A potem...
Trudno powiedzieć, czy był to wpływ wianka z szałwii, czy po prostu naturalny charakter Cathala, bo na nagły opór Alethei wobec "poszukania Nell" i zostawienia tej dwójki samym sobie zareagował bez śladu irytacji, za to ze sporą stanowczością. Skorzystał zwyczajnie z tego, jaka dzieliła ich różnica wzrostu i postury – ona, drobna, metr pięćdziesiąt w kapeluszu, on ponad metr dziewięćdziesiąt, potężnie zbudowany w dodatku. Wyjątkowo nie namyślał się nad działaniem, nie analizował dostępnych opcji, a zwyczajnie schwycił Letę, tak że ta poczuła nagle, że jej stopy odrywają się od ziemi i… ruszył w tłum.
Niosąc Crouch pod pachą.
Widział wyraźnie, że Ulysses w tej chwili zapomniał o ich istnieniu i nie dostrzegał niczego ani nikogo poza Danielle. I nie zamierzał się o to obrażać, a mu pomóc.
Czego się nie robi dla przyjaciół, prawda?
Nic nie tłumaczył i nie reagował na protesty, które wydobyły się z gardła Crouch. Odstawić miał ją zamiar dopiero kilka metrów dalej, kiedy już znikną z oczu Danielle i Ulyssesowi, i będzie miał pewność, że Leta nie wróci do nich i nie zacznie pleść czegoś, co mogłoby wszystko popsuć – na przykład znowu o ślubie własnym i młodego Rookwooda. A potem skierował się do wyjścia z terenu sabatu, sam lub z Letą (już na własnych nogach, nie zamierzał przecież siłą wyciągać ją z okolic Stonehange, gdyby akurat miała ochotę tutaj zostać).
Cathal i Leta