• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 … 10 Dalej »
[22 Marca, Pogrzeb Simone Malfoy] Wiltshire, rezydencja Malfoyów

[22 Marca, Pogrzeb Simone Malfoy] Wiltshire, rezydencja Malfoyów
Widmo

Micah Bagshot
#11
20.01.2023, 14:19  ✶  
Na cmentarzu był jako jeden z pierwszych. Ubrany w czarny, nieco znoszony garnitur (przynajmniej dobrze dopasowany, bo przy tak częstym noszeniu rozciągnął się tam, gdzie powinien i leżał na nim jak druga skóra) wyglądał bardziej jak pracownik domu pogrzebowego, niż jeden z gości. Zwłaszcza że trzymał się raczej na uboczu - obserwował wchodzących gości, ale z nikim nie rozmawiał. Z resztą - nikt go za bardzo nie znał, toteż czemu by mieli poświęcać mu więcej czasu niż kurtuazyjne „dzień dobry” czy skinięcie głową. Co jakiś czas zerkał jedynie na prostą mapę posiadłości, jakby spodziewał się znaleźć w niej coś nowego niż ten sam szkic murów i trzy strzałki wskazujące gdzie iść.

Pech chciał, że wziął za małą papierośnicę. Albo zapomniał ją uzupełnić? Jakby nie było, efektem był brak tytoniu w dłoni, dymu w płucach i nikotyny w krwiobiegu. Katastrofa. Szczęśliwie przy wejściu przystanął Theon. Micah podszedł do niego, skinął głową - dwóch palaczy porozumiało się bez słów. Młody Yaxley użyczył mu papierosa i ognia.

- Rodzina? - zapytał mężczyznę.
- Nie - padła znana mu już odpowiedź. - A Ty?
- Przyjaciel rodziny, że tak powiem - rzekł, zaciągając się papierosem.
- W takim razie moje kondolencje - odparł rozmówca tuż po tym, jak z ust wydobył się kolejny obłoczek dymu.
- Za bardzo jej nie znałem. Na pogrzebie jednak wypadało się pojawić -⁣ choć może nie ze względu na konwenanse społeczne, a obowiązki innego typu.

W sumie nie był to pierwszy pogrzeb Malfoyów, na którym się pojawił, choć poprzedni miał miejsce prawie dwie dekady temu. Tamtego nieboszczyka - Septimusa - znał nieco lepiej. Swego czasu ojciec Micah pisał monografię na temat historii stosunków indyjskich czarodziejów do mugolskich ruchów niepodległościowych w Indiach, przy której współpracował z ówczesnym nestorem Malfoyów. Polubili się na tyle, że po jej zakończeniu spotykali u siebie na obiadach. Na rok przed swoją śmiercią Septimus był nawet na ślubie Micah.

Simone natomiast poznał, gdy ta była już zamknięta w Lecznicy Dusz. Trudno tutaj w sumie mówić o poznaniu jej. Elliott nie zawsze miał czas lub siły ją odwiedzić. Nie zawsze też mógł - “Kanclerz nie powinien zbyt często odwiedzać domu dla obłąkanych” mówił Fortinbras. Stąd też czasami to Micah sprawdzał stan Simone. Jemu było prościej - nie znał kobiety, nie kochał jej czy też może nie próbował udawać lub wmówić sobie, że ją kochał. Miał obycie wśród śmierci i ponurych korytarzy szpitala. Wiedział, jak to jest patrzeć i czekać na nieuniknioną śmierć bliskiej osoby.

- Sam widziałem ją może z kilka razy. Na pewno przy okazji ślubu - wyrwał go z chwili zamyślenia Theo - A przynajmniej więcej nie pamiętam.

Niektórzy też pewnie chcieliby zapomnieć.

- No nic, chyba pozostaje mi podziękować za chwilowe towarzystwo - rzekł Yaxley gasząc pod butem niedopałek. Micah skinął mu jedynie głową. Gdy Theo wszedł już do środka Bagshot po raz kolejny rzucił okiem na mapkę posiadłości. Sam dopalił papierosa, po czym na samym końcu kordonu żałobników ruszył w stronę kaplicy. Stanął w kącie, z tyłu, wzrokiem obejmując całe pomieszczenie. Ponownie zwrócił uwagę na Theo, tym razem wraz z siostrą. Yaxleyowie już dokazywali - oby alkohol nie miał uderzyć im do głowy.
Pani doktor
Don't touch my crown with your flithy hands
Jasne, krótkie włosy okalają wręcz niezdrowo baldą twarz. Patrzą na ciebie szarozielone oczy, zwykle wyrażające znudzenie, choć potafią czasem rozbłysnąć, gdy ich włąścicielka uzna coś za interesujące. Wąskie wargi rzadko kiedy zdobi usmiech, szczególnie ten szczery. Jest szczupła, doś wysoka, ma 170 centymetrów wzrostu. Zwylke ubrana elagancko, acz wygodnie. Woli spodnie od sukienek czy spódnic, z drugej strony częsciej dojrzy się ja w koszuli i marynarce niż w swetrze. Wybiera raczej ciemne oraz stonowane kolory. Wielbicielka delikatnej biżuterii, szczególnie tej wykonanej ze srebra i pereł. Unois się za nią zpach ziół, a także ciężkich perfum o nucie opium.

Annaleigh Dolohov
#12
21.01.2023, 19:49  ✶  
Przygotowania do dzisiejszego dnia musiały zostać przeprowadzone w pospiechu, nie zmieniało to jednak faktu, że wszystko ostatecznie dopięli na ostatni guzik. Annie znalazła zastępstwo w Mungu, zaplanowała odpowiednie co do okazji ubrania, kazała skrzatom je przygotować, tak, by prezentowały się nienagannie. Wiedziała, że wiele oczu skieruje się na nich, nie mogła więc dopuścić, by ktokolwiek miał się do czego przyczepić. Szczególnie do Vakela, bo wiedziała, że wypominałby jej to przez najbliższy kolejny miesiąc. A ona nie miała ochoty słuchać tych żali.
Zresztą, czasami nachodziła ja ta dziwna myśl, że była coś mężczyźnie jednak winna. Nadal nieświadomie wypijał codziennie dawkę amortencji, coraz mniejszą co prawda, lecz ciągle więziła go ułudą uczuć. Nadal patrzył na nią tym ciepłym spojrzeniem. Fałszywym. Świadomość ta nie przynosiła radości, raczej irytację. Dlatego chciała to przerwać. Dać mu po tych wszystkich latach wolność.
Dziś jednak nadal przedstawiali sobą wzór małżeństwa idealnego. Vakel trzymał ją pod rękę, gdy wpatrywała się w urnę, w której spoczywały prochy Simone. Miała na sobie czarną sukienkę do połowy kolan, przylegającą do jej ciała, zakrywającą dekolt i ręce. Na rękach miała czarne rękawiczki, na nogach zaś płaskie pantofle. Narzuciła na siebie szatę, z delikatną pelerynką na ramionach, chroniąc się dodatkowo przed chłodem. Na głowie spoczywał kapelusz z ozdobną siateczką zakrywająca połowę jej twarzy. Osadzony został na gładko zaczesanych włosach. Czarna garderoba podkreślała jej bladość, sprawiając, że niektórzy mogli pomyśleć, że sama powinna spocząć w którymś z grobów. Niedogodność, na która w ciągu swojego życia przestała zwracać uwagę.
Znała Simone. Nie za dobrze, spotkała się z nią parę razy, czy to gdy rozmawiały o wsparciu działalności charytatywnej Pani Malfoy, czy to podczas pewnych bankietów, czy też jako pacjent i uzdrowiciel - w końcu jej gabinet miał sporą renomę. Nigdy nie zawarły jednak bliskich relacji. Annie zresztą rzadko na to pozwalała.
Może przez to widok urny nie sprawiał, by czuła smutek. A może to po prostu jej spaczony umysł nie potrafił z siebie wykrzesać podobnych emocji. Nie wiedziała, stała jedynie poważna, chłodna, niczym statua, czekając na koniec uroczystości pogrzebowych.
Nie rozumiała, czemu Simone zrobiła to, co zrobiła. Wiedziała, że niektórzy wybierali łatwe wyjście z rozpaczy, nie potrafiła jednak pojąć, jak można się poddać, gdy są osoby, które cię potrzebują. Czemu nie potrafiła wziąć się w garść dla nich? W szczególności dla własnego dziecka.
Tak naprawdę gdzieś w jej wnętrzu głębiła się złość za każdym razem, gdy myślała o małych Nicholasie. Simone własnoręcznie doprowadziła do sytuacji, przez której możliwość Annie nigdy nie spełniła swojego obowiązku jako żona. Opuściła istotę od niej całkowicie zależną, pozostawiając ją półsierotą. Zrzuciła z siebie odpowiedzialność za dziecko, które wydała na świat. Po co więc w ogóle sprowadzała je na świat?
Coś kuło ja na samą myśl, nie chciała jednak dać się ponieść tej pojedynczej emocji. Zagrzebywała ją więc głęboko w sobie, w znajomy sobie sposób. Nerwy mogły tylko zaszkodzić. Szczególnie jej.
- Głupie rozwiązanie problemów, przynoszące tylko cierpienie innym - rzuciła jedynie ze zmarszczonymi brwiami do Vakela, chcąc w jakiś sposób dać ujście tlącym się płomykom, których nie mogła dogasić.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#13
22.01.2023, 01:41  ✶  
22 marca. Dla Victorii był to bardzo szczególny dzień i prawdę mówiąc zupełnie inaczej go sobie zaplanowała. Miała iść do pracy, a po pracy udać się na cmentarz. Odwiedzić prywatne grobowce i złożyć kwiaty na grobie Drake’a Rosiera – narzeczonego, którego nawet nie lubiła, a który zmarł dokładnie rok temu co do dnia. Tamten dzień był zupełnie inny niż dzisiejszy – deszcz nie chciał spaść, a w powietrzu wyczuwało się ciężar. A później dym i smród czarnej magii. Ale to było rok temu. Na dzisiaj poprosiła o wolne, by móc pożegnać Simone Malfoy. I musiała przygotować inne kwiaty, by przyjść z nimi na pogrzeb kobiety, której nawet dobrze nie znała. Kojarzyła, oczywiście – była żoną żony jej kuzyna. Poza tym kojarzyła samego wdowca, pracował w Departamencie razem z jej matką. Nie wiedziała w jakich relacjach Elliot i Simone byli; czy byli małżeństwem pełnym miłości, czy może raczej tylko przyjaźni, czy jednej wielkiej farsy. Nie wiedziała i nie miało to większego znaczenia, bo śmierć tak młodej osoby, jaką była Simone, młodej matki, która osierociła malutkiego syna, zawsze była nieodżałowana. Najgorsze było to, że mały nie będzie jej nawet pamiętał.
Nie odczuwała więc wielkiego smutku, ale nie było w niej też radości. Może raczej zaduma – bo, jak już zostało wspomniane, był to dla niej dzień szczególny. Szczególnie związany ze śmiercią, stratą, również smutkiem. Nawet jeśli kogoś nie lubisz, nawet jeśli kogoś nie kochasz… Po prostu można było odczuwać pewną pustkę z powodu osoby, której już się nie spotka. Nie porozmawia. Nie pozna tak, jak być może powinno. Wasze drogi już nie będą miały szans się ze sobą spotkać, a przecież przyszłość była pełna możliwości. Dzisiaj kogoś nie znasz, a za rok wszystko może być zupełnie inaczej. Tutaj jednak koniec był definitywny. I to jeszcze koniec, który wybrała dla siebie sama Simone. Było w tym coś trudnego do ujęcia myślami. 
Lestrange nie stała z samego przodu, to miejsce było zarezerwowane dla najbliższej rodziny. Nie stała też jednak na samym końcu. Nie kręciła się, nie patrzyła po ludziach. Po prostu słuchała - najpierw przemowy Elliota, później Hesperii. Nawet po cichu zaintonowała jedną z pieśni, kiedy wielka kapłanka wraz z innymi odpowiedzialnymi za ceremonię zaczęła śpiewać. Nie wiedziała kto jeszcze z jej rodziny tutaj jest, choć podejrzewała, że ktoś na pewno. Kuzyn? Może któraś kuzynka? Jedno było pewne: wcale nie musiała udawać, że jest jej przykro. To był dla niej po prostu przygnębiający dzień.
corbeau noir
— light is easy to love —
show me your darkness
Gdyby Śmierć przybrała ludzką postać, wyglądałaby jak Perseus; wysoki i szczupły, o kredowym licu oraz zapadniętych policzkach. Pojedyncze hebanowe kosmyki opadają na czoło mężczyzny; oczy zaś, czarne jak węgiel z jadeitowymi przebłyskami, przyglądają się swym rozmówcom z niepokojącą natarczywością. Utyka na prawą nogę, w związku z czym jego stały atrybut stanowi mahoniowa laska z głową kruka.

Perseus Black
#14
24.01.2023, 15:41  ✶  
Trigger warning: samobójstwo
Nawet jeśli nikt nie zwracał uwagi na jego ponurą sylwetkę, nie mógł wyzbyć się wrażenia, że jest obserwowany; nieprzyjemne napięcie nie opuszczało go od momentu, w którym wbiegł do pokoju Simone zaalarmowany przez krzyk pielęgniarki. Wspomnienie bezwładnego ciała kobiety kołyszącego się pod sufitem wciąż nawiedzało go we snach; wciąż słyszał łoskot mahoniowej laski upadającej na podłogę, wciąż czuł ulatujące ciepło jej ciała, gdy unosił jej ciało, wydając przy tym polecenia równie przerażonemu personelowi, wciąż pamiętał bezradność, gdy rozpaczliwie próbował zwrócić jej oddech, wciąż wzdrygał się, gdy czyjaś dłoń spoczywała na jego ramieniu, mając w pamięci, jak zrobił to jeden z lekarzy, rzucając protekcjonalnie "Perseusie, ona nie żyje". Najbardziej w tym wszystkim uderzały w niego zmieniające się kolory aury Elliotta, jakie ujrzał tamtego dnia.
Niewątpliwie śmierć Simone odbiła się na Blacku - była wszakże pod jego opieką w momencie, w którym targnęła się na własne życie, co podważało jego kompetencje jako magipsychiatry. Jak można bowiem zaufać komuś, kto doprowadził do śmierci własnej szwagierki? Przyjaciel zdawał się być na niego wściekły, że musi odgrywać teraz całą szopkę związaną z pogrzebem i żałobą, lecz przecież i przed Perseusem stało teraz trudne zadanie związane z odbudowywaniem swojej pozycji. Poza tym, gdyby tylko poznano prawdziwe okoliczności, w jakich kobieta trafiła do Lecznicy... och, to mogłoby pogrążyć ich obu.
Mógłbyś udawać bardziej skruszonego, przemknęło mu przez myśl, gdy tego ranka przeglądał się w lustrze, wiążąc czarny krawat. Absurd sytuacji polegał jednak na tym, że wcale skruszony nie był; owszem, ogarniał go lęk na myśl o przyszłości i ostracyzmie ze strony swoich współpracowników, jednak nie odczuwał żalu z powodu zbyt wcześnie zakończonego żywota. Właściwie, to jakaś mroczna część jego duszy łaknęła tego momentu od chwili, w której dowiedział się o zaręczynach Elliotta z panną Slughorn. Och, zazdrość była paskudnym uczuciem.
Przez całą przemowę młodego wdowca wpatrywał się w posadzkę w kaplicy; musiał bowiem skupić wzrok na jednym stałym punkcie, aby nie wybuchnąć histerycznym śmiechem. Dopiero podczas ceremonii pogrzebowej odważył się spojrzeć na urnę, zastanawiając się, czy są w niej rzeczywiście prochy denatki, czy może popiół z ogniska - myśl ta była tak absorbująca, że nawet się nie zorientował, kiedy kapłani wyszli, pozostawiając po sobie jedynie dym kadzideł unoszący się pod wysokim sklepieniem.
Dopiero wtedy odnalazł dłoń Eunice i ścisnął ją lekko, szukając pomiędzy jej palcami ucieczki od komediodramatu rozgrywającego się na ich oczach.


[Obrazek: 2eLtgy5.png]
if i can't find peace, give me a bitter glory



god (self-diagnosed)
Suffering feels religious if you do it right. Reach out and touch faith!
Celebryta; Jedno z najbardziej znanych nazwisk Londynu. Nosi się w drogich ubraniach w gwieździste wzory, a jego ulubiony kolor to niebieski (najczęściej w ciemnych tonach, przeszywany złotą lub srebrną, błyszczącą nicią). Jest bardzo wysoki, ma ponad 180 centymetrów wzrostu i jest przy tym bardzo chudy, wręcz wychudzony. Zawsze przepięknie pachnie - nie wychodzi z domu bez spryskania się drogimi, męskimi pachnidłami. Czaruje słowem - wie jak mówić, aby docierać do ludzi.

Vakel Dolohov
#15
25.01.2023, 22:15  ✶  
Chciałbym powitać serdecznie wszystkich zgromadzonych na dzisiejszej uroczystości. Rodzinę, przyjaciół, bliższych i dalszych znajomych moich oraz Simone.
Głos Malfoya rozbrzmiał mu w uszach i Dolohov mimowolnie zaczął myśleć nad tym, czy mógł wpisać się w którąkolwiek z tych kategorii. Odkąd tylko usłyszał o jej śmierci, ogarnęło go brutalne wręcz zobojętnienie. Nie miał na dzisiaj żadnych klientów. Nie dlatego, że nikt nie zechciał się na ten dzień umówić - po prostu intuicja kazała mu ominąć ten dzień w zapełnianiu kalendarza i to chyba właśnie to było tak rozczarowujące - data wskazana mu przez los nie była żadnym ciekawym wydarzeniem, a jedynie pożegnaniem... samobójczyni? Tak chyba gdzieś usłyszał pomiędzy wierszami i teraz kiedy stojąc obok swojej żony udawał, że go tutaj cokolwiek obchodzi, dotarło do niego, że jeżeli się naprawdę zabiła, to ta uroczystość miała być nie tylko nudna, ale i pozostawiać jakiś niesmak. Bo samobójców, przynajmniej w systemie wartości Dolohova, chować się powinno co  najwyżej w bezimiennych grobach gdzieś w oddali, tak żeby nikt nie wiedział, do czego ich krewnego zapędziło życie.
Żałosne.
Kanclerz skarbu mówiący o tym w sposób jakby chciał wyrazić wielki żal. To było dobre wystąpienie, perfekcyjna modulacja głosu, nawet mu cień opadł na oczy w taki sposób, jakby się chmury miały zaraz popłakać nad losem tejże kobiety. Ale Dolohov nie był głupi. Można mu było zarzucić naprawdę wiele, ale na pewno nie głupotę, panie Malfoy.
Z trudem powstrzymał delikatny uśmiech chcący wypełznąć na usta.
Kanclerz skarbu dzielący się przydługą historią ich miłości, zapewniający o wielkim uczuciu od zawsze i na zawsze, ale Dolohov był pewien, że ledwie cztery dni temu czytał w gazecie o tym, jak pod pretekstem pamięci po tej żonie wybrał się na bal charytatywny u rodziny Longbottom i licytował się w najlepsze o swojego przyjaciela, chociaż mógł po prostu wpłacić im sporą kwotę pieniędzy.
Oh.
I wtedy do niego dotarło, że ten pogrzeb mógł być nieco ciekawszy, niż wcześniej zakładał.
- Istotnie - przyznał swojej ukochanej, raz jeszcze unosząc się dumną z pewności, że to musiała być ta jedyna, skoro jasnowidzem nie była, a jednak wyciągała mu z głowy myśli. Pochylił się nad nią lekko, zniżając swój głos. - To trochę dziwne, że jej w ogóle wyprawili uroczystość...
Stojąc obok Annie wspartej o jego ramię, Dolohov wyglądał bardzo naturalne. Widać było, że ta bliskość nie była w żaden sposób wymuszona. Tego by pewnie życzył Simone, gdyby w czerniejącym sercu znalazła się choćby kropla współczucia. To jednak pozostawało niezmiennie wypchane egoizmem.
- Skarbie, a znasz może - zaczął, również cicho, bo to nie było pytanie, jakie się zadawało na pogrzebach - datę urodzenia pana wdowca?
Chłodne i oceniające spojrzenie Vakela utkwiło na Elliocie na o wiele dłużej niż wypadało. Wróżbita przeniósł je dobrych kilka sekund po tym, jak Elliott wrócił pomiędzy członków swojej rodziny. Już teraz wiedział, że jeżeli nie miał zasnąć tutaj na stojąco, bo by się przecież nie wzruszył na pogrzebie własnej matki, a co dopiero jakiejś tam Simone, to będzie się chciał dowiedzieć o tym wszystkim nieco więcej.


with all due respect, which is none
King with no crown
Stars, hide your fires
Let no light see my black and deep desires
Schludny, młody mężczyzna ze starannie ułożonymi blond włosami. Nie grzeszy wzrostem, będąc wysokim na 178 centymetrów, acz chodzi na tyle wyprostowany i z uniesioną głową, że może wydawać się górować nad rozmówcą. Pomaga mu w tym spojrzenie chłodnych, niebieskich oczu, na tyle skutych lodem, że nie sposób się przez niego przebić, aby dostrzec kryjącą się za nimi duszę. Zazwyczaj używa perfum z cedrowymi nutami przeplatającymi się z drzewem sandałowym. Dobiera ubrania starannie, zwłaszcza kolorystycznie. Nie ubiera się krzykliwie, acz odpowiednio do okazji; zawsze z idealnie wyprasowanym materiałem koszuli, dobrze dopiętą kamizelką. Charyzmą przyciąga do siebie innych, acz waży słowa w naturalnie ostrożnej manierze. Nie brak mu w głosie donośnych tonów, na marne można oczekiwać, że otworzy usta, aby krzyczeć, nawet te cicho wypowiedziane przez niego słowa potrafią być dobitniejsze niż cudzy krzyk. Stawia na niską intonację, uważając, że jest przyjemniejsza dla ucha i bardzo dobrze podkreśla angielski, wręcz krzyczący w swojej pretensjonalności o jego uprzywilejowanym urodzeniu, akcent.

Elliott Malfoy
#16
26.01.2023, 06:09  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 26.01.2023, 08:51 przez Elliott Malfoy.)  
Uroczystość przy krypcie dobiegła końca wraz z piosenką kapłanów. Urna denatki spoczęła w grobowcu, a goście mogli zacząć przemieszczać się do przygotowanego przyjęcia pożegnalnego, używając mapki na 'ulotce', jaką dostali od skrzatów przy wejściu lub po prostu idąc za resztą żałobników, którzy znali drogę.

Przyjęcie w rezydencji


Na tę uroczystość w rezydencji Malfoyów udostępniono dwa pomieszczenia oraz część ogrodu głównego - goście mogli swobodnie do niego wychodzić, jeżeli chcieli zapalić lub usiąść na zewnątrz na ogrodowych meblach, specjalnie do tego przygotowanych. Ci, którzy przybyli już ze znajdującego się nieopodal cmentarza mogli wejść do środka od tyłu posiadłości, droga prowadząca z niewielkiego lasku, przez który należało przejść z cmentarza nie była w żaden sposób oznaczona, poza tym, że wyraźnie odznaczała się pośród zieleni trawy, więc nie można było się zgubić, jeżeli dzierżyło się mapę. O zaproszenia ochrona pytała już przy wejściu na cmentarz, więc teraz zajęła jedynie swoje miejsca w rogach sali i przed wejściem, wzrocząc na gości, ale nie gapiąc się. Wyznaczeni do tego ludzie odbierali płaszcze od wchodzących gości. Pierwsza sala była przystrojona skromnie w odcieniach czerni i szarości, sztuczne światło było niepotrzebne, bo przez długi rząd sięgających sklepienia okien wpadało wystarczająco tego naturalnego. Długie stoły były zastawione jedzeniem - wytrawnym oraz słodkim z czego te drugie przygotowane było przez Norę Figg, z polecenia Brenny Longbottom. Nie brakowało również napitków, przede wszystkich tych alkoholowych. Można było wybierać pomiędzy różnego rodzaju winem, whisky oraz mieszanymi drinkami. Wybór był odpowiedni - nie za duży, nie za mały - nie ział przepychem. Na niewielkim podwyższeniu stała orkiestra wraz z prowadzącym muzykiem na czele - Stellą Avery. Z pomieszczenia usunięto większość mebli, poza stołami, krzesłami oraz kanapami z paroma fotelami i mniejszymi stolikami w dwóch rogach pomieszczenia, gdzie można było porozmawiać spokojniej, bo te miejsce były 'odgrodzone' zaklęciami wyciszającymi. Gdzieniegdzie stały odpowiednio dobrane do okazji kwiaty, wpasowujące się w ogólny wystrój pomieszczenia oraz nie kontrastujące z resztą ozdób. Drugie, mniejsze pomieszczenie było urządzone jak salon, który mógł pomieścić sporą liczbę osób, jego okna wychodziły na bok posiadłości, nie było tutaj aż tak jasno jak w pierwszej, ogromnej sali, choć sufit był równie wysoki i zwisał z niego żyrandol.
Przejścia w inne części rezydencji były zamknięte lub zablokowane, tylko członkowie rodziny mieli do nich dostęp.
Na razie nie zbierało się na to, aby ktokolwiek inny miał przemawiać, Elliott stanął jedynie przy wejściu, odbierając kondolencje, aby goście nie musieli chodzić i szukać go po sali, tak było prościej. Reszta rodziny weszła już do środka, brakowało jak na razie ojca - Fortinbrasa, choć mało kto zdążył to, jak na razie zauważyć.


31/01 zostanie wrzucony post z toastem za zmarłą, który rozpocznie też występ Stelli Avery - możecie po złożeniu kondolencji rozmawiać ze sobą, zacząć  bawić się kostkami. Jakby ktoś chciał to mogę z konta Barda grać Fortinbrasem lub Eleonorą (ojciec oraz matka Elliotta) ewentualnie kimś z obsługi/ochrony, jeżeli zajdzie taka potrzeba.

Kości na drinki


Jeżeli ktoś pije alkohol proszę, aby w swoim poście rzucił kostką k10. W wiadomości pozafabularnej znajduje się lista 1-10 efektów działania alkoholu, będzie on trwał przez 2 posty. Można rzucić więcej niż raz, można też nie rzucac w ogole, jeżeli się nie chce, aczkolwiek gorąco polecam.
wiadomość pozafabularna
1. Whisky z lodem - poważny trunek dla poważnego czarodzieja; po jego skosztowaniu irytuje cię każde zachowanie, które nie wypada na pogrzebie
2. Gin z dodatkiem soku z grapefruita - słodko-gorzki smak sprawia, że ze łzami w oczach wspominasz denatkę w samych superlatywach, nawet jeśli nie byliście bliskimi znajomymi
3. White negroni - nagle cała ceremonia zaczyna wydawać ci się absurdalna, przez dwa posty nie możesz wyzbyć się wrażenia, że coś jest nie tak
4. Cosmopolitan - zaczynasz kokietować swojego aktualnego rozmówcę, bez względu na płeć oraz łączącą was relację* (*w przypadku zażyłości rodzinnych należy uznać, że postać staje się nadzwyczaj miła)
5. Vodka martini - wydaje ci się, że widzisz w tłumie ducha Simone, lecz gdy próbujesz za nią podążyć, ten znika i pojawia się na drugim końcu sali
6. Krwawa Mary - nie szczędzisz kąśliwych uwag pod adresem zmarłej (możesz je sprytnie przemycać jako komplementy)
7. Moscow Mule - jesteś pewien, że za śmiercią Simone stoją Śmierciożercy i próbujesz przekonać swoich znajomych, że powinniście zbadać dogłębniej sprawę
8. Shot wódki - wydaje ci się, że jesteś na weselu Elliotta, a nie pogrzebie jego żony; próbujesz przepchać się do wdowca, aby życzyć mu szczęścia na nowej drodze życia
9. Whiskey sour - zbierasz się na odwagę, by podejść do najmniej lubianej przez ciebie postaci i uprzejmie ją zapytać, kiedy jej kolej
10. Manhattan - zaczynasz rzewnie płakać nad losem małego Nicholasa osieroconego przez matkę i nic nie jest w stanie cię uspokoić

kości by Saiko


“An immense pressure is on me
I cannot move without dislodging the weight of centuries”
♦♦♦
Tłumacz
These scars don’t lie,
I’m living in an empty time
Falling through space,
I’m living in an empty place.
Ubrany na czarno. Z bliznami na twarzy. Puste spojrzenie. 180cm.

Martin Crouch
#17
26.01.2023, 14:17  ✶  

Martin przetrwał pogrzeb zatopiony we własnych myślach. Po głębokiej analizie podobieństw i różnic między sytuacją swoją a kuzyna, uwagę skupił na urnie. I oto co pozostaje z człowieka. Bez względu na starania za życia, każdy prędzej czy później zamieni się w kupkę popiołu. Simone miała to szczęście, że jej kupka została z czułością przechowana, zaś brat Martina rozsypał się po ulicach deptany może i do dzisiaj przez nieświadomych niczego przechodniów.


Szczęście? Żadne dla niej szczęście, skoro już nie żyła.


Martin oderwał się od przykrych myśli, gdy nadszedł czas na poczęstunek. Jego miejsce nie było wśród umarłych, chociaż tak często się wśród nich jawił. Życie zmusiło go do nabierania kolejnych oddechów, a on postanowił przyjąć to zadanie. Spojrzał więc na otaczających go ludzi. Pogrzeb nie był dobrą okazją do nawiązywania nowych znajomości, ale zmarnował swoją okazję na balu, więc nie powinien wybrzydzać. Zadanie na dziś — odbyć przynajmniej jedną rozmowę z własnej inicjatywy.


Crouchowie udali się do Elliota, by złożyć kondolencje. Wpierw Elisabeth, pogrążona w szczerej, lecz dostosowanej do wszelkich norm społecznych żałobie. Podarowała Elliotowi kilka ciepłych słów. Uczucia po śmierci własnej synowej żywo krążyły w niej podczas tego pogrzebu. Bob Sue-Crouch był bardziej zwięzły w słowach, ale nie mniej czuły, poklepał Elliota po ramieniu i podzielił się nadzieją, że czarodziej ułoży sobie jakoś życie. Jane Mary oraz Jack również dopełnili rodzinnych powinności jak to kuzynom było dane, po czym nadszedł czas na Martina.


Przez cały ten pochód nie ułożył sobie w głowie gotowej formułki, tak więc uścisnął dłoń żałobnika w ciszy, wpatrując się w jego twarz. Czy i on tak wyglądał podczas pogrzebu Kordelii? Czy tak wyglądałby podczas pogrzebu Briana, gdyby ten takiego się doczekał?


— Przykro mi — powiedział w końcu spuszczając wzrok. Współczucie tliło się w nim bez względu na to co mogło lub nie łączyć Simone i Elliota. To nie miało znaczenie. Utrata współmałżonka burzyło codzienność, wywracało do góry nogami plany i oczekiwania co do przyszłości. Dlatego oba słowa rzucone kuzynowi były jak najbardziej szczere.


Martin rzucił spojrzeniem na stoły z poczęstunkiem, ale głodny był tylko swojego papierosa. Zaszył się więc w ogrodowym fotelu, by zapalić. Z całą pewnością ktoś dołączy do niego prędzej czy później i będzie mógł spróbować rozpocząć konwersację.

viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#18
26.01.2023, 21:50  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 26.01.2023, 21:55 przez Erik Longbottom.)  

Złożenie urny w krypcie na cmentarzu zakończyło pewien etap uroczystości. Przynajmniej dla niektórych. Chociażby dla gości niezaproszonych na samą stypę, jak i oczywiście samej Simone, o ile ta w jakiś sposób czuwała nad własnym pogrzebem. Teraz mogła spocząć w spokoju, gdy społeczność czarodziejów pozwoliła w końcu jej prochom znaleźć się pośród wielu innych spokrewnionych z rodem Malfoyów. Martwi pozostali w tyle, ale żywi musieli się zmierzyć z jeszcze jedną kwestią; stypą.

Nie zazdrościł tego, w jakiej pozycji znalazł się Elliott. Najgorsza część była już za nim, ale teraz musiał jeszcze pokazać się wśród ludzi po tragedii, która go spotkała. Erik niemalże był w stanie sobie wyobrazić, jak odlicza minuty do tego, aż minie czas tradycyjnie przeznaczony na drobny poczęstunek, aby móc zostać w gronie najbliższej rodziny. Bez względu, jakie relacje by ich nie dzieliły na co dzień, teraz żegnali jedną ze swoich, więc może w ich sercach zagościło swego rodzaju poczucie wspólnoty?

Erik zmrużył oczy, przyglądając się rodzinnej posiadłości przyjaciela. Mimowolnie przyrównał ją do twierdzy Longbottomów w Dolinie Godryka. Ciężko by było znaleźć budynki, które bardziej by się różniły. Jego rodzinny dom mógłby wpasować się w praktycznie każdą wieś w Anglii, ale ten kolos... Cóż, górował nad masą rezydencji, które miał szansę odwiedzić podczas swojego życia. Obejrzał się na siostrę, wykrzesując z siebie lekki uśmiech, po czym ruszył za resztą gości w stronę tylnego wejścia na pokoje.

Dostrzegł na przodzie Crouchów, którzy zatrzymali się, aby złożyć swoje kondolencje, notując w głowie ich obecność. Zjawili się dosyć... licznie. Zaczynał się cieszyć, że Brenna mu towarzyszyła tego dnia. Reprezentowanie całej rodziny w takich okolicznościach byłoby stosunkowo niełatwe, a tak przynajmniej nie czuł się aż tak osamotniony. Parę osób później, a przyszła i kolej rodzeństwa Longbottomów, co by porozmawiać z Malfoyem.

— Wyrazy współczucia — powiedział cicho, ściskając rękę Elliotta. Zamarł na moment, zapominając przysłowiowego języka w gębie. Chciał powiedzieć tak wiele, wyrazić tak dużo, przekazać wsparcie na tak różne sposoby, ale jedynym sposobem, w jaki był w stanie to okazać, był mocniejszy uścisk dłoni. — Oby znalazła spokój w lepszym miejscu.

Poklepał lekko przyjaciela po ramieniu, po czym usunął się w głąb sali. Od razu uderzyła go szarość i czerń panująca w wystroju, kontrastując poniekąd ze światłem wypływającym z zewnątrz przez ogromne okna. Erik aż się zatrzymał na moment, co by zawiesić wzrok na sklepieniu. Nie było mu jednak dane dłużej postudiować wnętrza, gdyż kolejni goście weszli na salę. Nie chcąc stać na środku jak kołek, mężczyzna udał się w stronę stołu.

Z początku rozglądał się po słodkim poczęstunku, aż jego wzrok padł na alkohol. Nie mógł zaprzeczyć, korciło go, aby sięgnąć po któryś z trunków od razu, ale wolał poczekać. W związku z tym, odczekał, aż przy stole usiądzie większa ilość gości i dopiero kiedy ci już się nieco rozgadali między sobą, sięgnął po jeden z napoi wysokoprocentowych.

— Jak się tu czujesz? — spytał półgłosem Brenny, zanim zamoczył usta w alkoholu. Osobiście czuł się nieco przytłoczony, chociaż ciężko było mu określić, czy był to efekt estetyki posiadłości Malfoyów, samej ilości gości, czy okoliczności spotkania.


Rzut na drinki:
Rzut 1d10 - 4


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#19
26.01.2023, 22:49  ✶  
Brenna wprawdzie dla porządku zerknęła na mapkę, ale teraz się nią nie kierowała, zakładając, że wędrując za „tłumem” też dotrze na miejsce. Nie wydawało się, że rezydencja Malfoyów w jakikolwiek sposób ją przytłacza. Co najwyżej rozglądając się Brenna odnotowała, że chyba myliła się, uznając ich dom za bardzo, bardzo duży i aż nazbyt okazały. O ile Longbottomowie mieli dużą posiadłość, gdzie spokojnie wygodnie mogło mieszkać kilkanaście osób, o tyle Malfoyowie sprawili sobie pałac.
Ale żaden pałac nie mógł sprawić, że Brenna poczują się nieswojo, przynajmniej dopóki nie było w nich zbroi, próbujących ją udusić, podejrzanych, krwawych kręgów na ścianach i duchów podzwaniających łańcuchami.
Ruszyła do Elliotta za bratem, oczywiście nie próbując się wypychać na przód kolejki. Uścisnęła mu dłoń krótko i mocno, mówiąc zaledwie „moje kondolencje”. Nie sądziła, by było to miejsce na dłuższe pogawędki – podejrzewała, że Malfoy nade wszystkim pragnął uciec z tego miejsca i całą stypę wyprawiał, bo tak nakazywało poczucie obowiązku, nie zamierzała więc zajmować mu głowy.
Zajęła miejsce obok brata, ot odruchowo, przy okazji jednak, jeśli w pobliżu pojawił się ktoś, kogo kojarzyła, przywitała go lekkim skinieniem głowy. Sama nie sięgała po alkohol. Brenna od dobrych trzech lat praktycznie nie piła, co najwyżej przy okazji ważnych wydarzeń – jak u nich na balu – przy toaście wypijając dwa, trzy łyki, ot pro forma. Zresztą dziś czekała ją jeszcze praca i nie mogła pojawić się na popołudniowym dyżurze nietrzeźwa. Prawie z ulgą przyjmowała myśl o tym, że miała doskonały pretekst, aby wyjść nieco wcześniej. Inaczej poczucie obowiązku zatrzymałoby ją tutaj do samego końca. Trudno było się dziwić, że pogrzeb uważała za przygnębiający, nawet jeżeli głęboko współczuła Simone i całej jej rodzinie.
Wyjątkowo nie sięgała też po jedzenie. Choć nie wątpiła w jego jakość, było jej jakby trochę… głupio, objadać się na stypie. Choć niby była to zwykła tradycja.
- Dobrze – odparła Erikowi i odruchowo poklepała go po dłoni, bo odniosła wrażenie, że pytanie brata wskazuje na to, że on sam niekoniecznie mógłby odpowiedzieć na to pytanie podobnie. – Trochę przygnębiona, ale to chyba naturalne na pogrzebie – dodała szeptem. – I na pewno nie spodziewałam się na takiej uroczystości występów muzycznych – uzupełniła jeszcze, równie cicho, spoglądając na podwyższenie, na którym znajdowali się muzycy. Nie było to jednak aż tak niezwykłe, po prostu Brenna… jakoś dziwnie się czuła na takiej „zabawie”.
Z drugiej strony, istniała możliwość, że Simone wcale nie chciałaby, aby wszyscy się smucili.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#20
27.01.2023, 21:01  ✶  

Zawsze widział sobie jako człowieka dobrze zorganizowanego. Dużo planował. Starał się być punktualny. A nawet więcej - zjawiać się na miejscu z lekkim wyprzedzeniem. Dbał też o porządek, który stanowił dla niego absolutną podstawe. Nie wystarczyło to jednak, żeby razem z Henriettą zdołali zjawić się na pogrzebie o odpowiedniej godzinie. Choć wiedzieli o nim co najmniej od kilku dni, ku irytacji Roberta, nie wszystko potoczyło się tak, jak powinno.

Przygotowanie się do pogrzebu nie stanowiło problemu.

O właściwej godzinie opuścili swoją londyńską kamienice.

Bez trudu dotarli również do Wiltshire, ale...

...ale właśnie tutaj zaczęły się problemy. Schody do pokonania, pod postacią ataku, z którym Robert musiał sobie poradzić. Choć tego typu dolegliwości towarzyszyły mu z reguły podczas teleportacji, przypomnieć o sobie zdecydowały się również teraz. W momencie niekoniecznie odpowiednim. W końcu kto chciał zjawić się na progu dobrego znajomego, zgięty w pasie, opróżniający swój żołądek z wczorajszej kolacji? No właśnie.

Całe szczęście, znajdywali się w pewnej odległości od posiadłości Malfoy'ów, a do tego udało im się znaleźć na tyle ustronne miejsce, żeby Mulciber mógł doprowadzić się do porządku. O prezencje trzeba było zadbać. Po wymiotach zaś pozostawał niezbyt przyjemny zapach, bladość, nienajlepsze samopoczucie. Człowiek w takim stanie niekoniecznie nadawał się do tego, aby wyjść do ludzi.

Robert zaś, choć nie zawsze było to widoczne (i nie zawsze się udawało), starał się dbać o względnie poprawny wizerunek.

Kiedy wyprostował się, oczywiście szybko poprawił ubranie, upewnił się też, że eleganckie, skórzane buty pozostają czyste. Odgarnął z twarzy przydługie włosy, które starał się odpowiednio ułożył. Miały charakterystyczny kolor. Ni to siwy, ni to brązowy. Wyjął z kieszeni chusteczkę. Sięgnął też po buteleczkę z jakimś specyfikiem, którego się napił. Nie było tego dużo. Henrietta pewnie już wcześniej miała okazje zwrócić na ten specyfik uwagę. W sytuacjach takich jak ta, pozwalał Robertowi odświeżyć oddech.

- Popraw sukienkę, dekolt układa się wręcz okropnie. - kiedy doszedł do siebie, na tyle na ile było to możliwe w obecnej sytuacji, spojrzał na Henriettę w dość krytyczny sposób. W jakimś stopniu wynikało to z jej obecności. Z tego, że towarzyszyła mu w tej mało komfortowej sytuacji. W chwili słabości. Nie czuł się z tym dobrze. Był wyraźnie poirytowany, co przekładało się na wypowiedziane słowa, ton głosu. Na jego zachowanie względem małżonki. - Powinnaś wybrać coś bardziej stosownego. - dodał jeszcze. Jakby wcześniej nie mógł na to zwrócić uwagi. Jeszcze w domu. Wtedy jednak ubiór partnerki nie stanowił problemu. - Ale nie mamy czasu nic z tym zrobić. I nie krzyw się tak. Nie pasuje Ci ten grymas. Idziemy i zachowujemy się w odpowiedni sposób.

Gdyby w tym momencie znajdywali się wśród innych ludzi, nie pozwoliłby sobie na tego rodzaju słowa. Było jednak jak było. Co innego pod publiczkę, co innego w czterech ścianach własnego mieszkania, a w tym przypadku kamienicy, która od wielu lat stanowiła własność rodziny Mulciber.

Droga do posiadłości nie była długa i jako taka nie zajęła im też wiele czasu. Zamiast na cmentarz, oczywiście ku wielkiemu rozczarowaniu Roberta, udali się bezpośrednio na stypę. Po prawdzie nie było mu z tego powodu przykro. Tutaj przynajmniej będzie mógł już na początku sięgnąć po alkohol. Nie będzie trzeba znosić nieszczególnie przyjemnego zapachu kadzideł, słuchać pożegnalnych, ckliwych mów, ani też pieśni. Obowiązek zaś wypełni. Pojawi się tam, gdzie wypadało.

Jak dużo się spóźnili? Ciężko było określić. Elliott Malfoy nadal jednak stał przy wejściu, co dawało szansę na to, iż nieobecność Mulciberów do tej pory nie rzuciła się nikomu w oczy. Trzymając Henriettę pod rękę, powoli zbliżał się w kierunku wdowca, chcąc złożyć kondolencje. Nie zamierzał jednak wciskać się przed innych. Ludzi było sporo.

- Wyrazy współczucia. Córka niestety nie mogła pojawić się na pogrzebie, najmocniej przeprasza. - odzywa się jako pierwszy, kiedy wreszcie udaje mu się dotrzeć do celu. Gdyby było to możliwe, w tym momencie postarałby się zapewne mocniej ścisnąć rękę Henrietty, upominając o złożenie kondolencji również od siebie. Sytuacja jednak nie sprzyjała. - Mam nadzieję, że sobie z tym poradzicie. Ty i syn. - zakończył, oddając pola małżonce. Rozejrzał się po zebranych, licząc iż uda wyłowić mu się znajomą twarz. Może nawet znaleźć samego Fortinbrasa. Niestety nie był w stanie nigdzie namierzyć byłego ministra magii, który nigdy nie powinien był tego stanowiska utracić. A chętnie zamieniłby z nim jedno, dwa słowa.

Byłoby to lepsze to niż konwersacja z Henriettą.

A także każdą inną kobietą. Może za kilkoma wyjątkami.

- Twój ojciec jest gdzieś w pobliżu? - nie zwracając uwagi na to, że Henrietta zaczęła również składać kondolencje, wszedł w słowo, zadając bardzo ważne pytanie i prezentując swoje nienaganne maniery. Jak zwykle do zasad dobrego wychowania stosował się niezwykle wybiórczo. Od innych wymagał większego ich poszanowania.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Vakel Dolohov (496), Eunice Malfoy (1066), Theon Travers (1385), Eden Lestrange (544), Brenna Longbottom (2077), Erik Longbottom (2483), Geraldine Yaxley (1234), Elliott Malfoy (3190), Perseus Black (392), Martin Crouch (959), Annaleigh Dolohov (1023), Stella Avery (397), Bard Beedle (272), Robert Mulciber (1288), William Fletcher (720), Micah Bagshot (521), Rowena Ravenclaw (391), Victoria Lestrange (813), Henrietta Mulciber-Slughorn (1114)


Strony (5): « Wstecz 1 2 3 4 5 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa