• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[Jesień 72, 30.09 Ekstaza Merlina - impreza towarzyska]

[Jesień 72, 30.09 Ekstaza Merlina - impreza towarzyska]
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#111
01.10.2025, 00:58  ✶  
Razem z Louvainem, Caiusem i Laurettą

Z Laurettą nigdy nic go nie łączyło - oprócz oczywiście pieniędzy i wsparcia, które jej zapewniał. Nawet jeśli zbliżona do nich wiekiem, jakoś wcześniej nie zakręciła się dookoła nich, chyba nazbyt zajęta treningami i rozwojem swojej kariery - może i wyszło jej to na dobre, bo na deskach teatru była olśniewająca i akurat komplementy Atreusa, nawet jeśli mogły wydawać się pełne pozerstwa, były całkiem szczere. Nie inwestowałby w coś, co było stratą czasu. Lauretta posiadała też na tyle taktu, by w ogóle do niego podejść i poświęcić mu chociaż odrobinę czasu, w przeciwieństwie do Mathildy, która w sumie zniknęła mu gdzieś z oczu i aż nadto w tym momencie nie interesowała.

Pożegnał Brennę lekkim uśmiechem i zerknął na Louvaina, oczekując chyba od niego czegoś więcej. Może jakiegoś docinka, albo czegokolwiek co miałoby więcej polotu niż jedno zdanie. Uśmiechnął się przyglądając mu nieco uważniej i próbując rozczytać otaczające go barwy, trochę też zastanawiając się jak czuł się z tym że jego partnerka właśnie była kradziona.

// percepcja na aurowidzenie louvaina
Rzut PO 1d100 - 37
Slaby sukces...


- To faktycznie niezwykle tragiczne - przytaknął, aczkolwiek musiał się trochę zastanowić kim Madame Velanair była, bo przecież moda i krawieckie zmagania obchodziły go tyle co nic. - Ale jak widać, jej kunszt pokazał się nawet w tak nieprzychylnych okolicznościach. Chociaż nie jestem pewien, czy to w większości nie twoja zasługa - uniósł delikatnie kieliszek, zgarnięty chwilę wcześniej ze stolika i upił łyk.

- Miałaś niezwykłe szczęście. I cała twoja rodzina, oczywiście. Oh, tego akurat nie byłem świadom, ale dobrze wiedzieć. Jestem pewien, że nasza dalsza współpraca okaże się niezwykle owocna. Ale przecież też nie liczy się tylko moja wizja. To ty tu jesteś artystką.

Słowa zawisły w powietrzu, a zaraz po nich rozległ się na sali baryton wzywający do toastu. Atreus grzecznie uniósł kieliszek ku górze, przyklaskując atmosferze i upił symboliczny łyk. Do tego między gości zleciały stoły zastawione słodkościami i nawet jeśli Bulstrode nie miał teraz na nie ochoty to musiał przyznać, że wszystko wyglądało niezwykle dobrze. Ucichł na moment, znowu interesując się kieliszkiem, ale też poświęcając nieco więcej uwagi otoczeniu, lustrując je spojrzeniem czy może nie działo się na sali coś ciekawego, albo ktoś nie rozmawiał nieco za głośno o plotkach.

// percepcja na to czy coś ciekawego się dzieje na sali lub słychać plotki
Rzut PO 1d100 - 41
Sukces!


à La Folie
And was it his destined part
Only one moment in his life

To be close to your heart?
Piwne oczy i brązowe włosy z miedzianym połyskiem, czasem z rozjaśnianymi pasmami lub po całości. Ma 165cm wzrostu, a sylwetkę szczupłą i chudą. Zawsze stara się prezentować, jakby była na właściwym miejscu. Zawsze zadbana, ładnie uczesana i ubrana. Wygląda na starszą niż jest w rzeczywistości, czy to przez zachowanie, ubiór czy ogólny wygląd - chce żeby brano ją na poważnie, jednak kiedy się rozluźni, podpatrzone u innych maniery łatwo znikają. Czasem kiedy mówi, słychać francuski akcent, który szczególnie wychodzi kiedy jest pod wpływem silnych emocji. Ciągnie się za nią zapach białego piżma, jaśminu i kwiatu bawełny.

Lyssa Dolohov
#112
01.10.2025, 01:21  ✶  
Razem z Morpheusem i Jonathanem, idą do cegiełek

- Dużo było takich osób? - zagadnęła Jonathana, zastanawiając się ile faktycznie z pracujących przy przedstawieniach osób musiało zmagać się z pokłosiem pożarów. W inicjatywie było coś tak samo szlachetnego jak nieco cynicznego; Selwynowie bowiem wyraźnie martwili się tylko o swoich.

Lyssa uśmiechnęła się wdzięcznie do Morpheusa, ale jej spojrzenie uciekło zaraz w bok, na jego przyjaciela, jakby szukała tam jakichś wskazówek odnośnie tego, czy z Longbottomem było wszystko dobrze. Ale oprócz tego szukała jeszcze czegoś - barwnej nici, która wiła się między nimi i stanowiła o łączącej ich relacji. Tym, jak teraz wyglądała i czy może się nie zmieniła.

// percepcja na nić jonathana i morpheusa
Rzut PO 1d100 - 45
Sukces!


- To na cele dobroczynne. Każda suma jest za mała - odparła grzecznie, nie zamierzając narzucać mu czegokolwiek. - To moje pełne imię - lubiła swoje imię, ale niekoniecznie przepadała już za tego do czego się odnosiło. Jakby matka i ojciec wlali w nią całą frustrację odnośnie nieudanego małżeństwa. Wyjaśnieniu towarzyszył krótki uśmiech, po którym jednak jej uwagę odwróciło co innego, bo wzniesiono toast i na sali pojawiły się nowe stoły z jedzeniem. Zmiana, nawet jeśli niewielka, wyraźnie też zadziałała na otoczenie i dziewczyna starała się wyłapać co mówili ludzie znajdujący się niedaleko.

// percepcja na ploty
Rzut PO 1d100 - 41
Sukces!




la douleur exquise
Or was he fated from the start
to live for just one fleeting instant,
within the purlieus of your heart.
Czarodziej
“It was hotter than rage, and sharper than fear, and cut deeper than helplessness, all because I couldn’t get to you.”
Mieniące się srebrem, długie pasma włosów opadają Cynthii prosto na ramiona i ciągną się za połowę pleców, spod wachlarza czarnych rzęs spoglądają stalowoniebieskie, chłodne tęczówki. Jest średniego wzrostu o dość drobnej, smukłej budowie ciała. Wydaje się krucha i delikatna, głównie przez bladość skóry, pozbawiona siły fizycznej. Doskonale dostosowuje sposób mówienia oraz gesty pod towarzystwo, w którym aktualnie przebywa, sprawnie manipuluje za pomocą wyglądu. Jest niewinnie śliczna, a jednocześnie przeraźliwie kojarzy się z zimą.

Cynthia Flint
#113
04.10.2025, 21:07  ✶  
Początek posta z Lou, Atre, Brenną i Ekstazą, a potem z Brenną. Kupiła cegiełkę.

Nim zdążyły odejść, podeszła do nich jedna z artystek – znajoma Atreusa, co nie było dla niej żadnej zaskoczeniem, bo przecież znał wszystkich. Blondynka obdarzyła ją krótkim spojrzeniem, pozwalając sobie na równie krótki uśmiech, który miał być przejawem szacunku do jej talentu. - Miło mi poznać. Doskonale się bawiłam na Twoim występie.
Na próżno było szukać czegoś więcej niż uprzejmości i pochwały, bo Cynthia nigdy nie była mistrzynią towarzyskich rozmówek, ale wysiłek, który włożyła w przedstawienie oraz jego przygotowanie, wymagały docenienia. Niewątpliwie była piękną kobietą, jednak nie doszukiwała się ukrytych powiązań pomiędzy nią, a Atre, które mogłyby prowadzić do romantycznych uniesień. Czując dłoń Lou zaciskającą się na jej talii, podniosła głowę i obdarzyła go pytającym spojrzeniem, aby zaraz powstrzymać rozbawione prychnięcie, które chciało wydostać się spomiędzy jej warg na niezadowolenie w jego ciemnych oczach. Przesunęła palcami po rękawie jego marynarki, co miało chyba odrobinę go udobruchać i zasugerować, że niedługo wróci, nim cofnęła się, wysuwając z jego objęcia. - Będę w zasięgu wzroku.
Obdarzyła jeszcze pozostałych panów oraz Laurettę wzrokiem, nim odeszły z Brenną nieco dalej, faktycznie unikając alkoholu.
Wciąż była zmęczona, pełna wewnętrznego chaosu i alkohol był ostatnim, czego potrzebowała w takim miejscu, zważywszy na eliksiry, które zażyła wcześniej. Korzystając, że Brenna zakupiła cegiełkę, zrobiła to samo, chcąc wesprzeć trochę zbiórkę, przygotowanymi przed wyjściem galeonami. Miała nadzieję, że fundusze przyczynią się do czegoś dobrego – odbudowania sierocińca, pokrycia kosztów leczenia niektórych pacjentów, którzy wciąż tkwili przykuci do łóżek w Mungu. Żołądek jej znów ścisnęło, więc przymknęła na kilka sekund oczy, odganiając obraz tamtej nocy, a także zapach spalenizny, który czuła za każdym razem, gdy płomienie wybuchały w jej umyśle. Lepiej było skupić uwagę na Brennie. Świat potrzebował ludzi takich, jak ona – dobrych i bezinteresownych, jeśli jakakolwiek równowaga miała zostać zachowana, a przynajmniej jej pozory.
- Naprawdę dobrze Cię widzieć. Martwiłam się o Ciebie. - rzuciła cicho, przerywając ciszę między nimi chwilę przed tym, jak zrobiła to Longbottom. Na jej słowa wydała z siebie ciche mruknięcie, odszukując mężczyznę wzrokiem. Lou był obecny w jej życiu od kilku lat – co zaczęło się zresztą od pomocy medycznej, której mu udzielała i eliksirów. Była to relacja skomplikowana i pozbawiona rozsądku, poskręcaną w ciasne supełki. Miał nad nią przewagę, umiał zmusić ją do rzeczy, z których nie była dumna, a jednak na swój sposób się o nią troszczył. Pilnował, ciągnąc jednocześnie w ciemność. Wróciła wzrokiem do przyjaciółki, a pasmo włosów spłynęło jej po ramieniu, gdy jasne tęczówki lustrowały jej twarz. - Louvain. Nie wiem nawet, jak miałabym ująć to w słowa i opowiedzieć Ci o wszystkim, co się wydarzyło. A już na pewno nie mogłabym tego zrobić tutaj. Tak, to pretekst do wyciągnięcia Cię na kolację! Co o tym sądzisz?- w stosunku do brunetki, nie brzmiała tak chłodno i uprzejmie, kryło się w tym więcej emocji, niż wcześniej. - A co z Tobą i z Atreusem..? - dodała ciszej, ciągnąc temat ich partnerów na przyjęciu, skoro sama go zaczęła. Tworzyli ładną parę, pasującą do siebie. Obydwoje byli szlachetni.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#114
04.10.2025, 21:48  ✶  
Z Cynthią

– Wspaniale w niej wyglądasz. Zdobi cię, ale nie dominuje – rzuciła jeszcze Brenna do Lauretty, zanim odeszły z Cynthią na bok, gdy Selwynówna wyjaśniła, kto przygotował dla niej suknię.

Gdy zostawiła pieniądze – ot kwotę, jakiej należało się spodziewać po kimś bogatym, kto faktycznie chce pomóc, ale jednocześnie woli nie stać się przedmiotem powszechnej uwagi – odsunęła się i od stołu, faktycznie rozglądając za tymi obiecanymi panom miejscami.
– O mnie? Weź, Cyn, kiedy mi nie odpisałaś na wiadomość po tamtej nocy, myślałam już, że zginęłaś – westchnęła Brenna, nieco mocniej zaciskając na moment palce, ale zaraz rozluźniając uścisk na jej ramieniu. Na całe szczęście w końcu ktoś jej powiedział, że Flintówna żyje – nie żeby to wiele zmieniało, bo i tak tamtego pierwszego dnia po tym, jak w miarę doszła do siebie, zajmowali się poszukiwaniami zaginionych… – Hm… – mruknęła, z pewnym zastanowieniem, zwracając na moment na przyjaciółkę uważne spojrzenie.
Chyba nie spodziewała się takiej odpowiedzi, kiedy zadała pytanie. Brzmiało to jak jedno z dwojga: Cynthia była szaleńczo zakochana i o krok od ołtarza albo tkwiło w tym coś paskudnego, co powinno sprawić, że odezwą się dzwony alarmowe. Na razie Brenna nie pomyślała jeszcze, że właściwie mogło chodzić o obie te rzeczy.
– Pewnie, kiedy tylko znajdziesz czas – zgodziła się, zamiast naciskać. O pewnych rzeczach w końcu nie chciało się mówić. O innych może się chciało, ale człowiek odkrywał, że nie umie znaleźć właściwych słów, a jeżeli już nawet je pochwyci, nie przechodzą przez usta. A jeszcze przy innych nie rozmawiałeś w sali pełnej ludzi, gdy istniała szansa, że ktoś pochwyci coś w gwarze rozmów. Sama Brenna przecież też nasłuchiwała, choćby mimowolnie, bo w takich miejscach czasem można było usłyszeć coś, co… może się nie przydawało. Ale pokazywało choćby na co, na kogo uważać. Nie przypominała i o tym, że sama proponowała jej lunch jakiś czas temu, bo Cynthia… Cynthia wydawała się nie tylko zapracowana, ale też w jakiś sposób powoli się rozpadająca, i Brenna nie wiedziała tylko, czy to być może dobry rozpad murów, jakie wznosiła, czy jej samej. – Rozmawialiśmy parę dni temu o sprawie jednej napaści i postanowiliśmy wpaść tutaj razem – odparła, bo jakby nie było, umówili się tu rozmawiając o napaści na Raphaelę, a miała jeszcze dość rozsądku, aby przyszło jej do głowy, że rzucone do przyjaciółki z dzieciństwa „weź idź lepiej jego zapytaj” nie brzmiałoby dobrze.

Percepcja IV, rzut na plotki, w sumie jakby usłyszała hasło spalona, to nasłuchiwałaby najbardziej
Rzut PO 1d100 - 100
Krytyczny sukces!


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Wild Child
Savor every moment 'til she has to go
'Cause her boyfriend is the rock 'n' roll
Dość wysoka (177 cm) młoda dziewczyna z długimi, ciemnymi lokami i brązowymi oczami. Pełna energii i ubrana jak z żurnala, zwraca na siebie uwagę wszystkich wokół.

Electra Prewett
#115
05.10.2025, 14:56  ✶  
stół z przekąskami –> Hannibal zabiera mnie do VIPów

Zanim jednak Mona zdążyła odpowiedzieć, dyrektor wzniósł kolejny toast. Electra posłusznie wysłuchała słów starszego Selwyna, a następnie uniosła swój bezalkoholowy napój. Gdy na salę wleciały stoły z deserami, oczy dziewczyny zaświeciły się z ekscytacji. Miała słabość do słodkości, zwłaszcza tych, które zawierały nadmierne ilości cukru jak na przykład banana split.

Najwyraźniej Prewettównie nie było teraz dane porozmawiać z Rowle, ponieważ nagle pojawił się Hannibal i porwał swoją towarzyszkę w stronę stołu VIPów. Wszystko działo się tak szybko, że dopiero podczas drogi przez salę dotarło do niej, co dokładnie miało się wydarzyć. Na myśl, że będzie przebywać w bezpośrednim otoczeniu Ministry Magii i innych dygnitarzy, trochę ścisnęło ją w brzuchu. Miała nadzieję, że cokolwiek zostało jej w głowie po tych wszystkich lekcjach czarodziejskiej etykiety zafundowanych przez matkę.

– Nie widziałam go. I nie, nie miałam jeszcze okazji. – właśnie, cegiełka! Kompletnie zapomniała o zbiórce charytatywnej, a był to przecież jeden z ważniejszych elementów dzisiejszego wieczora. Nie chodziło nawet o szansę na wzięcie udziału w tańcu – praca w agencji modelingowej uświadomiła Electrze, jak ważne były funkcje pełnione przez pracowników technicznych. Dlatego szczerze chciała wesprzeć obsługę teatru w tak trudnym czasie.

Uśmiech Hana uspokoił ją i dodał pewności siebie. Prewettównie udało się więc zgodnie z etykietą przywitać siedzące przy stole prezydentialnym osobistości. Przy okazji spróbowała wyłapać strzępek jakiejś ciekawej rozmowy.

Rzut na Percepcję II (jakiekolwiek plotki)
Rzut N 1d100 - 27
Akcja nieudana


The older you get the more rules they're gonna try to get you to follow.
You just gotta keep livin' man,
L-I-V-I-N
Czarodziej
“It was hotter than rage, and sharper than fear, and cut deeper than helplessness, all because I couldn’t get to you.”
Mieniące się srebrem, długie pasma włosów opadają Cynthii prosto na ramiona i ciągną się za połowę pleców, spod wachlarza czarnych rzęs spoglądają stalowoniebieskie, chłodne tęczówki. Jest średniego wzrostu o dość drobnej, smukłej budowie ciała. Wydaje się krucha i delikatna, głównie przez bladość skóry, pozbawiona siły fizycznej. Doskonale dostosowuje sposób mówienia oraz gesty pod towarzystwo, w którym aktualnie przebywa, sprawnie manipuluje za pomocą wyglądu. Jest niewinnie śliczna, a jednocześnie przeraźliwie kojarzy się z zimą.

Cynthia Flint
#116
05.10.2025, 22:12  ✶  
Z Brenną

Nie odpisała chyba nikomu, że wszystko jest w porządku – przynajmniej od razu. To był moment, w którym wciąż tkwiła, kilka godzin chaosu i utraty kontroli. Czegoś, czego wciąż do końca nie zrozumiała. Nigdy nie wykorzystywała swoich umiejętności w innym celu, niż do sekcji zwłok lub badań nad zimnem i kłamstwem byłoby stwierdzenie, że komuś tak ambitnemu, jak Cynthia, się to nie podobało. Nie miała też wtedy czasu – raz, że wydarzyło się mnóstwo rzeczy, a dwa, Ministerstwo wymagało jej obecności, Mung i jeszcze robia za uzdrowiciela po godzinach, poza główną sceną wydarzeń.
- Wydaje mi się Bri, że każdy tamtej nocy trochę umarł. I trochę odkrył w sobie coś nowego. W całej tej tragedii i płomieniach żar nie tylko tlił się na budynkach. Miałam pełne ręce, przepraszam, że się martwiłaś. - odpowiedziała po chwili namysłu, gdy udało się jej odwrócić spojrzenie z lewitującej butelki szampana, na którą się zapatrzyła. Nie było to kłamstwem, chociaż detale dla brunetki mogłyby być zbyt okrutne. Czuła na sobie przenikliwe spojrzenie, więc uśmiechnęła się blado, ale szczerze, chcąc ją trochę uspokoić. - Życie bywa po prostu pełne niespodzianek.
Trudno stwierdzić, co konkretnie Flintówna miała na myśli, ale chyba wszystkiego po trochu. Zarówno Spalonej Nocy, jak i Atreusa i Louvaina, a także całej reszty, w której centrum tkwiły.
- Zwolnili mnie już z pomocy w Mungu, a praktycznie wszystkie ofiary zostały zidentyfikowane i odebrane przez swoich bliskich, więc znajdę czas, gdy tylko Ty znajdziesz moment. Wiem, że macie pełne ręce roboty i mnóstwo patroli.
Podlegała bezpośrednio pod głowę biura aurorów, wiedziała, co się u nich działo. Jej raporty trafiały na ich biurka, często też wyświadczała mniejsze lub większe przysługi. Nie byli zadowoleni z tego, jak przebiegła kryzysowa sytuacja i jak panika rozlewała się po mieście razem z ogniem. Nie przysłuchiwała się temu, co działo się dookoła, chociaż docierały do niej pojedyncze szepty i słowa, chyba po prostu mało ją to interesowało w przeciwieństwie do tego, co do powiedzenia miała Brenna. Brew jej drgnęła na komentarz o pracy, która miała być powodem tego, że przyszli tu razem. Przyglądała się jej przez chwilę badawczo, ale zaraz jej jasne oczy powędrowały w tłum, odszukując najpierw Lou, a potem Atreusa, na którym zatrzymała się spojrzeniem. Przyszli razem, bo tak uzgodnili, czy dlatego, że ją tu zaprosił? Longbottom przydałby się ktoś, kto mógłby zapewnić jej poczucie stabilności i bezpieczeństwa, stanowić ucieczkę od tego, co działo się w pracy na świecie, gdy tylko wchodziła do domu. Tylko czy auror był tego typu facetem? Czy był odpowiedni? Historia jego burzliwych romansów zaczęła się przecież jeszcze w Hogwarcie i chociaż bardzo go lubiła i był przystojny, trudno było jej sobie wyobrazić go zaangażowanego w sposób, na jaki brunetka zasługiwała. - To randka? - zapytała cicho w końcu, powracając do niej spojrzeniem z niewinną miną i lekkim uśmieszkiem. Zaskakująco przyjemne było myślenie o czymś tak przyziemnym i prostym, pozbawionym dramatu i śmierci. Nie mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio miała okazję na tak proste, babskie rozmowy – chyba z Tori na temat Sauriela kilka miesięcy wcześniej? Mimowolnie przygadała się jej tak, jakby szukała reakcji i potwierdzenia tego, że go lubiła i się jej po prostu podobał.
Karma police
"Bijące serce Zakonu" – cytat by Woody Tarpaulin (czyli twój stary najebany gada z kolegą o tym, jak był zomowcem i pałował księży na ulicach)
Myślisz sobie, "ale skurwysyn", i masz w sumie rację. Szczupły, zawsze schludnie ubrany mężczyzna w średnim wieku o jasnobrązowych włosach. Niby chudy, ale jednak byk. Jak na kogoś raczej średniego wzrostu (mierzy dokładnie 1,78 m), podejrzanie mocno lubi patrzeć z góry na przestępców, których przetrzymuje w swojej sali przesłuchań. Wygląda na starszego, aniżeli jest w rzeczywistości: na jego twarzy zaczynają już rysować się zmarszczki, a pod zmęczonymi, ciemnozielonymi oczyma, widać cienie od niewyspania. Nie jest kimś, kto przesadnie dba o swój wygląd, a jednak, przepisowy mundur aurora zawsze ma idealnie wyprasowany, kołnierzyk koszuli stoi sztywno, a buty – wydają się być świeżo pastowane. Wyważenie Aarona wynika z wtłoczonego przez lata służby aurorskiego rygoru, zaś wojskowa elegancja – z przekonania o potrzebie zachowywania wewnętrznej dyscypliny bez względu na okoliczności. Przynajmniej w godzinach pracy jest elegancki, bo po cywilnemu ubiera zwykle stare łachy robocze, w których jest mu najwygodniej. Widać po nim, że pracuje manualnie, ręce ma bowiem szorstkie, z widocznymi odciskami. Jego ruchy cechuje precyzja i pewność siebie. Na co dzień pachnie wodą po goleniu (od lat tą samą), roztaczając wokół siebie mdłą woń najtańszej kawy z ministerialnego automatu, zmieszaną z dymem papierosowym. Na prawej ręce ma dwa tatuaże, które zwykle chowa jednak pod zaklęciami maskującymi.

Aaron Moody
#117
05.10.2025, 22:37  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.10.2025, 22:40 przez Aaron Moody.)  
Z Lorien, Philomeną i Anthonym przy stole z datkami.

"Gdzie kończy się człowieczeństwo, panie Moody?", pytała Lorien. "Pani nie pyta o to, gdzie się kończy, tylko gdzie się zaczyna", odpowiedział jej wtedy. Hardym było wówczas jego spojrzenie, pomyślał, jak gdyby z sentymentem. A jednak miękkim był dotyk, o którym myśleć nie chciał, bo czasem zbyt szybko przekuwał myśli w czyny.
Więc odsunął się od niej, nakładając z powrotem marynarkę. Powiódł kontrolnie ręką wzdłuż kołnierzyka, spojrzenie skupiając jednak na powleczonych szminką wargach Lorien, jak gdyby spodziewał się, że odczytają akt oskarżenia wobec siebie samych. A potem podał jej ramię, aby mogli wspólnie opuścić zaciszny balkon.

Stanęli obok stołu z datkami, dołączając do Philomeny Mulciber, która szastała pieniędzmi z pełną wyższości ostentacją. Wystudiowanymi były gesty burżujskich dam, którym tak bardzo zależało na kupionej chwale. Nie szukały poklasku, a jednak domagały się uznania. Na słowa Lorien przymrużył tylko delikatnie oczy, zastanawiając się jednak na pół okrutnie, na pół żartobliwie, na ile wyceniła nazwisko męża, który zdechł, zanim zdążyła się nim nacieszyć. Może dlatego zaczął łowić uchem plotki na temat Mulciberów...

percepcja, plotki
Rzut N 1d100 - 31
Akcja nieudana

...A przynajmniej dopóki do szacownego grona nie dołączył Anthony Shafiq.

Jaką osobą był Anthony Shafiq? Aaron Moody niemal natychmiast zdecydował, że mężczyzna wygląda mu na kogoś, kto nie skorzystałby z przysługującego mu prawa do zachowania milczenia, nawet gdyby leżało to w jego interesie. Za bardzo kochał brzmienie własnego głosu, jak każdy ministerialny ważniak. Być może właśnie to jego głos wpasowywał się w gusta Lorien Mulciber, która zawsze wyrażała się o nim w samych superlatywach. Bo przecież nie mogło się wpasować w jej gusta przyrodzenie mości Anthony'ego, o którym Woodard trąbił Aaronowi, że jest tak małe, że trzeba je oglądać przez szkło powiększające od jubilera z Borgin&Burke, żeby cokolwiek zobaczyć. "A taki jubiler na klejnotach się przecież zna." Trudno było się kłócić z logiką przyjaciela, z którym jednomyślnie stwierdził, że Anthony to ma jakąś taką podejrzaną mordę, gdy poszli się odlać za pubem: nawet tam, na ścianie zapomnianego zaułka, wisiał plakat z twarzą szefa OHMSM. Szkoda, że reklama wisiała za wysoko, żeby udało się wycelować w jego oko.

Bo Aaronowi drgnęła nerwowo powieka, gdy Anthony podał Lorien talerzyk z tortem, i to nie tylko ze względów bezpieczeństwa.

Czy Anthony naprawdę przyjaźnił się z Lorien? Przecież wiadomym było, że Lorka rozdziobie wszystko widelcem, obliterując ciasto w drobny mak, żeby wyjeść same rodzynki!! Czy co tam akurat spodoba się jej bardziej ptasiej części natury. A wiecie kto potem musiał to po niej jeść? No kto?!

– Auror Aaron Moody – przywitał się, odpowiadając na uścisk dłoni Anthony'ego, ale nie na jego uśmiech.

Nie podobał mu się jego uśmiech.

Był zbyt śliski.

– Dopóki nie ma aktu oskarżenia, powiedziałbym, że to pospolite donosicielstwo, a nie składanie zeznań – zauważył, przybrawszy nieprzeniknioną minę, po której nie sposób było domyślić się, czy żartuje, czy mówi poważnie. Wypowiedział swoją uwagę lekkim tonem, a jednak trudno było powstrzymać się od wrażenia, jak gdyby pewna drapieżność pojawiła się nagle w postawie Aarona. Jak gdyby był kotem, który podżega łapą upolowaną zdobycz, żeby przedłużyć przyjemność z udanych łowów.


– You're too difficult.
– The situation is difficult, not me.
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#118
05.10.2025, 22:52  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.10.2025, 22:53 przez Brenna Longbottom.)  

Z Cynthią

Brenna z jednej strony po prostu… lubiła ludzi, a z drugiej była córką gliny, wychowaną na glinę, jej ojciec zaś lubił powtarzać, że nie ma ludzi niewinnych, zaś motto Alastora, stała czujność, od dwóch lat obijało się Brennie po głowie. Była więc ostrożna z zaufaniem, i gdzieś tam w głębi ducha wiedziała, że o wielu rzeczach lepiej Cynthii nie mówić – mimo to nawet przez myśl jej nie przeszło, co ta faktycznie robiła w Spaloną Noc. Gdyby się dowiedziała… gdyby się dowiedziała, chyba wciąż by ją kochała: ale nie potrafiłaby ot tak prowadzić jej pod rękę. Nie po Beltane. Nie po tym, ilu ludzi zginęło w płomieniach. Brenna była gotowa dla swoich przyjaciół na wiele, i jeśli jakiś filar poleciałby w tej chwili na Cynthię, odpychałaby ją, choćby to ją miało przygnieść – ale zarazem istniały rzeczy, których zaakceptować by nie umiała. Nie wiedziała jednak, dlatego zaakceptowała wyjaśnienia Flintówny, kiwając głową.
– Nie mam ci za złe, wiem, że to było szaleństwo. Po prostu się martwiłam – powiedziała.
Każdy tamtej nocy trochę umarł.
Brenna nie była pewna, czy trochę umarła – ale czasem czuła się potrzaskana w środku, i to nie tylko dlatego, że nie mogła już siadać przy kominku, stosować widmowidzenia, że odwracała odruchowo wzrok, gdy w pomieszczeniu były świece i że czasem miewała omamy, do których nie chciała się przyznać. Piętro Warowni po tym, jak przeszły tam płomienie. Pełen przerażenia wzrok Dory. Dziecko w jej rękach, gdy za nimi płonął budynek, które przeżyło, ale które nie miało już domu. Skręcający się w supeł żołądek, kiedy pierwszy raz usłyszała plotkę o Bulstrodach. List Olivii, wionący rozpaczą. Zmęczenie wypisane na twarzy Morpheusa. Pustka w domku Vincenta, do którego przywykła wchodzić bez pukania.
Setki drobnych spraw, setki ostrych igiełek, wbijające się gdzieś pod skórę.
– Zerknę do grafiku i dam ci znać, w takim razie – obiecała, całkiem zdecydowana wyrwać w kalendarzu ten czas, nawet gdyby miała któregoś dnia nie iść spać. Bo ręka Cynthii zdawała się jakby jeszcze szczuplejsza niż zwykle pod jej uściskiem, bo jej słowa zdawały się kryć w sobie nie tylko drugie, ale i trzecie, i czwarte dno. Bo Brenna nie chciała przegapić momentu, w którym ktoś jej bliski rozpadnie się na kawałki.
Rozglądała się co jakiś czas, tak, by nie było to nazbyt ostentacyjne. Milkła momentami, nasłuchując cudzych głosów.
– Hm, chyba można tak to nazwać, skoro tu przyszliśmy razem? – stwierdziła, dość lekko. To nie tak, że była speszona pytaniem, bo peszyła się bardzo rzadko. Ale mimo całego swojego rozgadania, była też z natury w istocie dość skryta w istotnych sprawach, a o tym, co faktycznie czuła, i że wcale nie było to dla niej przypadkowe „a, chodźmy gdzieś razem jako znajomi”, nie zamierzała Cynthii ot tak mówić. Choćby dlatego, że ta mogłaby się martwić. Albo potem wściekać w jej imieniu, w myśl solidarności przyjacielskiej, a Brenna nie chciała dokładać nikomu kolejnych zmartwień.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#119
06.10.2025, 00:10  ✶  
Z Lyssą i Morpheusem przy makiecie

Sam nie wiedział co go tak rozkojarzyło. Może fakt, że tak naprawdę wiele się działo wokół niego, lub to że w tym wszystkim jego wzrok nagle spoczął na mankiecie jego stroju, z którego bezczelnie wystawała właśnie jakaś nitka. W każdym razie zdążył jedynie zorientować się mniej więcej ile wpłaciła Brenna, ale nie był w stanie poznać dokładnej sumy. Najwyraźniej będzie musiał improwizować. Zanim jednak zdążył dokonać wpłaty, wydarzyły się dwie rzeczy. Po pierwsze Morpheus z jakiegoś powodu zaczął wypowiadać imię Lyssy więcej niż jeden raz i Selwyn, chociaż uśmiechnął się do niego jakby nic się nie działo, w myślach rozważał czy wzywać już uzdrowiciela czy jeszcze nie teraz. Morpheus jednak chyba żył i miał się w miarę dobrze.
Potem oczywiście wjechał tort.
– I to są właśnie zjawiskowe wypieki – powiedział wesoło do dwójki swoich rozmówców. – To zawsze miłe gdy tort i słodkie przekąski nawiązują jakoś do ogólnej tematyki przyjęcia, czyż nie? Niby mała rzecz, a dodaje czaru całemu wydarzeniu.

Gdy sytuacja już się nieco uspokoiła, dokonał wreszcie wpłaty próbując dać dwa razy większą kwotę niż zrobiła to Brenna licząc, że to wystarczy. Następnie odsunął się nieco, aby dać możliwość uczynienia tego samego Lyssie i Morpheusowi, korzystając z okazji, by spróbować dyskretnie wyłowić z tłumu jakieś plotki, lub skandale wspomagając się przy tym niciowidzeniem.

Gdy Lyssa zerknęła natomiast na nici łączące Morpheusa i Jonathana zobaczyła... Nic. Któryś z nich ewidentnie potrafił chronić swój umysł, więc kobieta mogła jedynie wyciągnąć wnioski na podstawie szerokiego uśmiechu, którym Selwyn obdarzał Longbottoma zwłaszcza wtedy gdy drugi czarodziej zaczynał się ożywiać.

Rzut na plotki Percepcja III, wspieram się niciowidzeniem

Rzut Z 1d100 - 59
Sukces!
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#120
06.10.2025, 18:34  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.10.2025, 20:03 przez Morpheus Longbottom.)  
Nadal z Lyssą i Jonathanem, wpłacamy i kierujemy się ku plakatom

Morpheus nie słuchał, co Lyssa i Jonathan mówili do siebie, nawet nie celowo. Skupił się na konstrukcji czaru, na kolejnych wpłatach, aby ocenić ilość wpłaconych galeonów na sprawę. Nie było to najprostsze, ale już wiedział co robić.

Drgnął, jakby wystraszony, gdy pojawił się tort, jakby wyczulone zmysły reagowały, zanim zaczął się zastanawiać. Włoski na karku zjeżyły mu się, jakby na sali nie pojawiła się mordercza dla niego bomba cukrowa autorstwa równie słodkiej panny Figg, lecz tuzin śmierciożerców, gotowych siać postrach pośród gości premiery. Lyssa i Joanthan mogli us kk usłyszeć cichy wydech ulgi, gdy napięcie zeszło z wieszcza i zmieniło się w ulgę. Z dwójki morderczych rzeczy wolał tort.

— Zawsze liczę, że ktoś, kogo nie lubię w niego wpadnie, jeśli jest brzydki, aczkolwiek ostatni z jakim miałem do czynienia... Przedostatni, wyleciał przez okno i wylądował na trawniku— powiedział ściszonym głosem do swojego towarzystwa, tonem rzeczywiście rozbawionym, jakby nie miał czterdziestu paru lat. Czy chodziło o tort czy ubiór nielubianej osoby, nie dało się sprecyzować, chociaż po minie czarodzieja dało się domyślić, że chodzi o obie te wersje.

Morpheus zapisał odpowiednią ilość wpłaty na karteczce, wpisując aby suma została podzielona na dwa nazwiska, jego oraz Lyssy Dolohov. Zamierzał wybudować samodzielnie przynajmniej połowę makiety.

— Obejrzymy twoje prace. Przy okazji, chciałbym omówić szczegóły mojego patronatu, zwłaszcza że twój ojciec wydaje się nim zaniepokojony — To dobre określenie na groźbę, że Vakel wytrze jego twarzą podłogę, gdy sam zainteresowany wcale by nie narzekał na taki obrót sprawy. — Zakupiłem dworek do remontu w Little Hangleton, teraz jest jeszcze bardziej do remontu, ale chciałbym, aby niedługo na jego ścianach zawisło więcej dzieł sztuki. W jakim medium pracujesz?

Gdy poruszali się w stronę grafik Lyssy, Morpheus nasłuchiwał wszystkiego, co mogłoby być przydatne dla sprawy. Lub mogło przeciwdziałać zdarzeniom podobnym do zakończenia ostatniej Muzy.


Przewaga: Bogacz (II), wpłata dużej sumy na cele charytatywne
Percepcja ◉◉◉◉◉: plotki
Rzut W 1d100 - 55
Sukces!


And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2062), Erik Longbottom (2997), Geraldine Yaxley (1545), Elliott Malfoy (3922), Atreus Bulstrode (1785), Nora Figg (2569), Cynthia Flint (2211), Lyssa Dolohov (1611), Pan Losu (98), Eugenia Jenkins (599), Louvain Lestrange (1762), Desmond Malfoy (1978), Oleander Crouch (2279), Baba Jaga (256), Morpheus Longbottom (2164), Hannibal Selwyn (4104), Anthony Shafiq (3384), Lorien Mulciber (5824), Jonathan Selwyn (1782), Ambroise Greengrass (2282), Electra Prewett (1886), Dearg Dur (4768), Mona Rowle (827), Philomena Mulciber (3274), Caius Burke (519), Robert Albert Crouch (1765), Henry Lockhart (944), Aaron Moody (6582), Mathilda Quirrell (1510)


Strony (14): « Wstecz 1 … 10 11 12 13 14 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa