Charles pozostał przy stoisku Sophie. Leonard do nich dołączył i tam najwyraźniej został. Mijającą Lorien zauważył, że nie była jakoś w nastroju. Nie miał pojęcia, co zaszło między nią a Robertem i Philipem, jeżeli faktycznie coś tam zaszło. Zakomunikował bratu, gdzie są dzieciaki. Skoro decyzję podejmą jak on skończy gadać z Philipem, westchnął. Nie mieszał się do ich dyskusji, skoro umawiali się na jakieś spotkanie.
Podszedł do stoika ze świeczkami i przyjrzał się jego zawartości od strony sprzedającego. Jakby to on teraz to pilnował. Ktoś w sumie musiał. Przynajmniej na razie, jak nie podejmą decyzji.
Richard dostrzegał, że niektórzy się przewijali, spoglądali, ale niekoniecznie może zatrzymywali, aby coś kupić? Stoiska nie zawieszali, nie zamykali. Można było podchodzić w każdej chwili. Obaj z bratem byli przy nim na miejscu. Obsłużyliby.
Słysząc znajomy głos, przeniósł spojrzenie w kierunku uśmiechniętego Sauriela Rookwooda.
Zwrócił się poważnie do młodego Rookwooda. To była odpowiedź na jego pochwałę odnośnie świeczek, które doprowadziły do kompromitacji ich rodziny. Richard nie chciał, aby znów z tym tematem denerwowano mu brata.
Uwagę z Sauriela przeniósł na przedstawianą Victorię Lestrange.
- Richard Mulciber.Przedstawił się dziewczynie, a przy okazji uświadomił Sauriela, z którym bliźniakiem obecnie rozmawia. Robert siedział z tyłu w obecności Philipa (gdyby ktoś potrzebował to wiedzieć).
- Mam nadzieję, że dobrze spędzacie czas na tym wydarzeniu.
Odniósł się do ogółu lammas, nie chcąc i nie zamierzając nawiązywać do jakichkolwiek innych wydarzeń jakie miały tutaj i dalej miejsce. Zwracał się do nich ze spokojem, ale też z powagą, bardziej może licząc na to, że Sauriel chociaż dzisiaj odpuści sobie swoje gierki i wkurzanie jego brata.