• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna Plac i stragany [Lato 1972] Święto Żniw - Kiermasz (Wątek główny)

[Lato 1972] Święto Żniw - Kiermasz (Wątek główny)
Widmo

Leonard Mulciber
#361
16.06.2024, 21:03  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.06.2024, 21:03 przez Leonard Mulciber.)  
Stoisko - Świeczki i kadzidła Rodziny Mulciber

Stan wuja unormował się względnie szybko i bez większych trudności, co dało Leonardowi do myślenia. Chociaż problem nie został rozwiązany, a jedynie tymczasowo zażegnany, wciąż poszło na tyle łatwo, żeby mógł przypuszczać, że odpowiednio przeprowadzony wywiad zdoła dość łatwo nakreślić, z czym dokładnie mieli tu do czynienia.
Wciąż monitorują oczywiście stan Roberta, nie chcąc przypadkiem zapeszyć, przekręcił nieco głowę w stronę, z której dobiegł go głos brata. Cóż, skoro już się oferował...
- Kubka wody, jeśli łaska! - odpowiedział głośno, mając nadzieję, że zanim nadchodząca ciotka na dobre wypłoszy im Charliego, ten jeszcze ułatwi mu nieco zadanie. Sam się w końcu zaoferował, a coś mu podpowiadało, że choć nie będzie to wystarczające, żeby kompletnie zażegnać rozpętanego skandalu, zdoła dołożyć pojedynczą, pokutną cegiełkę. I czy zresztą nie lubił przypadkiem popisywać się swoją bezróżdżkową magią? Miał okazje się wykazać.
Tymczasem Lorien na dobre dołączyła do ich grona. Leo spojrzał na nią ze swojego przykuca przy wuju i uniósł nieco lewy kącik ust.
- Przeżyje - odparł, starając się nadać swojemu tonu głosu nieco lekkości. - Na razie jednak lepiej, żeby odpoczął w miejscu, gdzie nie będzie otoczony przez ludzi. Osobiście przychylałbym się do zdania ojca... - tu zerknął w stronę wracającego do nich ojca.
Doprawdy... To miał być dzień wolny od pracy. Tymczasem czuł się, jakby wciskali mu pacjentów w okienku przeznaczonym na lunch.
sommerfugl
Although the butterfly and the caterpillar are completely different, they are one and the same.
173cm wzrostu, smukła sylwetka, nieco zbyt blada cera, której jasny odcień potęgowany jest tylko przez ciemne włosy i oczy. Nie nosi zarostu, ubiera się zwykle elegancko. W słowach często przebija się jego skandynawski akcent.

Charles Mulciber
#362
16.06.2024, 21:33  ✶  
Charlie pokręcił głową i uśmiechnął się lekko do Sophie mimo zdenerwowania, jakie nim owładnęło. To nie był czas na wypominanie sobie błędów, ale też nie mogli przesadnie dramatyzować. Wolał nie myśleć, jak on sam zareagowałby, gdyby to jego ojciec stał się ofiarą głupich żartów. Sophie miała prawo być wściekła i nie mógł się mścić.

- Dziękuję. - Odezwał się do uzdrowiciela, który poskładał jego kuzynkę. - Sophie, twój tata wyzdrowieje, Leo już się nim zajmuje. Poleż tu jeszcze chwilę, dobrze? - Ścisnął jej dłoń nieco mocniej w przyjaznym geście. - Zaraz zobaczysz się z tatą. Nikomu nie powiem, co się stało. ...później mi porządnie przywalisz, zasłużyłem. - Dodał, nachylając się nad dziewczyną. Obietnica była ich sekretem.

Musiał jednak pozostawić kuzynkę w spokoju, bo ta musiała dojść do siebie, a jego czekały zadania. Poczuł serce w gardle, gdy tylko jego spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem cioci Lorien. Kobiety nie było tu chyba, gdy działo się to wszystko, więc widok ledwie dyszącego wuja musiał być dla niej szokiem! Wstyd, jaki na nowo kwitł w Charlesie, był nie do opisania! Rozczarowanie własną osobą sięgało zenitu, gdy szybko uciekł spojrzeniem w ziemię.

- Oczywiście, ciociu. Zaraz pójdę do Lyssy. - Obiecał Lorien, nawet jeśli ta cała Lyssa była niewiadomą. W rodzinie chyba był ktoś o takim nazwisku, ale jeśli Charlie kiedyś ją spotkał, musiało to być bardzo dawno temu. - Tylko pomogę Leonardowi.

Polecenie brata nie było trudne - stworzenie kubka wody było przecież dość łatwym zadaniem. Charlie nie potrzebował różdżki, więc rzucił zaklęcie, mając nadzieję, że kubek zimnej wody zmaterializuje się w jego rękach. Byleby tylko zdenerwowanie nie wpłynęło na jego magię!

Rzut N 1d100 - 81
Sukces!
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#363
16.06.2024, 22:21  ✶  
Południowe stragany

– Myślałam, że przesiadujesz w Białym Wiwernie? – jej konsternacja i zaskoczenie musiało być słyszalne, bo zwyczajnie do tej pory to nazwę tej knajpy słyszała, albo o niej czytała w niezbyt częstej korespondencji od Sauriela. Teraz zaś ta nazwa nie padła, raczej celowo, niż z przypadku i Victoria zaczęła się zastanawiać co to za tajemnicza melina. Sauriel miał jednak znacznie więcej tajemnic i najwyraźniej wcale się przed nią nie otwierał, a teraz to… nawet nie chciała na to liczyć, żeby się srogo nie rozczarować. Sauriel oczywiście miał do tego wszystkiego prawo, Victoria nigdy tego nie negowała… ale odnosiła wrażenie, że zanim wszystko jebło, to mówiła o sobie i swoich sprawach więcej, by jego też do tego zachęcić – a może tylko jej się to wydawało i tak naprawdę te wszystkie rozmowy rozegrały się w jej głowie? Ale wcale nie należały do niej…? Może były tylko wspomnieniami babci? Jej intruzywnymi myślami.

– Czasami nie jestem pewna, czy potrzebujesz większej atencji czy w ogóle jej nie chcesz – pamiętała za to ich rozmowy na ten temat. Zdania o tym, że Sauriel chciałby, żeby wszyscy dali mu spokój, zostawili samego, ale z drugiej strony powiedziała mi też kiedyś, że jeśli potrzebuje jej atencji, to przecież wystarczy powiedzieć, a nie dawać robić sobie krzywdę. Odnosiła wrażenie, że istniała w nim pewna sprzeczność – nie chciał uwagi… i jednocześnie bardzo jej pragnął. Ale czy istniała osoba, która by tej atencji w ogóle od nikogo nie chciała?

– Wypruwam dla nich żyły, jakby mi nie dali wolnego to byłby kolejny znak, że mają mnie i moje życie w poważaniu, i że to pora jednak poszukać innego zajęcia – a Victoria była na takim dziwnym etapie wewnętrznego buntu, jakby ten nastoletni dopiero się odpalił, że naprawdę gotowa była rzucić wypowiedzenie osiem miesięcy po oficjalnym awansie, trzech latach stażu, pięciu przepracowanych w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Jak to ona – miała kilka innych pomysłów na życie i nie wierzyła, że nie daliby jej dobrych referencji po tym całym cyrku z Beltane i Limbo. W Departamencie Tajemnic pewnie wzięliby ją z pocałowaniem ręki.

Wychyliła kieliszek. Zapieklo ją w gardle, przełyku, żołądku, skrzywiła się cała, czego pewnie Sauriel nie widział, tak zachwycając się trunkiem, a kiedy on swój kielonek odstawił, to ona po prostu tak z nim stała, zaciskając oczy. W końcu trzęsącą się ręką odłożyła kieliszek na stół, nie wtrącając się do rozmowy Rookwooda z panią Zamfir. Starała się stać prosto, ale miała wrażenie, z każdą sekundą, że coraz bardziej jej się kręci w głowie. Trwała tam, milcząca, nie protestując ani trochę, jeśli Sauriel zechciał posłużyć się jej zaczarowaną torebką żeby tego wina (czy to na pewno było wino?!) nie nosił w łapach. W końcu odsunęli się od straganu, a Victoria wkładała w swoje kroki bardzo dużo uwagi.

– S-s-sauriel – odezwała się w końcu, gdy zrobili ich pięć i niepewnie złapała się jego ramienia, zwalając się na niego niemal całym swoim ciałem. – Czy możemy… ławka. Muszę-usią… źle się – mówiła nieco urywanie, starając się bardzo panować nad swoim językiem, cała zarumienione oddychała nieco ciężko. – Źle mi – dokończyła w końcu.

Chyba ta rakija czy jak to się nazywało i wino, które wypiła wcześniej… chyba ta mieszanka źle ze sobą działała. A może to będzie po prostu kolejny alkohol, którego będzie od teraz unikać, jak ten cholerny rum porzeczkowy… albo to była wódka porzeczkowa? Teraz już niczego nie była pewna. Swoich kroków również. Ani słów. Ani tego, czy utrzyma koszyk z kotkiem.

Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#364
16.06.2024, 23:14  ✶  
Scena

Odejście Nory ze sceny odmieniło głównego bohatera, ale nie znaczyło to wcale, że stał się ideałem. W tej postaci nie było nic idealnego, bo jej autor nienawidził rzeczy i ludzi idealnych. We wszystkim doszukiwał się wad, niedociągnięć, brzydoty - to dopiero sprawiało, że zwracał na to uwagę i chciał z tym obcować - może dlatego doprowadzał ludzi, których kochał do takiej destrukcji? Ale The Edge nie był nim. Kochał i pożądał jak on, ale nie był nim - tak samo on nie czuł się do końca Edgem. Różnili się tym, co powinni czuć do stojącego przed nimi czarodzieja. Jeden chciał przed nim uciekać, drugi chciał klęczeć przed nim na kolanach i wynosić go do rangi boga. Ostatecznie... uczucia obu jego wersji miały pozostać już na zawsze nieodwzajemnione.

Ledwo poradził sobie z tym dysonansem - dlatego na początku był w swoich ruchach o wiele mniej pewny, niż powinien. Poza tym Laurent nie był tancerzem - to utrudniało, zamykało możliwości - z drugiej strony stanowiło dokładnie to, czym miało być. To było wyzwanie. Wyzwanie, któremu sprostał, chociaż coś w środku wcale nie chciało umykać rękom blondyna. Bo ten pajac uśmiechnął się delikatnie, bo musiał na moment odwrócić spojrzenie, żeby złapać tchu. Odpłynął myślami dwa dni wstecz, tam poszukał jakiegoś punktu zaczepienia. Do tej kuchni, tej jasnej, która mu się nie podobała - stamtąd powiódł myślami do tej, którą pamiętać chciał. Tej, co mu ogrzewała serce. I tak tę scenę odegrał - ciepło. Jakby był kotką rozłożoną na gorącym, blaszanym dachu, niosąc z każdym swoim ruchem ciepło lata. Po ostatnim skoku przeturlał się po deskach, trzymając w zębach białą, płonącą różę i przeciągnął się tuż obok Prewetta, naprężając się i uśmiechając... ale to nie wyglądało, jakby dedykował to uniesienie kącików ust jemu.

- Zostań - powiedział cicho, ledwo słyszalnie ze względu na dudniącą wokół muzykę i hałas kiermaszu - obok namiotu. Mam coś dla ciebie.

Ale Laurent nie miał dla niego już nic. Bo miał sobie stąd iść - nie miał wplatać palców w błyszczące loki, chociaż miał go obok - miał odejść, zostawić go w samotności, ponieważ w takim wydaniu miała zastać go Peppa.

Rozstrojonego.

Leżącego krzyżem.

Ta scena go ogrzała, ale była zbyt krótka, aby te uczucia pozostały permanentne - to był opis miłości, która jest intensywna jak diabli, w której bawisz się i bawisz, a później znika i... pozostawia cię tak pustym i zdesperowanym jak to tylko możliwe.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#365
16.06.2024, 23:57  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.06.2024, 00:18 przez Erik Longbottom.)  
Południowe stragany - Biżuteria Viorici -> Scena
Kończę zakupy u Viorici. Żegnam się skinieniem głowy z Cedriciem, a potem kontynuuję rozmowę z Anthonym i lądujemy pod sceną.

— Prosty pracownik Brygady Uderzeniowej? — powtórzył za nim powoli, pochylając się minimalnie ku Anthony'emu. — Jak na tak wysokiego rangą pracownika Ministerstwa Magii masz baardzo niskie mniemanie o służbach z sąsiedniego departamentu. Niezbyt eleganckie podejście, nie sądzisz? Aż strach pytać, co masz do powiedzenia o pewnych tajemniczych osobnikach z bardzo tajemniczego departamentu.

Uśmiechnął się gorzko. Chociaż noszenie nazwiska Longbottom było poniekąd synonimem skromności (XDDD), tak nawet Erik miał na tyle wymagające ego, że wymagało ono połechtania od czasu do czasu. Przez ostatnie afery i dramatyczny spadek nastroju, który zaczął się od niesławnej popijawy w towarzystwie Nory i Morfeusza zdecydowanie nie był w najlepszym stanie.

Może to właśnie podczas kiermaszu tak chętnie sięgał po kieliszek? Chęć znalezienia słodkiej błogości w kolejnych kroplach alkoholu... Nęciła, a napitki tylko zwiększały chęć do bycia ''najlepszym'' i ''najwspanialszym''. A słowa Anthony'ego zadziałały na niego prowokująco: odwzajemnił się więc pięknym za nadobne, racząc go zaczepliwymi komentarzami. Czy się to na nim zemści? Cóż, jak to się mówi, kto mieczem wojuje ten od miecza ginie, a więc kto wie, może ostatnia godzina Erika miała niedługo wybić?

— To niech będzie ten wilk — poinformował, a gdy dopełnili wszelkich formalności i opłat, pożegnał się z Vioricą, kiwając jeszcze na pożegnanie Cedricowi. Na koniec odwrócił się jeszcze w stronę Menodory. — Zobaczymy się jeszcze wieczorem w Warowni, co? Porównamy fanty!

Odetchnął ciężko, rozglądając się po okolicy. Chaos, który towarzyszył awanturze przy jednym ze stanowisk Mulciberów, zdążył nieco przycichnąć. I bardzo dobrze, pomyślał przelotnie, ciesząc się, że udało mu się ulotnić, zanim fallusowymi świeczkami zainteresowała się większa ilość osób.

— Jeszcze tam nie byłem — przyznał Erik, marszcząc czoło na wzmiankę o pelerynie niewidce.

Z góry założył, że była to jakaś podróbka niźli oryginalny artefakt owiany historiami krążacymi pośród czarodziejów i czarownic. Fałszywki czy raczej ''standardowe'' egzemplarze zazwyczaj miały ograniczony czas użytkowania. Na szczęście nie musiał wygłosić towarzyszowi całego monologu na temat tego, że padł ofiarą oszustwa, bo zaraz potwierdziły się jego słowa. Skinął głową, ściskając mocniej torbę, gdy zaczęli kroczyć w stronę sceny.

— Przede wszystkim zastanawiam się, jak źle incydent w Stonehenge wpłynął na eee kręgi kulturowe, skoro obecność kowenu została zredukowana do jednego małego stoiska — odparł, czerwieniąc się minimalnie, gdy jego wzrok ponownie spoczął na tancerzu. Przybyli na scenę niedługo po tym, jak panna Figg z niej zeszła. — Ale jest całkiem... wysportowany. Jak na cyrkowca.

Wzruszył sztywno ramionami. Nie przypominał sobie, aby miał jak do tej pory spotkać się z cyrkowcem. Dużo lepiej kojarzył dwie pracownice przybytku Bellów, które oprowadziły go po obozie podczas porannej interwencji w sprawie nocnych skarg o zakłócanie porządku.


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#366
17.06.2024, 00:17  ✶  
Za sceną

Czy można się dobrze bawić, kiedy głowa potrafi skupiać się prawie tylko na tym, czy na pewno wszystko jest idealnie? Oczywiście, że nie. Dlatego pozostaje o tym nie myśleć. Nie zadawać tego pytania, w którym każde "proszę" o ideał równałoby się z wbiciem igły w miękką poduszkę umysłu. Bo przecież nie potrafił tańczyć i wychodząc tutaj nie miał potrafić tańczyć. Bawił się tak dobrze, jak i ciągle gdzieś drapało go to, kiedy tańczący Flynn podejmujący wyzwanie pojawiających się nowych osób musiał tworzyć z tego, co było mu dane - wysilić się. Bawił się też dobrze, kiedy ten w końcu zjawił się przy nim i wyciągnął różę, do której zabiło mu to głupie serduszko tylko na jedno uderzenie mocniej. Na ten moment kiedy wyciągał po nią dłoń, zachwycony jej pięknem i na moment tuż przed uniesieniem spojrzenia na twarz przed nim. I chociaż nie do końca rozumiał, dlaczego, to w tamtym momencie czar prysnął, on przestał nucić zgodnie z grającą muzyką i szum otoczenia oraz ludzie wrócili na jego miejsce, wcześniej niedostrzegani.

Zszedł ze sceny i uśmiechnął się do Pepy ulotnie, a przynajmniej postarał się uśmiechnąć, bo nie był pewien, co z tego wyszło - ponownie.

- Dziękuję za trzymanie na jej oka... Przesympatyczna zabawa. - Tak i teraz uśmiechnął się do drobnej kobiety, która im tutaj rozdawała role. Złożył pieczołowicie teraz kartkę, którą otrzymał i schował ją do kieszeni spodni. Bywał za bardzo sentymentalny, ale teraz, kiedy o tym myślał, powinien zdecydowanie pochować niektóre z rzeczy w swoim domu... głęboko, głęboko w kąt nieużywanych szaf.

Kucnął przy koszyku z kotem, otrzepując się po drodze - dłonie, ubrania - żeby się upewnić, że nie został na nich jakichś widoczny kurz. Niby kto by wśród tylu ludzi zobaczył... tylko po co ryzykować? Pogładził kotkę, która otworzyła jedno ślepie czujnie, gdy poczuła dotyk, przeciągnęła się i znów je zamknęła. Zabrał swoje rzeczy i zawahał się po opuszczeniu tego miejsca. Poczekać? Teraz? Jakoś nie do końca miał na to ochotę. Wahanie odliczało sekundy w rytmie muzyki.

W końcu przerwał ten bezruch i ruszył w kierunku jednego z tych namiotów na uboczu, przy wyjściu. Żeby nie kręcić się między cyrkowcami, gdzie nie był pewien, czy zaraz nie napotka tego samego mężczyzny, który mu odgrażał, że ma tutaj nie stawiać swojej nogi. Położył koszyk z kotem i przysunął sobie jakiś nieużywany taboret - w zasadzie nikt na niego nawet nie zwracał chyba większej uwagi? On na pewno przestał zwracać uwagę na otoczenie.

Starał siedzieć prosto, wyglądać, jak na panicza przystało, ale w końcu pochylał się w przód, opierając opuszczoną głowę na ręce, a jej łokieć na własnym udzie i zaczepiał Divę, która obudzona ruchem wylazła z koszyka i kręciła się między jego nogami z uniesionym w górę ogonem.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#367
17.06.2024, 00:34  ✶  
Pod sceną -> Południowe stragany - Świeczki i kadzidła Mulciberów

Oglądam z Heather występ Edge'a, aż w końcu stwierdzam, że może warto przejść się jeszcze do innych stoisk.

Występ cyrkowca był cholernie... Żywy. A Cameron był bardzo prostym chłopakiem i jak widział coś, co się ruszyło bardzo płynnie, to jego oczy momentalnie podążały do tego punktu. W pewnym momencie jednak młody medyk zdał sobie sprawę, że wpatruje się nieco zbyt intensywnie w tancerza.

Chociaż taniec był bardzo dobry, tak nie mógł zignorować wrażenia, że nawet nie tyle jest przesycony, ile wręcz kipi od emocji. Trochę go to oszołomiło, zwłaszcza z panującym wokół gwarem związanym z muzyką i zachowaniem gości.

— H-heath? — zagadnął niepewnie, nachylając się nad uchem Rudej i ściskając mocniej jej dłoń. Starał się nie zwracać uwagi na lekkie drżenie głosu z obawy, że nagle zacznie się poważnie jąkać. A wtedy na pewno by się zbyt dobrze nie dogadali. — M-możemy wrócić tam o? — Wskazał na stragany, wokół których wciąż kręcili się goście. — Trochę mi słabo... Tak myślę.

Zazwyczaj nie miał problemu z głośnymi miejscami, jednak przebywanie bezpośrednio pod sceną i bycie świadkiem tak intensywnego tańca (w którym notabene w pewnym momencie towarzyszyła tancerzowi nawet Nora Figg, czyli jego cudowna wybawicielka z czasów Beltane) nie wpłynęło na niego pozytywnie. W myślach modlił się, aby następne występy okazały się nieco bardziej przystępne.

— Ch-chyba powinienm się jeszcze napić, zanim tam wrócimy — przyznał, zahaczając wzrokiem o stanowisku ze świeczkami i kadzidłami.

Dalej miał wrażenie, żę kręciło się tam sporo osób, jednak chyba nie była tam już tak... tłoczno. Wzrok chłopaka zawisł na wystawionym na widok publiczny asortymencie. Szarpnął lekko Brygadzistkę za rękaw.

— Potrzebujesz czegoś... Uspokajającego?
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#368
17.06.2024, 10:44  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.06.2024, 10:47 przez Anthony Shafiq.)  
w drodze pod scenę i pod sceną
rozmawia z Erikiem

Gdy Erik pochylał się nad nim, w stalowych oczach odbiło się zdziwienie faktem, że najprawdopodobniej obraża się za to jak sam się nazwał moment wcześniej. Anthony nie podjął jednak rękawicy, nie odniósł się do tego, nie przy obcych uszach, pochylonych w ich stronę. Wrócił do tematu dopiero gdy odeszli od straganu, ale nim dotarli do sceny. Podjął to tonem lekkiej niezobowiązującej pogawędki, licząc bardzo na watową otoczkę równie rozgadanego tłumu. Każdy w swojej głowie, każdy myślał tylko o sobie, to nie był bankiet, gdy każdy Twój ruch śledziło minimum dwanaście par oczu.

– Słyszałem, że sarkazm między przyjaciółmi jest możliwy wtedy i tylko wtedy, jak obaj wiedzą doskonale co wzajem o sobie myślą pod płaszczem ciętej kurtuazji. Gdy słowa pozostają słowami, zabawką unoszącą się i znikającą zaraz po wypowiedzeniu. Ty... wiesz co o Tobie myślę, prawda? – ton jego był znów miękki, łagodny. Obrócił się do Erika, próbując znaleźć odpowiedź w jego wyostrzonych chwiejnym okresem w życiu rysach. – Mówiłeś mi ostatnio bardzo jednoznacznie, że nie potrzebujesz pochwał, ale powiedz tylko słowo, a nie starczy mi dzisiejszego dnia, by wymienić wszystko to, co w Tobie cenię. Choć przyznaję, kusi bardzo żeby całą tę laudację wygłosić po francusku, co by sprawdzić na ile byłeś ze mną szczery z lekcjami tego języka. – Dodał lżej prostując się, wzrokiem uciekając do sceny, pilnując się bardzo, by się nie oglądać, nie szukać spojrzeń tych, którzy chcieliby na nich patrzeć. Zwłaszcza ciemnych oczu tajemniczego urzędnika tajemniczego departamentu, któremu powiedział, że idzie prosto pod scenę, ale coś długo mu to zajęło. Miecz Demoklesa wisiał nad nim, od dwóch tygodni jego zatroskani przyjaciele robili podchody na tę okoliczność. Cóż. Liczył bardzo, że i tym razem pod latarnią będzie najciemniej.

– Mhm, tak, kręgi kulturowe. – Powstrzymał parsknięcie. I kto tu powinien zdjąć maskę i przestać udawać? Samemu też skupił się na przedstawieniu, choć był nieco zbyt rozkojarzony, aby rejestrować to, co dzieje się na scenie. Nie ona była osią jego zainteresowania teraz. – Sądzę, że będę musiał porozmawiać z Josephine Avery, żeby urządzić jakiś koncert połączony ze zbiórką. Jest we mnie sporo powątpiewania, aby jedno skromne stoisko mogło rzeczywiście pokryć choćby dziesiątą część tego, co konwen obecnie potrzebuje. – Krytykę rozwiązań systemowych związanych z finansowaniem kultu pozostawił dla siebie. To był jednak worek pozbawiony dna, o czym przekonywał się każdorazowo, gdy podejmował się jakiejś w nimi współpracy. Ludzkość nie wymyśliła jednak do tej pory lepszej tuby propagandowej.

Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#369
17.06.2024, 10:58  ✶  
Stoisko Mulciberów

Prawdę powiedziawszy, gdyby miał się teraz w tej kwestii określić, wskazanie osoby, którą chciałby mieć w tym momencie u swojego boku, stanowiłoby spore wyzwanie. Ewentualnie mógłby to być brat, ale i ta relacja, choć silna, zaliczała przecież swoje góry i doliny. Robert, niestety, aż nadto dobrze radził sobie z niedopuszczaniem do siebie ludzi. Stawianiem muru. Wyznaczeniem granic. Prowadził z tej przyczyny życie w znacznej mierze samotne. Zarazem jednak przez prawie cały czas, był z tego stanu rzeczy całkiem zadowolony.

Przekonany o tym, że dokonał w tym przypadku odpowiedniego wyboru.

Mógłby w tym momencie powiedzieć, że nigdzie się nie wybierał. Zapewnić ją o tym, że nie zamierzał łamać umowy. Tyle tylko, że niekoniecznie było to czymś, czym zamierzał zawracać sobie głowę. Przynajmniej w tym momencie. Zamiast tego, całą uwagę skupił na spince, która wylądowała na jego ubraniu. Nie podobało mu się takie rozwiązanie problemu. Nie podobała mu się perspektywa paradowania z czymś takim po kiermaszu.

Nie uspokoił się jednak wciąż na tyle, żeby być w stanie zaczynać kolejną awanturę.

Prawdopodobnie powrót do domu stanowiłby w tym momencie najlepsze rozwiązanie. Wszystko zdawało się na to wskazywać. I gdyby coś takiego wyszło teraz od Leonarda. Gdyby tylko nie wtrącali się w to pozostali – Robert nie stawałby okoniem. Po prostu by tak zrobił. Słysząc jednak skierowane do siebie słowa brata, któremu chwilowo miał za złe całkiem sporo…

- Najlepiej byłoby, gdybyś zajął się wychowaniem swojego syna. – skierował do niego dokładnie te słowa. I łatwo było się domyślić, że w ślad za nimi poszło niewypowiedziane: odwal się. Ewentualnie coś, co do tego odwal się było bardzo podobne. Robert jednak w chwili obecnej na tyle nad sobą panował, że tego rodzaju słowa tym razem z jego ust nie wyszły.

Jeśli cokolwiek miało świadczyć, że było z nim lepiej – to byłby ten poszukiwany dowód.

Czekając na wodę, starał się wreszcie zorientować jak wyglądała sytuacja na stoisku. Sporo mu umknęło. Z wiadomych względów nie był w stanie nadążyć za wszystkim, co miało tutaj miejsce. Pewnych zdarzeń w ogóle nie zarejestrował.

- Philip? – zapytał, zapewne chcąc usłyszeć co i jak z Nottem. Sam bowiem dopiero po chwili zdołał wychwycić wśród zgromadzonych kuzyna. Na szczęście jakoś sobie poradził.

 
Świnkowa panienka
I’m sorry I said you cheated…even though you DID cheat!
Ślicznie ubrana dziewczyna o nieskazitelnym upięciu jasnych włosów i zadartym nosku. 169cm || przeciętna budowa ciała || bardzo jasne włosy || ciemnoniebieskie oczy

Peppa Potter
#370
17.06.2024, 12:09  ✶  
Za sceną. (Potem na scenie)

Peppa bardzo uważnie skupiła swoje spojrzenie na Norze. Chciała wiedzieć, jakie zadanie na nich spadnie. A wszyscy chyba mieli wykonać coś podobnego... chociaż szczegóły i tak pozostawały w tajemnicy szeptu.

Nora na scenie wyglądała, jakby zaczęła się bawić z Edgem w kotka i myszkę. Brwi Peppy uniosły się wysoko. Nie rozumiała, co tu się dzieje. Niemal podskoczyła, gdy blondynka została porwana do chaotycznego tańca.

Oby dla mnie nie przygotowali czegoś takiego...

Już widziała koronki swojej sukni porwane w wir artystycznego chaosu. Nawet perfekcyjnie przymocowany kapelusz spadłby jej z głowy.

Co jakiś czas zerkała na Laurenta, by zobaczyć, jak drugi z trzech ochotników reaguje na te dziwy. W przeciwieństwie do niej, chłopak nie wydawał się zaskoczony, czy przerażony. Pogratulował Norze występu, jak gdyby faktycznie coś zrobiła poza cudaczną bieganiną — bo tak to wyglądało w oczach Peppy.

Moment Laurenta nie dawał pannie Potter żadnej nadziei. Oni wszyscy kompletnie ześwirowali. Musiała uciekać.


Na scenie.

Ale było za późno. Właśnie dostała wskazówki dla swojej części występu. Nie brzmiało to tak źle. Właściwie to miała być... sobą. Odtrącić dziwaka, zabrać mu to, co chciała i odejść bez słowa. Idealnie. Tylko, czy biorąc udział w takim przedstawieniu nie zniszczy sobie reputacji? Stawiając pierwsze kroki na schodach, spojrzała na widownię. Dostrzegła kilka twarzy obleczonych zainteresowaniem. To jej wystarczyło.

Wpłynęła na scenę niesamowicie eleganckim i lekkim krokiem. Była jak elf unoszący się nad poranną polaną, na której wśród rosy leżał zniszczony Edge. Jej białe koronki kontrastowały z ciemnym kostiumem artysty. Byli jak Ying i Yang. Peppa z gracją, bez pośpiechu, spacerowała na drugi koniec sceny. Spojrzenie na mężczyźnie zatrzymała tylko raz. Gdy jeszcze leżał. Było to długie spojrzenie, twarz pozostała bez wyrazu, podbródek dumnie został na swojej pozycji. Później unikała go. Gdy przynosił jej różne obiekty, odwracała wzrok, odchodziła ostrym krokiem. Koronki spódnicy widowiskowo kręciły się przy każdym obrocie. Przy przedostatnim obiekcie Peppa podjęła ryzyko. Spojrzała na Edge'a wyniośle, nawet nie trudno było jej to odegrać, a następnie zakoronkowanymi dłońmi odepchnęła go od siebie. Nie włożyła w to wiele siły, liczyła, że artysta sam odegra to należycie (czyli dramatycznie).

Na końcu podszedł z różą. Nie musiała nawet grać uśmiechu wykwitającego na jej twarzy. Odebrała kwiat z nieukrywanym zadowoleniem. Nie spuszczała wzroku z nagrody. Odwróciła się i spokojnie zeszła ze sceny.

Teraz czekała na brawa.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Eutierria (8658), Alastor Moody (2816), Viorica Zamfir (7443), Brenna Longbottom (9148), Erik Longbottom (10575), Geraldine Yaxley (3118), Atreus Bulstrode (6249), Thomas Hardwick (2133), Cedric Lupin (7459), Perseus Black (951), Nora Figg (2409), Florence Bulstrode (5777), The Tempest (2039), Heather Wood (4239), Ula Brzęczyszczykiewicz (1800), Dora Crawford (3062), Philip Nott (5347), Bard Beedle (4762), Robert Mulciber (6511), Cameron Lupin (5438), Lyssa Dolohov (6494), Victoria Lestrange (17455), Sauriel Rookwood (10901), Cathal Shafiq (1684), Celine Delacour (3597), Sebastian Macmillan (6935), Stanley Andrew Borgin (8416), Bertie Bott (3462), The Edge (17225), Peppa Potter (1867), Rabastan Lestrange (656), Augustus Rookwood (565), Laurent Prewett (20679), Guinevere McGonagall (2846), Christopher Rosier (238), Lorraine Malfoy (3818), Leon Bletchley (6029), Olivia Quirke (5691), The Overseer (764), Alexander Mulciber (4340), Ambrosia McKinnon (2310), Tristan Ward (5474), Hades McKinnon (2237), Richard Mulciber (13112), The Lightbringer (5951), Thomas Figg (2419), Morpheus Longbottom (3952), Penny Weasley (9069), Vera Travers (2351), Neil Enfer (6742), Millie Moody (5588), Isaac Bagshot (5045), Asena Greyback (344), Anthony Shafiq (13151), Mabel Figg (1777), Ralitsa Zamfir (845), Lorien Mulciber (11735), Sophie Mulciber (3252), Basilius Prewett (3999), Jonathan Selwyn (4962), Charles Mulciber (10107), Leonard Mulciber (4189), Charlotte Kelly (291), Jagoda Brodzki (1208), Jessie Kelly (204), Electra Prewett (1891)

Wątek zamknięty  Dodaj do kolejeczki 

Strony (88): « Wstecz 1 … 35 36 37 38 39 … 88 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa