Biało-niebieska kreacja, odeszła w zapomnienie wraz z mocnym, scenicznym makijażem; bankiety były miejscami różniącymi się od desek sceny, choć ich posadzki uginały się pod butami tych samych osób. Z ramiom zsuwało się jasne, naturalne futro w ciepłych barwach;ozdabiający szyję i skórę dekoltu naszyjnik imitował materiał koszuli z rubinem w samym środku; perłowe, przyprószone złotem kulki ozdabiały klatkę piersiową, znikając pod materiałem białej, rozpiętej koszuli. Pod czysto ozdobnym futrem, miał również wieczorową, czarną marynarkę z poszetką. Ciemne spodnie sięgały butów, które, choć na skromnym słupku ukrytym pod materiałem spodni, dodawał mu z 2 centymetry. Kręcone włosy, rozpuszczone, opadały lekko na czoło, choć odsłaniały spód w jasnym, białym kolorze z rubinowymi kosmykami; punktem kulminacyjnym były pociągnięte makijażem oczy, przedłużenie linii powieki w kocim kształcie było zrobione ciemnym, choć nie całkowicie czarnym cieniem, z dodatkiem bordo, kontrastując tym samym z mocno zielonymi oczami Croucha.
Gdy zebrali kolejne oklaski, już na sali bankietowej, oddzielił się od reszty artystów, decydując, że potrzebuje zamówić sobie mocnego drinka i wypić go na raz, tak na pewność siebie - jak postanowił, tak zrobił. Wargi dotknęły alkoholu, który przeszedł po ciele dreszczem, znajomym i elektryzującym; materiał futra łaskotał wnętrze łokci, a głosy uczestników bankietu lawirowały wokół jego głowy. Z opróżniania kryształowego kieliszka wyrwał go Hannibal wraz z Mathildą. Uniósł lekko brew, gdy Selwyn się ukłonił i spojrzał w stronę Quirrell z zagadkowym wyrazem twarzy.
- Spokojnie, nie kłopocz się z ukłonami i tak jesteś już wystarczająco nisko - machnął ręką, pozwalając, by zwijające się na czubki głowy loki nie kojarzyły się jedynie z niewinnością cherubinów, ale z rogami upadłych aniołów; oczywiście żart odnosił się do różnicy wzrostu jego i Selwyna - Oczywiście, że była. Bez niej ta sztuka byłaby spisana na straty - mrugnął do chłopaka w ten sam przekorny sposób - Oglądanie tego, jak się biczowałeś było bardzo satysfakcjonujące. Gratuluję. A ty Mathildo, bezbłędnie. Doprawdy, jeżeli dawałabyś prywatne lekcje, taniec okazałby się równie przyjemny, co wygrywana muzyka - zaproszony, przeszedł z nimi w stronę stojącej nieopodal grupy czarodziejów.
Chciał przywitać się ze swoją dobrą przyjaciółką Electrą, gdy Hannibal ich sobie przedstawił. Ucharakteryzowaną buzię przybrudziła bruzda zmarszczki; głośny śmiech wydobył się z ust Oleandra.
- Na szaty samej Morgany, Ha--Hamishu? Oh, Hannibalu, wybacz, to twoje imię, wyleciało mi z głowy, Electra to moja dobra przyjaciółka - nachylił się do Prewett zanim Selwyn zdążył ją przechwycić i przywitał ją całusami w obydwa policzki - Wszyscy chodziliśmy do jednej szkoły, nie jestem pewien czy ten sceniczny bicz za mocno cię uderzył, czy występ zawrócił w głowie? Doprawdy. - zerknął na towarzystwo Electry, z pozoru przepraszająco, choć tak naprawdę nie było w jego zachowaniu ni krzty skruchy. Zielone oczy zamigotały czerwienią; białe końcówki włosów tak samo.
- Dobry wieczór wszystkim - przywitał się też z Robertem, Jonathanem, Morpheuszem oraz Anthonym, do tego ostatniego uśmiechając się wesoło - Chodźmy Mathildo, mam zamiar wpłacić coś na ten charytatywny cel, a potem chciałbym cię komuś przedstawić. Chyba, że masz inne twarze do obcałowania i drinki do wypicia? - odstawił pusty kieliszek na tackę jednego z mijających ich kelnerów.