• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna Plac i stragany [Lato 1972] Święto Żniw - Kiermasz (Wątek główny)

[Lato 1972] Święto Żniw - Kiermasz (Wątek główny)
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#551
06.07.2024, 07:31  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.07.2024, 10:02 przez Morpheus Longbottom.)  
Porzucam Verę przy Magicznych Rożnościach. Wchodzę na scenę i udaję, że dobrze się bawię.

W Magicznych Różnościach zainteresowało go kilka rzeczy, ale niekoniecznie rozmiarowo odpowiednich, aby nosić je ze sobą po straganach, więc nie zawracał głowy dwójce rzemieślników, wziął jednak wizytówkę, aby później skontaktować się z nimi w sprawie zamowienia.

Właśnie był w połowie wyjaśniania Verze Travers teorię o predeterninacji oraz konflikt domniemanej wolności wyboru i całkowitego określnika świata w kontekście podobnież istniejącego tomiszcza, zawierającego historię każdej osoby która była i będzie w szczegółach, gdy poczuł na ramionach serpentyny. Odruchowo je strzepnął z ramienia, a w raz z tym przyszło oswiefenie. Oczywiście, bo przeszły on nie mógł mu powiedzieć o tej drace, oczywiście że nie.

— Wybacz mi, Vero, muszę przynieść honor naszemu departamentowi — puścił oczko do koleżanki odkładając kieliszek po drinku na pierwszy lepszy blat jakiegoś stoiska.

Czy Mildred nie miała dzisiaj ledwie pierwszego dnia rekonwalescencji poza Lecznicą Dusz? I już ją wzywali do pracy? A to... I tu pojawiła się długan lista niecenzuralnych określeń, których z powodu dobrego wychowania nie zamierzał powiedzieć na głos. Dziewczynie, która ledwie wyszła z ośrodka zamkniętego, rzeczywiście się nie odmawia.

Przyjął na twarzy uśmiech numer pięć, firmowy uśmiech Longbottomów, który mógłby uchronić od hipotermii, gdyby była taka potrzeba i wyminął gapiów, ktorzy odwracali się w jego stronę.


***

Wszedł szybko na scenę, w sposób który wskazała mu obsługa i stanął obok Millie, wykonując podobnie głęboki skłon.

— Morpheus Longbottom, Departament Tajemnic. W takim razie dzisiaj będę twoją piękną asystentką. Ale nóg nie pokażę, twoje muszą wystarczyć, pani Moody — wzmocnił głos własną różdżką, a później powiódł wzrokiem po obecnych, posłał publiczności kolejny uśmiech, próbując sobie dodać animuszu. — Dobrze, że ubrałem się na czarno, idealnie aby odgrywać złodzieja różdżek.

Nie musiał być geniuszem, żeby wiedzieć, że zaraz przyjdzie mu zostać pokonanym z hukiem przez panienkę Moody i że to będzie bolało. Rzeczywiście był ubrany na czarno, tylko z szalem w motywy roślinne Lammas, więc nawet bardziej niż złodzieja różdżek, przypominał po prostu czarnoksiężnika, życie osoby lubiącej dobrze się ubrać nie należało do najłatwiejszych. Oby tylko nie zniszczyła mu jego własnej pelerynki.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#552
06.07.2024, 09:31  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.07.2024, 10:11 przez Laurent Prewett.)  
Stoisko Viorici

Pokiwał głową, rozglądając się trochę w poszukiwaniu rzeczonego stoiska. Tylko na chwilę spojrzał, czy kotka śpi, albo przynajmniej siedzi dalej w tym koszyku, ale tak - miała się rewelacyjnie i ani myślała wystawiać nosa nad tę koszulkę. Ważne, że się przydała.

Czy powinien zacząć liczyć odpowiedzi, które zostały zbyte, na które odpowiedź nie pojawiała się wprost, albo które w ogóle zostały przemilczane? Ewentualnie te odpowiedzi, których pilnym zadaniem było ukierunkowanie skupienia na dalszym temacie, albo innym? Może powinien, ale on, w przeciwieństwie do swojego towarzysza, matematycznym specjalistą nie był. Gdyby miał wybitną księgową, która potrafiła robić sprawne machlojki w księgach na pieniądze i nie była przy tym zbyt pazerna, by znikały zbyt duże sumy, to Laurent by nawet tego nie zauważył. To nie była jego bajka - świat matematyki. Jedyne wyliczenia, jakie robił, to te ludzkich charakterów, a tam niekoniecznie pojawiały się cyfry.

- Plany, Flynn, plany. - Odetchnął. - To przedsięwzięcie wymagające przygotowań, planów, zatrudnienia osób, koordynacji. Czasu. - Te rysunki były piękne i inspirujące, ale czy w swojej obecnej pracy w ogóle miał czas na takie przedsięwzięcie jak zaangażowanie się w stawianie domu? Nie miał pojęcia. - Nie musiałeś chcieć. Nie zostawiłbym cię bez zapłaty za coś takiego. - Laurent czasami się zapominał, że niektórzy ludzie mogli chcieć się przykolegować i zbliżyć tylko dla pieniędzy, ale to chyba wynik obracania się w większości w wysokich kręgach, gdzie każdy te pieniądze miał. Pandora, jego siostra, była o wiele bardziej na to wyczulona. Z drugiej strony to nie ona lubiła latać po tych wszystkich bankietach i zabawiać śmietankę towarzystwa, kiedy była taka potrzeba. Ona wolała przebrać się w wygodne spodnie i latać po okolicznych drzewach, żeby... sam nie wiedział, żeby co. Ale może to przez nią miał na głowie pierwsze siwe włosy.

Przystanął na moment, kiedy i Flynn się zatrzymał. Podniósł wzrok na scenę, gdzie znajomy Morpheus występował z jakąś niewiastą. Widząc minę Flynna chyba niekoniecznie miał z tymi osobami najlepsze kontakty. Z drugiej strony - po nim nic nie wiadomo.

- Tutaj jest jedno stoisko z biżuterią. - Wskazał gestem stragan Viorici... której opis całkiem pasował do tego, co przedstawił Flynn. Spojrzał na niego kontrolnie, zanim się zbliżyli. - Dobry wieczór. - Przywitał się, wysilając na uśmiech, nim jego wzrok szybko zboczył na te cudne świecidełka i kryształy, które prawie wołały do niego: zabierz mnie stąd. I tak, Laurent miał na palcu pierścionek, który kobieta stworzyła.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#553
06.07.2024, 10:09  ✶  

Wiedział, ale o tym nie myślał w tym momencie i nie zastanawiał się nad tym - mogła mieć taki stosunek do tego, albo jakikolwiek inny. Te słowa nie były wycelowane w nią, czy w osoby ogólnie wierzące, a w samą eklezje Matki. Czy tam innych bożków, albo wszystkiego na raz. Wiara była człowiekowi potrzebna, niezbędna wręcz - nie każdy był tego świadom, że nie chodzi o to, żeby wierzyć w coś konkretnego. Mogli wierzyć w latającego potwora Spaghetti, Sauriel miałby do tego takie same nastawienie i nie widziałby powodu, dla którego ta wiara miałaby być gorsza od wiary, którą promował Kowen. Wiara robiła się "zła" w tym momencie, kiedy zamiast przynosić ukojenie ludziom - niosła wojnę. Śmierć. Przemoc. Historia była tak napakowana religią użytą w formie manipulacji, że Sauriel na religię patrzył dokładnie z tej perspektywy - jak na narzędzie. A nadmiar nawiedzonych klech go wkurwiał. Wpychających ci się przed twarz, żebyś uwierzył akurat w ich Boga, albo zniszczonych i siedzących na zapyziałych Ścieżkach, bo świat ich pokonał. I teraz wiara powinna ich ukoić, ale to właśnie przez wiarę trafili w to miejsce i ten punkt swojego życia.

- Zlegnę się gdzieś w jakimś kącie... - Potarł oko ręką mając wrażenie przez chwilę, że coś mu do niego wpadło. - A potem pójdę odciskać swoje kocie łapy gdzie potrzeba. - Czyli na Ścieżkach. - Kurwa, nawet nie wyobrażasz sobie, jakie upierdliwe jest załatwianie większości spraw, jak wszyscy śpią. Dobrze, że Ministerstwo nie ma żadnego okna, przynajmniej tam można żyć. - Na Ścieżkach też takowego nie było, dlatego funkcjonowanie tam, nawet mimo wszechobecnej zgnuśniałości, było dla wampira całkiem sympatyczną odmianą - że możesz nadal przemieszczać się w dzień i żaden przypadkowy promyczek cię od tego nie zabije.

Zatrzymał się razem z nią i spojrzał na nią ciekawsko, zastanawiając się, co jej przeszło przez głowę. Ale zaraz miał się dowiedzieć. Wyciągnął dłoń po lusterko i uśmiechnął się po nosem.

- Jaasne... prywatna aurorka zawsze pod lusterkiem - kurwa, kto by sobie nie życzył. - Przesunął kciukiem po jego powierzchni, zanim je uniósł nieco w palcach. - Dzięki. - Schował je do swojej torby. - Zawsze to lepsze niż kurwa te sowy. - Lubił swoją sowę, ale wysyłanie nimi wiadomości czasami potrafiło trwać. Dwukierunkowe lusterka zawsze wszystko ułatwiały. Naprawdę ktoś się na niektóre z tych nagród wykosztował!

Skierował się razem z Victorią, prowadząc ją pod rękę, do jej mieszkania na Pokątnej, żeby ją tam odstawić, zanim sam zniknie na Nokturnie.


Postacie opuszczają sesję


[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#554
06.07.2024, 14:25  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.07.2024, 14:33 przez The Edge.)  
Południowe stragany, stoisko Viorici

Ależ on był cholernie dziwnym człowiekiem. Dał Laurentowi do zrozumienia tak mocno, że nic pomiędzy nimi nie będzie, a teraz poczuł w brzuchu takie dziwne uczucie frustracji, kiedy okazało się, że miał dostać za ten dom zapłatę... On nie chciał żadnych pieniędzy, jedynym czego oczekiwał w zamian, było trwanie przy nim i niezostawianie go, zresztą to były identyczne wymagania co te stawiane Alexandrowi, kiedy planował swoje kolejne występy mające rozsławić Fantasmagorię jeszcze mocniej i uczynić ją tak popularną, jak starszy Bell opowiadał mu z zafascynowaniem w głosie te trzy czy cztery lata temu. Czuł się dobrze, spełniając ich zachcianki, wywołując na ich ustach rumieńce i uśmiechy, mogąc wtulić się w ich bok i zasnąć spokojnie z myślą, że może i wykonał ich polecenia po swojemu, ale efekt był tak dobry, żeby to mogło trwać i trwać i trwać...

Uśmiechnął się niezręcznie.

W sumie to pieniądze nie były takie złe. Wyznaczały jakąś wyraźną granicę, pozwalały na nadzieję, że cokolwiek miało między nimi być, nie było z góry skazane na porażkę.

- Ok - odpowiedział krótko, wykorzystując okazję, bo faktycznie dostrzegł w oddali stragan Viorici, więc mógł skinąć mu głową i przyspieszyć lekko, upewniając się tylko czy nie obudziło to śpiącego w koszyku kota. Nie wiedział, jak o tym rozmawiać. Nie wiedział, czy w ogóle chce to robić, a już na pewno nie rozumiał, co powinien czuć. Jedynym czego był dzisiaj pewny, to to, że robił się piekielnie, do bólu wręcz samotny. Codziennie zasypiał sam. Świadomy zniszczenia relacji z bratem i możliwości, że Bletchley już nigdy nie wróci, a on dowie się o jego śmierci, widząc naklejkę na drzwiach mieszkania. Jak on nie wróci, straci jedyną osobę kochają go tak po prostu, w gruncie rzeczy za nic w zamian, przy której nie czuł potrzeby nadwyrężania swojego kręgosłupa, żeby zasłużyć na bliskość. Dziewczyna występująca teraz na scenie była żywym dowodem tego jak bardzo potrzebował cudzej uwagi i jakim potrafił stać się desperatem, kiedy jego potrzeby nie były zaspokojone. Czy nadawał się do bycia przestępcą? Nie. Cyrkowcem? To było lepsze, ale wciąż nie. Do pomagania w rezerwacie i projektach jakiegoś bogacza? Nie. Ale jednocześnie... co innego miałby robić? Z każdej normalnej roboty wywaliliby go od razu, gdyby odważył się przyjść naćpany. Mógł umieć masę rzeczy i mieć olbrzymi potencjał, ale prawda była przecież taka, że gdyby nie miał występować ani budować domów, najpewniej polerowałby teraz blaty i sprzątał wymiociny razem z O'Dwyerem, bo w Kotle dawali sprzątaczkom posiłki pracownicze i nie musiałby sobie gotować.

- Czeeeść Vior - rzucił bardzo wesołym tonem, chociaż przebijało się przez niego zmęczenie. Uniósł w górę wolną dłoń i uśmiechnął się do dziewczyny, zbliżając się do blatu. - Nie przytulę cię, bo się spociłem i strasznie ode mnie jebie. Oh sory, przerwałem wam w czymś? - Zmierzył spojrzeniem odchodzącą Menodorę i Cedrica. - Crow - przedstawił się, podając mu rękę. Gest ten wymagał nieco zaangażowania, bo musiał lewą ręką przytrzymać koszyk wiszący na prawym ramieniu, żeby móc swobodnie podać mu prawą. - A to jest Laurent - skinął głową w kierunku blondyna, nie mając pojęcia czy się znają, chuj ich wszystkich wie. Zdawał sobie sprawę z tego, że pierścionek widniejący na jego palcu był dobrym sygnałem - nie, to nie był jego chłopak. Chyba nigdy nie zaznaczył czegoś tak wyraźnie. - Fajne - skomentował te wszystkie jej wyroby z miną zdradzającą go w tym, jak bardzo miał to w dupie. Ale halo - wspierał swoją jedyną przyjaciółkę, właśnie jej tutaj przyprowadził srokę. Chciał zarzucić jakimś dowcipem, żeby mu nie wiem, wykuła kolczyki do sutków i pępka, ale potrzebował najpierw wyczaić co to za koleś ten Lupin i czy mógł sobie przy nim na to pozwolić. A może powinien stąd po prostu spierdalać? Wystarczyło jedno spojrzenie Zamfir, żeby udał, że widzi coś w oddali i pociągnął tam Prewetta za rękę.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Róża Pustyni
Wszystkie przyzwoite przepowiednie są do rymu.
Ginevra rzuca się w oczy. To szczupła i dość wysoka kobieta, sięgająca 177 cm. Ma owalną twarz, opaloną skórę i jasnobrązowe oczy; włosy długie do pasa, ciemnobrązowe, proste i grube. Ubiera się raczej schludnie niż byle jak. Jej usta często zdobi psotliwy uśmieszek. Mówi z akcentem, słychać, że nie jest z Anglii.

Guinevere McGonagall
#555
06.07.2024, 18:22  ✶  
Słodkości Nory Figg → Widownia
ma fioletowe włosy od waty cukrowej

Ominęła Beltane (i dziękowała za to bogom z całego serca, że w tamtym czasie nie bardzo miała ochotę szlajać się po sabatach, a po prostu aklimatyzowała się w domu dziadków), ominęła też Lithę (twierdząc, że posiedzi jeszcze w Walii, niech idą się bawić, bo chciałaby popracować, a przy okazji będzie też miała oko na obóz archeologiczny, bo jakoś sprawa, nad którą się wtedy pochylała frapowała ją tak koszmarnie mocno, że nie mogła się skupić na tych całych sabatach), ale przy Lammas… Miała ochotę zobaczyć jak bawią się czarodzieje z Wielkiej Brytanii podczas swoich świąt. Rozumiała, że normalnie miało to miejsce w lesie w Dolinie Godryka, ale ten był teraz niedostępny z różnych powodów. Rozumiała też, że coś dziwnego stało się podczas Lithy i czarodzieje chyba… mieli jakieś obawy i że obchody Lammas nie wyglądają tak jak zawsze. Ale jednocześnie wielu z nich szukało jakiegoś pocieszenia (?) i zorganizowano kiermasz w samym środku Londynu, na placu. Może więc to będzie idealna okazja, by się zjawić i zobaczyć wszystko na własne oczy?

To, że zjawiła się tak późno, to… Cóż. Guzdrała się. Najpierw niepewna co w ogóle na siebie włożyć, później babcia potrzebowała w czymś pomocy, więc odrobinę się przeciągnęło. Potem zauważyła jakiś wyjątkowo frapujący artykuł w gazecie i nie potrafiła oderwać wzroku, a ostatecznie spojrzawszy na zegarek, Ginny złapała się za głowę i na szybko skorzystała z kominka. Na Pokątnej zaś… Jakby to…. Sięzgubiła. Poszła nie w tym kierunku co trzeba, na szczęście zorientowała się, że coś jest nie tak. Nie miała z Pokątną takiego obycia, jakby chciała i z westchnieniem zawróciła…

Po tych trudach i znojach w końcu udało jej się wejść pomiędzy ludzi. Trzymała swoją torbę blisko przy ciele, bo oczywiście, że zabrała ze sobą trochę pieniędzy, i w pierwszej kolejności poszła za nosem. Zaś nos zaprowadził ją do strefy gastronomicznej i różnych słodkości. Zobaczyła tabliczkę Kociego Azylu, najwyraźniej mieli tutaj koty do adoptowania, a sądząc po tym, że żadnego tu nie było, to każdy z nich znalazł nowy dom. Gin uśmiechnęła się na tę myśl, ale zaraz szybko skierowała swoją uwagę na Słodkości Nory Figg.

Pomyślała sobie wtedy, że może to dobry moment, żeby odwdzięczyć się Nell za te wszystkie czekolady i inne słodycze z Miodowego Królestwa? Poprosiła więc osobę za stoiskiem o kilka różowo-kwiatowych lizaków, różowe czekoladki i dwa pączki, choć chwilę to trwało, gdy przyglądała się temu, co w ogóle zostało do kupienia. A czekając na zapakowanie zamówienia, mocno zastanawiała się, czy przypadkiem nie zabrać ze sobą też waty cukrowej. Kojarzyło jej się to z dzieciństwem, gdy przyjeżdżała z rodzicami do Anglii, a tata pokazywał jej Magiczny Londyn. W końcu się zdecydowała.

– Poproszę jeszcze watę cukrową – i za chwilę, błogo nieświadoma, że jej włosy zmieniły kolor na fioletowy, ruszyła w stronę widowni, żeby zobaczyć, co w ogóle dzieje się na scenie.


[ rzut ]
Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#556
07.07.2024, 00:09  ✶  
Południowe stragany, Château des Dragons

Na szczęście predator i jego zimna towarzyszka odeszli od stanowiska, a Tahira znów mogła rozluźniona rozlać się na ladzie i powrócić do słodziaczka, który próbował być mądrzejszy niż w rzeczywistości był. W sumie lubiła takich, jak on, zwłaszcza na kolacji. Tylko pytanie czy z nią by jadł, czy on byłby jedzony? Oblizała się na samą myśl, ale szybko wzięła i napiła się wina, żeby zwalić na trunek, że zaschło jej w ustach tak tak, na pewno nie chodziło o jego wychudłą, nieco mysią twarz. Jak długo musiałabym go połykać? Jak długo bym spała potem trawiąc kawałek po kawałku jego ciało i kości? – syk w głowie kusił. Syk w głowie zachęcał do kolejnych kroków. Na szczęście syk w głowie nie był nią.

– Odpowiedź na tę zagadkę jest prostsza niż Ci się wydaje. To zdjęcie nie było zrobione tutaj, tylko w australii w tamtejszym rezerwacie. Pan Shafiq jako miłośnik smoków co roku wynajduje podupadające legalne hodowle i 10% z dochodu danego rocznika przekazuje właśnie po to, by te enklawy nie upadały. – Oczywistym było, że dzięki temu cieszył się w tych miejscach specjalnymi względami. W tych i kolejnych, które chciałyby zaskarbić sobie jego przychylność. Wiedziała o tym, bo korespondencja w tematyce smoczej należała do jej obowiązków już od kilku lat.

– Pan Shafiq nie sprowadza rzeczy do kraju mój drogi – zmrużyła ciemne oczy, uśmiechając się z miną nieco rozleniwioną. Teoretycznie miała do przekazania dość nudne informacje o tym jaki był zakres działania OMSHM-u, niewielkiego wydziału Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, z drugiej zaś jej wewnętrzna bestia przeciągała się leniwie w głodzie, teraz gdy nie było konkurencji, gdy mogła swobodnie fantazjować o przyjemnym wieczorze. –... on decyduje co może być legalne. Organ Międzynarodowych Standardów Handlu Magicznego – to jego działka, żeby patrzeć co jest potrzebne, a co już nie tu na wyspach. Nie interesujesz się polityką prawda? Nie martw się, nie musisz. Tylko pamiętaj, że ona interesuje się Tobą. – Niemal wysunęła język, chcąc złapać jego zapach. Czarne turmaliny zapomniane powędrowały do kieszeni, już unosiła głowę, a złota łuska zalśniła na skroni (z pewnością przyklejona ozdoba), gdy słońce padło na nią pod innym kontem.

A potem wyczuła jego dzisiejszy zapach i momentalnie spokorniała. Anthony przeszedł obok, nie zwracając na nią uwagi, w towarzystwie tego dużego, który czasem narzekał na to, że Tahira podobnie jak jej szef, za rzadko pojawia się w biurze. Wyprostowała się i dała Leonowi jego butelki.

– Także spokojnie obywatelu. Wszystko tu jest legalne i transparentne, a pan właśnie pomógł jakiemuś opalookiemu przeżyć kolejny miesiąc w dobrych warunkach. Brawo! – Odchyliła głowę i odsunęła się nieco od lady, w poszukiwaniu swojej ścierki. Musiała czymś zająć ręce, by nie myśleć o śnie, jaki czekałby na nią z pełnym żołądkiem.



wiadomość pozafabularna
Opis Tahiry
Postać prowadzi: Millie Moody
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#557
07.07.2024, 01:33  ✶  
Południowe stragany –> widownia

Gdy upewnił się już, że wszyscy, a zwłaszcza Sophie, będą żyć po akcji przy stoisku Mulciberów, Basilius wreszcie oddalił się od feralnego straganu i nie za bardzo mając pomysł co na razie ze sobą robić po prostu przystanął przy scenie, by przyglądać się zawodom strzeleckim, w których brał udział nie kto inny jak Anthony Shafiq, Erik Longbottom i jeszcze jakiś kolejny wysoki brunet do kompletu, bo najwyraźniej jeden taki na scenie to było dla wszystkich za mało. Gdyby nie to, że Basilius był pewny, że Longbottom i ten drugi znaleźli się przy Shafiqu przypadkowo, to jeszcze by uznał, że czarodziej dobierał sobie towarzyszy broni według jakiegoś wzoru, tak jak te brzydkie meble w jego rezydencji.
I już miał iść dalej, może do loterii, bo przecież nie przepuściłby okazji wydania pieniędzy w zamian za losową nagrodę o nieznanej jakości i wartości, gdy uznał, że jednak jeszcze chwilę zostanie, bo najwyraźniej nie kto inny, jak Millie Moody, świeżo z Lecznicy Dusz, miała robiła coś dziwnego na scenie i to jeszcze reprezentując swój Departament. Aby było śmieszniej czarownica wyciągnęła do pomocy kolejnego Longbottoma i Prewett skrzywił się nieco, bo nie wieszczył Morpheusowi dużych szans. Czarodziej nie wyglądał przecież na kogoś kto mógłby przyszpilić kogokolwiek do ziemi, czy coś takiego.
Wtedy dostrzegł w tłumie znajomą sylwetkę i burzę ciemnych loków. Uśmiechnął się i pomachał siostrze, aby do niego podeszła.
– Dopiero przyszłaś, czy po prostu cały czas mnie unikałaś? – spytał żartobliwie, gdy już znalazła się przy nim.
Kolorowy ptak

Neil Enfer
#558
07.07.2024, 10:32  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.07.2024, 10:36 przez Neil Enfer.)  
Południowe stragany - Strefa gastronomiczna - Stoisko Nory

Zaskoczony widokiem dziewczyny zagadał do niej, lekko speszony obecnością chłopaka. Natychmiast zdziwiło go jej milczenie, bo... Czy może coś jej zrobił wtedy? Może jadła? Miała lody, ale przełknięcie lodów trwa sekundę. Przechylił lekko głowę, delikatnie marszcząc brwi w obserwacji jej zachowania. Nie powinien mówić, co było dla niej normalne, bo widzieli się raz i nie ma pojęcia co jest dla niej normalne. Z drugiej strony może złapał ją na randce? Może przypadkiem zasugerował jej facetowi, że znają się w inny sposób? Nie, no jak? Ona i on? Nawet wizualnie do siebie nie pasowali, nikt by w to nie uwierzył.
Rzucił spojrzeniem na chłopaka i zaraz wzdrygnął się słysząc niezwykle ciekawy śmiech. Nie mógł się sam na niego nie uśmiechnąć. Uh... To takie rzeczy sprzedają w tych czasach na targach, co? A może to zwykła reakcja alergiczna? Nie kojarzył w końcu aby produkowali u Nory takie wypieki, z drugiej strony może z okazji święta stworzyła coś takiego? To go trochę uwierało w świecie czarodziejów. Nikomu i niczemu nie można ufać czasami. Jedna zwykła rzecz i kwiczysz jak świnia, zupełnie jak z tym kaktusem na głowie. Ehhh, jednak czytanie składów to podstawa, albo robienie swoich własnych produktów.
Widząc ich ucieczkę i wcale się jej nie dziwiąc, odmachał chłopakowi ręką, widocznie zmieszany i pozostawiony w wyraźnie zachwianą wiarą w rzeczywistość, ale koniec końców zaśmiał się jeszcze raz i odwrócił się do stoiska Nory, aby kupić słodką bułkę, bo skoro miał zamiar tu się jeszcze trochę pokręcić, to nie będzie się kręcić na głodnego.
Że przy stoisku nie było Nory, to nie mógł z nią porozmawiać o tym dziwnym świńskim incydencie, ale była za to Wendy i to od niej kupił bułkę z truskawkami i kruszonką, licząc, że nie będzie ona miała żadnych efektów ubocznych, szczególnie takich związanych z cechami zwierzęcymi.
Wild Child
Savor every moment 'til she has to go
'Cause her boyfriend is the rock 'n' roll
Dość wysoka (177 cm) młoda dziewczyna z długimi, ciemnymi lokami i brązowymi oczami. Pełna energii i ubrana jak z żurnala, zwraca na siebie uwagę wszystkich wokół.

Electra Prewett
#559
07.07.2024, 13:35  ✶  
Widownia

Electra bardzo chciała odwiedzić kiermasz z okazji Lammas. Co prawda niedawno ominęła kilka najważniejszych świąt czarodziejów, ale nie było to z jej winy (a przynajmniej nie do końca). Po skończeniu Hogwartu bardzo wciągnęła się w życie nie-magicznego Londynu, bywając jedynie na niektórych czarodziejskich wydarzeniach. Ostatnio jednak wielu jej znajomych mugoli zaczęło się interesować religią Wicca oraz, jak to mówili, pogańskimi rytuałami. Zapraszali ją nawet na organizowane przez siebie obchody, które nie umywały się nawet do tego, co przygotowywali czarodzieje. Dlatego zatęskniła za magicznymi świętami i postanowiła, że przyjdzie na najbliższy kiermasz.

Chciała zebrać się wcześnie, zanim wszystkie najciekawsze stoiska zostaną wyprzedane. Niestety, plany te spełzły na niczym bo...zaspała. Kiedy zorientowała się, która jest godzina, szybko założyła kombinezon i pobiegła na ulicę Pokątną bez jedzenia śniadania. Kiedy dotarła na widownię, na scenie rozpoczynał się pokaz mający promować Brygadę Uderzeniową. Jako, że średnio ją to interesowało, rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu znajomych twarzy. Szybko dostrzegła machającego Basila i podbiegła do brata.

– Nigdy w życiu bym cię nie unikała. Widziałeś już coś ciekawego? – wtedy brak śniadania dał o sobie znać burczeniem w brzuchu. – Eh, zjadłabym coś...
Widmo z Biura
The end
Of the sane world of men
Now I question all that I have seen
Is this is a spectre or a dream
Leon to czarodziej obdarzony przeciętnym wzrostem (179 cm) i przeciętnej budowie ciała. Ciemny brąz włosów tego czarodzieja kontrastuje z jego bladą i zimną skórą oraz niebieskimi tęczówkami. Ubiera się przeważnie w ciemne i stonowane kolory szat czarodzieja, choć często nosi wyłącznie mugolskie ubrania. Na pierwszy rzut oka może sprawiać wrażenie bardzo słabowitego, co ma związek z ciążącą na nim niczym klątwa chorobą genetyczną.

Leon Bletchley
#560
07.07.2024, 14:10  ✶  
Stoisko winnicy Château des Dragons > Magiczne Różności

Wysłuchał tego, co do powiedzenia ma ta czarownica, nie kryjąc przy tym swojego zainteresowania. Dzięki przekazanym mu przez kobietę informacjom było możliwe wyjaśnienie tych nieścisłości. Jego prywatny poglądy nie miały tutaj nic do rzeczy, ale gdyby ta wymiana zdań ich dotyczyła to wyraziłby swoje zdanie, że to nie powinno być legalne. Żadne żywe stworzenie nie powinno być zabawką w rękach jakiegoś bogacza. Nawet jak sam chciałby mieć takie możliwości. Choć nie można było zaprzeczyć temu, że działania podejmowane przez pana Shafiqa są przyzwoite, bo bez jego pomocy te hodowle niewątpliwie upadłyby. Starał się za bardzo nie kwestionować ich legalności, gdyż nie posiadał ku temu dowodów.

— To bardzo szlachetne postępowanie ze strony pana Shafiqa. W końcu dba w ten sposób o smoki. — Odpowiedział na słowa czarownicy, decydując się dostrzec wagę podejmowania się tego rodzaju przedsięwzięć. To, co jeszcze o tym myślał, zachował dla siebie. To nie było przedmiotem ich rozmowy.

— To bardzo... odpowiedzialna funkcja w takim razie. — Nawet jak Leon sam pracował w Ministerstwie Magii to przez pracę w zupełnie innym departamencie nie posiadał tak dogłębnej wiedzy o wszystkich innych wydziałach. Z prostej przyczyny, że nie wszystkie departamenty miały związek z wykonywaną przez niego pracą a pozostałe zwyczajnie go nie interesowały. Polityka natomiast interesowała go w bardzo małym stopniu. — To prawda, nie za bardzo mnie ona interesuje. Zupełnie niepotrzebnie. — Słowa, jakie skierowała do niego czarownica, zastanowiły go na parę sekund. To jakaś sugestia, subtelne ostrzeżenie? Jeśli tak to czarownica przeceniała jego możliwości sprawcze. Uniósł jedną z brwi, dostrzegając tę złotą łuskę, którą kobieta ozdobiła swoją skórę.

— Dziękuję pani za miłą rozmowę i obsługę. Cieszy mnie to, jeśli naprawdę przysłużyłem się smokom. Do widzenia, pani. — Po tym jak schował do swojego kosza zakupione dwie butelki wina, sięgnął po oba kubeczki degustacyjne i tymi słowami pożegnał obsługującą go czarownicę. Po odejściu od tego stoiska skierował swoje kroki w stronę Magicznych Różności.

— Postanowiłem do was podejść. Byłem właśnie na stoisku Château des Dragons i przyniosłem wam po kubeczku degustacyjnym z winem. — Zwrócił się do Olivii i Tristana z uśmiechem, stawiając przed nimi te dwa kubeczki. — Dla ciebie też coś mam, ale to za chwilę. — Poinformował swoją przyjaciółkę, dla której zakupił książki kucharskie.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Eutierria (8658), Alastor Moody (2816), Viorica Zamfir (7443), Brenna Longbottom (9148), Erik Longbottom (10575), Geraldine Yaxley (3118), Atreus Bulstrode (6249), Thomas Hardwick (2133), Cedric Lupin (7459), Perseus Black (951), Nora Figg (2409), Florence Bulstrode (5777), The Tempest (2039), Heather Wood (4239), Ula Brzęczyszczykiewicz (1800), Dora Crawford (3062), Philip Nott (5347), Bard Beedle (4762), Robert Mulciber (6511), Cameron Lupin (5438), Lyssa Dolohov (6494), Victoria Lestrange (17455), Sauriel Rookwood (10901), Cathal Shafiq (1684), Celine Delacour (3597), Sebastian Macmillan (6935), Stanley Andrew Borgin (8416), Bertie Bott (3462), The Edge (17225), Peppa Potter (1867), Rabastan Lestrange (656), Augustus Rookwood (565), Laurent Prewett (20679), Guinevere McGonagall (2846), Christopher Rosier (238), Lorraine Malfoy (3818), Leon Bletchley (6029), Olivia Quirke (5691), The Overseer (764), Alexander Mulciber (4340), Ambrosia McKinnon (2310), Tristan Ward (5474), Hades McKinnon (2237), Richard Mulciber (13112), The Lightbringer (5951), Thomas Figg (2419), Morpheus Longbottom (3952), Penny Weasley (9069), Vera Travers (2351), Neil Enfer (6742), Millie Moody (5588), Isaac Bagshot (5045), Asena Greyback (344), Anthony Shafiq (13151), Mabel Figg (1777), Ralitsa Zamfir (845), Lorien Mulciber (11735), Sophie Mulciber (3252), Basilius Prewett (3999), Jonathan Selwyn (4962), Charles Mulciber (10107), Leonard Mulciber (4189), Charlotte Kelly (291), Jagoda Brodzki (1208), Jessie Kelly (204), Electra Prewett (1891)

Wątek zamknięty  Dodaj do kolejeczki 

Strony (88): « Wstecz 1 … 54 55 56 57 58 … 88 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa