• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
1972, Wiosna | 30 maja | Słońce i Księżyc - Nasza mała rzeczywistość

1972, Wiosna | 30 maja | Słońce i Księżyc - Nasza mała rzeczywistość
constant vigilance
I have traveled far beyond the path of reason.
Wysoki na prawie dwa metry, brakuje mu pewnie mniej niż dziesięć centymetrów, ale ciężko to ocenić na oko. O krępej budowie ciała, z szeroką twarzą i wybitymi zębami. Skóra często pokryta bliznami. Krzywy nos, z pewnością kiedyś złamany. Włosy ciemne, oczy też. Nie należy do ludzi, którzy o siebie szczególnie dbają.

Alastor Moody
#31
10.10.2023, 10:50  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 10.10.2023, 11:00 przez Alastor Moody.)  
Moody był jedną z osób, które nie chciały przyjść tutaj poznawać sąsiadów Bertiego w nowym wydaniu, lecz zdecydowały się wyjść z domu po długiej służbie tylko dlatego, że czuły się zobowiązane do bycia w miejscu mogącym stać się potencjalnie niebezpiecznym. Miał mieszane uczucia względem usuwania mugolom pamięci i chociaż nie zamierzał publicznie wystąpić przeciwko decyzji Ministerstwa, koncepcja pozbawienia ich wspomnień, chociaż natura ewidentnie skierowała to doświadczenie w nich, a nie w czarodziejów, pozostawiała w jego ustach pewien niesmak, jednakże...

Kiedy postawili z Eden ten krok, po którym dojrzeli na niebie tę samą anomalię, dotarło do niego, że to musiało być odrobinę bardziej skomplikowane niż myślał. Nie na tyle, żeby nerwowo potarł twarz ręką, ale na tyle, aby uznać, że może jego ojciec miał rację i nie powinni się w to wszystko wpierdalać, skoro ich wyszkolono do pracy z czarnoksięstwem, a nie na bycie pracownikami naukowymi lub kreatorów magicznego prawa.

- Pomyśl o tym tak: połowa zgromadzonych za dwa dni nie będzie w ogóle pamiętała tego, że tu przyszłaś. - Druga połowa składała się w dużej mierze z jego znajomych i przyjaciół i... Tak naprawdę to spodziewał się, że większość i tak się już pewnych rzeczy domyśliła. - Ale zawsze możemy wrócić i spędzić wieczór na mizdrzeniu się na kanapie Botta jak para nastolatków. - Ton jego głosu był żartobliwy, ale niósł ze sobą taką szczeniacką szczerość, bo go ta wizja w żaden sposób nie odrzucała - zdanie wypowiedział więc pół-żartem, pół-serio. Nie, nie dostrzegł nic dziwnego w zaoferowaniu tak barwnej alternatywy spędzenia wspólnie tego wydarzenia, jakim była chęć ściągnięcia z niej tej sukienki - ociekł stereotypowością, w gruncie rzeczy wcale nie tak daleko mu było do człowieka z przekazywanych pocztą pantoflową dowcipów.

I chociaż się zaśmiał z tego tekstu o fasolce, dał jej bardzo mocno do zrozumienia jak silną pozycję Bott miał w jego życiu, kiedy nie tylko uścisnął go na powitanie, ale też podniósł do góry. Nie bez problemu, bo oboje byli cholernie wysocy. Zacisnął mu ręce w pasie, wzniósł go trochę tak, jakby wykonywał figurę taneczną, ale widać było od razu, ze to chwyt człowieka szkolonego do wynoszenia nieprzytomnych ludzi z płonących budynków, a potem wykonał z nim w miejscu piruet, odstawiając go tak, żeby Pandora mogła w niego przydzwonić. Uniósł bezradnie ręce (w takim geście z serii - to nie ja, to życie), cofając się na krok w stronę Eden. Ale z Botta był amant... Pewnie zarzuciłby czymś w tym klimacie na podgrzanie rozmowy, gdyby nie to, że koleś był potrójnym wdowcem. To już nawet nie był pech, to było fatum.

Zmrużył oczy, przyglądając się panience, którą podnosił z ziemi.

- Dobry wieczór, pani prefekt - zaczepił ją, z takim szelmowskim uśmiechem. Nie miał pojęcia, czy dziewczyna miała szansę poznać go po tej gębie, która oberwała tłuczkiem zbyt wiele razy. Mógłby coś dodać o prośbie nieodbierania za to punktów Gryffindorowi, ale... ta się już za kimś rozglądała i nie chciał jej wcale zatrzymywać. Zamiast tego pochylił się nad Lestrange Malfoy, żeby szepnąć:

- Ciebie też podnieść?


fear is the mind-killer.
prodigal daughter
I knew one day I'd have to watch powerful men burn the world down
I just didn't expect them to be
such losers
Wysoka na 175cm, jasnowłosa zjawa. Jest niezwykle szczupła, wręcz na granicy chorobliwości; lekko zapadnięte policzki ukrywa dobrze dobranym makijażem, którego nieodłączną częścią są usta pomalowane czerwoną szminką. Włosy ma proste i długie, sięgające lędźwi, zwykle nosi je rozpuszczone. Zawsze bardzo elegancko ubrana, najczęściej w stonowane barwy - nie jest zwolenniczką jaskrawych odcieni i mieszania kolorów. Nie lubi też przepychu; widać, że nie szczędzi pieniędzy na dobrej jakości ubiór, lecz nie obwiesza się biżuterią i tym podobnym. Porusza się bardzo zgrabnie, ale pewnie. Zawsze patrzy ludziom prosto w oczy podczas rozmowy, mając przy tym ciemne, przenikliwe spojrzenie. Zwykle mówi w bardzo spokojnym, niskim, nieco zachrypniętym tonie. Ma bardzo przejrzysty akcent, wyraźnie wymawia słowa, po sposobie mowy słychać, że to ktoś z dobrego domu, ktoś świetnie wykształcony.

Eden Lestrange
#32
10.10.2023, 23:51  ✶  
Współistniejące jednocześnie na tym samym firmamencie słońce i księżyc nie były jedyną anomalią w życiu Eden, toteż chyba nie zareagowała na ich widok z należytym przejęciem. Nigdy nie była osobą, która trzymała głowę w chmurach, a oczy wznosiła ku niebu tylko wtedy, gdy ostentacyjnie wyrażała zażenowanie. Nawykła do patrzenia przed siebie, ewentualnie pod własne stopy, żeby nie potknąć się przypadkiem na czyjejś podstawionej nodze. Toteż o kłopotach ciał niebieskich nie rozmyślała ani nigdy, ani teraz. Przecież nie miała na to wpływu, zmartwienia nic by nie dały. Jeśli już miała się czymś martwić, to młotem i kowadłem, pomiędzy którymi się znalazła, bo wybór między jednym a drugim wcale nie był taki oczywisty.
- Opinia mugoli obchodzi mnie tyle, co zeszłoroczny śnieg. Dobrze wiesz, że nie o tym mówię - wtrąciła się w wypowiedź Alka z lekka poirytowana, bo czuła, że z własnej inicjatywy weszła na grząski grunt i szybko chciała się z dala od tego tematu ewakuować. Co prawda w sposób wątpliwie przyjemny, ale dla niej najistotniejszym było, żeby nie drążyć. - A kanapa Botta to mało zachęcające miejsce. Cały czas męczyłby mnie lęk, że wyskoczy spomiędzy poduszek i się wprosi na trzeciego. - Wywróciła oczyma, brzmiąc, jakby mówiła na poważnie, ale tak naprawdę piła do Bertiego tylko dlatego, że właśnie do nich zmierzał nieubłaganie. Uśmiechnęła się przelotnie, nie umiejąc się powstrzymać, bo wizja przeżywania nastoletnich uniesień w momencie, kiedy im obojgu idzie już na czwarty krzyżyk, było co najmniej niedorzeczne. W paradoksalnie przyjemny sposób.
Kiedy Bott i Moody złączyli się w uścisku, stała tuż obok nieco zblazowana. Obserwowała ich figury taneczno-godowe z niesmakiem wymalowanym na twarzy, ale nie dlatego, że ją to brzydziło, tylko dlatego, że była w tym momencie zazdrosna. Nie była z tego oczywiście dumna, ani na torturach by się Alkowi do tego nie przyznała, toteż udawała, że to po prostu ponad nią. Że to, co robią jest głupie, dziecinne i że powinni się pośpieszyć.
- Podrzuć go jeszcze, niech zrobi fikołka - uraczyła sarkazmem Alastora, potrząsając głową, gdy tylko uniósł go i zrobił piruet. Podparła się pod boki i zaczęła się rozglądać dookoła, jakby naprawdę już nie mogła na nich patrzeć. Tak, nadal była zazdrosna.
- No to jest nas dwoje - odpowiedziała Bertiemu, kiedy oświadczył, że jej się tutaj nie spodziewał. No, ona też się siebie tutaj nie spodziewała, przynajmniej w tym byli zgodni. - Dobra, już się nie podlizuj. Obydwoje wiemy, że znosisz mnie tylko dlatego, że ze względu na obowiązujące nas prawo cywilne, Alastor nie może zostać twoją czwartą żoną. W innym wypadku niechybnie poczęstowałbyś mnie fasolką o smaku kwiatów wąchanych od spodu. - Nie mogła powstrzymać się od żartów o tych przeklętych fasolkach, nawet jeśli czuła, że zaraz zmęczy temat i ktoś każe jej zamknąć łeb. Nie umiała też udawać, że nie lubi Botta, bo tak naprawdę nie miała prawa mieć mu nic za złe. Reagowała tak na niego, bo była zaborcza. Ot, cała idiotyczna filozofia.
I wtem, jak grom z jasnego nieba, na Botta wpadła jakaś kobieta. Eden parsknęła śmiechem mimowolnie, ale potem odchrząknęła tylko, gdy dotarło do niej, że to w zasadzie niegrzeczne. Patrzyła na Pandorę przez kilka długich sekund, unosząc brwi w konsternacji wymieszanej z rozbawieniem, ale nie zdążyła wtrącić nieproszonych, prześmiewczych pięciu knutów do jej wymiany z Bertiem, bo tuż obok swojego ucha poczuła bliską obecność Alastora.
Zawahała się. Tak, chciała, żeby ją podniósł. Chciała też się ostentacyjnie zirytować, że w ogóle pyta o takie rzeczy, bo to chyba oczywiste. Potem mogła mu też zrobić wyrzuty o priorytety, jak głupia nastolatka, bo ją niebywale kusiło. Ale nie zrobiła niczego takiego. Spojrzała tylko na Alka spod byka, również zniżając głos do szeptu:
- Tak przy wszystkich? Zwariowałeś? - "Co ludzie sobie pomyślą?" wygrało, co nie było najmniejszym zaskoczeniem. Moody pewnie był święcie przekonany, że Eden nie interesuje niczyja opinia oprócz jej własnej, ale nie mogło to być dalsze od prawdy. Mogłaby się z żalu gryźć we własny tyłek, ale nie zrobiłaby niczego, co wystawiłoby ją na pośmiewisko. Nawet takie, które miało być wymazane z pamięci wraz z nadejściem jutra.


I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show

~♦~
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#33
11.10.2023, 10:34  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.10.2023, 13:57 przez Laurent Prewett.)  

Laurent zemdlał, bo Perseus się do niego uśmiechnął.

- Tak... starsza. - Odpowiedział kobiecie i uśmiechnął się do niej. - Pracuje jako archeolożka. - Uzupełnił i patrząc po minie Ginny, jaką zrobiła, jakby program przestał działać w jej umyśle to chyba się znały. Co wcale nie było dziwne zważywszy branże.

Stracić rachubę na początku miesiąca... funkcjonowanie tutaj musiało być aktualnie jakimś koszmarem. Cykl dnia i nocy pozwalał zdrowo funkcjonować, światło słońca dawało energię, mrok nocy pozwalał spokojnie zasnąć. Mugole radzili sobie z tym jak mogli. Życie bez zaklęć wydawało się Laurentowi tak egzotyczne, że wręcz nierealne. Tymczasem proszę bardzo - oto siedział obok kogoś, kto magią się nie posługiwał, kto zagubił się w dniu i nocy, kto... przechadzał się po polanie, na której widma się nie pojawiały co prawda, ale ciągnął za sobą widmo swojego nieszczęśliwego życia. Bo to, że był szczęśliwy, nie było epitetem, jakim by go obdarzył. Ludzie, którzy doświadczyli odrobiny za wiele jak na swoje siły mieli specyficzne spojrzenia. Jakby życie z nich uleciało, smutny błysk błąkał się gdzieś po kącikach.

Drgnął, kiedy usłyszał z ust mężczyzny, że "to już koniec", a jego myśli z tego, co sobą prezentuje Allan Bigsby przeniosły się na to, co miał do przekazania. I od razu skoczyły do tego, że im wszystkim będzie kasowana pamięć. Że można było im dziś pokazać niezmierzone cuda, bo i tak nie będą niczego pamiętali. Ledwo kilka dni temu tutaj byli i chyba stawało się jasne, co tak mocno ściągało tu Departament Tajemnic... choć parę z tych powodów na pewno ich tajemnicą pozostaną. Nie zamierzał w to wnikać. Drzemał tragizm w tym, że możesz poznać inny świat tylko po to, żeby zaraz o nim zapomnieć. A wszystko przez to, że bano się łowów na czarownice rodem wyciągniętych ze średniowiecza. Nic dziwnego. Jak ludzkość miała sobie radzić z magią, która zaginała według nich rzeczywistość? Potrafiła kasować im wspomnienia, czego oni robić nie potrafili?

- Jeśli czujesz żal, to chyba nie ma sensu jedynie mówić sobie, że ten żal niczego nie znaczy. - Było to naprawdę przeszywające i... byłoby dalej, gdyby nie to uczucie, które znów przeszyło serce. Zmyło jeszcze większą dozę odczuć, a Laurent spojrzał na swojego towarzysza szukając w nim oznak tej zmiany. Czy on też to wyczuwał. "To" znaczy - co? Wydawały się, te zmiany, niebezpieczne. Teraz obmywały z uczuć jak katharsis, ale co jeśli zamiast obmywać zaczną coś rozpalać?



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Czarodziej
“People will forget what you said and what you did, but people will never forget how you made them feel.”
Wiecznie uśmiechnięta dziewczyna o dużych, czekoladowych oczach i dołeczkach w polikach. Ma niecały metr siedemdziesiąt wzrostu oraz szczupłą, względnie wysportowaną sylwetkę. Wyróżnia się charakterystyczną dla Turcji urodą na Londyńskich ulicach — ciemniejszą karnacją, długimi i gęstymi włosami, ciemnymi rzęsami. Zwykle odstaje ubiorem i zachowaniem od typowo angielskich dziewcząt. Mówi dużo i wyraźnie, ale gdy wpada w słowotoki, czasem przebija się odrobina akcentu. Jest bardzo bezpośrednia, uwielbia się śmiać.

Pandora Prewett
#34
11.10.2023, 22:35  ✶  
W przeciwieństwie do swojego młodszego brata Laurenta, Pandora nigdy nie lubiła być w centrum uwagi. Los jednak sprawił, że przy całym swoim optymizmie i dobroci, była dość niezdarna i przez to właśnie kończyła, jako tocząca się beza tiulowa, przewracając bogu ducha winnego Czarodzieja, robiąc wielkie wejście. Godne kogoś, kto wygrał plebiscyt Czarownicy, ale nadal zupełnie zbędne. I owszem, trochę się zarumieniła, ale nie był to też powód do rozpaczy nad utraconym wizerunkiem, bo każdy, kto znał Pandorę, to wiedział, że to nie pierwszy i nie ostatni raz.
Korzystając z okazji, że miała możliwość przez chwilę dość blisko przyjrzeć się Bottowi. Ciemne oczy lustrowały jego twarz z odrobiną obawy, że mógłby być nadwrażliwym snobem. I robić awanturę, zupełnie bezsensu. Im dłużej jednak spoglądała, tym bardziej sympatyczny i niegroźny się jej wydawał, co wywołało uśmiech na twarzy Turczynki, wciąż jednak przepraszający. Taki, który nie znikał podczas trwania jej monologu o matce, butach i ofertach cukierni. Był gentlemanem.
- Zawsze musi być ten pierwszy raz, widocznie jest Pan ciekawym człowiekiem! Takim nieciekawym to się nie zdarza. - odparła z delikatnym wzruszeniem ramion na jego komentarz. Chyba faktycznie nie często ludzie gubili na widok kogoś buty. - Tak, oczywiście! Proszę się nie martwić, to nic takiego. Dobrze, że Pana nie uszkodziłam, to miałby Pan zabawę wtedy.. - kontynuowała, korzystając z jego pomocy przy wstaniu, co w takiej ilości lekkiego materiału sukienki nie było łatwe. Starała się ją doprowadzić dłońmi do porządku, ale w gruncie rzeczy liczyła na chwilę, aby skorzystać z transmutacji i ubrać coś wygodniejszego. - Całe szczęście, że lubi Pan te Bezy. To byłby prawdziwy dramat, gdyby okazał się Pan ... No wie Pan, nadwrażliwy?
Była szczera, była paskudnie szczerym człowiekiem, a jej twarz zwykle oddawała większość emocji. I naprawdę nie przejmowała się tym, co ludzie o niej pomyślą. - Bertie. Zapamiętam. I to o bezach też, kiedyś może się przydać.
Dodała, przekręcając głowę na bok i lustrując go wzrokiem z odrobiną zdziwienia na ton jego głosu, który sugerowałby, że staranowanie było dobrym początkiem wieczoru. Wyglądał na optymistycznego człowieka pomimo ciemnych chmur, które ostatnio tak często krążyły nad głowami. - Niechętnie, ale przyznam Ci racje, wieczory wciąż są zwodnicze. Jest coś przyjemniejszego niż dotyk trawy pod stopami? No i szpilki nie są najlepszymi butami na taką zabawę, ale nie zdążyłam się przebrać.
Wyjaśniła nieporadnie, znów oskarżając swoją matkę w myślach. Gdyby nie jej przyjęcie, wszystko byłoby dobrze. Pandora przeniosła wzrok na Alastora, gdy się z nią przywitał, wytrzeszczając oczy i nieco otwierając buzię.
- Alastor we własnej osobie! Na Merlina, nie poznałam Cię! Powinieneś teraz zagrać w jakąś grę lub coś, to podobno przynosi szczęście. W sensie to, że ktoś Cię nie poznaje! - wyjaśniła mu z promiennym uśmiechem, bezceremonialnie podchodząc i przytulając go krótko na przywitanie, zlustrowała go wzrokiem i zaraz zrobiła to samo z Eden, której wcześniej szeptał. - No, no Panie Kapitanie, to Pana narzeczona? Muszę przyznać, jest Pani zjawiskowo ładna.
Pochwaliła obydwoje, byli naprawdę ładną parą. Dłonią zgarnęła burzę ciemnych włosów na plecy, klnąc w duchu o tym, że przydałaby się jej wstążka lub gumka, którą mogłaby je związać. Ostatnio przez pracę tak często je upinała, że błąkające się wszędzie kosmyki zaczynały ją irytować. - Mam nadzieję, że wam nie przeszkodziłam wyskoczeniem z butów? - dopytała jeszcze dla pewności, bo przecież mogli być zajęci sobą, zwłaszcza zakochani. Laurenta, Hjalmara, Brennę i innych znajdzie za chwilę, przecież nie wypadało tak sobie pójść. Na szczęście ona i Bertie dość szybko zlokalizowali wbite w ziemie szpilki, które kilka chwil później trzymała w dłoni, powstrzymując się na razie od wciągnięcia ich na stopy.
Ulfhednar
a wolf will never be a pet
Hjalmar mierzy koło metra osiemdziesięciu ośmiu wzrostu i jest dobrze zbudowany dzięki ciężkiej harówce w kuźni. Przeważnie nosi swoje jasne włosy spięte w wikiński warkocz z wygolonymi lub krótko obciętymi bokami. Ma zadbany zarost w postaci wąsa i brody, chyba że akurat złapie go chęć na powrót do Islandzkich korzeni i pozwoli mu żyć własnym życiem. Jak na nordyckiego człowieka przystało - ma niebieskie oczy. Mówi w sposób spokojny i powolny z północnym akcentem - jego głos jest dosyć donośny. Na pierwszy rzut oka wydaje się być przyjemnym rozmówcą, który nie wykazuje agresywnych zachowań chociaż jego aparycja może niektórych pomylić.

Hjalmar Nordgersim
#35
11.10.2023, 23:20  ✶  

- Mówisz dobrze ojcze. Znasz moją opinię na ten temat - przejechał językiem po ustach na myśl o przepysznej wódce o której wspomniał Dagur. Nie chciał jednak skończyć pod stołem zanim cała impreza się rozwinie. Nie chciał też, aby i ojciec w takim miejscu skończył. To by dopiero była atrakcja - upity gigant, chociaż nie wszyscy byliby zadowoleni z takiego obrotu spraw.

Wraz ze zgodą Brenny i Nory ruszył w kierunku stolików. Nie mógł doczekać się też tych sławnych pączków, które tak chwalono. Hjalmar był nawet skłonny polizać jednego i położyć nieopodal siebie w imię zasady - polizane, zaklepane. Im bliżej podchodził tym bardziej był zachwycony. To była najprawdziwsza uczta.

- Które to są te sławne pączki? - zapytał Nory, rozglądając się po stoliku. Na moment przyjrzał się swojej potrawie. Mógłby przysiąść, że wygląda jakby ktoś ją otwierał. Pojawiało się tylko jedno pytanie - czy tak rzeczywiście było? I czy taka osoba przeżyła spotkanie pierwszego stopnia z tymi śledziami? Nie denerwował się jednak wcale. Cała ta atmosfera wpływała pozytywnie na to jak się zachowywał i co czuł - Po kielonku? - zwrócił się do ojca, a potem od razu odwrócił się w kierunku Connora oraz Blair. Nie znał ich jakoś dobrze ale kojarzył. Raz czy dwa naprawiali dla nich jakieś narzędzia czy inne przedmioty - Dzień dobry, witajcie - przywitał się z dwójką mieszkańców Doliny. Nie znał tutaj ludzi może tak dobrze jak Brenna, która być może nawet prowadziła jakąś własną ewidencję ludności - co wcale, a wcale nie zdziwiłoby Islandczyka. Ona była po prostu świetnie poinformowana o tym co działo się w jej okolicy i miejscu zamieszkania, a to był bardzo duży plus i postawa godna do naśladowania.

Hjalmar jeszcze był zbyt trzeźwy aby chodzić od grupki do grupki, proponując im trochę Surströmmingu. Nie miał w tym żadnego złego zamiaru. chciał po prostu aby inni mieli możliwość skosztowania tej pyszności. Nie to żeby było jakoś bardzo dużo chętnych na to ale na pewno jacyś śmiałkowie by się znaleźli.

Róża Pustyni
Wszystkie przyzwoite przepowiednie są do rymu.
Ginevra rzuca się w oczy. To szczupła i dość wysoka kobieta, sięgająca 177 cm. Ma owalną twarz, opaloną skórę i jasnobrązowe oczy; włosy długie do pasa, ciemnobrązowe, proste i grube. Ubiera się raczej schludnie niż byle jak. Jej usta często zdobi psotliwy uśmieszek. Mówi z akcentem, słychać, że nie jest z Anglii.

Guinevere McGonagall
#36
12.10.2023, 14:16  ✶  

– Może jeszcze będzie okazja – odparła Brennie i uśmiechnęła się do niej. – Przeprowadziłam się pod koniec kwietnia i póki co zostaję na stałe – nigdzie się stąd nie wybierała i nie po to zadała sobie tyle trudu z papierami z Ministerstwa, żeby po miesiącu rzucić wszystko w cholerę i wrócić do Egiptu. Lubiła przygody, a jej praca zdecydowanie taką przygodą była. Ale pokiwała głową, kiedy Brenna machnęła dłonią w kierunku nieba i ponownie sama w nie spojrzała. Niesamowite zjawisko. Ginny zastanawiała się teraz, kiedy zostało coś podobnego ostatnio zanotowane. W swojej pracy i jako historyk magii z pewnością mogła się na coś podobnego już natknąć… Chyba.

– Do wszystkiego można się przyzwyczaić. I do gorąca i do ciągłego deszczu – odparła Hjalmarowi oraz Dagurowi. Wysłuchała też z zainteresowaniem tego, co mieli do powiedzenia wraz z odnośnie ich podróży do Egiptu i ogólnie podróży. – Ach, więc są panowie podróżnikami? – zapytała i uśmiechnęła się. – Wszędzie piramid w Egipcie nie ma, jest dużo odkopanych ruin świątynnych i innych nekropolii, bardzo zresztą pięknych. Ale jeśli w okolicy Kairu, to byliście przy najpopularniejszych piramidach w Gizie – na ruinach starego Memfis, ale już sobie to darowała. To, że była archeologiem i historykiem, nie musiało wypływać przy każdym zdaniu jakie wypowiedziała.

Wszyscy raczej naturalnie przesunęli się do stołów, tak jak zresztą ona. Jednym uchem słuchała rozmów o pączkach, o jakimś alkoholu, ale teraz jej uwagę miały dwie mugolki, Tia i Lillian, które zresztą na jej zaproszenie, zbliżyły się do stołu. Jedna jakby miała u stóp cały świat, i druga cichutka jak myszka.

– Cześć, słoneczko – odpowiedziała blondynce, najwyraźniej nie mówiąc zdecydowanego „nie” na ten bezpośredni flirt. Spojrzenie jasnobrązowych oczu zaraz i tak przeniosła na rudą i się do niej uśmiechnęła. – Shoarma to taka nasza egipska potrawa. Z mięsem, o ile jadacie mięso – wyjaśniła kobietom. Nie było to niczego magicznego, niczego nadzwyczajnego. Mogły pojechać do Egiptu, zjeść shoarmę w mugolskiej knajpie… I kto wie, może coś by im się przypomniało. – Chcecie spróbować? – wyciągnęła już rękę do miski, gotowa pokazać w jaki sposób się to nakłada i je. To, że przyniosła też te bułeczki mogło być strzałem w dziesiątkę, bo można było sobie wszystko wpakować do środka i jeść na stojąco, albo nawet sobie z tym chodzić po polance. – Nie znam się na dokładnych metodach… – powiedziała szczerze, bo nie była żadnym amnezjatorem. Była raczej kiepska z magii zauroczeń. – Ale z wahadełkiem można robić różne rzeczy, na przykład wskazać odpowiedni kierunek, albo wróżyć – pewnie dało się też wymazać pamięć za pomocą hipnozy… – Nie przeraża was to? Że doświadczyłyście pewnego rodzaju magii? – zapytała, patrząc znowu w niebo. Na słońce, na księżyc… Ginny miała wrażenie, jakby ta rozmowa z mugolami, spotkanie tutaj z nimi, było bardzo… oczyszczające. Kiedy nie musisz się kryć, nie musisz udawać, że magia nie istnieje, żeby nie złamać Kodeksu Tajności. Tak mogłoby być: świat bez barier. Wszyscy razem w jednym miejscu, rozmawiający jak gdyby nigdy nic.

viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#37
12.10.2023, 22:36  ✶  

— Myślisz, że jest w tam jakaś... Symbolika? — Podrapał się po policzku, zerkając na kuzynkę. — To jak zespolenie dnia i nocy, ale nie wiem, jak to interpretować... Gdzie są wróżbici, gdy ich najbardziej potrzeba?

Dolohov miałby tutaj pełne ręce roboty, pomyślał przelotnie. Bądź co bądź, Dolina Godryka znajdowała się w sferze jego zainteresowań przez wypadek z Limbo. A czy karty tarota nie miała przypadkiem w swych arkanach słońca i księżyca? Longbottom jak przez mgłę przypomniał sobie zajęcia Wróżbiarstwa ze szkolnych czasów, jednak za nic w świecie nie potrafiłby określić, co we wróżeniu oznaczały te ciała niebieskie.

— I dlatego jeszcze lepiej zdajesz sobie sprawę z tego, jak to wydarzenie mogłoby się potoczyć, gdyby miało miejsce na ulicach Londynu — odparł Blackowi.

Chociaż dzielili swój czas między stolicę, a Dolinę Godryka (z różnych względów), tak raczej oboje byli świadomi tego, że były to dwa zupełne różne od siebie ekosystemy. Tak naprawdę tutejsze wydarzenia można by było dosyć łatwo zamieść pod dywan, tak długo, jak media zgodziłyby się nie podejmować tematu. Ale Londyn? Tam mało co można było ukryć. Bądź co bądź, było to centrum magicznej władzy.

— Jesteś pewny? — Przekrzywił nieco głowę, co by lepiej się mu przyjrzeć. — Brak świadomości tego, że istnieje jakieś zagrożenie, niczego nie zmienia. Co najwyżej zapewnia częściowy komfort psychiczny. W rzeczywistości chciałbyś pozbyć się zagrożenia, aby nie mieć czego się obawiać.

— Jeśli mam być szczery, to tak chyba będzie lepiej dla wszystkich. — Wzruszył sztywno ramionami. — Jeszcze nie doszliśmy do siebie po Beltane, a teraz mielibyśmy mieć na głowie świadomych istnienia magii mugoli? — Pokręcił z niedowierzaniem głową. — Poza tym, jakby na to nie patrzeć... Oni nie zasługują na to, żeby ich wciągać w to, co teraz dzieje się w naszym świecie. Mają wystarczająco dużo swoich problemów, jak na zwykłych ludzi.

Chociaż doświadczenie na własnej skórze, jak wyglądała faktyczna współpraca czarodziejów i mugoli byłoby nie lada interesujące, tak los nie mógł sobie wybrać gorszego czasu na podrzucenie im tego wyzwania. Czy naprawdę nie było lepszej pory? Może, gdy zły czarnoksiężnik nie groził im wojną domową? Erik nie miał złudzeń, że Czarny Pan w pewnym momencie wziąłby za cel także i mugoli, tak czy był sens informować ich o potencjalnym zagrożeniu w momencie, gdy świadomość odnośnie do magicznych kwestii osiągnęli zwykli ludzie, a nie ci u władzy?



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
broom broom
Throw me to the wolves and
I'll return leading the pack

Mavelle Bones
#38
13.10.2023, 13:31  ✶  
Rozłożyła bezradnie ręce. Wróżbita z niej dosłownie przeżaden i generalnie nie przyznawała jakiejś wielkiej wagi tym wszystkim wróżbiarskim rzeczom. Jak dla niej, cała ta „dziedzina” mogła zostać skasowana, wymazana i na dobrą sprawę w życiu nie zmieniłoby się nic.
  No, może tylko panie poszukujące wielkiej miłości nie miałyby gdzie chodzić w nadziei, iż za zakrętem się czai przystojny blondyn, ewentualnie brunet czy kogo tam sobie tylko wymarzyły. Słowem, nie umiała udzielić odpowiedzi. I nie sądziła, żeby tu była robota dla patrzących w przyszłość.
  - A to nie jest bardziej… coś fizycznego? Znaczy, powiązanego też z magią, oczywiście, zwłaszcza że nie wykracza to poza granice Doliny – ni to spytała, ni to stwierdziła – Tak że nie wydaje mi się, żeby było tu coś do interpretacji, zwłaszcza przez wróżbitów – mruknęła jeszcze, dając wyraz swojemu sceptycyzmowi. Jeśli już, to powinni wejść jacyś inni specjaliści. Ale na pewno nie ci, co machali wahadełkami i rozkładali karty.
  Jakby to naprawdę miało się niby spełnić.
  W zasadzie to wszystko powinno wywoływać niepokój – bo zostały zakłócone pewne prawa natury. Czy mogła z tym coś zrobić? Nie. Czy nastrajało to do… jakby wręcz cieszenia się chwilą? Nieszczególnie. A jednak… jednak w tym wieczorze było coś dziwnego, kojącego. Nawet zdawało się, że ucichło wszystko, co dręczyło Mavelle – zapewne ten stan nie miał potrwać szczególnie długo, ale dość, żeby jednak odetchnąć.
  W zasadzie, chyba wszyscy mogli w jakiś sposób odetchnąć – nawet jeśli nieszczególnie zwracali na to uwagę, nie uświadamiali tego sobie? Może oświecenie przyjdzie później, a może i nigdy, zwłaszcza gdy przyjdzie śledzić wzrokiem poruszające się wahadełko…
  - Hej – przywołała łagodny uśmiech na wargi, kierując go do mugolskich kobiet, które zdecydowały się najwyraźniej podejść do stołu. Szczególnie pod adresem Lilian, która zdawała się być… onieśmielona?
  - Nooo, generalnie tak to będzie wyglądało – przyznała, dochodząc do wniosku, że… w sumie po co kryć prawdę? I tak zapomną. A stawanie oko w oko z nieznanym powodowało tylko, że czuło się strach i zdecydowanie nieszczególnie miało się chęci na wchodzenie do paszczy lwa – W każdym razie… to nie zaboli ani nic takiego. Po prostu nie będziecie pamiętać, że coś takiego – tu wskazała ruchem głowy na niebo – … że coś takiego miało miejsce.
  I wiele innych rzeczy.
  Ten wieczór – też.
  - A co do powiększania, to zaspokoję waszą ciekawość i powiem, że w zasadzie tak – puściła oczko, uśmiechając się szerzej. Bo w końcu, jeśli ktoś się uparł i wiedział, co i jak, to był w stanie wprowadzić pewne modyfikacje ciała. Nie na wiecznośc, ale wciąż.
corbeau noir
— light is easy to love —
show me your darkness
Gdyby Śmierć przybrała ludzką postać, wyglądałaby jak Perseus; wysoki i szczupły, o kredowym licu oraz zapadniętych policzkach. Pojedyncze hebanowe kosmyki opadają na czoło mężczyzny; oczy zaś, czarne jak węgiel z jadeitowymi przebłyskami, przyglądają się swym rozmówcom z niepokojącą natarczywością. Utyka na prawą nogę, w związku z czym jego stały atrybut stanowi mahoniowa laska z głową kruka.

Perseus Black
#39
13.10.2023, 20:07  ✶  
W tamtym momencie żałował, że nie ma przy nim Vespery - panna Rookwood powinna zobaczyć górujące nad nimi słońce i księżyc, dzień i noc, poczuć... to; to wszechogarniające, nienazwane poczucie ulgi, harmonii i jedności. Z meandrów wspomnień wyłonił się purpurowy namiot rozstawiony pośród pól lawendy na południu od Paryża, oszałamiający zapach szałwii i podniszczone karty tarota rozkładane przez rozedrgane dłonie ekscentrycznej Włoszki. Słońce i Księżyc - wielka radość, lecz także wielkie kłopoty. Wówczas nie pojmował znaczenia wyłożonych przed nim kart; był naiwny, nierozważny i odrobinę pijany.
— Chyba dla własnego zdrowia musiałbym się wyprowadzić z Londynu w trybie ekspresowym — rzucił bez większego zastanowienia — Chociaż nie byłoby to takie złe. Mógłbym zamieszkać w Dolinie. W pewnym sensie to już mój drugi dom.
Z rosnącym zdziwieniem, lecz także wstydem odbijającym się w onyksie oczu wysłuchiwał tego, co Erik miał do powiedzenia. Czy aż tak łatwo było przejrzeć Perseusa? Czyż ojciec nie uczył go przez całe życie powściągliwości nie tylko w czynach, lecz także słowach? Czyżby był aż tak krnąbrnym uczniem? Niekiedy zachowywał się jak chłopiec, który postanowił, że na złość rodzicom odmrozi sobie uszy. Niekiedy nie dostrzegał, że w ten sposób krzywdzi tylko samego siebie.
— Byłbyś dobrym magipsychiatrą — odparł z szelmowskim uśmiechem drgającym na pobladłych wargach — Nie myślałeś o tym, aby się przebranżowić?
Zaraz jednak ramiona uniosły się w bezgłośnym westchnieniu, zaś na twarzy pojawił się gryumas świadczący o tym, że Perseus o czymś intensywnie myśli. Chwycił Erika za ramię i dyskretnie odciągnął Erika od rozmawiających nieopodal kobiet.
— Być może mam tendencję do chowania głowy w piasek, ale są rzeczy, którym muszę wreszcie stawić czoła — zniżył głos do szeptu — Zdaję sobie sprawę z tego, że ostatnie tygodnie nie były dla ciebie łaskawe, ale czy poczyniłeś coś w kierunku... omawianego podczas naszego ostatniego spotkania? Może moglibyśmy za jakiś czas znów się zobaczyć i skonfrontować to, co przez ten czas udało się nam dowiedzieć?
Odsunął się od Erika z udawaną beztroską, zupełnie tak, jakby w ogóle nie przytaczał tak poważnego tematu i pochylił się nad stołem.
— Ależ smakowicie wyglądają te sałatki! Co jest w tej? Brokuły?


[Obrazek: 2eLtgy5.png]
if i can't find peace, give me a bitter glory



Mistrz Dagur
Dagur to mężczyzna obdarzony bardzo wysokim wzrostem (3 metry) i masywną budową ciała, przez co wyróżnia się na tle innych ludzi. Islandczyk ma rude, zwykle utrzymanie w nieładzie włosy, gęstą rudą brodę i zielone oczy. Ubiera się w wygodne, często mugolskie ubrania. Bardzo często można go zastać w narzuconym na codzienne ubrania skórzanym fartuchu i rękawicach ze smoczej skóry, wykorzystywanych podczas pracy w kuźni. Przez swój wzrost i budowę ciała może wywoływać mieszane uczucia u spotykanych na swojej drodze osób i może odstawać swoim zachowaniem od mieszkańców Anglii, jednak jest tak naprawdę serdecznym człowiekiem.

Dagur Nordgersim
#40
13.10.2023, 21:25  ✶  

— Jeśli Pani będzie chciała przyjść prosiłbym o wysłanie sowy albo podanie informacji o swojej wizycie przez mojego syna. Z pewnością mu się spodobają. — Zwrócił się w pierwszej kolejności do Brenny, uznając że tak będzie dogodnie dla wszystkich. Niespodziewane wizyty potrafiły być niekiedy bardzo miłym zaskoczeniem, jednak to zależało od osoby ją składającej, pory dnia i tego, czy będzie ona przypadać w ich dniu wolnym od pracy czy wręcz przeciwnie. Niektórych gości nie wypadało przyjmować w trakcie pracy albo tuż po niej, bez niezbędnego odświeżenia się.

Byli podróżnikami, jak i przodkowie... którzy opłynęli kawał świata podczas odkrywczo-łupieżczych wypraw. O ich korzeniach wypowiadał się zawsze z nieukrywaną dumą w głosie. Nie należało mylić go mylić z wyższością. Nie dzielił ludzi na lepszych i gorszych z powodu urodzenia, nie patrzył na nich wyniośle. Wiedzę, jaką posiadała pochodząca z Egiptu czarownica, uważał za naprawdę budzącą podziw. To samo byłby w stanie powiedzieć o Islandii, którą znał jak własną kieszeń. Natomiast oni w Kraju Faraonów byli zaledwie na dwa tygodnie. Dagur ze swoim olbrzymim wzrostem nie wszędzie mógł wejść.

— Oboje wiemy, że tylko konie piją wodę. — Zaśmiał się gromko do Hjalmara. W ich domu na co dzień piło się piwo, natomiast mocniejsze alkohole pojawiały się na specjalną okazję. Potrzebny był im umiar, zwłaszcza że byli w otoczeniu innych mieszkańców Doliny Godryka. Będą mogli sobie pofolgować dopiero jak impreza się rozwinie, choć jeśli skończą pod stołem to zostaną wzięci na języki a jego kobieta, będąca matką Hjalmara i trzech córek, zadba o to aby o tym łatwo nie zapomnieli.

— Chcę ich spróbować. — Stojąc w pobliżu swojego pierworodnego i przyjaciół wyraził chęć spróbowania pączków, jednocześnie starając się je zlokalizować na tym stole oraz oszacować ile powinien ich zjeść. Przyniesione przez panią Figg pączki raczej były w standardowym rozmiarze i przez swoje gabaryty jeden standardowy pączek to dla niego mało. Jeden znacznie większy pączek niż wszystkie normalne w zupełności mu wystarczyłby. Dagura akurat ucieszyło to, że ktoś odważył się sięgnąć po przyniesiony przez jego syn prawdziwy specjał choć nie potrafił przewidzieć, czy komuś ten specjał przypadł do gustu czy wręcz przeciwnie.

— Nawet po dwóch — Odparł na słowa swojego syna, wiedząc że sam musi nalać sobie podwójną porcję tego trunku. Napełnił kieliszek i ostrożnie podsunął go swojemu synowi. Natomiast jeszcze chodzi o siebie to napełnił do połowy swój róg. Było to wbrew tradycji, jednak musiał pójść na pewne ustępstwa. — Dobry wieczór. — Przywitał się z Connorem i Blair. Wydawali się być zmieszani albo nawet smutni zamiast się radować.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Eutierria (5071), Alastor Moody (1171), Mavelle Bones (2576), Ururu Marquez (718), Eden Lestrange (1863), Brenna Longbottom (2500), Erik Longbottom (2243), Perseus Black (2066), Nora Figg (2333), Dagur Nordgersim (2945), Pandora Prewett (1801), Bertie Bott (1541), Hjalmar Nordgersim (2865), Laurent Prewett (2970), Guinevere McGonagall (3084)

Wątek zamknięty  Dodaj do kolejeczki 

Strony (8): « Wstecz 1 2 3 4 5 6 … 8 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa