Chora ręka już mu tak nie doskwierała. Każdy kolejny dzień sprawiał, że niemal zapominał o tym, że cokolwiek z nią było, a przez to bezmyślnie ją nadwyrężał, by ostatecznie nieco zdrętwiała. W tym momencie jednak się oszczędzał, co jakiś czas poprawiając tylko bandaż, który zahaczał o rękaw skórzanej kurtki. Utrata krwi sprawiła, że nawet w cieplejsze dni musiał ją ubierać, przez co czuł się jak jego własna, wiecznie przemarznięta babcia.
Pozwolił się Castielowi pociągnąć, czując ciepło w miejscach, gdzie palce blondyna stykały się z jego skórą. Jednak stoisko, w kierunku którego zmierzali, wywołało w nim bunt. Flint znowu coś kombinował!
- Nie, nie ma mowy! Zresztą, jak wytłumaczysz Cynthii to, że masz mój portret? – zapytał cicho, wywracając przy tym oczami. Jego twarz wyrażała pełne niezadowolenie. – Może go pani po prostu transmutować w pędzel? Oddam za to całą jego sakiewkę – rzucił w kierunku Uli, licząc na dobroć malarki i ewentualną możliwość przekupstwa.