• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie Hogsmeade 27.08 – Sen Nocy Letniej [Towarzystwo MUZA]

27.08 – Sen Nocy Letniej [Towarzystwo MUZA]
The Nocturn's Delight
My name is Ozymandias,
King of Kings;
Normalnie skóra zdjęta z ojca! 177 cm wzrostu, waży koło 70 kg. Szczupły młodzieniec, chodzi wyprostowany emanując pewnością siebie. Ma wyjątkowo jasne włosy, które od razu zdradzają jego pochodzenie od Malfoyów. Oczy jasne w szarym odcieniu. Można odnieść wrażenie, że jest wiecznie z czegoś niezadowolony, ale wrażenie to umyka, gdy otwiera usta - charyzmatyczny chłopiec z łagodnym, może nieco chrapliwym głosem.

Baldwin Malfoy
#51
09.10.2024, 09:02  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.10.2024, 09:04 przez Baldwin Malfoy.)  
Widownia - wraz z Malfoy'ową gromadką (Calanthe, Desmond, Lorraine) + honorowy Malfoy: Oleander

Śmiech Lorraine był niebezpieczny. Był jednym z tych pięknych, krystalicznie czystych dźwięków, w których kryła się wila natura czarownicy. A potem ów śmiech zamarł i Baldwin nie mógł powstrzymać się przed uśmiechem - ona wie. Dostrzegła to. Ironię słów, które głosił ze sceny jak natchnioną mantrę. Dostrzegła, ale czy… zrozumiała?
Znów poczuł tą ekscytującą iskrę magii między nimi, nawet jeśli to siostra zdawała się pochłaniać jego całą uwagę.

Większość myśli powinna pozostać niewypowiedziana.
Powinna, ale nie zawsze była. I o ile pochwałę Desmonda za występ skomentował jedynie przewróceniem oczami - oczywiście, że to było odważne. Ale pewnie połowa tych napuszonych durni nawet tego nie dostrzegła; tak bierny opór przed przekazaniem Calanthe w jego ręce - doczekał się reakcji. Natychmiastowej. Może nieco nieprzemyślanej.
- Nie rozkazuj jej.- Burknął.- To nie kurwa z Nokturnu.
Chciał jeszcze dodać coś więcej, ale na ich małej szachownicy pojawiła się kolejna osoba. Oleander. Baldwin wysłuchał go w milczeniu. Każdego drobnego wyrzutu. Każdej małej igiełki, którą mu wbijał aktualnie w duszę.
- Wybacz Oleanderze.- Westchnął, przykładając dłoń do serca jakby zamiast Snu Nocy Letniej przyszło im inscenizować Romea i Julię.
Tu. Teraz. Przy wszystkich.
- Ale... Sądząc po tym jak blisko byłeś z tą szlamolubną dzi…- Ugryzł się szybko w język- .. ewczynką…- dokończył pozwalając sobie na jeden z paskudniejszych uśmieszków na jakie go było stać dzisiejszego wieczoru. Naprawdę? Obłapiać w pasie jakąś idiotkę paplającą o równości z tym ścierwem mugolskiego pochodzenia. Już lepiej pieprzyć mugola w ramach pogłębiania wiedzy o ich marnym życiu. -... sądziłem, że wolisz z nią zostać sam na sam. Jeszcze. Chwilkę. Dłużej.
Przechylił głowę w bok na tyle by ciemne pukle świeżo przyciętych włosów opadły mu na ramię. Przesunął spojrzeniem po twarzy Oleandra, dając mu to, czego chłopak oczekiwał. Atencję. Widział już tak wiele wariacji metamorfomaga, a jednak to ta prawdziwa zdawała się być najpiękniejsza z nich wszystkich. Choć ten proszący się o kłopoty uśmieszek nie zniknął, to jednak w oku błysnęło coś innego. Ni to zaproszenie ni propozycja. Niewypowiedziane “wolałbyś bym nosił ciebie jak pannę młodą?” zawisło na moment w powietrzu.

Teraz.
Dopiero teraz zwrócił uwagę na połyskujący na szyi siostry naszyjnik. Nie znał go. Nie pamiętał. Więc musiał być nowy. Wadził mu. Psuł obraz doskonałości jaką była Calanthe, był ciałem obcym, niepotrzebnym dodatkiem na jej bladej, łabędziej szyi. Ale nie powiedział ani słowa. Nie wykonał ani jednego gestu, choć Matka mu świadkiem, że chciał. Przesunąć palcami po chłodnym kamieniu, przejść nimi na ciepłą skórę siostry. Poczuć jej  fakturę, pobudzić każdy nerw, zacisnąć palce, szepnąć w rozchylone, próbujące złapać namiastkę tlenu, usta dwa krótkie słowa: Jesteś moja.
Zawsze była.
Ale nic nie zrobił. Nie uśmiechnął się, nie dał jej żadnego wyrazu aprobaty czy dezaprobaty. Nie zamierzał w żaden sposób wpływać też na jej decyzję. Jeśli chciała jak ostatnia panienka do towarzystwa dać się zawlec ku stolikowi z alkoholem (czuł, że prędzej niż później sam tam trafi) - to nadal była jej decyzja. Nawet jeśli za senną, koszmarną swojego wernisażu Baldwin ukrył namiastkę jej boskości - mogła ją odtrącić.
Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#52
09.10.2024, 13:57  ✶  

Z hrabią, namiot bankietowy, tańczą

Camille wzniosła lekko kieliszek w geście toastu, a potem zanurzyła usta w krwistoczerwonym winie. Ledwo umoczyła wargi, tak jak uczono ją przez lata, by nie zdradziła się z faktem, że alkohol w ogóle na nią nie działał, gdy mężczyzna poprosił ją do tańca. Z lekkim uśmiechem odstawiła wino, wiedząc doskonale, że za chwilę będą musieli pójść po nowe, bo to była kolejna rzecz, której ją uczono: nie zostawiaj swojego napoju niepilnowanego. A jeżeli do tego dojdzie: weź nowy. To była cenna lekcja, i chociaż Camille wiedziała, że nie działają na nią niektóre trucizny, to jednak wolała się do niej stosować.

Dygnęła lekko, a potem pozwoliła sobie przybliżyć do mężczyzny na tyle, by móc wsunąć dłoń w jego dłoń, a palce drugiej ułożyć na ramieniu hrabiego. Uśmiechnęła się przyjaźnie, chcąc ciągnąć tę konwersację, którą rozpoczęła, by zmienić temat. Nie wiedziała co mogło zajść między jej towarzyszem a Selwynem i chyba nie chciała dociekać, o co dokładnie mówiło. Zwłaszcza że nie postrzegała go już jako partii, która mogłaby pomóc wyrwać się z tego dziwnego tańca, który rozpoczęli zanim w ogóle złożyli ramę do walca.
- Oleander jest niezwykle utalentowany. Miałam okazję słuchać jego muzyki we Francji, gdy bywałam na przyjęciach organizowanych przez moich rodziców - odpowiedziała po francusku, zniżając głos. Nie chciała, żeby każdy słyszał, o czym rozmawiali - to, że świergotali w innym języku nie znaczyło, że ktoś obcy nie mógł podsłuchać. Francuski wśród elity artystycznej był niezwykle popularnym językiem, miała okazję się o tym przekonać i to niejednokrotnie. - Znam także Lorraine, ale jeżeli ktokolwiek miałby stanąć w szranki o twoją atencję, to powinna być to urocza Rita.
Wyraziła swoją opinię, bo pamiętała uczucie, które towarzyszyło jej podczas muzyki, płynącej spod palców kobiety. Miała wrażenie, że Malfoy nie do końca pokazała swój prawdziwy talent, który miała i o którym Camille wiedziała. Być może to było celowe, ale zapytać o to - to byłby dopiero nietakt.
- Proszę, przestań. Zawstydzasz mnie - odpowiedziała szczerze, ale w jej tonie wybrzmiała nuta ostrzegawcza, chociaż została załagodzona delikatnym uśmiechem. Camille nie należała do osób, które kochały chaos, chociaż śmiało można było powiedzieć, że ostatnimi czasy żyła w chaosie. - Podejdziemy do niego?
Zapytała, wodząc wzrokiem ponad ramieniem towarzysza, szukając Oleandra.

Percepcja na plotki (I)
Rzut O 1d100 - 44
Akcja nieudana
Diva
I felt my heart crack -
slowly like a pomegranate,
spilling its seeds.
Burza czarno-srebrnych loków, blade lico, gwiazdozbiory piegów. Oleander jest młodym mężczyzną o 183 centymetrach wzrostu i nienagannej posturze. Jego oczy zmieniają kolor w zależności od nastroju, dnia, pogody, miesiąca - lawiruje pomiędzy odcieniami z pomocą metamorfomagii. Dłonie ma smukłe, palce długie. Nosi biżuterię i kolczyki, ale zazwyczaj tylko wieczorami bądź na występy. Gustuje w perłach, złocie i szafirach. Na pierwszy rzut oka uśmiechnięty, pełny życia i pasji młody człowiek, który nie stroni od tłumów i rozgłosu.

Oleander Crouch
#53
09.10.2024, 14:55  ✶  
Widownia z Lorraine, Desmondem, Calanthe i Baldwinem.

Rozmawiam z Baldwinem.

Zielone oczy Oleandra pociemniały. Odcień letniej trawy zabrudził się łuną nadchodzącej jesieni, która w ostatecznym rozrachunku okazała się tylko rudą falą przechodzącą po upiętych kwiatami włosach Croucha.

Chłopak roześmiał się perliście, choć nie było w tym dźwięku nic przyjemnego; straszył chłodem i żywiołem, z którego wyławiane były słonowodne, drogie naszyjniki.

Krótkie spojrzenie w stronę matki przywróciło go na ziemię, bo już byłby spoliczkował Baldwina za tak zuchwały komentarz, podpięty jeszcze bardziej śmiałą propozycją - tej by nie odmówił, w tym tkwiła jego słabość.

- Jak chciałeś kontynuować ogniste wypowiedzi, to trzeba było zostać dłużej na scenie, a nie przelewać na mnie swoje skrzywienia - odparł wciąż wypowiadając się z ciepłym uśmiechem, jakim chwilę temu obdarzył Calanthe; choć dodał doń nutkę protekcjonalności, aby podgrzać Baldwinowe emocje, aby dostać ich więcej i spłonąć razem z nim, jeżeli płomień nie zostanie ugaszony w odpowiednim momencie.

- Cieszę się, że tak bacznie się mi przyglądałeś, pochlebia mi to, jak zawsze z resztą, ale że zdążyłeś przy tym wykluć tego typu sprośne myśli? - sam takowe miał, dlatego bawiła go ta wymiana zdań jeszcze bardziej. Zacmokał z niezadowoleniem jakby był tutorem oceniającym zdolności swego ucznia.

- Grzeczniej się do mnie zwracaj, bo tam stoi moja matka, a nie chciałbym jej rozczarować - mrugnął do aktora-malarza i ściszył głos wypowiadając te ostatnią kwestię.


“Why can't I try on different lives, like dresses, to see which one fits best?”
♦♦♦
Czarodziejska legenda
O! from what power hast thou this powerful might,
With insufficiency my heart to sway?
Przed dwoma tysiącami lat niewielkie irlandzkie miasteczko Waterford spłynęło krwią okrutnego męża i bezdusznego ojca kobiety, która zbyt wiele wycierpiała z ich rąk. Upiorzyca gnana nienawiścią i pragnieniem zemsty, przez lata dotkliwie karała wiarołomnych kochanków i mężów, aż zasnęła w swym rodzinnym grobowcu. Mieszkańcy co roku w rocznicę jej zgonu kładą na ciężkiej marmurowej płycie krypty rytualny kamień, który ma zapewnić im bezpieczeństwo. Ze szczątkowych zapisków etnologów i lokalnych pieśni, można wywnioskować, że kobieta była użytkowniczką magii. Czy znajdzie się śmiałek, który zdecyduje się zdjąć kamień i pocałunkiem obudzić bladolicą śniącą o ustach czerwonych jak krew?

Dearg Dur
#54
09.10.2024, 15:48  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.10.2024, 15:50 przez Dearg Dur.)  
Większość gości i artystów znajduje się obecnie w części: Bankiet.

  • Ministra rozmawia z Alexandrem Blatchey'em wyraźnie rozbawiona tym co mówi do niej szef departamentu. Jej towarzysz wypija kolejny kieliszek wina.
  • Ciotki Parkinson są zbite w grupie i rozmawiają ze sobą o czymś ściszonymi głosami. Najstarsza jednoznacznie jest czymś obrzydzona, środkowa chichocze, a najmłodsza zażarcie próbuje ich do czegoś przekonać, nie podnosząc jednak głosu.
  • Fortinbras Malfoy, Theseus Burke oraz jego syn rozmawiają o czymś w rogu namiotu, z dala od obrazów.
  • Eleonora Malfoy oraz żona Theseusa Burke piją we dwie wino. Żona szefa departamentu opowiada jej o wrażeniach z koncertu głośno i żywiołowo, kiedy Eleonora milcząco przegląda ofertę przekąsek, ale nic poza winem nie przechodzi jej przez gardło.
  • Beatrice Crouch odłączyła się od młodszego pokolenia na rzecz oglądania miniwernisażu Lyssy Dolohov. Jej rodzina łypiąca co jakiś czas okiem i kontrolująca jej ruchy wie, że do instalacji Baldwina nawet nie podeszła.
  • Lauretta Selwyn chciała podejść do pani Crouch, ale drogę zastąpił jej Isaac i zaczęli rozmawiać.
  • Raphaela Avery pod rękę z Enzo Remingtonem rozmawia o obrazach przy grającej harfie z Morpheusem Longbottomem.
  • Camille Delacour i Hrabia przestają tańczyć i idą do Oleandra.
  • Jonathan Selwyn, Jessie Kelly, Rita Kelly oraz funkcjonariusz Bumu jako jedyni pozostali nad brzegiem jeziora w części Publiczność. Są dobrze dla wszystkich widoczni, choć nie słychać o czym rozmawiają.

Camille, później też Oleander, Lorraine, Baldwin, Calanthe i Desmond


– Rita? – powtórzył za nią, w lekkim zdziwieniu, a potem na moment uciekł wzrokiem za jej plecami, a jego przystojna twarz obmalowana została głębokim zastanowieniem. – Przyznam Ci się, że wole dojrzalsze bukiety. Możemy też zobaczyć wernisaże, laur jest jeden, a nie tylko muzycy walczą o naszą uwagę. Choć w moim przypadku, walka ta jest z góry przegrana. – Zakończył taniec ponownym ukłonem, w starej szkole, ponownie całując jej dłoń bez przerywania kontaktu wzrokowego, dając jej jednoznacznie do zrozumienia, kto zajmuje jego myśli. Zaraz potem jednak ujmując nowe dlań kieliszki, dostosował się do jej prośby i ruszył do Oleandra i jego towarzyszy, korzystając z tego, że artysta pojawił się pod błękitnym namiotem Bankietowym.

– Oleander Crouch. Rozwinął się pan od czasów francuskich recitali. To była przyjemność móc pana wysłuchać dzisiaj. – podjął z wyraźnym francuskim akcentem. – Wszystkim Wam należą się ukłony, pragnąłbym jednak z towarzyszką porwać na moment pana Croucha, przez wzgląd na naszych wspólnych znajomych. – Uśmiechnął się ujmująco, czyniąc krok w tył, jakby fizycznie zapraszał też pianistę do nabrania dystansu od zbitej grupki kuzynów.
 

Issac


Jej ruchy były pełne gracji, różowa suknia lśniła podkreślając jasną skórę osoby, która godzinami doprowadzała do perfekcji każdy swój gest. Zamierzała podejść do samotnej Beatrice Crouch, która oglądała obrazy, ale młody Bagshot zastąpił jej drogę. Isaac nie przypominał sobie jej nazwiska, z jej twarzy z kolei trudno było wyczytać, czy ona rozpoznaje jego.
W końcu przez ostatnie trzy miesiące było głośno o pewnym dziennikarzu i jego artykułach. Kobieta uśmiechnęła się na komplement, utrzymując wciąż smukłą wyprostowaną pozę. jakby cały czas była na scenie. Była wysoka na tyle, że niemal mogła spoglądać Bagshotowi prosto w twarz bez zadzierania głowy.
– Bardzo dziękuję, to rzeczywiście wiele pracy. Zawód tancerza wymaga niezwykłej samodyscypliny, tu zdecydowanie trudniej wspomagać się magią, jeśli ciało nie jest wystarczająco wytrenowane. Występ to tylko wierzchołek góry lodowej godziny ćwiczeń i porażek za zamkniętymi drzwiami.

Enzo i później Morpheus


– Pozwolę Ci na cokolwiek będziesz chciał... – wymruczała w stronę Enzo, nie głośno, ale też na tyle głośno, że towarzyszący im jeszcze Isaac gdy szli w kierunku namiotu Bankietowego. Gdy ten się odłączył, przyjęła kieliszek wina i wymieniła z Remingtonem kilka szeptów, co jakiś czas spoglądając w stronę tańczącej pary.

Odchrząknęła i wyprostowała się godnie wraz z pojawieniem się Morpheusa.
– Och oczywiście panie Longbottom, w końcu laur może trafić nie tylko do muzyka, ale też malarza. Muszę przyznać, że Baldwin Malfoy zwiększył sobie szanse, ale wyraźnie dał do zrozumienia cioci, że albo przyjmiemy i deklamację i instalację malarską, albo nie pojawi się wcale. To wielki ekscentryk, żyjący w duchu romantycznej wizji bohemy i artysty uciemiężonego. Coraz częściej występuje w The Globe. Jego charyzma podoba się publiczności. Zaś obrazy tworzy najpewniej z potrzeby serca i uwiecznienia myśli szarpiących jego artystyczną duszę. Z kolei panna Dolohov, to córka naszego umiłowanego wieszcza Vakela Dolohova, z pewnością pan o nim słyszał? Jej talent do doboru kolorów jest imponujący, a obrazy tak rzeczywiste, że mam wrażenie, jakbym patrzyła w okno. Ma niesamowite oczy i intuicję.

Rita, Jonathan i Jessie


– Jutro? – rozpromienił się w widoczny sposób, zupełnie jak podczas drugiego spotkania, jakby nie wierzył, że to zaproszenie jakikolwiek odniesie pozytywny odzew. – Cudownie, to ja... – urwał spłoszony nadejście Jonathana i Jessie'ego. Oczy momentalnie powędrowały na czubki butów.
– Nie, nie absolutnie, chciałem ja... ja chciałem tylko pogratulować. – powiedział, po czym pospiesznie odszedł od nich oddalając się w kierunku namiotu Artystów, wracając na swój patrol.


Zasłyszane podczas wydarzenia


[+]Lorraine
Wasza grupa stała niedaleko ciotek Parkinson, zawzięcie o czymś dyskutującym. Byłaś zaabsorobowana rozmową, by wyłapać wszystko, ale niewątpliwie dotarły do Ciebie szczątki rozmowy:
– Mugolaki i element społeczny, co dalej? Koncert na Nokturnie? – brzmiały oburzone słowa najstarszej z nich.
– Tą Lorraine dawno powinni... czy ona w ogóle myje ręce po...? – przestraszone słowa najmłodszej oraz
– Czy obstawiamy, jak obrotowe są drzwi Avery moje drogie? – wyraźnie rozbawionej środkowej.
[+]Morpheus
Gdy oglądałeś obrazy, do Twoich uszu dobiegły rozemocjonowane wrażeniami słowa pani Burke, która próbowała niezmiennie zagaić rozmowę z panią Malfoy.
– Nepotyzm to jedyna szansa, na uratowanie tego upadającego Ministerstwa. Tak to jest, moja droga. Ta cała Kelly? Przybłęda znikąd, a promują ją jak wschodzącą gwiazdę estrady. Toż nikt nie zapamięta jej nazwiska dłużej niż trzy minuty. Jakby wróciła do panieńskiego matki, och, ale to Parkinsonówny by się oburzyły, pamiętasz ten skandal sprzed lat? Kiedyś to oczyszczaliśmy się od razu z takiego elementu, nikt nigdy by jej tu nie wpuściła, ale widzisz, świat się zmienia. Ten mugolak ubierający nieszczęsną Selwynównę? Nie zazdroszczę, jeśli ktoś jej jeszcze zrobił zdjęcia. Co ta Avery miała w głowie, to nie jestem w stanie pojąć. Dobrze że Oleander uratował to wydarzenie. Jego palce były takie... takie szybkie.
[+]Brenna
Rozważając puste miejsca przypomniałaś sobie, że przechodząc z Atreusem obok ciotek Parkinson, te dyskutowały o nieobecności jednego z patronów: Anthony'ego Shafiqa.
– Prędzej spodziewałabym się naszego Tony'ego, niż tego starego Malfoya, toż to on prawie wcale z domu nie wychodzi! – dziwiła się najstarsza.
– Może po wczorajszym wieczorku hazardowym za bardzo zajęty był Crouchową? – zasugerowała środkowa.
– Chcesz powiedzieć panią Mulciber? Ciociu, ona jest mężatką od pół roku. – poprawiła usłużnie najmłodsza.
– Jakby kiedykolwiek mu to robiło! – zaśmiała się rubasznie znów środkowa.
[+]Eden i Atreus
Szept Eden postawił Brennę w gotowości. Oboje dostrzegliście charakterystyczne objawy Panna-Longbottom-Znów-Na-Służbie, jej szybką ocenę sytuacji, szybką kalkulację możliwych zagrożeń i sposobów ich rozwiązań. Staliście jednak tak, że zza swoich pleców to Wy, a nie ona usłyszeliście urywki rozmowy Ministry z Alexandrem Blatcheyem:
– ... a co myślisz o nim? – niski baryton próbował szeptać, ale i tak był dźwięczny na tyle, by dolatywać również do cudzych uszu.
– Nada się, spójrz na... potrzebujemy odświeżonego wizerunku... planuję roszady... prasa jest...
– ... współpracował i słyszałem, że bardzo... trzeba się rozejrzeć Eugenio... czas Moody jest...
– Tak sądzisz? Myślałam raczej o... Przyjrzę się temu potem.
[+]Atreus
Stałeś pod takim kątem, żeby dostrzec, że Alexander Blatchey podczas tej rozmowy wskazał głową na Erika
[+]Rita
Ta myśl przyszła do Ciebie jeszcze gdy stałaś na scenie. Kojarzyłaś Yaxley'a, który siedział obok Ministry, był od Ciebie i Jessie'ego rok młodszy. Buńczuczny i krzykliwy zawadiaka, który jeszcze w Hogwarcie odgrażał się, że nawet jeśli rodzice zakręcą mu kurek z pieniędzmi to znajdzie sobie jakąś porządną Sugar Mommy i nie będzie musiał martwić się o swój los. Kiedy pójdziesz pod błękitny namiot, do Twoich uszu doleci kilka złośliwych komentarzy ciotek Parkinson, że Maxwell Cattermole został wymieniony na młodszy model.
[+]Isaac
Podążając w stronę tancerki w oko wpada Ci młokos, towarzysz Ministry, który po odstawieniu kieliszka próbował objąć ją w pasie i szepnąć kilka słów. Kobieta rozmawiająca z szefem Departamentu (Twojego miejsca pracy) odgoniła go jednak jak natarczywego psiaka, posyłając mu przy tym całusa w powietrzu.
[+]Enzo
Raphaela, gdy przez moment byliście sami, nachyliła się do Ciebie i szepnęła:
– Bo Ty mój kochany pracujesz w tym Departamencie Zagranicznym. Wiesz w ogóle kto to jest? – wskazała Ci na hrabiego. – Ciocia kazał dopisać mi go do listy gości zupełnie nagle, a nigdy nie mieliśmy w Muzie zagranicznych patronów. Zdaje się, że w ogóle wiedział o tym wydarzeniu, choć listy były imienne, a sprawdziłam i kobieta z którą jest w żaden sposób też nie była związana z Muzą. Chciałam o tym porozmawiać z ciocią, ale zaniemogła i prosiła, żebym do niej nie przyjeżdżała, trochę mnie to niepokoi, ale cieszę się, że jesteś obok... Przy Tobie czuję, że nic złego nie może mnie spotkać.– jej oczy lśniły wpatrzone w Ciebie, i choć nie powiedzieliście sobie tego wcześniej, byłeś w pełni świadom, że rozmawiasz z dziewczyną absolutnie Tobą zauroczoną.
[+]Oleander
Masz wrażenie, że namiot huczy zachwytem nad Tobą. Jeszcze kiedy byłeś na scenie, czułeś, że otacza Cię nimb zachwytu, że ukradłeś serca wszystkich, że wszyscy mówią tylko o Tobie i Twoim występie. Teraz pod namiotem też co jakiś czas słyszysz swoje nazwisko, widzisz oczy ludzi co jakiś czas spoglądające w Twoją stronę. Żona Theseusa Burke rozmawiająca z Eleonorą Malfoy przoduje w otwartych zachwytach nad Twoją grą. Tylko jej nie ma obok - Beatrice odeszła na bok i ogląda jakieś obrazy, zamiast patrzeć się na Ciebie i świętować Twój sukces. Jej usta są zasznurowane, ale kto wie... może pilnuje swoich słów, by popłynęły wprost do Ciebie.

Tura trwa do 13.10 (niedziela), godz. 23:59.

Rozrywka w dalszym ciągu jest swobodna, ilość postów dowolna.

UWAGA: W poniedziałek nastąpi przeskok czasowy i rozpoczęcie III Fazy eventu, czyli zakończenie wydarzenia w którym przejdziemy na trzydniową turę. Weźcie to pod uwagę w kontekście odznaki i punktów, które uzyskuje się za osiągnięcie pełnej sesji tj. 1500 słów w temacie.

Do tego czasu możecie wciąż zbierać informacje za pomocą interakcji z NPCami i otoczeniem. Kształt III Fazy eventu zależy od Waszych obserwacji i działań.

Planuję do niedzieli jeszcze dwa wpisy Mistrza Gry z interakcją NPCów.

Przypominam o pisaniu na samej górze co i z kim robi Wasza postać oraz podkreślaniu najważniejszych akcji w poście.
Sunshine
Pretty brown eyes and a mind full of thoughts.
Promienny uśmiech zawsze zdobi jej twarz, wydawać by się mogło, że nigdy się nie smuci. Patrzy na świat bystrymi oczami w kolorze orzecha laskowego. Włosy ma zazwyczaj brązowe, chociaż latem gdzieniegdzie pojawiają się jasne pasemka, kiedy pozwoli słońcu je musnąć swoimi promieniami. Usta różane, nos lekko zadarty, twarz obsypana piegami. Jest szczupła, nie należy do wysokich kobiet, bo ma około 168 cm wzrostu.

Rita Kelly
#55
09.10.2024, 21:01  ✶  

Rita rozmawia z Jonathanem i swoim bratem

- Tak, jutro, jak najbardziej, jutro będzie w porządku - Ledwo jednak udało jej się wyrzucić z siebie kilka słów pojawili się oni. Panna Kelly uniosła wzrok, w przeciwieństwie do Cedrika, ona zupełnie nie speszyła się obecnością tej dwójki, chociaż miała świadomość, że może ona działać na jej niekorzyść. Tak jak podejrzewała, brygadzista bardzo szybko zaczął oglądać swoje buty i się od nich oddalił - Do jutra Cedrik! - Rzuciła mu jeszcze radosnym głosem na pożegnanie.

Dopiero wtedy przywitała się z wujem. Zaczęła od krótkiego przytulenia go. - Wujku, nie słódź mi tak, bo się zarumienię, dziękuję za te miłe słowa. - Otaczała się naprawdę cudownymi ludźmi, wiedzieli jak ją podbudować. - Myślę, że wszyscy wykonawcy dzisiaj popisali się swoimi umiejętnościami. - Wolała to podkreślić, bo nie należała do próżnych osób i wydawało jej się, że warto docenić przygotowanie wszystkich uczestników koncertu.

Przeniosła spojrzenie na brata, wyraz twarzy nieco jej się zmienił. Spoglądała na niego nieco zirytowana. - Czy musisz straszyć wszystkich moich adoratorów? - Zapytała z wyrzutem. Nie do końca jej się to podobało. Rozumiała, że jest jego siostrą, musi o nią dbać, ale bez przesady. Nie musiał, aż tak się angażować w jej życie osobiste.

Po chwili jednak wrócił jej dobry humor. Nie chciała skupiać się na tych negatywnych wibracjach, które się między nimi pojawiły. - Cieszę się, że ci się podobało! - Dodała tym razem z uśmiechem.

alabama queen
I'll lose my mind at least
another thousand times
Drobina mierząca sobie 166 centymetrów wzrostu, ważąca niecałe 50 kilogramów. Jest drobna, krucha, zamiast zarysu mięśni, na jej ciele widać zarys kości. Ma długie włosy w kolorze srebrzystego blondu, typowego dla Malfoyów. Pomimo mizernego ciała, nosi się dumnie - wiecznie wyprostowana, z uniesioną głową, mierząca świat bladymi, szarymi oczami z niebieskimi refleksami.

Calanthe Malfoy
#56
10.10.2024, 00:18  ✶  
Widownia razem z Desmondem, Baldwinem, Lorraine, Oleandrem, hrabią i Camille

Z trudem powstrzymała lecącą ku górze brew, gdy utrzymywała spojrzenie wbite w brata. Zleciało z jego twarzy na trzymaną przez niego Lorraine i kwiaty, które odebrał w momencie, gdy tylko stopy półwily ponownie dotknęły ziemi. Mrugnęła i uśmiechnęła się lekko, wyciągając dłonie ku bliźniakowi.
— Baldwinie — wymruczała łagodnie, przyjmując wręczony bukiet. Przy okazji musnęła palcami dłoń brata, ale zamiast pochwycić ją, cofnęła własne, trzymając kwiaty blisko klatki piersiowej. Jej wargi drgnęły w kolejnym uśmiechu, gdy Baldwin tak wyraźnie zaakcentował czas przeszły. Wiedziała, do czego zmierzał, ale czy powinna mu na to pozwolić? Miał ją dla siebie zdecydowanie częściej, niż Desmond, z którym tu przyszła. I na pewno nie byłby skory sprawić jej kolejnego prezentu, teraz, w trakcie bankietu i wystawy. — Lustro mojej duszy? — powtórzyła za nim, ale nim zdążyłaby pociągnąć temat dalej, jej uwagę zwróciła na siebie Lorraine.
Na wspomnienie o Eden zerknęła w kierunku pozostałych gości, jednak zaraz powróciła spojrzeniem do kuzynki.
— Nie mogłabym tego przegapić, wiesz przecież. Byłaś wspaniała — odparła, wciąż utrzymując uśmiech, nawet jeśli otrzymany komplement szybko został stłumiony przez słowa skierowane do Desmonda. Mimo wszystko pochwyciła jej dłoń, tę, którą odgarnęła samotny kosmyk, i ścisnęła ją delikatnie. A gdy opuściła własną, wkrótce poczuła na niej palce Desmonda. Gest wytrącił ją z równowagi na tyle, że na moment rozszerzyła oczy i spojrzała w dół, nim z trudem odtrąciła własne zaskoczenie. Właściwie mogłaby się tego spodziewać, że koniec końców zostanie postawiona w niewygodnej sytuacji. Nie była przedmiotem, o który mogliby się przepychać, ale oboje chyba o tym zapominali. Odetchnęła lekko. — Właściwie to zastanawiałam się nad wystawą. Co o tym myślisz, Desmondzie? — zapytała niewinnie, odwzajemniając uścisk i pozwalając jego palcom spleść się z jej własnymi. Natychmiastowa reakcja Baldwina spotkała się tylko ze spojrzeniem ze strony siostry, które jednak nie niosło za sobą nic więcej, bo zaraz postanowiła puścić to w niepamięć.
Zresztą, do ich gromadki dołączył Oleander, i chociaż zapewne był przyzwyczajony do tego typu sytuacji, tak Calanthe wolałaby jej nie rozogniać. Na wspomnienie o naszyjniku zaśmiała się łagodnie. No tak, Desmond sam nie wybrałby tego typu biżuterii; mogła już wcześniej założyć, że swój udział miał w tym Crouch.
— Dziękuję. Nie spodziewałam się tak pięknego prezentu od Desmonda, żal byłoby nie pokazać go światu — zaszczebiotała, z całych sił starając się zignorować... cokolwiek się działo między nim, a Baldwinem. Zamiast tego bardziej ścisnęła dłoń Desmonda. — Cieszę się, że mogłam cię dzisiaj zobaczyć; lśnisz, jak zawsze — dodała zaraz, coby nie koncentrować całej uwagi na samej sobie, nawet jeśli to by jej właśnie odpowiadało. Tym bardziej że do ich kółeczka postanowili dołączyć się niechciani - w oczach Calanthe - goście. Słowa hrabi nie były skierowane do niej, więc jedynie zmierzyła spojrzeniem mężczyznę i jego towarzyszkę.
Our Lady of Sorrows
and you don't seem the lying kind
a shame that I can read your mind
and all the things that I read there
candlelit smile that we both share
Spowita nimbem wyższości i aureolą sięgających za pas srebrzystoblond włosów, Lorraine wygląda dokładnie tak, jak powinien wyglądać Malfoy z krwi i kości. A jednak... Coś hipnotyzującego jest w jej czystym, wysokim głosie, w sposobie, w jaki intonuje słowa. W pełnych gracji ruchach, które cechuje elegancka precyzja profesjonalnej pianistki. Coś w przenikliwym spojrzeniu jasnoniebieskich oczu, skrytych pod ciężkimi od niewyspania powiekami. Przedziwny czar półwili, który wyróżnia Lorraine z tłumu mimo raczej przeciętnej postury (1,67 m), długo nie pozwalając ludziom zapomnieć o jej uśmiechu. Wygląda na istotę słabą, wątłego zdrowia. W przeszłości, Lorraine zmagała się z zaburzeniami odżywania, przez co teraz cechuje ją nienaturalna wręcz kruchość. Chorobliwie chuda, kości zdają się niemal przebijać delikatną, bladą skórę. Uwagę zwracają zwłaszcza wydelikacone dłonie o długich, smukłych palcach, w których często obraca w zamyśleniu srebrny pierścionek z emblematem rodu Malfoy. Obyta towarzysko, zawsze wie jednak, co powiedzieć i jak się zachować. Bez względu na okoliczności dba o zachowanie nienagannej postawy. Ubiera się skromnie, w otrzymane w spadku po bogatszych kuzynkach, klasyczne, mocno zabudowane suknie, na których wprawne oko dostrzec może ślady poprawek krawieckich. Nie da się ukryć, że jako młoda, atrakcyjna kobieta, przyciąga wzrok, nosi się jednak konserwatywnie, nigdy nie odsłaniając zbyt wiele ciała. Najczęściej spowita jest od stóp do głów w biel, która przydaje jej bladej skórze świetlistości, choć chętnie stroi się także w odcienie zieleni i błękitu. Zawsze otula ją mgiełka ciężkich perfum, których słodka, dusząca woń przywodzi na myśl palony cukier.

Lorraine Malfoy
#57
10.10.2024, 09:57  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 10.10.2024, 10:15 przez Lorraine Malfoy.)  
Bankiet: po krótkiej wymianie z Hrabią i Camille, opuszczam Oleandra oraz kuzynostwo (Calanthe, Baldwina i Desmonda) i podchodzę do Eden stojącej z Brenną i Atreusem

"Co dalej? Koncert na Nokturnie?"

– Powściągnij język. – Ledwie poruszyła ustami, z których spłynął szept tak cichy, że tylko kuzyni mogli go usłyszeć: rzuciła krótkie, ostre spojrzenie Baldwinowi, gdy do kółeczka dołączył Oleander. Nie broniła im zblazowanych prowokacji, pozostawała obojętna wobec moralnego rozpasania oraz lubieżnych spojrzeń, stawiała jednak granicę, kiedy przychodziło do pospolitej wulgarności – jak przystało na hipokrytkę, nawykłą do dbania o pozory. Przypatrywała się chłopięcej przepychance z uprzejmym zainteresowaniem, podsłuchając rozmowę sióstr Parkinson, do których stała odwrócona plecami.

"Tę Lorraine dawno powinni..."

Bukiet hiacyntów, nie, zamrugała, bukiet lilii trzymany w ramionach skrył zaciskającą się w pięść rękę pod osłoną kwietnych główek. Wbiła paznokcie w delikatną, niemalże przezroczystą skórę dłoni, mocno – tak, żeby zabolało.

Powinni – co? "Wydziedziczyć?"

"Czy ona w ogóle myje ręce po...?"

Przestała słuchać – wiedziała, co zaraz usłyszy. "Po trupach" – dokończyła w myślach, pedantyczna we wszystkim, nawet we własnym masochiźmie – "czy ona w ogóle myje ręce po trupach?"
Trigger warning: gore
Nie martw się, nie tknęłabym twojego truchła, pomyślała. Oczy Lorraine zalśniły niezdrowym blaskiem. Oddałabym je szczurom. Wyobraziła sobie trzy wiedźmy, ich włosy splecione ze sobą niczym ogony w zdechłym majestatacie szczurzego króla. Patrzyłabym jak skowyczecie z bólu, gdy odgryzałyby te wasze kurewskie usteczka.

Słysząc obce głosy, rozluźniła dłoń. Poczuła ostre pieczenie w miejscu, gdzie zaciekle wpijała palce. Na paznokciach miała krew. Przycisnęła wiązankę bliżej piersi, witając się z Camille i towarzyszącym jej mężczyzną.
Znienawidziła go od pierwszego wejrzenia.
Znienawidziła go za samą twarz, tak podobną do twarzy Anthony'ego – ostatniej osoby, jaką teraz chciała wiedzieć – za twarz, która przypominała jej o wszystkich prośbach Shafiqa, aby porzuciła Nokturn, o wszystkich zawoalowanych wyrzutach, że marnuje sobie życie – o tym, że Anthony zapewne myślał o niej to samo, co myślały siostry Parkinson.

– Proszę o niego dbać – rzuciła wyniośle na słowa nieznajomego, poglądając jednak czule na Oleandra: jej spojrzenie wyraźnie złagodniało, przesuwając się w niewypowiedzianej pieszczocie po twarzy dawnego ucznia – to prawdziwa perła.

Dumnie unosząc głowę, opuściła towarzystwo, pozostawiając za sobą intensywną woń słodkich perfum.

"Obstawiamy, jak obrotowe są drzwi Avery?"

Nie chciała tego słuchać. Raphaela Avery mogłaby rozkopać grób Nobby'ego Leacha i oddać się nekromanckim rozkoszom z ciałem mugolackiego ministra na środku Trafalgar Square: obeszłoby to Lorraine tyle, co nic.
Potrzebowała poczuć się znowu sobą, znowu jak Malfoy.

– Wczorajszy wieczór był tylko przedsmakiem dzisiejszego. – Roztrzepotane palce Lorraine nieśmiało musnęły dłoń Eden, kiedy zmaterializowała się u boku kuzynki z bukietem lilii. – Podobało ci się?

Zaraz, Atreus?
– Zgoliłeś wąsa? – zatrzepotała niewinnie rzęsami. Lorraine uważała, że wyglądał z nim wyjątkowo przystojnie, jakby dojrzalej – wąs stanowił doskonałe uzupełnienie wizerunku damskiego boksera, który bije kobiety na Nokturnie. Och, najchętniej zdarłaby mu z twarzy ten szelmowski uśmieszek, gdyby tylko u jego boku nie stała...

– Brenna Longbottom – rzuciła Lorraine, zaskoczona nie tyle obecnością kobiety na wydarzeniu, co raczej konfrontacją z wspomnieniami o niej, tak odległymi – Ile to lat od naszego ostatniego spotkania... – przechyliła lekko głowę, pozwalając sobie na wymowną pauzę, zanim kontynuowała z nikłym uśmiechem wykwitłym niespodzianie na wargach – ...w klubie czytelnika? Nie wiedziałam, że lubisz Szekspira.



Yes, I am a master
Little love caster
Czarodziej
Your life is your canvas, and you are the masterpiece.
Metr osiemdziesiąt dwa, o czarnych włosach i oczach. Ma charakterystyczną szparę między jedynkami. Ubiera się w modne, ekstrawaganckie rzeczy. Jest głośny, wygadany i wszędzie go pełno.

Enzo Remington
#58
10.10.2024, 17:36  ✶  
Przy obrazach z panną Avery i Morpheusem

Lorenz chętnie słuchał tego, co mówiła do niego Raphaela. Wodził spojrzeniem za panem hrabią, ale nie mógł powiedzieć, że go kojarzył.

- Nie znam pana hrabiego. - Przyznał Raphaeli. - Jeśli kręci się w naszym Departamencie, to nie między nami, szaraczkami. Ach, Raphaelo… będę cię dzisiaj strzegł. Nie musisz się o nic martwić.

Szepty musiały zostać przerwane, gdy znalazło ich towarzystwo.

- Dobry wieczór. - Enzo pięknie skłonił się Morpheusowi. Miał wrażenie, że znał mężczyznę, choć początkowo nie miał pojęcia, skąd. W niczym to jednak nie przeszkadzało, bo laur na głowie jasno świadczył o tym, że mężczyzna był mecenasem, a więc musiał być czystokrwisty. Komplementy z takich ust smakowały odrobinę słodziej. Wszystko stało się jasne, gdy obcy przedstawił się nazwiskiem. - Bardzo dziękuję, panie Longbottom. - Przyjął pochwałę, kładąc dłoń na swojej piersi i kłaniając się po raz kolejny. - To moja przyjemność, móc uświetnić takie wydarzenie. Jestem zaszczycony. - Pokreślił i chyba nie musiał dodawać, że fakt, iż mógł pokazać swoje zdolności, zawdzięczał pannie Avery. Dzielnie towarzyszył kobiecie tak długo, jak długo ona chciała znosić jego obecność, a stwierdzając po tym roziskrzonym spojrzeniu, chyba nie miała go dość.

Przeciągnął spojrzeniem po obrazach. Uśmiechnął się półgębkiem.

- Nie będę pozował na znawcę malarstwa, panie Longbottom, bo i nie uważam się za takiego. - Wyjaśnił lekko, zerkając zaraz na Raphaelę. - Potrafię jednak docenić piękno, gdy mam je przed oczyma. Muszę przyznać, że nasi artyści zaskoczyli nas tak formą, ale i odmiennością swoich dzieł. - Dodał, przenosząc znów spojrzenie na obrazy. Zawiesił spojrzenie dłużej na tych przedstawionych przez Baldwina. - Panna Avery opisała je doskonale, nic dodać, nic ująć! A który z występów podobał się panu najbardziej, panie Longbottom? Nie będę ukrywał, że burza pan Croucha natchnęła mnie bardziej, niż inne występy. Myślę już o tych wszystkich kreacjach, nią zainspirowanych!
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#59
10.10.2024, 18:05  ✶  
Namiot bankietowy przy obrazach, z Enzo i Raphaelą

Czy on słyszał o Vakelu Dolohovie? Niedopowiedzenie roku. Uśmiechnął się jednak, może nieco kwaśno, ale przecież można zrzucić to na fakt, że oboje byli w podobnym wieku, oboje byli jasnowidzami, chociaż pewnie Raphaela tego nie pamiętała. Czy on pamiętał Vakela Dolohova. A czy drzewo zapomina topór, który je ściął? Czy da się zapomnieć największy ból swojego życia, największą radość i wszystko pomiędzy? Czy da się żyć pełnią życia, gdy poddusza się samego siebie chustką noszącą jego zapach? Morpheus Longbottom wiedział doskonale, kim jest Vakel Dolohov, bo miał na jego punkcie obsesję i nosił jego imię wypisane na skórze. Oznakowany, jak bydło.

— Biorąc pod uwagę to, co słyszę o panu Baldwinie, domyślam się, że nie są na sprzedaż. Chciałbym złożyć ofertę pannie Lyssie. Chciałbym zakupić jej obrazy, wszystkie trzy i każdą ofertę, która na nie padnie, proszę przebić w moim imieniu o 100 galeonów, bez względu na finalne koszta. Prosiłbym jednak, abym pozostał anonimowy do zakończenia transakcji.

W czasie konwersacji patrzył nie na twarz dziewczęcia, a jej włosy. Czy to był ten sam odcień, ten sam kolor, który trzymał w palcach Fortinbras Malfoy w jego wizji? Miał co do tego wątpliwość. To był ten sam frustrujący przypadek, jak z liśćmi. Ktoś o blond włosach. Równie dobrze mógł obmyślać upadek własnej córk, za zadawanie się z rodziną Longbottom, kolor włosów miały taki sam. 

Przesunął spojrzenie na Enzo Remingtona. Dwójka młodziaków, właściwie trójka, licząc z panną Lyssą Mulciber, wciągnięta nieświadomie w jego gierki, które mogły mieć wygórowaną cenę.

Sięgnął do swojego lauru ze złota i wyjął go z ułożonych loków. Obrócił go w palcach, sygnet z kosą-śmierciuchą zalśniły w harmonii na jego palcu. Zupełnie, jakby miał ofiarować swoją protekcję finansową właśnie córce Dolohova. Zamiast tego sięgnął do skroni Enzo i położył na jego głowie swój laur.

— Liczę, że pan również zachowa dyskrecję — mrugnął okiem do swojego championa — Proszę wysyłać swoje rachunki do mojego rachmistrza.

Nie zamierzał niczego tłumaczyć. W cieniu, tam gdzie światło nie dotyka ziemi, dzieją się rzeczy, których oczy nie widzą, a serca ledwo przeczuwają. Cisza staje się gęsta, jakby czas spowolniał, a każda decyzja, każde muśnięcie powietrza, pozostaje w ukryciu. Działania splatają się z mrokiem, jak nici pajęczyny, delikatne, a jednak silne. Tam, gdzie nie pada wzrok, rosną plany, kiełkują myśli i dojrzewają intencje. Ruchy są ciche, płynne, niezauważalne dla nieprzygotowanego obserwatora, jak wiatr, który porusza liść, choć nie widzimy jego źródła. W cieniu nie ma pośpiechu, nie ma błysku, jest tylko głęboka, nieskończona przestrzeń dla tych, którzy potrafią słuchać szelestu tego, co ukryte.

Przecież nie mógł powiedzieć, że wybrał go dlatego, że jego sowa ma tak samo na imię, jak on nazwisko. Remington. Bawiło go to i tym się wyróżnił. Nie był tak zatrważająco, dramatycznie smutno-nudny.

Przecinał spojrzeniem przestrzeń bankietową, aż natknął się spojrzeniem na Ministrę Magii. Ciekawe, któż będzie jej Oberonem, któż będzie jej oślim kochankiem. I właśnie dlatego spojrzał w jej przyszłość. Co kryły w sobie intencje Ministry Magii.


Percepcja (IV): Wykaz intencji na Ministrę Magii
Rzut PO 1d100 - 49
Sukces!


And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#60
10.10.2024, 18:46  ✶  

Widownia -> bankiet, podchodzę do Raphaeli, Morpheusa i Enzo.

Jonathan odprowadził wzrokiem Cedricka. Zaraz, zaraz. I gdzie on niby tak właściwie sobie szedł? To nie tak, że go lubił, bo chyba nie, ale mógłby z łaski swojej nie dać się tak łatwo peszyć Jessiemu, bo jak już wolał olewać swoją pracę i stać z Ritą, to mógłby przynajmniej jakoś ją potencjalnie ochronić przed możliwym atakiem hrabiego. Dżentelmen!
– Rito uwierz mi moja droga, że ja ci wcale nie słodzę, a jedynie mówię najszczerszą prawdę – powiedział, również obejmując na chwilę. – I absolutnie nie twierdzę, że inni byli beznadziejni. To były naprawdę dobre wystąpienia. Po prostu jedno lśniło najbardziej

Uśmiechnął się szeroko słysząc pretensje czarownicy wobec brata (niby nie powiedział nic takiego, a już zakłopotał Brygadzistę, zdecydowanie zdolny chłopak!), a potem zerknął w kierunku reszty gości i bankietu. Powinien porozmawiać z Morpheusem i załatwić parę spraw. Udawać, że nic się nie działo. Z drugiej strony nie powinien ich zostawiać, ale przecież nie chciał wprowadzać niepokoju, a i tak będzie miał hrabiego na oku cały czas. Eh... Najchetniej po prostu cofnąłby się w czasie i nigdzie nie poszedł, a reszcie również kazał zostać w domach.
– Przepraszam was na chwilę. Chciałbym zamienić też słówko z innymi. Bawcie się dobrze i gdyby coś się działo, to wiecie gdzie nas szukać – powiedział, kładąc jeszcze ręce na ramieniu tej dwójki, a potem szybkim krokiem oddalił się od nich, kierując się w stronę Morpheusa, młodej Avery i Remingtona.
A może powinien jeszcze gdzieś szybko się schować i w spokoju transmutować swoje szaty, tak by przybrały przynajmniej inny kolor. W końcu w każdej barwie było mu do twarzy. Albo i nie, niech wie, że to on wyglądał lepiej. Miał nadzieję, że zdawał sobie z tego sprawę. Miał też nadzieje, że on wiedział, że gdyby nie jego własne akcje, ten wieczór mógłby wyglądać o wiele inaczej. Że mogliby właśnie rozmawiać razem popijając wino w toaście za stare dobre czasy i rozstanie w zgody, śmiać się z własnych żartów, a potem, potem może mogliby udać się do niego i... Nie. Tak nie było i nie będzie. Czy Jean w ogóle chciał, aby tak było? A może od zawsze pragnął stać się jego koszmarem?
– Pani Avery, cudowna przemowa. Widzę, że stowarzyszenie nie mogło mieć dzisiejszej nocy lepszej osoby na pani miejscu i proszę nawet nie protestować. Panie Remington, jeszcze chwila, a zacznę namawiać pana na zmianę kariery. Naprawdę wspaniałe kreacje. Chętnie usłyszę więcej o pańskich inspiracjach – powiedział, gdy już stanął tuż obok Morpheusa, posyłając mu jeden z tych uśmiechów, który wyglądał szczerze, ale dla kogoś kto znał go tak dobrze jak Longbottom, jasno mówił A gdyby tak utopić kogoś dzisiaj w tej wodzie. Przy okazji, gdy już odwrócił wzrok od przyjaciela, spróbował zerknąć na nici młodej czarownicy.

Nici, Percepcja (III)
Rzut Z 1d100 - 90
Sukces!
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Eden Lestrange (4515), Brenna Longbottom (6414), Erik Longbottom (2672), Atreus Bulstrode (5337), Bard Beedle (2515), Eugenia Jenkins (1038), Severine Crouch (722), Desmond Malfoy (1444), Oleander Crouch (2651), Lorraine Malfoy (6836), Morpheus Longbottom (2454), Isaac Bagshot (1489), Jonathan Selwyn (3317), Rita Kelly (3856), Jessie Kelly (3736), Baldwin Malfoy (4470), Enzo Remington (2776), Dearg Dur (13434), Calanthe Malfoy (942)


Strony (17): « Wstecz 1 … 4 5 6 7 8 … 17 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa