• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 … 3 4 5 6 7 … 10 Dalej »
[Litha 1972] Krąg ognisk

[Litha 1972] Krąg ognisk
Syn czarnoksiężnika
Cathal wdał się w dużej mierze w matkę z Gauntów: po niej ma dość jasne włosy i jasne oczy. Mężczyzna bardzo wysoki, około 192 cm wzrostu, któremu wyraźnie nie był w życiu obcy wysiłek fizyczny. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką.

Cathal Shafiq
#251
09.12.2023, 00:14  ✶  
- Proszę się nie martwić, panno Longbottom. Ani trochę pani nie przeszkadza, a Cavall miewa się doskonale i ma odpowiednią opiekę - zapewnił, uśmiechając się do niej nieco leniwym uśmiechem.
A potem...
Trudno powiedzieć, czy był to wpływ wianka z szałwii, czy po prostu naturalny charakter Cathala, bo na nagły opór Alethei wobec "poszukania Nell" i zostawienia tej dwójki samym sobie zareagował bez śladu irytacji, za to ze sporą stanowczością. Skorzystał zwyczajnie z tego, jaka dzieliła ich różnica wzrostu i postury – ona, drobna, metr pięćdziesiąt w kapeluszu, on ponad metr dziewięćdziesiąt, potężnie zbudowany w dodatku. Wyjątkowo nie namyślał się nad działaniem, nie analizował dostępnych opcji, a zwyczajnie schwycił Letę, tak że ta poczuła nagle, że jej stopy odrywają się od ziemi i… ruszył w tłum.
Niosąc Crouch pod pachą.
Widział wyraźnie, że Ulysses w tej chwili zapomniał o ich istnieniu i nie dostrzegał niczego ani nikogo poza Danielle. I nie zamierzał się o to obrażać, a mu pomóc.
Czego się nie robi dla przyjaciół, prawda?
Nic nie tłumaczył i nie reagował na protesty, które wydobyły się z gardła Crouch. Odstawić miał ją zamiar dopiero kilka metrów dalej, kiedy już znikną z oczu Danielle i Ulyssesowi, i będzie miał pewność, że Leta nie wróci do nich i nie zacznie pleść czegoś, co mogłoby wszystko popsuć – na przykład znowu o ślubie własnym i młodego Rookwooda. A potem skierował się do wyjścia z terenu sabatu, sam lub z Letą (już na własnych nogach, nie zamierzał przecież siłą wyciągać ją z okolic Stonehange, gdyby akurat miała ochotę tutaj zostać).

Cathal i Leta
Postacie opuszczają sesję
serpentine
beautiful mayhem
violently happy
Szczupła kobieta mierząca sobie sto sześćdziesiąt osiem centymetrów; przyglądając się jej wąskiej niczym u osy talii trudno nie ukryć zdziwienia, że wydała na świat trójkę dzieci. Twarz owalna, z dużymi bursztynowymi oczami, ciemnymi brwiami wyginającymi się w łagodne łuki, lekko zadartym nosem oraz dołeczkami w policzkach, gdy Imogen się uśmiecha. Sięgające pleców gęste kruczoczarne włosy w świetle mienią się granatowymi refleksami. Niezależnie od okoliczności odziana jest elegancko oraz zgodnie z najnowszą modą, zaś jej fryzura i makijaż pozostają nienaganne.

Imogen Rookwood
#252
09.12.2023, 01:39  ✶  
Nie rozumiała jego wzburzenia.
Owszem, poruszyła tę sprawę publicznie ale przecież szeptała, zatem podążając jej żelazną logiką, to prawie tak, jakby zrobiła to w domowym zaciszu. Nie mogła jednak podjąć tematu w domu, ponieważ znając Augustusa,  znalazłby milion zadań, którymi mógłby zająć ręce, podczas których wymyśliłby tysiące wymówek, zamknął jej usta pocałunkiem, doprowadził ją do wrzenia, a później odwracał jej uwagę swoją bliskością, od której serce odbijało się od żeber; on wiedział, jak bardzo jest w nim zakochana i zdawał się wykorzystywać ten fakt przeciwko niej.
Ale Imogen nie była już głupiutką trzpiotką, która dawała się zwieść bukietem róż i czułymi słówkami; nie chodziło już o głos przodka odbijający się echem w jej głowie (w gruncie rzeczy Salazar Slytherin musiał być miłośnikiem małżeńskich dramatów - inaczej nie szeptałby jej nocami, że mąż nie jest jej wierny; żałowała, że Augustus nie wiedział, z czym walczyła - nie mogła mu jednak powiedzieć, nie chciała wyjść w jego oczach na wariatkę), lecz o przeczucie, mityczny szósty zmysł, intuicję. Czuła się bezustannie zagrożona; ze strony dwóch wampirów zamieszkujących posiadłość, gościa w piwnicy, czy wreszcie samego Gusta. Bała się niebezpieczeństwa, jakie może sprowadzić na nich jego walka o czystość, robiło jej się niedobrze na myśl o tym, że wszystko mogłoby wyjść na jaw, a w ich domu mogłoby się zjawić Biuro Aurorów (po usunięciu ze stanowiska Chestera), przetrzepywać ich rzeczy osobiste, wygrzebywać sekrety z komód, przesłuchiwać, jakby Imogen sama była jedną z nich, odebrać jej dzieci... Czy ta idea była tego warta?
— Augustusie, my nie możemy dłużej tam mieszkać — szepnęła błagalnie, chwytając go za dłoń. Jeśli mąż zdecyduje się, aby spojrzeć w jej stronę, zobaczy oczy szkliste od łez i wargę drżącą od wstrzymywanego płaczu — Jeżeli taka jest twoja wola, to możesz nawet wyprowadzić się do piwnicy i spać w trumnie z Saurielem, ale nie możesz mi zabronić odwiedzania moich rodziców z dziećmi. Będzie lepiej, jeśli zostanę tam do końca połogu. Będę potrzebowała pomocy mojej mamy.
Chciała pociągnąć dalej, czuła, jak cała wrze, by urządzić mu prawdziwą awanturę i odejść w dramatycznym stylu, zabrać chłopców i Beatrice i naprawdę zniknąć - nie mówiąc mu, gdzie się podziała - i karać go milczeniem tak długo, aż nie zacznie odchodzić od zmysłów, lecz gdy tylko wianek ze stokrotek znalazł się na jej skroniach, opuściła ją cała złość. Poczuła jak wyrzuty sumienia ściskają jej żołądek; pragnęła wszystko mu wyjaśnić i przeprosić, ale wtedy zjawiła się tamta kobieta.
Powinna być wściekła, powinna powiedzieć jej coś nieprzyjemnego, ale ten przeklęty wianek - choć żadne z nich, nie wiedziało, że to właśnie ta drobna kwiatowa korona na jej głowie czyni ją właśnie taką - sprawiła, że opuściła gardę, uśmiechnęła się łagodnie i wyciągnęła do nieznajomej (a może znajomej? Chodziłyśmy razem do Hogwartu, przemknęło jej przez myśl).
— Wszystko w porządku? — zapytała z troską; tym razem szczerą i nieudawaną.

@Augustus Rookwood @Avelina Paxton


[Obrazek: 55rG7le.png]
please,  dance with me in the  dark
Mistrz Dagur
Dagur to mężczyzna obdarzony bardzo wysokim wzrostem (3 metry) i masywną budową ciała, przez co wyróżnia się na tle innych ludzi. Islandczyk ma rude, zwykle utrzymanie w nieładzie włosy, gęstą rudą brodę i zielone oczy. Ubiera się w wygodne, często mugolskie ubrania. Bardzo często można go zastać w narzuconym na codzienne ubrania skórzanym fartuchu i rękawicach ze smoczej skóry, wykorzystywanych podczas pracy w kuźni. Przez swój wzrost i budowę ciała może wywoływać mieszane uczucia u spotykanych na swojej drodze osób i może odstawać swoim zachowaniem od mieszkańców Anglii, jednak jest tak naprawdę serdecznym człowiekiem.

Dagur Nordgersim
#253
09.12.2023, 03:28  ✶  

Skoro ostatecznie się zdecydowali się na to aby udać się na ten sabat to nie było odwrotu. Pozostawało mieć nadzieję, że się nie rozczarują podczas swojego uczestnictwa w tegorocznych obchodach Lithy. Dagur wprost uwielbiał biesiadować, jednak bezpieczeństwo członków swojej rodziny było dla niego priorytetem. Doskonale wiedział, że czasem dobrze było wcześniej zakończyć pracę w kuźni. W myśl zasady, że rzemieślnik musiał wiedzieć, kiedy należało pracować i kiedy odłożyć narzędzia na bok, wydostać się z wypełnionej gorącym powietrzem kuźni.

— Myślałem o tym. Nawet jakbym chciał to musiałbym się do naszych przyjaciół z Bolungarvík albo z Akranes z co najmniej tygodniowym wyprzedzeniem. Moglibyśmy się tam wybrać po obchodach Lithy. — Przyznał się do tego, że rozważał udanie się tam. Istotną przeszkodą wydawały się być kwestie organizacyjne, których nie dawało się tak łatwo przeskoczyć. — To miejsce pielęgnowania pamięci o przodkach i oddawania czci ich bogom. — Pomimo życia w dwudziestym wieku, Dagur oddawał cześć bóstwom ich przodków.

— Wianek to całkiem miły dodatek, zwłaszcza że się uczesałem. — Stwierdził z wyraźnym rozbawieniem i szelmowskim błyskiem w oku. Wręczony mu wianek okazał się wiankiem uplecionym z paproci, okazując się nad wyraz odpowiednim dla niego. Noszenie tego wieńca na skroniach napełniło go przeświadczeniem, że wszystko idzie po jego myśli, że świat stoi przed nim otworem a wszystkie jego dotychczasowe troski straciły na znaczeniu. Odczuwał także oszałamiającą radość, której nic nie mogło zmącić. — Bardzo słusznie, synu. — Pochwalił decyzję syna odnośnie sięgnięcia po wieniec.

Górujący ponad barwnym tłumem Dagur nie musiał się wysilać aby dojrzeć znajomą twarz.

— Kimże jestem aby zabraniać swojemu synowi spotkać się z dziewczyną? — Zwrócił się do swojego pierworodnego, który wypatrzył Pandorę i postanowił się z nią przywitać. Pod wpływem noszonego przez niego wianka szczerze liczył na to, że to, co na czym mu zależało pójdzie po jego myśli. A mianowicie - że Hjalmar dojdzie do tego wniosku, że Litha to doskonała okazja aby oświadczyć się swojej wybrance i od razu wziąć ślub w obecności swojego ojca i kapłanki Matki. Był gotów pomóc szczęściu, co wymagałoby poruszenia tego tematu w rozmowie z synem, jak tylko do niego wróci.

dragonborn
Ruthlessness
is mercy upon ourselves.
Mający 187cm, o atletycznej budowie ciała i ciemnych włosach. Porusza się ze specyficzną dla niego manierą, która zdaje się przypominać gady; zastygnięty w bezruchu, jakby wyczekiwał potknięcia, obserwując z uwagą otoczenie, tylko po to by nagle zareagować i wprawić ciało w ruch. Posiada parę blizn na ciele, pozostawionych przez spotkania ze zwierzętami. Plecy, lewą stronę obojczyka i ramię pokrywa drobna, szarawa łuska, a jego oczy posiadają pionowe źrenice i trzecią powiekę. Zawsze towarzyszy mu któryś z jego smoczogników.

Leviathan Rowle
#254
09.12.2023, 06:44  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.12.2023, 06:54 przez Leviathan Rowle.)  
Prychnął rozbawiony, w ten mało dyskretny sposób kogoś, kto w ostatniej chwili próbował się powtrzymać przed roześmianiem nieco bardziej. Ale cóż mógł poradzić, skoro słowa Sary trochę brzmiały jakby uderzały zbyt blisko do domu, bo Leviathan nie mógł pozbyć się wrażenia, że Murtagh towarzyszył mu dlatego właśnie, że mu mama kazała. Bo co innego go to przywiało? Braterska powinność? Rowle nie miał z nim wcześniej styczności w roli dobrego starszego brata, nie mówiąc o tym, że ten nawet nie zachowywał się tak, by chociaż próbować wypełnić ten obrazek. Był tak samo sztywny jak Levi, a to przecież nie on miał się tutaj zaraz oświadczać. A może to właśnie po to przyszedł? Żeby potem potwierdzić tacie, że pierścionek na palcu jego młodszej siostry wylądował w odpowiedni sposób?
- Może uda mi się ją złapać gdzieś indziej, hmm? Albo następnym razem - odpowiedział jej z delikatnym uśmiechem, czającym się gdzieś w kącikach ust. Dobrym Sandmanem, jej Sandmanem, absolutnie by w tym momencie nie pogardził, a nawet przyjął o wiele chętniej niż co innego.
Podążył za nią w kierunku straganu z wiankami, w przynajmniej chyba nie miał wielkiego wyboru, kiedy splotła ich palce i pociągnęła go w tamtym kierunku. Nawet nie obejrzał się, czy jej brat w ogóle idzie za nimi, w duchu trochę licząc na to, że zgubi się może gdzieś w tłumie i już więcej go dzisiaj nie będzie musiał oglądać. Kiedy dotarli, przywitał się z Agathą krótko i lekkim uśmiechem, mimowolnie taksując ją uważnym spojrzeniem, ale ta też szybko wcisnęła mu jego własny wianek.
Obejrzał się na Sarah, która nałożyła wianek na głowę i odwróciła się do niego, w sumie to do nich, bo Murtagh się niestety nigdzie nie zgubił, pozując w akompaniamencie lekkiego, letniego wiatru, który malowniczo pociągał ją za wstążkę przyczepioną do wieńca. To pytanie wydało mu się nieco podchwytliwe, ale gotowy był na nie nawet szybko odpowiedzieć. Ba, otworzył już nawet usta, ale jej brat postanowił się odezwać i Leviatan błyskawicznie te buzie zamknął, marszcząc brwi i patrząc na Macmillanównę nieco zmieszany. W życiu się nie spodziewał, że kiedykolwiek usłyszy od kogoś tekst tego pokroju, kierowany do młodszej siostry. Oczekuję, że będziesz mnie doić, zabrzmiało w jego głowie jak jakieś upiorne echo, kiedy zacisnął na moment palce na wianku nieco mocniej. W co on się w ogóle wżeniał?
- Wyglądasz zjawiskowo - odpowiedział wreszcie, wciąż jeszcze chyba w szoku, bo nie aż tak entuzjastycznie jak wcześniej planował. W końcu też i jego wianek znalazł się na głowie, a Levi poczuł jak ogarnia go przyjemne uczucie, które zapewniało go o tym, że wszystko będzie dobrze. Nagle, kiedy tak spojrzał na Sarę, nie był już aż tak przerażony faktem, że musiał się jej dzisiaj oświadczyć. Może był tylko nieco stremowany.
Ta odwaga też nie przeminęła, kiedy ponownie złapawszy ją za rękę, rozejrzał się dookoła, szukając stoiska z alkoholem i kiedy jego spojrzenie przemknęło koło ogniska, a tam natrafiło na sylwetkę Septimy. Odwrócił głowę, spoglądając gdzieś dalej i w końcu wyłapując budkę z właściwym napisem.
- Chyba tam coś jest - zakomunikował, ruchem głowy wskazując w kierunku, gdzie z resztą zaraz sam ruszył. - Jak tam twój wianek? Wszystko dobrze? - zwrócił się do dziewczyny, mając w pamięci jej ostrzeżenie dotyczące wieńców i wcześniejsze wątpliwości, dotyczące jeszcze poprzedniego święta. Jednocześnie też, ustawił się w krótkiej kolejce, która znajdowała się przy stoisku.

!wianki
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#255
09.12.2023, 06:44  ✶  

Werbena


Gdy tylko purpurowe kwiaty werbeny znalazły się na twojej głowie, poczułeś wszechogarniające poczucie bezpieczeństwa. Jesteś przekonany, że tej nocy złe moce się ciebie nie imają; wypełnia cię radość i spoglądasz w przyszłość z przekonaniem, że wszystko jakoś się ułoży.
Czarna Wdowa
— Get on your knees —
Beg me to stop
Vespera jest drobną kobietą, chudą i zgrabną. Ma metr sześćdziesiąt centymetrów, a waży zaledwie pięćdziesiąt dwa kilo. Wygląda na osobę, która przy pierwszym podmuchu wiatru poleci razem z nim i zniknie na wieki. Ma duże, tajemnicze, brązowe oczy, które patrzą na rozmówcę pewnie oraz zagadkowo. Usta są pełne, a kąciki lekko uniesione w zadziornym, flirtującym uśmiechu. Twarz jest mała i owalna. Włosy ciemne, ścięte na boba okalające drobną twarz w uroczy sposób. Kobieta ubiera się modnie i kobieco. Często swoim ubiorem przyciąga wzrok mężczyzn, co jest celowym zabiegiem, ponieważ Vespera dobrze czuje się jak ludzie na nią patrzą.

Vespera Rookwood
#256
09.12.2023, 20:21  ✶  

Był osobą inną niż jej mężowie. Miała wrażenie, że tamci byli słabi, nieokrzesani, zaborczy. Perseus też miał zalążki zaborczości, ale w innym kontekście. Liczył się z jej zdaniem, zawsze o wszystko pytał i próbował sprawić, aby czuła się komfortowo. Inaczej niż jej ojciec, który wymagał posłuszeństwa, oczekiwał wręcz, że będzie myśleć jak on, robić, co jej karze, ale Vespera zawsze miała w sobie zbyt wielkie pokłady pewności siebie, lubiła mieć ostatnie zdanie. Wobec ojca nigdy się to nie udawało, ale poprzednie małżeństwa były aranżowane i stały się celem jej buntu, więc nie chciała ulegać tym mężczyznom. Perseus miał przewagę, bo ona sama go sobie wybrała, upatrzyła go lata temu i zawsze pragnęła mieć. Przerażała ją wizja ponownego ślubu, ponownego życia z mężczyzną, ponownego spełniania oczekiwań jako żona. Odkryła jednak, że mieszkanie z Blackiem nie było takie okropne, było komfortowe. Jasne, ciężko jej było zasnąć, ale w jej głowie już zdążyło zasiać się nasionko poczucia, że jego dom to też jej dom – teraz wystarczyło poczekać, aż wyrośnie z niego odpowiednie poczucie przynależności.

Niespodziewany gest jej narzeczonego spowodował, że dziewczyna zaśmiała się lekko. Czuła zmartwienie, że to może być dla niego za dużo, ale uciekło gdzieś w las. W końcu jeśli chciał to zrobić to czuł, że mógł, prawda? Z trudem jej przychodziło myślenie o zmartwieniach, z trudem przychodziło jej okazywanie troski, ale zaczynała to łapać, starała się dla niego odrzucać swój egoizm. Nie przestawała się uśmiechać, nie wiedziała skąd się brało to poczucie szczęścia, radości i pomyślności, ale wiedziała, że było to odpowiednie. Przechyliła lekko głowę i przytuliła się do niego, bo tylko tak potrafiła cokolwiek mu pokazać, słów jej zawsze brakło, jakby nie znała tych, które powinny określać to, co do niego czuła. Ciężko było jej odnaleźć się w emocjonalności, którą obdarowywał ją ten mężczyzna. Nie wiedziała za bardzo nawet, co mu odpowiedzieć, ale czuła się tak potężnie w dzisiejszym dniu, że ponownie go ucałowała.

– Też chcę z tobą spędzić resztę życia – szepnęła i przytuliła się do jego ramienia. – Chodźmy zobaczyć do ognisk – dodała kierując się w odpowiednie miejsce. – Chciałabym mieć już ślub za sobą, chciałabym być już twoją żoną, ale nie chce się narażać ojcu jeszcze bardziej – dodała nie patrząc na niego, jakby wstydziła się tego, że nadal jest pod wpływem swojego ojca. Nie chciała, chciała decydować sama, ale to wychodziło jej z trudem.


@Perseus Black
Pan z Ministerstwa Magii
Tak zawsze genialny
Idealny muszę być
Mierzy 176 cm wzrostu i waży 74 kg. Jest postawnej budowy, ani gruby, ani chudy. Włosy ma ciemnobrązowe, podobnie jak oczy, tylko te z kolei o nieco jaśniejszych tonach. Zwykle chodzi dumnie wyprostowany, z lekko uniesionym podbródkiem. Gestykulacja i dykcja typowa dla arystokraty. Wraz z początkiem lata zamienił brodę na rzecz gustownego wąsa.

Augustus Rookwood
#257
09.12.2023, 21:25  ✶  
Miałem ochotę przekląć słońce za to, że świeciło, a moją żonę za to, że śmiała w tej chwili oddychać tym samym powietrzem co ja. Na bogów, kochałem ją i szanowałem, ale to nie moja wina ani mojego zmęczenia tym bardziej, że mówiła same brednie, a wręcz podchodziła swoimi słowami pod komizm i szantaż emocjonalny. Cholernie mi się to nie podobało, wręcz sprawiało, że czułem dyskomfort, niechęć, odrazę. Nie rozumiałem, o co jej chodziło. Wiem, spóźniłem się, bo byłem na przeklętym statku, ale to nie oznaczało, że ją zdradzałem, że posiadłość w Little Hangleton była złym miejscem do mieszkania, a tym bardziej że ma zabierać MOJE dzieci do teściów. Tę wstawkę o Saurielu ciężko było mi w tej chwili skategoryzować, przyswoić w jakikolwiek sposób, o co jej dokładnie chodziło. Że niby czemu miałem spać z nim w trumnie...? Sam już nie wiedziałem, czy wierzyć w tę jej ciążę, czy raczej to było wyssane z jej palca, argument żeby uciec ode mnie. Chwila, czy ona chciała ode mnie uciekać? Mnie zostawić? MNIE?!
- Imogen... jesteś naćpana czy pijana? - zapytałem przyciszonym głosem, ale nieco ostrym.
Żeby przypadkiem nikt nie dosięgnął słuchem naszych rozmów, wolałem się zatrzymać i wysłuchać, co ma mi jeszcze do powiedzenia, choć zakładałem, że to nic istotnego i się nie pomyliłem. Tylko nie rozumiałem, skąd te emocje na jej twarzy. Łzy w kącikach oczu, drżąca warga. Jeszcze rano było z nią wszystko w porządku i nagle wszystko się zmieniło...? Ot tak, po prostu? Diametralna zmiana?
- Ty serio jesteś w ciąży czy tylko grasz mi na emocjach? Nie podoba mi się to. Zabierzemy chłopców i wrócimy do domu - odparłem, choć nie miałem ochoty wracać z nią do domu. Zacznie serię pytań, a ja potrzebowałem snu i czasu dla siebie by przemyśleć to, czego byłem dziś świadkiem. Spojrzałem na swoją wolną dłoń, ściskając ją w pięść i zaraz puszczając. Dziś zabiłem nimi... człowieka? Można tak rzec, że to coś jeszcze żyło. Może nie w normalny, naturalny sposób, ale jednak. Na dodatek uciekłem dziś z ramion śmierci, myśląc trzykrotnie, że to już koniec, Imogen robiła mi sceny, manipulacje, szantaże na poziomie gówniary. Nie miałem do tego kompletnie głowy. Aż wziąłem między palce tę przeklętą perłę i wyrzuciłem dyskretnie pod nogi. Miałem nadzieję, że to cokolwiek mi pomoże. Kto wie? Może zostałem przeklęty? Jakbym nie miał wystarczająco trosk!
Chciałem już ruszyć w dalszą drogę w kierunku Ojca, ale niespodziewanie zaczęła lecieć na mnie Avelina, która pojawiła się tu znikąd, więc ją odruchowo złapałem, żeby przypadkiem nie upaść wraz z nią. Pomimo fizycznego zmęczenia, które nam towarzyszyło, poszło nie najgorzej. Właśnie, przeklęty... Niechybnie zostałem przeklęty, skoro właśnie stały obok mnie dwie piękności, które kochałem nad życie, a które raczej nie powinny wiedzieć o swoim istnieniu. A właściwie jedna z nich o istnieniu drugiej...?
Westchnąłem ciężko. Z tęsknoty za dawnymi czasami. Z ciężarem teraźniejszości na barkach. Najchętniej oddałbym się ramionom kołdry, odespał to, co zostało mi wyrwane przemocą, czarną magią, ale... Nie dane mi to, kurwa, było. Wpatrywałem się w Avelinę, tak naprawdę nie wiedząc, co mogłem zrobić. Udawać, że nic między nami nie ma...? A też żonie ująć zmartwień, skoro się o nie niezbyt elegancko prosiła...?
- Wszystko w porządku? Jesteś cała? - zapytałem Aveliny, jedno z pytań właściwie wypowiadając na równi z Imogen. Chciałem by to brzmiało jakoś miło z mojej strony, ciepło, ale niezbyt mi wyszło. Byłem wkurzony i nie mogłem się uspokoić od tak, szczególnie że Imogen nie przestawała ze swoją paplaniną i ta jej paplanina non stop obijała mi się o myśli w głębokich, skomplikowanych analizach wraz ze zdarzeniami ze statku oraz całym tym spędem związanym z Lithą. Za dużo bodźców, zdecydowanie za dużo. Popołudnie przebiegało nie po mojej myśli, a najbardziej nie podobało mi się podejście Imogen do ojej osoby oraz fakt, że na jej oczach trzymałem właśnie Avelinę w swoich ramionach.
- Swoją drogą, dobrze cię widzieć... - zacząłem mówić do Aveliny, bo w mojej głowie pojawiła się diaboliczna myśl. Pomyślałem złośliwie, że Imogen należało się oberwać rykoszetem za te swoje teksty. W międzyczasie pomogłem Paxton stanąć na własnych nogach by już nie musiała się na mnie wspierać jak na wieszaku. Co za długo, to niezdrowo dla mojej reputacji. - Avelino, to Imogen, moja przenajdroższa małżonka. Imogen, to Avelina Paxton, aptekarka, u której zaopatruję się w elikisry...
Ładnie, nawet zbyt ładnie je przedstawiłem sobie. Z odpowiednią dawką ślizgońskiego jadu w głosie. Jak za dawnych, dobrych czasów, kiedy moje słowo jeszcze miało jakieś znaczenie.
- Mojej żonie się nudzi i namawia mnie na romans. Może zechciałabyś skorzystać...? - zapytałem Avelinę, jakbym był w tej chwili dżentelmanem. Nie byłem. Nawet się obejrzałem na Imogen z uśmiechem. - Czy może jednak nie chcesz się wyprowadzać do rodziców??? - skierowałem swe słowa już do Imogen. Jeśli chciała grać w brudne karty, to ja brudne karty wyciągałem na stół.

@Avelina Paxton @Imogen Rookwood
Widmo
178cm, ciemne

Esmé Rowle
#258
09.12.2023, 21:41  ✶  

Nie wszystko było mu dane zrozumieć. Lwia część niezrozumiałych tematów obracała się wokół mugolskiej technologii, wokół całego ich świata i życia. Nie rozumiał też wielu rzeczy ze swojego życia, chociaż przecież to do zrozumienia zawsze dążył - wszak tyle mu pozostawało, gdy do czucia nie był zdolny. Logika. Argumenty, które coś udowadniały, ale najważniejsze - tworzyły ścieżkę, po której dało się podążyć od wydarzenia do jego powodu. Tym razem nie rozumiał czegoś bardziej skomplikowanego - spojrzenia, jakim był obdarzany niejednokrotnie przez Effie. Nie, nie tak zupełnie, bo nie był z tego rodzaju mężczyzn, którzy potrafili zrozumieć jedynie sugestie tak delikatne, jak obuch. Potrafił rozczytać jakimi oczyma na niego patrzyła, ale nie potrafił wytłumaczyć sobie dlaczego.

Zatem dlaczego? Uroda? Istniało wielu mężczyzn przystojniejszych od niego, nie trzeba było nawet daleko szukać, bo w promieniu kilkunastu metrów było ich przynajmniej tuzin. Styl? Błagam, Esmé daleko było do guru mody i, chociażby, aktualny strój pozostawiał wiele do życzenia. Umiejętności? Effie ich nawet nie znała, wszak nie była jego klientką. Charakter? Pomimo kilku spotkań i tak praktycznie się nie znali. Zresztą jej spojrzenie było takie od początku, nim zdążyli nawet odezwać się do siebie. Jasnowłosa była zagadką, w którą Rowle od czasu do czasu angażował się. Chciał zrozumieć, chciał dowiedzieć się czym było to spowodowane. Po prostu przypadkiem? Nie wierzył w przypadki. Wszystko miało jakieś uzasadnienie. Czasami mnogość czynników była nazywana przypadkiem - jako swoisty skrót myślowy. Ale dało się te wszystkie czynniki oddzielić i osobno nazwać. Liczył, że i tutaj tego dokona.

Jednak śledztwa bywały niebezpieczne. Osoba panny Effimery Trelawney była dla Esmé niczym ugryzienie Jarczuka dla czarodzieja - naturalną kontrą. Istotą idealnie przystosowaną do radzenia sobie z takimi, jak on. Z nim. Do jakich kobiet miał słabość? Tak naprawdę, nie było konkretnej reguły, lecz dało się zauważyć schemat. A przynajmniej on go zauważał, a nawet odczuwał. Blondynki zapadały mu w pamięć, a nawet śniły się po nocach, kusząc go swymi wdziękami nawet, gdy był zupełnie bezbronny. Pamiętał też wszystkie niewiasty z dołeczkami w policzkach, pamiętał to dziwne... coś, co odczuwał, gdy patrzył jak się uśmiechają. Pewne... rozsmakowanie w tym widoku. I nie był w stanie zapomnieć tych, którzy bezinteresownie obdarzali go ciepłem, a wręcz lgnął do nich. A Effie? Cóż, Effie posiadała wszystkie trzy cechy - blondynka z dołeczkami w policzkach, która wręcz zalewała rzemieślnika ciepłem, jakie od niej biło. Kombinacja z marzeń i koszmarów Esmé. Hola hola, czemu z koszmarów? Żar miłości był wielki, a kto normalny próbowałby go dotknąć, gdy już raz się nim sparzył, hm?

- Doprawdy? - przeciągnął to słowo, zwężając spojrzenie, jakby chciał dać jej znać, że jest ciekaw dlaczego tak dobrze go widzieć. Mimo tego, że było to najpewniej czystą grzecznością. Dla nonszalanta nie istniały jednak takie słowa, do których nie mógłby się przyczepić, o ile tylko tego chciał. Teraz nie zależało mu na tym, by odpowiedziała, ale chciał, aby zastanowiła się dlaczego to powiedziała. Wszystko tylko po to, aby ją zawstydzić bardziej - samą sugestią, że miałaby mu to wyznać.

Wielu podejrzewało, że Rowle jest doskonałym aktorem, że potrafi grać różne charaktery, bo przecież tak różne wydźwięki miewała jego osoba. Wielu go przeceniało. Nie był nawet dobrym aktorem. Był wyśmienitym kłamcą obdarzonym garścią charyzmy, lecz nic ponad to. Wszystkie podejrzenia były błędne już w momencie, w którym zakładano, że Esmé cokolwiek ukrywa, że zasłania swoje prawdziwe emocje jakimś aktem teatralnym. Łatwo było zachowywać spokój, gdy nie czułeś nerwów. Łatwo było pozostawać zadowolonym, gdy nie czułeś smutku. To wszystko było takie łatwe, gdy wydarzenia nie powodowały emocji. Tak, jakby był obleczony w zbroję, której żadna broń nie jest w stanie spenetrować.

Ale każdy dobry płatnerz wiedział, że nawet najwspanialsza zbroja ma swoje słabe punkty i luki.

Drgnął, gdy jego dłoń została pochwycona. Na moment wyglądał na nieco wytrąconego z rytmu. Bo tak było - Effie go zaskoczyła tym nagłym gestem. Z nieco szerzej otwartymi oczyma spojrzał na nią wzrokiem wypełnionym niezrozumieniem. Naprawdę nie potrafił rozgryźć tej kobiety i jej reakcji. To był tylko on i tylko wianek. Nic specjalnego - w obu przypadkach. Syn pary, która nigdy nie miała ze sobą być i syn ludzi, którzy zupełnie nie istnieli - by mógł zachować nazwisko. Zaraz jednak przeniósł spojrzenie na mężczyznę, na Charliego, któremu to rzekomo odbił Effie. Nawet nie potrafiący wpasować się w normy społeczne Esmé wiedział, aby w tym momencie milczeć, nie tłumaczyć, że nikogo nie odbił, bo nie miał nawet zamiaru. Nie miał żadnych zamiarów wobec tej jasnowłosej piękności, chociaż jej uroda nie pozostawała mu obojętna. Ani to ciepło, jakim był przez nią obdarzany. Chociaż brzmiał teraz tak, jakby starał się o jej względy, tak było to dalekie od prawdy. Poniekąd czuł się winny. W końcu bawił się jej uczuciami, zawstydzał ją tylko dla własnej uciechy, nie zważając na to, co wewnątrz niej pielęgnował za pomocą tej zabawy. Jednak każdy był bohaterem w swojej własnej bajce, prawda? Jego pojawianie się i znikanie z jej życia było metodą, aby nigdy, przenigdy ich relacja nie stała się poważniejsza. Żeby zawsze był tylko tym... kimś, kim dla niej był. Nikim więcej. Jakiekolwiek uczucie w niej rozwijał, jakimkolwiek go darzyła, tak nie zamierzał jej skrzywdzić. Czy próbował ją w sobie rozkochać? Nie. A jeżeli tak się stanie? To lepiej, żeby tej lekcji nauczyła się przy nim, niż przy kimś, kto te uczucia mógłby obrócić przeciwko niej. Na niego, cóż, były po prostu marnowane.

Nie spodziewał się, że Charlie odejdzie. Odprowadził go wzrokiem kawałek, zaraz zdając sobie sprawę, że jego palce zostały splecione z palcami Effie. Dawno nie czuł tego bólu. Milczące blizny dawnej relacji odzywały się najczęściej właśnie przy takich drobnych gestach. Przeniósł swe ciemne spojrzenie na blondynkę, która tym razem właściwie sama się zawstydziła. On nawet nic nie musiał robić. Zaśmiał się lekko, widząc jak oblewa ją rumieniec, gdy zabrała rękę. Teraz to on sięgnął po jej dłoń - wręcz natychmiastowo po tym, jak ona sama wypuściła jego. Położył ją sobie na swojej lewej dłoni, by drugą zamknąć ją, niczym trzymałby drobnego ptaszka - na tyle delikatnie, by go nie zmiażdżyć, ale na tyle pewnie, by nie uciekł.

- Nie masz za co. - mruknął, gładząc jej rękę. Jego dłonie były szorstkie, nieco suche i z wieloma odciskami. Spracowane tak, jakby wcale nie był czarodziejem. - To dobra dłoń. Delikatna i ciepła. - przestał ją trzymać, otwierając swoje dłonie. Mogła zabrać rękę, o ile tego tylko chciała. - Powinienem podziękować. Nie zasługuję na nią. - dodał, uśmiechając się nieznacznie, nie patrząc teraz na Effie, ale na jej drobną dłoń. W tych słowach zabrzmiała szczerość z głębi duszy. Naprawdę nie zasługiwał na te uczucia, na te wszystkie gesty, jakimi był obdarowywany przez jasnowłosą. Tym gorzej zaczynał się czuć, że pozwalał sobie na tak wiele wobec niej, nie zważając na destrukcję. Ale robił to nie pierwszy raz. Robił to nagminnie, wykorzystując wszystkich i wszystko dookoła, byleby tylko coś poczuć. Tak jak teraz - zniesmaczenie samym sobą. Nawet to uczucie było mile widziane, gdy brakowało na co dzień jakichkolwiek. Musiał traktować ludzi jak swoiste źródła, z których nie bał się czerpać. Albo je wyczerpie, albo umrze z pragnienia.

Spojrzał jeszcze raz po zgromadzonych. Heather Wood. Któż by jej nie znał? Szukająca, której wizerunek nie raz widywał w gazetach. Pierwszy raz miał przyjemność zobaczyć ją z bliska i to na żywo. Niestety albo stety, Esmé nie dbał o sławę. Najsławniejsi ludzie byli dla niego tyle samo warci, co ci, o których świat zapomniał. W końcu był sobą, pojedynczym mężczyzną, a nie całym światem, który się zachwycał celebrytami. Nie potrafił uznać cudzych wartości za swoje, zatem nie potrafił też czuć zachwytu lub onieśmielenia jej osobą. Jej umiejętności zdecydowanie mu imponowały, lecz... to by było na tyle. Geraldine jeszcze bardziej imponowała mu umiejętnościami, a wcale nie była aż tak sławna. Imponował mu też Beksa, gdy w ciemności łapał muchę w mniej niż trzy sekundy po jej wtargnięciu do pomieszczenia. A Beksa zdecydowanie nie był sławą tak w świecie Smoczoogników, jak i ludzi.

Nie znał ich. Mógł o nich słyszeć, ale nie znał ich i, będąc szczerym, nie potrzebował ich znać. Nie czuł powodu, by ich poznawać. Jakkolwiek przedmiotowo to nie brzmiało, tak Effie mu wystarczała, by się nie nudzić. Zatem wrócił do niej spojrzeniem, przechylając głowę na bok, pozwalając sobie na chwilę wpatrywania się w nią i w jej urodę. Ostatnio... ostatnio naprawdę miał szczęście do blondynek. Spotykał jedną za drugą, a każda miała swój własny wdzięk, który zachwycał go na inny sposób. I w innym stopniu.

- Skoro już cię... odbiłem, to może zatańczymy? - o ile dalej trzymali się za ręce, to je w tym momencie podniósł nieco wyżej, a jeżeli nie - to wystawił własną, by prosić o jej. Do tańca, oczywiście. - Chyba że masz jeszcze jakieś żądania, oprócz wianka. - dodał, pochylając głowę, a nawet kłaniając się delikatnie, ze swoistą gracją, o którą rzadko można było go posądzać. - Spełnię je z radością. - zakończył i... czekał. Domyślał się, że raczej mu nie odmówi. Raczej. Dlatego już w głowie miał, jak prowadzi ją za rękę pośród innych tańczących ludzi, najlepiej na sam środek, by znaleźć się wokół wszystkich i tam oddać się tańcu. A tancerzem był niezgorszym, chociaż szybko okazywało się, że... bardziej czuje rytm, rozumie gracje i ruchy, niżeli wie jak tańczyć. Po prostu miał do tego dryg, ale brakowało wiedzy, ćwiczeń i doświadczenia. Przede wszystkim doświadczenia.
Alchemiczny Kot
I cannot reach you
I'm on the other side
Avelina mierzy 157 centymetrów wzrostu i waży około 43 kilogramów. Nie jest blada, wręcz zawsze opala się na brązowo. Ma ciepłe brązowe oczy, które podejrzliwie patrzą na obcych i radośnie na przyjaciół. Usta ma pełne i czasami pomalowane czerwoną szminką, gdy się uśmiecha pokazuje przy tym zęby nie mając nad tym kontroli. Włosy ma brązowe i zwykle proste. Czasami jak nie zadba o nie to puszą się jej od wilgoci. Ubiera się w szerokie, kolorowe spodnie i luźne bluzy. Czasami narzuci na siebie szatę. Na pierwszy rzut oka Avelina sprawia wrażenie osoby spokojnej i cichej. Wokół niej zawsze unosi się zapach palonego drewna, pod którymi tworzy swoje mikstury oraz suszonej nad kominkiem lawendy. Nie jest to zapach szczególnie mocny, ale wyczuwalny. Dopiero przy bliższym poznaniu można stwierdzić, że jest też wesoła i czasami zabawna. Jest osobą dosyć sprzeczną, ponieważ walczą w niej dwie osoby październikowy Skorpion i numerologiczny Filozof.

Avelina Paxton
#259
09.12.2023, 22:21  ✶  

Niezdarność; powinno być jej drugim imieniem. Jej policzki pierwszy raz od wielu lat zarumieniły się z zawstydzenia, strachu i złości. Wpadła na Augustusa Rookwooda, z którym łączyło ją wiele i jednocześnie tak bardzo nic. Jej życie w ostatnim czasie nabierało okropnego tempa, najpierw klątwy, powrót jego, chęć zmian, chęć stworzenia własnego miejsca pracy, szukanie na siłę miłości, choć nie powinna. Miłość powinna przyjść sama, ale ta samotność, która ją otaczała była dla niej okropnie nie do zniesienia. Tak bardzo chciała mieć możliwość wpadnięcia w objęcia mężczyzny, otulenia się jego troską i zapachem, tak bardzo chciałaby mieć możliwość wracania do kogoś do domu, a zamiast tego cierpiała, bo postanowiła przyjaźnić się z kimś kogo kochała, z kimś kogo nie mogła spotykać w świetle dnia, bo wzbudziłoby to kontrowersje, bo zraniłaby jego rodzinę. Patrzyła na niego oniemiała, zszokowana, bo nie spodziewała się go dzisiaj znowu spotkać. Musieli się rozstać, musiała to zakończyć, ale los pchał ich na siebie. Warga z nerwów jej drgnęła, a zęby ostro zagryzły ją tak, że poczuła w nich ból. Ramiona Augustusa sprawiły, że na jej karku pojawiła się gęsie skórka, odchrząknęła i uśmiechnęła się blado do Imogen.

– Przepraszam najmocniej – skłoniła delikatnie głowę – A pani nic nie jest? – zapytała, z rozpędu zwracając się do niej formalnie. W końcu nigdy nie zostały sobie przedstawione, wiedziały w szkole o swoim istnieniu, ale zapewne Paxton była dla niej robakiem, nieistotnym do nawet zaszczycenia myśli w głowie pani Rookwood. Sama Avelina natomiast myślała o niej zbyt często, zbyt często wyobrażała sobie takie spotkanie z Imogen, zbyt często zazdrość zaglądała w jej umysł, gdy żona Augustusa wkradała się w jej myśli. Jaka była? Co robiła? Jak dbała o Augustusa? Czy go kochała? Czy była szczęśliwa? Czy była żmiją? Czy może kochaną kobietą, która dbała o wszystkich dookoła? Wzrok skierowała na swojego przyjaciela i poczuła jak serce jej na chwilę zamarło. Nie pozbędzie się go tak szybko ze swojego serca. Gdy nie było go przy niej łatwo jej było mówić, że jest nie istotny, ale gdy widziała jego oczy wszystko w niej umierało i rodziło się na nowo. – Tak, przepraszam, ale przez ten tłum cięzko się tu poruszać – ponownie przeprosiła.

Gdy Augustus przyznał się do znajomości Paxton spojrzała na niego unosząc brwi zaskoczona. Jak mógł? Jak mógł ją zdradzić? Chciała udawać, że ich nie zna, że są nieistotni, a teraz poznawała Imogen Rookwood. Przełknęła cicho ślinę i wyciągnęła niepewnie dłoń do kobiety przedstawiając się jej sama.

– I nie jestem aptekarką, Rookwood – odpowiedziała mu natychmiast z przekąsem. Nienawidziła, gdy ją tak nazywano, nie sprzedawała tylko leków, robiła je, warzyła każdy eliksir z wielką rozwagą, wiele lat się uczyła i nadal poszerza swoją wiedzę, więc nazywanie ją aptekarką odrobinę godziło ją w serce. ALBO w serce godziło ją to, że to właśnie Augustus ją tak nazwał, że ten wstrętny fałszywy, zakłamany, idealnie przystojny, dźgający ją w odpowiedni sposób do polepszenia swojej pewności, ukochany Rookwood miał czelność kpić z niej w tym dniu. Podejrzewała, że nadal był na nią zły za to, że się naraziła i nie posłuchała jego świętych rozkazów, aby nie szła na statek. Jakby mała wybór, zrobiłaby to jeszcze raz. – Jestem Mistrzynią Eliksirów, pracuję w Eliskirach Ravena i sama robię tam eliksiry – wyjaśniła patrząc na Imogen. Serce biło jej wręcz w uszach ze stresu. Co on chciał osiągnąć? Czemu to zrobił? Czyżby robił dla siebie alibi? Furtkę? Nie rozumiała. I wtedy zadał to pytanie, które wręcz zabolało, rozmawiali o tym, a on tak mamił jej głowę? Cofnęła się o krok, aby nie być zbyt blisko niego, ich. Popatrzyła na każdego z osobna.

– Rookwood, chyba ci piątej klepki brakuje – dodała przełykając z trudem gulę. – Wyśpij się, albo co bo ewidentnie się nie wyspałeś. Skończyły ci się eliksiry nasenne, czy o co chodzi? – zapytała ostro drżącym z nerwów głosem. – Muszę już iść, czeka na mnie Alex – dodała podkreślając przy tym imię Bella. Nie wiedziała czemu to zrobiła, chyba chciała mu wcisnąć igłę w serce. Przechodząc jeszcze szturchnęła Rookwooda niby przypadkiem i spojrzała dyskretnie w jego oczy jakby chciała wyczytać w jego oczach, czy sobie żartował. Zmartwiła się jednak jego słowami, gdy usłyszała, że Imogen chce się wyprowadzić. Czyżby mieli problemy? Może powinna z nim porozmawiać jutro? Albo jak będzie mieć czas?

Odnalazła po krótkiej chwili Alexandra zostawiając za sobą małżeństwo Rookwoodów tak szybko jak tylko mogła. Spojrzała na Bella z delikatnym strachem.

– Idziemy na płomienie? – głos jej drżał, serce waliło zbyt szybko, zmęczenie znowu zaczynało dawać mocno się we znaki, a oczy zaszkliły się tak jakby chciała płakać, ale dzielnie się przed tym powstrzymywała.

Widmo z Biura
The end
Of the sane world of men
Now I question all that I have seen
Is this is a spectre or a dream
Leon to czarodziej obdarzony przeciętnym wzrostem (179 cm) i przeciętnej budowie ciała. Ciemny brąz włosów tego czarodzieja kontrastuje z jego bladą i zimną skórą oraz niebieskimi tęczówkami. Ubiera się przeważnie w ciemne i stonowane kolory szat czarodzieja, choć często nosi wyłącznie mugolskie ubrania. Na pierwszy rzut oka może sprawiać wrażenie bardzo słabowitego, co ma związek z ciążącą na nim niczym klątwa chorobą genetyczną.

Leon Bletchley
#260
09.12.2023, 23:14  ✶  

Niewinny żart z jego strony przyniósł bardzo zadowalający efekt - możliwość ujrzenia uroczo zarumienionej Olivii, która w jego oczach wyglądała jeszcze ładniej. Chciał to zapamiętać. Ta Litha należała do wyjątkowo udanych.

— Bądź silna i niezależna, ale nie okupuj się jakby jakby miał świat skończyć. Za rok także będzie Litha. — Stwierdził z uśmiechem. Jego słowa przepełniał przesadny optymizm, stojący w poważnej sprzeczności z tym, że żyli w bardzo niespokojnych czasach i tak naprawdę nie mieli pewności, czy dane będzie im dożyć następnej Lithy. — Wydaje mi się, że bycie dziwnym jest typowe dla nas, Bletchleyów. — Nie uważał tego za coś niewłaściwego. Po prostu tacy byli.

Pomimo swojej choroby i przeświadczenia, że podjęte przez niego próby wygrania dla Olivii jakiejkolwiek maskotki zakończą się niepowodzeniem, nie zamierzał żałować podjętej próby. Przez wzgląd na Olivię. Ona była jedną z niewielu osób, które nie przypominały mu na każdym kroku o tym, co sam doskonale wiedział. Oszczędzał się jak tylko mógł.

— Będzie mi potrzebne. — Pocałowany w policzek znów się delikatnie zarumienił. — To nie ma związku z tobą, po prostu nie jestem biegły w konkurencjach zręcznościowych. Chętnie to zobaczę. — Wszystkie swoje niepowodzenia na tym polu mógł zrzucić na swoją chorobę. Nie wierzył w to, że ona przynosi pecha. Obserwował rzucającą trzy razy Olivię, której w ogólnym rozrachunku udało się trafić tylko raz w piramidę puszek.

— Potraktujmy to jako rozgrzewkę. Są jeszcze jeszcze dwie atrakcje, chcesz postrzelać z procy albo porzucać obręczą? — Zaproponował przyjaciółce z wesołym uśmiechem, niczym niezrażony swoją oczywistą przegraną.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Rowena Ravenclaw (3439), Bellatrix Black (3179), Pan Losu (3355), Cathal Shafiq (2172), Rodolphus Lestrange (3252), Felix Bell (2197), Perseus Black (2184), Garrick Ollivander (1124), Septima Ollivander (1460), The Little Fox (2342), Leon Bletchley (3770), Olivia Quirke (3146), Vespera Rookwood (2273), Lorraine Malfoy (2168), Laurence Selwyn (1299), Leta Crouch (1909), Ulysses Rookwood (2888), Leviathan Rowle (2539), Chester Rookwood (6440), The Beast (2512), Sarah Macmillan (2428), Florence Bulstrode (1555), Vincent Prewett (1670), Avelina Paxton (3074), Murtagh Macmillan (1528), Augustus Rookwood (2816), The Overseer (2457), The Edge (4021), Maeve Chang (772), Philip Nott (1727), Cain Bletchley (3618), Logan Nott (1069), Bard Beedle (6610), Loretta Lestrange (321), Patrick Steward (2033), Cameron Lupin (3502), Heather Wood (3478), Diana Mulciber (905), Danielle Longbottom (2513), Effimery Trelawney (1523), Lucky Luke (1577), Imogen Rookwood (2434), Dora Crawford (654), Esmé Rowle (2739), Geraldine Yaxley (1544), Nora Figg (1225), The Lightbringer (2213), The Tempest (416), Dagur Nordgersim (2259), Albert Rookwood (699), Hjalmar Nordgersim (1601), Sebastian Macmillan (1919), Alastor Moody (1120), Persephona Degenhardt (1163), Hades McKinnon (1333), Theon Travers (2493)


Strony (38): « Wstecz 1 … 24 25 26 27 28 … 38 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa