Jego mózg musiał pracować naprawdę BARDZO powoli, skoro dopiero przy tym, jak Flynn pokazał język mężczyźnie to zrozumiał, że no tak - przecież się znali. Czy to było warte zastanawiania się i próby zrozumienia, co się tu dokładnie dzieje i jak się dzieje? Nie, bo to nawet nie była zagadka. Wystarczyła jedna, malutka myśl... wstydziłby się tego, gdyby zadał jakieś głupie pytanie, na szczęście jakąś malutką dawkę godności zachował dla siebie... słuchając o nagich kartach Loretty. Chyba słyszał o tym jakąś opowiastkę z poprzedniego święta? Albo to było jeszcze z Beltane..?
Uniósł jedną brew, kiedy usłyszał taki ton i przez moment przypatrywał się Edgowi. Co było warte przyjęcia takiej postawy? Łapka na muchy. Dziwna, brzydka łapka dla muchy. Co dla jednego śmieciem, dla innego było skarbem. Jego kąciki ust w końcu się delikatnie uniosły.
- Weź ją sobie. Przecież wiesz, że nie robiłbym z niej użytku i co najwyżej wylądowałaby w stajni. - Bo jego takie rzeczy nie bawiły. Ale jeśli chciał nalegać to nie widział powodu, żeby odmówić wymiany. Mało to chyba sprawiedliwa była wymiana... Chyba.Kapelusz wylądował na jego głowie, bo wyglądał całkiem estetycznie. - Diva... chyba będę musiał podkraść ci jeszcze trochę miejsca... - Na te śmieszne i dziwne rzeczy, które powypadały, a którym się jakoś za dobrze nie przypatrzył. Zrobi to później. Na razie przesunął się razem z Flynnem na bok, kiedy ten gmerał we wszystkich zdobyczach, jakie udało mu się wyciągnąć... i z której najwyraźniej ta łapka była najlepsiejszą. Rozejrzał się - wetknięci trochę między stragany nie przeszkadzali. Mulciber Moonshine przyciągnął jego spojrzenie na drobny moment, kierując myśli do samych Mulciberów. I tamtego zamieszania, kiedy rozwinęła się jakaś bójka. Przez moment spoglądał na fanty, zanim jego wzrok powędrował do stoiska z cytrynówką. Nie dość, że słodkie, to jeszcze alkohol - więc nie, zupełnie nie jego klimat.
- Chciałem zajrzeć jeszcze w jedną część straganów, gdzie wcześniej było jakieś zamieszanie. - Ponieważ tam go nie było, a skoro już w ogóle pofatygował się do tego miejsca to i mógł je "wyczerpać". Prawda była też taka, że zastanawiał się, czy nic się tam nikomu złego nie stało. Niby wystarczyło poczekać na gazety... ale chociażby Charles Mulciber wydawał się dość niewinnym, uroczym chłopakiem - byłoby lepiej wiedzieć, że akurat on nie padł ofiarą razem z Robertem Mulciberem małego koszmaru, jaki się tu stał. - A później... - Obrócił głowę do Flynna. - Później, gdybyś tylko mógł znać, przypadkiem, jakieś miejsce, z którego wszystko dobrze widać, byłoby wspaniale. O ile sam nie chcesz jeszcze czegoś zobaczyć. - Całkiem przypadkiem, rzecz jasna, całkiem przypadkiem... - Masz ochotę? - Kiwnął głową na cytrynówkę, która chyba smakowała osobom próbujących sądząc po minach i odchodzeniu z butelką - albo ulotką.