• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 14 Dalej »
[Wydarzenie] Świąteczne drzewko 1971

[Wydarzenie] Świąteczne drzewko 1971
Bloody brilliant
Soft idiot, a sappy motherfucker, a sentimental bastard if you will
Wysoki, bo 192 centymetry wzrostu, postawny, dobrze zbudowany mężczyzna. Czarnowłosy. Niebieskooki. Ma częściową heterochromię w lewym oku - plamę brązu u góry tęczówki. Na jego twarzy można dostrzec kilka blizn. Jedna z nich biegnie wzdłuż lewego policzka, lekko zniekształcając jego rysy, co nadaje mu surowy wygląd, mimo to drobne zmarszczki w kącikach oczu zdradzają, że często się uśmiecha lub śmieje. Inna blizna, mniejsza, znajduje się na czole. Ma liczne pieprzyki na całym ciele. Elegancko ubrany. Zadbany. Bardzo dobrze się prezentuje.

Cornelius Lestrange
#21
29.01.2025, 00:05  ✶  
10 grudnia, poranek

Cornelius szedł wzdłuż Ulicy Pokątnej, a wózek z jego małym synem Fabianem toczył się cicho po pokrytej śniegiem nawierzchni. Zimowe powietrze było rześkie, drobny śnieg sypał się z nieba jak białe drobinki cukru pudru, otulając wszystko wokół w delikatną, białą kołdrę. Chłopiec z radością spoglądał na choinkę, która stała dumnie na placu, ozdobiona kolorowymi  błyszczącymi, magicznymi bombkami.

- Zobacz, Fabianie, drzewko. - Powiedział, wskazując na choinkę. Chłopiec spojrzał w górę, a jego oczy rozbłysły na widok kolorowych ozdób, z zachwytem wskazał na kolorowe bombki. Corio uniósł syna z gondolki, by ułatwić mu lepszy widok. - Chcesz zawiesić swoją bombkę? - Chłopiec kiwnął głową, a jego twarz rozjaśniła się jeszcze bardziej. Cornelius wyciągnął z wózka ozdobę.

- To twoja bombka, mały żeglarzu. - Oznajmił, przymocowując ją do gałązki. Przybrała kształt kolorowego delfinka, który podskakiwał lekko na gałązce, płetwy mieniły się tęczą. Fabian klasnął w dłonie, a jego śmiech brzmiał jak dzwonki, wypełniając mroźne powietrze szczęściem.

Po chwili mężczyzna sięgnął po swoją bombkę, w jego myślach pojawiły się obrazy wspólnych chwil, które spędzał z żoną, gdy wspólnie dekorowali ich własną choinkę. To było pierwsze Yule bez niej. Ta chwila, choć piękna, stała się dla niego przytłaczająca. Z zamyśleniem przyglądał się bombce, myśląc o czasach, które spędzili razem, o ich marzeniach i miłości, która przetrwała mimo upływu lat, żeby zakończyć się tragicznie. Zawiesił abraksana obok delfinka, czując, jak wspomnienia wypełniają go smutkiem, ale i ciepłem. Czuł pilną potrzebę odejścia, jakby choinka stała się symbolem wszystkiego, co stracił.

- Czas wracać do domu. - Powiedział, sadzając dziecko i delikatnie popychając wózek w stronę domu. Drobny śnieg spadał na ich ramiona, gdy wracali w kierunku Alei Horyzontalnej, Corio w myślach złożył życzenie. Nie tylko dla siebie, ale i dla całego magicznego świata. Pragnął, by konflikt, który od miesięcy trawił ich życie, w końcu dobiegł końca. W sercu nosił nadzieję, że świat stanie się lepszy, że jego dziecko dorosnie w czasach pokoju, a nie wojny. W myślach życzył sobie, aby Voldemort i jego poplecznicy zaznali najgorszych tortur i bólu, przeżywając powolną śmierć. Czuł narastający gniew, jakby jego serce zmieniało się w twardy kamień, a każde z tych ostatnich pragnień było jak nieustanny ból, który zatruwał mu duszę, mimo świątecznej atmosfery.

Cornelius czuł, że nadchodził czas, by podjąć działania, które pozwolą mu odzyskać spokój.


Postać opuszcza sesję
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#22
29.01.2025, 02:10  ✶  

- Dojebana. - Powtórzył, ale był kontent z reakcji swojej towarzyszki, bo znowu gapił się na magiczne drzewko. - Czy ty też masz ochotę potykać te bombki i je pozrzucać, czy to tylko ja? - Straszne uczucie, taka silna potrzeba, żeby... się przyczaić... zapolować na te... ruszające się chujostwa na gałązce. W aktualnym stanie sam czuł się na tyle oświetlony - i oświecony - że ciemne chmury zostały nieco przegnane znad jego głowy. Mógł tutaj przyjść sam, napić się sam, samemu powiesić bombkę i potem sammeu odjebać szajs. Zrzucając bombki innych. Ale wtedy te chmury nadal by tam były. Nic by się nie zmieniło - może tylko poczucie, że naprawdę jest tutaj sam. Tymczasem - nie był. Nigdy nie był pewien, na ile Maeve go lubił, a na ile... chyba się nad nim litowała. Ale to litowanie się trwało już całkiem długo, co? Jakoś... od samego Hogwartu. Choinka więc mogła sobie błyszczeć - ale oczy Sauriel rozbłysły naprawdę, kiedy do jego uszu dotarła propozycja o wyścigach na szczyt choinki. - GENIALNE. - Poziom szacunku, jaki ta kobieta w nim właśnie wzbudziła, wzrósł do bardzo wysokiego poziomu. Chyba odbił się od górnego pułapu maksymalnego szacunku do żywienia. Istniał taki w ogóle?

- Ni chuja nie wiem, o co chodzi z bombkami, ale... wiem, jak taką zawiesić. Cho. - Miał ochotę zapalić, ale skoro zaraz mieli biegać po choince to sobie darował. Zamiast tego wziął ją pod rękę i podprowadził do miejsca, gdzie dumna tabliczka głosiła: złóż życzenie!, tylko w o wiele ładniejszym ujęciu. - Musisz pomyśleć życzenie. Takie dla siebie i dla... dla kogoś innego. Bombka sama zmieni się w twoich rękach. I sama tam podleci. - Wskazał palcem na choinkę, tak, jakby Maeve mogła ją jakimś cudem przegapić. No cóż, jeśli przegapiła, to właśnie Sauriel jej pomógł ją odnaleźć! Miałoby sens, że jednak nie przyuważyła, bo wtedy nie powiedziałaby tylko "ROBI WRAŻENIE". Jak jakiś typiarz z ławki szkolnej, co bardzo chce play it cool. Ech ci chińscy wietnamczycy z londynu...

Sauriel sam złożył dłonie. Czarny kot ukształtował się na nich i przeciągnął leniwie, patrząc na niego teraz oceniająco i z pogardą. Dokładnie tak, jak ponoć nie patrzyli ludzie, którzy mogli przyglądać się tutejszym dziełom. Chcę być wolny. Taki banał jak - chcę być szczęśliwy. Jak - chcę być zdrowy. Tak wiele rzeczy kryło się pod tym jednym słowem - wolność. Rzecz dla niego najważniejsza. Ale kiedy myślał, co mógłby życzyć bliskim... Żeby się Stanley na ten głupi ryj nie wyjebał, a Maeve znalazła swoją Bonnie, dla której będzie Clydem. Kot miałknął i susem pomknął w powietrze, w kierunku samej choinki. Usiadł na jednej z gałązek, ewidentnie ze wzgardą oceniając to, że inne bombki, jak te frajerki, postanowiły zwisać, zamiast wygodnie się położyć.

Zerknął na Maeve i na to, jak jej bombka wyglądała, zanim rzucił:

- To co? Kto pierwszy na szczycie choinki? Trzy, dwa, jeden...

Jak to dobrze, że Ministerstwo przemyślało, by bombki nie obciążały drzewka. Dzięki temu Sauriel Rookwood i Maeve Chang też go zbytnio nie obciążali.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#23
29.01.2025, 17:09  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.01.2025, 21:31 przez Anthony Shafiq.)  
12.12 późne popołudnie

Czasem pomagał spacer. Czasem pomagało wino. Czasem pomagał mróz szczypiący policzki.

Dzisiaj miał to wszystko, korzystając z uroków jarmarku świątecznego, na którym oczywiście musiał się pokazać i pouśmiechać do kilku zdjęć fotoreporterów, którzy akurat dziś postanowili również tam zajrzeć. Nie to, że musiał dużo im płacić za tę informację, ostatecznie obie strony na tym korzystały. Zgodnie z tradycją jego winnica w okresie zimowym oferowała obywatelom grzane, a nie chłodne wino. Osobiście uważał to za kalanie dobrego trunku, dlatego od lat skutecznie pozbywał się w ten sposób kiepskiego trunku. Od przypraw i różnych umagicznień czyniących napitek bardziej... widowiskowym, jego smak naprawdę nie miał znaczenia.

Po kilku bardzo rozwiniętych dyskusjach ze współobywatelami (Tak tak, oczywiście, musimy popracować nad prewencją, tak mój Departament się tym nie zajmuje ale... Szpital potrzebuje więcej specjalistów to prawda, zakres edukacyjny w tej mierze wciąż jest zbyt elitarny... ależ skąd sam uważam, że każdy człowiek powinien zajmować się tym do czego Matka go powołała...), udało mu się umknąć pod drzewko choinkowe.

Chwila ciszy.

Chwila na to by poczuć dojmujący żal zaciskający klatkę piersiową.

Czy to nie dziś była rocznica? Czy to nie dziś rok temu dostał ten jakże miły list, w którym Erik postanowił przekreślić ich sen o miłości idealnej? Oczywiście, nie padały między nimi wyznania, oczywiście z pewnością młodszy czarodziej podchodził do tego bardziej... frywolnie, nie mając pojęcia, że Anthony zdążył zaangażować się boleśnie za bardzo w ich grę, w spotkania dwa razy do roku, gdy cały świat mógł zapomnieć o tym kim byli i jakie obowiązki i oczekiwania musieli nosić.

„Podaruj cząstkę swojej magii - powieś bombkę w kształcie tego, co kryje twoja dusza”.

Głupia zabawa, wysługiwanie się obywatelami tylko po to, by Ministerstwo nie musiało wymyślać fikuśnych ozdób. Co kryła jego dusza? Kogo? Strzepnął niepewność ze swoich ramion, stłumił pragnienie życia w zgodzie ze sobą, w szczerości, w świetle akceptacji dla własnych wartości. Czego by chciał? Czy nie znów utonąć w gorącym objęciu swojego Słonecznego Bożka? Czy nie o tym śnił? Lśniąca złota kula pojawiła się w jego rękach mieniąc się kuszącym brokatem tęsknoty. Smutny uśmiech na moment przełamał zatopioną w ciężarze chwili melancholijną twarz.
Chciałbym, żeby ktoś mnie pokochał – pomyślał próżnie, nie śmiąc jednak wypowiedzieć imienia tego, kto ukradł mu serce pewnej lipcowej nocy, a o kim już dawno powinien zapomnieć.

Ujął różdżkę i zgodnie z instrukcją tchnął magię w złociste słoneczko, które pognało by zawisnąć niemal na szczycie choinki, jak najdalej od ciekawskich oczu tłumu. Potem zaś widząc zbliżających się reporterów, odegnał łzy ze swoich stalowych oczu i zamaszyście ukształtował złocistego smoka.
– I błogosławionego spokoju od Matki, abyśmy byli chronieni od złego – powiedział uśmiechając się już zdecydowanie szerzej, gestem wyuczonym latami politycznej praktyki, pozwalając smoczysku wzlecieć w widoczne miejsce. Skłamałby jednak, gdyby powiedział, że to nie były szczere życzenia. Chciał stabilizacji i bezpieczeństwa. Świat był teraz zbyt ponurym miejscem, aby skutecznie się bawić.

[Obrazek: m9KVPEu.png]

Postać opuszcza sesję
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#24
31.01.2025, 12:40  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 31.01.2025, 12:41 przez Millie Moody.)  
1.12.1971

Choinka stanęła jak gigantyczny włochaty zielenią fallus, na samym środeczku w miejscu, w którym stopy funkcjonariuszki Moody przechadzały się w ramach patroli każdego dnia. Złociste oczy spoglądały na drzewko z mieszaniną uczuć niechęci (ktoś postawił jej przeszkodę na drodze) i zachwytu (ale jakże wielka to była przeszkoda!). Z zaciekawieniem przypatrywała się również umieszczonej tabliczce, proszącej uczciwych obywateli o zawieszenie ozdoby i oddanie kawałka swojej magii.

Czy to w ogóle jest legalne? – pomyślała Mildred nigdy, ponieważ była równie chujową magipolicjantką, jak większość jej kolegów i najbardziej co lubiła robić to gonić złoczyńców. Nie z poczucia sprawiedliwości, ale samego pościgu - jak jeszcze w grę wchodziła miotła i finalny but na ryj, to nic więcej do szczęścia nie było jej potrzebne.

Dlatego nie zastanawiała się wiele, tylko sięgnęła po różdżkę. Ok, była na służbie i może nie powinna tego robić, ale co jej zrobią? Zawieszą ją?

W zawahaniu przygryzła spieszchniętą wagę, mimowolnie zachęcając krew do wypłynięcia kolejną raną. Była zmęczona i skacowana, jej umysł był w sumie antykreatywny obecnie. Kawałek duszy... Idealna bombka.
Chciałabym, żeby zakonniarze przeżyli w komplecie kolejny rok, a Ty... Ty Alku... Chciałabym, żebyś był szczęśliwy. – pomyślała, kształtując na słowo honoru szarego wilka, który wył do księżyca. No nie był super realistyczny, ale chyba liczyła się intencja bardziej niż jakieś rzeźbiarskie umiejętności. W końcu robiła w malarstwie, a przynajmniej tak sobie mówiła, mimo, że żaden obraz nie był skończony, a płótna zawalały im poddasze.

O życzeniach dla siebie zapomniała. Może znając swoją super fartowną gwiazdę uznała, że nie ma co marnować czasu. Wilk powędrował na całkiem wysokie gałązki. Zbyt dobrze znała ludzi, żeby zakładać, że nikt nie będzie skubał drzewka z co piękniejszych bombek... Nie żeby swoją uważała za ładną. Wcale nie.

Zdała sobie sprawę, jak zimno jej w dłonie i popatrzyła na nie z zaciekawieniem. Brakło jej tylko pudełka zapałek, by wyśnić piękne, złociste kolorowe święta spędzone razem. Ktoś jednak musiał brać służbę w Yule, zło nie spało. Jej brat z poczucia obowiązku. Ona z przyzwyczajenia. Skrzywiła się na tę myśl, ale nie usiedziałaby nigdzie bez niego obok, więc równie dobrze mogła nastawić się na szwendanie po ulicach jak debil. Znaczy jak pokorny brygadzista.

Pewnie poszłaby na wino teraz, sprawdzić, czy nikt go nie doprawia narkotykami, ale stragany dopiero się rozstawiały. Odpuściła więc i szerokim łukiem omijając drzewko powróciła na swój stały patrolowy tor.
[+]wilku
[Obrazek: 6197d46cad3d085e7510de7f653f3e30.jpg]
Postać opuszcza sesję
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#25
31.01.2025, 21:42  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 31.01.2025, 21:42 przez Heather Wood.)  
06.12.1971

Heather wybrała się na krótką przebieżkę na miotle, właściwie to przelot nad Londynem. Musiała pozostawać w formie, w końcu sezon niedługo miał się rozpocząć. Musiała dbać o to, aby jej umiejętności pozostały na odpowiednim poziomie. Jako szukająca Harpii z Holyhead nie mogła sobie pozwolić na to, aby przestać wspinać się na wyżyny swojej sprawności fizycznej. Nawet zimą musiała trenować, pozostawać w ruchu, chociaż temperatura nie była szczególnie przyjemna, a wiatr mocno dmuchał jej w twarz. Była do tego przyzwyczajona, od małego w końcu spędzała niemalże cały rok na miotle.

Gdy wracała w stronę mieszkania przy ulicy Pokątnej jej uwagę zwróciło drzewko, które pojawiło się zupełnie znikąd. Fakt, zapomniała o tym, że co roku je tutaj stawali.

Chciała zobaczyć je z bliska, także bez chwili zawahania wylądowała na ziemi, zeskakując przy tym całkiem zwinnie z miotły. Złapała ją w dłoń i zbliżyła się do tego wyjebanego drzewa.

Gwizdnęła z uznaniem, w tym roku faktycznie się postarali, wybrali chyba najpiękniejsze drzewo ze wszystkich możliwych. Przez krótką chwilę sama podziwiała bombki, które się na nim znajdowały. W końcu stwierdziła, że dorzuci coś od siebie.

Ruda powiesiła na drzewku bombkę w kształcie złotego znicza, która poruszała swoimi skrzydełkami. Mało kto pewnie był w stanie znaleźć różnicę między tą bombką, a zniczem, który można było znaleźć na boisku.

Pomyślała życzenia. Cóż przede wszystkim zależało jej na tym, aby Charlie i Cameron spełnili swoje wszystkie marzenia. Charles miał się piąć w swojej karierze jako amnezjator, a Cameron zostać najwspanialszym stażystą w Mungu.Nie myślała o nikim więcej, bo to ta dwójka była dla niej najważniejsza, przynajmniej na ten moment, chłopcy byli całym jej światem. Jeśli chodzi zaś o marzenia dla siebie samej to jej marzeniem było to, aby Harpie z Holyhead zdobyły mistrzostwo Wielkiej Brytanii, chciała w końcu sięgnąć po puchar.

Uśmiechnęła się sama do siebie, po czym wskoczyła ponownie na miotłę i poleciała do domu, gdzie zamierzała zacząć się szykować do świątecznego wyjazdu.


Postać opuszcza sesję
Robin Hood
You died? Walk it off.
Brązowe włosy, przetykane słońcem, kolczyk w uchu i szeroki uśmiech. Jeansowe kurtki, tania woda kolońska i drobna budowa ciała (172cm). Czasami smugi sadzy pod oczami, pozostałości po niedokładnie zmytym kamuflażu.

Lewis McKinnon
#26
31.01.2025, 22:27  ✶  
24.09.1972

Przejebane, tak stwierdził, czując, jak zmęczenie i świąteczny eggnog przyklejają się do niego sennie. Tak samo jak on przykleił się do grupy wczesnych kolędników, równie przepełnionych jedzeniem i alkoholem, jak on, śpiewając piosenki, które już dawno straciły swoje świąteczne melodie. Teraz nastała pora na taką o córce rybaka, która ruchała się z kozłem. Tym bardziej zabawne, że jeden z kolędników miał kostium rzekomego jegomościa, którego przyrodzenie i jurność wychwalała piosenka. On słyszał za to, że prawdziwe kozły obciągają same sobie. To była najbardziej obrzydliwa rzecz, zaraz obok tego, że kaczory ruchają trupy.

Nie powstrzymywało go to przed przyrządzaniem koziny czy dań z koziego sera, a jego kaczka w pomarańczach stanowiła gwiazdę wieczoru zawsze, gdy pojawiała się na stole.

Kolędnicy, a przy tym też Lewis, z czerwonym nosem i uszami, bo zapomniał czapki, drący ryje w świątecznej celebracji Yule, wkroczyli na teren publicznej celebracji. Lewis zatrzymały się przy choince, podrapał po głowie, próbując rozczytać napis, ale coś mu się literki zlewały. Umiał czytać, ale to już alkohol i zmęczenie.

W końcu, gdy głosy odpłynęły, a on się trochę otrzeźwił, dotarło do niego, o co chodzi. Czego mógł sobie życzyć? Że zostanie najlepszą striptizerką w Rejewachu? To byłoby śmieszne, zwłaszcza że nie ma tam innych. Żarty żartami, z magią nie ma żartów, nawet jeśli kusiło go wypowiedzieć coś absolutnie durnego.

Wysłał swoją bombkę, w kształcie pękatego worka z prezentami, z łatką w kolorze czerwonym i wystającymi z niego prezentami, a ona wylądowała bardzo wysoko, niemal przy samej gwieździe.

To czego życzył sobie Lewis mogło zaskoczyć wszystkich, ale jego życzeniem było, aby w następne Yule nikt nie był głodny, zmarznięty i smutny.

Bombka zalśniła, a on włożył ręce do kieszenie. Powędrował do swojego mieszkania na Nokturnie, do którego zgubił trochę drogę, z każdym krokiem w coraz lepszym nastroju. Świat był piękny, jego szalik z second handu ciepły, a jedzenie, które przygotował na następny dzień przepyszne. Wyszło mu absolutnie wszystko, co chciał zrobić.


Postać opuszcza sesję
Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#27
01.02.2025, 00:52  ✶  

23.12.1971



DZiwnie było obchodzić święta w Little Whinging kiedy nie przyjeżdżał się tutaj z obcego kraju. Czuł się trochę jak w czasach zanim chodził do Hogwartu, chociaż wtedy były to nieco bardziej beztroskie czasy. Nie musiał obawiać się o swoich bliskich, nie musiał użerać się z klątwami i pieczęciami. Westchnął rozcierając sobie rękę i idąc przez śnieg popatrzył na pudełko, które trzyma przed sobą. Zdecydowanie Mabel będzie zadowolona, udało mu się znaleźć niezwykłe bombki. Nijak nie będą pasowały do tych, które zawsze mają na choince, ale jak raz je zobaczył nie mógł odpuścić. Cały zestaw zwierząt, był tu kot, niedźwiedź, wilk, renifer i co najważniejsze udało mu się dostać ostatniego bombkowego hipogryfa! Jak to nie będzie hitem ozdób na choince to zje własne kapcie. No dobra, kozę nie kapcie, bo byłyby bardzo niesmaczne, ale będzie bardzo zawiedziony.

Wszedł do domu rodziców czując jak po wnętrzu roznoszą się smakowite zapachy. Ktoś chyba coś piekł, może ciasteczka, albo jakieś ciasto? Zdecydowanie, pachniało pierniczkami! Będzie musiał udać się do kuchni i coś podkraść, może to Nora postanowiła ukryć się przed nim tutaj i piec? Doroczny pojedynek podjadania słodkości był w toku i o zgrozo jak na razie to jego siostra prowadziła.

Zdjął płaszcz i buty, pozwalając Kapitanowi swobodnie poruszać się po domu.
- Dłużej się nie dało? Prawie się tam udusiłem
- Możesz śmiało podróżować sam, po śniegu, na mrozie - odparował do swojego kota i skierował się do salonu, gdzie stała już ubrana choinka. Położył na chwilę na stoliku pudełko i w nas†piej chwili już musiał łapać swojego kociego towarzysza, bo ten z całym rozpędem biegł wprost na choinkę.
- Pazur co ja ci mówiłem o wbieganiu na choinkę! Bo zaraz ty będziesz na niej wisiał, albo zamiast jemioły - rzucił do swojego kota, odwracając go ogonem do choinki i dopiero wtedy puszczając.
- Zero z tobą zabawy Thomas, idź się napić eggnogu, to będziesz fajniejszy - burknął jeszcze kocur nim wyparadował z salonu ,zapewne w poszukiwaniu stałych bywalców tego domu, albo czegoś innego do "zniszczenia".

Figg tylko pokręcił głową patrząc jak futrzak znika z pomieszczenia. Odwrócił się w stronę choinki, przyglądając się jej z pewną dozą nostalgii. Hipogryf był dla Mabel i ona go zawiesi, ale sam zaczął wieszać pozostałe bombki, dbając o to, żeby były rozproszone i nie zwracały tyle uwagi.

Najdłuzesz zeszło mu z wieszaniem kociej bombki, zdecydowanie nie wiedział gdzie ją dopasować. Ale uznał, że jak najbliżej czubka będzie dobrym wyborem, w końcu w tej rodzinie koty były niezwykle istotne. Uśmiechnął się blado patrząc na swoje dzieło, nie do końca z niego zadowolony, czy było idealnie? A może mógłby je powiesić lepiej? Westchnął postanawiając zostawić to jak jest, w spokoju. I tego w sumie chciał, żeby mogli spędzać święta w spokoju, bez obaw przed jakimiś czarnoksięskimi dupkami, żeby mogli za rok spotkać się w takim samym gronie z najbliższymi i móc się cieszyć świętami w radości. Czy chciał zbyt wiele? Sam nie wiedział, ale zdawał sobie sprawę, że losu trzeba będzie trochę pomóc.

Postać opuszcza sesję
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#28
01.02.2025, 00:54  ✶  
6.12.1971

Ktokolwiek wymyślił, że Yule to czas spokoju, ciepła i radości, żył chyba cholernie odizolowany od reszty społeczeństwa, bez żadnych obowiązków i prawdopodobnie członków rodziny. Basilius co roku próbował zrozumieć jak można było jakkolwiek wypocząć w ten okres i co roku ponosił pod tym względem porażkę.
Możliwe, że miało to trochę związek z jego zawodem, który przez różne wypadki, i głupie pomysły, towarzyszące świątecznej atmosferze dodawał w tym okresie znacznie więcej pracy. Możliwe też, że zmęczenie jedynie potęgowały jego zmartwienia związane z rodzinnymi spotkaniami po śmierci ojca. Nie, że brakowało mu samego Dedalusa Prewetta przy świątecznym stole (na Matkę jak okropnie to brzmiało), ale martwił się o to jak rodzina teraz zareaguje na Icarusa i jak sam brat się czuł. Obawiał się, czy ktoś przypadkiem, jakiś głupi wujek, nie uzna, że należy wziąć się za “wychowanie Electry na porządną czystokrwistą arystokratkę”. Nie miał pojęcia co się działo z jego matką, która wydawała się zachłysnąc wolnością. Poza tym były też jego długi, ale o tym próbował nie myśleć. Zdecydowanie wolał o tym nie myśleć.

Na Pokątnej pojawił się po to, aby zakupić kilka świątecznych prezentów dla najbliższych w szczególności dla rodzeństwa. Nie planował zabawiać tutaj strasznie długo, zwłaszcza że było już ciemno i zimno, ale stojąca na placu choinka zdecydowanie przyciągała wzrok na tyle, aby na chwilę przystanął.

Były pewnie ważniejsze wydatki, na które Ministerstwo Magii powinno przeznaczyć swoje fundusze, ale musiał przyznać, że było w tej ozdobie coś, co sprawiało, że ponury, ciemny wieczór przestawał być taki mroczny, a on nawet nie zorientował się kiedy uśmiechnął się mimowolnie i zapragnął samemu powiesić bombkę.

Przedmiot, który się ukształtował w pierwszej chwili wyglądał do bólu zwyczajnie – okrągła bombka, taka jakich było wiele. Po chwili jednak ozdoba pokryła się różnymi odcieniami szarości, które niczym smugi dymu ponuro pełzły po całej jej powierzchni, ale nie pokryły jej całej, bo nagle zostały rozegnane przez kolejne smugi kolorów, tym razem bieli i złota, które zaczęły dominować na całej bombce, pozostawiając szarość jedynie na niewielkim jej obszarze. Basilius uśmiechnął się. To chyba była nawet dobra metafora tego, że w obecnej chwili po prostu potrzebował, aby ktoś zapewnił go, że będzie lepiej. Że ponure problemy zostaną przegonione i nie ważne jak męczące jest życie, zawsze jest jakieś światło w tunelu.

Zażyczył sobie więc spokoju i bezpieczeństwa dla rodziny i przyjaciół, by problemy ich unikały, a te które jednak ich nie unikną nie były aż tak trudne do pokonania. Bombka dołączyła do reszty, a Prewett przypatrywał jej się przez chwilę, aż wreszcie przypomniał sobie, że obowiązki go wzywają.

Postać opuszcza sesję
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#29
01.02.2025, 00:55  ✶  
21.12.71

Knieja Godryka

Zamknął książkę i podniósł się z ziemi. Jego gardło lekko bolało, ale miał w domu odrobinę miodu i kitu pszczelego na spirytusie, na palenisku czekał rosół. Dłonią dotknął drzewa, niemego świadka jego ciągnącej się rok za rokiem żałoby. Nie minęło wiele, by rozpostarł ręce i wtulił się w korę, pozwalając sobie zrosić niewielki grób własnymi łzami. Tego dnia tęsknił za nim bardziej niż w ciągu roku, tego dnia nie potrafił myśleć o niczym innym. W końcu jednak mróz dotknął odsłoniętych części ciała, więc zabrał się stamtąd i ruszył do małej chatki z przyklejoną do jednej ściany stodółką. Wewnątrz czekały jego dwie kozy i kura, jego codzienność w tym niecodziennym dniu.

Był otępiały żałobą, której zwykle nie dopuszczał do serca. Musiał jakoś żyć, jak zwierzęta, które przecież nie opłakiwały zmarłych zbyt długo. On jednak nie potrafił zapomnieć. Nie potrafił zwłaszcza dziś, w taki dzień jak dziś. Wewnątrz leśniczówki odłożył z szacunkiem książkę na stolik i zamyślił się na moment. Oczywiście mógł w każdej chwili skorzystać z zaproszenia swojej przyjaciółki i polecieć do Warowni. Sama jednak myśl napawała go strachem i napadem niepewności. Jego tradycja była inna.

Dołożył do pieca i chwycił za różdżkę. Wkoło leżało mnóstwo suszonego drewna, opiłków, wiórów, podłoga zasłana była figurkami zwierząt, figurkami, które były oprócz kóz i kurki jego jedynymi koleżankami. Nie myślał o tym zbyt wiele, ale rzeźby odwzorowywały historie, które niegdyś opowiadał ojciec w trakcie Yule. Nie myślał o tym. Teraz był czas szukania jego matki...

Wyszedł przed budynek i zamknął go skwapliwie. Poprawił szalik i czapkę, chociaż zaraz nie będzie tego potrzebował. Zapatrzył się w chłodne niebo i pomyślał, tak mocno, tak szczerze, jakby wkładał w to całe swoje życie.
– Chciałbym móc z Tobą porozmawiać mamo. Chociaż raz. Jeszcze jeden raz – i nim zdołał zapłakać, jego dłonie pokryły się pierzem, a on sam zmniejszył się i wzleciał w powietrze, by rozpocząć poszukiwania. Nie zauważył, że nad jego głową zabłysła gwiazdka.
Postać opuszcza sesję
Czarodziej
“It was hotter than rage, and sharper than fear, and cut deeper than helplessness, all because I couldn’t get to you.”
Mieniące się srebrem, długie pasma włosów opadają Cynthii prosto na ramiona i ciągną się za połowę pleców, spod wachlarza czarnych rzęs spoglądają stalowoniebieskie, chłodne tęczówki. Jest średniego wzrostu o dość drobnej, smukłej budowie ciała. Wydaje się krucha i delikatna, głównie przez bladość skóry, pozbawiona siły fizycznej. Doskonale dostosowuje sposób mówienia oraz gesty pod towarzystwo, w którym aktualnie przebywa, sprawnie manipuluje za pomocą wyglądu. Jest niewinnie śliczna, a jednocześnie przeraźliwie kojarzy się z zimą.

Cynthia Flint
#30
01.02.2025, 01:28  ✶  
6 Grudnia 1971, przedświt.

Przyglądała się choince w zamyśleniu, obracając w dłoni kieliszek z czerwonym winem i słuchając jednej ze starych płyt ojca na magicznym gramofonie. Odesłała już Migotkę, Castiel podróżował i badał wilkołaki, a ojciec miał do załatwienia kilka spraw w porcie związanych z pozwoleniem na transport i miał wrócić dopiero w okolicy południa. Nie przeszkadzało jej to, natłok pracy sprawiał, że niewiele miała chwil samotnych i pozwalających jej na refleksję na tematy inne, niż sekcje oraz badania. Upiła słodkawego trunku, odwracając twarz w stronę okna, w które szybie odbijał się blask świeczek na drzewku i refleksów kolorowych, dużych bombek. Na szczycie widniała kokarda i na pierwszy rzut oka, wszystko było przygotowane — jednak gdyby lepiej przyjrzeć się zawalonemu papierami stolikowi, można było dostrzec jeszcze jedno pudełeczko, w którym połyskiwała ozdoba. Dostała ją w prezencie, a instrukcja sugerowała, że napełniona esencją magiczną człowieka, przyjmie kształt odpowiadający jego duszy. Wydało się jej to z początku dziennie i błahe, mało istotne wśród tak wielu naglących spraw. Świat pogrążał się w coraz większym chaosie, ludzie brali strony i zmieniali swoje podejście, kuszeni tym, co obiecywał Czarnoksiężnik. Nie było w tym nic złego, natura ludzka przypominała trochę istotę hazardu i łatwo było skusić ludzi obietnicami i wizją wymarzonego świata.
Na tym jednak Cynthii nie zależało. Cieszyła się z tego, co miała — kariery, rozwoju umiejętności i garstki ludzi, którym poświęcała całą swoją uwagę i czas, gdy już go znajdowała. Każdy z nich był dorosły, mieli swoje problemy i ich drogi nie krzyżowały się tak często, jak wówczas, gdy byli nastolatkami. Zacisnęła mocniej palce na szkle, pozwalając sobie na westchnięcie i wstała leniwie, przeciągając się tak, że materiał cienkiej, obszytej koronką koszuli nocnej spłynął na odsłonięte wcześniej uda, a pasma jasnych włosów niesfornie opadły na odkrytą skórę pleców. Odstawiła kieliszek, kolejny raz spoglądając za szybę, jednak nie było jeszcze śniegu. A szkoda, razem z kominkiem oddałby więcej świątecznego klimatu i dał pełne złudzeń poczucie bezpieczeństwa. Ogień już gasł, żar mienił się na resztkach drewnianych balii, a ostra pomarańcza miał przypominać to, co za kilka godzin będzie działo się na niebie, gdy zacznie wstawać słońce. W milczeniu przyglądała się pudełku z bombką, jakby nie wiedziała, co powinna z nią zrobić i pozostało jedynie ujęcie jej w dłonie. Obróciła w palcach ozdobę na sznureczku. Czy ona chciała poznać kształt swojej duszy?
A jeśli tak, to czego mogłaby sobie życzyć?
Była szczęśliwa i nieszczęśliwa jednocześnie, mając wszystko i nie mając nic pewnie chwyconego w palce. Balansowała na krawędzi pomiędzy dobrym i złym, szukając równowagi. Na dłuższą metę to wcale nie było rozwiązanie, które by ją satysfakcjonowało, ale za to spełniało oczekiwania. Wywróciła oczami, a potem chwyciła za różdżkę, koncentrując się na tym, aby tchnąć magiczną iskierkę w przedmiot, jednocześnie kierując się w stronę stojącego dumnie na środku pokoju drzewa. Świerk przepięknie pachniał, był naprawdę rozłożysty i szeroki. Kiedyś uwielbiała święta, ale bez brata nie były takie same.
Bombka drgnęła, a w pomieszczeniu przez chwilę zrobiło się na tyle jasno, że musiała zmrużyć oczy. Aż gwiazdki zatańczyły jej przed oczami.

I właśnie ni to gwiazdka, ni to srebrny płatek śniegu mienił się na sznurku, rzucając refleksy. Brew jej drgnęła w zaskoczeniu, bo nie bardzo wiedziała, jak to zinterpretować. Może wcale nie powinna, bo jeszcze zacznie wierzyć we wróżby i siłę przeznaczenia, która kontrolowała ludzi i wyznaczała ścieżki? To się kłóciło za nauką.
Stanęła jednak przed drzewkiem, wybierając odpowiednią gałązkę.
Chciałabym zmiany. Zaprzestania balansowania pomiędzy tym, co muszę zrobić i tym, co chciałabym zrobić. Kolorów. Życzę sobie odkrycia czegoś przełomowego w nekromancji, co zapisze się w historii. A swoim najbliższym życzę zdrowia i siły w tym całym chaosie. I miłości. Powinni w niej zatonąć, chociaż na chwilę — w uczuciach, które uderzają z taką siłą już coraz mniej i coraz słabiej. Wszystkim przyda się odrobina szaleństwa.
Skrzyżowała ręce pod piersiami, przekręcając głowę na bok i przyglądając się temu, jak bombka kołysała się pod wpływem gwałtownego zawieszenia na świerkowej gałęzi, nieopodal małej ozdoby w kształcie ptaka. Jakże egoistycznie brzmiały te życzenia, nawet wypowiadane w myślach.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Vakel Dolohov (372), Brenna Longbottom (398), Geraldine Yaxley (499), Florence Bulstrode (314), Heather Wood (320), Cynthia Flint (665), Regina Rowle (712), Victoria Lestrange (804), Sauriel Rookwood (499), Strażnik Tajemnic (6), Stanley Andrew Borgin (516), Laurent Prewett (679), Guinevere McGonagall (414), Olivia Quirke (365), Thomas Figg (481), Morpheus Longbottom (460), Samuel McGonagall (323), Millie Moody (395), Anthony Shafiq (482), Basilius Prewett (422), Jonathan Selwyn (423), Woody Tarpaulin (443), Charlotte Kelly (338), Ambroise Greengrass (1527), Jessie Kelly (501), Baldwin Malfoy (946), Faye Travers (677), Daphne Lestrange (516), Lewis McKinnon (331), Cornelius Lestrange (382), Alfred Trelawney (537)


Strony (4): « Wstecz 1 2 3 4 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa