• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu Podziemne Ścieżki v
1 2 Dalej »
[5 lipca 1972, Głębina] Kongres Nowej Piwnicy

[5 lipca 1972, Głębina] Kongres Nowej Piwnicy
Sleeping Beauty
let it burn
Bellatrix jest kobietą niewielkiego wzrostu, mierzy bowiem jakoś 157 centymetrów. Jest szczupła. Włosy ma ciemne, niemalże czarne, kręcone. Cerę jasną, praktycznie białą. Oczy duże, widać w nich pewne szaleństwo, koloru niebieskiego. Ubiera się głównie w czerń, dba o to, jak wygląda. Używa perfum o zapachu liczi i czerwonej porzeczki z nutą róży, wanilii i wetywerii.

Bellatrix Black
#11
05.11.2023, 23:09  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.11.2023, 23:13 przez Bellatrix Black.)  

Najwyraźniej osobnik, który współorganizował tę parapetówkę również jej nie znał, nawet dobrze się składa, chociaż nie mogła uwierzyć w to, że jej sława nie dotarła w to miejsce. Nie powinna się dziwić, to był Nokturn, a nie salony, na których zazwyczaj się prezentowała. Dobrze jej zrobi odetchnięcie, bo założyła, że nie będzie musiała tutaj mieć kija w dupie. Przynajmniej za bardzo. Wiadomo, że gdzie by nie była to powinna trzymać jakiś poziom, żeby godnie reprezentować ród Blacków. Myślała o tym w każdej chwili swojego jakże interesującego żywota. Nie mogła przynieść wstydu swej rodzinie - nigdy.

Na całe szczęście Sauriel dotarł już na miejsce. Dodało to jej pewności siebie, chociaż jedna znajoma twarz. Na tym miało się chyba zakończyć, bo wszyscy inni byli jej zupełnie obcy. Rookwood nie bez powodu ją tutaj ściągnął, jeśli jednak tak było, to będzie musiał odpłacić jej to całonocnymi tańcami, bo nie wybaczyłaby mu marnowania jej czasu. Ruszyła więc w stronę, którą wskazał jej Sauriel niczym drogowskaz i wepchnęła Stanleyowi w ręce prezent, aby się go pozbyć. Wreszcie miała spokój. Odwróciła się na pięcie i rzuciła wzrokiem ponownie na Rookwooda. Uraczyła go ogromnym uśmiechem, teraz miała wreszcie taką możliwość, te nieszczęsne świeczki przestały jej wreszcie przysłaniać cały świat.

Słuchała uważnie, gdy Rookwód przedstawiał jej innych obecnych w tym miejscu. Nie było ich zbyt wielu, więc nie powinna mieć problemu z zapamiętaniem imion. Przywitała się z Yaxleyem, oczywiście, że nie miała oporów przed tym, aby ucałował wierzch jej dłoni. Widać, że znalazł się tu jeszcze ktoś kulturalny, co świadczyło o tym, że może nie znalazła się tu zupełnie przypadkiem. - Miło pana poznać. - Wypadało w końcu coś powiedzieć.

Posłała promienny uśmiech Maeve, gdy zobaczyła iż ona pomachała jej na przywitanie. Wyglądała jej na kobietę, z którą nie warto zadzierać, a takie lubiła najbardziej. Wzbudziła w niej ciekawość i była pewna, że to może być początek interesującej znajomości.

Skoro Sauriel już ją wszystkim przedstawił mogła ponownie ku niemu spojrzeć. Oczy jej błysnęły, gdy nazwał ją Prawdziwą Królową Mroku. Po serduszku przeszedł zimny dreszcz, bo bardzo spodobał jej się ten komplement. Dygnęła jedynie w odpowiedzi i przeniosła wzrok na gitarę, która czekała na swój moment. Czuła, że po tej parapetówie będą ją boleć stopy, bo nie zamierzała odpuścić Rookwoodowi.

Wtedy w środku pojawił się ktoś jeszcze. Black nie znała tej blondynki, musiała więc zapamiętać kolejne imię. Zaczynało się robić trudno, ale powinna sobie poradzić z takim zadaniem. Uścisnęła dłoń kobiety na powitanie, kiedy Sauriel je sobie przedstawił.

Najwyraźniej to by było na tyle. Mężczyzna zwany przez Sauriela Stachem rozpoczął mowę powitalną. Trixie usiadła sobie na najbliższym krześle i słuchała tego, co ma do powiedzenia. Pierwsze, co zwróciło jej uwagę to jego podwójne nazwisko. Wśród mężczyzn nie było to specjalnie popularne. Czyżby przyjął jedne po żonie? Wolała nie zadać tego pytania w głos, bo jeszcze poczułby się urażony, mimo wszystko na pewno znajdzie odpowiedź na to pytanie, bo ją intrygowało. Będzie miała zajęcie na kolejne dni, bo ciekawość nie da jej spokoju.

Słuchała dalej tego, co miał do powiedzenia. Wynikało z tego, że chcą być jakąś lokalną mafią? Chyba tak. Nie sądziła, że Sauriel będzie chciał się bawić w takie rzeczy, jak widać nadal potrafił zaskakiwać. Zwróciła uwagę, gdy Stanley wspomniał o Changach, a jego spojrzenie powędrowało w kierunku Maeve. Musiała być jedną ze słynnych Changów, które wzbudzały strach na Nokturnie. Zastanawiała się, czym przekonali ją do współpracy, bo nie wydawało jej się, że rodzina z taką sławą jak jej potrzebowała dodatkowych układów w tym miejscu.

Mężczyzna przeszedł do dosyć niewygodnego tematu. Bellatrix nie lubiła opowiadać o tym, czym się zajmuje przy pierwszym spotkaniu. Nie chciała, aby wiele osób miało świadomość o tym, jakie posiada umiejętności. Wolała zaskakiwać, w momentach w których się najmniej tego spodziewali. Zastanawiała się chwilę, co powinna powiedzieć.

Przenosiła spojrzenie od mężczyzny, do mężczyzny. Najwyraźniej znajdowali się tutaj sami specjaliści od czarnej magii, ciekawe. Nie, żeby wątpiła w ich umiejętności, ale każdy mógł się w ten sposób przechwalać. Zdecydowanie z większym entuzjazmem zareagowała, kiedy Changówna zmieniła swoją twarz. Zaśmiała się w głos i przyklasnęła. - Ale fajna sztuczka! - Nie mogła przestać chichotać, jej wzrok kierował się to ku Maeve to ku Saurielowi. - Kurde, wygląda identycznie! - Wspaniałe doświadczenie, mieć tu takich dwóch Saurieli. Rabi był metamorfomagiem, jednak zmieniał się zawsze w osoby, których nie znali, więc nie było to aż tak zabawne. Zdecydowanie dużo bardziej podobał jej się sposób w jaki robiła to ta kobieta.

- Chyba też powinnam coś powiedzieć? - Skoro każdy się chwalił, jaki to nie jest wspaniały, wypadałoby, żeby i ona powiedziała, coś na temat swoich zdolności. - Jestem amnezjatorką. Mogę sprawić, że zapomną, albo wy zapomnicie, jeśli coś was będzie kuło w serduszka. - Powinno wystarczyć. Nie miała zamiaru opowiadać o tym, że jest oklumentką i legilimentką, bo nie było to im do niczego potrzebne. Nie było sensu chwalić się znajomością czarnej magii, bo najwyraźniej w tym towarzystwie każdy się tym kwapił.

Kot z tendencją do głupoty
kici kici miau
będę ciebie brał
Ma wzrost 174. Gibki, żwawy, skory do zabawy. Oczy jasnobrązowe, ale włosy ciemniejsze. Jest wysportowany, bo dużo biega i się wspina. Mięśnie ma, ale nie jest jakimś Pudzianowskim. Zyskał je ze swojego aktywnego trybu życia, a nie przez ciągłe ćwiczenia. Z reguły ciepły albo cwany uśmieszek ma na pyszczku. W WERSJI KOCIEJ: rudo umaszczony kot domowy, nieprzeżarty. Ma kompletnie inne zwyczaje niż Garfield.

Leo O'Dwyer
#12
06.11.2023, 13:37  ✶  
Uwielbiałem bary. Czułem się w nich jak ryba w wodzie, więc dziarskim krokiem zmierzałem ku nowemu przybytkowi na Nokturnie. Niezdrowo podniecony, tak bardzo niezdrowo podniecony albo zdrowo nawet, bo zamiast hektolitrów alkoholu, targałem ze sobą cztery ogromne butle mleka. Tyle mleka, że ja sam bym tego przez dzień nie wypił, ale drinki z mlekiem wejdą zdrowo. Wejdą zdrowo, bo mleko było zdrowe jak mało co, na co byłem flagowym przykładem. Zdrowe kości, zdrowy umysł, zdrowy uśmiech. Ach, i jeszcze to powietrze nokturnowe przesycone... zgnilizną? Rozkładem zdecydowanie, z lekką nutką błota i coś, co przypominało swąd starej baby. Naftalina? Typowe. Człowiek czuł się jak w domu, mimo że w domu to pachniało mi książkami i kurzem, i Dellianem, i szarlotką, bo wczoraj robiłem szarlotkę. Nie wyszła, ale pachniało.
Co ja tu... Ach tak! Szedłem, szukając tej nowej knajpeczki, Głębineczki, a jak stanąłem w drzwiach, to niestety jebnąłem w nie z buta z impetem, bo nie miałem rąk wolnych, więc szybko wparowałem do środka, bo zrobiłem to tak szybko i gwałtownie, że drzwi mi chciały oddać. Skurwysyny drewniane, pojebane takie. Zasyczałem na nie odruchowo, ale się opamiętałem, bo nie wypadało być takim agresywnym, co nie? Szczególnie że miałem poznawać nowych ludzi, a ja uwielbiałem poznawać nowych ludzi jak mało kto.
- DZIEŃ DOBRY! - krzyknąłem entuzjastycznie zza tych wielkich baniaczy. Mojej przystojnej twarzy nie było prawie widać, ale czym prędzej namierzyłem bar by pozbyć się balastu i odwrócić do szanownego zgromadzenia. Sami przystojniacy i same piękne panie, a gdzieś tam jeszcze Maeve była jako ta... Ona to była paniopanem. Nie byłem pewien, czy była facetem, czy kobietą, bo taka cichociemna. Mogła mówić jedno, a robić drugie, no nie?
- Miło mi poznać szanowne zgromadzenie, Leo Ten-Wasz-Niby-Medyk, do usług - przedstawiłem się, kłaniając się nisko. Przemknąłem jeszcze raz po zebranych, tak bardziej uważnie i miałem usiąść obok Meave, mojej drogiej koleżanki, przyjaciółki można by rzec, że prawie, ale mój wzrok padł na czarnowłosą piękność, elegancką Panią.... I już miałem tam drgnąć i bajerę ciąć, choć pewnie nie moja liga, póki oczy moje nie natrafiły na BOGINIĘ MLEKA SAMEGO LEJĄCEGO SIĘ KASKADĄ PIĘKNYCH WŁOSÓW, ZE SKÓRĄ MLCZNIEJSZĄ NIŻ KSIĘŻYC (za którym akurat nie przepadałem, ale nie pozwalał mi się przemieniać w sexy kota, kiedy świecił nocą w pełnej krasie) A ODZIANA TO TEŻ BYŁA NA BIAŁO, WIĘC UZNAŁEM, ŻE TO JEST TAK JAKBYM TRAFIŁ NA LOTERII W SAMO MLEKO.
Nogi powłóczyły mnie do jej niebiańsko-mlecznego majestatu i ukląkłem tuż obok jego miejsca, na podłodze, bo tak siadać obok to się nie przystało. Ja nigdy takiej pięknej kobiety nie widziałem. Nie mogła być stąd. Nie mogła być żywa. Może powinienem ją przebadać...? Ale to też nie wypadało, Leo. Opanuj się, człowieku. Kocie też się opanuj, na bogów łaskawych!
- Leo, do usług piękna pani bogini - odparłem nieco zachrypnięty, nieco oniemiały, nieco zawstydzony. Ucałowałem dłoń, o ile zezwoliła, pozwoliła, bo ja bym Pani Bogini to ja bym nie chciał podpaść. Och, chyba właśnie traciłem oddech na te uroki.
Danger in disguise
"Death is a release; not punishment."
Wysoki (182 cm), szczupły, brodaty szatyn. Zwykle ubiera się w czarne garnitury z dobranym golfem lub koszulą z krawatem. Na dłoniach często nosi skórzane rękawiczki, ukrywając swoją chorobę. Jego oczy są głęboko osadzone i bardzo jasne, wręcz srebrzyste. Na dłoniach nosi sygnety, zaś na ramiona zwykle narzuca czarodziejską szatę w odcieniach czerni i zieleni. Posiada spinki do mankietów ze swoją ulubioną drużyną Quidditcha - Goblinami z Grodziska.

Murtagh Macmillan
#13
07.11.2023, 15:13  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.11.2023, 15:15 przez Murtagh Macmillan.)  
W kręgach Mrocznego Nokturnu, Pan Grzechotnik był dobrze znany. Każdy, kto kiedykolwiek przespał się z dziewczęciem lekkich obyczajów, wiedział, że jakiekolwiek wykroczenie poza zakres umowy skutkowało wizytą Pana Grzechotnika. I obiciem mordy.
Pan Grzechotnik czuwał nad swoimi dziewczynami, które nazywał pieszczotliwie Źmijkami, ale też pilnował ich żelazną ręką. W przenośni oczywiście, bo nikt nikogo za rączkę nie prowadzał, ale dziewczyny wiedziały, że jeśli wykroczą poza linię jego wielkoduszności i dobroci, to z uprzejmego szefa zamieni się w bezlitosnego oprawdę. Zmiana mogła też nastąpić w każdej chwili, kiedy Grzechotnik uznał, że jego dziewczyny nie sprawują się w pracy odpowiednio dobrze.
Nie mieli żadnej siedziby, ani konkretnego miejsca, to już nie były te czasy. Dziewczyny przyjmowały klientów we własnych mieszkaniach, lub (jeśli biznes szedł im wyjątkowo dobrze) Grzechotnik wynajmował im niewielkie klitki na Nokturnie oraz w Alei Horyzontalnej, gdzie mogły wykonywać swój zawód. Czasem pracowały po dwie, trzy w jednym miejscu jeśli tak było im taniej i wygodniej.
Murtagh już kilka lat temu odkrył, że sutenerstwo to dobry pomysł na dodatkowy biznes na boku. Ciężko było go namierzyć, tym bardziej że sam pracował w Departamencie Kontroli i miał ziomków w każdym biurze. W dodatku, zatrudniając pracownice ze wszystkich środowisk - zarówno czystokrwiste, brudnokrwiste jak i charłaczki - upewniał się, że zróżnicowana oferta zadowoli wszelkie gusta a jego znajomi mieli na usługi odpowiedni rabat.
Stanleya znał od dawna - obaj pracowali w Ministerstwie, chociaż Murtagh dużo sprawniej piął się po szczeblach kariery, być może dlatego że Borgin wcale nie zamierzał w BUMie kariery robić, a może dlatego że ciężko byłoby mu przyćmić Longbottomów. Mieli niepisaną umowę, że Stanley podczas patroli omijał lokale gdzie jego dziewczyny świadczyły swoje usługi, a w zamian… No właśnie, Murtagh miał właśnie odwdzięczyć się znajomemu sowicie za jego przysługę. Przybył bowiem aby oznajmić, że osobiście dopilnuje aby żadne niepotrzebne kontrole nie niepokoiły Głębiny.
Niepotrzebne… Z chwilą, kiedy otwarł drzwi lokalu uświadomił sobie, że wszelkie możliwe kontrole były paląco potrzebne lokalowi, który trzymał się razem chyba tylko dzięki temu, że powietrze wewnątrz aż gęste było od odoru. Głębina wyglądała jak lokal, który powinien zostać zamknięty, zburzony a jego ruiny spalone, tylko po to, żeby upewnić się, że nikomu już nie wpadnie do głowy tak głupi pomysł jak otworzenie jej podwojów.
Mimo to, odziany w czarne, skórzane spodnie, czarną koszulę, czarny krawat i czarny płaszcz mężczyzna, wszedł do środka. Jego twarz skryta była częściowo pod maską, która przypominała nieco pysk węża - łuski mieniły się srebrno-zielonym połyskiem. Musiał w końcu utrzymywać przynajmniej częściową anonimowość - nie wiedział, kto może pojawić się tego wieczoru w lokalu a nie chciał mieszać swojej persony Szefa Biura Kontroli, z personą sutenera - Grzechotnika.
A właśnie, wspominając sutenerstwo - Murtagh nie przyszedł na imprezę z pustymi rękoma, o nie! W jednej miał butelkę ognistej whiskey (domyślił się, że drinki nie są na koszt lokalu), druga zaś zgięta była w ramieniu na którym uwiesiła się smukła, gibka, zielonowołosa dziewczyna w kusej sukience.
Oprócz niej, do lokalu weszło jeszcze kilka innych dziewcząt. Miały zapłacone z góry za zabawianie gości, a także obiecane, że cokolwiek tego wieczoru zarobią - jest wyłączone spod marży Grzechotnika. Większość z nich wyglądała więc na żywo zainteresowane zabawieniem obecnych gości.
- Witam, witam i o zdrowie pytam! - zagrzmiał Grzechotnik, podchodząc do Stanleya i składając mu zamaszysty ukłon. - Dziękuję za zaproszenie na ten jakże wspaniały wieczór. Muszę przyznać, że lokal wygląda tak wspaniale, że sądzę, że nie będzie wymagał żadnych kontroli ze strony Ministerstwa przynajmniej przez kolejny rok. - oznajmił, mrugając okiem i uśmiechając się porozumiewawczo do Borgina. - Towarzystwo moich dziewczyn jest dzisiaj gratis. - dodał, już nieco ciszej.

wiadomość pozafabularna
Gdyby ktoś chciał wejść w interakcję z którąś z dziewczyn Grzechotnika to mam propozycję dwóch generatorów: tego dla osób bardziej konserwatywnych oraz tego dla bardziej odważnych. Zachęcam do podzielenia się tym co wam się wylosowało z innymi!
Our Lady of Sorrows
and you don't seem the lying kind
a shame that I can read your mind
and all the things that I read there
candlelit smile that we both share
Spowita nimbem wyższości i aureolą sięgających za pas srebrzystoblond włosów, Lorraine wygląda dokładnie tak, jak powinien wyglądać Malfoy z krwi i kości. A jednak... Coś hipnotyzującego jest w jej czystym, wysokim głosie, w sposobie, w jaki intonuje słowa. W pełnych gracji ruchach, które cechuje elegancka precyzja profesjonalnej pianistki. Coś w przenikliwym spojrzeniu jasnoniebieskich oczu, skrytych pod ciężkimi od niewyspania powiekami. Przedziwny czar półwili, który wyróżnia Lorraine z tłumu mimo raczej przeciętnej postury (1,67 m), długo nie pozwalając ludziom zapomnieć o jej uśmiechu. Wygląda na istotę słabą, wątłego zdrowia. W przeszłości, Lorraine zmagała się z zaburzeniami odżywania, przez co teraz cechuje ją nienaturalna wręcz kruchość. Chorobliwie chuda, kości zdają się niemal przebijać delikatną, bladą skórę. Uwagę zwracają zwłaszcza wydelikacone dłonie o długich, smukłych palcach, w których często obraca w zamyśleniu srebrny pierścionek z emblematem rodu Malfoy. Obyta towarzysko, zawsze wie jednak, co powiedzieć i jak się zachować. Bez względu na okoliczności dba o zachowanie nienagannej postawy. Ubiera się skromnie, w otrzymane w spadku po bogatszych kuzynkach, klasyczne, mocno zabudowane suknie, na których wprawne oko dostrzec może ślady poprawek krawieckich. Nie da się ukryć, że jako młoda, atrakcyjna kobieta, przyciąga wzrok, nosi się jednak konserwatywnie, nigdy nie odsłaniając zbyt wiele ciała. Najczęściej spowita jest od stóp do głów w biel, która przydaje jej bladej skórze świetlistości, choć chętnie stroi się także w odcienie zieleni i błękitu. Zawsze otula ją mgiełka ciężkich perfum, których słodka, dusząca woń przywodzi na myśl palony cukier.

Lorraine Malfoy
#14
08.11.2023, 21:26  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.02.2025, 11:49 przez Lorraine Malfoy.)  
STACH i Sauriel troszke:
- Słodzę tylko dlatego, że tak cię lubię, panie kapitanie. – Przebywanie z Saurielem Rookwoodem sam na sam, oprócz tego, że zadowalało jej masochistyczne tendencje, spowodowało, że sama złapała się na głupim nawyku używania w głowie głupich przydomków, jakie wymyślał. No ale skoro już się uparli na ten żart o matce chrzestnej, nie dość, że musiała dobrze wejść w przypisaną jej rolę, to i widać skoro weszła między druzgotki, musiała pizgać tak jak one. – I powiedz mi, proszę, że masz jakieś stare pianino schowane w tej budzie, co to za lokal bez muzyki – poprosiła słodko na odchodnym, jak przystało na roszczeniową księżniczkę slumsów.

MAEVE:
A skoro już o księżniczkach mowa, Maeve dalej rościła sobie prawa tytularne do jej serca, i Lorraine nie mogła z tym nic zrobić, bo kiedy kobieta pociągnęła ją trochę za włosy (kink), momentalnie wypadło jej z głowy, że przecież obiecała się bardziej kontrolować w obecności Changówny. Co do głupich przydomków, przypomniała sobie za to, nawiasem mówiąc, że sama niedawno nazywała Maeve chińskim ogniomiotem, kiedy ostatnio się sprzeczały. I to tylko po części dlatego, że tamta potrafiła być bardziej porywcza niż dziki smok. W obecności Malfoy nie pluła ogniem – tylko słodkimi słówkami, chociaż w ostatniego Sylwestra popisywała się, że potrafi plunąć i trafić BUMowcowi w oko z kilkudziesięciu metrów, kiedy akurat jakiś przechodził pod balkonem, z którego obserwowały razem fajerwerki… – ale jakimś cudem zdołała spopielić wszystkie zabezpieczenia, jakimi Lorraine obwarowała swoje serce.
- Najdroższa, twoja babcia zapomniała, że całując wilę w usta, budzisz ammit między jej nogami. A ja bardzo nie chciałabym, żebyś została pożarta przez tego apokaliptycznego potwora razem z resztą świata. – Powstrzymała się od dodania, że na epicentrum ewentualnej apokalipsy bardziej pasowałaby sypialnia Maeve niż nowiutka melina Stanisława. Zastanawiała się, ile nowych kwiatków przybyło tam od czasu jej ostatniej wizyty, i zanotowała w myślach, żeby sprawić Changównie jakiegoś badyla przy następnej okazji, skoro jest teraz trochę przy kasie.

NICHOLAS:
Po tym jak mężczyzna złapał rzucony przez nią odświeżacz powietrza, pozwoliła ucałować Nicholasowi swoją dłoń – bo ściskać ręce mężczyznom, to ściskała tylko wtedy, kiedy oferowali jej poważny biznes, który musiała przyklepać przysięgą wieczystą… a nie w sytuacjach towarzyskich; tak ją mama wychowała!! – a jej wystudiowana twarz nawet nie drgnęła, kiedy dotarło do niej nazwisko mężczyzny. Kiedy jeszcze była młodsza i częściej mogła gościć na uroczystościach organizowanych przez śmietankę towarzyską, bo to jakieś kuzynostwo się zlitowało nad Mirandą Malfoy i zaprosiło ją i jej córkę z resztą rodziny, zawsze unikała potomków Yaxleyów. Krążyły plotki, że potrafią oni wyczuć magiczne stworzenia z kilku mil, a chociaż Lorraine była wypachniona swoimi perfumami, być może jakaś nuta siarki zdradzała, że jest pół-demonem… Ale minęły te czasy, kiedy jej matka zamartwiała się, że ktoś mógłby odkryć jej prawdziwe pochodzenie – głównie dlatego, że nie żyła – a i Lorraine nauczyła się to akceptować, choć nie chwaliła się tym wcale. W tym gronie tylko Maeve wiedziała, że Lorraine jest półwilą. Malfoy zastanawiała się tylko, skąd Sauriel wytrzasnął tego wikinga… Na wszelki wypadek DYSKRETNIE wytarła pocałowaną dłoń o sukienkę.

BELLA i Sauriel troszke:
…A i stojącej obok Bellatrix – mrocznej dzierlatki z pięknymi, głębokimi oczami i burzą czarnych loków – nie spodziewała się tutaj ujrzeć. Nie z jej dumnym nazwiskiem i nieskazitelnym pochodzeniem – Lorraine miała wrażenie, że znała drzewa genealogiczne większości rodzin czystej krwi lepiej, aniżeli niektórzy z ich dumnych przedstawicieli; dlatego też niemal od razu potrafiła przypisać twarz Belli do odpowiedniego imienia – i choć pozwoliła sobie obdarzyć młodszą kobietę łaskawym uśmiechem, mogła myśleć tylko o jednym: chyba się zgubiłaś, księżniczko. Podobnie zdarzało jej się myśleć o Lorettcie Lestrange, kiedy ta informowała ją o kolejnym mrocznym kochanku, który zmieniał jej życie w piekło… Gdyby nie zaborczość Rookwooda wobec pewnej panny z rodu Lestrange – żony czy tam w końcu narzeczonej, bo jak przystało na kawalera czystej krwi, miał problemy z określeniem się w tej materii – Lorraine pomyślałaby, że Sauriel zwyczajnie zaczął bajerować młodsze, i biorąc pod uwagę urodę Blackówny powiedziałaby nawet good for him, równoważąc to w odpowiednim momencie złośliwym przytykiem o robieniu kariery na Nokturnie przez łóżko…

Sama Lorraine gościła w annałach Nokturnu jeszcze gówniarą będąc, bo miała zjebane życie, i kiedy widziała takich jebanych bogaczy... Widziała w nich TYLKO potencjalnych klientów – których mogła oszukać, podając horrendalne ceny za oddane im usługi (tak samo jak w Hogwarcie, kiedy ojebywała na pieniądze bananowe dzieciaki) – nie zaś... współpracowników.
Ale czego się kurwa nie robi, żeby osiągnąć wielkość.


dla wszystkich UFFFF:
Zajęła swoje miejsce w loży mrocznych kamratów i słuchała. Bo swego czasu Lorraine często gościła na spotkaniach klubu „Muza”, ale nawet podczas przesyconych oparami absyntu i zaprawnych twórczym szałem posiedzeń artystycznej bohemy, gdzie zapaleni aktorzy prześcigiwali się w interpretacjach klasycznych tekstów a wielcy pisarze wyrywali się jeden przez drugiego, by odczytać na głos fragmenty swych poematów, nie spotkała drugiego takiego mówcy jak Stanley Andrew Borgin.
Staszek mógłby wywrzeć na Lorraine większe wrażenie chyba tylko wtedy, gdyby nagle stanął na środku i oznajmił, że cała ta farsa to rzeczywiście ministerialna pułapka na wszystkich złoczyńców tego świata, stojący po jego prawicy Sauriel Rookwood to tak naprawdę profesor Wilczur Kocur, a już po tym, jak zostaną przesłuchani przez wielmożów Wizengamotu, zaprasza całe towarzystwo na swój ślub z Brenną Longbottom… Jednak ta krew Mulciberów musiała w nim żwawo płynąć, bo mógłby być z niego fest władca umysłu, czy jak tam ich nazywali.

Porwana jego krasomówstwem, nie ośmieliła się zakłócać mężczyźnie pięknego solilokwium, choć nie mogła się powstrzymać od posłania lepkiego spojrzenia Maeve, kiedy wspomniał o udziałach Changów, i znaczącego uśmieszku w stronę Rookwooda, który nie omieszkał oczywiście się w zawoalowany sposób pochwalić, jak to roznieśli w proch monopol Elddira. Borgin zaczął czarować wszystkich wizjami o stworzeniu poważnej grupy przestępczej. I kto tutaj był świętym Mikołajem – na pewno nie Lorraine, nie, kiedy Yaxley wybałuszał na Stanleya swoje wodniste oczy, jakby chciał usiąść mu na kolankach i prosić o różdżkę, która sama rzuca cruciatusa, czy coś takiego – oferował wszystkim zgromadzonym tutaj współpracę, lojalność, zysk… Co mogłoby być lepszym prezentem dla zgromadzonych tutaj ludzi? Magia świąt była może i hen daleko, ale zamiast niej – wszyscy czuli magię tego trwającego momentu, magię tej dziwnej chwili, kiedy siedzieli tutaj, tak różni, a przecież zebrani pod wspólną banderą. Oj, ale szanowny pan kapitan na tym nie poprzestał; wytoczył ciężkie działa, wywołując każdego po kolei na spacer po desce, czyli publiczne wystąpienie…

Nie, żeby Lorraine przeszkadzały popisy krasomówcze, po prostu… Nie musiała reklamować swoich usług od bardzo długiego czasu. Tutaj znali ją wszyscy; Nokturn, którego tak nie cierpiała, stał się jej schronieniem. Szachownicą, na której przestawiała znaczące figury. Czasem ten ściek wydawał się jej wręcz całym światem. Ale na użytek dwójki arystokratów, którzy zagościli tego dnia w ich gronie, zdecydowała się zabrać głos, po tym, jak wysłuchała, co wszyscy mają do powiedzenia. Wszyscy poza Saurielem, który tylko na osobności był widać mocny w gębie, ale może akurat utkwił mu w gardle jakiś kłaczek, i wstydził się tak odkasływać przy wszystkich – a może był po prostu nieśmiały – prawdę mówiąc, najchętniej wzięłaby z niego przykład, ale to ona w tym gronie była od gadania i intrygowania, a on od działania i napierdalania. Staszek i Maeve plasowali się natomiast gdzieś pomiędzy dwoma końcami tego spektrum.

- Prywatnie kolekcjonuję sekrety i wyświadczam przysługi moim drogim przyjaciołom – powiedziała, specjalnie kładąc nacisk na słowo „prywatnie”, jakby zapraszała słuchaczy do jakiegoś swojego świata; wabiła ich, by skierowali swój wzrok tylko na nią, uwodziła… Bo właśnie to umiała najlepiej. Wolała praktyczne zastosowanie mocy niż czcze przechwałki, a że nie zamierzała trąbić o swoich metodach pracy, zniżyła się więc do podkręcenia o kilka stopni wyżej swojej aury wili, by jej wypowiedź wydała się ciekawsza, aniżeli rzeczywiście była.
– A profesjonalnie organizuję pogrzeby, i składam oferty nie do odrzucenia.
W tym towarzystwie wspomnienie o pogrzebie nie przywodziło na myśl usług domu pogrzebowego, a raczej było słodkim eufemizmem na POZBAWIANIE ŻYCIA I ZADAWANIE INNYM BÓLU, zaś flirciarski ton, jakiego użyła mówiąc o „ofertach nie do odrzucenia”, brzmiał w kontraście z wcześniejszymi „drogimi przyjaciółmi” jak jakiś oratorski popis adwokata diabła.
Saul Goodman? Nie, Lorraine Goodgirl…

LEO:
...CHYBA JEDNAK NIE TAKA ZNOWU GOOD GIRL, bo przez to, że trochę za mocno poddała się diabelskim podszeptom swojej atencyjnej wilowej natury, mężczyzna - który spóźniony wpadł do Głębiny z wielkimi baniakami wypełnionymi… Mlekiem? - trochę za mocno wkręcił się w jej czar. Lorraine na początku się przestraszyła, bo przyszło jej na myśl w pierwszym odruchu, że Stanley tylko tak robił dobrą minę do złej gry, bo jak wiadomo, z niego był zawsze niepoprawny cwaniak!!, i tak naprawdę dalej ma tutaj jakieś szczury myszy i inne takie stwory – AAAAA! – bo przecież mleko przywoływało nieodwołalne skojarzenie z kotami… Ale po chwili zdała sobie sprawę, kim jest tajemniczy przybysz. Nocturn is empty and all the cats are here, czy coś takiego, więc nagle mleko nabrało sensu. Wymieniła porozumiewawcze spojrzenia z Maeve, która miała do tej pory najwięcej do czynienia z ich nowym medykiem.
Ale już nie spodziewała się, że z tym swoim zawadiackim uśmiechem i niebezpiecznym błyskiem w oku, pupilek Toma Elddira skieruje swoje kroki ostatecznie w jej stronę… A już na pewno nie spodziewała się, że niemal padnie przed nią na kolana, przygniatając rąbek jej jasnej sukni!! Ale Leo zrobił to z taką chłopięcą gracją, z takim krystalicznie czystym uwielbieniem w oczach, jaśniejących blaskiem wszystkich gwiazd Drogi Mlecznej, a kiedy się odezwał – na Wielką Matkę – jego piękny, dźwięczny głos brzmiał dla Lorraine jakąś taką niesłychanie miłą wibracją, i przywodził na myśl mruczenie kotka…

- Leo O’Dwyer – stwierdziła tonem wszystkowiedzącej bogini, czując potrzebę wejścia w rolę postaci, której wizerunek odbijał się w tęsknych oczach Leo, wypełniając swoim ego echo tego tytułu, jaki jej nadał, ani trochę niespeszona. W końcu ona znała jego imię jeszcze zanim Maeve i Sauriel uświadomili go, że zdecydowanie przyjemniej jest się wycierać o nogi innego jaśniepaństwa na Nokturnie – i to dzięki starannemu researchowi, a nie nadprzyrodzonej mocy – ale była urodzona do bycia podziwianą i kochaną, więc nie zamierzała burzyć jego iluzji.
A iluzje stanowiły fundament mocy wili, a także jej starannie pielęgnowanego image: Lorraine była na Nokturnie białą kolonialistką, która zamierzała podbić ten dziki ląd, skruszyć każdego, kto stawia wobec niej opór, i jeszcze udawać wybawicielkę! Uparcie odmawiała przywdziania czarnych łachów, bo w tym żałobnym kolorze, ze swoimi zapadniętymi policzkami i wyglądałaby jak sama śmierć, a przecież wszyscy powinni lgnąć do niej jako do źródła życia i kultury na tym zapomnianym przez innych bogów padole.
- Dziękuję, kochany, z pewnością skorzystam z twoim usług, jeżeli będę potrzebowała kąpieli w mleku. To robi dobrze na moją cerę. – odpowiedziała serdecznie, i łaskawie pozwoliła ucałować się w rączkę. Była szczególnie łaskawa, ponieważ Leo, padając na kolana, przygniótł kawałek trenu jej jasnej sukni, ale wybaczyła mu to; w końcu nie sposób gniewać się na kotka, który zasypia ci na kolankach…


Zwłaszcza tak dobrze wychowanego, że przyniósł prezenty i ciasto, nie to co poniektórzy, NICHOLASIE YAXLEYU.


MURTAGH:
Resztki intymnej magii tego spotkania mrocznych kamratów oczywiście zepsuł Murtagh Macmillan. Spodziewała się, że wręczy Borginowi talon na kurwę i balon, ale jak się okazało, przywiódł tutaj całą swoją trzódkę w ramach darmowej degustacji. Lorraine lubiła korzystać z jego dziewczyn jako informatorek, lubiła też współpracować z samym Macmillanem, który parał się czarnomagicznymi sztuczkami jak i ona, a oprócz wspólnych interesów, łączyło ich też kilka trupów. Zamiast uśmiechu posłała mu więc spojrzenie, które miało wiele znaczeń – ponieważ, jak przystało na dwójkę legilimentów uzależnionych od wiwisekcji ludzkich umysłów, uwielbiali grać w swoje popierdolone psychologiczne gierki także i wtedy, kiedy nie przepychali się podczas mentalnych ataków wewnątrz głów swoich ofiar – mianowicie: „spóźniłeś się”, „gówno się znasz na pieczeniu ciast”, „oczywiście nie mogłeś się powstrzymać, żeby zrobić wielkie wejście, co?”.

I wszyscy:
– Mam nadzieję, że każda ma na piździe aktualną pieczątkę stacji magi-epidemiologicznej, bo inaczej zwymiotuję ci na buty. – Chociaż nieskazitelna do tej pory twarz Lorraine wyrażała przez moment lekkie obrzydzenie, łatwo dało się wyczuć, że jej ton był żartobliwy, i nie był niczym więcej aniżeli słodką drwiną.

Bo w tym towarzystwie właśnie tak prowadziło się poważne dyskusje.


Yes, I am a master
Little love caster
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#15
10.11.2023, 01:46  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 10.11.2023, 01:47 przez Stanley Andrew Borgin.)  

Dostrzegł, a raczej poczuł jak Maeve ściąga go swoim wzrokiem, więc i odpowiedział na to wezwanie, spoglądając na nią. Uśmiechnął się pod nosem jakby chciał jej odpowiedzieć tak, a następnie zakrył usta dłonią co by nie wybuchnąć przy wszystkich. Powiedzieć, że Nicholas wpierdolił się na minę ze swoją chęcią pomocy to jak nie powiedzieć nic. Jednak czy można było mu się dziwić? Nie znał Maeve, a chciał dobrze wypaść przed całą resztą. Chciał udowodnić, że w porównaniu do nich zna te wszystkie zasady savoir vivre'u i innych tego typu regułek czy formułek? Bo jeżeli tak... to nie wyszło. Młoda Changówna była chyba ostatnią osoba, która mogłaby chcieć pomocy od faceta, a już na pewno ostatnią aby się do tego przyznać. Sam tego problemu z nią nie miał, ponieważ byli wspólnikami i nie prosili o pomoc płci przeciwnej, a swojego wspólnika - taka win-win situation.

Może i by ta kartka była bezpieczniejsza? Wtedy istniałaby szansa, że Stanley zapamięta nazwę tej rośliny, wszak już zdążył ją zamienić na psinkę trującą... ale był niemal pewny, że pierwsza wersja brzmiała inaczej. Czy chciał się rozczarować? Nie. Najważniejsze było to, że wiedział aby tego nie spożywać - Heh - Maeve komplementowała jak zawsze. Czy można było nie zgodzić się z jej słowami? Trochę nie bardzo, ponieważ mówiła prawdę... a przynajmniej w pewnej części. Bo w sumie gdyby życie ich tak nie pokarało to robiliby jakieś wielkie kariery w Ministerstwie czy innych organizacjach zamiast grzać ławę na Nokturnie - Miła jak zawsze - skwitował, zdając sobie sprawę, że ewentualna dyskusja i tak by nie przyniosła żadnego skutku. No bo co, mieli pogryźć się tutaj jak te przysłowiowe dwa koty? Bez sensu, a i mogliby skasować przynajmniej trochę galeonów na poczet spłaty przyszłej hipoteki. Ktoś przecież musiał na nią zarobić, czyż nie?

Kiedy Sauriel przedstawił go Belli kiwnał głową na potwierdzenie, że on to on. Ledwo złapał prezent powitalny od Black, wszak nie spodziewał się przekazania z takim impetem czy nawet zaangażowaniem. Odstawił go zaraz na stół i kiwnął w kierunku Francisa, który też wiedział o co w tym momencie chodzi. Nie musiała minąć nawet sekunda, a ich barman i kuchmistrz podszedł, zgarnął to co miał zabrać i ponownie zniknął na zapleczu. Nie byłby też sobą, gdyby nie omieszkał również posłać spojrzenia Borginowi w stylu na serio? Znał jednak odpowiedź na to pytanie. Za to mu właśnie płacono i powinien się cieszyć, że dzisiaj musiał tylko stać i trochę pochodzić, a nie użerać się z ciężką klientelą, która miała zasiadać w tym lokalu na porządku dziennym.

Czy właśnie w ten sposób Malfoyówna zdobywała te wszystkie informacje? Uśmiech tu, miłe słówko tam i bach - ofiara złapana w sieć. Dosłownie i w przenośni. Przypominało to trochę czarną wdowę w swoim działaniu. Gdyby Borgin znał się na pajęczakach to mógłby jej o tym wspomnieć, a tak to nie... cóż za pech - Na pana to trzeba mieć wygląd i pieniądze Lorraine - od razu dodał od siebie odnośnie tego całego "pana kapitana". On nawet nie potrafił jakoś specjalnie operować łódką inaczej, niż siedzieć i czekać aż zrobi to ktoś inny - Nie chce Cię smucić... ale aktualnie nic takiego nie ma. Nic jednak straconego. Gwarantuję Ci, że załatwimy jakieś pianino i... - podrapał się po brodzie w zamyśle, wskazując po chwili jakieś miejsce w rogu sali - postawimy je tam - zapewnił i nie rzucał w tym momencie słów na wiatr. Stanley miał zamiar najpierw popytać, a jakby nie odnalazł to przecież ktoś na Nokturnie im pożyczy na stałe, prawda? Trzeba było się dzielić dobytkiem, a ta właśnie zgraja była trochę jak Robin Hood, który zabierał innym aby dać sobie. Jakie czasy taki Robin Hood.

Tak jak im powiedział, tak miał nadzieję, że zrobił. Chciał im po krótce nakreślić sytuację i dowiedzieć się co nie co o umiejętnościach pozostałych osób. Sauriel oczywiście nie kwapił się aby powiedzieć cokolwiek o sobie ale jego akurat to chyba wszyscy znali. Jego odpowiedź na pytanie, po części prośbę była niemal jak jego odpowiedź na maile listy - "OK" i tyle - Uroki... - popukał się w podbródek na słowa Nicholasa - Dobrze, dobrze... - skwitował, przenosząc wzrok na Mewę - Mocna głowa... no tak - zgodził się. Jako, że znał się z Changówną nie od dzisiaj, domyślał się co może się zaraz stać i w sumie to się stało. Teraz nie mieli jednego Sauriela. Mieli ich dwóch. Stanley aż się zaczął zastanawiać czy byłaby w stanie opierdolić największą wiejską pitce z brzegowymi serami skoro potrafiła dokładnie to samo co Rookwood... Ale to pytanie musiało chyba tylko zostać w sferze domysłów - Świetna sztuczka - zgodził się z Bellą, spoglądając na moment na Rookwooda aby przejść do Belli. Wysłuchał jej równie uważnie co wszystkich pozostałych - Przydatne, wręcz bardzo przydatne - odparł, a następnie zaciągnął się papierosem. Wszystko wskazywało na to, że nie tylko Borgin zabłądził w swojej Ministerialnej karierze na Nokturnie. Ciekawa banda się robi... I została tylko Lorraine do przedstawienia się z wyuczonego fachu. Tutaj też nie był raczej zaskoczony. Może jedynie te nagrobki go trochę zdziwiły - Mam rozumieć, że jakby się komuś potknęła noga to jego rodzina może liczyć na zniżkę? - zażartował odnośnie organizacji takich ceremoniałów. Z drugiej zaś strony było to całkiem przydatne - mogli zorganizować jakikolwiek pogrzeb bez niepotrzebnego nagłaśniania sprawy czy informowania niepożądanych osób.

Wszystko wskazywało, że tą miłą część, zwaną również "zapoznawczą" mają za sobą i mogą przejść do konkretów... no ale nie. Ktoś musiał być w gorącej wodzie kąpany zupełnie jak Rookwood i wparował z buta do środka. Co by nie mówić, wejście było bardzo efektowne ale i efektywne, ponieważ Leo kupił chyba uwagę wszystkich, a już na pewno gospodarza tego przybytku - Imponujące wejście... Już wiemy kto będzie odpowiedzialny za wparowania do innych lokali - uśmiechnął się pod nosem, komplementując poczynania O'Dwyera. W głębi duszy miał jednak nadzieję, że to był pierwszy i ostatni raz kiedy w ten sposób wszedł do tego przybytku. Stanley bardzo nie chciał aby ten dawał mu kolejne powody do potraktowania go którymś z czarno magicznych zaklęć, zwłaszcza kiedy miał przydatne umiejętności - był medykiem. Przysłuchiwał się przez chwilę wymianie zdań pomiędzy Lorrainę i Leo, a później wskazał mu dłonią wolne miejsce - Siadaj proszę - zachęcił go aby tak nie stał. Borgin przetarł ręcę i chciał zacząć kolejny temat ze swojej nieistniejącej listy ale ponownie nie było mu to dane. Do środka wparował nikt inny jak Murtagh we własnej osobie. Tylko Ciebie tu kurwa brakowało w tym burdelu na kółkach pokręcił głową, przejeżdżając od razu dłonią po swojej twarzy - Witaj - rzekł i rozejrzał się po sali aby upewnić się, że nigdzie nie ma tabliczki "BURDEL". Na całe szczęście niczego takiego nie dostrzegł - Cieszę się niezmiernie - dodał, spoglądając na kilka sekund w kierunku sufitu. To jeszcze daleka droga przed nami... - To jest Murtagh - wskazał dłonią na Macmillana - A to Sauriel, Nicholas, Maeve, Bella, Lorraine i Leo - przedstawił po kolei całą resztę. Nie miał pojęcia ile osób zna i czy w ogóle kogokolwiek zna ale nie chciał się dopytywać ani czekać, aż wszyscy mu odpowiedzą "cześć Murtagh" - tak jak to bywało na zajęciach czasami - Rzuć jeszcze o sobie z dwa zdania odnośnie swojej mocnej strony i przejdziemy dalej - poprosił dopalając papierosa, kiwając w kierunku Francisa, który zaraz polał mu drinka, a Stanley tylko podszedł go odebrać.

Napił się od razu poczym odstawił szklankę na stół - Dobrze. Czy ktoś zna jakieś fachurę od świstoklików? Ostatni z którym było dane nam współpracować zaginął... - przyznał, spogladając w kierunku Sauriela. Oczywiście chodziło mu i nikogo innego jak Wilhelma z którym mieli okazję współpracować pod koniec kwietnia i tuż przed samym Beltane, a nawet na nim - Drugą sprawa jest taka, że możemy mieć trochę na pieńku od samego startu... Ale tutaj musieliby się bardziej wypowiedzieć Sauriel z Lorrainę, wszak ja nie znam za dużo szczegółów - wyjaśnił. Chodziło mu o tę całą sprawę z Panem Zagadką czy jak mu tam było - może i gość był kropnięty ale jego ludzie raczej nie postanowili przejść na dobrą stronę świata by zacząć uczciwe życie. O nie. Nic z tych rzeczy - ci najpewniej zaczną szukać zemsty i musieli być na to gotowi - Ze spraw organizacyjnych to dodam jeszcze, że jesteśmy mile widziani w lokalu Stanleya Reida. Jego karki też nam w razie czego z chęcią pomogą - stwierdził z uśmieszkiem na ustach - Aha i jeszcze jedno... Uważajcie na siebie bo ludzie tutaj obserwują wszystko. Zaraz zaczną kojarzyć kto tu się pojawia i mogą próbować kogoś sprzątnąć albo porwać... Ale po co ja Wam to w ogóle mówię, przecież wiecie, nie? - wzruszył ramionami, sięgając po szklankę aby się napić.



Kolejka trwa do: 13 listopada - 23:00 (+ ewentualne 24h). Przedłużone dodatkowo na cały poniedziałek, ponieważ wiadomo jak to bywa z weekendami


"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#16
10.11.2023, 20:06  ✶  

Przypatrywał się każdej kolejnej osobie, która przedstawiała swoje zdolności, ale prawdopodobnie nic nie pobije przedstawienia się Nicholasa. "Yaxley, Yaxley, Yaxley... muszę się napić". Czarnowłosy sam wręcz odkręcił szlachetną rudą i mu polał, należy mu się. Sam jednak odpuścił sobie wlewanie do swojego gardła procentów przynajmniej w tej chwili. Jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało - lubił przypatrywać się ludziom nie grając pierwszych skrzypiec. Kolejny powód, dla którego Stanley był jak część jego ciała - wręcz nie do zastąpienia. Mógł wymachiwać rękoma, ogarniać wszystkim wszem i wobec, wypowiadać jakieś teksty (niektóre totalnie tanie, ale ludzie je kupowali z jakiegoś powodu. Możliwe, że powodem było właśnie to - taniość) i takim sposobem wszystkie oczy były na nim. Bardzo dobrze. Bo owszem, Lorraine bardzo dobrze rozumowała - Sauriel był mocny w gębie, ale kiedy nie było wokół tłumów. Jego niechęć do spuszczania energii z prywatnych zasobów przekładała się na bardzo prostą rzecz - przytłoczenie tłumami. Dużo bodźców, dużo wszystkiego, najchętniej by umknął na najwyższą z belek i stamtąd oglądał to widowisko. I słuchał, popalając fajkę. Co jakiś czas mógłby rzucić jakimś komentarzem, który w jego mniemaniu byłby śmieszny. Niekoniecznie bawiłby kogokolwiek innego.

- Mam gitarę, reflektujesz, Biała Wdowo? - Błysnęły jego kiełki że aż widać, że to musiała być pasta Colgate, kiedy kobieta wspomniała o pianinie. Zaraz tak to się skończy, kiedy Stanley już na pewno wszystkie swoje formalności załatwi i każdy będzie mógł przejść do tej bardziej wyczekiwanej części imprezy. Czyli docelowej imprezy, bo jak na razie to Sauriel by się spocił gdyby chciał zatańczyć ze wszystkimi paniami po kolei. Na szczęście się nie pocił, bo był na to zbyt mroczny, a jak wiadomo prawdziwe bishe zawsze pozostają w stanie niewzruszonym, nawet bez śladu kurzu na ramieniu. Czyli tak jak wyglądał po Beltane, lądując na nim przy klaskaniu wróżek i sypaniu tęczowego pyłu, takie były zachwycone. A najlepsze było to, że to nawet nie jest z mojej strony przerysowanie. Te wróżki naprawdę klaskały sypały brokatem, Sauriel potem się musiał tłumaczyć Stanleyowi czemu nosi wróżki w kieszeni.

Zamruczał gardłowo, kiedy Maeve wypowiedziała się na temat niewiedzy tej piekielnej rośliny. Trucizny były problematyczne, bo zaraz ktoś mógł przylecieć i ci wlać antidotum do mordy. Albo jeszcze się okaże, że się poskręcasz w agonii, a i tak przeżyjesz. Jego wiedza na temat mikstur i eliksirów była tak znikoma, że niemal mógłby pomylić amortencję z eliksirem wiggenowym. Niemal - bo takie zdolności to raczej miał Stanley w tym przypadku. Rozważał to w tą i z powrotem. Jeśli chcesz się zajebać - to jak? Bo z tym, jak zajebać ludzi wokół to był mniejszy problem. Głównie dlatego, że ból płynący ze śmierci nie był twoim problemem. Twoim problemem stawało się tylko to, żeby ciała nie było. No body, no crime. Furora na cmentarzu na pewno byłaby jego mocną stroną. Szczególnie przy grobie Fineasa, albo tamtych dzieci z Tuam. Zajebista zabawa - kto by nie lubił sobie poimprezować z dawnymi przyjaciółmi?

Podniósł dłoń i wyprostował dwa palce, kiedy Bellatrix zachwyciła się, że wyglądają identycznie. Przynajmniej ona jedna się cieszyła, że były teraz Koty Dwa, a nie tylko jeden. Z całą pewnością uważał, że gdyby Mewa próbowała go nadmiernie małpować przed nim samym to chyba by nie wytrzymał nerwowo. Na szczęście Bella go nie raczyła swoją kalką i nie było problemów - kobieta kochała się wyszaleć i jego skromnym zdaniem marnowała się w tym Ministerstwie tak samo jak Stanley. Na szczęście Stachu poszedł po rozum do głowy. Powiedziałby, że najwyżej rodzina się go wyklnie, ale jego stary lubił iść po mleko i nie wracać, więc...

... więc uniósł wysoko brwi, ale to nie ze względu na to, że Bellatrix byłaby tutaj wspaniałym towarzystwem, a to Ministerstwo ją gnębiło (kto by chciał pracować ze szlamami, bruh) a ze względu na to, jakie wejście zostało zrobione. I nie, nawet nie chodziło o wchodzenie z drzwiami, tylko jego amory w kierunku Lorraine. Okej. Leo jest jebnięty. Innymi słowy wyglądało na to, że doskonale pasował do Pana Zagadki. I w zasadzie (to niestety) ewidentnie miał dobrze pasować tutaj (niestety, bo nie stawiało ich to w zbyt dobrym świetle). I może nawet by się tutaj nastroszył, albo doprowadził do porządku nadpobudliwego medyka, gdyby nie rozproszyło go wejście Grzechotnika.. Czy raczej - jego panienek. Alfons jak alfons, jaki jest - każdy widzi. Nawet jeśli to przystojny alfons. Ale to, że przyniósł ze sobą trzy dania na wynos - no to już szanował! Aż się wyprostował i uśmiechnął z zadowoleniem zapominając jak bardzo jest emo.

- W końcu ktoś z czymś jadalnym, a nie z truciznami. - Wyciągnął rękę w kierunku Murtagha, który został mu przedstawiony przez Stanleya z imienia. Znali się jak dotąd pod swoimi pseudonimami, a Sauriel pewnie przy nich pozostanie. Albo przyjdzie mu do głowy kolejny głupi epitet, którego nikt nie chciał nosić, ale na szczęście pomocny Sauriel zawsze go wyciągał. Na całe szczęście zaraz powrócił do swojej wątpliwie wygodnej, ale wyglądającej cool pozycji, kiedy lekko pochylony opierał się przedramionami o blat. To tylko ze względu na Stanleya, bo gdyby miał sam wybierać to właśnie by się do jednej z tych pań przystawiał. Choć kompletnie niezainteresowany w gruncie rzecz ani nią, ani jej ciałem, a tylko tym, co transportowały jej tętnice. - Darowanej dziwce w pizdę się nie zagląda. - Odezwał się na komentarz Lorraine. Choć w zasadzie to zaglądało, jeszcze jak! To tylko on nie był zainteresowany. Złapał kontakt z Ananaskiem i lekko wzruszył ramionami. Dla innych mogło to znaczyć, że ma wyjebane, dla Stanleya - że nie wie, że nie ma takiego kontaktu i nie wie też, co się stało z Wilhelmem. Ślad po nim zaginął.

- Tom Eddir, znany jako Pan Zagadka, ma całkiem szeroką siatkę na Nokturnie i pod nim. Jego ludzie potrafią sporo mieszać. Głównie dlatego, że są jebnięci. Tworzyli jakąś spierdoloną sektę. Nie lubimy nikogo, kto się pod Eddirem podpisuje i z wzajemnością. Aktualnie trwają próby ojebania ich z wszystkiego, co się da. - Wskazał na Lorraine, jakby co najmniej to ją próbował okradać (a tak nie było!!!), natomiast chodziło mu o to, że ona lepiej będzie kontynuować temat, jeśli ktoś będzie tym zainteresowany. A jak nie będzie to się może okazać, że zostaną o zainteresowanie poproszeni. Tak i spojrzał na Maeve przez dłuższy moment, ale nie zdecydował się na powiedzenie, że ona się sama w niego wcieliła. To była jej gestia, czy chciała. Lepiej, żeby tak. Bo jeszcze ktoś przypadkiem odjebie Tomka, którym będzie Mewa... zdenerwowałby się. - Kurwie są promugolscy. - Dodał tylko krótko, zanim przekazał pałeczkę Matce Chrzestnej.

-

Niewymowny
Jeśli mnie nie lubisz, to twój problem, a nie mój.
Wysoki blondyn, mierzący 194 cm wzrostu. Jego niebieskie oczy przejawiają najczęściej chłód, odwagę, opanowanie, tajemniczość. Nie łatwo odczytać jego zamierzenia i jakie może mieć intencje względem osób drugich.

Nicholas Travers
#17
11.11.2023, 00:02  ✶  

Gdyby którykolwiek go poinformował, jaką kobietą jest Maeve Chang, nie robiłby z siebie idioty. Stanleya bawiło, że Nicholas z kulturą wyszedł pytając o udzielenie pomocy z donicą. Może i to ukrywał, lub próbował ukryć poprzez zasłonięcie ust ręką, Yaxley spojrzał na niego dość poważnie, jakby życzyłby sobie wcześniejszych informacji na jej temat.

- Zapytałem z uprzejmości.
Odparł na zaczepne jej słowa, gdyby nie zrozumiała jego zamiarów chęci pomocy. Nicholasa nie bawiło w tym nic, co innych. Nawet zasugerował, aby Maeve zostawiła instrukcję dotyczącą opieki i nie karmienia nikogo tą rośliną. Nie brakowało kobiecie zaczepnych słów.
- Oszem umie. Po to każdy z nas kończył szkołę. Lub przynajmniej do niej chodził.
Maeve parsknęła śmiechem, Nicholas odpowiedział poważnie. Stanley nawet zareagował słowem, czy ma ich za debili. Ale nie wtrącał się już do tej wymiany zdań. Przywitał z kolejnymi kobietami, które tu weszły, aż przy zachowaniu ostatniej, miał dość. Co kolejna to lepsza. Chyba póki co, najbardziej ułożoną tutaj widział Bellatrix.

W momencie przemowy Stanleya, każdy miał zaprezentować siebie, przedstawiając swoje mocne strony. Kiedy kolej przyszła na Maeve, wtedy zrozumiał o co chłopakom mniej więcej mogło chodzić, aby jej z grzeczności nie udzielać pomocy. Metamorfomag. Zaprezentowała swoją umiejętność, gdzie mieli dwóch niemal identycznych Saurielów. Interesujące i bardzo przydatne. Nicholas nie komentował. Jedynie obserwował i słuchał.
Panna Black zdradziła, że jest amnezjatorem. Tuszowanie spraw poprzez czyszczenie umysłów niechcianym świadkom, było równie dobre. Jeżeli w grę nie wchodziłoby pozostawianie po sobie trupów. Kolej przyszła na Pannę Malfoy, która była kolejną z osób mająca powiązania z trupami. Pogrzeby. Ciekawe czy ciała z kostnicy Ministerstwa po przebadaniu, trafiają do niej, aby mogła dokonać ich pochówku. Po ostatnich wydarzeniach na Beltame powinna mieć duże zyski.

Całe spotkanie nie mogło trwać spokojnie, kiedy do środka wparował… mleczarz. Lorraine zwracając się do niego imieniem i nazwiskiem, jednocześnie przedstawiła. Jego nazwisko nic nie mówiło Nicholasowi i przez to był dla niego podejrzanym osobnikiem. Jakby tego było mało, chwilę później pojawiła się kolejna osoba. A raczej - osoby. Widząc te całe przedstawienia, Nicholas skrzyżował ręce na klatce piersiowej i schował twarz w lewej dłoni - ”Żebym wytrzymał w tym wariatkowie…”

O ile sprowadzanie kobiet Nicholasowi nie podobało się, jakby byli w burdelu, to jednak chociaż jeden z ich towarzystwa był zadowolony, Sauriel. Przynajmniej on będzie miał użytek z tych kobiet jako posiłek. Stanley przedstawił ich na nowo, osobom które przybyły spóźnione. Jednego Nicholas nie pochwalał u Murtagha - zakrywanie twarzy, nawet częściowo. Nie ważne jakie stanowisko się sprawowało w Ministerstwie. Jeżeli tutaj miało panować zaufanie i wzajemna współpraca, każdy powinien widzieć twarz drugiego. Nikt tutaj z obecnych maski nie nosił. Sauriel nawet o tym w zaproszeniu nie wspominał. Co innego w Kromlechu, kiedy działali jako Śmierciożercy dla Czarnego Pana. Co innego tutaj, przy koleżeńskim spotkaniu i zapoznaniu.

Zostawiając już te przyjścia spóźnialskich, Nicholas skupił się na kolejnych słowach kuzyna, przekazującego kolejne informacje dość ważne. Poszukiwali specjalistę od świstoklików. Są jakieś problemy z niejakim Tomem Eddirem. Nicholas nie zabierał głosu, chcąc dowiedzieć się więcej a dodać od siebie miała też Lorraine.

Kot z tendencją do głupoty
kici kici miau
będę ciebie brał
Ma wzrost 174. Gibki, żwawy, skory do zabawy. Oczy jasnobrązowe, ale włosy ciemniejsze. Jest wysportowany, bo dużo biega i się wspina. Mięśnie ma, ale nie jest jakimś Pudzianowskim. Zyskał je ze swojego aktywnego trybu życia, a nie przez ciągłe ćwiczenia. Z reguły ciepły albo cwany uśmieszek ma na pyszczku. W WERSJI KOCIEJ: rudo umaszczony kot domowy, nieprzeżarty. Ma kompletnie inne zwyczaje niż Garfield.

Leo O'Dwyer
#18
11.11.2023, 14:33  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 11.11.2023, 18:29 przez Leo O'Dwyer.)  
Oczarowanie. Zalewało mnie paraliżujące oczarowanie, oniemienie. Pani Bogini... Taka łaskawa. Znała moje imię i nazwisko. Znała mnie, zanim ja poznałem ją. Ona była wszechwiedząca i jeszcze jaśniała tak pięknie jak mleko. Nie dziwiłem się teraz już w ogóle, skoro zaproponowała skorzystanie z moich usług, że mleczne kąpiele brała i brać... Ja Pani Bogini to ja sprowadzę całe mleko świata, jeśli będzie trzeba. Nawet jeśli miałbym się zaharować na śmierć jak jeszcze nigdy.
- Dziękuję za łaskę... Jestem na każde Bogini skinienie - odszepnąłem zauroczony. Byłem gotów walczyć o piękną cerę mojej Pani. Mogłem nawet bić się ze starszymi kobietami na targu o ostatnią kankę mleka. Wywalczę i przepchnę się przez tłumy łokciami. Dostanę każdy litr mleka, chociażbym miał się czołgać. Tak będzie.
Przełknąłem ślinę i podniosłem spojrzenie na Stanleya. Choć kusiło by zostać u stóp Lorraine... Lorraine, tak pięknie miała na imię. Bardzo ładne miała imię ta bogini. Cóż, choć kusiło by pozostać u jej stóp, to wstałem, odsuwając się od niej by miała czysty obraz, czystą prywatną strefę, nie zanieczyszczoną chociażby przez skrawek mojej sierści. Czystą, najczystszą, ile się tylko dało w tak podłym miejscu.
Skinąłem Pani Bogini i Panu Stanleyowi, po czym siadłem grzecznie na wskazanym krześle, stołku czy też miejscu na ławie. Wszystko miało być dla mnie zbawienne, szczególnie że ja tu chyba miałem należeć do jakiegoś tajnego kręgu, spiskującego przeciwko całemu Nokturnowi. Ale jazda! Rodzice to mnie zabiją, jeśli się dowiedzą, jaką sławę wychowali. A właściwie niesławę, hihi. Ale Pana Stanelya to zamierzałem słuchać, bo to chyba nowy Pan Tom był, w sensie Pan Szef i to prawdziwy Pan Szef, a nie żaden Paniopan.
Wyprostowałem się dumnie i tak zerknąłem ukradkiem - mniejszym, choć bardziej większym może - na Panią Boginię i się tak rozmarzyłem, ach. Ale co tu mówili...? O świstoklikach, to ja o świstoklikach to tak nie za bardzo. Chyba nikogo takiego nie znałem, ale nie byłem w stanie sobie przypomnieć, bo Pani Lorraine... Lorraine... Czy my mogliśmy być na „ty”? Chyba nie wypadało.
I kurczę, kurczaki, takie wieprzowe nawet... Sauriel mówił coś, tam coś mówił, ale coś kpił sobie, że te kurwie promugolscy są. Cóż, jak na Leoleoleo przystało, wcale nie pomyślałem o tym, że wpadałem właśnie w spore tarapaty, tylko że mnie rodzice kompletnie wydziedziczą, hehe, że ja to teraz taki antymugolski byłem. Właściwie, to ciekawe co by na to powiedzieli... Może powinienem ich o to zapytać, hę? Gorzej jak dostanę burę za to i paskiem po tyłku, ale byłem chyba już za stary na paski na tyłku. Chyba że od Maeve... Ona by mi dała paskiem po tyłku w każdym moim wieku i przy każdym wyglądzie.
femininomenon
I'm feeling amazing,
I'm fucking amazing;
I'm high as a kite,
I'm sat here picturing you naked

Nie da się Mewy opisać, bo jest metamorfomagiem. Nikt nie wie, jak tak naprawdę wygląda, bo zmienia wygląd jak rękawiczki. Nie tylko wybitnie często podszywa się pod innych, ale też manipuluje aparycją nawet gdy pozostaje przy własnej tożsamości, bo chce w oczach innych utrzymać pewne wrażenie. W jej codziennym wyglądzie da się znaleźć kilka cech wspólnych: azjatyckie rysy, zwykle czarne włosy średniej długości, chłopięcy ubiór. Nosi się - i poniekąd zachowuje - jak bad boy, ewidentnie nie próbując nigdy być damą. Zawsze da się ją poznać po zadziornym spojrzeniu oraz ostrym sposobie wypowiedzi. No i tej bezczelnej pewności siebie.

Maeve Chang
#19
11.11.2023, 19:48  ✶  
Kojarzycie, jak czasem za Chiny Ludowe nie wiecie, kto coś powiedział, ale nie chcecie wyjść na kompletnego idiotę, więc po prostu śmiejecie się w odpowiedzi lekko, bo a nuż ten ktoś opowiedział żart?
Właśnie dlatego Maeve zachichotała, gdy Lorraine oświadczyła, że pocałunek budzi coś pomiędzy jej nogami. Nie miała pojęcia, czym lub kim jest ammit. Zielonego, najzieleńszego. Chang nie była na szczęście aż tak opóźniona w rozwoju, by nie wyczaić z kontekstu, że to zawoalowany tekst na podryw, ale nie była też na tyle sprawna umysłowo, by jakoś mądrze tę piłeczkę odbić. Więc się zaśmiała perliście, serdecznie przejechała dłonią po dolnej części pleców dziewczyny, po czym odprowadziła ją wzrokiem, gdy udała się gdzie indziej. Korzystając z okazji, że Lorcia się oddaliła, złapała za siedzenie swojego krzesła i unosząc tylko troszeczkę tyłek, przysunęła się do Stanleya, szurając lekko po podłodze.
- Ej, Stachu - zaczęła, nachylając się do swojego najlepszego wspólnika tak blisko, że aż musiała zarzucić mu ramię wokół szyi, co by ich obydwoje nie wywrócić. - Co to jest ammit? - zapytała konspiracyjnym szeptem prosto w ucho Stanleya, po czym odsunęła nieco głowę, by spojrzeć mu w oczy. Chciała zobaczyć jego reakcję, bo ona była kluczowa w tej sytuacji.
Strzepało nią aż, gdy rozległo się głośne powitanie O'Dwyera. Była gotowa się zerwać na równe nogi i rzucić krzesłem, bo się nieco przestraszyła, gdy wołanie wyrwało ją ze skupienia nad rozszyfrowaniem podrywu Malfoyówny. Spojrzała w kierunku wejścia i jak spostrzegła, że to ich ulubiony doktorek, to aż zaczęła żałować, że Francis tę psiankę na zaplecze wyniósł, bo by była teraz jak znalazł. Albo jego by się nakarmiło, albo Mewa by się najadła - w każdym wypadku, dla niej trud skończony.
Zobaczyła, że zmierza w jej kierunku, więc się aż wyprostowała na krześle, gotowa do ewakuacji w trybie natychmiastowym. Dosłownie odpalała silnik, oczyma wyobraźni widziała, jak odlatuje. W ostatnim momencie skręcił jednak, bo ktoś inny odwrócił jego uwagę. Maeve odetchnęła z ulgą, otarła nieistniejący pot z czoła, tylko po to, żeby się w następnej kolejności zapowietrzyć.
Tak ją wcięło na widok Leo podbijającego do Lorraine, że aż nie zauważyła, kiedy wszedł Grzechotnik i jego dziwki (co było bardzo niepodobne do Mewy, ona już powinna tam biegać wzrokiem od jednej do drugiej jak natchniona). Maeve wstała, złapała się brzegu stołu i gapiła się na nich jak cielę na malowane wrota, nie wiedząc, co ze sobą począć. Z jednej strony chciała zainterweniować, złapać Leo za fraki i zawiesić na kandelabrze, co by tak sobie dyndał, jak ona zacznie rzucać w niego zaklęciami, ale z drugiej strony widziała, że Lorraine się taka uwaga podoba, bo przecież była półwilą. Przyciąganie mężczyzn miała we krwi, tak samo jak parcie na uwielbienie przez otaczających ją ludzi.
Zdziwiła się przepotężnie, kiedy Leo padł na kolana przed majestatem jasnowłosej, nawet jej się wyrwało ja pierdolę pod nosem, a potem bezsilnie spojrzała na Stanleya, bo on był najbliżej, ponownie chcąc u niego sprawdzić, że też to widzi i też mu się w pale nie mieści.
- Leo, weź się nie kompromituj bardziej niż to konieczne - wydusiła wreszcie, unosząc dłoń do góry i wskazując okrężnie na cały ten żałosny obrazek. Przeniosła spojrzenie na Lorraine, jakby chciała powiedzieć zmiłuj się, dać jej znać, że nie powinna mu pobłażać. Ale nie odezwała się słowem, żeby nie wyjść na zazdrosną. Przecież wcale nie ona jedna miała to za żałosne, prawda? Yaxley nawet ukrył twarz w dłoniach, bo nie dał rady na to patrzeć!
Dopiero gdy ta szopka się zakończyła, była w stanie skupić się na kolejnych gościach. Przywitała Murtagha skinieniem głowy, po czym chciała przejść do bardziej osobistego przywitania się z paniami (nawet jeżeli miałaby nie skorzystać z towarzystwa, bo taka jedna by jej przy wszystkich łeb urwała), ale akurat Sauriel raczył wygłosić swoją wersję bardzo znanej sentencji, która zwykle mówiła o koniu.
- Sauriel, ja pierdolę - zaklęła soczyście, nie próbując załagodzić artykulacji. - Czy ty się czasem słyszysz? - Zapytała, patrząc na niego z tak nietęgim wyrazem twarzy, że chyba mogła się skojarzyć tylko ze zniesmaczoną matką, której syn zarzucił wulgarnym pociskiem przy całej familii podczas świąt i babcia przez niego weszła w przedwczesny stan zawałowy. Koniec końców jednak się wreszcie zaśmiała, bo mimo wszystko było to trochę zabawne, jak się od tego odejmie obrzydliwość, a po drugie nie wyobrażała sobie innego komentarza z jego strony - przynajmniej było to coś innego niż mruknięcie.
- Ja was serdecznie za niego przepraszam, drogie panie. Wypadł matce z kołyski za dzieciaka i teraz wszyscy musimy płacić za jej błędy - oświadczyła, przykładając dłoń do piersi z pełnym współczuciem, bo o ile rozumiała, że tutaj nikt prostytutek nie będzie traktował jak szlachcianek, to jednak nadal mimo wszystko były ludźmi, dla Mewy stały wyżej w hierarchii niż jakikolwiek facet. Ponadto - żadna praca nie hańbi, a już zwłaszcza taka, gdzie trzeba udawać, że to, co opowiada ci facet, jest zabawne.
Po tym finalnie już przeszli do interesów, więc usiadła ponownie i wsparła łokcie na stole, wbrew jakiejkolwiek etykiecie. Nie znała nikogo od świstoklików, a przynajmniej nikt nie przychodził jej tak na teraz do głowy. Podrapała się po potylicy i zrobiła sobie mentalną notatkę, żeby popytać w domu, czy nie ma kogoś przyjaznego, co by chętnie pomógł. Jej matka przecież znała wszystkich, którzy byli dla Palarni cokolwiek warci, choćby i knuta.
- W ogóle, na czym stoimy obecnie? - Puściła pytanie w eter, ale odpowiedzieć byli w stanie chyba tylko Stanley, Lorraine i poniekąd Sauriel. Reszta wszakże nie była za bardzo wtajemniczona w tajemniczą śmierć Pana Zagadki. Złapała spojrzenie tego ostatniego, nie miała zamiaru się przyznawać, że Elddirem czasem bywa, ale była przekonana, że długo to tajemnicą nie pozostanie, bo po pierwsze Leo nie wyglądał na takiego, co umiał trzymać mordę na kłódkę (nawet jeśli nie miał nic złego na myśli), a po drugie pokazała im sama, że jest metamorfomagiem, więc jeśli są warci czegokolwiek, to dodadzą dwa do dwóch. - Chodzi mi o to, ilu ludzi Elddira wie o jego obecnym położeniu? - Nie powiedziała wprost, że chodzi o morderstwo, do którego się grupowo przyczynili, ale to się chyba rozumiało samo przez się. Zastanawiała się po prostu, ile jego przydupasów wie, że faktycznie ktoś mu pomógł kopnąć w kalendarz, a ile się tylko domyśla. Przecież na Nokturnie ludzie czasem znikali, a potem wracali. Co prawda nie zawsze w jednym kawałku i zwykle z traumą, ale czasami wracali. Dopóki nie wszyscy byli pewni o jego śmierci, Mewa miała całkiem spore pole do popisu.
Komentarza o mugolach nie podłapała, bo miała to w piździe. Nie była ani za, ani przeciw wizji Voldemorta, trzymała się z tymi, w których widziała potencjał. Rozejrzała się jednak uważnie po każdej zebranej osobie, jakby zbierając reakcje na sposób, w jaki powiedział to Rookwood. Nie spodziewała się oburzenia w niczyich oczach, bo to nie ten rodzaj towarzystwa, ale zdziwienie czy strach też dużo powiedziałoby jej o człowieku. Zwłaszcza że nie wszystkich tutaj znała; może ukrywała się między nimi szlama?


I wanna skin you alive
I wanna wear your flesh
— like a costume —
Sleeping Beauty
let it burn
Bellatrix jest kobietą niewielkiego wzrostu, mierzy bowiem jakoś 157 centymetrów. Jest szczupła. Włosy ma ciemne, niemalże czarne, kręcone. Cerę jasną, praktycznie białą. Oczy duże, widać w nich pewne szaleństwo, koloru niebieskiego. Ubiera się głównie w czerń, dba o to, jak wygląda. Używa perfum o zapachu liczi i czerwonej porzeczki z nutą róży, wanilii i wetywerii.

Bellatrix Black
#20
15.11.2023, 13:30  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.11.2023, 13:34 przez Bellatrix Black.)  

Najwyraźniej nie był to koniec. Myślała, że skoro Stanley, czy tam Stachu, jak zwał to zwał, Mucliber, czy Borgin, tutaj też miała problem, żeby do końca stwierdzić, jak się właściwie nazywa rozpoczął swoją pogawędkę, to wszyscy, którzy mieli się pojawić na miejscu już zaszczycili ich swoją obecnością. Zdziwiło ją więc to, że drzwi znowu się otworzyły i pojawił się ktoś jeszcze. Przeniosła spojrzenie na przybysza, aby zobaczyć kogo tu przywiało. Twarz wydawała jej się, jakaś znajoma. Zmrużyła oczy, żeby sobie przypomnieć. Musiał to być Hogwart, bo co innego. Leo O'Dwyer dodała sobie w myślach. Rok starszy od niej Puchon. Mugolak. Zbladła. - Szlama. - Rzuciła cicho, w eter, kto chciał zapewne mógł ją usłyszeć. Zdecydowanie słychać było, że chodziło jej o Leo, o to, że to on jest szlamą. Wpatrywała się w niego, ale jeszcze nie zareagowała. Powiedziała, co wiedziała. Ciekawe, czy komuś będzie to tak przeszkadzało, jak jej. Cóż, nie miała zamiaru zabijać go przy wszystkich, nie znała ich specjalnie, jednak jak stąd wyjdą, będzie mogła to zrobić. Dyksretnie, by nikt nie wiedział, że to ona. Czy byli tak zdesperowani, żeby współpracować z tymi plugawymi pomiotami? Naprawdę. Widać było na jej twarzy ogromne rozczarowanie. Ona nie zdecydowałaby się na taki krok, a może nie wiedzieli z kim mają doczynienia? Zapewne za parę groszy opowiedziałby wszystko, co tutaj widział.

Później było tylko gorzej. Drzwi otworzyły się ponownie, nie zdążyła więc za bardzo skomentować sytuacji związanej z pierwszym jegomościem. Przyćmiła to wizyta Murtagha, który nie zjawił się tutaj sam. Niestety. Przyprowadził ze sobą kurwy. Black westchnęła głośno, coraz bardziej rozczarowywało ją to, co tutaj zastała. Miały być tańce z Saurielem, a zostanie jej tylko uczucie zażenowania, które pewnie będzie jej towarzyszyło do końca dnia.

- Jaki wspaniałomyślny. - Mruknęła pod nosem, gdy usłyszała, że towarzystwo kurtyzan jest bezłpatne, kto by się spodziewał. Irytacja rosła, Bellatrix skrzyżowała ręce na piersi, kiedy obserwowała wszystkich obecnych. Nie miała do końca pojęcia, co tutaj robiła, z każdą minutą coraz bardziej upewniała się w tym, że nie jest to odopiednie miejsce dla kogoś o jej reputacji.

Black nie do końca skupiła się na tym, co mówili. Wyłączyła się zupełnie, bo istotniejsze dla niej było to, że znajdowała się wśród nich szlama. Jej oczy zaczęły błyszczeć, pojawiły się w nich kurwiki. Nie umiała się skupić na niczym innym, tylko na tej myśli. Zacisnęła mocno dłonie, tak, że poczuła iż paznokcie wbijają jej się w ich wnętrze. Nie był to dobry zwiastun. Musiała się uspokoić, bo jeszcze chwila, a za siebie nie ręczy. Nikt z tutaj obecnych nie mógł wiedzieć, jak mocno ze sobą walczyła.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Maeve Chang (5598), Sauriel Rookwood (4619), Stanley Andrew Borgin (5770), Murtagh Macmillan (1507), Bellatrix Black (2071), Nicholas Travers (2900), Leo O'Dwyer (2281), Lorraine Malfoy (12688)


Strony (5): « Wstecz 1 2 3 4 5 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa