• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[Jesień 72, 30.09 Ekstaza Merlina - impreza towarzyska]

[Jesień 72, 30.09 Ekstaza Merlina - impreza towarzyska]
Diva
I felt my heart crack -
slowly like a pomegranate,
spilling its seeds.
Burza czarno-srebrnych loków, blade lico, gwiazdozbiory piegów. Oleander jest młodym mężczyzną o 183 centymetrach wzrostu i nienagannej posturze. Jego oczy zmieniają kolor w zależności od nastroju, dnia, pogody, miesiąca - lawiruje pomiędzy odcieniami z pomocą metamorfomagii. Dłonie ma smukłe, palce długie. Nosi biżuterię i kolczyki, ale zazwyczaj tylko wieczorami bądź na występy. Gustuje w perłach, złocie i szafirach. Na pierwszy rzut oka uśmiechnięty, pełny życia i pasji młody człowiek, który nie stroni od tłumów i rozgłosu.

Oleander Crouch
#31
18.08.2025, 20:59  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.08.2025, 21:03 przez Oleander Crouch.)  
Kłania się, idzie po drinka, porywa go Hannibal z Mathildą, wita się z Electrą i jej 'gromadą', robi scenę głośno się śmiejąc, odchodzi z Mathildą.

Biało-niebieska kreacja, odeszła w zapomnienie wraz z mocnym, scenicznym makijażem; bankiety były miejscami różniącymi się od desek sceny, choć ich posadzki uginały się pod butami tych samych osób. Z ramiom zsuwało się jasne, naturalne futro w ciepłych barwach;ozdabiający szyję i skórę dekoltu naszyjnik imitował materiał koszuli z rubinem w samym środku; perłowe, przyprószone złotem kulki ozdabiały klatkę piersiową, znikając pod materiałem białej, rozpiętej koszuli. Pod czysto ozdobnym futrem, miał również wieczorową, czarną marynarkę z poszetką. Ciemne spodnie sięgały butów, które, choć na skromnym słupku ukrytym pod materiałem spodni, dodawał mu z 2 centymetry. Kręcone włosy, rozpuszczone, opadały lekko na czoło, choć odsłaniały spód w jasnym, białym kolorze z rubinowymi kosmykami; punktem kulminacyjnym były pociągnięte makijażem oczy, przedłużenie linii powieki w kocim kształcie było zrobione ciemnym, choć nie całkowicie czarnym cieniem, z dodatkiem bordo, kontrastując tym samym z mocno zielonymi oczami Croucha.

Gdy zebrali kolejne oklaski, już na sali bankietowej, oddzielił się od reszty artystów, decydując, że potrzebuje zamówić sobie mocnego drinka i wypić go na raz, tak na pewność siebie - jak postanowił, tak zrobił. Wargi dotknęły alkoholu, który przeszedł po ciele dreszczem, znajomym i elektryzującym; materiał futra łaskotał wnętrze łokci, a głosy uczestników bankietu lawirowały wokół jego głowy. Z opróżniania kryształowego kieliszka wyrwał go Hannibal wraz z Mathildą. Uniósł lekko brew, gdy Selwyn się ukłonił i spojrzał w stronę Quirrell z zagadkowym wyrazem twarzy.

- Spokojnie, nie kłopocz się z ukłonami i tak jesteś już wystarczająco nisko - machnął ręką, pozwalając, by zwijające się na czubki głowy loki nie kojarzyły się jedynie z niewinnością cherubinów, ale z rogami upadłych aniołów; oczywiście żart odnosił się do różnicy wzrostu jego i Selwyna  - Oczywiście, że była. Bez niej ta sztuka byłaby spisana na straty - mrugnął do chłopaka w ten sam przekorny sposób - Oglądanie tego, jak się biczowałeś było bardzo satysfakcjonujące. Gratuluję. A ty Mathildo, bezbłędnie. Doprawdy, jeżeli dawałabyś prywatne lekcje, taniec okazałby się równie przyjemny, co wygrywana muzyka - zaproszony, przeszedł z nimi w stronę stojącej nieopodal grupy czarodziejów.

Chciał przywitać się ze swoją dobrą przyjaciółką Electrą, gdy Hannibal ich sobie przedstawił. Ucharakteryzowaną buzię przybrudziła bruzda zmarszczki; głośny śmiech wydobył się z ust Oleandra.
- Na szaty samej Morgany, Ha--Hamishu? Oh, Hannibalu, wybacz, to twoje imię, wyleciało mi z głowy, Electra to moja dobra przyjaciółka - nachylił się do Prewett zanim Selwyn zdążył ją przechwycić i przywitał ją całusami w obydwa policzki - Wszyscy chodziliśmy do jednej szkoły, nie jestem pewien czy ten sceniczny bicz za mocno cię uderzył, czy występ zawrócił w głowie? Doprawdy. - zerknął na towarzystwo Electry, z pozoru przepraszająco, choć tak naprawdę nie było w jego zachowaniu ni krzty skruchy. Zielone oczy zamigotały czerwienią; białe końcówki włosów tak samo.

- Dobry wieczór wszystkim - przywitał się też z Robertem, Jonathanem, Morpheuszem oraz Anthonym, do tego ostatniego uśmiechając się wesoło - Chodźmy Mathildo, mam zamiar wpłacić coś na ten charytatywny cel, a potem chciałbym cię komuś przedstawić. Chyba, że masz inne twarze do obcałowania i drinki do wypicia? - odstawił pusty kieliszek na tackę jednego z mijających ich kelnerów.


“Why can't I try on different lives, like dresses, to see which one fits best?”
♦♦♦
Wild Child
Savor every moment 'til she has to go
'Cause her boyfriend is the rock 'n' roll
Dość wysoka (177 cm) młoda dziewczyna z długimi, ciemnymi lokami i brązowymi oczami. Pełna energii i ubrana jak z żurnala, zwraca na siebie uwagę wszystkich wokół.

Electra Prewett
#32
19.08.2025, 01:08  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.08.2025, 01:14 przez Electra Prewett.)  
Ogląda wernisaż –> z Hannibalem podchodzi do reszty ekipy z loży, która stoi koło przekąsek

Czekając na Hannibala, Electra przyglądała się plakatom na wernisażu. Była pod wrażeniem tego, jak artystka ujęła ruch oraz operowała kolorami, jej zdaniem idealnie oddając atmosferę przedstawienia. Prewettówna nie była oklumentką i nigdy nie zamierzała nią zostać, ponieważ konieczność ukrywania własnych uczuć była jej największym koszmarem. Wolała w pełni korzystać z życia oraz odczuwać każdą emocję bez ograniczeń. Dlatego teraz dała się ponieść emocjom wywoływanym przez zaczarowane dzieła i napełnić pobudzającą energią.

Dotyk Hana wyrwał ją z kontemplacji, ale było to przyjemne zaskoczenie. Najchętniej rzuciłaby się mu na szyję na powitanie, ale podczas bankietu wypadało zachować choć odrobinę decorum.
– Na gwiazdę wieczoru zawsze warto czekać. – odpowiedziała Selwynowi z uśmiechem.

Już miała wtrącić, że znają się z Oleandrem, ale ta diwa oczywiście musiała zrobić scenę. Doprawdy, żaden z przyjaciół Electry nie wzbudzał w niej tylu przeciwstawnych emocji co Crouch. Pod wieloma aspektami byli do siebie podobni, na przykład w swojej miłości do sztuki i pięknych ciuchów, ale podejście Oleandra do niektórych kwestii ją odrażało. Na przykład ten opryskliwy tekst w stronę Hannibala.
– A już miałam ci pogratulować. – szepnęła Crouchowi, gdy ten całował ją w policzki. Wielka szkoda, bo jego dzisiejszy występ zasługiwał na wszystkie pochwały, tak samo jak ta zniewalająca kreacja. No cóż, sam sobie zasłużył.

Na odchodne posłała mu pełne dezaprobaty spojrzenie, ściskając jednocześnie Selwyna mocniej za ramię.
– Nie przejmuj się, on... tak ma czasami. – powiedziała swojemu towarzyszowi na ucho. – Miło było cię poznać. Byłaś dzisiaj zachwycająca. – uśmiechnęła się do Mathildy, zanim Crouch ją porwał.

– Oczywiście, zawsze pięknie wyglądam. Ty też jesteś niczego sobie. – Han mógł zauważyć psotny błysk w jej oczach. – Ach, sama nie wiem. Wszystko wydaje się pyszne. – bardzo chciała spróbować babeczek, ale wypadało poczekać jeszcze chwilę.

Wspomnienie o wieczorach wypełnionych Ekstazą wywołało na twarzy Electry znaczący uśmieszek. Prewettównie chwilę zajęło skojarzenie, że skoro była z nimi Mona, toast ten został wzniesiony także za związek Rowle z jej bratem. Spostrzeżenie to bardzo ją podekscytowało.


The older you get the more rules they're gonna try to get you to follow.
You just gotta keep livin' man,
L-I-V-I-N
King with no crown
Stars, hide your fires
Let no light see my black and deep desires
Schludny, młody mężczyzna ze starannie ułożonymi blond włosami. Nie grzeszy wzrostem, będąc wysokim na 178 centymetrów, acz chodzi na tyle wyprostowany i z uniesioną głową, że może wydawać się górować nad rozmówcą. Pomaga mu w tym spojrzenie chłodnych, niebieskich oczu, na tyle skutych lodem, że nie sposób się przez niego przebić, aby dostrzec kryjącą się za nimi duszę. Zazwyczaj używa perfum z cedrowymi nutami przeplatającymi się z drzewem sandałowym. Dobiera ubrania starannie, zwłaszcza kolorystycznie. Nie ubiera się krzykliwie, acz odpowiednio do okazji; zawsze z idealnie wyprasowanym materiałem koszuli, dobrze dopiętą kamizelką. Charyzmą przyciąga do siebie innych, acz waży słowa w naturalnie ostrożnej manierze. Nie brak mu w głosie donośnych tonów, na marne można oczekiwać, że otworzy usta, aby krzyczeć, nawet te cicho wypowiedziane przez niego słowa potrafią być dobitniejsze niż cudzy krzyk. Stawia na niską intonację, uważając, że jest przyjemniejsza dla ucha i bardzo dobrze podkreśla angielski, wręcz krzyczący w swojej pretensjonalności o jego uprzywilejowanym urodzeniu, akcent.

Elliott Malfoy
#33
20.08.2025, 17:34  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.08.2025, 17:35 przez Elliott Malfoy.)  
Przechodzi z sali teatralnej do bankietowej z Philomena zaraz za Aaronem i Lorien  → mija wernisaż  → przy barze z Philomena, Lorien, Desmondem i Aaronem.

Zaciskająca się na ramieniu dłoń, choć zwieńczona idealnie zadbanymi paznokciami, przywodziła na myśl szpony; Philomena, wraz z ciężarem wieków, który zwiesiła na młodym Malfoyu, przypominała o palącym, rodowym obowiązku, o wypalanej rozgrzanym złotem ambicji i powinności. Przyzwyczajony do bagażu dziedzictwa, idąc z nim pod ramię, nie bał się spoglądać czarownicy w oczy. Ich twarze znajdowały się niemalże na tym samym poziomie. Elliott nie był najwyższy, tak samo jak jego ojciec i dziadek, ten ostatni nie zdążył ugiąć się pod ciężarem starości, odchodząc przedwcześnie. To, co odróżniało go od Fortinbrasa, był szalejący pod marmurową skorupą żywioł; ojcowski w agresji i determinacji burzył i karał pod stonowanym sarkazmem, siłą syna pozostawała nadzieja i budowanie na zgliszczach.

Pomarańcz wernisażu poraził oczy, acz nie duszę. Oklumencja była dlań najbardziej przydatną z nabytych umiejętności. Mimo to, zawiesił spojrzenie na obrazach. Powrócił myślami do chwil spędzanych z Perseuszem, opowieści Blacka o aurach, o pomarańczu;czy tak wyglądałem w twoich oczach? pomyślał, błądząc spojrzeniem za idącymi przed nim Lorien i Aarona. Kobieta opierając się o aurora, robiła to prawie całym swoim ciężarem, zupełnie tak, jakby potrzebowała laski. Nie poddał się sile nostalgii, odrzucając przyjemność chwil ulotnych straconej relacji.

Profil Aarona nie zdradzał wiele, myśli pozostawały zagadką, zapewne skryte za barierą równie silną, jeżeli nie bardziej, co najlepiej zabezpieczone w kraju instytucje. Elliott próbował doszukać się w twarzy Moody'ego jego syna, ale niewiele wskazywało, że będzie w stanie to zrobić. Choć rysy wskazywały na pokrewieństwo, chłodne pociągnięcia kości skutecznie odbierały ciepło, które mimo szorstkiego podejścia, przedzierało się przez akcje młodszego z Moodych. Skupienie, bezwzględność i zdecydowanie, których dopatrzył się w starszym mężczyźnie kojarzyły mu się jedynie z Fortinbrasem; wzdrygnął się mimowolnie, ocierając tym samym o ciało idącej obok Philomeny, zgnieceni w chwilowym nurcie, w ciasnym korytarzu. Zorientował się, że po drugiej stronie Pani Mulciber znajduje się jego młodszy kuzyn - Desmond, któremu skinął głową.

- Pani wybaczy, nie spodziewałem się tak intensywnych kolorów. Choć po samym spektaklu, nie powinienem być zaskoczony - wytłumaczył reakcję swojego ciała, gdy przekraczali próg sali bankietowej.

- Mój młodszy kuzyn, Desmond Malfoy, syn Paullusa. Desmondzie, jak zapewne wiesz, bo niemożliwym jest nie znać tak poważanej czarownicy, Philomena Mulciber - przedstawił sobie dwójkę dopiero, gdy podchodzili do baru - Lorien Mulciber, Sędzina Wizengamotu, Aaron Moody, Auror. Aaronie, Lorien, mój kuzyn Desmond - dokończył wymianę grzeczności i zamówił wodę bez lodu.

- Czyli wiedza małego ptaszka o poczynaniach mojego Pana ojca skończyła się na sierpniu? - pozwolił sobie na żart w odpowiedzi do Lorien i nie dał po sobie poznać, że w innych warunkach i zapewne tez, gdyby był bardziej ekspresywnym człowiekiem, przymrużyłby oczy - Dziękuję za troskę, wszystko z nim w porządku. Miał inne obowiązki, choć żałował, że nie mógł się pojawić - skłamał gładko - Przesyła Pani swoje najserdeczniejsze pozdrowienia - tu zwrócił się w stronę Philomeny.

Pytanie uświadomiło go również, że podobieństwo, którego doszukał się w Aaronie i Fortinbrasie, mogło nie być przypadkowe, choć było złudne, Moody miał w spojrzeniu niewyjaśnienie przyjemne uczucie, którego Elliott nie mógł w pełni dosięgnąć, a którego w pustych, jasnych oczach byłego Ministra nigdy nie zauważył.


“An immense pressure is on me
I cannot move without dislodging the weight of centuries”
♦♦♦
Czarodziej

Mathilda Quirrell
#34
20.08.2025, 19:21  ✶  
Przychodzę, witam się, próbuje nie molestować tule Mo i odbieram Artemisa, idę z Oleandrem

Bankiet przywitał ich wszechobecnym pięknem. Piękna sala, piękne zdobienia, pięknie zastawione stoły, piękni ludzie - aż przez moment zemdliło ją od tego wszechogarniającego piękna.
Na jej usta wpłynął ciepły uśmiech, a Ona sama ruszyła przez salę, delikatnie zaciskając palce na przedramieniu Hannibala. Długa opinająca suknia z głębokim dekoltem, o białym zabarwieniu, lśniła za sprawą małych kryształków, a jej orzechowe włosy delikatnie drgały z każdym krokiem.
Dotarli do Oleandra, którego najchętniej przytuliłaby raz jeszcze, pogratulowała - ale to mogło chwilę poczekać.
Dołączyli do pozostałych, a Hannibal postanowił ich sobie przedstawić. Kocie spojrzenie przyglądało się krótką chwilę Electrze, na jej usta wpłynął charakterystyczny senny uśmiech
-Miło poznać. - rzuciła miękko.
Powiodła spojrzeniem po twarzach, słuchając ukradkiem słów Hannibala. Wszyscy sięgali po wino, zaś Ona szukała wody.
Pontu Mitrydates całe życie pił wodę - i chociaż Mathilda Quirrell nie piła jedynie wody, to nienawidziła brać chociażby łyka z czegoś co to nie było szczelnie zakręcone, a co mogło być dotykane przez absolutnie wszystkich i bezwstydnie podsunięte jej pod nos w ramach poczęstunku. Skąd miała wiedzieć, że ten konkretny kelner nie podszedł specjalnie? Przecież go nie przywołała gestem. I co z tego, że był czas toastów?
W końcu wzięła jeden z kieliszków, podsuwając pod nos. Alkohol miał to do siebie, że jego smak i zapach potrafił skutecznie maskować.
Zwilżyła usta, przez moment zastanawiając się czy aby ten nie zostawia zbyt słodkiego posmaku, albo wręcz przeciwnie. Mathilde i Pontu z pewnością łączyło bardzo wiele, Quirrell miała jedynie nadzieje, że nie skończy jak On. I pewne zakręciłaby się w swojej traumie, obsesji, ale jej oczy zatrzymały się na Monie
-Moooo - zamruczała melodyjnie, podchodząc do przyjaciółki, aby uściskać ją mocno - Mam nadzieje, że Ci się podobało, wyglądasz pięknie - stwierdziła wesoło, a błękitne oczy zaczęły poszukiwać Artemisa. Nie była przyzwyczajona do rozstań z tym małym gadem, mimo iż wiedziała, że ten był pod najlepszą opieką. Wystawiła wierzch dłoni, zacmokała chcąc przywołać węża, oglądając jak ten zawija się na jej ręku, pnąc się ku szyi. Chwilę później przeniosła wzrok w kierunku Oleandra, którego najwidoczniej coś rozbawiło.
Słuchała jego słów, a na jej usta po raz kolejny wpłynął uśmiech ulepiony z rozbawienia, rozczulenia i swego rodzaju nostalgii. Crouch w pełnej odsłonie - uroczy mały atencjusz, który zaczyna podgryzać w chwili w której odwraca się od niego wzrok. A jednak czego mogła się spodziewać po jej słodkiej truciźnie.
Zmarszczyła brwi, widząc tą drobną zmianę w jego wyglądzie.
-Oleandrze? - szepnęła, acz żaden dźwięk nie wydobył się z jej ust. Chłopak chwilę po tym zwrócił się bezpośrednio do niej, a Mathilda jeszcze raz uścisnęła Mone
-Potem cię złapie - rzuciła w kierunku Mony, powstrzymując się od ucałowania policzków dziewczyny, chociaż korciło, ale nie wypadało.. Wyprostowała się, odwracając pierw do obecnych - Drodzy Państwo - dygnęła delikatnie, po czym odwróciła się w kierunku Oleandra - Chodźmy zatem... - pochwyciła jego ramię, odstawiając ten nieszczęsny kieliszek na jedną z tac, aby ruszyć w bliżej nieokreślonym kierunku, mając nadzieje, że Oleander poprowadzi.

//Zawada - świr

the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#35
20.08.2025, 21:24  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.08.2025, 21:47 przez Anthony Shafiq.)  
Stoi z Moną, Robertem, Jonathanem i Morpheusem, wita się z przybyłymi Hannibalem, Mathildą i Oleandrem (kolejność alfabetyczna), wodzi wzrokiem za Lorien i Aaronem, odchodzi do drinków i tym razem obserwuje przez moment Erika i Norę

Był rozkojarzony, ale podążał tą koleiną zbyt wiele razy, by jakkolwiek mu to przeszkadzało. Odpowiadał mechanicznie wyuczonymi frazesami, które wciąż brzmiały pięknie, formowane przez wprawne wężowe usta. Poruszał się sprawnie po tematach lekkich i adekwatnych. Ach te obrazy, Morpheusie czy to przypadkiem nie Twoja protegowana z Muzy? Z tego co mi wiadomo sama Ekstza jest pod patronażem Atreusa mojego chrześniaka, ale z pewnością pamiętacie Ambicję z zimowego przyjęcia, gdy tańczyła w białych piórach? Tak, najbardziej lubię, kiedy jej skórę pokrywa złota łuska, kiedyś Robercie zorganizuje mały pokaz. Egipskie tancerki przy niej to amatorki, porusza się jakby jej kręgosłup miał kilka kręgów więcej... Mono, mogłabyś ocenić adekwatność ich ułożenia, zawsze byłem ciekaw, moim zdaniem 80% zgodności z orientalnymi smokami...

Gdy mówił kto inny - przytakiwał, odruchowo oceniając sytuację, rozpracowując ją w pewnym sensie taktycznie, wytyczając trajektorię swojego dzisiejszego tańca.

Ostatecznie był w pracy. Jak zawsze na tego typu rautach, choć tym razem Jenkins była ostatnią osobą z którą chciał wchodzić w jakąkolwiek interakcję.

Gdy przyszli artyści wraz z koleżanką Jaspera, trzymał się na uboczu, oddając im w pełni scenę. Błękitne ptaki stroszyły swoje piórka, a on choćby i lubił rozmawiać o sztuce, to z pewnością nie zamierzał tego robić tutaj. A na pewno nie rozmawiać tutaj o niej szczerze.

Uniósł kielich w geście toastu, którego być może nikt w ferworze tej drobnej utarczki nie zauważył.
- Winszuję występu - wymówił miękko ze swoim popisowym uśmiechem, który jeszcze do niedawna zdobił plakatami od Rosiera ulicę Pokątną i Aleję Horyzontalną.

- Mam nadzieję Mathilde, że Twój los również znajdzie się w finałowym losowaniu? Zatańczenie z Tobą ostatniego tańca wieczoru byłoby prawdziwą przyjemnością - dodał nim umknęła z Oleandrem.

Szare oczy taksowały, oceniały, śledziły. Na moment też wbiły się w kark mężczyzny, na którego ramieniu wsparła się Lorien, a który wcześniej zajął ją tak skutecznie podczas tańca Ambicji, że sędzina nie odnalazła w przestrzeni energii, którą próbował jej wysłać. Mimowolnie zacisnął szczękę mocniej, dusząc w sobie nieadekwatne do okazji myśli. Nie oczekiwał, że to się stanie, ale człowiek ten odwrócił się i odwzajemnił jego spojrzenie. Mam na Ciebie oko – myślał uparcie, licząc, że tak zostanie odczytany jego upór i brak choćby mrugnięcia. Wypił szampana, nie odwracając głowy.
- Chyba potrzebuję jeszcze jednego kieliszka, bo będę kuśtykał cały wieczór, a parkiet nie może być taki opustoszały. Wybaczcie moi drodzy - wymówił się pozostałym i odszedł na drugi koniec sali, do tak zwanego wodopoju, licząc, ze myśl jakkolwiek się otrzeźwi tak spacerem, jak momentem samotności pośród tłumu.

Wieczór dopiero się zaczynał.

Ujął kieliszek, zamoczył wargi, szukając kogoś do kolejnej niezobowiązującej rozmowy, na której będzie mógł w zbliżonej kolejności zagrać tymi samymi kartami. Gdzieś nad głowami zebranych mimowolnie jego wzrok ściągnął górujący nad innymi Erik
Tym razem prywatnie - pomyślał sobie, nie dziwiąc się zbytnio obecnością półkrwistej czarodziejki u jego boku. Ryzykowne, ale czyż w przewrotny sposób nie był to pokaz siły po utracie domu? 
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#36
20.08.2025, 22:44  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.08.2025, 22:45 przez Erik Longbottom.)  
Stoję z Norą nieopodal wejścia do sali bankietowej.

Zerknął przez ramię na Norę, gdy zaczęli zbliżać się do sali bankietowej. Ciekawiło go, jak odnalazłaby się na dłuższą metę towarzystwie Anthony'ego. Skoro Ekstazę Merlina była w stanie podsumować w zaledwie trzech słowach, to ciekawe, jakie wrażenie wywarłaby na niej wizyta w teatrze czy operze z prawdziwym znawcą. W przeciwieństwie do Shafiqa lub paru innych osób ze śmietanki towarzyskiej, które były obeznane z tymi przedstawianiami, on sam mógł co najwyżej odnosić się do swoich własnych przemyśleć i interpretacji niźli bardziej głębokiej analizie motywów czy poglądów autora.

— Ucieczka nie wchodzi w grę — poinformował bez entuzjazmu Erik, rozglądając się czujnie po sali bankietowej, przesuwając wzrokiem po kolejnych grupach gości, kiedy znaleźli się na miejscu. Przesunął lekko przedramię w stronę Nory, na wypadek, gdyby ta zechciała je chwycić. — Jestem przekonany, że taka ewakuacja sprawiłaby sporo satysfakcji co poniektórym osobom. Na ich nieszczęście mam ze sobą ciebie. Jesteś moją tajną bronią.

Uśmiechnął się przez zaciśnięte zęby. Może, gdyby Nora była akurat w Dolinie to jej fart udzieliłby się wszystkim, pomyślał przelotnie nim zdołał urwać strzępek myśli. Można było dość łatwo zauważyć, że dalej próbuje jakoś przejść z konsekwencjami Spalonej Nocy do porządku dziennego. Nie było to łatwe. Chwilami czuł się, jakby przechodził przez pięć etapów żałoby. Miał tylko wrażenie, że etap autentycznej złości na to co się stało miał dopiero nadejść. A może już dogasała, bo po prostu zdołał zdusić ją w zarodku, tak jak niejednokrotnie tłumił w sobie negatywne emocje, licząc że po prostu przestaną istnieć?

— Chcesz zahaczyć o kogoś konkretnego? — zapytał, przeskakując spojrzeniem między grupą zgromadzoną wokół Elliotta, następnie Anthony'ego z Morfeuszem, aby koniec końców zacząć szukać Brenny, którą spodziewał się znaleźć z Atreusem. — Chyba, że wolisz się zdać na mnie. Może wyjść nieco chaotycznie. — Zrobił krótką pauzę. — Tak tylko mówię, żeby nie było, że nie ostrzegałem. Z drugiej strony ty jesteś w stanie olśnić tu każdego, więc może jakoś mnie poratujesz.

Rzucam, bo w poprzedniej turze zapomniałem.
!Strach przed imieniem


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#37
20.08.2025, 22:44  ✶  
Chociaż nie doznajesz żadnych omamów słuchowych, nie jesteś w stanie wydusić z siebie Jego imienia. Kogo? Sam-wiesz-kogo... T-tego, którego imienia nie wolno wymawiać... Tego, który zasiał w ludziach strach.
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#38
21.08.2025, 12:57  ✶  

Stoję przy Eriku

Zapewne wcale by się nie odnalazła, bo jej artyzm objawiał się w nieco inny sposób. Tworzyła, tyle, że drobne dzieła sztuki, które można było zjeść, to była jej artystyczna nisza, w której się odnajdywała. Doceniała jednak wkład pracy włożony w stworzenie przedstawienia, wymagało ono na pewno wiele zaangażowania, dopięcie wszystkiego na ostatni guzik. Tyle, że to nie była do końca jej dziedzina, stąd pokusiła się na komentarz ledwie w trzech zdaniach, doceniała efekty wizualne, dźwiękowe, ale to byłoby na tyle.

- Jakbyś zmienił zdanie, to tak jak wspominałam mrugnij. - Oczywiście, że nie zakładała, że stąd wyjdą, wypadało się pokazać, Erik na pewno musiał zamienić kilka zdań z kim trzeba, na szczęście miała mu tylko i wyłącznie towarzyszyć. Nie miała problemu z tym, aby odnaleźć się w swojej roli, to nie był pierwszy raz, kiedy przyszło jej pełnić podobną funkcję.

- Sugerujesz, że nie jesteś tu mile widziany? Nie jesteśmy? - W końcu była tutaj z nim. Wydawało jej się, że wydarzenie zostało zorganizowane w słusznej wierze, aczkolwiek oczywiście nie mogli mieć pewności, że osoby, które źle życzyły Longbottomom, czy poplecznicy Voldemorta również się tutaj nie pojawili. W końcu nosili maski, mogli jedynie gdybać na temat ich personaliów, bo przecież nie mieli na tyle odwagi, aby pokazać swoje twarze. Tchórze.

- Mogłeś mnie uprzedzić, że mam pełnić, aż taką ważną funkcję, powinnam się była do tego bardziej przygotować. - Skoro miała być jego tajną bronią... jakoś to będzie, czyż nie. Umiała uśmiechnąć się tak, że miękło serce, więc nie powinno to być żadnym problemem.

Wsunęła rękę pod ramię Erika, mogli wejść razem do sali bankietowej i spróbować odnaleźć się na tym przyjęciu. Nie wiedziała do końca kogo mogą się tutaj spodziewać. Na pewno chciała znaleźć Brennę i chociaż się z nią przywitać, poza tym jednak nie miała żadnych planów.

- Nie, nie mam żadnych wymagań, raczej będę się po prostu trzymać Ciebie. - Tak było prościej, w końcu to było raczej jego towarzystwo niż jej. Ona miała być tylko i wyłącznie osobą towarzyszącą, nie widziała potrzeby aby szukać znajomych twarzy, zresztą jeśli jakąś dostrzeże w tłumie to na pewno nie omieszka wspomnieć o tym Longbottomowi.

- Chaos jest potęgą. - Dodała jeszcze uśmiechając się przy tym do swojego towarzysza. - Nie słódź mi tak, bo się zarumienię i nie będą wyglądać dobrze. - Skrzywiła się nieco marszcząc nos, bo co za dużo to nie zdrowo, chociaż oczywiście miło było usłyszeć te wszystkie komplementy, nie bez powodu spędziła pół dnia na szykowaniu się na to wydarzenie.

Cień Prokrusta
the stronger becomes
master of the weaker
187 cm wzrostu, blond włosy i niebieskie oczy. Ubrany elegancko, od linijki, głównie w beże, brązy i błękity. Pachnie subtelnymi, cytrusowymi perfumami. Rzadko pokazuje emocje, mówi szybkim, oschłym monotonem. Porusza się spokojnie, dumnie i sztywno.

Desmond Malfoy
#39
21.08.2025, 18:58  ✶  
Samotnie schodzi do wernisażu, później podchodzi do baru, gdzie dołącza do niego Elliott, Philomena, Lorien i Aaron.

Ze zmrużonymi oczami śledził ruch ginących w półmroku dłoni Pani Philomeny Mulciber, bezwiednie naśladując rytm jej oszczędnych, emanujących dezaprobatą oklasków. Subtelnie ominął zwracającą się w jego stronę lornetkę starszej kobiety, przenosząc spojrzenie na scenę, z której schodził właśnie Oleander. To było całkiem przykre, że skomponował tak piękną muzykę do spektaklu, który wypadł na tyle... ambiwalentnie. Niezależnie od kunsztownej charakteryzacji i imponującej choreografii, moralne meritum reinterpretacji klasycznej sztuki okazało się zwyczajnie zgniłe. To spostrzeżenie było właśnie najważniejsze - nie powinien dawać się zwodzić populistycznemu blichtrowi.

Schodziwszy do głównego holu, na dłużą chwilę zatrzymał się przy wernisażu. Zaintrygował go niekryty, dumy impresjonizm wielości plakatów, które wyzbyły się wszelkich szczegółów na rzecz czystych emocji. Jego oczy automatycznie podążyły ku tworowi, w którym dominowała najintensywniejsza czerwień. Ten gniew był znajomy, ta niemalże zwierzęca pasja niezmiennie dodawała mu irracjonalnej otuchy. Siła, asertywność, niezależność, respekt, męskość - choć była to sylwetka kobiety. Ambicji. Mathildy, która niegdyś wraz z nim przynależała do Slytherinu, nawet mimo jej zbrukanej zgnilizną krwi. Pozostałe dzieła przedstawiały ją w otoczeniu szlachetnej zieleni. Czy szkarłatna anomalia była tylko przypadkiem?

Gdy złączył się z tłumem podążającym korytarzem, już zaczynało brakować mu kieliszka w dłoni. Sztywnym, wyuczonym uśmiechem powitał starszego kuzyna, który pojawił się tuż przy nim jak znikąd. Wtem wątłe ramię prowadzonej przez Elliotta Pani Philomeny otarło się o jego rękaw śliską miękkością jedwabiu. Odruchowo usunął się, prawie wpadając na ścianę:
- Przepraszam najmocniej - niemalże szepnął, czerwieniejąc.

Przyśpieszył kroku i naraz znalazł się w foyer, gdzie spotkał się twarzą w twarz z zerkającym nań ze ściany Tybaltem, bladym wspomnieniem Baldwina. Westchnął ciężko, odwracając wzrok od dziwnie szyderczej projekcji kuzyna, i skierował się do baru, gdzie natychmiast zamówił kolejnego drinka, podwójnego old fashioned. Ledwo zdążył zmoczyć usta, kiedy Elliott wraz z grupą raz kolejny zdecydował się go nawiedzić. Uśmiechał się sztywno, kiedy przedstawiał wszystkich. Lekko ukłonił się Pani Philomenie; Aaronowi Moody'emu nie podał ręki.
- D-dziękuję elliocie oczywiście sława pani philomeny mulciber dotarła. Do mnie tak samo zaszczycony jestem obecnością. Pani sędziny. - Słowa wylatywały z jego ust lekko nieskoordynowanie, ale jasno widać było, że jego uwaga skupiona pozostawała na nestorce Mulciber.

Zawstydzony spojrzał w trzymaną w dłoni szklankę i niezgrabnie, jednym duszkiem, upił zeń większość drinka. Słyszał w głowie szum alkoholu, na policzkach czuł jego żar. Musiał pamiętać, że nie jest trzeźwy, choć w takiej sytuacji jak najbardziej powinien być.
- Przepraszam pani philomeno. Czy. Miałaby pani ochotę na krótką konwersację. - Był młody, niedoświadczony i boleśnie świadomy tego, że nie stanowił dla sławnej publicystki zbyt interesującego partnera do rozmowy. Tak trudno było mu się zmusić, żeby patrzeć jej prosto w oczy.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#40
21.08.2025, 21:35  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 21.08.2025, 21:43 przez Morpheus Longbottom.)  
Stoję obok Anthony'ego, Jonathna i Hannibala

Kiedy padło jego imię, wyrwał się z zamyślenia, skupiając się na osobie, która je wypowiedziała. Nie był to szczególnie znany mu głos, ale jednocześnie słuchał go przecież przez większość tego wieczoru. Hannibal Selwyn. Bystrość wróciła do oczu Morpheusa, w sposób tak nagły, że mógł przywodzić na myśl marionetkę, którą ktoś znów zawiesił na sznurkach i zaczął zręcznie animować.

Nagle zostajesz wyrwany z marazmu w przestrzeń żywych. Życie to ból, życie to cierpienie, życie to terror, lecz ostatecznie życie jest też spektakularne i piękne. Od czasu Spalonej Nocy, Morpheus zawieszał się na długich przerwach, dysocjując, zapominając o świecie i podążając utartymi ścieżkami. Często, siedząc przy biurku w Departamencie Tajemnic, po prostu patrzył się przed siebie przez kilka godzin, czarna kawa w filiżance zapomniana, pióro porzucone, wiszące bezczynnie nad pergaminem, niemające czego zapisywać. Było w nim coś pustego, jakby dogasający żar magicznych płomieni i tragedii ugasł razem z wewnętrznym płomieniem samego wieszcza.

Ludzie mogli rozmawiać o sztuce, ale w rzeczywistości czym była? Ot opowiastką, romantyczną opowieścią o podążaniu własną ścieżką, która wzbudzała kontrowersje pięćdziesiąt lat temu, nie teraz, bo skoro przez tyle czasu nic się nie zmieniło, to nic się nie zmieni. Przecież nikt nie wierzył, że tak mogłoby się zdarzyć, bunt przeciwko rodzicowi, który jest czymś pozytywnym. Jeszcze nikomu nie wyszedł na dobre. Zawsze są jakieś ofiary. Czasami jest to syn, czasami jest to ten, którego ten syn ukochał, zamiast bladolicej narzeczonej. Mimowolnie próbował znaleźć wzrokiem Lyssę, bo mignęła mu w lobby. Szukał u jej boku drugiej, smukłej sylwetki, aby móc porównać rysy twarzy, poszukać podobieństw.

— Zdecydowanie przyjemniejsze okoliczności, poprzednie zmusiły mnie na pozbycie się brody — zażartował, trochę kiepsko Morpheus, dotykając swojego gładkiego policzka. Włosy również miał znacznie krótsze, niż gdy spotkali się na pokrytym popiołem bruku ulicy Pokątnej. Czy tego wieczoru popiół też spadnie, jak kurtyna po spektaklu? Każdego dnia po Spalonej Nocy, Morpheus siadał z trzęsącymi się dłońmi, żując liście tytoniu, nie mogąc zapalić papierosów, nie mogąc znieść błysku zapalniczki i patrzył na nieboskłon, nie szukając gwiazd i przeznaczenia w nich zapisanego, a jedynie twardych faktów, chmur brzemiennych ogniem.


Wróżba dla Hannibala.

Rzut Symbol 1d258 - 5
Balon (krótkotrwałe kłopoty)


Morpheus drgnął, gdy jakiś nagły dźwięk... a może mu się wydawało? Brzmiało jak jeden z tych mugolskich balonów, napęczniały nadmiernie od powietrza, pękł. Może wydawało mu się tylko, że gdy mówił do młodego Selwyna, na podłogę spadł miękki kawałek gumy. I tylko doświadczenie wielu, wielu symboli, objawień i wizji, pozwolił mu wyłowić smukłą nić przeznaczenia, która przypinała ten brzydki obrazek do Hannibala.

— Apollon szepcze Melpomene, że czekają pana krótkotrwałe kłopoty. Mam nadzieję, że to co najwyżej chwilowy problem podczas zmiany kostiumów — westchnął dziwnym głosem, jakby nienaturalnym, echem dawnych bogów, niekoniecznie mówiąc samemu. Prawie jakby sama muza teatru postanowiła przejąć na chwilę język Morpheusa i przesłać swojemu pupilowi wieści od swojego bóstwa.


!Trauma Ognia


And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2062), Erik Longbottom (2997), Geraldine Yaxley (1545), Elliott Malfoy (3922), Atreus Bulstrode (1785), Nora Figg (2569), Cynthia Flint (2211), Lyssa Dolohov (1611), Pan Losu (98), Eugenia Jenkins (599), Louvain Lestrange (1762), Desmond Malfoy (1978), Oleander Crouch (2279), Baba Jaga (256), Morpheus Longbottom (2164), Hannibal Selwyn (4104), Anthony Shafiq (3384), Lorien Mulciber (5824), Jonathan Selwyn (1782), Ambroise Greengrass (2282), Electra Prewett (1886), Dearg Dur (4768), Mona Rowle (827), Philomena Mulciber (3274), Caius Burke (519), Robert Albert Crouch (1765), Henry Lockhart (944), Aaron Moody (6582), Mathilda Quirrell (1510)


Strony (14): « Wstecz 1 2 3 4 5 6 … 14 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa