• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka Knieja Godryka v
1 2 Dalej »
1972, Wiosna, Ostara | Na ratunek przyszła wiosna - Stragany

1972, Wiosna, Ostara | Na ratunek przyszła wiosna - Stragany
constant vigilance
I have traveled far beyond the path of reason.
Wysoki na prawie dwa metry, brakuje mu pewnie mniej niż dziesięć centymetrów, ale ciężko to ocenić na oko. O krępej budowie ciała, z szeroką twarzą i wybitymi zębami. Skóra często pokryta bliznami. Krzywy nos, z pewnością kiedyś złamany. Włosy ciemne, oczy też. Nie należy do ludzi, którzy o siebie szczególnie dbają.

Alastor Moody
#51
06.12.2022, 07:56  ✶  
Jeżeli Ashling żartowała, to mogła się teraz zdziwić, bo Alastor, z perfekcyjnie pokerową twarzą, otrzepał jabłko z piasku z odrobinę większym zaangażowaniem niż wcześniej i faktycznie się w nie wgryzł. Po nagłej zmianie miny i dźwięku piasku ocierającego się o zęby można było domyślić się, że bardzo szybko tego pożałował, ale nie śmiał nic na ten temat powiedzieć.

- Przepyszny - skwitował to jednym słowem, nie potrafiąc odnaleźć w odmętach swojej głowy ciekawszego komentarza. Starał się nie wgapiać w to, jak poprawiała włosy, chociaż nie mógł nie uznać tego za urocze. Wreszcie, kolejny raz przejeżdżając spojrzeniem po zebranych tu osobach, pociągnął nosem i dodał: Nigdy nie mówiłaś mi o kuzynie, który spłonął w ognisku.

Najpierw powiedział, zanim pomyślał, bo po dłuższej chwili zastanawiał się, czy na pewno w świetle przełkniętego kawałka miał w sobie tyle siły, aby nie parsknąć gromkim śmiechem po usłyszeniu kolejnej, absurdalnej historii.

- Dobrze wiesz, że jestem ostatnią osobą, przy której warto marnować ciszę na złożenie propozycji wolnego od pracy - przyznał, zarówno przed nią, jak i przed sobą. I miał tutaj rację - nawet jeżeli go nachodziły różne myśli, to by się te myśli nigdy nie przebiły przez twardą ścianę pracoholizmu. - Ale skoro tutaj jest spokojnie, to proponuję się przejść. - Jeżeli naprawdę nic nie miało się tutaj wydarzyć, to mogli chociaż pooglądać stoiska, zamiast stać tak z boku jak dwa ciołki wzbudzające postrach i grozę, przypominając swoją obecnością o tym, że to nie są dla czarodziejów najlżejsze czasy.

Po uzgodnieniu rzucam na to, czy dzielny pan Auror dostrzega zamieszanie przy szalonej Sally.
Rzut Z 1d100 - 18
Akcja nieudana


fear is the mind-killer.
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#52
06.12.2022, 11:45  ✶  

Norka miała dodatkowe wsparcie w postaci Mabel, samej pewnie o wiele trudniej byłoby jej zlokalizować Fergusa, przed młodymi, bystrymi oczami dziewczynki jednak nic się nie ukryje. Szczególnie jeden z ulubionych wujków. Ogromny uśmiech pojawił się na twarzy dziewczynki, kiedy się do niego zbliżyli. Widziała w nim swojego sojusznika, na pewno pomoże jej zdobyć jak najwięcej czekoladowych żab!

- Wiedziałam, że mogę na Ciebie liczyć!- Dziewczynka jeszcze nie do końca przejmowała się konwenansami i traktowała Fergusa jak jednego ze swoich kolegów, mimo, że był od niej starszy niemal o dwadzieścia lat. W sumie nie ma się co dziwić, Norka nie miała zbyt wielu dzieciatych znajomych, Mabel więc przebywała głównie w towarzystwie przyjaciół matki, którzy dla niej byli najlepszymi kompanami do zabawy.

Szeptucha rozdzieliła ich na moment, mogło się wydawać, że była to krótka chwila. Wystarczyła jednak, aby diametralnie poruszyć Norę. Zbladła, a na jej twarzy widać było zakłopotanie. Co miała sobie myśleć o tej przepowiedni? Skąd ona właściwie o wszystkim wiedziała. Figg powinna była wiedzieć, że prędzej, czy później jej kłamstwa wyjdą na jaw, chociaż jak? Skoro tylko ona o wszystkim wiedziała, najwyraźniej nie, bo ta kobieta uzyskała te informacje. Dlaczego wszystko musiało się teraz komplikować? Kiedy mogło się wydawać, że już jest dobrze los chciał ją przygnieść chyba z każdej możliwej strony.

-Nic nie zabrała.- Odetchnęła głęboko. Nie chciała mówić o wszystkim przy córce, bała się, że Mabel zacznie się zastanawiać nad pewnymi rzeczami, a zdaniem Nory było na to wszystko jeszcze za wcześnie. Spodziewała się tego, że jak będzie starsza to zacznie zadawać pytania, jednak jeszcze nie teraz. -Później do tego wrócimy.- Wiedziała, że musi się z kimś tym wszystkim podzielić, trochę ją przeraziły słowa Szeptuchy.

Mabel nie do końca wiedziała, co się wydarzyło, zauważyła zmianę nastroju matki i jej dziwne zachowanie, jednak to czekoladowe żaby były aktualnie najważniejsze. Złapała rękę Ollivandera i dała się zaprowadzić do stoiska, było takie piękne i kolorowe. - Ile tu słodkości, najróżniejszych!!- Jakby w cukierni tego nie miała... - Chciałabym udźwignąć je wszystkie, ale tak się chyba nie da, czy się da?- Spoglądała na Fergusa oczekując odpowiedzi na pytanie, wyglądał na mądrego, na pewno będzie wiedział.

Norka szła za nimi, nadal nie do końca potrafiła wrócić myślami do Ostary, słowa Szeptuchy naprawdę wyprowadził ją z równowagi, będzie musiała się nad tym wszystkim poważnie zastanowić.

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#53
06.12.2022, 12:19  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.12.2022, 22:24 przez Brenna Longbottom.)  
- Obiecuję, że tak - powiedziała Brenna na pytanie o to, czy Mavelle dostanie "smaczka", a na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. I tej obietnicy miała zamiar dotrzymać, o czym Bones przekonać miała się wkrótce, kiedy w biurze przyjdzie do niej sowa... - Wiecie co? Lepiej nie podchodźmy do tych willi.
Kusiło ją. Ach, jak ją kusiło. Brenna z jednej strony była ostrożna tak, że zahaczało to wręcz o paranoję, z drugiej była też ciekawska, a to były w i l l e. W teorii miała okazję poznać ich potomkinie, ale Faye zdawała się jednak Brennie... normalna, poza tymi momentami, gdy występowała na scenie. A nawet wtedy przyciągała wzrok Brenny, owszem, nigdy jednak nie wydawało się to nadnaturalne.
Ot Longbottom była zaintrygowana, czy prawdziwe wiły dysponują silniejszym urokiem albo czy ich wygląd naprawdę aż tak oszałamia.
Z pechem, jaki miał dziś Patrick, okaże się jednak, że ich urok go strzeli niby grom z jasnego nieba, one zaś uznają go za najbardziej interesującego mężczyznę na dzisiejszym święcie, i Brenna do spółki z Mavelle będą biegać za nimi po lesie, by Steward nie został porwany na wieki wieków amen.
Chociaż to były wille. Może to nie byłby pech. Może Steward uznałby to za fart. Gorzej, że one i tak musiałyby go „ratować”, czy tego chciał, czy nie chciał, bo w Zakonie potrzebowali Prawej Ręki Dumbledore’a.
Podeszła do stoiska jako pierwsza, zamawiając kufel kremowego. A gdy się odwróciła, parsknęła prosto w kremową piankę, bo to było trochę śmieszne, a trochę straszne.
- Przepraszamy! Naprawdę nie zrobił tego specjalnie! – zawołała, próbując dojrzeć, kogo trafiła szyszka. – Proponowałabym teraz szybką ucieczkę, jak dzieciaki, które obrzuciły kogoś śnieżkami, ale jeszcze nie kupiliście swojego piwa… - wymruczała Brenna już znacznie ciszej. Raczej rozbawiona niż przejęta całą sytuacją, bo to w końcu była tylko szyszka i nawet jeżeli ktoś się zirytuje, to sytuacja nie była w żadnym
Wolną ręką wyjęła z kieszeni swoją i zmierzyła ją oceniającym wzrokiem, jakby nad czymś bardzo głęboko się zastanawiała.
– Rzuciłabym nią, ale podejrzewam, że wtedy trafiłabym Ministra Magii, który przypadkiem zabłąkał się w tym tłumie – stwierdziła, a kąciki ust drgały jej w tłumionym uśmiechu. – Muszę kupić jakieś ciasteczka. Nie za dużo, bo i tak wybieram się niedługo do Nory, ale Ostara bez jajek i ciasteczek się nie liczy.
Przy czym "nie za dużo" dla Brenny Longbottom znaczyło pewnie tyle, ile dla normalnego człowieka "ojej, ale się najadłem, nie spojrzę na nic słodkiego przez najbliższe trzy dni".


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
à La Folie
And was it his destined part
Only one moment in his life

To be close to your heart?
Piwne oczy i brązowe włosy z miedzianym połyskiem, czasem z rozjaśnianymi pasmami lub po całości. Ma 165cm wzrostu, a sylwetkę szczupłą i chudą. Zawsze stara się prezentować, jakby była na właściwym miejscu. Zawsze zadbana, ładnie uczesana i ubrana. Wygląda na starszą niż jest w rzeczywistości, czy to przez zachowanie, ubiór czy ogólny wygląd - chce żeby brano ją na poważnie, jednak kiedy się rozluźni, podpatrzone u innych maniery łatwo znikają. Czasem kiedy mówi, słychać francuski akcent, który szczególnie wychodzi kiedy jest pod wpływem silnych emocji. Ciągnie się za nią zapach białego piżma, jaśminu i kwiatu bawełny.

Lyssa Dolohov
#54
06.12.2022, 21:45  ✶  
Nie mogła powiedzieć, że przepadała za tego typu jarmarcznymi obchodami jakichkolwiek świąt. Rozstawienie się na środku pola w jakiejś małej miejscowości nie było dla niej szczytami jakichkolwiek zdolności organizacyjnych, ale co kto lubi, prawda? Do wszystkiego tak na prawdę pociągnęła ją ciekawość; mimo że spędozne w Anglii dni niejednokrotnie przynosiły ze sobą nowe doświadczenia, to wzięcie udziału w takim festynie wciąż pozostawało na liście 'do zrobienia i nigdy więcej nie wzięcia udziału'.
Dlatego też teraz szła obok Vakela, co chwila patrząc z ukosa na absurdalny kapelusz, który skomponował z przeciwsłonecznymi okularami, nie rozumiejąc, co właściwie miały mu zapewnić. Artykuł w Czarownicy poświęcony modowym katastrofom? Bo przecież na pewno nie anonimowość, sądząc po kąśliwych uwagach czy spojrzeniach, które nie umykały jej uwadze. Co i rusz jakoś zapominała, że jej ojciec jest osobą aż takiego formatu - zbyt dużego jak na jej dotychczasowe przyzwyczajenia, jednak posiadającego w sobie coś, co w pewien sposób bardzo jej odpowiadało. Bycie w centrum uwagi, nawet jeśli obrywało jej się w tym momencie tylko rykoszetem, pozostawiało po sobie dziwny, przyjemny posmak.
- Na prawdę? A niemal byłam w stanie się założyć, że przywitanie wiosny będzie się cieszyć większym zainteresowaniem - odwróciła głowę w jego stronę. Sama idea budzenia się ziemi do życia wydawała jej się stosunkowo ważnym konceptem, przynajmniej w założeniu. W końcu zwiastowało to możliwość nowych siewów, kwitnienia kwiatów, a także późniejszych zbiorów. Najwyraźniej jednak, nie wszyscy wciąż celebrowali fakt, że będzie co jeść. Chociaż w sumie nie była też pewna, czy magiczni zielarze i sadownicy przejmowali się podobnymi detalami jak pogoda. - Co masz na myśli? - zapytała, marszcząc lekko brwi. Młody wiek i życie za granicą pozwalał jej na życie w błogiej ignorancji, która nawet jej się podobała. Pozwalała nie zaprzątać sobie głowy przynajmniej połową spraw, która ciążyła innym, a jednocześnie stwarzała podobne sytuacje, gdzie mogła ciągnąć ojca za język, domagając się wyjaśnień. Jakieś też miała szczęście, że absolutnie nie wstydziła się tych wszystkich braków w politycznych rozstawieniach i problemach.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#55
07.12.2022, 00:14  ✶  
Wygrana suma przyjemnie siedziała w kieszeni, ale jednocześnie ciążyła, tym samym kusząc Bulstrode'a do dalszej rozgrywki. Słysząc ten zew, nie odsunął się od razu od stanowiska goblina, a przynajmniej nie na tyle, by znacząco się od niego oddalić i zgubić się w tłumie. Parę kroków wystarczyło, by znaleźć się na dogodnej pozycji, która umożliwiała mu obserwację jak niezadowolony goblin majstruje coś przy swoim kole, aż prosząc się o jakąś inspekcję ze strony służb porządkowych.
Jego dłoń ponownie powędrowała w kierunku wygranej sumy, a palce wręcz z czułością zamknęły się na monetach i wyciągnęły je na światło dzienne. Atreus przez moment się im przyglądał, podrzucając lekko w dłoni i co chwila wracając spojrzeniem do goblina, który klął na wszystko, co też mu się nawinęło do głowy. W końcu też ruszył się, nonszalanckim krokiem wracając do atrakcji, kiedy na moment nikt nie próbował zakręcić kołem.
- Nie mogłem nie zauważyć jak naprawiałeś przed chwilą to koło. Wszystko dobrze? Nic się nie popsuło? - zapytał niby to strapiony, wciąż potrząsając w dłoni monety, które nie tak dawno temu wręczył mu goblin. Liczył na to, że zwrócą one jego uwagę. - Tak sobie pomyślałem... wiem że teoretycznie nie robisz wyjątków, ale mam wrażenie, że możemy znaleźć pewne pole porozumienia. W końcu kto nie gra, ten nie wygrywa... Co powiesz na to: pozwolisz mi zakręcić znowu kołem, a jeśli wygram mniej, lub tyle samo co wcześniej, oddam ci wszystko to, co u ciebie dzisiaj wygrałem. Jeśli wygram więcej - cóż... dasz mi tylko tyle, ile będzie brakować od poprzednio wygranej sumy. Co ty na to?

rzut na charyzmę: zadowalający
Rzut Z 1d100 - 24
Akcja nieudana
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#56
07.12.2022, 00:33  ✶  
Może i w całej tej grze chodziło o to, żeby wyłowić trzy jeże, ale wcale jej to nie obchodziło. Ona sama przegrała, a może raczej wygrała, bo wyłowiwszy z kosza puchate, przecudowne kotki, zapiszczała z zachwytem, poświęcając długą chwilę na to, żeby je odpowiednio wygłaskać. Pewnie też w całości by się oddała tej czynności, na długo zawracając Sally głowę, gdyby nie fakt że 1. nie była sama, 2. ktoś inny tez próbował wyciągnąć trzy jeże i skończyło się to dla niego absolutnie tragicznie.
Przyjrzała się uważnie Cameronowi, z minął zawodowego krytyka zatrzymując spojrzenie nico dłużej na jego nowym kapeluszu. Jeśli chodziło o modowe trendy to chyba nie był on ostatnim krzykiem, jednak Dorze daleko było do prawdziwej ekspertki w tym temacie.
- Ładnemu we wszystkim ładnie - oceniła wreszcie w nieco poważną miną, kiwając przy tym głową, jakby chcąc tym gestem upewnić tylko Lupina w tym, że wcale ale to wcale nie wygląda źle.
Zaraz jednak jej uwagę, podobnie jak Fernah i Camerona, zwrócił krzyczący mężczyzna, który stał nieopodal, a który też bawił się w proponowaną przez Sally grę. Najwyraźniej dla niego znalezienie trzech jeży nie zakończyło się otrzymaniem stylowego nakrycia głowy. Jedna z dłoni Crawley powędrowała w stronę ust, otwartych lekko w szoku i jednocześnie konsternacji, bo na prawdę nie była pewna co powinni w tym momencie zrobić.
Pokiwała w końcu głową ni to do Slughorn, ni to do Lupina, kiedy ci zaczęli się zastanawiać nad tym, czy powinni biedakowi pomóc. Ona sama nie opanowała w odpowiednim stopniu magii leczniczej, by z zaangażowaniem wyciągać różdżkę. Mogła co najwyżej polecić mężczyźnie fenomenalną maść na ugryzienia, albo eliksir, a ani jednego, ani drugiego akurat pod ręką nie miała. Kiedy Cameron ruszył w kierunku poszkodowanego, ona została przy Fernah, uwagę zwracając na zaczepiającą ją dziewczynę, nie chcąc na razie wtrącać się w rozmowę.


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
"Toby"
There's a starman waiting in the sky
He'd like to come and meet us
Fergus jest dość wysoki, bo mierzy metr osiemdziesiąt wzrostu, a do tego dość chudy. Patrząc na niego, ma się wrażenie, że może się złamać na pół. Ma długie, wiecznie rozczochrane włosy, które związuje, kiedy musi się skupić lub nad czymś pracuje i brązowe oczy w odcieniu czekolady. Zazwyczaj jest dosyć nerwowy i intensywnie gestykuluje, kiedy mówi. Jest leworęczny.

Fergus Ollivander
#57
08.12.2022, 14:50  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.12.2022, 14:55 przez Fergus Ollivander.)  
Skinął głową na słowa Nory, chociaż ciekawość nieco go zżerała. Wiedział jednak, że należało uszanować prywatność przyjaciółki i fakt, że nie o wszystkim mogli porozmawiać przy dziecku. Dorośli nie powinni zrzucać swoich problemów na siedmiolatkę, a nawet gdyby cokolwiek usłyszała, mogła zinterpretować to po swojemu i doprowadzić do niemałych kłopotów, mając dobre intencje. Nie żeby Fergus był jakimś specjalistą od dzieciaków w tym wieku, zwłaszcza że nie miał ich w najbliższej rodzinie, a całą swoją wiedzę czerpał wyłącznie od Figgów.
- Oczywiście, że się da – odparł Ollivander, uśmiechając się do dziewczynki. – Przecież przywieźli tutaj to wszystko. Ale musielibyśmy mieć do tego specjalny wóz, jak ci sprzedawcy, a nie mamy. Dlatego kupimy tylko tyle, ile zmieści ci się w kieszeni.
Spojrzał przelotnie na Norę, która nadal wydawała się dziwnie nieswoja i odległa. Martwił się o nią, nawet bardzo, dlatego postanowił, że przez chwilę pozwoli jej odetchnąć chociaż w kwestii zwracania uwagi na Mabel i sam skupi się na zabawianiu jej. Musiał pokazać dziewczynce, że jest najlepszym wujkiem pod słońcem, dlatego kiedy spoglądała na słodycze, pochylił się do niej.
- Skoro mama nie patrzy, weźmy jeszcze to, co zmieści się u mnie – wyszeptał do niej, wskazując na kieszenie swojego płaszcza, które z pewnością pomieszczą o wiele więcej, niż te wszyte w ubrania dziecka. – Tylko cii, bo nam zabroni – dodał jeszcze, przystawiając palec do ust, żeby nadać powagi sytuacji.
Kiedy już napchali kieszenie i opłacili wszystkie słodkości, które wybrała sobie mała Figg, mogli ruszyć dalej. Fergus starał się nie zgubić w tłumie Mabel, grzebiąc przy tym po kieszeniach, żeby wśród mnóstwa cukierków i czekoladowych żab odnaleźć paczkę papierosów. Samo wdychanie takich ilości cukru sprawiło, że poczuł potrzebę zaciągnięcia się dymem, nie bacząc już nawet na obecność siedmiolatki. Wcisnął fajkę do ust i odpalił, dopiero po chwili ogarniając, że zaczęli się niebezpiecznie zbliżać do straganu z amuletami, spod którego wcześniej został odciągnięty, by zdobyć słodycze.
Szlag by to znowu, mruknął do siebie w myślach, czując okropną gulę w gardle i niemal dusząc się od dymu z papierosa. Do tej pory nigdy mu się to nie zdarzyło, ale może też dlatego, że zdobywał to, na czym mu zależało, nim ktokolwiek odwrócił jego uwagę. A nie mógł nic poradzić na to, że wisiorek wbił mu się w umysł i zagnieździł jako największe pragnienie czegoś, co chciałby posiadać. Do momentu, aż wyląduje w szafie i znów o nim zapomni, ale coś w jego wnętrzu zostanie zaspokojone.
Poprowadził Mabel do straganu, uznając, że Nora wciąż się za nimi wlecze i dochodząc do wniosku, że błyskotki zwrócą uwagę siedmiolatki równie mocno, co słodycze. Sam dostrzegając, że sprzedawca jest zajęty obsługą innego klienta, zacisnął palce na interesującym go przedmiocie, modląc się w duchu, by nikt go teraz nie obserwował.

Rzut 1d100 - 45

Rzucam na złodziejstwo
Widmo
The bodies in my floor all trusted someone.
Now I walk on them to tea.

Eunice Malfoy
#58
08.12.2022, 20:46  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.12.2022, 11:30 przez Morgana le Fay.)  
Jeśli ktoś twierdził, że zima wciąż trzymała świat w swoich objęciach, to zdecydowanie musiał wyczyścić swoje okulary. Albo je wymienić. Albo w ogóle sobie kupić, bo najwyraźniej nie widział zbyt dobrze, skoro nie potrafił rozpoznać oznak budzącej się do życia Natury; choć tak po prawdzie, ta nigdy nie spała. Zima zdawała się być okresem przeczekania, ciszy, swoistej śmierci, ale jeśli dobrze się wiedziało, gdzie szukać, nagle odnajdywało się pełno dowodów, iż zalegający śnieg nie tłamsił dosłownie wszystkiego.
  Nadejście zaś Ostary tylko podkreślało fakt, iż minęła pora mrozów – których i tak już od pewnego czasu nie dało się uświadczyć – że Koło Roku niestrudzenie się obracało. Ciemność odchodziła w zapomnienie, jasność zyskiwała nad nią przewagę. Było tak przynajmniej wedle praw Natury, bo jeśli chodziło o bieżącą sytuację w czarodziejskim świecie, to zdecydowanie cała ta „przewaga jasności” budziła mnóstwo wątpliwości. Manifest Voldemorta ściągał raczej zimę nad głowy czarodziejów, nie wiosnę – choć niektórzy zapewne mogli postrzegać to jako początek czegoś nowego, czegoś właściwego, czegoś, co pozwoli zaprowadzić ład raz na zawsze.
  Ale Eunice nie zaprzątała sobie głowy takimi kwestiami, przynajmniej nie teraz. Nie, gdy zirytowana niepowodzeniem kroczyła wraz z mężem pod ręką w stronę straganów. Może faktycznie poszukiwania jajek należało zostawić pędrakom? Choć sama nie miała przecież znowu tak wielu lat na karku, żeby uważać się za starą; nawet nie zdążyła dobrze skończyć edukacji! I co z tego, że Hogwart od paru dobrych lat za nią? Nadal siedziała z nosem w księgach, nadal się kształciła, mając przed oczyma dość konkretny cel.
  A za nim, w pewnym sensie, szło również przedłużenie młodości. Choć czy faktycznie należało o niej mówić, skoro na palcu błyszczało złoto obrączki, dobitnie światu obwieszczające, że nie jest niewinną panną, która z rumieńcem na licu może składać przyrzeczenia wiecznej miłości czy tam innych obietnic wyjętych wprost z dawnych romantycznych legend czy całkiem współczesnych powieści? Nawet i tych mugolskich, o ile ktoś odważył się po to sięgnąć. Nie małe dziecko, ale też i nie całkiem dorosła kobieta, zawieszona pomiędzy tymi dwoma stanami; jakkolwiek by nie patrzeć, wciąż miała na karku zbyt niewiele lat, żeby mówić o jakimś mocno konkretnym życiowym doświadczeniu. Cóż, w teorii na dobrą sprawę nie tak znowu mało osób uznawało, iż mimo wyrośnięcia z pędrackiego wieku, nic im nie stoi na przeszkodzie, by również dołączyć do poszukiwań.
  Jakkolwiek by nie patrzeć, była to już kwestia na przyszły rok; może i Eunice nie miała takiego parcia na sukces i postawienie na swoim, jak jej rodzeństwo, to jednak nie oznaczało to, iż potrafiła tak po prostu przełknąć porażkę. Gdyby nie te zgubione jajka, to już sytuacja wyglądałaby o wiele lepiej! Ale nie, skończyła z tylko i wyłącznie dwoma, czego efektem był, kolokwialnie mówiąc, foch. Schowany, bo schowany, wszak nie wypada publicznie humorów okazywać, ale jednak foch, który zapewne miał wezbrać i rozlać się, gdy znajdzie - znajdą - się w bardziej ustronnym, prywatnym miejscu. Chyba że jednak zostanie ułagodzony, poskromiony we względnym zarodku - wszak zanim odejdą z Doliny Godryka, to jeszcze trochę czasu minie; nie planowała tupnąć nóżką, uznać, że ma wszystko gdzieś, odwrócić się na pięcie i udać w stronę domu w mocno pośpiesznym tempie, na tyle, że aż by się za nią kurzyło.
  Zadumała się na chwilę, widząc jakieś dziecko, zajadające się czekoladowym jajkiem. Jedno z rodziców trzymało koszyczek - im chyba poszukiwania wyszły lepiej, ale nie była tego do końca pewna, nie widziała dobrze jego zawartości. Jeszcze chwila - nie taka krótka wprawdzie, bo obejmująca parę lat - a Nicholas sam będzie mógł wziąć udział w takiej zabawie. Ciekawe, czy będzie miał więcej szczęścia, czy jego koszyczek - a może raczej Elliotta, jej własny, Eden czy przyszywanej matki, jeśli się takiej doczeka - zostanie zapełniony? A może... może będzie miał nieco młodsze towarzystwo? Poczuła gulę w gardle, suchość w ustach. Nie był to może argument o największej mocy, w końcu miał o wiele mniejsze znaczenie od tego, jak bardzo to miałoby wpłynąć na dotychczasowe życie, jak bardzo zostałoby wywrócone do góry nogami. Czy byłaby w stanie udźwignąć staż w momencie, gdy stawałaby się coraz bardziej ociężała? Nauka sama w sobie nie była aż tak wielkim problemem - kwestia zajęcia miejsca w sali wykładowej, sporządzenia notatek, przeglądania ich raz po raz. Kwestia czytania odpowiednich ksiąg. Ale staż? Ten wymagał nieco więcej sprawności, zwłaszcza gdy chodziło się wokół pacjentów. A co potem? No, w teorii można było wynająć niańkę i mieć święty spokój, ku czemu częściowo się skłaniała.
  Tylko czy tak właśnie powinno to wyglądać? Żyć razem, pod jednym dachem, ale jednak osobno, nie przejmując się niczym, widywać tylko rano i być może wieczorem? Wątpliwości miała dużo i z każdym dniem się jedynie mnożyły zamiast rozwiewać. A czas boleśnie uciekał, przepływał przez palce; coraz mniej go zostawało w klepsydrze. Jeszcze chwila i brak decyzji stanie się decyzją, od której skutków już nie da się tak łatwo uciec. Teraz… teraz się jeszcze dało. Jeszcze.
  Odepchnęła od siebie te myśli, niejako wracając na ziemię. Przytomniej rozejrzała się wokoło, odnotowując przynajmniej mniej więcej co, gdzie, jak. Rozstawione stragany kusiły swoją zawartością, zapraszały do opróżnienia sakiewki z sykli i galeonów; w szczególności wołały te ze słodkościami. Już sam widok łakoci wzbudzał chętkę ich pochłonięcia; starała się jednak powstrzymać od kaprysu „kupię wszystko, co tu macie”. Z pewnością takiego wydatku nawet by nie zauważyła i jednocześnie zagwarantowałaby sobie zapas przekąsek na jakiś czas, idealnych do podjadania przy wertowaniu coraz to kolejnych ksiąg i sporządzaniu notatek z ich treści, punktując najważniejsze rzeczy, które absolutnie musiały zostać zapamiętane, wyryte w umyśle niczym w kamieniu.
  Odrobina zdrowego rozsądku, tego wolała się trzymać; w końcu bowiem taka ilość słodkiego odbiłaby się z pewnością na jej sylwetce, a akurat lubiła ją taką, jaka była teraz. Czyli, najprościej rzecz ujmując, szczupłą.
  - Sprawdzimy, czy los nam sprzyja? – spytała, siląc się na w miarę lekki ton, dostrzegłszy loterię fantową i stojącego przy kole gnoma. Choć przecież… z jajkami nie poszło, to teraz miało być lepiej? Ale może tamto nie było kwestią szczęścia, może zbytnio się rozpraszała, skoro musiała mieć baczenie na męża, żeby go nie zgubić; może nie przyłożyła się do szukania, może… och, długo można by było wymieniać!
  W każdym razie, Fortuna bywała mocno zmienną. Nie udało się z jednym, może uda się z drugim?

Rzut 1d6 - 5

(wygrywam 8 pd)

  - Och, nawet się udało – ucieszyła się, gdy po uprzednim uiszczeniu opłaty koniec końców zdała się na los i… wyszła na tym na plusie. Bardzo miło, po tym wcześniejszym niepowodzeniu! - … poczekasz tu? Właście coś zobaczyłam, tylko skoczę do tamtego straganu i wrócę... - bardziej stwierdziła niż spytała o pozwolenie na oddalenie się. Stąd też, zostawiwszy męża, skierowała się całkiem raźnym krokiem w stronę jednego stoiska. Z łakociami, zdaje się.

1096

Loteria rozliczona
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#59
09.12.2022, 00:22  ✶  
Czasem tak jakoś bywało, że występował gdzieś błąd w komunikacji i intencje oraz przesłanie płynące od jednej osoby pozostawały całkowicie niezrozumiane przez odbiorcę. Niestety, bowiem gdyby nie dochodziło do takich nieporozumień, a każdy łapałby wszystko w lot, dałoby się oszczędzić wszystkim wielu scysji. Język jednakże nie był doskonałym narzędziem, więc czy tego się chciało czy nie… wychodziło różnie.
  - … a. Aaa! – załapała po krótkiej chwili zawieszenia i przetrawiania otrzymanej od Patricka informacji – Ale nie no, coś słyszałam, że słodkie, tylko po prostu niezbyt sam cukier... – wytłumaczyła dość mętnie. Czyli, po mugolsku rzecz ujmując, coś dzwoniło, ale nie wiadomo, w którym kościele.
  - Właściwie to jestem trochę ich ciekawa... – zaoponowała słabo przeciwko sugestii Brenny. Tyle że jednak należało brać poprawkę na pecha Patricka i po prostu nie kusić losu, więc koniec końców metaforycznie machnęła na to ręką – Albo może jednak faktycznie nie – zgodziła się z kuzynką. Czasem lepiej nie przeciągać struny i nie sprawdzać, ile taka była w stanie wytrzymać, zanim pęknie. W zasadzie to najlepiej, żeby wcale nie pękała.
  - Szyszka? Nie no, weź zostaw, można prze… och – urwała, odkrywając, iż zdecydowanie nie zdążyła przekonać mężczyzny co do tego, by zatrzymać wygraną. Niby mizerną, ale zawsze wygraną; poza tym artystyczna część duszy Mavelle jęczała, że przecież można było jej użyć jako ozdoby – Na brodę Merlina, Patrick, zaraz pomyślę, że może lepiej zamknąć cię dziś w domu. Choć pewnie i wtedy byś sobie coś zrobił – prawie się załamała, kręcąc tylko głową nad Pechowcem Dnia. Jeśli nie Miesiąca – I może lepiej mi oddaj tę szyszkę…? – podrapała się po karku, rozważając szybko sytuację. Znaczy tak, nie podejrzewała Brenny o nierozsądek w postaci rzucania szyszką na oślep, skoro efekty były, jakie były, ale jakoś tak… chyba po prostu czułaby się bezpieczniej, samodzielnie sprawując nad nią pieczę.
  - Hej, Bren. Czekoladowe gały? – zasugerowała, wskazując głową jeden ze straganów. Powinny spełniać kryteria ciasteczek! I zaraz o nich zapomniała, bowiem w polu widzenia pojawił się ich cel – stragan z piwem kremowym. Toteż niewiele myśląc ujęła swoje towarzystwo pod rękę – każde z dwójki pod osobną, rzecz jasna – i pociągnęła w odpowiednim kierunku.
  - W sumie ja stawiam – uznała tonem sugerującym, iż sprzeciw nie jest wskazany – Małe, duże? – dopytała jeszcze, gotowa od razu złożyć zamówienie. No, nie tak od razu – trzeba było chwilę poczekać, bo niestety!, zrobiła się mała kolejka.

382/1183
Obserwator
Nie możesz winić lustra za to, że odbicie ci się nie podoba.
Patrick ma ciemne włosy i ciemne oczy. Najczęściej na jego twarzy gości trzydniowy zarost. Jest wysoki, ale nie przesadnie (ok. 185 cm), raczej wysportowany. To ten typ, który rzadko można zobaczyć w garniturze, bo woli ubrania wygodne, które nie krępują jego ruchów. A poza tym garnitury wyróżniają się w tłumie a on lubi się z nim stapiać. Dużo się rusza. Chociaż w towarzystwie potrafi sporo mówić i często żartować, zdaje się, że równie dobrze odnajduje się w swoim własnym towarzystwie. Często można go zobaczyć szkicującego coś namiętnie. Wieczorami można go czasem spotkać w barach. Zawsze wtedy siedzi gdzieś w rogu.

Patrick Steward
#60
09.12.2022, 23:06  ✶  
Trochę jak na zawołanie Patrick obrócił głowę w stronę miejsca, gdzie stały wille. Zapatrzył się na nie z nagłym zainteresowaniem. Skłamałby, gdyby próbował zaprzeczać, że i jego pociągał ich widok. O tym, że miał sporego pecha tego wieczoru już właściwie wiedział, ale… ale właściwie co złego mogło się stać, jeśli podeszliby we trójkę do will? Przecież nie każą mu przeskakiwać przez ognisko albo skakać ze skarpy, prawda?
- Nie no dajcie spokój. Widzę, że was do nich ciągnie. Mnie zresztą też, chodźmy – zakomenderował, patrząc na Mavelle i Brennę. Impet jego słów trochę osłabł, gdy pierwsza z nich zauważyła stoisko, którego od pewnego czasu szukali. – Albo chodźmy tam zaraz po tym jak zdobędziemy butelki piwa kremowego.
Szedł obok obydwu kobiet, trochę bezwiednie podążając ich śladem. Patrick miał w tym jeszcze jeden, drobny interes. Może nie uśmiechało mu się uciekać biegiem, jak nastolatkowi, ale uważał, że im szybciej zwiną się z widoku, tym mniejszą szansę miał na to, że zostanie dostrzeżony przez młodą kobietę, w którą tak nieopatrznie cisnął własną szyszką. I niby już ją przeprosił, ale wciąż… była w tym pewna ironia, że jako auror przypadkiem zaatakował szyszką bogu ducha winną osobę. Nie do końca rozumiał również czemu akurat panna Bones miała płacić za piwo kremowe – a i nosił w sobie jakieś nieprzyjemne podejrzenie, że próbowała mu w ten sposób wynagrodzić skręconą w lesie kostkę. A co próbowała wynagrodzić Brennie? Albo za co się odwdzięczyć? Nie miał zielonego pojęcia.
Myśl, że Longbottomówna miałaby się przyłączyć do jego szaleństwa i również rzucać swoją szyszką, była na tyle zabawna (zwłaszcza, że Mavelle z jakiegoś powodu uznała ją za prawdopodobną), że powiedział:
- No dalej, Brenna, ciskaj swoją. Zobaczymy kogo uda ci się ustrzelić – zachęcił, chyba właśnie trochę na przekór słowom drugiej kobiety (i własnym myślom). Do Mav zaraz zresztą uśmiechnął się szeroko, tylko odrobinę przepraszająco. Korciło go, żeby powiedzieć jej jeszcze: jeśli chcesz możesz mnie dzisiaj pilnować całą noc, ale ostatecznie tego nie zrobił. I nie, nie dlatego, żeby nagle się zawstydził. Po prostu doskonale zdawał sobie sprawę, że kiedy wróci do domu, jego dobry nastrój minie jak ręką odjął i zacznie malować intensywnie przy tym myśląc o sprawach, na które nie miał żadnego wpływu. – Wszyscy jesteśmy duzi, potrzebujemy więc dużych butelek piwa.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Eutierria (2673), Alastor Moody (667), Vakel Dolohov (1989), Mavelle Bones (2207), Ida Moody (794), Eunice Malfoy (2053), Seraphina Prewett (335), Brenna Longbottom (2018), Erik Longbottom (2149), Geraldine Yaxley (1989), Theseus Fletcher (725), Atreus Bulstrode (550), Nora Figg (2503), Florence Bulstrode (1975), The Tempest (324), Heather Wood (841), Timothy Fletcher (908), Trevor Yaxley (2230), Dora Crawford (1477), Sarah Macmillan (1934), Patrick Steward (2083), Julien Fitzpatrick (336), Stella Avery (591), Bard Beedle (646), Cameron Lupin (2369), Fernah Slughorn (1541), Fergus Ollivander (2341), Ada Wright (1413), Lyssa Dolohov (1031), Peregrin McGonagall (579), Alanna Carrow (1545), Mackenzie Greengrass (299), Peregrinus Trelawney (1100)


Strony (12): « Wstecz 1 … 4 5 6 7 8 … 12 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa