• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[23.09.1972, Snowdonia] ceremonia ślubna

[23.09.1972, Snowdonia] ceremonia ślubna
Kapryśny Dziedzic
"Have some fire. Be unstoppable. Be a force of nature. Be better than anyone here and don't give a damn about what anyone thinks."
Anthony jest wysokim i dobrze zbudowanym facetem, schludnym i przeważnie elegancko ubranym, zważywszy na swoją pozycję.. Ma burzę brązowych, niesfornych włosów - delikatnie kręconych i duże oczy. Gdy się uśmiecha, czasem pojawiają mu się dołeczki w polikach i ma ten charakterystyczny, zadziorny wyraz twarzy. Lubi nosić zegarki, na palcu ma sygnet rodowy. Jeśli nie korzysta z teleportacji, spotkać go można na motorze.

Anthony Ian Borgin
#31
04.10.2025, 22:06  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 04.10.2025, 22:23 przez Anthony Ian Borgin.)  
Mógł wymigać się od udziału we wszystkich wydarzeniach społeczno-towarzyskich, mówiąc, że musi robić nadgodziny i ratować skarb państwa po wydarzeniach ze Spalonej Nocy. Ślub brata jego narzeczonej – tak, tego, którego nie znał – był jednak wyjątkiem ,od którego uciec nie mógł. Był to też ślub jego ślicznej kuzynki, zaskakujące tylko, że tak późno. Życzył jej jak najlepiej, ale tworzyło to konflikt interesów, bo co, jeśli nie dogada się z bratem Rose? Wtedy i ich relacja może się popsuć. Nie była to może wymarzona okazja do nawiązania relacji z mężczyną, ale nie skomentował w żaden sposób słów Greengrassowej, bo była wystarczająco zdenerwowana nadchodzącym weselem. Roselyn uprzedziła go wcześniej, przedstawiając całą listę swoich oczekiwań, które musiał spełnić, będąc jej partnerem na tak ważnym dla rodziny wydarzeniu. Miał więc czas, aby spróbować dosięgnąć ideału, który sobie wymyśliła. Odwiedził krawca, zamawiając nowy garnitur z dodatkiem kaszmiru, pasujący kolorem do jej kreacji oraz nowy krawat. Szewc przygotowywał mu nowe buty. Znajomy jubiler przygotował mu spinki do mankietów z motywem róży, zegarek kieszonkowy dla Pana Młodego i zestaw biżuterii dla Panny Młodej z kamieniem, który jego zdaniem doskonale podkreślał jej oczy. Odwiedził kwiaciarnię, zamawiając olbrzymi bukiet i mały kwiatek na nadgarstek dla Rose, bo dziadek twierdził, że dobrze wychowani młodzieńcy tak musieli postępować. Zamówił dobre wina z francuskich winnic, ogarnął butelkę whisky ze Szkocji i umówił się do fryzjera. Największym problemem były papierosy, ale miał plan obejmujący chodzenie do łazienki lub w inne, równie ustronne miejsce, które mogłoby zaspokoić jego uzależnienie. Pojawił się po nią punktualnie, szarmancki i kulturalny.
Znosił otoczenie przez ciotki i zapach ich mdłych perfum, miło odpowiadał na pytania, gryzł się w język na każde „kurwa”, które chciał użyć zamiast przecinka. Służył jej ramieniem oraz pomocą, jego dłoń tkwiła na jej lub w okolicach talii, nie przekraczając jednak granic dobrego smaku i przyzwoitości. Na szczęście mogli zostawić prezenty chwilę przed tym, jak zostali zaatakowani. Przedstawiał się, całował w dłonie i opowiadał o swojej fascynującej karierze, chwaląca to, jak duże miał szczęście, że Roselyn zgodziła się zostać jego żoną. Chciało mu się palić, ale co miał kurwa zrobić, skoro nawet jeśli jakoś się trzymała, jej oczy zdradzały zdenerwowanie i chyba nawet niezadowolenie z tego, że jej brat brał ślub.
Gdy uciekli na świeże powietrze, odetchnął głęboko. Była to doskonała okazja, ale nie miał odwagi wyjąć papierosów przy niej. Poprawił krawat, chociaż przez krótką chwilę włączył z tym, aby go nie rozluźnić.
- Trzymasz się jakoś? - zapytał, patrząc jednak na niebo, a nie na nią. Całe szczęście miał mocno ułożone włosy, bo wiatr już próbował pogrążyć je w klasycznym dla niego chaosie. - Pięknie dziś wyglądasz, ciężko będzie Pannie młodej Cię przyćmi, chociaż Ger jest piękną kobietą. Traci trochę przez kolor włosów, no ale.. . - rzucił jeszcze z delikatnym wzruszeniem ramion, zerkając w jej stronę. Ubrała barwy ślizgonów, a on kochał zielony kolor. Podkreślała swoją sylwetkę i naprawdę ciężko było mu nie gapić się na dekolt czy szyję. Miała rozpuszczone włosy, więc na samym początku – kwiatek z opaski, trafił w jej włosy, bo Anthony uznał, że tak bardziej mu się podoba. Sam miał taki sam w kieszonce marynarki, zaraz obok serwetki.
- Jak bardzo z przodu i jak bardzo przy ciotce Esthel? - zapytał, ściągając brwi, jednak dał się poprowadzić, udostępniając jej ramię, jak na eskortę przyznało.
- Mhm.
Nie miał pojęcia, kim był Samuel chyba. A może wiedział? Padło dziś naprawdę dużo imion, a jemu znów mocniej zachciało się palić. Przesuwał spojrzeniem po gościach, a gdy napotkał znajomą kobietę, zamrugał zaskoczony. Widok Brenny w takim wydaniu był zaskakujący – zwykle nosiła się luźniej. Pamiętał ją z bali ze szkoły, może kilku wydarzeń towarzyskich. Kiwnął jej głową na przywitanie, pozwalając sobie na nawiązanie krótkiego kontaktu wzrokowego, jednak zaraz wyprostował się i skupił na drodze na przód. Kiwnął też głową Anthonyemu. Bardzo kurwa na przód. Pilnował, gdy siadała – aby suknia się nie ułożyła krzywo i żeby jej nie przygniotła, a potem usiadł zaraz obok niej, chcąc w pierwszym odruchu schować ręce kieszeni, ale ostatecznie się powstrzymał. Posłał jej krótkie spojrzenie niezadowolonego chłopca, siedząc, jak trusia – idealnie i na pokaz, bo przecież faktycznie, była siostrą pana młodego, a on kuzynem panny młodej i dlatego musieli być, jak lalki na wystawie. Na Merlina, byle ciotka nie usiadła obok niego, bo zakładał, że rodzice Rose usiądą po jej stronie. - Myślisz, że zdążę jeszcze do toalety? - zapytał niemalże bezgłośnie, pochylając się nieco w jej stronę, aby dosięgnąć ucha. Jak miał wytrzymać godzinę kazania bez papierosa? Ger na pewno nie miałaby nic przeciwko szybkiemu dymkowi.
smocze serce
ach, długo jeszcze poleżę
w szklanej wodzie, w sieci wodorostów
Ta dziwna pannica, która zawsze nawijała o latających gadach; rude loki, ciemne i bystre oczy. Mierzy 168 cm i zawsze nosi materiałową rękawiczkę na prawej dłoni.

Mona Rowle
#32
05.10.2025, 00:00  ✶  
Gdyby tylko mogła, zdarłaby ciasnotliwe buty ze swoich stóp i pozwoliłaby im zatopić się w wilgotnej trawie, pobiegłaby wzdłuż polany, gdzie miała się odbyć ślubna ceremonia Geraldine Yaxley — kobiety, z którą przez dwie dekady żyły prawie że po sąsiedzku. Gdyby tylko mogła, uciekłaby w cień gęstych lasów, zanurzyłaby dłonie w chłodnej, rwącej rzece, której wody szemrały pradawne tajemnice jej ukochanej Snowdonii. Gdyby tylko mogła, wspięłaby się na skaliste grzbiety, znajome kobiecie od dziecięcych lat, błagając bogów, aby wichry starły z niej oddech Londynu.
Była prawie w domu.
— Jak zawsze dżentelmen — powiedziała uśmiechem do Icarusa. Rowle była w bardzo dobrym nastroju, upojona zielenią i wonią Walii, tak dobrze znanej. — Tak żeś się wzbraniał przed tą Walią, a oto bogowie kazali ci ją ujrzeć w całym jej rozkwicie.
Prewett nie stawiał większych oporów przed przyjazdem tutaj i właściwie bogowie mieli na myśli ją samą. Oto stała przed nim, w swojej ukochanej krainie, a on był jej ulubionym człowiekiem na całym świecie, w miejscu, które znała jak własną kieszeń. Poza tym, kto inny miałby tyle cierpliwości, żeby pozwolić sobie na udział w ślubie dawnej przyjaciółki i wtopić się w sam środek walijskiej sielanki?
— Pięknie tu, prawda? — przyznała, siadając obok niego. Poprawiła materiał sukienki na kolanach. — Mam słabość do ślubów… Nie spodziewałam się, że Ger zdecyduje się na coś aż tak wystawnego.
Następnie przesunęła wzrokiem po zgromadzonych, pośledziła za spojrzeniem Icarusa i wtedy również ich dostrzegła. Ta kobieta, która zawitała do jej mieszkania z Basiliusem, kiedy... A obok niej… Mona uniosła brwi. — Wiedziałeś, że tu będzie?
Nie zdziwiłaby się, gdyby spotkała jeszcze kogoś znajomego. Pamiętała, że Brenna wspominała w liście o swojej obecności — może uda jej się ją złapać. Co więcej, złote włosy Helloise mignęły jej gdzieś w tłumie, a biorąc pod uwagę, jak blisko rodzina Rowleów była z samymi Yaxleyami, obecność cioteczki naprawdę ją zaskoczyła. W myślach zanotowała, aby później wymienić z nimi parę słów.


jaskółka, czarny brylant,
wrzucony tu przez diabła
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#33
05.10.2025, 00:58  ✶  
Jonathan naprawdę lubił śluby, jeszcze zanim zdecydowali się z Charlotte na zrujnowanie ich własnego, ale prawda była taka, że od tego czasu lubił je jeszcze bardziej. Oczywiście poza tymi, podczas których przyszli małżonkowie ewidetnie nie chcieli się wiązać. Wtedy nawet możliwość wystrojenia się nie nie poprawiała mu szczególnie humoru.

Tym razem jednak czuł, że było inaczej, nawet jeśli i tak planował zerknąć na nici młodej pary w odpowiednim momencie. No i w końcu żenił się jego kuzyn, a to zawsze brzmiało jak wesoła okazja. Zapowiadało się więc naprawdę przyjemne wydarzenia towarzyskie, podczas którego nie dość, że zapewne będzie się dobrze bawił, to jeszcze będzie dobrze wyglądał. Uśmiechnął się i wygładził fałdy burgundowej szaty o wzorach w tym samym kolorze, którą narzucił na białą koszulę z czarną kamizelką i czarne eleganckie spodnie.
– Ale trzeba przyznać że są odważni w wyborze scenerii do tej pory roku. I to się chwali – powiedział do Charlotte, gdy już zajęli miejsca. Uśmiechnął się do niej poprawiając sygnet z czarnym kamieniem na palcu. Oczywiście na śluby najprzyjemniej chodziło się z kimś, z kim samemu ślubu się nie wzięło wbrew naciskom rodziny. – Krzesła mieliśmy zdecydowanie ładniejsze.  – Swoją drogą ciekawe, czy to były te dzwony, weselne dzwony, które wywróżył podczas Mabon w swojej filiżance. Jego uśmiech pobladł nieco na wspomnienie wczorajszego wieczoru. A raczej jednego jego aspektu, który siedział teraz ze swoją siostrą i jej dzieci, odziany w zieleń. – Zastanawiam się swoją drogą czy teraz nie czeka nas więcej szybko zapowiedzianych uroczystości.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#34
05.10.2025, 01:18  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 09.10.2025, 22:26 przez Basilius Prewett.)  
Prawdę mówiąc Basilius, po ostatnich pożarach, nie spodziewał się, że w ciągu następnych kilku tygodni pojawi się na jakimś ślubie. Nie spodziewał się też, że będzie to ślub jego kolegi z pracy (ciekawe, wydawało mu się, że w szpitalu nie było zbytnio żadnych plotek na temat życia uczuciowego Greengrass, a tu taka niespodzianka) i że zostanie zaproszony na niego przez Millie. Może nie powinien się zgadzać, zważywszy na to jaki miał ostatnio mętlik w głowie odnośnie kobiety. Ale jednak Millie dalej była jego przyjaciółką I bardzo chciał aby tak zostało, więc nawet nie pomyślał o tym wtedy aby jej odmówić. Teraz jednak Moody która zdecydowanie nie była teraz ubrana jak Moody (Basilius nie do końca wiedział jak się z tym czuć) zajęta była sprawami świadkowej, więc Prewett pozostawiony nieco sam rozejrzał się po zgromadzonych w nadziei, że wypatrzy kogoś znajomego i... O proszę.
– Nie wiedziałem, że też zostaliście zaproszeni – powiedział w ramach dzień dobry, gdy dosiadł się do Icarusa i Mony, siadając po drugiej stronie brata, niż czarownica. I w tym momencie dotarło do niego, że oni zapewnie również nie wiedzieli, że spotkają go tutaj dzisiaj. Zabawne jak nagle komunikacja pomiędzy rodzeństwem stawała się bardziej zawiła, gdy przestali mieszkać razem. – Od kogo tu jesteście?
Jeśli zaś chodziło o ubranie to Prewett postawił po prostu na ciemny, elegancki strój, który zapewne nie zostanie nigdy wrzucony na okładkę Czarownicy, ale był pożądny, nowy i spełniał swoje zadanie doskonale.

god (self-diagnosed)
Suffering feels religious if you do it right. Reach out and touch faith!
Celebryta; Jedno z najbardziej znanych nazwisk Londynu. Nosi się w drogich ubraniach w gwieździste wzory, a jego ulubiony kolor to niebieski (najczęściej w ciemnych tonach, przeszywany złotą lub srebrną, błyszczącą nicią). Jest bardzo wysoki, ma ponad 180 centymetrów wzrostu i jest przy tym bardzo chudy, wręcz wychudzony. Zawsze przepięknie pachnie - nie wychodzi z domu bez spryskania się drogimi, męskimi pachnidłami. Czaruje słowem - wie jak mówić, aby docierać do ludzi.

Vakel Dolohov
#35
05.10.2025, 02:00  ✶  
Dolohov wesel nie lubił. Ostatnie, na które się wybrał, było wyjątkowo dobijające, ale i generalnie wesela kojarzyły mu się ze wszystkim co najgorsze: z kobietami. No dobra, przesadzał. Nie nienawidził kobiet. Zwyczajnie nie cierpiał kiedy musiał dzielić z nimi życie w sposób, który zmuszał go do wiecznego udawania bezgranicznej miłości. Nie kochał ani swojej pierwszej żony, ani drugiej. Nie mogły jednak czuć się w tej oziębłości wyjątkowe, bo on generalnie żadnej kobiety nigdy w romantyczny sposób nie pokochał. I nigdy nie pokocha.

Londyn o jego upodobaniach nie widział. Mieli go za dziwaka i ekscentryka, ale twardo trzymał się również obrazu dobrego męża – stawił się tu zresztą z Annaleigh właśnie, nawet jeżeli zaciągnął ją na krótką chwilę, bo ta zaraz musiała uciekać do pracy, a on... No właśnie, nie lubił wesel, więc zmyje się razem z nią.

Wesela przypominały mu o wszystkim co stracił i czego nie miał. Wesela przypominały mu o tym, że człowiek będący ucieleśnieniem jego młodzieńczych pragnień wymknął się bocznymi drzwiami kiedy tylko zrobiło się goręcej. Wesela przypominały mu o zobowiązaniach wobec rodziny. O tym, jaka ta rodzina potrafiła być okrutna i jaki jego ojciec potrafił być bezczelny mimo sędziwego wieku. Przypominały mu o tym, że chłopakowi co go sobie teraz zakręcał wokół palca mógł obiecywać dziesiątki gwiazd z nieba i każdą nazwać jego imieniem, ale nigdy nie da mu podobnego przyjęcia, żeby uczcić razem łączące ich uczucie.

Wesela były też miejscami, podczas których nie wypadało zwracać na siebie szczególnej uwagi, bo ta powinna być skierowana na parę młodą.

I co to za życie? Co to za przyjęcie, na którym nie miał błyszczeć? Przyjęcie, co się na nim nawet nie dało opowiedzieć gdzie i jak poznał pannę młodą, bo nie wypadało robić jej wstydu przy tylu osobach. Przyjęcie przypominające mu o własnych niedostatkach i o tym, że niewątpliwie był chory i się z tej choroby już nigdy nie wyleczy, bo kiedy tylko dostrzegł gdzieś pomiędzy kłębiącymi się gośćmi poprzeplatane bielą, czarne loki, w gardle stanęła mu gula. Przypomniał sobie od razu ten list, co go dostał niedawno i odpisał coś wrednego. Jak typowy tchórz postanowił uciec, pociągnął nawet Ankę w kierunku krzeseł, ale ta uśmiechnęła się upiornie widząc go w takim stanie i najwyraźniej postanowiła zabawić się chwilą.

– To jakiś twój fan, Silly? – Zapytała wyraźnie rozbawiona, ale Vakela wcale to nie bawiło. Wybór stonowanej marynarki, pozbawionej nadmiernie (jak na jego standardy) pstrokatych ozdób był rozsądny, ale zdecydowanie nie przywykł do tego, że się tym samym cofnął o kilka szczebli drabiny unikalności. Jeszcze gdyby to był ktokolwiek inny, a nie ten pajac, to może jakoś by to zniósł, ale trzymajcie go, bo zaraz zemdleje – ubrali się z Morfeuszem w prawie identyczne wzory. W dodatku przez próbę zagrania ze strojem swoim i Annaleigh lekkim kontrastem, kobieta wyglądała bardziej na żonę Morfeusza niż jego.

– Gorzej. – Brzmiał przy tym jakby miał zemdleć, ale wystarczyły trzy sekundy, żeby zebrał się w sobie i odetchnął. – Ale od kiedy to cię w ogóle obchodzi?

A będzie jeszcze gorzej!

Czasami pewne rzeczy się wiedziało. Stąd właśnie wiadomo było, że człowiek był Widzącym – bo wiedział. Dolohov na przykład wiedział teraz, że oboje z Morfeuszem byli gośćmi panny młodej. Wiedział też, że za chwilę zajmą krzesła obok siebie, bo absolutnie nikt nie śmie ich rozdzielić – przecież od razu widać po nich, że przyszli tutaj w trójkę. Kurwa mać.

– Już nie zdążysz zapalić. – Powiedziała wesoło, machając do Longbottoma zachęcająco.

– Wiem! – Wiedział o tym jak nikt inny! Nie mając dostępu do fajek, przeczesał palcami grzywkę. Niby elegancko, ale kto go znał wiedział dobrze, że robił tak zawsze, kiedy zjadały go nerwy i nie wiedział co zrobić z rękoma. – Jesteś dzisiaj dowcipna, wiesz? Może zaprosimy twoją mamusię na obiad? Była ostatnio trochę przybi-

Urwał, kiedy tylko inna osoba znalazła się w zasięgu słyszalności.


with all due respect, which is none
Evil Queen
Kill them with success and bury them with a smile
Ma jasne włosy, jasne oczy i 177 centymetrów wzrostu. Chętnie chodzi w butach na obcasach, mimo wysokiego wzrostu. Potrafi uśmiechać się bardzo pięknie i ciepło, ale zwykle uśmiech ten jest absolutnie fałszywy.

Charlotte Kelly
#36
05.10.2025, 12:50  ✶  
Można by pomyśleć, że Spalona Noc i wydarzenia, do których dochodziły w Anglii, zupełnie nie poruszyły Charlotte Kelly. O tym, że było inaczej, świadczyły drobiazgi, niemożliwe do wyłapania, jeśli nie znałeś jej bardzo dobrze. Na przykład gdy się pojawili i wypatrzyła Anthonyego, uśmiechnęła się tylko, a nie pomachała do niego entuzjastycznie na powitanie, bo gdzieś tam do jej skrzywionego umysłu docierało, że może nie wszyscy powinni wiedzieć, że wciąż z nią rozmawiał, by nie ciskano w niego ogniem tak, jak zrobiono to w Selwyna. A kiedy Jonathan zaproponował, żeby tu przyszli, zamiast od razu się zgodzić spytała, czy jest pewien.
Charlotte wciąż jednak była Charlotte i dlatego kiedy nie zmienił zdania, nie przekonywała go, a oświadczyła tylko, że kupuje jej sukienkę, bo tak się pechowo złożyło, że wszystkie jej eleganckie suknie poza jedną, ognioodoporną od Remingtona, spłonęły.
W granatowej sukni od jednego ze znanych projektantów uważała się za drugą najpiękniejszą kobietę na dzisiejszej uroczystości - nawet ona przyznawała, że podczas wesela pierwszeństwo miała panna młoda, obojętnie, czy się na tym weselu pojawi, czy też nie. (Inna sprawa, że pewnie gdyby przyszła w worku, też uważałaby się za najpiękniejszą na tym przyjęciu.)
- Och, to pasuje do Yaxleyów. Chociaż uważam, że nasza scenografia była ładniejsza pod każdym względem, a przynajmniej te jej elementy, które wybrałam. - A domagała się tych najdroższych, głównie po to, żeby wkurzyć matkę i przetestować granice jej cierpliwości. – W sumie masz pewnie rację, ludzie często przestają pewne rzeczy odkładać, gdy sytuacja robi się… gorąca. Jak sądzisz, Johny, ile par tutaj siedzących razem faktycznie się lubi? Założyłabym się z tobą, ale wiem, że byś oszukiwał. Może więc będę zgadywała, a ty będziesz to sprawdzał? – powiedziała bardzo cicho, z pewnym rozbawieniem, tak, oczywiście, podpuszczając go, aby zaczął podglądać nici osób zgromadzonych na weselu, bo… cóż, Charlotte jeśli dbała o czyjąś prywatność, to głównie swoją i swoich najbliższych. – Mogę rzucić przypadkową liczbę, a ty sprawdzisz osoby z tych miejsc – stwierdziła jeszcze, gdy zmierzali ku krzesłom, aby usiąść, zanim przybędą młodzi.



!Strach Przed Imieniem
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#37
05.10.2025, 12:51  ✶  
Słyszysz go. Słyszysz kroki czarnoksiężnika, który znajduje się tak blisko. Czujesz smród zgnilizny jego duszy. To omamy? Przez moment tak sobie wmawiasz, bo to lżejsze niż pogodzić się z prawdą, że być może jakaś część Niego będzie w tobie już na zawsze.
Czarodziej
Bezużyteczną rzeczą jest uczyć się, lecz nie myśleć, a niebezpieczną myśleć, a nie uczyć się niczego.
165cm | 50kg | szare oczy | długie włosy na granicy ciemnego blondu i jasnego brązu.

Jacqueline Greengrass
#38
05.10.2025, 16:06  ✶  
Przebywanie wśród tłumu niezbyt było czymś, na co miała aktualnie ochotę, biorąc pod uwagę wszystko to, co się ostatnio działo, jednak nie mogła również tak po prostu odpuścić ślubu Roise. Nie wspominała więc nikomu o tym, jak bardzo nie czuła się na siłach, żeby przebywać wśród tłumu ludzi, których w większości nie zna, a po prostu przygotowała się na tyle, na ile mogła i miała nadzieję, że jakoś to będzie. W końcu, ile to razy miała takie odczucia, a sama impreza, czy spotkanie okazywały się całkiem w porządku!

Ubrana była w długą, butelkowo zieloną suknię z podobnymi wyszytymi motywami, jak na marynarce jej brata. Przy butach zrobiła jednak drobny wyjątek od obcasów, które zwykle pewnie by założyła, na rzecz dalej eleganckich, ale jednak butów na płaskiej podeszwie, by nie utknąć gdzieś w trawie, biorąc pod uwagę przyjęcie w plenerze. Włosy miała podkręcone, spięte częściowo z tyłu, jednak dalej opadające na jej plecy. Jej dzieci, by dopełnić obrazu rodziny, również nosiły się w ciemnej zieleni z podobnymi wyszywanymi wzorami, jak Jackie oraz Anthony.

To, że dogadywali się jakkolwiek z Anthonym, sprawiało, że czuła się dziwnie. Pozostawiało po części odczucie, że nie do końca wszystko jest tak, jak powinno, że coś w tym jest nienaturalne, nawet jeśli była świadoma, że w zasadzie nic w tym nienaturalnego nie było, jedynie odzywały się lata animozji i nieporozumień, które odbiły się na ich relacji, a które również zakorzeniły w niej przekonanie, że z Anthonym nie miała szans na żadną pozytywną relację. Co jakiś czas łapała się na tym, że próbowała doszukiwać się dziury w całym, szukać jakichkolwiek haczyków, czy drobnych kruczków w gestach, czy zachowaniu brata, jakby nie do końca wierząc, że to wszystko zaraz nie rozsypie się jak domek z kart, a ich relacja nie wróci do tego, co było wcześniej. Zwykle starała się te wątpliwości zepchnąć gdzieś w głąb umysłu, by nie roztrząsać ich zanadto i po prostu próbować reagować na to, co dzieje się tu i teraz. Z drugiej strony cieszyła się, że w końcu jakoś tę relację próbują nawiązać, nawet jeśli było to strasznie późno. Póki co szło im całkiem nieźle, więc może nie miała nawet o co się martwić?

— Cieszę się ze zmian, jakie zachodzą. — Stwierdziła, dopasowując się językiem, którym się posługiwał, nie konkretyzując jednak mocniej, nie chcąc nakierowywać dzieci na myśl, że ona i Anthony nie mieli dotąd zbyt dobrej relacji, a wręcz nawet była ona miejscami zakrawająca o wrogość. Jasne, mogła się wykręcać, że widują się z wujkiem rzadko, bo jest on bardzo zajęty, albo wymyślać różne inne powody, jednak nigdy jakoś otwarcie nie wskazywała dzieciom na to, że z bratem jej się nie układało. I teraz nie chciała tego zmieniać, a widziała już znajome pochylenie Linnei ku Rowanowi, by cicho przetłumaczyć mu słowa, jakie padały między dorosłymi, w języku, którego tylko Rowan z ich czwórki nie potrafił zrozumieć.

— Dziękuję za komplement, Antoni. Butelkowa zieleń była dobrym pomysłem, podkreśla nam kolor oczu. — Pochwaliła jego wybór, podsuwając mu również informację, której jego oczy zapewne nie mogły wyłapać, a która mogła mu się kiedyś jeszcze przydać. Sama zaś zaczęła rozglądać się po gościach. Czy był tu ktoś, kogo kojarzyła? Na pewno wyłapała Roselyn, której jeśli tylko ich spojrzenia się skrzyżowały, posłała uśmiech i skinienie głową na powitanie. Gdzieś przewinął jej się Atreus, do którego również posłała uśmiech.

— Oh, byłaby wniebowzięta, gdybym go złapała. Jakaż szkoda, że nie zaliczam się jako panna, by wziąć w tej tradycji udział... — Stwierdziła z drobnym sarkazmem. Doskonale wiedziała, że gdyby złapała bukiet, nie miałaby życia i natychmiast zostałaby zmuszona do ustawianych randek w ciemno ze wszelkimi możliwymi mężczyznami, którzy jakkolwiek pasowaliby w rolę wymarzonego zięcia dla jej rodziców, bez nawet wzięcia pod uwagę jakkolwiek jej zdania na dany temat. Nawet jeśli bukiet leciałby prosto w jej ręce, zapewne zrobiłaby przed nim unik, byleby tylko uciec od tej jakże przerażającej wizji.

Zwróciła oczy w kierunku, który wskazywał Anthony, na cztery wolne miejsca i skinęła głową, powoli kierując się ku nim i upewniając się, że bliźniaki jeszcze nie odbiegły w gąszcz roślin, by zrujnować swoje ubrania i nabawić się liści we włosach. Później mogli poszaleć, póki co jeszcze musieli przeboleć cały ceremoniał i początki imprezy, kiedy trzeba było się trzymać uporządkowania, jakże nudnego dla dzieci w ich wieku.

Zajęli miejsca, a w międzyczasie wyłapała i trochę innych osób, które witały się z daleka, zapewne z jej bratem, jednak z uprzejmości również posyłała im czy to uśmiech, czy skinięcie głową.
Local Dumbass
Don't you want to stop drop and roll
Til the whole thing burns
Like you earned the flame
It's all the same
bardzo wysoki - 196 cm / atletyczna sylwetka / ciemnobrązowe, półdługie włosy / brązowe oczy / cztery złote kolczyki (małe kółka) w lewym uchu / poparzenie na szyi od prawej strony i części prawego ucha / nadkruszona prawa trójka / luźny, praktyczny styl ubioru / wytatuowany pod rękawami skórzanych albo materiałowych kurtek / sprężysty krok, jakby zawsze gdzieś się spieszył / "francuski" akcent - miękkie r, zmiękczone głoski, cichy głos

Benjy Fenwick
#39
05.10.2025, 16:30  ✶  
Nie wyglądałem na szczególnie zachwyconego, to fakt, różowy krawat nie był dokładnie tym, co planowałem dziś założyć, ale kiedy już mi go zaprezentowała, a potem uśmiechnęła się z własnego triumfu, coś we mnie pękło. Miała oczy właśnie po to, żeby patrzeć - jakież to było proste - problem w tym, że kiedy to robiła w ten swój sposób, cała moja pewność odrobinę się chwiała. To spojrzenie - trochę rozbrajające, trochę zuchwałe - miało w sobie coś z przewagi, którą potrafiła wykorzystać z premedytacją. Wiedziałem o tym doskonale, ale nie potrafiłem jej tego odmówić.
- Wiem. - Odpowiedziałem, a mój głos zabrzmiał bardziej ugodowo, niż planowałem. Zresztą, kiedy patrzyła na mnie w ten sposób, z tą swoją półpoważną miną i lekko drgającym kącikiem ust, trudno było nie odwzajemnić uśmiechu. Zresztą, cholera, chyba wykorzystywała to z pełną premedytacją. Wystarczyło, że uniosła wzrok spod tych rzęs, lekko przechyliła głowę - i już czułem, że cała ta moja twarda powłoka zaczyna mięknąć. To było niebezpieczne, ale też... Całkiem przyjemne. Cóż, prawda była taka, że nie miałem serca jej tego odmówić. Mógłbym, ale co by to zmieniło?
To był tylko krawat, nic wielkiego, a jednak jakimś cudem zmienił układ sił. Z początku myślałem, że zrobi to dla żartu, że się rozmyśli, ale nie - Prue była śmiertelnie poważna, i chociaż nie wyglądałem na szczególnie zachwyconego jej pomysłem, to pozwoliłem jej zawiązać ten przeklęty różowy krawat na mojej szyi. Po chwili nawet się z tego śmiałem, bo trudno było inaczej. Spojrzałem na nią kątem oka - w jej głosie było coś szczerego, niepodrabialnego.
- Mloczną, tak? Fantastycznie. Właśnie tego potszebowałem. - Mruknąłem z udawanym niezadowoleniem, poprawiając ten nieszczęsny węzeł, chociaż był zawiązany perfekcyjnie. - Cósz, telas pszynajmniej wyglądam jak ktoś, kto nie planuje sabotaszu wesela. Widaś mnie na milę. - Pokręciłem głową, spoglądając w bok, jakbym kiedykolwiek rzeczywiście rozważał ten absurdalny scenariusz.
Prue wyglądała teraz na dużo spokojniejszą, jakby cała ta wymiana zdań rozluźniła ją skuteczniej niż jakikolwiek kieliszek szampana. Jej uśmiech złagodniał, a ramiona przestały być tak napięte. Zrozumiałem, że o to jej chodziło - żeby mieć pretekst, coś, na czym może się skupić, zamiast rozmyślać o tym, że wokół setka ludzi, w większości obcych. Widząc, jak powoli się rozluźnia i znika z niej ten początkowy stres, poczułem coś na kształt satysfakcji. Wbrew wszystkiemu, co o sobie myślałem, wychodziło mi całkiem nieźle rozpraszanie ludzi luźną, przyjemną gadką.
Wokół nas ruch powoli cichł, goście zajmowali miejsca, rozmowy przechodziły w szmery i szepty, zrozumiałem, że czas ruszyć. Ceremonia miała zacząć się dosłownie za chwilę - przypominały o tym kolejne mijające nas osoby, kierujące się w stronę krzeseł ustawionych przy ołtarzu. Tłum powoli przesuwał się w stronę rzędów krzeseł, rozejrzałem się - było już prawie pełno, czas uciekał.
- O, w to akulat nikt nie swątpi. - Spojrzałem na nią raz jeszcze, poprawiłem rękawy i westchnąłem cicho, tym razem bez teatralności. Mogliśmy ruszyć. Jej palce były drobne, ciepłe, a ja mimowolnie zwolniłem krok, żeby dopasować się do rytmu jej obcasów.
- Uwaszaj, tu jeszt nielówno. - Mruknąłem cicho, gdy mijaliśmy kolejne metry, a Prue nagle uniosła rękę i pomachała do kogoś między gośćmi. Zanim zdążyłem zapytać, do kogo, już z powrotem skupiała się na drodze. Znała tę osobę, to było widać - pewnie ktoś z jej znajomych, kogo nie miałem okazji poznać.
Po chwili dotarliśmy na miejsce, po stronie pana młodego. Odsunąłem dla niej krzesło, a kiedy usiadła, sam zająłem miejsce obok, odruchowo poprawiając krawat, który wciąż lekko mnie uwierał. To było bardziej naturalne usadzenie - Ambroise był moim przyjacielem, choć nie dało się ukryć, że przez Geraldine i wspólne rodzinne powiązania należałem też trochę „na drugą stronę”. Czysta płynęła we mnie, chociaż nikt o tym głośno nie mówił. Po drugiej stronie widać było rodzinę Yaxleyów, potężne sylwetki, znajome rysy, z którymi dzieliłem krew, chociaż tym bardziej nigdy przesadnie się tym nie chwaliłem.
Prue rozglądała się z ciekawością, ja też zerknąłem w stronę ołtarza. Cornelius stał tam już w pełnej krasie, nienaganny jak zwykle, z tą swoją chłodną dostojnością, która pasowała mu aż za bardzo. Wiedziałem, że czuje się w tej roli jak ryba w wodzie. Potem spojrzałem na świadkową, Millie, stojącą tuż obok, która również prezentowała się spokojniej, chyba rozmawiając z kompanem, i w końcu na moją towarzyszkę.
- Mhm. - Odparłem równie spokojnie, zerkając w stronę alejki, którą zaczynało wypełniać gasnące słońce. Za chwilę miało się wszystko zacząć.


[Obrazek: 4GadKlM.png]
Bloody brilliant
Soft idiot, a sappy motherfucker, a sentimental bastard if you will
Wysoki, bo 192 centymetry wzrostu, postawny, dobrze zbudowany mężczyzna. Czarnowłosy. Niebieskooki. Ma częściową heterochromię w lewym oku - plamę brązu u góry tęczówki. Na jego twarzy można dostrzec kilka blizn. Jedna z nich biegnie wzdłuż lewego policzka, lekko zniekształcając jego rysy, co nadaje mu surowy wygląd, mimo to drobne zmarszczki w kącikach oczu zdradzają, że często się uśmiecha lub śmieje. Inna blizna, mniejsza, znajduje się na czole. Ma liczne pieprzyki na całym ciele. Elegancko ubrany. Zadbany. Bardzo dobrze się prezentuje.

Cornelius Lestrange
#40
05.10.2025, 17:44  ✶  

Ten błysk w spojrzeniu, charakterystyczny sposób mówienia, jakby każde zdanie musiało mieć w sobie przynajmniej jedną prowokację, przywołały wspomnienie, które dotąd spoczywało w mroku odległych lat szkolnych. Millie Moody, dziewczyna, której zapał dorównywał brakowi rozsądku, a której nazwisko najczęściej słyszało się w ustach prefektów, w tym jego, jako synonim problemów, stała teraz obok Corneliusa, w sukience w kwiatki, co mężczyźnie samo w sobie wydawało się absurdalnym żartem losu, bo gdyby ktoś mu przed laty powiedział, że spotka ją ponownie - i to w takim otoczeniu, mającą stanąć u boku Geraldine - zapewne uniósłby tylko brwi, a jednak los miał osobliwą manierę plątania ludzkich ścieżek.

Jeszcze zanim przedstawiono mu Mildþryþ Moody, jako osobę istotną dla Geraldine Yaxley, już na pierwszy rzut oka wiedział, że ją skądś znał, nie tak dobrze, by mówić o znajomości, ale wystarczająco, aby obraz dawnej uczennicy, tej z niekończącymi się punktami karnymi, złośliwymi komentarzami i nadmiarem pewności siebie, zarysował się w pamięci Corneliusa wyraźnie, kiedy tylko ją zobaczył. Wtedy miała w oczach to samo coś, błysk między arogancją a autentycznym życiem, który większość szkolnych belfrów starała się w młodzieży skutecznie zdusić. Pamiętał ją z korytarzy, z meczów Quidditcha, z incydentu z piorunem, o którym później pół szkoły mówiło z zachwytem i dezaprobatą na przemian, oczywiście, że tak. Nie miał jednak zamiaru jej tego wypominać, zbyt wiele minęło, by było to coś więcej niż anegdotą, nie był tylko pewien, co o niej myśleć w tak formalnej roli, bo, o ile pamiętał, miała niezdrowy pociąg do niebezpieczeństwa i jeszcze gorszy do słowa „nie”, niezależnie od tego, czy towarzyszyło mu „proszę” czy „cholera”.

- Panno Moody. - Przywitał się, po pierwszym milczeniu, a w jego głosie pobrzmiewał ten typ uprzejmości, który potrafił zarówno rozbroić, jak i zirytować ludzi, zbyt formalny, by uznać go za swobodny, zbyt miękki, by posądzić mężczyznę o chłód.

A potem padło jej „zajebiście wyglądasz”.
Ton, jakim to wypowiedziała, był naturalny, nawet szczery, choć sposób, w jaki słowo to przecięło powietrze między nimi, był tak nieprzystający do ceremonii, że Lestrange z trudem powstrzymał parsknięcie. Nie dlatego, że go oburzyła, raczej zaskoczyła, w jakiś dziwnie odświeżający sposób. Z jednej strony, w zachowaniu Moody była nuta braku ogłady, który w wielu sytuacjach doprowadzałby go do irytacji, drugiej - było w niej coś autentycznego, a z trzeciej - jej ton, swobodny, zadziorny i zupełnie niepasujący do tego, jak powinna zwracać się do świadka pana młodego, zabrzmiał mu jak echo dawnych czasów. Stała tu, cała ona, z tym półprzytomnym uśmiechem, spojrzeniem, które w jednej chwili potrafiło być i rozbiegane, i skupione, i tym językiem, który zapewne mógłby wywołać u niejednej ciotki z towarzystwa atak omdlenia. Corio nie był jednak ciotką.

Lestrange uniósł lekko brew, nie odwracając głowy od panoramy, którą właśnie oglądał. Po prostu rejestrował fakty, tak jak rejestrował wszystko - spokojnie, metodycznie, z dystansem człowieka, który dawno przestał się dziwić ludzkim wybrykom, ale wciąż nie był z nich zadowolony. Jedna z kobiet, które usiadły stanowczo za blisko ołtarza, miała na sobie pióra, które przy każdym podmuchu wiatru o mało nie atakowały sąsiadki, inny mężczyzna poprawiał zdobione mankiety tak teatralnie, że wyglądał, jakby liczył na oklaski, a to były pierwsze rzędy krzeseł... Te przeznaczone dla ludzi znacznie bliższych młodym, niż ci, którzy tam zasiedli, choć członkowie najbliższej rodziny również nie zawsze umieli się zachować, chyba każdy był na swój sposób zdziwiony faktem, przed którym został postawiony. Z pewnością niewielu spodziewało się tej ceremonii.

Cornelius nie zareagował od razu, może dlatego, że przez moment nie chciał, żeby to wyglądało, jakby się zastanawiał, czy dobrze usłyszał - dopiero potem, z tym charakterystycznym spokojem, przeniósł wzrok z kobiety w obrzydliwym fiolecie na druhnę. Spojrzał na Millie, z lekkim zmrużeniem oczu, choć trudno było powiedzieć, czy rzeczywiście poczuł się urażony, czy tylko rozbawiony. Kąciki ust mężczyzny poruszyły się niemal niezauważalnie - subtelny gest, który w jego świecie był równoważny normalnemu uśmiechowi.

- Cieszę się, że zachowałem standard odpowiedni dla twojego słownika. - Odparł, a w kącikach jego ust pojawił się cień uśmiechu, nie ten grzeczny, wyuczony na salonach, ale szczery, lekko ironiczny, jakby przyłapał ją na czymś, co go bawiło bardziej, niż był gotów przyznać. Oczywiście, nie mógł pozwolić sobie na otwartą ironię - był na świeczniku, jako świadek pana młodego, a także człowiek, którego nazwisko zobowiązywało do pewnego rodzaju powściągliwości, ale był też, właśnie, tylko człowiekiem. - Ty również wyglądasz… Bardzo odpowiednio do okazji. - Powiedział w końcu,  prosto, bez fałszywej kurtuazji, a na jej pytanie o obrączki sięgnął dłonią do kieszeni marynarki, nieco teatralnym, ale pełnym elegancji gestem, choć doskonale wiedział, że wszystko jest na swoim miejscu. Materiał jasnozielonego garnituru zafalował lekko w ruchu, ciemnozielony, tłoczony wzór krawata pod spodem połyskiwał dyskretnie w popołudniowym świetle.

- Są tam, gdzie powinny być. - Odparł spokojnie, bez konspiracyjnego tonu, jaki zaproponowała. Cornelius potrafił żartować, zwłaszcza przy bliskich, ale tu, w tym wypadku, był zbyt skupiony, by to robić, może też za trzeźwy, by mieć z tego frajdę. Kij, jaki według niektórych Corio miał w dupie, nadal się tam znajdował.

- Cieszę się, że Geraldine ma cię przy sobie. - Powiedział po chwili, cicho, ale szczerze. Nie uśmiechnął się szeroko, Lestrange nie był człowiekiem od uśmiechów, ale w tonie głosu zabrzmiało coś, co nawet ktoś tak czujny jak ona rozpoznałby bez trudu - uznanie. - Wiesz… To dla niej ważne. - Nie powiedział tego tonem przyjacielskim, raczej takim, który wypadało przyjąć w towarzystwie, ale coś w spojrzeniu mężczyzny zdradzało, że naprawdę tak myślał. Była to jednocześnie pochwała i gest zaufania, z ust człowieka, który rzadko pozwalał sobie na osobiste nuty. Potem poprawił mankiet, jak gdyby nigdy, i dodał tonem przywracającym mu dystans.

- Tak, zaraz, tylko spróbuj nie przeklinać, gdy zaczniemy, dobrze? To… Zajebiście ważne.

Wokół gwar zaczynał się wyciszać, pojawiali się kolejni goście, kilku z nich wciąż teatralnie pozowało do wyróżnienia się na tle rozmów, próbując skraść choć odrobinę uwagi, którą mieli wkrótce stracić na rzecz młodej pary. On natomiast stał spokojnie, wpatrując się w ścieżkę, na której zaraz mieli się pojawić Ambroise i Geraldine, dziwnie świadomy, że u jego boku stoi kobieta, którą kiedyś chciał wyrzucić z Hogwartu, mimo samemu nie bycia świętym, a dziś - o ironio - nawet bawiło go jej towarzystwo. Świat, jak się okazywało, miał jeszcze poczucie humoru, tylko wyjątkowo abstrakcyjne. Gdy stali, z Miles, tak obok siebie, gotowi na rozpoczęcie ceremonii, różnica między nimi - on w spokojnej zieleni i czerni, ona w lekkich, żywych barwach - wydawała się dziwnie harmonijna.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: Geraldine Yaxley, 2 gości
Podsumowanie aktywności: Paracelsus (3444), Millie Moody (1990), Alexander Mulciber (3364), Roselyn Greengrass (971), Brenna Longbottom (1768), Pan Losu (151), Helloise (2525), Benjy Fenwick (6582), Anthony Shafiq (1060), Prudence Bletchley (4567), Atreus Bulstrode (1256), Cornelius Lestrange (3468), Elias Bletchley (1038), Nora Figg (1363), Primrose Lestrange (597), Sebastian Macmillan (2271), Icarus Prewett (411), Anthony Ian Borgin (752), Mona Rowle (322), Jonathan Selwyn (727), Basilius Prewett (463), Vakel Dolohov (1490), Charlotte Kelly (642), Jacqueline Greengrass (1243), Morpheus Longbottom (1029), Ambroise Greengrass (2354), Geraldine Yaxley (2317), Ursula Lestrange (1848), Cliodna (1495), Astoria Avery (397)


Strony (10): « Wstecz 1 2 3 4 5 6 … 10 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa