Najwyraźniej osobnik, który współorganizował tę parapetówkę również jej nie znał, nawet dobrze się składa, chociaż nie mogła uwierzyć w to, że jej sława nie dotarła w to miejsce. Nie powinna się dziwić, to był Nokturn, a nie salony, na których zazwyczaj się prezentowała. Dobrze jej zrobi odetchnięcie, bo założyła, że nie będzie musiała tutaj mieć kija w dupie. Przynajmniej za bardzo. Wiadomo, że gdzie by nie była to powinna trzymać jakiś poziom, żeby godnie reprezentować ród Blacków. Myślała o tym w każdej chwili swojego jakże interesującego żywota. Nie mogła przynieść wstydu swej rodzinie - nigdy.
Na całe szczęście Sauriel dotarł już na miejsce. Dodało to jej pewności siebie, chociaż jedna znajoma twarz. Na tym miało się chyba zakończyć, bo wszyscy inni byli jej zupełnie obcy. Rookwood nie bez powodu ją tutaj ściągnął, jeśli jednak tak było, to będzie musiał odpłacić jej to całonocnymi tańcami, bo nie wybaczyłaby mu marnowania jej czasu. Ruszyła więc w stronę, którą wskazał jej Sauriel niczym drogowskaz i wepchnęła Stanleyowi w ręce prezent, aby się go pozbyć. Wreszcie miała spokój. Odwróciła się na pięcie i rzuciła wzrokiem ponownie na Rookwooda. Uraczyła go ogromnym uśmiechem, teraz miała wreszcie taką możliwość, te nieszczęsne świeczki przestały jej wreszcie przysłaniać cały świat.
Słuchała uważnie, gdy Rookwód przedstawiał jej innych obecnych w tym miejscu. Nie było ich zbyt wielu, więc nie powinna mieć problemu z zapamiętaniem imion. Przywitała się z Yaxleyem, oczywiście, że nie miała oporów przed tym, aby ucałował wierzch jej dłoni. Widać, że znalazł się tu jeszcze ktoś kulturalny, co świadczyło o tym, że może nie znalazła się tu zupełnie przypadkiem. - Miło pana poznać. - Wypadało w końcu coś powiedzieć.
Posłała promienny uśmiech Maeve, gdy zobaczyła iż ona pomachała jej na przywitanie. Wyglądała jej na kobietę, z którą nie warto zadzierać, a takie lubiła najbardziej. Wzbudziła w niej ciekawość i była pewna, że to może być początek interesującej znajomości.
Skoro Sauriel już ją wszystkim przedstawił mogła ponownie ku niemu spojrzeć. Oczy jej błysnęły, gdy nazwał ją Prawdziwą Królową Mroku. Po serduszku przeszedł zimny dreszcz, bo bardzo spodobał jej się ten komplement. Dygnęła jedynie w odpowiedzi i przeniosła wzrok na gitarę, która czekała na swój moment. Czuła, że po tej parapetówie będą ją boleć stopy, bo nie zamierzała odpuścić Rookwoodowi.
Wtedy w środku pojawił się ktoś jeszcze. Black nie znała tej blondynki, musiała więc zapamiętać kolejne imię. Zaczynało się robić trudno, ale powinna sobie poradzić z takim zadaniem. Uścisnęła dłoń kobiety na powitanie, kiedy Sauriel je sobie przedstawił.
Najwyraźniej to by było na tyle. Mężczyzna zwany przez Sauriela Stachem rozpoczął mowę powitalną. Trixie usiadła sobie na najbliższym krześle i słuchała tego, co ma do powiedzenia. Pierwsze, co zwróciło jej uwagę to jego podwójne nazwisko. Wśród mężczyzn nie było to specjalnie popularne. Czyżby przyjął jedne po żonie? Wolała nie zadać tego pytania w głos, bo jeszcze poczułby się urażony, mimo wszystko na pewno znajdzie odpowiedź na to pytanie, bo ją intrygowało. Będzie miała zajęcie na kolejne dni, bo ciekawość nie da jej spokoju.
Słuchała dalej tego, co miał do powiedzenia. Wynikało z tego, że chcą być jakąś lokalną mafią? Chyba tak. Nie sądziła, że Sauriel będzie chciał się bawić w takie rzeczy, jak widać nadal potrafił zaskakiwać. Zwróciła uwagę, gdy Stanley wspomniał o Changach, a jego spojrzenie powędrowało w kierunku Maeve. Musiała być jedną ze słynnych Changów, które wzbudzały strach na Nokturnie. Zastanawiała się, czym przekonali ją do współpracy, bo nie wydawało jej się, że rodzina z taką sławą jak jej potrzebowała dodatkowych układów w tym miejscu.
Mężczyzna przeszedł do dosyć niewygodnego tematu. Bellatrix nie lubiła opowiadać o tym, czym się zajmuje przy pierwszym spotkaniu. Nie chciała, aby wiele osób miało świadomość o tym, jakie posiada umiejętności. Wolała zaskakiwać, w momentach w których się najmniej tego spodziewali. Zastanawiała się chwilę, co powinna powiedzieć.
Przenosiła spojrzenie od mężczyzny, do mężczyzny. Najwyraźniej znajdowali się tutaj sami specjaliści od czarnej magii, ciekawe. Nie, żeby wątpiła w ich umiejętności, ale każdy mógł się w ten sposób przechwalać. Zdecydowanie z większym entuzjazmem zareagowała, kiedy Changówna zmieniła swoją twarz. Zaśmiała się w głos i przyklasnęła. - Ale fajna sztuczka! - Nie mogła przestać chichotać, jej wzrok kierował się to ku Maeve to ku Saurielowi. - Kurde, wygląda identycznie! - Wspaniałe doświadczenie, mieć tu takich dwóch Saurieli. Rabi był metamorfomagiem, jednak zmieniał się zawsze w osoby, których nie znali, więc nie było to aż tak zabawne. Zdecydowanie dużo bardziej podobał jej się sposób w jaki robiła to ta kobieta.
- Chyba też powinnam coś powiedzieć? - Skoro każdy się chwalił, jaki to nie jest wspaniały, wypadałoby, żeby i ona powiedziała, coś na temat swoich zdolności. - Jestem amnezjatorką. Mogę sprawić, że zapomną, albo wy zapomnicie, jeśli coś was będzie kuło w serduszka. - Powinno wystarczyć. Nie miała zamiaru opowiadać o tym, że jest oklumentką i legilimentką, bo nie było to im do niczego potrzebne. Nie było sensu chwalić się znajomością czarnej magii, bo najwyraźniej w tym towarzystwie każdy się tym kwapił.