Znosił otoczenie przez ciotki i zapach ich mdłych perfum, miło odpowiadał na pytania, gryzł się w język na każde „kurwa”, które chciał użyć zamiast przecinka. Służył jej ramieniem oraz pomocą, jego dłoń tkwiła na jej lub w okolicach talii, nie przekraczając jednak granic dobrego smaku i przyzwoitości. Na szczęście mogli zostawić prezenty chwilę przed tym, jak zostali zaatakowani. Przedstawiał się, całował w dłonie i opowiadał o swojej fascynującej karierze, chwaląca to, jak duże miał szczęście, że Roselyn zgodziła się zostać jego żoną. Chciało mu się palić, ale co miał kurwa zrobić, skoro nawet jeśli jakoś się trzymała, jej oczy zdradzały zdenerwowanie i chyba nawet niezadowolenie z tego, że jej brat brał ślub.
Gdy uciekli na świeże powietrze, odetchnął głęboko. Była to doskonała okazja, ale nie miał odwagi wyjąć papierosów przy niej. Poprawił krawat, chociaż przez krótką chwilę włączył z tym, aby go nie rozluźnić.
- Trzymasz się jakoś? - zapytał, patrząc jednak na niebo, a nie na nią. Całe szczęście miał mocno ułożone włosy, bo wiatr już próbował pogrążyć je w klasycznym dla niego chaosie. - Pięknie dziś wyglądasz, ciężko będzie Pannie młodej Cię przyćmi, chociaż Ger jest piękną kobietą. Traci trochę przez kolor włosów, no ale.. . - rzucił jeszcze z delikatnym wzruszeniem ramion, zerkając w jej stronę. Ubrała barwy ślizgonów, a on kochał zielony kolor. Podkreślała swoją sylwetkę i naprawdę ciężko było mu nie gapić się na dekolt czy szyję. Miała rozpuszczone włosy, więc na samym początku – kwiatek z opaski, trafił w jej włosy, bo Anthony uznał, że tak bardziej mu się podoba. Sam miał taki sam w kieszonce marynarki, zaraz obok serwetki.
- Jak bardzo z przodu i jak bardzo przy ciotce Esthel? - zapytał, ściągając brwi, jednak dał się poprowadzić, udostępniając jej ramię, jak na eskortę przyznało.
- Mhm.
Nie miał pojęcia, kim był Samuel chyba. A może wiedział? Padło dziś naprawdę dużo imion, a jemu znów mocniej zachciało się palić. Przesuwał spojrzeniem po gościach, a gdy napotkał znajomą kobietę, zamrugał zaskoczony. Widok Brenny w takim wydaniu był zaskakujący – zwykle nosiła się luźniej. Pamiętał ją z bali ze szkoły, może kilku wydarzeń towarzyskich. Kiwnął jej głową na przywitanie, pozwalając sobie na nawiązanie krótkiego kontaktu wzrokowego, jednak zaraz wyprostował się i skupił na drodze na przód. Kiwnął też głową Anthonyemu. Bardzo kurwa na przód. Pilnował, gdy siadała – aby suknia się nie ułożyła krzywo i żeby jej nie przygniotła, a potem usiadł zaraz obok niej, chcąc w pierwszym odruchu schować ręce kieszeni, ale ostatecznie się powstrzymał. Posłał jej krótkie spojrzenie niezadowolonego chłopca, siedząc, jak trusia – idealnie i na pokaz, bo przecież faktycznie, była siostrą pana młodego, a on kuzynem panny młodej i dlatego musieli być, jak lalki na wystawie. Na Merlina, byle ciotka nie usiadła obok niego, bo zakładał, że rodzice Rose usiądą po jej stronie. - Myślisz, że zdążę jeszcze do toalety? - zapytał niemalże bezgłośnie, pochylając się nieco w jej stronę, aby dosięgnąć ucha. Jak miał wytrzymać godzinę kazania bez papierosa? Ger na pewno nie miałaby nic przeciwko szybkiemu dymkowi.