• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna Plac i stragany [Lato 1972] Święto Żniw - Kiermasz (Wątek główny)

[Lato 1972] Święto Żniw - Kiermasz (Wątek główny)
Widmo

Leonard Mulciber
#331
12.06.2024, 21:42  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.06.2024, 21:48 przez Leonard Mulciber.)  
Stoisko - Świeczki i kadzidła Rodziny Mulciber. Pomagam Robertowi.

Wuj Robert z całą pewnością był człowiekiem stawiającym na priorytety. Kto by pomyślał, że zamiast skupić się na nieoczekiwanym pogorszeniu własnego zdrowia, większą uwagę zwróci na obiekt, który wyraźnie wciąż mierził go od środka. Leonard musiał mocno zdusić chęć parsknięcia, żeby nie wyjść na nieprofesjonalnego. Do czego zresztą był przyzwyczajony, ponieważ empatia nie leżała w jego naturze, wbrew zawodowi, jakim się trudził.
- W tej chwili - odparł zgodnie, ponownie chwytając za dopiero co odstawioną świeczkę, aby móc rzucić nią gdzieś daleko za swoje plecy. Nie zamierzał ryzykować pogorszenia stanu wuja. Nie był sadystą, a tym bardziej głupcem chcącym ryzykować własną karierą tylko po to, żeby zaspokoić nieco ciekawości. Nieszczęsny, woskowy odlewik zapewne dozna w następnych sekundach szkód, jakich żaden mężczyzna nie chciałby doznać na prawdziwym sprzęcie. Niby głupia świeczka, a zdołała wywołać tyle poruszenia i niepotrzebnej złości.
Wuj miał zdecydowanie przyspieszone tętno i wydawało się, że mówienie przychodzi mu z niejakim trudem. Leonard postanowił więc wyciągnąć różdżkę i przykładając jej koniec do klatki piersiowej drugiego mężczyzny, spróbować uregulować nieco bicie jego serca. Nie była to jego specjalizacja, co nie znaczyło, że jako uzdrowiciel nie znał sposobów na załagodzenie rozmaitych objawów tak magicznych, jak i niemagicznych bez użycia eliksirów.
- Niech wuj zamknie oczy i oddycha. Głębokie, spokojne oddechy. Wiem, że w obecnej sytuacji może to być nieco skomplikowane i irytujące, ale spróbujmy się nieco uspokoić.
Czyżby Robert cierpiał na jakąś chorobę, o której nikomu nie mówił? A może po prostu sam jeszcze o niej nie wiedział? Leonard nie chciał niczego zakładać z góry. Dalszy wywiad zamierzał przeprowadzić, dopiero kiedy emocje nieco opadną.
Ojcu oczywiście przytaknął zgodnie głową, nie wiedząc co prawda dokąd się wybiera, ale też nie sądząc, że zamierza zostawić brata na dłużej.
sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#332
12.06.2024, 22:03  ✶  
Stoisko - Świeczki i kadzidła Rodziny Mulciber. Wycofuje się do Sophie i Basiliusa

Charlie czuł, że wszystko, co zrobił tego dnia, poprowadziło do tej katastrofy - dosłownej i wizerunkowej. Mógł nie słuchać Isaaca i nie robić tych świec! Mógł ich nie wyciągać, mógł powstrzymać reportera przed wymachiwaniem fallusami ponad tłumem i robieniem zdjęć, mógł nie pozwolić, by ten inny mężczyzna złapał za świeczkę i zaczął bójkę...

Wiele rzeczy poszło nie tak tego dnia i miał jeszcze przyjść czas, gdy Charlie będzie żałował swoich decyzji (a także liczył pieniążki zdobyte za sprawą fallicznych świecuszek). Obecnie zależało mu na tym, by opanować sytuację tak, jak uczono go w szkole, podczas kursu aurorskiego. Po pierwsze, potrzebowali przestrzeni. Gapie zdołali się rozejść, ale Charles miał wrażenie, że to nie za jego sprawą. Opuścił ręce, oglądając się na brata pomagającego wujowi. Po drugie, należało złapać przestępców i udzielić pomocy. Głównym winnym był on sam, a poszkodowani mieli już to, czego potrzebowali.

- Później wyjaśnię, tato. - Odezwał się jeszcze do Richarda, który wciąż pieklił się o fallusy, nie pozwalając Charliemu nawet dojść do głosu w tym temacie. Mężczyzna odszedł, by pomóc komuś innemu i Charles nie zamierzał go gonić, wiedząc, że jego obecność może tylko pogorszyć sprawę. Emocje najpierw musiały opaść.

Nie mógł pomóc już w żaden sposób, ale mógł zaszkodzić. Wolał się wycofać.

- Powiedz, jeśli czegoś ci trzeba, Leo. - Powiedział do brata, dość głośno, by ten usłyszał, ale nie dość, by zwrócić uwagę większej ilości osób.

Skoro mieli już przestrzeń, musiał wrócić za stoisko i przynajmniej pozbyć się resztek zniszczonych świec, skoro tak mierziły rodzinę w oczy. Rozgnieciony wosk nie przypominał już przynajmniej penisów. Można było go przetopić... ale nie było to warte zachodu, nie w tym momencie. Charlie zgarnął go stopą pod ladę nim kucnął przy Sophie i uzdrowicielu.

- Nic jej nie będzie, prawda? - Zapytał Basiliusa z dziecięcą naiwnością w głosie i spojrzeniu. - Sophie, nic się nie martw. Leonard już pomaga twojemu tacie i zaraz wszystko będzie dobrze. - Próbował uspokoić kuzynkę, samemu łapiąc ją za dłoń i ściskając lekko. - Przepraszam. To wszystko moja wina...
The Healing Light
some superheroes
wear a white coat
Przystojny, wysoki (180 centymetrów wzrostu), trochę wychudzony uzdrowiciel o łagodnym usposobieniu. Nieśmiały, trochę za cichy, ale bardzo sympatyczny. Widać po nim od razu, że zdecydowanie za dużo czasu spędza w zaciszu swojej pracowni alchemicznej, ale pomimo kilku dziwactw wplecionych tu i ówdzie, wzbudza sympatię i szacunek. W pracy nosi szpitalny fartuch. Poza pracą również ubiera się w jasne kolory.

Cedric Lupin
#333
12.06.2024, 22:23  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.06.2024, 22:24 przez Cedric Lupin.)  
Południowe stragany - Biżuteria Viorici

Gdy stoisko z biżuterią zostało gwałtownie otoczone niekończącą się falą klientów, poczuł się nieco nieswojo. Wciąż nie potrafił przywyknąć do tej całkowicie innej niż w szpitalu sytuacji. Będąc na dyżurze, wiedział w czym i jak może pomóc. Tutaj czuł się niczym dziecko we mgle. Fascynowało go, z jaką łatwością Vior podejmowała rozmowę z kolejnymi klientami. Tak, zdecydowanie radziła sobie w towarzystwie lepiej od niego. Chociaż pewnie nie powinno być to dla niego niczym dziwnym. W końcu od kilku tygodni spędzał z nią całkiem sporo czasu. Energiczna, żywa, cholernie fascynująca. Po prostu cieszył się z faktu, że mógł spędzać z nią czas. Zdecydowanie dobrze zrobił, nie biorąc na siebie tego dodatkowego dyżuru. Święto Żniw nie było jednak aż tak złe.
Im więcej czasu mijało, tym swobodniej czuł się w tym nieco obcym środowisku. Co prawda nie zagadywał do klientów, ale nie uciekał też na bok, próbując zniknąć z pola widzenia. Jasne, wciąż było mu głupio słuchać kolejnych przytyków względem podejścia do pracy, ale nie chciał tego komentować. Wciąż miał w głowie tyradę, którą zebrał w Mungu i nie chciał powtórki, szczególnie przy tak dużej publiczności.
— Przez później masz na myśli późną noc, gdy święto się już skończy i wszystko zapakujemy? — odparł tylko, nie mogąc się powstrzymać przed lekką dogryzką. Jasne, spędzał w Mungu zdecydowanie za dużo czasu, ale zdążył już zauważyć, że ona również nie była taka święta. — Och? Nie, jest okey. Jadłem przed wyjściem, a poza tym to i tak nie jestem głodny. Trochę się tym wszystkim stresuję. Nie, żebym żałował. Po prostu jest... inaczej. — Zdecydowanie nie żałował podjętych decyzji, ale z jakiegoś powodu było mu przez to nieco głupio. Miał wrażenie, że angażuje się za bardzo, ale tak naprawdę wszystko to robił instynktownie. Nie zastanowił się nawet, gdy pytała go o pomóc przy tym stoisku. Po prostu się zgodził. — Rozrywki już mi starczy, naprawdę. Dawno nie spotkałem tak wielu ludzi w przeciągu kilku godzin, a pracuję w Mungu — dodał jeszcze, po czym lekko się roześmiał. Cóż, po prostu czuł się dobrze. Cieszyło go, że stanowisko cieszyło się tak dużą popularnością. Zachwyty kolejnych i kolejnych ludzi były ostatecznym potwierdzeniem tego, co powtarzał jej przez ostatnie tygodnie. Miała ogromny talent i znajdą się tłumy ludzi, którzy będą chcieli coś kupić. W niektórych momentach po prostu stał i z uśmiechem obserwował kolejne transakcje. Speszył się jednak, gdy zetknął się z Vior spojrzeniami, na nowo lekko się wycofując.
— Chciałbym w to wierzyć, ale żeby cię przebić, musiałbym pewnie trenować przez kilkadziesiąt najbliższych lat. Gdy następnym razem będę chciał coś wygrać, poproszę cię o pomoc — Nieco teatralnie pokręcił głową z rezygnacją, chociaż zdradzał go uśmiech w kąciku ust. Wspominając ich dotychczasowe przygody, nawet się nie łudził, że kiedyś uda mu się ją pokonać.
— Chyba masz rację... Skoro są tam odpowiednie służby, pewnie tylko bym przeszkadzał. Poza tym, mam już na dzisiaj zobowiązania, prawda? — Mówiąc to, posłał jej przyjazny uśmiech, ale jego oczy mimowolnie przesunęły się w stronę zgromadzenia. Naprawdę miał nadzieję, że wszystko było w porządku.
Widząc Menodorę, na jego twarzy niemal natychmiast pojawił się szeroki uśmiech. Och, naprawdę się ucieszył na jej widok. Minęło już zdecydowanie za dużo czasu od ich ostatniej rozmowy. — Dora! Jak miło cię widzieć, kompletnie się nie spodziewałem — rzucił, przechodząc przed kram, żeby ją przytulić. — Ja robię tylko za pomocnika. Vior sprzedaje biżuterię. To wszystko jej dzieła! — dodał, wskazując dłonią na wystawę. Chciał rzucić coś więcej, ale skończyło się na otwartych ustach. Z jakiegoś powodu strasznie się speszył, gdy dziewczyna rzuciła tekst z urokiem. Niestety dalej było tylko gorzej. Gdy Zamfir odpowiedziała, uszy lekko mu poczerwieniały. Czy spotkanie go poza szpitalem naprawdę było aż tak dużym wydarzeniem?
entropy
What if I fall into the abyss?
What if I swing only just to miss?
Jest w niej pewna nerwowość, którą widać tak samo w gestach jak i odległym spojrzeniu zielonych oczu, pod którymi rozsiane zostały konstelacje piegów. Blond włosy ma zawsze ścięte przed ramiona. Jej drobną, niewielką (160cm) sylwetkę otacza zwykle ciężki zapach kadzideł, który wydaje się wżerać w każdy skrawek jej ciała i noszonych przez nią materiałów, ale kiedy komuś dane jest znaleźć się dostatecznie blisko, spod spodu przebija się pewna o wiele lżejsza nuta, przywodząca na myśl letnią noc, podczas której z łatwością można policzyć na niebie wszystkie gwiazdy.

Ambrosia McKinnon
#334
12.06.2024, 23:04  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.06.2024, 23:06 przez Ambrosia McKinnon.)  
magiczne różności a potem stragan kowenu

Ambrosia przyglądała się z pewnym powątpiewaniem wystawionym na stanowisku przedmiotom, nie mogąc się zdecydować czy coś faktycznie było warte wydania na to pieniędzy, czy może jednak powinna sobie odpuścić i ruszyć dalej. Ale w końcu spojrzenie zatrzymało się na dłużej na prostym wisiorku, zwieńczonym niewielkim kamieniem księżycowym, oprawionym w srebro. Wysupłała monety z sakiewki i podała Tristanowi, kiedy spojrzał wreszcie na nią, żeby sprawdzić czy zamierzała coś kupić.

W sumie to miała odejść dalej, ale uświadomiła sobie, że słyszy obok znajomy głos, a kiedy odwróciła twarz, faktycznie powitała ją sylwetka Sauriela. Podoba ci się? Oczywiście, nie mówił do niej, ale to jej w niczym nie przeszkadzało.
- Bardzo ładna - rzuciła, swój własny naszyjnik wsuwając do kieszeni sukienki. - I błyskotka i towarzyszka - poklepała Rookwooda po ramieniu, na moment obdarzając Victorię ciepłym uśmiechem. - Bawcie się dobrze, kochani - bo nie chciało jej się teraz niepotrzebnie zawracać im głowy, więc wyminęła ich i ruszyła nieśpiesznie dalej. Akurat, żeby dobić się do stanowiska Kowenu.

- Sebastian! - rzuciła wesoło, widząc kuzyna siedzącego za ladą. - No proszę. W sumie to nie sądziłam, że będziesz tak pracowicie spędzał ten sabat, bo chyba zazwyczaj to kapłanki się przy tych stoiskach krzątały? Arcykapłan postanowił postawić w aktualnej sytuacji na męską część kowenu?


she was a gentle
sort of horror
termagant
A knife?
Are you flirting with me?
Wysoka, bo mierząca sobie 177 centymetrów, o atletycznej, smukłej sylwetce. Ciemna karnacja, orzechowe oczy i ciemnobrązowe włosy i miedzianym połyskiem, w stanie naturalnym skręcające się w burzę loków. Na co dzień często się garbi, chcąc odjąć sobie parę centymetrów.

The Tempest
#335
13.06.2024, 01:26  ✶  
pod sceną

- Ojej - Layla podniosła spojrzenie na twarz brygadzisty i malowało się na niej bezbrzeżne, i jakże fałszywe, zdziwienie. Niestety nie wiedziała, że mężczyzna posiada w sakiewce co najwyżej dużo szczęścia i cukierki, ale raz się wygrywało, a raz przegrywało w takich sytuacjach.

Uniosła na niego spojrzenie, w którym krył się jakiś przepraszający uśmiech czy figlarna zaczepka. Thomas mógł sobie interpretować to jak tylko chciał, ale prawda była taka, że nawet nie było jej specjalnie przykro. Rozłożyła ręce, a przynajmniej wykonała ten gest jedną, bo za drugą trzymał ją Hardwick.
- To taka choroba, na cel biorę najprzystojniejszego pana w tłumie i liczę na to, że dzięki temu zwróci na mnie uwagę. Jedni pytają czy to twój kasztan, inni śpiewają serenady pod oknem, a ja udaję, że interesują mnie sakiewki - zrobiła nieco zmartwioną minę, jakby ta przypadłość była najgorszym co ją w życiu spotkało. Zaraz jednak uśmiechnęła się do Thomasa.

- Ale ale, po służbie? Czy to znaczy że sposób na złodziejkę może zadziałać chociaż trochę i w jak najlepszej książce za knuta możemy właśnie puścić tę całą nieprzyjemność w niepamięć i na przykład... - zastanowiła się, teatralnie przeciągając tę chwilę i przykładając palec do ust. - No nie wiem, napić się czegoś razem albo zjeść dobre ciasto?
Z pierwszych stron gazet
I just wanted you to know
That baby, you the best
Wysoki mężczyzna, mający ok 183 cm wzrostu, niebieskie oczy i blond włosy. W towarzystwie przyjaciół i zaciszu własnego domu zapuszcza brodę, którą goli na poczet zdjęć do gazet i wydarzeń towarzyskich. Jowialny człowiek, który zazwyczaj uśmiecha się do wszystkich niezależnie od sytuacji.

Bertie Bott
#336
13.06.2024, 02:20  ✶  
obok szato de dragons czy jakoś tak nie bijcie

Millie miała trochę racji, bo Bertie faktycznie, przez moment zachwycał się rozstawem nóg Alastora. W końcu ten stał tak pewnie, jak prawdziwy funkcjonariusz na służbie i zdecydowanie uchronił kogoś przed chwilą przed oberwaniem wymiocinami. To się nazywa bohater! Na moment też spojrzał na kryjącą się za kontuarem winnego stoiska kobietę, która wyraźnie cieszyła się z panującej tutaj samoobsługi. Ale kiedy stojąca obok niego Millie wypuściła kubeczek z rąk, błękitne spojrzenie natychmiast zostało utkwione tylko i wyłącznie z niej.

- Millie? - rzucił zatroskany, lustrując ją wzrokiem od stóp do głów. - Coś się stało? - zapytał, nieco bardziej nerwowo, bo spojrzała na niego tymi szeroko otwartymi oczami, w których kryło się... sam nie wiedział co. Ale ten wyraz przerażał go w dziwny sposób. Bardziej niż to, kiedy oglądał ją nieprzytomną, przykutą do łóżka i pochylającego się nad nią Alastora.

Zdążył odstawić swój kubeczek na skrawek kontuaru, obok reszty rozlanych na porcje win, a potem posłusznie złapał ją. Objął ramionami i przycisnął do siebie bez chwili zawahania.
- Jestem tu. Jestem - zapewnił ją, gładząc ją dłonią po głowie. - Jestem i nigdzie się nie wybieram - kontynuował, głosem miękki i delikatnym, przeznaczonym tylko dla niej. - Chcesz usiąść? Możemy gdzieś usiąść - ale nawet jeśli jej to proponował, nie ruszył się nawet o milimetr, rozumiejąc że to ona musiała pierwsza przerwać ten uścisk.
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#337
13.06.2024, 02:44  ✶  
biżuteria Viorici

- Mnie się nie spodziewałeś? No proszę cię. Przecież to sabat! - oznajmiła jakby z pewnym wyrzutem, bo jeśli czegoś można było być w życiu pewnym, to tego że Crawley znajdzie jakiś sposób na obchody świąt w czarodziejskim kalendarzu. Uwielbiała zarówno sabaty na polanie, jak i te mniejsze kiermasze organizowane na magicznych ulicach Londynu. Wszystko zwieńczały jakieś domorosłe rytuały, o których pewnie pamiętali co niektórzy, a które były zaszłością starszych pokoleń.

Rozłożyła szeroko ręce, kiedy podszedł do niej przytulić ją na powitanie i na moment zamknęła go w mocnym objęciu. Trochę się nawet przy tym pobujała na boki, bo Cedric był zawsze miłym towarzystwem. A kiedy już się puścili i Lupin pochwalił Vioricę, Dora prawie podskoczyła w miejscu, a przynajmniej wyprostowała się z wyraźnym zainteresowaniem.
- Oooo, naprawdę? To wszystko TWOJA robota? - jej głos wręcz ociekał zachwytem, kiedy spojrzenie przebiegło po wystawionych błyskotkach. - Wszystko jest takie ładne, musiałaś włożyć w to tyle pracy! - uniosła dłonie do policzków, pochylając się nad jakąś wyjątkowo ładną broszką, ale coś ją tknęło i spojrzała w bok.

- Erik, Erik - nie zawahała się ani na chwilę, uśmiechając do Longbottoma i ciągnąc go za rękaw. - Może powinniśmy kupić Brennie coś ładnego? O patrz, tu mamy wilka - wskazała na ładną broszkę, przedstawiającą totemiczne zwierzę jego siostry. Absolutnie też zapomniała o tym, że właśnie przechadzała się po tym kiermaszu ze swoją własną twarzą, wcześniej nie poprosiwszy Brenny o nawet drobne poprawki. Ale to był przecież Erik - Brenna zrobiłaby jej może wykład, ale on?


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#338
13.06.2024, 12:14  ✶  
Świeczki Mulciberów

Każdy człowiek powinien mieć wyznaczone priorytety. Stawiać pewne sprawy ponad innymi. Należycie się nimi zajmować. Dla Roberta było czymś oczywistym. Równie jasnym jak słoneczko podziwiane na niebie w samo południe. Dlatego też nawet w swoim obecnym stanie, nie potrafił zignorować tej nieszczęsnej świeczki, która znajdywała się wciąż w zasięgu jego wzroku. Całe szczęście bratanek okazał się mieć wystarczająco dużo rozsądku i nie musiał się tym temacie powtarzać. Ani też jeszcze bardziej się z tego powodu denerwować. 

Wyglądało więc na to, że był na dobrej drodze do wygrania tej bitwy.

Robert Mulciber 1, chujoświeczki 0.

Pozostawało jeszcze tylko przetrwać wojnę.

Posłusznie zamknął oczy. Starał się oddychać. Odrobine uspokoić. Nie przychodziło mu to jednak z łatwością. Potrzebował na wszystko czasu. Mimo wszystko, jako medyk, Leonard był w stanie zauważyć, że podjęte przez niego działania zdawały się przynosić pożądany skutek. Co więc teraz? Najpewniej trzeba było pozwolić Robertowi odrobinę odpocząć. Nabrać sił. Zdystansować się względem tego, co tak mocno wyprowadziło go z równowagi. Skoro nieszczęsne świeczki zniknęły ze stoiska, na ten moment nic nie wskazywało na dalsze komplikacje.

- Potrzebuje… w-wody. – zajęło mu to nieco więcej czasu, ale wyglądało na to, że zaczynał mówić nieco normalniej, choć nadal nie dało się powiedzieć, żeby wszystko wróciło do normy. Być może potrzeba było czegoś więcej. Nie tylko na tu i teraz. Chodziło raczej o wprowadzenie większych zmian we własnym życiu. Aczkolwiek to nie miejsce i czas na tego rodzaju rozważania. Wszyscy wszak wciąż znajdywali się na kiermaszu. Wśród ludzi. – I na Merlina, zróbcie coś z tym golfem. – obruszył się, wyraźnie zirytowany tym, w jaki sposób teraz wyglądał. Nie tylko z powodu ataku, ale też zniszczonego zupełnie niepotrzebnie ubrania.

Niepotrzebnie zwłaszcza z perspektywy Roberta, który jako ostatni byłby w stanie zapewne zaakceptować, że ktoś inny uznał to za konieczne. Potrzebne. Na razie jednak nie pieklił się z tego powodu. Choć i tak samo niezadowolenie sprawiło, że czerwone plamy znów... zdawały się aż nadto widoczne na ciele. Prawie jakby pomoc miała okazać się jedynie chwilowa?

Córka koleżanki twojej starej
Powinni wynaleźć kamizelki ochronne na duszę, nie tylko na ciało.
Rude proste włosy, obcięte za ramiona, rozwiane. Piegowaty nos. Niebieskie oczy. Drobna, raczej szczupła, wiecznie roześmiana, rozgadana. Niska, mierząca zaledwie 160 cm wzrostu.

Olivia Quirke
#339
13.06.2024, 12:57  ✶  
Stoisko – Magiczne Różności, potem loteria fantowa żeby wykorzystać losy
Olivia opuszcza na chwilę stoisko, żeby zakręcić kołem

Olivia odetchnęła, gdy przy stoisku zrobiło się trochę luźniej. Nie spodziewała się, że będzie tu przewijać się tyle osób. Nie to, żeby fizycznie się zmęczyła, ale obsługiwanie tylu osób naraz potrafiło być upierdliwe - o tyle dobrze, że nie było tu wiele gburów, którzy często przychodzili do Pękatej Fiolki. Wydawało jej się, że tutaj panuje większa swoboda, a i ludzie chyba byli dość zadowoleni z tego, jak mijał Lammas. No, może oprócz tych, którzy tam krzyczeli w oddali, ale sprawa chyba już nie była warta świeczki - w tym sensie, żeby tam zaglądać chociażby z ciekawości.
- Pójdę zakręcić kołem, dobrze? Za chwilę wrócę - nachyliła się do Tristana, by szepnąć mu te słowa do ucha. Nie chciała go zostawiać na długo, ale potrzebowała odetchnąć, no i obawiała się, że zaraz skończą się wszystkie fanty, a tego by nie zniosła. Miała dwa losy i zamierzała je wykorzystać.

Olivia wyszła zza stolika i udała się w kierunku loterii fantowej, by zrealizować dwa losy. Przy okazji rozprostuje nogi, bo przecież stanie jak kołek to nie było coś, co lubiła - musiała się ruszać, przy stoisku czuła, że zaczyna jej drgać noga, jakby chciała powiedzieć no rusz się żesz kobieto, ile można czekać i stać w miejscu jak te widły w gnoju.
Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#340
13.06.2024, 14:28  ✶  
Na początek przy cytrynówce, potem przechodzi z Mulciber Moonshine -> Stoisko ze świeczkami


Z reguły nie gustująca w mocniejszych alkoholach Lorien nie dolała sobie kolejnej szklanki. Młodzież miała swoje prawa, mogła się bawić na sabacie, a im przypadała rola bycia tymi bardziej odpowiedzialnymi. Tak na wszelki wypadek.
Siostrzenica Roberta. Interesujące.
Szczerze mówiąc nigdy jakoś zaciekle nie zgłębiała drzewa genealogicznego swojego męża. Wystarczyło jej wiedzieć, że są na tyle daleko od siebie, że małżeństwo nie wywoła większej sensacji niż ta, którą i tak wywołać w Ministerstwie musiało. Jeśli taka miała być historia o tym jak została honorową ciotką kolejnej duszyczki - w porządku! Lyssa wydawała się uroczą młodą damą, w dodatku najwyraźniej przyjaźniła się z jej pasierbicą. A to akurat było bardzo dobre. Sophie jak nikt potrzebowała bardziej pozytywnych wzorców niż jej kuzyni.
- Ich imiona?- Zamrugała jakby zaskoczona pytaniem.- Są synowie Richarda - Charles i Leonard… Oczywiście twoja kuzynka Sophie…- Zmarszczyła delikatnie brwi. Ile czasu już minęło od brawurowej ucieczki rudowłosej? Kilka minut? Więcej? Efekt cytrynówki powoli słabł, a Lorien powracała pełna świadomość. A co za tym idzie - gwałtowna potrzeba sprawdzenia co do jasnej cholery zadziało się na stoisku obok. Zwłaszcza, że wszystko najwyraźniej już tam ucichło.
Tymczasem Lyssa pijąca kolejny kieliszek wyglądała na coraz bardziej zadowoloną z życia.
- Zostań tu przez chwilę słońce. Zawołam Sophie, żeby zajęła się swoim stoiskiem.- Westchnęła ciężko. Dlaczego jej to nie dziwiło, że rudowłosa zrzuciła całą odpowiedzialność na kogoś innego? Zacząć, rozpętać burzę i uciec. Nie czekała nawet na odpowiedź dziewczyny.

/ jeden bardzo krótki spacer później /

- Mi scusi, permesso.- Powiedziała ostro, prześlizgując się pomiędzy poli rozchodzącym się tłumem gapiów. Jak ktoś jej nie chciał ustąpić, to mu nadepnęła szpilką na stopę tak skutecznie, że odskoczył. Mali ludzie mieli swoje małe sposoby. To co się działo w dalszych częściach stoiska (gdzie jak mogła kątem oka dostrzec jakąś bójkę i szamotaninę i chyba interwencję aurorów?) kompletnie ją nie obchodziło, chciała tylko zorientować się w sytuacji przy samych świeczkach.

W końcu - dotarła na miejsce.
Wsparła dłonie na biodrach próbując ogarnąć co, gdzie, jak i lokalizując przy okazji poszczególnych członków rodziny. Osoba, na której jej najbardziej zależało w tym momencie - Sophie - leżała na ziemi. Najwyraźniej otrzymują (nie)zbędną pomoc medyczną. Gdzieś też w tamtych okolicach zauważyła Charles’a. Okej, to już dwójka.
Do stoiska wracał też Richard w towarzystwie nieźle obitego Philipa Notta. Im z kolei nie poświęciła nawet chwili uwagi, bo i po co? Duzi chłopcy - poradzą sobie. Zwłaszcza, że na pierwszy rzut oka Richard wyglądał na całkowicie nieposzkodowanego (może mentalnie, ale to akurat uważała za stan permanentny).

Serce natomiast zabiło pani Mulciber nieco mocniej, gdy zobaczyła Leonarda i Roberta, który z kolei wyglądał jakby się już przez próg ze śmiercią witał.
O nie. Co to, to nie. Cokolwiek się tu wydarzyło - mogło zaczekać.
Wzięła głęboki oddech. Jeszcze jeden. Kolejny dla pewności, że utrzyma nerwy na wodzy.

W końcu ruszyła w stronę stołu, zatrzymując się tylko na moment przy leżącej pasierbicy. Nie było z niej teraz za grosz pożytku.
- Charlie. Jeśli nie jesteś tu potrzebny, możesz przejść na…- zawahała się na moment. Wspomnienie samej nazwy cytrynówkowego interesu Mulciberówny mogło rozpętać kolejną awanturę.- stoisko obok? Lyssa będzie potrzebować tam pewnie pomocy.- Posłała prawie-że-bratankowi jeden z tych uprzejmych, nieznoszących sprzeciwu uśmiechów. Trochę przy okazji robiąc minę w stylu “porozmawiamy w domu”.- Teraz.- Dodała, jakby to nie było oczywiste.

Zaraz potem straciła zainteresowanie młodszym z chłopaków i podeszła bliżej Leonarda. Jeśli złapała kontakt wzrokowy z Robertem to posłała mu słaby uśmiech. Pewnie nie była osobą, którą chciał teraz widzieć, ale jak się nie ma co się lubi - to się lub co się ma, ot co!
- Co z nim? - Zapytała Leo. Spokojnie. Bez przesadnego emocjonowania się. Chciała suchych i konkretnych faktów nie żadnych opowieści z mchu i paproci. W między czasie pochyliła się nad mężem. Przesunęła palcami po rozciętym materiale jego ubrania, krzywiąc się nieznacznie. Z cytrynówką w żyłach mogła się skupić albo na kontrolowaniu emocji albo na rzucaniu zaklęć. Z dwojga złego wolała uniknąć wszelkich niekontrolowanych przemian.
- Nie lubię jak łamiesz naszą umowę.- Stwierdziła tylko zniżając głos do szeptu i wyciągając przy okazji kupioną wcześniej spinkę z kieszeni szaty. Kto by pomyślał, że przyda się tak szybko. Spięła ten nieszczęsny golf, starając się nie zniszczyć materiału bardziej i co ważniejsze - nie dziabnąć Roberta szpilką.- Będę bardzo zawiedziona jeśli umrzesz przede mną.

Przez moment można było odnieść wrażenie, że zdobędzie się na jakiś bardziej czuły gest, bo szczupłe palce czarownicy zamarły zaledwie cal nad jego policzkiem , ale ostatecznie sobie to odpuściła. Wyprostowała się za to i rozejrzała po stoisku.
- Czego mu potrzeba?- Zapytała za to Leonarda. Mieli tu dziesiątki przeróżnych świeczek i kadzidełek. Na pewno znalazła się jakaś dla umierającego dziadka. Coś na uspokojenie? Na sen?
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Eutierria (8658), Alastor Moody (2816), Viorica Zamfir (7443), Brenna Longbottom (9148), Erik Longbottom (10575), Geraldine Yaxley (3118), Atreus Bulstrode (6249), Thomas Hardwick (2133), Cedric Lupin (7459), Perseus Black (951), Nora Figg (2409), Florence Bulstrode (5777), The Tempest (2039), Heather Wood (4239), Ula Brzęczyszczykiewicz (1800), Dora Crawford (3062), Philip Nott (5347), Bard Beedle (4762), Robert Mulciber (6511), Cameron Lupin (5438), Lyssa Dolohov (6494), Victoria Lestrange (17455), Sauriel Rookwood (10901), Cathal Shafiq (1684), Celine Delacour (3597), Sebastian Macmillan (6935), Stanley Andrew Borgin (8416), Bertie Bott (3462), The Edge (17225), Peppa Potter (1867), Rabastan Lestrange (656), Augustus Rookwood (565), Laurent Prewett (20679), Guinevere McGonagall (2846), Christopher Rosier (238), Lorraine Malfoy (3818), Leon Bletchley (6029), Olivia Quirke (5691), The Overseer (764), Alexander Mulciber (4340), Ambrosia McKinnon (2310), Tristan Ward (5474), Hades McKinnon (2237), Richard Mulciber (13112), The Lightbringer (5951), Thomas Figg (2419), Morpheus Longbottom (3952), Penny Weasley (9069), Vera Travers (2351), Neil Enfer (6742), Millie Moody (5588), Isaac Bagshot (5045), Asena Greyback (344), Anthony Shafiq (13151), Mabel Figg (1777), Ralitsa Zamfir (845), Lorien Mulciber (11735), Sophie Mulciber (3252), Basilius Prewett (3999), Jonathan Selwyn (4962), Charles Mulciber (10107), Leonard Mulciber (4189), Charlotte Kelly (291), Jagoda Brodzki (1208), Jessie Kelly (204), Electra Prewett (1891)

Wątek zamknięty  Dodaj do kolejeczki 

Strony (88): « Wstecz 1 … 32 33 34 35 36 … 88 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa