• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna Plac i stragany [Lato 1972] Święto Żniw - Kiermasz (Wątek główny)

[Lato 1972] Święto Żniw - Kiermasz (Wątek główny)
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#151
30.05.2024, 02:11  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 30.05.2024, 17:57 przez Dora Crawford.)  
południowe stragany - stoisko pani zamfir

Dora spojrzała na wylosowane przez siebie fanty i odrobinkę tylko pobladła, zanim pośpiesznie wrzuciła je do swojej torby i odeszła od koła fortuny. Eliksir chroniący przed ogniem był całkiem przyjemnym podarunkiem, ale pióro? Pióro było dziwne, jakoś ciążyło jej i wydawało się niewłaściwe, ale nie zamierzała robić z jego powodu awantury. Lepiej, żeby ona je miała niż ktoś, kto skorzysta z niego w niewłaściwy sposób.

Jakieś poruszenie nie tak daleko spowodowało, że mimowolnie postanowiła odsunąć się od niego. Obrała więc trasę w przeciwną stronę, kierując się w raczej spokojniejszą część jarmarku, gdzie nikt by się nie bił i nikt nie krzyczałby zachęcająco, by druga osoba biła mocniej i bardziej. Myślała, że w środku Londynu nikt nie pokusi się o takie akty przemocy, ale widać myliła się i razem z tymi rozmyślaniami, przystanęła przy stoisku Pani Zamfir. Spojrzała na ladę, dopatrując się tam różnorakich przetworów i oczy jej się trochę zaświeciły. Mogła sobie tego typu rzeczy sama w domu przyrządzić, ale wspieranie rzemieślników wydawało się jej jak najbardziej właściwe, dlatego poprosiła sprzedawczynię o dwa słoiki z dżemami. Zdecydowała się też na butelkę rakiji, bo może do czegoś kiedyś się przyda i cała rodzina będzie mogła wypić sobie tym na zdrowie. W końcu zachwyciła się przepięknymi chustami, które tez można było zobaczyć na stoisku i kupiła sobie jedną, zaraz zarzucając na ramiona. Na sam koniec poprosiła jeszcze o spróbowanie alkoholu, który przed chwilą kupiła, wychylając porcję za jednym zamachem.

czy mnie trzepnie af
Rzut O 1d100 - 54
Slaby sukces...


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#152
30.05.2024, 10:40  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 30.05.2024, 11:36 przez Anthony Shafiq.)  
Południowe stragany, Château des Dragons i okolice
Przysłuchiwał się kwitnącej miłości między rodzeństwem, wymianą uprzejmości, wsparciem, które dawali sobie na każdym kroku. W takich chwilach nie dziwił się, że ludzie częściej traktowali swoich przyjaciół jak rodzinę, bo rzadko kiedy trafiało mu się na więzy krwi, które były innymi niż zazdrością podlewaną ambicjami rodziców, zgryźliwością, zawiścią i pozostałym pakietem emocji zaczynających się na literę "z". Być może patrzył na to przez pryzmat własnych doświadczeń, błąd poznawczy był przecież ludzką ułomnością, w dodatku bardzo powszechną.

– Och, kilka razy przed laty nasze drogi krzyżowały się na polu zawodowym. – Odpowiedział Ambrosii, nie wchodząc w detale tego jak krewki Niewymowny mógłby pomagać komuś z Oddziału Międzynarodowych Standardów Handlu Magicznego. Tymczasem wyjął kubek z dłoni Hadesa, aby ten przypadkiem nie pobiegł rozwiązywać problemu z obywatelami, mając w rękach coś, co ściągnęłoby na niego niepożądaną uwagę. I już miał wrócić do niezobowiązującej konwersacji z Ambrosią, gdy zastrzygł uchem na znajomy głos, wołający znajome imię. Może jednak powinien się napić wtedy przed chwilą z Victorią i Laurentem? Może. Nagle utrzymanie skupienia na ślicznej egzorcystce stało się bardzo, bardzo trudne.

– Rok rocznie Château des Dragons ma woje stanowisko na Lammas, ale rzeczywiście, osobiście pojawiałem się tam zwykle na otwarcie obchodów. Nie przepadam za wsią, szczególnie latem męczą mnie straszliwe alergie. – To były alergie na podpitych magów, rubaszne żarty i poklepywanie po ramieniu, przez ludzi, którzy uważali, że skoro wiedzieli jak się nazywał to, byli już przyjaciółmi. Bardzo to potem musiał odchorowywać. Miasto trzymało bardziej na dystans i pozwalało w każdej, najdrobniejszej chwiil się wycofać. – Jeśli byłaby pani zainteresowana, winnica ma również białe wina. Tegoroczny zbiór celował w róż przez względu na naszą patronkę. – tu uniósł głowę w kierunku siedzącej na dachu statui, która jak na wezwanie zmieniła ułożenie głowy i zaczęła patrzeć opalowymi oczyma w kierunku sceny. – Proszę spróbować białego sprzed dwóch lat, myślę... Tahiro, masz chyba już jakąś otwartą butelkę prawda? – zapytał hostessę, która uwijała się za ladą, a wzrok sam mu uciekł do rozmawiających niedaleko mężczyzn. Odpowiedział na skinienie jednego z nich, po czym przeprosił Ambrosię i odszedł z posterunku, gasić inne pożary.

Jej twarz wzbudzała nienawiści i dzikość. Czarne oczy utkwione w Anthonym morderczo były osadzone w głowie, która skinęła na jego polecenie i rychło na ladzie pojawiła się butelka. Właściwie uderzyła o ladę. Nie była otwarta, ale dla czarnowłosej cudzoziemki nie był to problem.
– Masz ładny kolor ssskóry. – powiedziała do Ambrosi, ustawiając też nie jeden a dwa kubki. Drugi najwidoczniej dla siebie. Złote łuski (z pewnością przyczepione dla dekoracji) mieniły się w słońcu. W drapieżności kobiety było coś intrygującego, zupełnie tak, jakby rzeczywiście Shafiq znalazł smoka i zmusił go do podawania ludziom wina. Trunek znalazł się w obu kubkach.

Pali i rozmawia na uboczu z Isaackiem i Erikiem

To był bardzo zły pomysł, ale kroki wiodły go same. Wiedział przecież, że tak będzie. Że dostanie palec, a zapragnie całej ręki, że jedna wspólna herbata rozbudzi apetyt, na wspólne przeglądanie straganiarskich śmieci, może kolację, jeśli tylko nie wydarzy się nic większego niż aferka spod mulciberowego straganiku. Wspólna przerwa na papierosa, kto by pomyślał. Nie robili tego nigdy, nie tutaj, nie w rodzinnych stronach, bardzo o to dbał, ale teraz przecież nie chciał, by było jak kiedyś. Był spragniony nowej jakości, a ekscytacja mieszała się z obawą. Z wewnętrznej kieszeni piaskowej marynarki wyciągnął swoją złotą papierośnicę i dołączył do kręgu palaczy. Wygodna wymówka.
– Uszanowanie panom, jak nastroje? – zagadnął życzliwie, zaciągając się tytoniem niespiesznie, mając w pamięci, że nie jest to shisha, do której przywykł, a bezpośrednio popielony susz. – Znowu zlecenie od proroka? Jeszcze moment i będę się obawiał, że mi Ciebie ukradną. – To był jakiś pomysł, jakiś ciekawy plan na rozwój tej powolnie kształtowanej znajomości, ale było jeszcze za szybko. Ich konfrontacje zwykle kończyły się bardzo defensywnym Bagshotem, no może poza wczorajszym dniem, jedno popołudnie nie znaczyło jednak nic na dłuższą metę, jeśli nie było utrwalone. Wzrok stalowych oczu przeniósł się na Erika, który jeszcze przed obchodami zdawał mu się spięty. Nie, żeby Anthony'ego to dziwiło, wszak ostatni sabat skończył się tak, jak się skończył. Ciężko było cieszyć się zabawą, która chyba powinna wpadać w gusta Longbottoma, skoro z tyłu czaszki wciąż pozostaje niepewność, czy sielanka nie zostanie przerwana przez grupę zamaskowanych agresorów. Napięta struna łatwo pękała.

– Może skusicie się na coś spod lady? Co prawda nie mam nic starszego niż dziesięć lat, ale z pewnością znajdzie się coś orzeźwiającego, przy czym będzie można się na moment rozluźnić. – zaproponował, ćmiąc dalej papierosa. – No i muszę pilnować mojej smoczycy... Ktoś postanowił rozdawać ludziom kotki i, cóż... trochę się obawiam o ich los. – dodał, uciekając na powrót wzrokiem do rozmawiającej Ambrosii i Tahiry. No niestety nie mógł się rozdwoić, choćby bardzo chciał. Jego matka jednak nie pochodziła z rodu Slughorn.

Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#153
30.05.2024, 13:09  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 30.05.2024, 13:18 przez Victoria Lestrange.)  
Południowe stragany – Świece i kadzidła rodziny Mulciber

Nie dziwiła się wcale, że Erik się stąd ulotnił. Nie dość, że ktoś mu wcisnął TAKĄ świeczkę w łapę, zaskakując go przy tym dokumentnie, to jeszcze przy tym obskoczył robiąc zdjęcia, jakby szukał taniej sensacji, którą zresztą sam stworzył (bo przecież widziała, że to nie Erik był tym zainteresowany). Uśmiechnęła się tylko do Longbottoma na odchodne, bo absolutnie nie życzyła mu źle. Zresztą gotowa była powiedzieć kilka słów temu dziennikarzowi, czy kim on tam był, ale w tym momencie zadziało się kilka rzeczy naraz…

To zadziało się bardzo szybko, a Vika, nie tera było pewną kropką nad i, która sprawiła, że Victoria wyraźnie się zdziwiła. Głównie to tym, że Atreus zwrócił się do niej po imieniu (chociaż nie wątpiła, że je doskonale zna, ze wzajemnością zresztą). Trochę jak w zwolnionym tempie obserwowała, jak Bulstrode ogląda sobie te jakże osobliwe świece, po czym zobaczył coś, co podziałało na niego jak płachta na byka i czerwień niemalże zalała mu oczy. Victoria wiodła za nim wzrokiem, obróciła nawet głowę, śledząc te kroki; jeden, drugi, trzeci, czwarty… to były długie kroki, i wtedy zobaczyła Mulcibera w towarzystwie Notta, którego miała okazję kilka dni temu poznać na małym afterparty po pojedynku z jej kuzynem. A poznała go tylko dlatego, że na sam pojedynek przyszła z Laurentem, a on bardzo chciał pójść do Notta, więc… tak. Zobaczyła więc Mulcibera i Notta, do których w tym zwolnionym dla niej tempie zbliżał się Atreus i nagle…

JEBS.

Świeczką w Philipa. Victoria zamrugała, zbyt zszokowana, by na to zareagować. Pewnie takie uderzenie musiałoby zaboleć odrobinę, ale największą szkodę poniesie woskowy penis. Ktoś zaraz krzyknął, żeby go MOCNIEJ NAPIERDALAŁ, Victoria zresztą już miała zrobić krok, żeby powstrzymać Atresua, ale wtedy stojąca obok niej Florence się odezwała.

Skrzywdził Laurenta. Jak to skrzywdził Laurenta? Co do kurwy…?

Zamarła w tym półkroku i zaraz położyła stopę na podłogę, zacisnęła usta, nie odrywając wzroku od Atreusa i Philipa.

– A to padalec – wydusiła z siebie. Nie miała o niczym pojęcia, Laurent o niczym jej nie wspomniał. Ogólnie to… Jak to go skrzywdził? Wróciła pamięcią do rozmowy jaką odbyli we Włoszech i zaczęła się zastanawiać, czy jego przyjaźń z Nottem to nie była jednak po prostu… „przyjaźń” i te wnioski podobały jej się coraz mniej, biorąc do kupy to, że ta gnida go skrzywdziła. Bo nie miała podstaw by nie wierzyć kuzynce Laurenta i wkurwieniu Atreusa. Dlatego nie zrobiła nic, by zatrzymać Atreusa, albo pomóc jakże biednemu Philipowi.

Mulciber, chyba Robert, za to zamiast ich rozdzielić, czy jakoś bardziej się tym przejąć, zbliżył się do stoiska i zaczął krzyczeć, a potem bardzo niegrzecznie zwrócił się do chłopaków obsługujących stragan, którzy przecież nie byli niczemu winni i zrobił z tego jeszcze większą sensację niż była, zwracając uwagę na świeczki Mulciberów, zamiast siedzieć cicho i to przemilczeć, by rozeszło się po kościach. Zresztą za chwile pojawił się drugi Robert Mulciber, Victoria przez moment zastanawiała się, czy nie dwoi jej się w oczach.

– Proszę nie chować. Chętnie kupiłabym więcej świeczek, tych limitowanych też – zwróciła się do Charlesa, jakby kompletnie zignorowała Roberta i Richarda. Normalnie by niczego takiego nie kupiła, ale tak ją zirytowało to zachowanie, że nie mogła się powstrzymać, tym bardziej że totalnie mogłaby sobie na takie zakupy pozwolić, na biednego przecież nie trafiło. Wtedy też Alexander rzucił swoją przemowę, widać próbując ratować honor rodziny po tym jak dwóch furiatów zrobiło większą szopkę niż już była i zupełnie nie zauważyła, że Isaac celował aparatem tak, by przypadkiem uchwycić w kadrze jej tyłek, który opinały czarne spodnie. Poczuła za to, że ktoś próbował coś z niej odczytać, za to zdołała obronić się oklumencją. Gwałtownie wtedy odwróciła głowę, szukając tego, kto sobie tak bezczelnie poczynał. Nie powiedziała nic na przemówienie Isaaca, który najwyraźniej też stracił cierpliwość – i zresztą słusznie.


Rzucam na oklumencje przeciwko widzeniu nici
Rzut PO 1d100 - 22
Akcja nieudana

Rzut PO 1d100 - 76
Sukces!
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#154
30.05.2024, 13:39  ✶  
Południowe stragany - Biużueria Viorici -> Słodkości Nory

Prawie zakrztusił się jedzoną właśnie watą na komentarz Mabel odnośnie jego włosów. Oh dziecko, żeby być dziadkiem to najpierw musiałby zostać ojcem. Więc jedyna nadzieja dla niego na bycie dziadkiem to dla dzieci właśnie Mabel.
- Za to ty jakby ci flaming na głowie usiadł - odpowiedział wesoło.
- Yyyy, dorośli kłócą się o najlepszy kolor świeczki - starał się wybrnąć i na szczęście latorośl rodu Figgów straciła zainteresowanie tłumem i niczym prawdziwa sroczka pochłonięta została przez oglądanie zawartości stoiska z biżuterią.
- Dzień dobry, tak widziałem, że wybór jest dość szeroki. Jednakże najpierw wolałbym jednak upewnić się czy osobom, dla których są, przypadną do gustu nim wykupię cały możliwy zestaw - odpowiedział pani Zafir z uśmiechem i już zaczął szukać pieniędzy w kieszeni, gdy usłyszał jak Mabel zaczęła komentować poszczególne przedmioty.
- Jakbym był labradorem? Dlaczego labradorem - ciekawiło go co kierowało siostrzenicą do wystosowania takiego oświadczenia i porównania go do psa, przecież byli Figgami, bratali się z kotami nie psami. - Jak rozumiem chciałabyś i wiewiórki i Karla i mnie jako labradora? - zapytał nim poprosił jeszcze Viorice o podanie tych właśnie przedmiotów. Dzięki Mabel teraz już nigdy nie spróbuje być ani magiem, bo jeszcze by mu się trafił właśnie labrador, Kapitan PAzur by mu dal popalić nieźle wtedy.
Pomiot z Piekła rodem
I wish I could save you
Wish I could have you grip my hands
Wysoki, dwumetrowy koleś z nieco przekrzywionym nosem to ja. Z reguły się garbię, bo niskie sufity i przejścia pokonują mnie. Niby normalnie chodzę ubrany, ale lubię mieć ostre żelastwo przy sobie. Poza tym moje ciało znaczą mniejsze i większe blizny, ale nic nadzwyczajnego. I to musiałbym się rozebrać, a rzadko chodzę nagi, a jak już to głównie przy żonie.

Hades McKinnon
#155
30.05.2024, 14:47  ✶  
Południowe stragany - ze stoiska z winami do Alexandra M. przy świeczkach

- Dla takiej mendy jak ja, jak najbardziej daje możliwości. Z twojego położenia to może być błazenada, ale dla mnie to cholerne realizowanie się i kropka - zakończyłem Anthonyemu te śmiechy-chichy na temat mojego juniorskiego mundurka BUMowca, który miałem na sobie w tej chwili. Krawężnik, phi. Może teraz mu nie przypierdolę, bo za wiele mu zawdzięczałem, ale kiedyś z pewnością to zrobię. Najebany czy trzeźwy, nieistotne. Ważne, że to zrobię. Obiecałem to sobie.
Choć zapewne Anthony miał rację z tym, że z moim urokiem osobistym to ja za długo nie zabawię w szeregach brygadzistów. Wypierdolą mnie na zbity pysk i to pewnie szybciej niż później, ale to wszystko odraczałem - bynajmniej tak się łudziłem - na rzecz przyszłej degustacji amerykańskiej whisky. Co jak co, ale Shafiq potrafił skraść moją uwagę nad wyraz umiejętnie. Już nie byłem podkurwiony, bynajmniej na drobną chwilę. Wręcz zmiękłem, za bardzo nie chcąc się pakować w te bójki wsioków. Przygarbiłem się nieco, mając nadzieję, że nikt mnie nie dostrzeże i nie zaangażuje w interwencję.
- Powiem wam, że mi nie spieszno do sprzeczek koła gospodyń wiejskich - przyznałem zarówno do Anthonyego, jak i Rosie, skoro już się nawinęła. Przemilczałem jej uwagi o śmierdzeniu, bo pachniałem. Wina zapewne leżała po stronie tego, że za często się z nią nie przytulałem. Może gdyby przyniosła mi coś do jedzenia, to bym się nawet pofatygował z odrobiną czułości, a tak? Stałem głodny i próbowałem uniknąć tego harmidru obok. Może gdyby mnie to dotykało personalnie, to odpaliłbym swoje wściekłe pięści węża, ale...
Wtedy właśnie usłyszałem TEN głos, wyraźnie, bo darł mordę idiota, krzycząc: WEŹ MOCNIEJ GO NAPIERDALAJ. Było parę osób na świecie, które nienawidziłem całym swoim sercem. Jedną z nich była właśnie ta wsza - Alexander Mulciber. W moment się we mnie zagotowało. Nie trzeba było mnie dodatkowo motywować.
- Jednak wybaczcie - stwierdziłem, momentalnie się prostując i obracając w piruecie, jakbym był Wróżką Zębuszką, a nie kurwa wściekłym bykiem. Ta, byłem serio jak ten wściekły byk. Ruszyłem przez tłum od stoiska z winem do Alexandra Muclibera, bo widziałem tego kutasa. Nie mógłbym od razu nie poznać tej mordy, więc jeśli ktoś mi się napatoczył pod nogami i nie zdążył umknąć, to sorry bardzo, ale z pewnością dostał z bara. Potem będzie czas na przeprosiny, teraz był czas na spełnienie swojego braterskiego obowiązku. Trzeba było mu naklepać, żeby nie zbliżał się do mojej siostry, w tym również do mnie. TERAZ STAŁ JUŻ ZA BLISKO. Jeszcze się mizdrzył do fotografii, jakby miał być gwiazdą tegorocznego Lammas. Kurwa, ja mu dorobię zaraz tak zajebiste limo, że serio będzie gwiazdą i to nie Lammas, tylko całego pieprzonego roku.
- TY ROBAKU WSTRĘTNY, CO CIĘ PODKUSIŁO, ŻEBY WYPEŁZNĄĆ Z PIERDOLONEJ ZIEMI - warknąłem w jego kierunku i postanowiłem bez zbędnego przedłużenia, ponownie przytulić z impetem swoją pięść do jego mordy. Który to już raz...? Zapewne nigdy się nie nauczy ta łajza, żeby trzymać się ode mnie na kilometry.
I jak mi się udało, to uspokoiłem tłum, że to za podburzanie, a jeśli się nie udało i trafiło na krytyczną porażkę, to może mnie zdepcze hogwardzka grupka chórzystów. Kto wie?

Rzucam AF na przywalenie Alexandrowi z prawego sierpowego. Niech los ma nas w swojej opiece
Rzut PO 1d100 - 13
Akcja nieudana

Rzut PO 1d100 - 75
Sukces!
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#156
30.05.2024, 15:03  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 30.05.2024, 15:15 przez Dora Crawford.)  
Południowe stragany - stoisko kowenu

Dora czknęła, bo jej ten alkohol jakoś tak dziwacznie wszedł. Nie była specjalistką od picia, ale wydawało jej się że po takiej ilości nie powinno jej jeszcze nic być. Najwyżej jej się od tego wszystkiego zrobi wesoło no a cóż złego w odrobinie dobrego humoru? Dziewczyna podziękowała kobiecie zajmującej się stanowiskiem i odsunęła sie od niego, przez moment rozglądając za swoim następnym celem tegoż spaceru.

Jej uwagę przykuło stoisko kowenu i też w tamtą stronę się skierowała, z zainteresowaniem przyglądając temu, co mieli do zaoferowania. Wiedziała, że na poprzednich sabatach zdarzało im się sprzedawać jedzenie i picie, z czego to drugie zdawało się często przyprawione eliksirami z różnymi efektami, ale tym razem wydawało się że skoncentrowali się na wyrobach rzemieślniczych i różnorakich przedstawianiach Matki. Matka na obrazkach, Matka na zakładkach, Matka-butelka. Ta ostatnia rzecz trochę ją dziwiła, ale no niech będzie, co kto lubi.

- Chciałam poprosić koszyk. O ten taki brązowy - uśmiechnęła się do kapłanów, którzy zajmowali się stoiskiem, zaraz znowu spoglądając na rozłożone przed nią rzeczy. Kolorowanki, znajdź kapłankę, śpiewniki... - O i jeszcze książkę kucharską. Niech będzie... - ene due rike fake. Dziewczyna wyraźnie nie mogła się zdecydować, ale nie potrzebowała specjalnej zachęty, żeby podjąć decyzję. - W sumie to poproszę obie - zarumieniła się nawet, bo takie trwonienie pieniędzy trochę wydawało jej się niewłaściwe, ale książek kucharskich nigdy za mało!


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
Lew Salonowy
Seeking to be whole
Driven by passion
Philip to mierzący 173 cm wzrostu wysportowany mężczyzna. Niebieskooki blondyn, którego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach i promienny uśmiech. Jego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach oraz promienny uśmiech. Przywiązuje dużą uwagę do swojego wizerunku, dopasowując swój ubiór do każdej sytuacji. Roztacza wokół siebie aurę niezachwianej pewności siebie.

Philip Nott
#157
30.05.2024, 15:06  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 30.05.2024, 18:46 przez Philip Nott.)  
Między stoiskiem winnicy Château des Dragons a Świeczkami i Kadzidłami Rodziny Mulciber

— Jeśli o mnie chodzi o mogę regularnie wysyłać wam bilety do teatru. — Zapewnił swojego kuzyna, który w jego mniemaniu nie nadużywał jego dobrej woli - nie zwrócił się do niego z prośbą tego rodzaju oraz nie wystosował do niego podobnych roszczeń, z jakimi nierzadko się już spotykał. — Wasze przemyślenia na temat tej sztuki mogą być intrygujące. — Będąc spokrewniony z Selwynami zdołał sobie przyswoić to, że teatr stanowi jeden z tych doskonałych tematów do poruszania w towarzystwie obytym z wysoką kulturą. Docierało do niego sporo informacji dotyczących przedstawicieli czystokrwistych rodzin, najczęściej mniej lub bardziej ubarwionych albo nawet wyssanych z palca. Ile dokładnie prawdy było w rzekomej depresji Lorien? Tego już nie dociekał. Zamierzał z tą czarownicą zamienić parę słów, jak tylko nadarzy się ku temu okazja. Może nawet podczas tego kiermaszu, o ile żona jego kuzyna jest tutaj obecna. Jeśli nie to spotkają się przy innej okazji. Wstępnie planował odwiedzić ich w najbliższym czasie, oczywiście nie będzie to niezapowiedziana wizyta.

— Na wszystkich dotychczasowych sabatach zawsze był mocniejszy alkohol. Pity z umiarem nie zaszkodzi - nie wszyscy go jednak znają i nim się obejrzymy, niektórzy będą pijani już przed nadejściem wieczora. — Jak na kogoś, kto nie stronił od korzystania z życia, to dobrze przyswoił sobie to, że będąc osobą tak szeroko rozpoznawalną co on to należało zachować umiar podczas przebywania w takich miejscach jak to. Tak samo jak podczas brania udziału we wszystkich bankietach. Na nieprzyjemny pisk mikrofonu zareagował podobnie jak Robert, skrzywieniem się. Wygłoszony przez mężczyznę trzymającego mikrofon uznał za wyjątkowo suchy. W przeciwieństwie do swojego kuzyna, nie zamierzał opuścić tych występów. Przynajmniej niektórych. Przez moment zastanawiał się, czy w składzie Chóru będą także żaby. Nad kolejnymi trzema musiał się zastanowić. Z nich wszystkich najbardziej nie będzie chciał przegapić występu Eloise.

— Albo po prostu to stoisko cieszy się znaczną uwagą. Jedno nie wyklucza drugiego. — Odparł na słowa swojego kuzyna, kiedy to razem z nim kierowali się do tego stoiska. Będąc coraz bliżej, sam zobaczył stoisko opatrzone nazwą Mulciber Moonshine. Spojrzał z zainteresowaniem na Roberta. Chciał o to zapytać.

Nim jednak zdążył to zrobić, z tłumu wyłonił się mężczyzna będący z zawodu przedstawicielem władz. Philip regularnie czytał czarodziejską prasę i w okolicach Beltane było głośno o Aurorach, którzy dopuścili się wielu bohaterskich czynów - zmierzający ku nim czarodziej okazał się być jednym z nich.

Uderzonego w twarz Philipa nie tyle co wmurowało, co zamroczyło w chwili z jego nosem zetknęła się trzymająca tę świecę dłoń napastnika, wywołując u charakterystyczny ból jaki towarzyszy złamaniu nosa. Krwawienie mogło okazać się wyłącznie kwestią czasu. Podczas tego typu wydarzeń powinien być rozstawiony namiot medyczny, do którego powinien się udać w najbliższym czasie. Na razie zignorował krew płynącą z lewej dziurki złamanego nosa, wpatrując się w atakującego czarodzieja.

Powodu, dla którego został zaatakowany przez tego mężczyznę, nie potrafił wskazać. Zaledwie przed chwilą powiedział swojemu kuzynowi o tym, że niektórzy czarodzieje będą pijani przed nadejściem wieczora. Możliwe, że zachowanie tego mężczyzny było związane z tym, że praca Aurora jest bardzo obciążająca psychicznie i po tych wszystkich wydarzeniach jakie miały miejsce podczas Beltane, zebrała swoje pierwsze żniwo.

Nie był zwolennikiem stosowania jakiejkolwiek przemocy. Obrona konieczna wydawała się być uzasadniona i jeśli ten czarodziej na tym nie poprzestanie to po nią sięgnie, jednak to tylko zaostrzy całą sytuację. Nie zamierzał nie zrobić - został napadnięty i zamierzał zgłosić ten fakt Brygadzistom. Nie miało to dla niego znaczenia, że sprawcą napaści jest Auror, bohater Beltane. Znacznie korzystniejsze dla niego będzie niewdawanie się w typowo barową bójkę i to z kimś, kto może nie być o trzeźwych zmysłach. Nie zamierzał czekać na to aż czarodziej ponowi swój atak - postanowił oddalić się poza zasięg jego rąk z zamiarem zgłoszenia dokonania napaści dla siebie pierwszemu Brygadziście, jaki znajdzie się w zasięgu jego wzroku. Samoobrona wchodziła w grę, jeśli napastnik nie odpuści. Wolał jednak uniknąć wdawania się w bójkę albo sięgania po różdżkę w tłumie ludzi - to mogłoby zadziałać na jego niekorzyść, związku z tym że ma do czynienia z Aurorem i jest otoczony takimi samymi uczestnikami kiermaszu jak on. Przy stoisku panował również chaos, choć nad tym mógł zapanować jego kuzyn.

Z tłumu dobiegł go wrzask nowego gacha Loretty, po którym można było spodziewać się wyłącznie tego, że skończy zaćpany w jakimś obszczanym zaułku. Nawet przez tę kobietę. Albo zwłaszcza przez nią. Pomimo bycia spokrewnionym również i z nim, nie będzie mu żal kogoś, kto sam na siebie ściągnął taki los. W tle błysnął aparat, należący do - jak się okazało za sprawą zaklęcia zwiększającego siłę głosu - do Isaaca Bagshota, z którym będzie musiał później porozmawiać.


@Robert Mulciber @Atreus Bulstrode
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#158
30.05.2024, 15:49  ✶  
Południowe stragany - świeczki Mulciberów

MOCNIEJ GO NAPIERDALAJ.

Ale Atreus nie miał zamiaru ponawiać swojej napaści na Notta. Raz wystarczył, bo rozpędził się do tego stopnia, że świeczka nie wytrzymała i złamała się w pół. Końcówka poleciała gdzieś w tłum, a w dłoni został mu tylko woskowy trzon. Auror wyprostował się, jak gdyby nigdy nic, spoglądając na Philippa pogardliwym spojrzeniem. Wypuścił resztę świecy z dłoni i to poturlała się gdzieś między nogi gapiów, samemu najzwyczajniej w życiu przeczesując palcami włosy i doprowadzając je do porządku, bo parę kosmyków opadło mu niesfornie na czoło. Pożegnał mężczyznę powłóczystym spojrzeniem, które równie można było odczytać jako ostrzeżenie, by ten lepiej miał się na uwadze. Kroki skierował z powrotem w stronę straganu Mulciberów, gdzie zostawił siostrę i Victorię; wyglądał trochę, jakby pobicie Notta w ogóle nie miało miejsca, kiedy z pełną nonszalancją poprawiał kołnierzyk koszuli i ściągnięte od bicia mankiety.

- Tamtą popsułem - zwrócił się do Charlesa, nawet nie patrząc na resztę tego całego zbiegowiska. Zignorował też Roberta i jego bliźniaka, bo ewidentnie chcieli popsuć swój własny biznes. Z jednej strony trochę śmiech na sali, sprzedawać tego typu świece na sabacie kiedy uważało się za poważną, czystokrwistą rodzinę, ale w tym momencie równie dobrze mogli udawać, że taki był plan od samego początku. Lepiej by na tym wyszli. - Dawaj całą skrzynkę, przynajmniej jakoś się zrewanżuję za ten incydent - wyciągnął bez dalszego gadania galeony. Cokolwiek sobie młody Mulciber zażyczył za swój towar, Atreus zapłacił mu dwa razy więcej - jego stary albo jego brat właśnie próbowali mu skasować interes, więc przynajmniej tyle mógł teraz dla niego zrobić.

- Cześć, Lestrange - zwrócił się wreszcie do Victorii, jak gdyby nigdy nic. Nie zamierzał szczególnie czekać, aż Nott znajdzie sobie kogoś, komu rozpaczliwie spróbuje zgłosić że został przez niego napadnięty. Może i był aurorem, ale nie był w tym momencie na służbie, a dwa - no kto go niby tutaj spisze? Walnął kolesia raz, a nie zrobił z niego krwawą miazgę. - Jak tam ci się podoba jarmark? Dużo rozrywek, co? - uśmiechnął się do niej głupio, a potem tłum dookoła nich znowu westchnął poruszony, bo ktoś jeszcze zaczął się przepychać. Atreus odwrócił się i zmarszczył brwi. McKinnon? I ten padalec Mulciber? Bulstrode chętnie przygrzmociłby temu drugiemu, ale Hades był na służbie, a bicie się w mundurze z cywilem to już była zupełnie inna para kaloszy. - Kupiłaś co chciałaś? - zwrócił spojrzenie na Florence, ale kątem oka zezował co chwilę na te ich szarpaninę. - Możemy stąd iść jak tak, tylko... no kurwa! - odwrócił się wreszcie, śpiesząc do tych dwóch idiotów. - McKinnon jesteś w mundurze, zostaw go do cholery - złapał Hadesa za fraki, chcąc go odciągnąć od Alexandra.

af na odciągnięcie Hadesa od Alexandra
Rzut Z 1d100 - 71
Sukces!

Rzut Z 1d100 - 80
Sukces!
constant vigilance
I have traveled far beyond the path of reason.
Wysoki na prawie dwa metry, brakuje mu pewnie mniej niż dziesięć centymetrów, ale ciężko to ocenić na oko. O krępej budowie ciała, z szeroką twarzą i wybitymi zębami. Skóra często pokryta bliznami. Krzywy nos, z pewnością kiedyś złamany. Włosy ciemne, oczy też. Nie należy do ludzi, którzy o siebie szczególnie dbają.

Alastor Moody
#159
30.05.2024, 16:41  ✶  
Południowe Stragany

Moody uśmiechnął się do swojej siostry szerzej.

- Jak tylko skończę, to spotkajmy się przy namiotach. Postaram się zerkać na scenę. Bo będziesz na pokazie, tak? - Upewnił się, chociaż po tym co mówił, oczywistym stało się, że jego uwaga będzie skupiona przynajmniej połowicznie na tym, co wyrywało go z objęć każdego - na pracy. Pracoholizm był przecież delikatnym ujęciem tego, jak Alastor żył - pracoholizm to przecież uzależnienie, to przymus, to coś niszczącego, przedkładanie pracy ponad wszystko, kosztem innych czynności - a to by znaczyło, że cokolwiek poza tą pracą miał. Ojciec wychował go na Aurora, śmierć matki uczyniła go bratem czującym stałą odpowiedzialność za swoją siostrę - takiego człowieka musiał pokochać Bott i Alastor wątpił, aby miała zdziwić go odpowiedź. - Nie. Spotkam się z wami późnej. - Bo wstyd go brał po tej Lithcie i strach po Beltane. Prawda była jednak taka, że tym, czego teraz potrzebował, był nacisk. Powiedzenie mu, żeby odpuścił - bo ona dopiero co wyszła ze szpitala, chciałby spędzić z nią więcej czasu, popatrzeć jak bryka i patrzy na świecidełka przyciągające jej uwagę, a to był tylko głupi kiermasz, mogli rozglądać się wokół we trójkę i wyszłoby na to samo co zawsze.

Przełknął ślinę.

- Może... na chwilę... - zawahał się nagle, ze skrępowaniem drapiąc się z tyłu głowy. No bo ostatecznie... to też nie było tak, że był aż tak obowiązkowy, ile razy go widzieli jak wpieprza na jakiejś Ostarze jabłka przysypiając z Ashling gdzieś na boku... Pewnie wystarczyłoby popieścić go jeszcze jednym słowem lub dwoma, bo tak się w nich zagapił, że nie zauważył ciosu świeczką prosto w czyjąś głowę, ale nie mógł przecież zignorować krzyku. Pierwszy krzyk - żeby kogoś mocniej bić.

- Idę - rzucił do nich, na nic więcej się nie zdobył i miał nadzieję, że rozumieli - chciał tu z nimi być, ale nie był też człowiekiem zdolnym do zignorowania czegoś takiego. Czuł odpowiedzialność za bezpieczeństwo zebranych. Normalnie wziąłby Millie ze sobą, ale ona dopiero co wyszła z Lecznicy. Wtedy też ruszył z miejsca, aby stać się świadkiem tychże zdarzeń. Minął spokojnie poruszających się czarodziejów, starając się zapamiętać ich twarze, chciał jednak dotrzeć do źródła głosu. Miał cichą nadzieję, że wszystko okaże się jednym, wielkim nieporozumieniem.

Drugi krzyk - głos jednego z Brygadzistów. Poczuł olbrzymi zawód.

- Łapy do góry. Obaj - wrzasnął do Hadesa i Alexandra, mierząc z różdżki do drugiego z nich (skoro Atreus trzymał pierwszego) całkowicie pewny, że nie dało się go kurwa przeoczyć, bo miał prawie dwa metry, mundur i ludzie mimowolnie na jego widok odsuwali się na boki. Była tu też masa jego bliskich znajomych i naprawdę nie sądził, że Victoria miała zablokować mu drogę.


fear is the mind-killer.
Dumbass bisexual
"Każdy problem ma rozwiązanie. Jeśli nie ma rozwiązania, to nie ma problemu."
Brązowe włosy, granatowe, błyszczące oczy, kapelusz i wieczny uśmiech na twarzy! Isaac ma 186 cm wzrostu, więc na randkę przygotuj szpilki:* Pachnie dymem, bursztynem oraz wanilią.

Isaac Bagshot
#160
30.05.2024, 17:16  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 30.05.2024, 17:50 przez Isaac Bagshot.)  
Południowe stragany - Château des Dragons - Erik i Anthony. Na końcu wspominam o Ambrosii.


- Są o wiele elegantsze sposoby, dlatego Cię przeprosiłem.- Przyznał, odpalając papierosa.- Gdybym wiedział, że to Cię zdenerwuje, to nigdy bym tego nie zrobił. Ale proszę, nie myśl o tym jak o końcu świata, okej? Następnym razem będę pamiętał, żeby ciebie w to nie włączać.- Isaac zrozumiał, że Erik tak bardzo się tym przejął, ponieważ miał ku temu swoje powody. Na ten moment jednak w nie nie wnikał. Nie miał też zamiaru komentować jego obaw, czy poczucia humoru. Nie wolno wartościować czyichś problemów. A Isaac? Czasami lubił się na coś nakręcić. Lubił też dużo gadać. Nie plotkował i nie zdradzał niczych sekretów - po prostu kochał rozmawiać. O czymkolwiek! Gdyby tylko miał okazję, to do rozmowy zachęciłby nawet kamień!
- I to nie tak, że pracuję w redakcji. Po prostu łapie pojedyncze zlecenia od Proroka i Czarownicy. Zgłoszę się jeszcze do Horyzontów Zaklęć. Każda redakcja to kopalnia wiedzy, a ja pomyślałem, że fajnie będzie opisać Lammas jako coś pozytywnego. Podobnie ze ślubem u Blacków - pójdę, zrobię ładne zdjęcia, napiszę, że panna młoda była najpiękniejsza, jedzenie wyborne a goście pełni klasy. To też dla mnie dobra okazja, żeby poznać więcej ludzi i zbadać społeczne nastroje.- Wyjaśnił. Nie miał zamiaru obrzucić błotem czyjegoś wesela, nawet jeśli panna młoda będzie brzydulą, a goście nie okażą żadnej klasy.
Słysząc, że przecenia swoje wpływy, zmarszczył lekko brwi. Czy on kiedykolwiek powiedziałby komuś coś takiego? Nie. Zawsze wierzył i kibicował wszystkim wokół, więc usłyszenie takich słów trochę go zabolało. Czy siebie przeceniał? Może. Uśmiechnął się nieco smutno.
- A może ja właśnie chciałbym przeprowadzić rewolucję seksualną, żeby pchnąć ludzi ku większej otwartości? Może nie podoba mi się, że jest jak jest, i chciałbym, żeby było lepiej? Może naoglądałem się czegoś, będąc w Europie, i nie chciałbym, żeby tutaj było tak samo? Może ludzie powinni stać się bardziej wrażliwi i obyci z pewnymi rzeczami? I może nie chciałbym robić tego w nudny sposób, na który NIKT nie zwróci uwagi?- Westchnął i spróbował wziąć się w garść.- Nie zauważyłem też, żeby ktoś oprócz starszych Mulciberów się tym zgorszył. Ludziom się to spodobało, co oznacza, że jest na to popyt.- Przedstawił swój punkt widzenia i spojrzał na Erika, kiedy ten zaczął opowiadać o ostatnich wydarzeniach, które tak bardzo się na nim odbiły. Wszyscy jego przyjaciele stracili ten błysk radości, który jeszcze dziesięć lat temu widniał w ich oczach. Nawet Geraldine się kiepsko trzymała. A Isaac? On zawsze szukał światła ukrytego w mroku i łapał się go, żeby tego blasku nie stracić.
- Wiem, że Śmierciożercy zrobili się aktywni. Ludzie boją się rozmawiać, wywiad w gazecie naraża na uszczerbek na zdrowiu i każdy podejrzewa każdego. Ale mnie chyba nie podejrzewasz o współpracę z Czarnym Panem?- Zapytał, jednak już bez żartobliwej nuty w głosie. Z drugiej strony, nic już go nie zdziwi.-Jesli masz wątpliwości, to przeczytaj moje książki. Niedługo ma być dodruk tej drugiej, bo się spodobała na kontynencie. I chyba już nie musisz aż tak przejmować się prasą. Masz teraz kolegę, który wie co się dzieje za kulisami wszystkich redakcji. Mogę nawet zacząć pisać dla Żonglera.- Wzruszył lekko ramionami. Chciał jakoś pomóc, a taka propozycja wydała mu się najsensowniejsza. Jeśli mógłby odciążyć ludzi na których mu zależało, to byłby z tego powodu naprawdę zadowolony.- Wiesz, znikające artykuły, ktoś nagle łamiący sobie nogę... mogę nawet się wykłócić, żeby zabrać komuś temat artykułu i napisać co tam trzeba - Spróbował zażartować, chociaż może nie do końca były to żarty?- Przeczytałem wszystkie wydania Proroka z ostatnich jedenastu lat. Jestem gotowy naprawdę na wszystko. A wróciłem dwa miesiące temu.- Powiedział, kątem oka dostrzegając, że zbliża się do nich Anthony. Wskazał na niego swoim aparatem.- Trochę za sprawą tego pana, tak właściwie. Uratował mnie przed wydaniem wszystkich oszczędności na używki. Dzień dobry, panie Shafiq. Mój nastrój jak zwykle fantastycznie. - Skłamał i uśmiechnął się do niego, ale jakoś tak trochę smutno, chwilowo tracąc błysk w oku. Nie tak powinno wyglądać jego spotkanie z Erikiem.- Praca w handlu międzynarodowym, to dla mnie priorytet panie Shafiq. Prawie udało mi się przekonać Boba, żeby zawalczył o podwyżkę. Jeśli ktoś będzie próbował mnie ukraść, to zagadam go na śmierć. Obiecuję.- Spojrzał w stronę stoiska należącego do Shafiqa i dostrzegł stojącą tam Ambrosie. Przypomniał sobie ich spotkanie z przed kilku tygodni. Gorąca dziewczyna... zwrócił na nią o wiele większą uwagę, niż na wspomnianą smoczyce.
- Ja na razie podziękuję, panie Shafiq. Jeszcze jestem w pracy.- Może i dobrze, że Anthony podszedł. Miał do Erika mnóstwo pytań, ale to chyba nie był najlepszy ku temu dzień. Nie przedstawiał też sobie mężczyzn, ponieważ zauważył, że Longbottom wcześniej do Anthony'ego machał.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Eutierria (8658), Alastor Moody (2816), Viorica Zamfir (7443), Brenna Longbottom (9148), Erik Longbottom (10575), Geraldine Yaxley (3118), Atreus Bulstrode (6249), Thomas Hardwick (2133), Cedric Lupin (7459), Perseus Black (951), Nora Figg (2409), Florence Bulstrode (5777), The Tempest (2039), Heather Wood (4239), Ula Brzęczyszczykiewicz (1800), Dora Crawford (3062), Philip Nott (5347), Bard Beedle (4762), Robert Mulciber (6511), Cameron Lupin (5438), Lyssa Dolohov (6494), Victoria Lestrange (17455), Sauriel Rookwood (10901), Cathal Shafiq (1684), Celine Delacour (3597), Sebastian Macmillan (6935), Stanley Andrew Borgin (8416), Bertie Bott (3462), The Edge (17225), Peppa Potter (1867), Rabastan Lestrange (656), Augustus Rookwood (565), Laurent Prewett (20679), Guinevere McGonagall (2846), Christopher Rosier (238), Lorraine Malfoy (3818), Leon Bletchley (6029), Olivia Quirke (5691), The Overseer (764), Alexander Mulciber (4340), Ambrosia McKinnon (2310), Tristan Ward (5474), Hades McKinnon (2237), Richard Mulciber (13112), The Lightbringer (5951), Thomas Figg (2419), Morpheus Longbottom (3952), Penny Weasley (9069), Vera Travers (2351), Neil Enfer (6742), Millie Moody (5588), Isaac Bagshot (5045), Asena Greyback (344), Anthony Shafiq (13151), Mabel Figg (1777), Ralitsa Zamfir (845), Lorien Mulciber (11735), Sophie Mulciber (3252), Basilius Prewett (3999), Jonathan Selwyn (4962), Charles Mulciber (10107), Leonard Mulciber (4189), Charlotte Kelly (291), Jagoda Brodzki (1208), Jessie Kelly (204), Electra Prewett (1891)

Wątek zamknięty  Dodaj do kolejeczki 

Strony (88): « Wstecz 1 … 14 15 16 17 18 … 88 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa