• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna Plac i stragany [Lato 1972] Święto Żniw - Kiermasz (Wątek główny)

[Lato 1972] Święto Żniw - Kiermasz (Wątek główny)
Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#511
01.07.2024, 21:16  ✶  
Świeczki i kadzidła Rodziny Mulciber

Charles pozostał przy stoisku Sophie. Leonard do nich dołączył i tam najwyraźniej został. Mijającą Lorien zauważył, że nie była jakoś w nastroju. Nie miał pojęcia, co zaszło między nią a Robertem i Philipem, jeżeli faktycznie coś tam zaszło. Zakomunikował bratu, gdzie są dzieciaki. Skoro decyzję podejmą jak on skończy gadać z Philipem, westchnął. Nie mieszał się do ich dyskusji, skoro umawiali się na jakieś spotkanie.

Podszedł do stoika ze świeczkami i przyjrzał się jego zawartości od strony sprzedającego. Jakby to on teraz to pilnował. Ktoś w sumie musiał. Przynajmniej na razie, jak nie podejmą decyzji.

Richard dostrzegał, że niektórzy się przewijali, spoglądali, ale niekoniecznie może zatrzymywali, aby coś kupić? Stoiska nie zawieszali, nie zamykali. Można było podchodzić w każdej chwili. Obaj z bratem byli przy nim na miejscu. Obsłużyliby.
Słysząc znajomy głos, przeniósł spojrzenie w kierunku uśmiechniętego Sauriela Rookwooda.

- Odpuść. Saurielu.
Zwrócił się poważnie do młodego Rookwooda. To była odpowiedź na jego pochwałę odnośnie świeczek, które doprowadziły do kompromitacji ich rodziny. Richard nie chciał, aby znów z tym tematem denerwowano mu brata.

Uwagę z Sauriela przeniósł na przedstawianą Victorię Lestrange.

- Richard Mulciber.
Przedstawił się dziewczynie, a przy okazji uświadomił Sauriela, z którym bliźniakiem obecnie rozmawia. Robert siedział z tyłu w obecności Philipa (gdyby ktoś potrzebował to wiedzieć).
- Mam nadzieję, że dobrze spędzacie czas na tym wydarzeniu.
Odniósł się do ogółu lammas, nie chcąc i nie zamierzając nawiązywać do jakichkolwiek innych wydarzeń jakie miały tutaj i dalej miejsce. Zwracał się do nich ze spokojem, ale też z powagą, bardziej może licząc na to, że Sauriel chociaż dzisiaj odpuści sobie swoje gierki i wkurzanie jego brata.
Czarodziej
Życie to sztuka, którą uprawia niewielu. Większość tylko wegetuje.
Wysoki brunet, mierzący 193 cm o zielonych oczach. Ubierający się jak zwyczajni mugole, nie rzucając się w oczy. Szczupły, z dobrze zbudowaną sylwetką.

Tristan Ward
#512
01.07.2024, 21:30  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 01.07.2024, 21:33 przez Tristan Ward.)  
Magiczne różności

Przy obsłudze stoiska, czas szybko upływał. Wydarzenia na scenie odbywały się dalej bez przeszkód. Ale i tak Tristan nie zwracał na to uwagi. Ważne było dobrze i odpowiednio obsłużyć klientów. Co prawda, zdziwił się, że szanowny Black nie odczytał jego informacji na temat kamienia a posłuchał tylko swojej towarzyszki. Tak czy inaczej, dokonał zakupy. Ward w takim wypadku, wyrwał karteczkę z notesu i kiedy zapakował w odpowiednie pudełeczko pierścionek, włożył do środka notkę o kamieniu, jaki mu opisał. Czy Perseusa nie zdziwiła cena? W końcu Granat był tańszy od szlachetnego Rubinu. Nie miał jak mu to wyjaśnić, gdyż przez tę chwilę, był sam na stoisku a inni klienci także czekali na obsłużenie. Odebrał kwotę, wręczył pakunek i zajął się pozostałymi.

Być może powinien zrobić sobie przerwę. Coś zjeść. Usiąść. Woda w butelce mu się kończyła. Nie miał nic przeciwko temu, że Olivia poszła po nagrody na loterii. Miała ten czas dla siebie, aby połazić, pozwiedzać, popatrzeć na występy i może coś też zjeść. Ward w tym czasie obsłużył każdego, kto przychodził do jego stoiska coś kupować.

Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#513
02.07.2024, 00:53  ✶  
Świeczki i kadzidła Rodziny Mulciber

– W starych rodzinach czystokrwistych rodów nic nie jest proste – powiedziała to cicho, ale w żadnym razie nie oceniająco. Chciała po prostu dać mu znać, że rozumie, że to jest bardziej skomplikowane, że zależność uczuciowa i emocjonalna, wszystko inne, to nie mogło być proste. Rozumiała to… naprawę to rozumiała, być może jak nikt inny. Rozumiała, że pomimo krzywd, jakie mu zrobili, był od nich na pewien sposób uzależniony. Krzywdy… cholera, odebrali mu życie. Odebrali mu możliwość starzenia się wraz z innymi, wychodzenia na słońce i tak dalej. Lestrange nadal uważała, że jest możliwe mu to zwrócić… Ale wybór należałby do niego, tylko i wyłącznie dla niego, może po raz pierwszy w życiu mógłby sam o sobie zdecydować w tak ważnej sprawie. Chciała go wysłuchać. Chciała, żeby się przed nią otworzył, powiedział coś więcej, a nie tak jak dotychczas, gdy trzeba było jego myśli wyciągać niemalże siłą, albo pogodzić się z tym, że nie zechce mówić. Była gotowa go wysłuchać. Cholera, zniosła już tyle… A on naprawdę potrzebował pomocy. Delikatnej, pokazującej mu odpowiedni kierunek, zachęcającej go do niej leciutkim popchnięciem, a nie ciągnąc na siłę. Nie miała wszak pojęcia o tak wielu sprawach, które mu ciążyły, jak ta z Fergusem, o którym po prostu po Beltane przestała słyszeć.

– Naprawdę chcesz oglądać obrazki? – zachichotała pod nosem, ale potem spojrzała na niego nieco wątpiąco. Z drugiej strony… Cóż, ryciny w albumie zielarskim bywały naprawdę piękne. – Bardziej do szklarni, takiej podobnej jak w Hogwarcie. Znam kilka rozsianych po Anglii – oczywiście, że znała… kochała w końcu kwiaty i interesowała się roślinami, chociaż nie zajmowała się żadną hodowlą, a w domu trzymała jedynie ozdobne okazy. Ale potrzebowała różnych składników do swoich eliksirów, musiała mieć więc kontakt z zielarzami, a oni… mieli swoje szklarnie. – Ale jeśli chcesz do muzeum, to może być muzeum, bardzo chętnie z tobą pójdę– tym bardziej jeśli, jak sam mówił, dawno nigdzie nie był… nic dziwnego, że nie był. Pewnie od czasu przemiany porzucił te wszystkie przyjemności, a może… Może faktycznie dobrze by było coś takiego dla niego zorganizować? Żaden klub i popijawa, na które ciągle chodził, ale może na przykład wyjście do teatru? Muzeum też by dało radę, gdyby tylko była brzydka pogoda, albo jakby mu wcisnąć parasolkę… Albo… Ro był wszak pierwszy eliksir, nad którym myślała najdłużej. Tak naprawdę to powinna się bardziej przyłożyć, przecież tak dużo go omijało tylko ze względu na to cholerne światło dnia i aż ją to zakuło w sercu.

***

Victoria szła u boku Sauriela, z koszykiem w ręku, torebką na ramieniu i przybrała iście kamienną twarz, gdy już się zbliżyli do straganu ze świeczkami. Ewidentnie zamieszanie już zostało… posprzątane, nawet rozejrzała się dyskretnie to tu, to tam, ale nie zauważyła niczego podejrzanego. Musiała jednak włożyć bardzo dużo siły w to, żeby nie wywrócić oczami na słowa Sauriela, aż za mocno uhahanego, kiedy zwrócił się do… właścicieli stoiska. Albo właściciela… Nie była pewna, ale na pewno jedna z kopii Roberta Mulcibera stała teraz za stołem, a Victoria zastanawiała się kto jest synem kogo. Ale bardzo szybko przestała, bo oto została przestawiona, bez żadnych dopisków typu „hehe, moja była”, albo „yyy znajoma”, Sauriel pewnie sam miał problem ją jakoś określić, biorąc pod uwagę naturę ich dziwnej relacji będącą samą definicją wyrażenia „to skomplikowane”. Lestrange zawahała się i było to widoczne, jednak ostatecznie tak jak to wypadało, by kobieta wykonała pierwszy ruch, podała dłoń starszemu mężczyźnie, który przedstawił się jako Richard. Czyli nie Robert. Jej dłoń była absolutnie lodowato zimna, czym ewidentnie zapracowała sobie na miano Zimnej.

– Miło poznać, chyba nie było do tej pory okazji – odparła kurtuazyjnie, po czym szybko zabrała dłoń. – Tak, bardzo miło. Jest trochę tłoczno, ale ludzie widać potrzebowali takiej zabawy – i była to szczera prawda, to co powiedziała: bo naprawdę spędzała bardzo miły czas. Po pierwsze przygarnęła niebieskiego kota, który szukał domu, zwiniętego teraz w kłębek w koszyku, a po drugie naprawdę było jej miło w towarzystwie Sauriela przez prawie cały czas, jaki spędziła na terenie jarmarku. Nie wychylała się nazbyt za Richarda, zerknęła za to na stoisko; co prawda już kupiła wszystko, co potrzebowała, i kadzidła i świece, ale była ciekawa, czy coś się zmieniło, odkąd była tutaj na początku. – Cyrkowcy zrobili niezłe przedstawienie na scenie – dodała, kontynuując neutralną rozmowę, całkowicie świadoma, ze Sauriel pewnie zaraz walnie jakąś bombę. Chyba że jednak się zlituje i popsioczy sobie pod nosem.

Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#514
02.07.2024, 09:20  ✶  
Południowe stragany - Strefa gastronomiczna (stoisko Nory)

Jedzenie potrafiło ukoić największe lęki. Było sposobem na radzenie sobie ze stresem. Tej myśli trzymała się Wood. Jasne, miała świadomość, że można było przesadzić i z tym, jednak nie wydawało jej się, żeby zjedzenie czegoś słodkiego na poprawę humory było czymś złym. Sama nie obżerała się raczej słodkościami, trzymała dietę, bo wiedziała, że jest to istotne, jeśli chciałaby kiedyś wrócić zawodowo do sportu. Jeden lodzik, w te czy w drugą stronę nie powinien jej jednak przecież zaszkodzić, ani Cameronowi.

Cóż, jak się miało okazać te lody nieco skomplikowały jej sytuację, bo zaczęła kwikać jak świnka. Spoglądała spanikowana na Camerona, jakby prosiła go o pomoc. Nie była z siebie w stanie wydobić nic innego, tylko prosiacze odgłosy. Trochę panikowała, ale Lupin jak zawsze przyszedł z ratunkiem. Zjadł te same lody. Został jej bohaterem, mogli sobie teraz razem kwikać do woli.

Roześmiała się perliście, kiedy usłyszała pierwsze kwiknięcie, które wydobyło się z jego ust. Humor zdecydowanie jej się poprawił. Złapała go pod rękę i była gotowa iść dalej, szukać szczęścia w innym miejscu, kiedy ktoś ich zaczepił.

Nie była to szczególnie komfortowa sytuacja, bo w tej chwili mogła przecież jedynie kwikać. Przypomniała sobie dopiero po krótkiej chwili skąd zna Neila, czasem miała problem, aby dopasować twarze do sytuacji, przez to, że poznawała wiele osób. Odpowiedzią na zadane przez niego pytanie było kiwnięcie głową, które miało potwierdzić, że tak, lody smakują, wolała się nie odzywać, żeby nie zacząć kwiczeć. Nachyliła się jednak do Camerona i cichutko kwiknęła mu nad uchem, co miało oznaczać najprawdopodobniej Raz, dwa, trzy - spierdalamy.

Ruda Złośnica
Kto nie wie, dokąd zmierza, nigdy nigdzie nie dojdzie.
Długie, rozpuszczone, nieco niesforne włosy w kolorze rudym. Penny nigdy ich nie związuje. Twarz upstrzona licznymi piegami, na której zawsze widnieje uśmiech. Brązowe oczy. Sylwetka szczupła, a do tego około 165 cm wzrostu. Będąc blisko, można wyczuć delikatny, owocowo-kwiatowy zapach, w którym mieszają się ze sobą różne nuty - gruszka, irys, czarna porzeczka, kwiat pomarańczy...

Penny Weasley
#515
02.07.2024, 10:05  ✶  
Loteria

Być może rzeczywiście, trochę za bardzo dała się porwać kolejnej atrakcji. Wizji wylosowania jakiejś fajnej, ale przy tym zupełnie zbędnej rzeczy w ramach tej całej loterii fantowej. Nie wyglądało jednak na to, żeby czuła się z tego powodu choćby trochę speszona. Zawstydzona? O ile w ogóle dostrzegła, że Matthew miał jakiś problem z tym, aby za nią nadążyć. Można było mieć co do tego pewne wątpliwości.

Zgarnęła podane przez sprzedawca losy, po czym przez chwilę się w nie wpatrywała. Będą szczęśliwe? Oby takimi się okazały. Nie chcąc blokować kolejki do kasy, przeniosła się kawałek dalej, ustawiając się w tej prowadzącej do kół.

- Wiesz, kiedyś na innej loterii udało mi się wygrać małe pudełko czekoladowych żab. A na jeszcze innym, całkiem ładny kociołek, ale że jestem noga z eliksirów, to oddałam go Terry'emu. Rok temu natomiast, trafiła mi się mała skrzyneczka z różnymi winami od Delacour. Jestem naprawdę ciekawa co wylosuje tym razem. - Penny jak to Penny, była naprawdę pozytywnie na to wszystko nastawiona. A może nawet bardziej nakręcona? To określenie zdawało się nawet i bardziej pasować do sytuacji. - Udało Ci się kiedyś coś wygrać, Matt?

Jako że musieli chwilkę odczekać, odstać swoje, mogli na spokojnie się takimi opowieściami wymienić. O ile tylko chcieli. O ile obydwoje chcieli. Penny co prawda zdawała się nie mieć z tym większego problemu. Wyglądało po prawdzie na to, że lubiła sobie czasem trochę pogadać. O różnych takich bzdurach. Mniejszych i większych. Tylko czy towarzyszący jej teraz Matthew widział to w podobny sposób?

- No dobra, Matthew. Życz mi powodzenia. - błysnęła uśmiechem, po czym pozbywając się pierwszego z losów, zakręciła kołem. Trzymając kciuki, czekała na wynik. Na informacje o nagrodzie, pewna że z pewnością wypadnie coś... przynajmniej znośnego. Kiedy jednak padło na puste pole, nie załamała się. W końcu jak to się mawiało? Do 3 razy sztuka, a właśnie tyle losów zdecydowała się zakupić. Wykorzystała więc kolejny i następny. Drugi i trzeci raz zakręciła kołem, a jej pozytywne nastawienie z każdą chwilą topniało. Zawód? Irytacja? Jedno i drugie. Ale przecież nie będzie tutaj zachowywać się jak pięciolatka i tupać nogą, mówiąc że ten duży, pluszowy smok, zabawka mieszcząca się na najwyższej półce wśród nagród, jej się należy! Była na to zbyt dojrzała i inne takie. - Ehh. Obyś miał więcej szczęścia. - westchnęła, cofając się i robiąc miejsce nowemu koledze. Nie bardzo jednak miała chęć cieszyć się z jego ewentualnych wygranych, dlatego zamiast na kole, skupiła się na pobliskich stoiskach. Miała chęć czym prędzej się do nich udać. Może małe zakupy sprawią, że o tym braku wygranej zapomni? O ile rzecz jasna, na te zakupy miała jeszcze dość pieniędzy...

Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#516
02.07.2024, 10:10  ✶  
Południowe stragany - blisko koła fortuny

- Nie przypominam sobie, żebym dźgał cię nożem w - urwał nagle, bo końcem żartu było w organy wewnętrzne. Znów wyglądał na zmieszanego, bo dla niego owszem - to był zabawny żart, ale nagle przypomniał sobie, że nie stoi obok kogoś, kogo umysł dedykowany był znoszeniu jego wisielczego poczucia humoru. Prewett wyglądał, jakby nażarł się słońca. Dosłownie - wchłonął promienie słoneczne i teraz przeszywał nimi wszystkich wokół, takim ludziom nie opowiadało się dowcipów o najsłabszym punkcie ich egzystencji - wystarczył mu jeden precyzyjny ruch noża, żeby nie odratowała go nawet Florence Bulstrode. - Nieważne. - Odrzucił tę myśl. - To nie był dobry żart. - To był dobry żart, po prostu nie był dla niego. Znał kilka osób, które by się z niego zaśmiały bez cienia przerażenia przemykającego gdzieś z boku.

Crow westchnął, rzucając mu zmęczone, ale nawet szczęśliwe spojrzenie. Wyglądał nieco lepiej niż wcześniej. W życiu nie przyznałby tego nawet przed samym sobą, ale przyrównanie chłopaka do słońca miało swoje źródło nie tylko w kiełkującym w nim zauroczeniu. To była... zazdrość. Oh, on też chciałby być taki, dla których ludzi kochał, ale trochę już było dla niego za późno - gdyby był słońcem, to pewnie takim oświetlającym stary, porzucony cmentarz. Kiedy jego miłość wyglądała zza mgły, to nie ogrzewała, tylko palia w język.

- Masa rzeczy - rzucił w odpowiedzi na pytanie - instrukcja obsługi prezentu, do którego dołączona była kartka, rachunek za wodę w moim mieszkaniu, autorski pomysł na rozróżnianie jeży od szpiczaków. - W taki sposób mógł z nim żartować. Odetchnął nieco głośniej i poprawił koszyk, kiedy dotarło do niego, jak podobny repertuar dobrałby przy Elaine. - Coś jest z nim nie tak na pewno, skoro spędzasz tu czas ze mną, ale jeszcze istnieje i ma się dobrze, skoro widząc zamieszanie, dociera do ciebie, że w kraju wybuchła rebelia. - Przekręcił głowę w bok. Ta kolejka naprawdę się nie ruszała, w dodatku kiedy zrobiło się luźniej, wcisnął się przed niego jakiś zjebany kapłan. Cudem powstrzymał się przed podstawieniem mu nogi, właściwie to już wyciągał ją do przodu, żeby ten cały Sebastian wyjebał się na bruk ze wszystkim, co wylosował, ale trzymał koszyk z tym cholernym kotem. Splunął na ziemię, dając ujście narastającej w nim irytacji. - Zaczepiała takiego wkurwiającego Aurora - burknął. - I chcę. Gdzieś tutaj stragan ma autorka twojego pierścionka.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Świnkowa panienka
I’m sorry I said you cheated…even though you DID cheat!
Ślicznie ubrana dziewczyna o nieskazitelnym upięciu jasnych włosów i zadartym nosku. 169cm || przeciętna budowa ciała || bardzo jasne włosy || ciemnoniebieskie oczy

Peppa Potter
#517
02.07.2024, 12:53  ✶  
Stoisko Potterów

Występ się zakończył. Znów była nikim. Organizatorzy festynu krążyli wokół zajęci własnymi sprawami. Gdy opuściła zaplecze, nikt nawet nie spojrzał na nią. Czy ta krótka chwila sławy była warta wysiłku?

Tak.

Bo teraz w dłoni trzymała przepiękną, białą różę.

Teraz musi wydostać się jakoś z tego zbiorowiska. Postanowiła iść wzdłuż granicy terenu festynu, gdy napotkała stoiska. Te również chciała ominąć. Jeszcze by ktoś zobaczył, że przygląda się tym tanim pamiątkom. Co tam sprzedawali... dżemy? Biżuterię robioną w zaciszu własnego domu? Jakieś religijne paciorki? Nawet nie spojrzała na nie. Dopiero ostatnie stoisko zwróciło jej uwagę. Bo było dziwnie znajome.

— Ciocia Elisa?! — wykrzyknęła, z szokiem dopychając się do stoiska Potterów. — Co ty tu robisz? Czemu nikt mi nie powiedział... Czemu w ogóle wystawiamy się w takim miejscu!?

Oczywiście, że nikt jej nie wspomniał. Zrobiłaby wielką burdę i sabotowała przedsięwzięcie.

— Czy to dlatego, że sklep jest zastawiony przez ten cały festyn? Błagam, powiedz, że to dlatego. Chociaż nie sądzę, by ktoś z naszych klientów wybierała się na festiwal wsi w mieście.

Splotła ręce na piersi i westchnęła ciężko. Jak dobrze, że oddali w jej ręce kampanię marketingową na jesień. Firma ma jeszcze szansę wstać z kolan po otworzeniu stoiska na Lammas. (Oczywiście nikt nie miał nadziei, że Peppa zrobi cokolwiek w kwestii projektu, poza tym, nie mieli w zwyczaju tworzyć kampanii reklamowych. Chcieli tylko dać jej zajęcie, by nie wtrącała się w inne sprawy.)

Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#518
02.07.2024, 13:05  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.08.2024, 12:34 przez Brenna Longbottom.)  
Stoisko Potterów, odpowiadam Peppie

- Jak ty wyglądasz, Brenno? - przywitała ją matka tymi słowami i spojrzeniem pełnym dezaprobaty. - Zastąpisz mnie, kiedy pójdę na loterię.
- Tak, mamo.
- Ale nie wiem, jak z taką fryzurą chcesz sprzedawać specyfiki do włosów.
- Sprzedajemy głównie perfumy, mamo.
- Schyl się - mruknęła Elise, jakby nie dosłyszała córki. Brenna przywykła, że robi dokładnie to, czego chce i dostaje to, czego chce, ale z matką... z matką czasem nie umiała walczyć. Pochyliła się więc z westchnieniem, pozwoliła spryskać włosy, które na szczęście odzyskały chwilę temu barwę naturalną, jakimś iście czarodziejskim specyfikiem, i ułożyć je tak, że wyjątkowo nie były rozczochrane. A potem jeszcze Elise na dodatek spryskała ją "Wiosenną burzą" ("zapach bzowego ogrodu tuż po burzy" - jak głosiły hasła reklamowe, a na opakowaniu dało się znaleźć informacje o nutach bzu, drewna migdałowca i kwiatu wiśni) i wetknęła jej w ręce skrzyneczkę. - No, zajmij się klientami. Wracam niedługo.

Elise zdążyła zniknąć w tłumie, nim Peppa podeszła, a gdy druga dziewczyna znalazła się w pobliżu, Brenna właśnie porządkowała próbki.
- To właściwie stoisko mojej matki, ot wystawia tutaj nie tylko własne produkty, a też inne Potterów. Możesz mówić, że nie masz z tym nic wspólnego - odparła po prostu, na jej oburzone okrzyki, nie podnosząc głowy znad skrzyneczki z perfumami, bo nie mogła się ich doliczyć. Zmarszczyła brwi, mając dziwne wrażenie, że przemknął się tutaj jakiś złodziejaszek. Cóż, wliczone w koszty...
Elise Longbottom - Potter od zawsze podobnie jak jej własny ojciec i matka zajmowała się perfumami, i większość wystawianych produktów była jakoś z nią powiązana. A sama Brenna? Tutaj chwilowo tylko zastępowała matkę, nigdy nie miała głowy do tworzenia perfum czy jakiegokolwiek rzemiosła i wyraźnie nie była zbyt przejęta obsługiwaniem klientów na Lammas – zwłaszcza, że przecież taka Ulizanna już dawno weszła do produkcji masowej…
- Jeśli miałabym zgadywać, to po pierwsze chodzi o darmową reklamę, bo zdjęcia stoisk będą w prasie, po drugie, o rozszerzenie grupy klientów, po trzecie rozreklamowanie nowego kremu, po czwarte, budowanie wizerunku marki, która ma mocne związki z lokalną społecznością, tradycjami czarodziejów, po piąte, jeśli czarodzieje średnio zamożni kupią tutaj nasze produkty i się do nich przyzwyczają, potem będą skłonni wydać więcej, by kupować je dalej… i tak, sklep Potterów jest w tej chwili zablokowany, i chyba nawet utknął tam biedny wujek George, bo nie potrafi się teleportować. Nie wiem, dlaczego tak bardzo nie cierpi używać kominków, mógłby użyć sieci Fiuu. Chcesz próbkę? – spytała, po tym całym marketingowym bełkocie (a w wyrzucaniu siebie bełkotu Brenna zawsze była świetna), wskazując na koszyk z próbkami kremów, a potem podniosła wreszcie wzrok znad produktów i obdarzyła Potterównę uśmiechem. – Moja droga, ty tutaj trafiłaś, a chyba jesteś przedstawicielką naszej grupy docelowej. Czy to nie oznacza, że właśnie nasi klienci bywają w takich miejscach?


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#519
02.07.2024, 14:09  ✶  
Południowe stragany

Spięcie mięśni było poza możliwością jego kontrolowania odruchów, tak jak i odnalezienie oczu Flynna, kiedy w nie spojrzał. Oczy mordercy. Mógł go uważać za ślicznego, za uroczego, mógł generalnie bardzo wiele rzeczy - działać dalej wyobraźnią, w której ten ozdrowiałby od grzechów przeszłości, ale wszystko wracało do pierwszego wrażenia, jakie go uderzyło przy tym występie. A raczej - powinno wracać. Tak by się działo, gdyby z tym instynktem było wszystko w porządku. Był wtedy przerażony - człowiek z jego przeszłości nagle pojawił się tuż przed nim. Człowiek, który rzeczywiście - nigdy go nie skrzywdził, ale krzywdził innych. Myśli o tym, że był blisko Fontaine i że Fontaine mogłaby teraz obrócić go w jego kierunku... Bolało - to drugie spotkanie. Przywiało go z powrotem, bo tak cholernie martwił się o Elaine. Gotów był ją zabrać stamtąd - dokądkolwiek, gdziekolwiek. Była taka chętna do nauki, więc może chciałaby się uczyć? I tak dzisiejszego dnia stali na tym sabacie z niedokończonym żarcie o nożu w ciele. Chłodny i nieprzyjemny dreszcz przeszył jego ciało w odpowiedzi, a blizna na plecach po nożu fantomowo zabolała. Poprawił się z dyskomfortu. Dobry żart, tylko niekoniecznie przeznaczone do dobrego towarzystwa.

Drugi za to był dobry i przeznaczony dla dobrego towarzystwa. Bo nawet mimo tego zmęczenia (które pożerało ich obu) zaśmiał się, przymykając oczy na krótki moment.

- Prześlę w takim razie do mojej księgowej i umówię cię z nią na spotkanie. Tak dla pewności, żeby ci się nie zabrało na wymioty przy rachunkowości. - Byłoby to bardzo adekwatne, Laurent naprawdę tego nie lubił. Z wdzięcznością przekazywał to dalej, kiedy w końcu nauczył się, żeby nie robić wszystkiego co związane z New Forest SAMEMU. Teraz przynajmniej miał czas na to, żeby spotkać się ze znajomymi, żeby... zająć się sobą. Co było więcej niż niezbędne przy fakcie, że rozpadało mu się życie. A może rozpadało się właśnie dlatego, że czasu miał za dużo..? Zamiast się nad tym zastanawiać to ujął jego wolną rękę, wyciągając chustkę z kieszeni - oczywiście, że białą - i zawiązał ją tak, żeby materiał zasłaniał obdartą skórę. Dopiero wtedy pociągnął go od koła w kierunku stoisk, żeby nie robić sztucznego tłumu. Wahał się. Wahał się pomiędzy swoją pazernością a potrzebą nie robienia Flynnowi pod górkę, bo tego nie chciał. - Z biżuterią? - Widział takie dwa stoiska, przynajmniej tutaj. Przy czym jedno obsługiwała Olivia..? Więc to nie to? Drogą kalkulacji zostało jedno. Chyba że akurat w drugiej części - tam go jeszcze nie było. Ale skierował ich w stronę stoiska Viorici. Tak czy siak wolał go już odciągnąć, bo ewidentnie go irytowała ta kolejka i czekanie.

- ... Flynn. - Zawahał się przez milisekundę, bo odruchowo chciał powiedzieć: Crow. - Czy tobie pasuje tryb życia prowadzonego w cyrku? Występy na scenie? - Tak przyszło mu to do głowy przy okazji tego tematu o rachunkach. - Mówiłem bardzo poważnie z propozycją tego, żebyś dla mnie pracował. Ze zbudowaniem domu. - Uściślił. - Chociaż mam dużo innych rzeczy do zrobienia, jak zabezpieczenie w końcu tego cholernego domu. - Odetchnął, przeciągając palcami po włosach. - Nawet jeśli chciałbyś dorobić to zachęcam, żebyś skorzystał. - Chciał powiedzieć, że "to propozycja otwarta", ale zmienił ułożenie tego zdania. Wydawało mu się, że do Flynna bardziej niż "możesz skorzystać" przemawiało "zrób to". Ale "zrób to" mógł mówić do kogoś, kto nie myślał ciągle o tym, żeby wrócić właśnie tutaj, bo tu był ktoś, kogo kochał. Tak, pamiętał tę odpowiedź i jego pytanie nie dotyczyło dlatego samego mieszkania tutaj - czarnowłosy wyraził się ponadprzeciętnie jasno na ten temat.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#520
02.07.2024, 17:24  ✶  
Stoisko Mulciberów - świeczki

Wzruszył ramionami na pytanie, czy chce oglądać obrazki, ale towarzyszyła temu mina obojętności, tylko zachęcającego: "no jasne, czemu nie?". Lubił słuchać jak ludzie mieli coś do opowiadania, chociaż czasem niekoniecznie miał cierpliwość, a zbyt skomplikowane tematy tym bardziej potrafił go wybić. Bo był leniwy, bo nie chciało mu się myśleć. Tylko dlatego. Natomiast obrazki? Ha! Na pewno też znajdzie się chwila czy dwie, żeby co nie co opowiedzieć ciekawego na ten temat, więęc... czemu nie? Zresztą to był sposób na spędzenie czasu. A na resztę się musieli po prostu umówić.

Niemal rozbolało go serce widząc, że Robert się nawet z nim nie przywitał, zignorował wręcz jego zaloty! Niemal, bo w gruncie rzeczy nie zdziwiłby się, gdyby w bardziej obszernym towarzystwie, dla swojego spokoju, Robert udawał, że ktoś taki jak Sauriel Rookwood nie istnieje. I była w tym logika - nie łączysz ze sobą ludzi w zbrodni, którzy nie mają ze sobą nic wspólnego. Tak brzmiał ideał, a rzeczywistość potrafiła weryfikować swoje. Chowanie się poza światłem latarni nie miało sensu - ludzie więcej spoglądali w stronę cieni niż na to, co było pod latarnią. Bo bali się tego, czego dostrzec ich oczy nie mogły. łatwo było zapominać o takich niuansach w takim tanecznym duo jak Sauriel i Victoria, ale strach istniał na tym świecie, był prawdziwy, namacalny i zazwyczaj miewał ludzkie oblicze. Nawet jeśli w świecie magii nie brakowało bestii.

- Dzięęki, może być... tylko mało płomieni. - Uśmiechnął się bezczelnie i szeroko, ale tak - mając wyjątkowo dobry humor odpuścił sobie dobijanie swoich ulubionych Mulciberów. No dobrze, nie ulubionych, bo ulubiony był Stanley. I chyba teraz też Charles. Poznanie go zweryfikuje. Zastanawiał się, czy Mulciberowie w ogóle zerknęli na tę scenę - on ledwo przeleciał spojrzeniem i stracił zainteresowanie, chociaż doceniał jak najbardziej. Wszystko fajnie, super... jeszcze musiałby mieć podzielną uwagę, żeby w pełni interesować się deskami teatrzyku i tym, co ma przed własnym nosem. - Przyszedłem się tylko przywitać, pogratulować bachora, co świeczki wam zrobił i spadam. Chyba że ty coś chcesz..? - Pokazał na stoisko. Bo to, co interesowało Sauriela, to dostawało się tylko pod ladą. A nie zamierzał tutaj pytać, czy mają jakąś kokainę! Poza tym z takimi rzeczami szło się do Changów.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Eutierria (8658), Alastor Moody (2816), Viorica Zamfir (7443), Brenna Longbottom (9148), Erik Longbottom (10575), Geraldine Yaxley (3118), Atreus Bulstrode (6249), Thomas Hardwick (2133), Cedric Lupin (7459), Perseus Black (951), Nora Figg (2409), Florence Bulstrode (5777), The Tempest (2039), Heather Wood (4239), Ula Brzęczyszczykiewicz (1800), Dora Crawford (3062), Philip Nott (5347), Bard Beedle (4762), Robert Mulciber (6511), Cameron Lupin (5438), Lyssa Dolohov (6494), Victoria Lestrange (17455), Sauriel Rookwood (10901), Cathal Shafiq (1684), Celine Delacour (3597), Sebastian Macmillan (6935), Stanley Andrew Borgin (8416), Bertie Bott (3462), The Edge (17225), Peppa Potter (1867), Rabastan Lestrange (656), Augustus Rookwood (565), Laurent Prewett (20679), Guinevere McGonagall (2846), Christopher Rosier (238), Lorraine Malfoy (3818), Leon Bletchley (6029), Olivia Quirke (5691), The Overseer (764), Alexander Mulciber (4340), Ambrosia McKinnon (2310), Tristan Ward (5474), Hades McKinnon (2237), Richard Mulciber (13112), The Lightbringer (5951), Thomas Figg (2419), Morpheus Longbottom (3952), Penny Weasley (9069), Vera Travers (2351), Neil Enfer (6742), Millie Moody (5588), Isaac Bagshot (5045), Asena Greyback (344), Anthony Shafiq (13151), Mabel Figg (1777), Ralitsa Zamfir (845), Lorien Mulciber (11735), Sophie Mulciber (3252), Basilius Prewett (3999), Jonathan Selwyn (4962), Charles Mulciber (10107), Leonard Mulciber (4189), Charlotte Kelly (291), Jagoda Brodzki (1208), Jessie Kelly (204), Electra Prewett (1891)

Wątek zamknięty  Dodaj do kolejeczki 

Strony (88): « Wstecz 1 … 50 51 52 53 54 … 88 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa