Teraz jednak stała wpatrzona w niego niczym w obrazek, który zmieniał się na jej oczach z każdym oddechem, przybierając coraz to nowy wyraz twarzy. Uśmiechnęła się mimowolnie, słysząc zakłopotanie w głosie starego przyjaciela; dałaby wiele, by dowiedzieć się, jakie myśli przemknęły przez głowę Alka od momentu, kiedy zdecydowała się go powstrzymać. Prawdopodobnie zapłaciłaby za to znacznie więcej niż za jakąkolwiek kolację z Longbottomem.
- Tragedia - powtórzyła za Moodym, brzmiąc nieco, jakby próbowała walczyć z pierwotną pokusą naśmiewania się z niego. Powiodła spojrzeniem tam, gdzie i on; omiotła wzrokiem wyprowadzaną Norę, oceniając kobietę od stóp do głów. Oczywiście była łaskawym sędzią, biorąc pod uwagę obecny stan kobiety. Wypuściła powietrze nosem, jakby próbowała się zaśmiać, lecz na próżno było doszukiwać się w tym zwyczajowej dla Eden kpiny. Raczej wyglądała tak, jakby wezbrała w niej dziwaczna nostalgia. - Czyżbyś wciąż, po tylu latach, nadal miewał słabość do blondynek? - zapytała, z wolna obnażając zęby w uśmiechu. Nie mogła się powstrzymać, a więc po chwili śmiała się w pełnej krasie.
Ta uwaga nie była dla niej niczym więcej niż żartem. Droczyła się z nim jak za starych dobrych czasów, i tak jak wtedy, nie oczekiwała od niego niczego w zamian. Nigdy nie należał do tego rodzaju mężczyzn, którym chciała złamać serce, był po prostu dobrym człowiekiem. Wiedziała, że na tej płaszczyźnie zawsze będą zgrzytać, w drogę zawsze będzie wchodzić ich rozbieżna moralność. Ale przecież nikt nie zabroni jej chwili rozmowy bez poruszania nieprzyjemnych tematów z kimś, kto niebawem przypomni sobie, czemu ich przyjaźń podszyta jest już tylko młodzieńczym sentymentem.
Gdy kolejne słowa padły ze strony Alastora, śmiały się już tylko usta Eden. Blask w oczach zgasł wraz z tym zadanym felernym pytaniem, które dla normalniej osoby nie byłyby niczym innym niż tylko wyrazem troski. Niestety dla niej były również przypomnieniem, że nie potrafi zbudować żadnej zdrowej relacji i wszystko w jej życiu się sypie, bo przecież nic nie było okej.
Uśmiech spadł z twarzy. Przełknęła nerwowo ślinę, po czym znowu podjęła próbę uśmiechu, lecz w kościach poczuła, jak nieszczere to było. Jeśli miała kogokolwiek tym oszukać, to nie Alastora. Toteż poddała się i nie wymuszała już na kącikach ust ani drgnięcia.
- Nie chcę cię okłamywać - odparła niejasno, odwzajemniając uścisk jego dłoni. W miarę możliwości odwróciła swoją rękę na tyle, by również móc go chwycić, spleść ze sobą ich palce.
- Jakoś dziwnie mi cię widzieć z czystymi rękami - rzuciła, zmieniając zręcznie temat, obracając wierzch jego dłoni ku swoim oczom, jakby faktycznie w tym momencie interesował ją byt lub niebyt brudu za paznokciami Alastora. - Można by rzec, że jestem pod wrażeniem. - Ponownie się uśmiechnęła, tym razem enigmatycznie; na próżno było szukać w jej twarzy wcześniejszej radości na jego widok. Niestety to uczucie zeszło na dalszy plan, bo na pierwszy wysunął się William; jego głos, jego słowa, które, choć wcale nie mijały się z prawdą, wciąż paliły serce Eden żywym ogniem.
Niemniej po chwili znów odniosła wrażenie dziwacznego deja vu, bo wraz z kolejnym pytaniem Alka jej brwi znów powędrowały ku górze, a kilka oddechów później głupi uśmiech mimowolnie zaczął wykwitać na twarzy Eden, choć była święcie przekonana, że na niego nie zasługiwała. Przez moment miała mętlik w głowie, ni stąd, ni zowąd widząc się jako zbyt okrutną, by dać sobie chwilę wytchnienia po tym, jak potraktowała własnego męża. Poczuła ukłucie niesprawiedliwości, lecz sugestia Alastora najwyraźniej była silniejsza od potrzeby pokuty, skoro z piersi Eden wyrwały się niebawem następujące słowa:
- Myślałam, że nigdy nie zapytasz.
Odpowiedziała zuchwale, lecz, prawdę mówiąc, nigdy wcześniej nie liczyła na to, że będą ze sobą tańczyć. Już nawet nie chodziło o to, że nie miała Alastora za tancerza - zwyczajnie sądziła, że nie będzie chciał mieć nic wspólnego z osobą jej pokroju poza relacją zawodową. Byli od siebie zupełnie różni, byli z dwóch różnych światów.
- Tylko nie depcz mi po palcach - ostrzegła, zbliżając się do mężczyzny i kładąc wolną dłoń na jego ramieniu, najwyraźniej gotowa być poprowadzoną w tańcu. A może nie tylko w nim? W końcu ostatnimi czasy okazywało się, że chyba potrzebowała tego również w życiu.
Is redemption out of reach?
Is it all I'll ever be?
~♦~