyższał Bellatriks wzrostem. Chociaż... Kto by mu zabronił zmniejszyć się do rozmiaru metr pięćdziesiąt w kapeluszu? Sarknął na samą myśl o tym, a końcówki jego włosów na krótko przybrały ciemniejszy odcień.

— Wszystko wskazuje na to, że nawet taki leń jak ja ma pewne zobowiązania wobec mojej ukochanej rodziny. Chociaż ubolewam nad tym, że mój drogi brat nie mógł dziś dołączyć do naszego zacnego grona — odparł śmiało, próbując się nie zaśmiać na dźwięk własnych słów. Brzmiał dokładnie tak, jak życzyliby sobie tego jego rodzice. Dystyngowanie. Godnie. Jak „ten drugi” dziedzic. — Nie ma pojęcia, co go omija. — Omiótł ponownie spojrzeniem Bellatriks, aby znów skierować swój wzrok ku arenie. — Ale tak, to będzie dobre widowisko. Aż dziwne, że nie zdecydowali się na wyścig na miotłach. Skoro oboje tak lubią Quidditcha, to byłoby to bardziej... w ich stylu.

Teoretycznie Rabastan mógłby wylądować na trybunach, kibicując zarówno swemu kuzynowi, jak i Philipowi. Z tym drugim wprawdzie nie łączyły go więzy krwi, jednak Nott był powiązany z rozgłośnią radiową swojej rodziny. I chociaż Lestrange szczerze wątpił, aby to on zarządzał jej działalnością, tak zdarzało mu się tam wpaść na pogawędki ze swoimi krewniakami czy pracownikami radia. To wywoływało u blondyna lekki dysonans poznawczy. Zawsze wiązał celebrytów ze światem, do którego nie tyle nie miał dostępu, ile po prostu unikał. A tu, ni stąd ni zowąd, światy te zaczynały się mieszać.

— Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby przyjść tutaj „osobiście osobiście” — mruknął, gdy obejrzał się przez ramię i zobaczył kolejną grupę ludzi, która zaczęła szukać wolnej loży. Na jego ustach zagościł kwaśny grymas. — Nawet Edgara zostawiłem na zewnątrz... Mam nadzieję, że w domu mi to wynagrodzą. — Teraz to już narzekał dla samego narzekania. — A co z twoimi siostrami?

Zerknął badawczo na belle. Miał wrażenie, że minęły wieki, odkąd spotkali się w pełnym gronie, zupełnie jakby ich rodzeństwo nagle zeszło na dalszy plan, a ich rodzice wypchnęli do przodu, co by godnie reprezentowali ród. Rabastan miał ochotę parsknąć śmiechem. Nie, to musiał być po prostu jakiś zbieg okoliczności. Jego rodzice byli, jacy byli, ale doskonale wiedzieli, że zrobienie z Rabiego reprezentanta ich gałęzi rodziny, to był naprawdę nietrafiony pomysł. To dlatego do tej pory Rudolf był wysyłany pierwszy na wszelkie bankiety i przyjęcia.

à La Folie
And was it his destined part
Only one moment in his life

To be close to your heart?
Piwne oczy i brązowe włosy z miedzianym połyskiem, czasem z rozjaśnianymi pasmami lub po całości. Ma 165cm wzrostu, a sylwetkę szczupłą i chudą. Zawsze stara się prezentować, jakby była na właściwym miejscu. Zawsze zadbana, ładnie uczesana i ubrana. Wygląda na starszą niż jest w rzeczywistości, czy to przez zachowanie, ubiór czy ogólny wygląd - chce żeby brano ją na poważnie, jednak kiedy się rozluźni, podpatrzone u innych maniery łatwo znikają. Czasem kiedy mówi, słychać francuski akcent, który szczególnie wychodzi kiedy jest pod wpływem silnych emocji. Ciągnie się za nią zapach białego piżma, jaśminu i kwiatu bawełny.

Lyssa Dolohov
#16
22.09.2023, 18:12  ✶  
Lyssy nie interesowało kto w tym całym sporze miał rację, czy o honor Loretty opłacało się w ogóle bić, ani czy przeciwnik Louvaina przedstawiał sobą cokolwiek, co sprawiałoby ze chociaż przez sekundę zastanawiałaby się, komu kibicować. Jedyne, co obchodziło ją w tym całym wydarzeniu to fakt, że Peregrinus wyjechał gdzieś w góry na wakacje, najwyraźniej zmęczony pełnymi dramatyzmu krzykami jej ojca, i teraz Vakel zamiast siedzieć w domu i badać retrogradację Merkurego ruszył się z domu. I postanowił zabrać ją ze sobą.
Było coś satysfakcjonującego w tym, że nie pojawili się ani w zadziwiających kreacjach, ani za pomocą chociażby wielkiego wozu, zaprzęgniętego w równie pokaźne konie, a i tak przyciągali spojrzenia. To znaczy, przyciągał je głównie Dolohov, ale ona mimowolnie znajdowała się w polu rażenia, starając się wyglądać tak, jakby znajdowała się na swoim miejscu i wychodziło jej to bardzo dobrze.
Lyssa opuściła delikatnie okulary palcem, spoglądając na swojego ojca, kiedy temu całkiem przypadkiem zebrało się na kasłanie, kiedy mijali kucyki i powóz w które były zaprzęgnięte. Uśmiechnęła się do niego lekko, z całą możliwą troską, na jaką była w stanie się zebrać.
- Nie powinieneś siedzieć tyle w przeciągach, papa. - rzuciła niezobowiązująco, zaraz na powrót dociskając okulary do nosa. Szła obok niego, podążając do wydzielonej dla VIPów strefy. Pytała się go właśnie, czy tego typu wydarzenia należą do raczej częstych i czy angielskie czarownice potrzebują, żeby ktoś bił się o ich honor, kiedy Dołohov wymruczał coś na zbycie, a potem zwyczajnie jej przerwał.
- A powinniśmy? - zapytała, oglądając się za wspomnianym Rabastanem. - Brzmisz trochę tak, jakbym miała znać każdego, kto jest w moim wieku - dodała jeszcze z nieco skwaszoną miną bo po prawdzie, aż tak nie ciągnęło jej do poznawania rówieśników. Znaczy, całkiem przyjemnie było mieć w swoim otoczeniu kogoś, kto rozumiałby jej rozterki, ale nie wychodziła z siebie, żeby kogoś takiego sobie zgarnąć do swojego życia. Obejrzawszy się za Rabastanem, co trwało chwilę, by zwyczajnie mu się przez moment bezczelnie przyglądała, obdarzyła jeszcze jego towarzyszkę krótkim spojrzeniem, a potem rozejrzała się dalej, po reszcie trybun, zauważając też znajomy profil Lockharta. Jeśli ich spojrzenia by się spotkały, to uśmiechnęłaby się do niego wesoło, a jeśli nie, cóż, postanowiła zostawić go sobie na potem.


la douleur exquise
Or was he fated from the start
to live for just one fleeting instant,
within the purlieus of your heart.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#17
22.09.2023, 20:37  ✶  

Sama może nie miała ochoty małego Louisa wyściskać, ale pogawędzić z nim – czemu by nie. Tym razem jednak sobie to odpuściła, bo mieli tu jeszcze coś do zrobienia, nie było aż tyle czasu na rozmowy – przynajmniej nie teraz. Może po pojedynku? Dlatego po zapoznaniu Laurenta z Laurencem (tak, sama zauważyła zbieżność już dawno), odeszli na bok, szukając gwiazd tego wieczoru. Rzeczywiście, pojawiła się tutaj dość spora część jej rodziny, dlatego cierpliwie tłumaczyła Laurentowi kto jest kim. Vakela przedstawiać chyba nie musiała, chociaż dziewuchy u jego boku nie kojarzyła – ale to nic. Nie jej sprawa. Swojej kuzynki, żony Dolohova nigdzie nie widziała.

- Czego ty im zazdrościsz? – w jej głosie dało się słyszeć zdumienie, ciche i małe, ale jednak. Sama rzecz jasna nie patrzyła na swojego kuzyna pod kątem urody, pieniędzy czy popularności – nie potrafiłaby. A Atreus… cóż… to Laurent zwrócił jej uwagę pod tym względem, nie Bulstrode. Dziwne? Dla Victorii ani trochę.

Szukali, ale sami zostali wypatrzeni, na co zwrócił jej uwagę Prewett.

- Cześć – rzuciła totalnie nie tak oficjalnie jak Laurent, do Louvaina i Atreusa. Nic sobie w tym momencie nie robiła z konwenansów, to była prywatna rozmowa. - Tak czy siak powodzenia, będę trzymać kciuki, Lou – nieco pieszczotliwie zdrobniła imię Louvaina. - Loretta ma zamiar się tu dzisiaj pojawić, czy to kompletnie poza nią? – po pierwsze była bliźniaczką Louvaina, byli niemalże nierozłączni. No a poza tym – to był pojedynek o jej honor, chociaż nie było to oficjalnie podane do publiczności. - Całkiem spora część naszej rodziny się tu dzisiaj zjawiła, wszyscy wam kibicujemy – dodała i uśmiechnęła się delikatnie. Nie próbowała wyciągać rąk, ani klepać po plecach, ani przytulać… nie chciała wprawić Louvaina w dyskomfort swoim chłodem i coś potencjalnie popsuć w pojedynku. A kiedy był czas na walkę – uśmiechnęła się do nich raz jeszcze i pociągnęła Laurenta, by zajęli dobre miejsca z widokiem. Mógł nie patrzeć, ale ona chciała.

Ten Inny
Musicie mnie zaakceptować, bo nie mam zamiaru dla nikogo się zmieniać.
Brązowooki, ciemnowłosy brunet, z minimalną ilością siwych kosmyków, mierzy 183cm wzrostu. Zawsze ubiera się elegancko, odpowiednio do sytuacji.

Laurence Lestrange
#18
22.09.2023, 23:55  ✶  

Dla Laurenca nie było zaskoczeniem, że znaczna część rodziny się tutaj zjawiła. Szczególnie rodzeństwo i kuzynostwo. Rodziców nie widział i tak jak zapewniał Louvain, nie zapraszał ich. Co innego, gdyby zechcieli sami przybyć. Nie problem było dla nich zakupić sobie bilet i patrzeć jak ich syn pojedynkuje się z Nottem. Chociaż, czy byliby tym zainteresowani?
Mały Louis jak tylko jego oczy dostrzegły ciotki i wujków, z szerokim uśmiechem dziecka machał do nich, tacie pokazując i sprawdzając, czy też widzi znajomego dla niego wuja Raba. Louis nie potrafił jeszcze wymawiać pełnych imion, a chodziło mu o Rabastana. Niektórych imiona skracał po swojemu, co łatwiej było mu zapamiętać i skojarzyć z danym członkiem rodziny. Laurence, tylko pogłaskał swoje dziecko po głowie i potwierdzał, że to oni. Z kolei swoich powitał, czy to uniesieniem dłoni, skinieniem głowy, a nawet uściskiem dłoni. Niektórzy byli zajęci swoimi rozmowami, przy czym nie zamierzał im przeszkadzać.
Kiedy siedzieli na trybunach, Victoria podeszła do nich aby nie tylko się przywitać, ale także przedstawić Laurenta Prewetta. Laurence wstał, aby uścisnąć dłoń mężczyźnie również się przedstawiając, zaś mały Loius po przywitaniu się z ciocią, jak na dziecko przystało z kulturą wychowaną. Nie wypadałoby rzucać się zaraz do uścisku, aby nie pognieść sukienki. Jeszcze ciocia się pogniewa. Powstrzymał się od tego działania, wiedząc że tata jego patrzy. Gdyby nie ta gala pojedynkowa, to pewnie zrobiłby sobie statystykę dnia, ilu wujków i ciotek wytulał. Ich rodzina jest ogromna! Rzadko się jest świadkiem takiego rodzinnego zgromadzenia.
[a]Kiedy wysoki i obcy mężczyzna dla Louisa, wyciągnął dłoń, chłopiec spojrzał na rodzica, który go zachęcił. To też była lekcja dla niego poznawania nowych dorosłych osób. Niepewnie, ale Louis podszedł i podał dłoń. Przyglądał Laurentowi z ciekawości, grzecznie witając się.

Gdy kuzynka odeszła ze swoim partnerem, aby przedstawić mu zapewne dalszych członków z ich rodziny czy inne osobistości, Laurence zajął swoje miejsce ponownie, prosząc, aby Louis to samo uczynił. Rozglądając się, dostrzegł również obecność szwagra - Vakela Dołohova. Jeżeli ich spojrzenia się zerknęły, skinął mu głową na przywitanie.

Z Louvainem rozmawiał już jakiś czas temu i zwrócił mu uwagi, dodał mu swojego wsparcia, zatem nie widział w tej chwili potrzeby, aby go zagadywać. Wierzył, że brat ma rozum i zdrowy rozsądek i nie będzie łamał zasad. Jego brat był wypatrzony przez bystre oczy jego syna. Louis nie przestawał informować go, kogo widzi.

Mały kibic dostrzegł wuja Louvaina. Laurence uśmiechnął się do syna i spojrzał w kierunku areny pojedynku poważniejąc. Nie da się ukryć, że ten pojedynek trochę go niepokoił. Mimo wszystko, wierzył w rozsądek brata.
evil twink
Sup ladies? My name's Slim Shady
I'm the lead singer of Kromlech
Zimna cera i jeszcze chłodniejsze spojrzenie. Kruczoczarne włosy i onyksowe tęczówki bardzo wyraźnie kontrastują ze skórą bladą jak kreda. Buta oraz wyższość wylewa się z każdego gestu i słowa. Mierzy 187 centymetrów o szczupłej sylwetce, która coś jeszcze pamięta ze sportowych czasów. W godzinach pracy zawsze ubrany elegancko, zaczesany, a swoje tatuaże ukrywa pod zaklęciami transmutacji. Po godzinach najczęściej nosi się w skórzanych kurtkach i ciężkich butach.

Louvain Lestrange
#19
24.09.2023, 14:41  ✶  
Trybuny dla widzów z regularnym biletem wstępu, zaczynały się już szczelnie wypełniać. Loże w strefie dla gości specjalnych również przyjmowały kolejne osobistości. Dla gawiedzi była to dodatkowa atrakcja, móc ujrzeć na własne oczy najpopularniejsze buźki magicznego Londynu w jednym miejscu. Gdy tylko osoby cieszące się nieco większą popularnością przechodziły przez dobrze oświetloną, czerwoną linię wyznaczającą obręb strefy vipowskiej, mogły usłyszeć głośne wołanie swoich fanów. Spośród narastającego tłumu zaczęły wyłaniać się pierwsze transparenty, plakaty i chałupniczej roboty banery. Na większości z nich wypisane były pochlebstwa i motywujące hasła skierowane do wybranych, ulubionych zawodników oraz sekundantów. Na części z nich wypisane były nawet złowrogie wróżby skierowane w stronę Louvaina, którego za cel najpewniej obrali sobie najbardziej gorączkowi psychofani Philipa. Jednak spływało to po Lestrangu jak po kaczce, otwarta krytyka, nawet ta podwórkowa, nie robiła już na nim większego wrażenia.
- Ale tylko na moment. - dokończył zdanie Atreusa kiedy ten przypisał mu rolę kapitana. - I wciąż musisz chronić mój zadek przed kłopotami. - dorzucił, uśmiechając się zadziornie. Atreus jako pałkarz w drużynie ślizgonów wielokrotnie ratował Louvaina przed kolizją z tłuczkami, kiedy ten w swoim widzeniu tunelowym zawieszony był wyłącznie na złotym zniczu, nie dostrzegając zagrożeń, szczególnie tak szybkich jak tłuczki. Pewnie tylko Bulstrode jest świadom tego ile meczy udało im się wygrać przez złapanie znicza, tylko dzięki temu, że Art zadbał o to żeby żadne problemy nie dobrały się do Lestranga. Spoglądając w stronę swoich przeciwników widział jak gęba im się nie zamyka. Domyślał się, że muszą ustalić taktykę, bo z tego co się orientował nie znali się tak dobrze jak Lou z Atreusem. W przeciwieństwie do Philipa i Erika, byli już dobrze zgrani ze sobą i wiedzieli czego mogą się po sobie spodziewać. Mimo wszystko w odróżnieniu od quidditcha, który był grą zespołową, dzisiaj musieli odstawić solówkę, więc nie mieli zbyt wiele do obgadywania. Wejść, dać z siebie sto procent i zejść o własnych siłach. Odstąpił od przyjaciela na moment, kiedy ujrzał przybycie swoich pierwszych gości, Trixi oraz Rabastana. Podszedł do burgundowej księżniczki i kędzierzawego, blond softboya z rosnącą satysfakcją i uśmiechem na twarzy. - Bello, Rabastan, bardzo dziękuję za wasze przybycie. Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić. - dopinając guzik szaty ukłonił w ich stronę. Zrezygnował jednak z podawania dłoni kuzynowi, czy ucałowania wierzchu dłoni Bellatrix, jak podpowiadał mu zwyczaj. Będąc Zimnym, wciąż musiał zachowywać środki ostrożności. - Cudowna kreacja kuzynko. - dorzucił zerkając dyskretnie na jej strój. Nie zdążył z pochlebstwem dla Rabka, bo dostrzegł osobistość od której mina mu delikatnie spoważniała. Po ostatnich szorstkich "czułościach" jakie wymienił listownie z Vakelem, miał wątpliwości czy dobrze postąpił zapraszając go na wydarzenie. Szwagier, irytował go swoją postawą i wybiórczością kiedy z łatwością przychodziły mu drwiny z niego, czy z Loretty, ale stroszył się jak kogut na pojedynczą wzmiankę o swojej córce. Nie traktował poważnie pogróżek z jego listów, bo jak traktować poważnie miał cynika po czterdziestce. Zabawne, że przyszło mu tak lekko rzucać groźby które ważyły więcej, niż przemoknięty na deszczu Dolohov. Dlatego kiedy Vasilij skrzyżował swoje spojrzenie z Lestrangem, ten odpowiedział mu wyłącznie wypłaszczonym uśmiechem i skinięciem głowy. Zupełnie odwrotnie zareagował na obecność jego towarzyszki. Przeprosił na moment swoich kuzynów, że musi ich opuścić i pośpiesznie ruszył w kierunku Dolohova i Lyssy. - Vakelu. - zaczął od drobnej uprzejmości, oficjalnie zauważając jego obecność. - Rad jestem Cię widzieć Lysso. - w sekundę z poważnej miny, przeszedł w pogodny i powściągliwy uśmiech - Mam nadzieję, że brytyjskie zwyczaje nie wydadzą Ci się zbyt obskurne i ordynarne. Gdyby jednak tak się stało to proszę, weź to. - zrobił delikatną pauzę, a z wewnętrznej kieszeni swojej tradycyjnej szaty wyjął haftowaną, bogato zdobioną w złote ornamenty, białą jak śnieg, chustę i wręczył ją młodej czarownicy. - W zmierzchłych czasach, w trakcie pojedynków takich jak dzisiaj, kobiety o najczystszych sercach rzucały chusty pod nogi pojednujących się, jako dobrą wróżbę. - w dużym uproszczeniu wyjaśnił przeznaczenie podarunku, który złożył na jej ręce. W starych podaniach pisano, że symboliczny gest rzucenia białej chusty pod nogi pojedynkującego się przysługiwał najczęściej narzeczonej, lub żonie. Rzadziej matce, siostrze, czy córce. Wciąż to jednak tylko mały symbol z minionych już epok. - Bawcie się dobrze. - dorzucił prędko, nie ściągając rękawiczek z dłoni, poklepał szwagra po ramieniu ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy i ruszył dalej. W końcu dostrzegł swojego najstarszego brata, Laurence, wraz z synem, przez co odetchnął z ulgą. Zaczynał się już niepokoić, że żadne z jego rodzeństwa nie raczy się zjawić, co postawiłoby ich wszystkich w złym świetle. Zwykle nie zajmował sobie zbyt bardzo głowy konwenansami, ale w przypadku wydarzenia które sam organizował, mógł się trochę przejmować. Objął Laurenca w braterskim uścisku. - Dobrze, że jesteś, bo reszta najwidoczniej jest zbyt zajęta... - lekko poirytowany zwrócił się do brata. Zaraz po tym oczywiście przywitał się z kolei najmłodszym dziedzicem fortuny Lestrangów, Louisem. Polecił młodemu mocno trzymać za niego kciuki, po czym wskazał przypisaną dla nich lożę i odłączył się, żeby witać kolejnych gości. Widząc jak Victoria i Laurent ustawili się obok Atreusa, ruszył ku tej gromadce.
- Serwus.- odparł również niezbyt formalnie na powitanie Victorii. - Bije od was gust i elegancja, naprawdę. - dorzucił krótko. Laurent sprawił na Lestrangu wrażenie bardzo szykownego gościa, zwłaszcza w tak przyciągającym garniturze jak miał na sobie. Rozbawiła go jego uwaga co do ich powodzenia. Od pochlebstw jeszcze nigdy nie rozbolała go głowa, więc i te przyjął jak swoje. - Loretta jest zbyt wrażliwa na takie sceny, ale cały czas jest ze mną. - odparł na pytanie Victorii, wskazując na pierś po lewej stronię w okolicach serca i uśmiechnął się do niej. Żałował, że jego bliźniaczki nie było tutaj razem z nimi, bo tracił najlepszy doping jaki mógłby dostać. - Tak, mnie również cieszy silna reprezentacja naszej rodziny. To budujące, dlatego nie zawiodę. - symbolicznym gestem uderzył się w pierś. Rozejrzał się jeszcze raz po strefie, czy ktoś nie umknął jego uwadze i dostrzegł redaktora Lockharta, dlatego uniósł kieliszek w górę i skinięciem głowy podziękował mu za obecność. Choć osobiście uważał go za śliskiego typa o wzgardzającym spojrzeniu na wszystko wokół, liczył się z jego osobą. Mając za plecami największą spółkę medialną w kraju jak Prorok Codzienny, dysponował potężnym orężem i dobrze zdawał sobie sprawę, że nienależenie go pomijać. Właśnie dlatego otrzymał jedyną akredytację wydawaną podczas tego wydarzenia, która upoważniała go do wchodzenia praktycznie gdzie tylko chciał. I tak naprawdę miał monopol medialny dla tego konkretnego wydarzenia i jako jedyny będzie dysponował jakościowymi fotografiami uwieczniającymi dzisiejszy pojedynek. Być może zbyt wiele powierzał kaprysowi Darcy'emu, jednak lepiej żeby kolega pismak czuł się doceniony, niż nie.
Kolejne minuty zlatywały na powitaniach, uprzejmościach, a nawet drobnych uszczypliwościach. Do otwarcia widowiska pozostał ostatni kwadrans. Ostatnia chwila na wybranie dogodnego miejsca, zamówienia przekąsek, czy wzajemnych pogawędek. To też ostatni moment dla spóźnialskich.

Tura trwa do: 27.09, do godziny: 23:59
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#20
24.09.2023, 18:11  ✶  

Co by nie mówić o Atreusie to był to jednak oddany przyjaciel i kompan. Trochę chuj - no bo należy nazywać rzeczy po imieniu (zwłaszcza kiedy wypominał Stanleyowi ciągle o tym kursie Aurorskim) ale nadal był dobrym druhem. Żeby nie usłyszeć o pojedynku Notta z Lestrangem to trzeba było chyba żyć pod kamieniem, a los i znajomości zawarte w Hogwarcie sprawiły, że otrzymał zaproszenie na to wydarzenie właśnie od Bulstrode'a. W teorii mógł się tutaj zjawić z osobą towarzyszącą ale w praktyce nie pojawiał ze Stellą publicznie, dlatego przybył sam. Lekko spóźniony ale nie na tyle aby nie zostać wpuszczonym do środka, okazał uzupełnione zaproszenie, wszedł do środka i zaczął rozglądać się po wszystkich zebranych osobach.

Borgin ubrany był w standardowy dla siebie sposób - biała koszula, spodnie w kant, pantofle, a na to wszystko płaszcz. Zrobiła kilka korków i dostrzegł znajome twarze w tym ogórkowidzącą Victorię czy swojego wspólnika z dormitorium, Laurenta. Kiwnął w ich kierunku na powitanie, a następnie zaczął się rozglądać za tym, który go tutaj wyciągnął - Atreusem. Na całe szczęście nie musiał się za dużo wysilać, ponieważ ten znajdował się tuż obok nich. Borginowi nie pozostało nic innego jak ruszyć w ich kierunku.

Stanley miał trochę problem komu powinien kibicować. Jedną stroną pojedynku był legendarny szukający Zjednoczonych z Puddlemere, Philip Nott, a z drugiej Louvain Lestrange, którego stronę trzymali Anthony z Atreusem, a Bulstrode to nawet był jego sekundantem. W takiej sytuacji nie pozostało mu nic innego jak wspierać tego, po której stronie stali jego najbliżsi. Decyzja zapadła. Lestrange mógł liczyć na słowa wsparcia i zaciśnięte kciuki za jego zwycięstwo.

- Cześć, cześć. Witajcie - przywitał się z gromadką w której byli Victoria, Laurent, Louvain i Atreus - Jest trochę stresik? - zapytał dwójki mężczyzn, którzy mieli grać zaraz główne skrzypce w tym wydarzeniu - Dzięki za zaproszenie - poklepał po ramieniu Bulstrode'a w przyjacielskim geście. Stanley doceniał, że ten przekazał mu zaproszenie na ten pojedynek.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Vakel Dolohov (3830), Eden Lestrange (2626), Erik Longbottom (2929), Elliott Malfoy (1309), Atreus Bulstrode (2234), Loretta Lestrange (4403), Philip Nott (3351), Cynthia Flint (1536), Darcy Lockhart (2365), Lyssa Dolohov (3023), Victoria Lestrange (3815), Stanley Andrew Borgin (1833), Louvain Lestrange (2839), Severine Crouch (343), Bellatrix Black (1618), Rabastan Lestrange (1972), Bell Dupont (2357), Laurent Prewett (5402), Kayden Delacour (502), Anthony Ian Borgin (847), Laurence Lestrange (2105), Diana Mulciber (424), Alexander Mulciber (3361), Neville Slughorn (337), Logan Nott (1180)


Strony (12): « Wstecz 1 2 3 4 5 … 12 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa