• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna Plac i stragany [Lato 1972] Święto Żniw - Kiermasz (Wątek główny)

[Lato 1972] Święto Żniw - Kiermasz (Wątek główny)
Fanka kamieni szlachetnych
I'm addicted to shiny things
Pierwsze co rzuca się w oczy to burza czarnych, kręconych włosów. Okalają jasną twarz usianą licznymi piegami. Osadzone w niej szarozielone oczy często mają w sobie psotną iskrę. Viorica ma 167 centymetrów wzrostu, jest lekko tu i tam zaokrąglona, co nadaje jej pewnego uroku. Zwykle ubrana w kolorowe, wygodne ubrania. Nie boi się krótkich sukienek czy większych dekoltów, choć do pracy zawsze stara ubierać się stosownie. Zwykle ma na sobie jakiś element biżuterii. Najczęściej wykonany właśnie przez nią, czasem ukradziony lub "pożyczony". Niemal zawsze ma krótkie paznokcie, jej pace często są przybrudzone od metalu, z którym pracuje. Czasem zdarza jej się nosić specjalny monokl, który ułatwia jej pracę z drobną i wymagającą powiększenia biżuterią. Ma przyjemny, słodki głos, zwykle chodzi przez świat pewnym krokiem i z uśmiechem na ustach. Często pachnie metalem i różanymi perfumami.

Viorica Zamfir
#141
29.05.2024, 18:39  ✶  
Południowe stragany - Biżuteria Viorici

Rozmawiam z Cedriciem, podaje wybrany naszyjnik Atreusowi, obsługuję Lorien i Thomasa

Dla niej obecność Cedrica była wybawieniem. Samodzielne prowadzenie stoiska było trudne, szczególnie, gdy nawet na chwilę nie miał kto go za ciebie przypilnować, gdy musisz nagle z jakiegoś powodu od niego odstąpić. Do tego lubiła jego towarzystwo. Cieszyła się, że jednak nadal chciał spędzać z nią czas, a nawet zaprosił ją na wspólny wyjazd.
Nie myślała przez to o innych problemach, przez które niemal nie zmrużyła tej nocy oczu. No, nie tylko przez to.
- Jak lemoniada nam się znudzi, to możemy przerzucić się na coś innego - uspokoiła Lupina, który chyba znów wpadał w swój, znany już jej, stan, gdy nie wiedział, czy na pewno wszystko robi dobrze. Cieszyło ją, że chciał jej dogodzić, choć dla własnego dobra powinien być trochę pewniejszy siebie.
Cholerny Atreus znał ją trochę zbyt dobrze. Zapewne widział jak uważnie patrzyła na wisiorek z lekko  zmrużonymi oczami i mógł już wiedzieć, że nie ważne co zaraz powie,  przyjęła wyzwanie. Miała lepkie ręce, a wykorzystywanie tej przywary w ramach zabawy było ostatnio tym, na co najczęściej sobie w tej kwestii pozwalała. No, powiedzmy.
W większości starała się, by tak było.
- W tej chwili powinieneś zapewnić, że wcale nie jestem taka stara, a nie czepiać się nazewnictwa. Akurat ciebie nie powinnam uczyć rozmowy z kobietami - wywróciła oczami, zapakowała jednak podejrzanie grzecznie jego zakup, nawet nie próbując oszukać go na wydanej reszcie.
W końcu i tak liczyła na to, że jeszcze sobie na nim zarobi. O ile nie zamorduje go za te wszystkie aluzje.
- Gdybyś potrzebował się skontaktować w kwestii ewentualnych innych błyskotek, to wiesz gdzie wysłać sowę - rzuciła niby od niechcenia, ale liczyła, że niedługo uda im się spotkać na partyjce kart. Oczywiście po tym, jak już odzyska wisiorek z topazem.
Czuła się cholernie głupio prowadząc tą konwersację przy Cedricu, nie mogła na to za dużo poradzić. Po raz pierwszy zdała sobie sprawę, na jak cienkiej linii balansowała, gdy chodziło o zatajanie przed nim swojego prawdziwego ja. Wiedziała, że już teraz mógł zacząć patrzeć na nią inaczej.
Spojrzała na niego, próbując znaleźć jakąś wymówkę. Postawiła na niedopowiedzenie.
- Atreusa pewnie znasz? Czasem zdarza nam się zagrać w karty - oznajmiła, pomijając, że zwykle w grę wchodziły spore pieniądze i ewentualne ograbianie kieszeni aurora. Jakkolwiek źle to brzmiało.
Dobrze, że przyszli inni klienci. Odwrócili trochę ich uwagę.
- Czeki jak najbardziej przyjmuje - oficjalne oszczędności w końcu trzymała w banku Gringotta, w przeciwieństwie, do innych środków, które, zdobyła w mniej legalny sposób.
Nie przeszkadzała Lorien w doborze akcesoriów, widać, dla dwóch niemal identycznych mężczyzn, którzy jej towarzyszyli, jedynie podawała asortyment, który tamta wybrała, czasem podsuwając ewentualnie droższą alternatywę. Czek wskazywał, że kobieta miała raczej spore możliwości finansowe.
- Mężczyźni - mrugnęła do niej, widząc, jak oporni byli jej towarzysze na współpracę. Z uśmiechem pakowała kolejne swoje produkty, w głębi ducha współczując.
Prawie przegapiła by zamieszanie, gdyby nie to, że część jej klientów widocznie zainteresowało to, co działo się dwa stoiska dalej.
Prawdopodobnie gdyby nie widziała na własne oczy jak ktoś zostaje zaatakowany świecą w kształcie penisa, chyba by nie uwierzyła jutrzejszym nagłówkom gazet.
Spojrzała na Cedrica, zastanawiając się, czy on też to wiedział,po czym wyszczerzyła się.
- Jakbym wiedziała, że podobne wzory wywołują takie emocje, to chyba bym dorzuciła coś nowego do swojej oferty - odchrząknęła, próbując nie zaśmiać się na tę myśl.
Chyba wyśle Atreusowi mały gratis
Co prawda myślała, że dorosłe osoby jednak wykazują mniej emocji na widok ludzkich, cóż, członków, chyba jednak trochę to rozumiała. Ta świeczka idiotycznie wyglądałaby na szafce w jej pokoju. Przez to miała ochotę kupić ją dla każdego z jej współlokatorów. .
Wracając jednak do pracy.
- Mam też do tych naszyjników pasujące kolczyki i bransoletki. I opaskę. Jeśli nie dziś, to zawsze można się ze mną skontaktować później i coś dobrać - zaczęła pakować biżuterię, uśmiechając się do Figga.
Sztafaż
Przeciętnie wysoka (125 cm), jak na swój wiek siedmiolatka o prostych blond włosach za ramiona i niebieskich oczach. Jej włosy są zazwyczaj rozpuszczone, a ubrania kolorowe. Często można ją spotkać w towarzystwie swojego srebrno-białego maine coona Karla. Ona wygląda sympatycznie. Kot już nie za bardzo.

Mabel Figg
#142
29.05.2024, 18:47  ✶  
Południowe stragany - Biużueria Viorici
Podchodzę do straganu z Thomasem i kotem, jem watę cukrową

O tym, że nie mogła doczekać się obchodów Lammas gadała każdemu już od ponad dwóch tygodni, aż wreszcie nadszedł ten dzień i jak na razie młoda Figg nie była rozczarowana.
Pożegnała się na chwilę z mamą, pomachała wujkowi Erikowi i cioci Brennie i wraz z wujkiem Thomasem i oczywiście swoim kotem, długim na metr maine coonem, Karlem, bo Mabel oświadczyła już dwa tygodnie temu, że bez niego nigdzie nie pójdzie, ruszyła by zobaczyć co jest na kolejnych stoiskach.
– Wyglądasz teraz jak czyjś dziadek– zachichotała, widząc jak włosy jej wujka zmieniają kolor na biały, sama w zachwycie odkrywając, że jej własne przybrały barwę różu. To odkrycie sprawiło, że szła jeszcze radośniej, nie zważając na to, że Karl mówił coś o jakimś konsupcjonizmie, cokolwiek to znaczyła.
– Co tam się dzieje? – spytała, widząc jakieś jakieś zamieszanie przy jednym ze straganów, ale z jakiegoś niezrozumiałego dla niejpowodu wujek nie wydawal się być szczególnie chętny by iść akurat w tamtym kierunku. Karl też. Na całe szczęście zbyt długo o tym nie myślała, bo oto trafili na stoisku o biżuterią.
– Woooooow. Ale śliczne! Wujku widzisz te wiewiórki! I patrz! Ten wygląda jak Karl! A ten piesek trochę, jak ty gdybyś był labradorem! – gadała w zachwycie i dopiero potem przeniosła wzrok na właścicielkę stoiska. – Dzień dobry.
Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#143
29.05.2024, 19:09  ✶  
Południowe stragany - Mulciber Moonshine -> Stanowisko kowenu

Przechodzę z Heather do stoiska i rozglądam się po asortymencie.

— Na nasze nieszczęście, to ''śledzenie'' chyba można też nazwać ''posiadaniem współpracowników'' — rzucił z nutą niezadowolenia w głosie. Wprawdzie nie do końca wiedział, jak się miały relacje Heather z innymi Brygadzistami i Aurorami, tak, jeśli z całej tej zgrai tylko z Bulstrodem miała na pieńku, to i tak było całkiem nieźle. Lepiej było się użerać z jednym wrogiem niż całym gangiem. — Chociaż z drugiej strony, oni to robią poza godzinami pracy. To jest już trochę podejrzane.

Po skosztowaniu alkoholu oferowanego przez młodą dziewczynę ogarnął go przedziwny spokój. Zupełnie jakby zakopał się pod kołdrą w jesienny wieczór, a jedyne, co musiał robić, to popijać herbatę i zajadać się świeżo wypieczonymi ciastkami domowej roboty. Magia cytrynówki odsunęła od niego na dłuższą chwilę zmartwienia związane ze spotkaniem Florence, jak i innymi pomniejszymi problemami. Bądź co bądź, to dalej był sabat, nie wiadomo było, kiedy odwali się jakiś szajs, a Cameronowi jakoś nie uśmiechała się powtórka z rozrywki w formie organizowania szpitala polowego na środku Pokątnej.

Tym jednak nie musiał się zbytnio przejmować; ilekroć negatywna myśl kiełkowała w jego umyśle, alkohol wypłukiwał ją, jak gdyby była chwastem, którego należało pozbyć się z ogrodu, zanim zalęgnie się na dłużej w żyznej, zdrowej ziemi. Westchnął ciężko, gdy Heather zapytała go, gdzie chciałby teraz iść. Naprawdę miał ochotę na jakieś kiełbaski, jednak nie był na tyle zorientowany w rozkładzie stoisk, aby być w stu procentach przekonanym, że gastronomia była tylko w jednym miejscu. W pewnym momencie wypatrzył w tłumie kapłana w szatach kowenu, który przedstawiał jakiejś starszej czarownicy zestaw magicznych obrazów.

— Może tam podejdziemy? Chyba została nam jeszcze chwila do występów. — Wzruszył sztywno ramionami.

Kiedy znaleźli się przy stanowisku kowenu... Cameronowi nieco opadła szczęka. A nawet wręcz mocno. Sądził, że stanowisko okaże się dużo większe, a zamiast tego trafił z Heather do miejska, gdzie sprzedawano modlitewniki, koszyki, koszulki i... Butelki w kształcie figur Matki? Chłopak przekrzywił głowę, przyglądając się temu wynalazkowi. Po co ludzie kupowali coś takiego do domu? Nie było to zbyt... wyględne. Wzdrygnął się na samą myśl, że jego rodzice postawiliby coś takiego w salonie lub - Merlinie uchowaj - w aptece.

— Kiedy się modliłaś po raz ostatni? — spytał żartobliwym tonem, wskazując na okładki książeczek z modlitwami i pieśniami. — A może chcesz kolorowankę? Podobno relaksują. Przyda ci się w przerwie między dyżurami.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#144
29.05.2024, 19:34  ✶  
Południowe stragany, świecie Mulcibergów

Stoję z boku i patrzę co się dzieję.

Na Lammas przyszedł nieco później, niż planował, ale całe szczęście dalej było dość wcześnie, tak że mógł wszystko spokojnie obejść swoim wolnym tempem. Właściwie to nie mial szczególnego planu na dzisiaj, liczył po prostu, że po drodze spotka znajomych lub kogoś z rodziny i przy okazji kupi coś fajnego. W każdym razie zapowiadało się raczej ma miły spokojny dzień.
I oczywiście w chwili, gdy tylko to pomyślał, zorientował się, że na jednym ze straganów, tymi ze świecami, trwało właśnie jakieś zamieszanie, a mijający go czarodzieje mówili coś o dziwnych kształtach świec i erotycznym podtekście. Zaciekawiony ruszył w tamtym kierunku, akurat w tym momencie, by zobaczyć swojego kuzyna okładającego Philipa Notta woskowym penisem po twarzy. Aha.
Normalnie chyba, by jakoś zareagował, nie chcąc by Atreus zrobił coś jeszcze głupszego, ale... Ale zauważył, że Florence stała nieco dalej, płaciła za świecie i nie reagowała jakoś bardziej, a to sprawiło, że Prewett zaczął się zastanawiać, czy zamiast próby powstrzymania dalszej potencjalnej bójki, nie powinien rzucić czegoś motywującego w stronę Atreusa, lub pomóc mu jakimś zaklęciem i na przykład przedłużyć Nottowi nogawki w spodniach, tak by ten się potknął. Na razie więc po prostu stał nieco z boku i przyglądał się całemu zamieszaniu. Ciekawe ile czasu zajęło zrobienia odpowiedniego odlewu do tych świec i skąd w ogóle ten pomysł. W sumie to całkiem nieźle poradzili sobie z wiarygodną anatomią.
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#145
29.05.2024, 19:42  ✶  
Południowe stragany – stoisko Kowenu - loteria fantowa

- To nie jest tylko posiadanie współpracowników, to coś więcej. - Chyba mu nie wspomniała o tym, że Bulstrode wpadł dzisiaj nad ranem na Nokturn, kiedy wraz z Brenną załatwiały pewne sprawy dla Zakonu. Nie mówiła mu o wszystkim, wiedział, że coś się jej stało, bo złożył jej przecież nogę, jednak nie wchodziła w szczegóły, dla bezpieczeństwa Camerona.

Bulstrode nie był jedynym współpracownikiem z którym miała na pieńku, był przecież też Rookwood, na którego przed Beltane wysmarowała skargę, za jego skandaliczne zachowanie, swoją drogą nie znosiła typa, bo strasznie ten dziad zadzierał nosa, była niemalże pewna, że wspiera popleczników Czarnego Dzbana, jeszcze kiedyś wsadzi mu różdżkę w oko - na pewno, nie tylko on, Borgin, którego szukano po tym, co wydarzyło się w ministerstwie, lista robiła się coraz dłuższa.

Była niemalże pewna, że Lupin wybierze jedzenie, zawsze to robił, co całkowicie rozumiała. Może, gdyby na horyzoncie znalazła się budka z kebabem to jednak by się zdecydował. Tak to najwyraźniej mieli trafić do miejsca, w którym zaznają nieco duchowego oświecenia.

- Możemy pójść. - Nie, żeby był to jej pierwszy wybór, a może akurat znajdą coś, co wzbudzi ich zainteresowanie.

Nie do końca tego się spodziewała, myślała, że przy stoisku znajdą coś ciekawszego... Spojrzała przez chwilę na kapłana, po czym wróciła do oglądania asortymentu.

- Na to pytanie nie znam odpowiedzi. - Pewnie jako dzieciak, Wood nie należała do tych specjalnie uduchowionych osób. - Kupię nam dwie, tobie też się przyda, jak nie będziesz musiał sprzątać spiżarni z lekami. - Ruda zapłaciła za dwie kolorowanki. Mogli pójść dalej.

- OOOOO - Wyrwało jej się, pociągnęła Camerona w stronę loterii fantowej. - Kocham takie rzeczy! - Ostatnio udało im się wygrać pluszaka, ciekawe, co wylosują dzisiaj. Odczekali chwilę, po czym Ruda zakręciła kołem.

Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#146
29.05.2024, 20:47  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.05.2024, 21:06 przez Lorien Mulciber.)  
Od Viorici przechodzi ostatecznie do stoiska Mulciber Moonshine.

- Mężczyźni.
Parsknęła cicho, zerkając wręcz konspiracyjnie w stronę Viorici i przewracając oczami. “Wszyscy tacy sami, prawda?” zdawała się mówić. Najlepszy przykład, że czarownica czarownicę zrozumie.
Na szczęście nie musiała tłumaczyć, że tylko jednemu planuje sprawić jakikolwiek prezent. Richard uciekł przy pierwszej okazji, zwabiony jakimś niespodziewanym chaosem, na który Lorien szczerze mówiąc nawet nie zwróciła uwagi. Podobnie zresztą jak na zachowanie szwagra. Poszedł to poszedł. Kiedyś się znajdzie.
I tak niewiele widziała przez tłum ludzi.

Okazało się, że ceny rzeczywiście nie grają dla czarownicy roli, gdy bez zająknięcia wypełniła czek o odpowiednią kwotę z jakimś tam mniejszym lub większym napiwkiem. Wręczyła go Viorici, odbierając swoje zakupy. Przepuściła przy okazji jakąś dziewczynkę bliżej lady, żeby ta mogła obejrzeć drobiazgi. Chociaż mogło też chodzić o chęć uniknięcia bliższego spotkania z trzymaną przez blond panienkę watą cukrową. Ewentualnie jej kotem.
Skierowała bezgłośne “dziękuję” w stronę Zamfir - ot żeby już jej nie rozpraszać gdy obsługiwała innych i poszła dalej.

Dwa stoiska dalej zebrał się całkiem spory tłum gapiów. Co prawda nie widziała jeszcze jakie to było stoisko, ani co spowodowało takie zamieszanie, ale planowała to sprawdzić. Jak zwykle wetknąć nos w absolutnie nie swoje sprawy. Zanim jednak tam dotarła musiała minąć innego sprzedawcę.
Zerknęła tylko niezainteresowana na szyld, gdy przechodziła obok.
Mulciber Moonsh…
S t o p.
Zatrzymała się gwałtownie. Przeczytała słowa jeszcze raz. Wciąż brzmiały tak samo. Dopiero wtedy podniosła wzrok, dostrzegając po drugiej stronie stołu Sophie i jej bimber. Podeszła powoli i spokojnie do stoiska, mijając jakąś dwójkę która właśnie odchodziła dalej.
Lepiej dla nich.

Spojrzała na pasierbicę surowo.
Może niekoniecznie był to ten mrożący krew w żyłach wzrok Roberta, którym można by straszyć niegrzeczne dzieci, ale ewidentnie Lorien nie była w nastroju do żartów. Na spokojnie można by zaryzykować stwierdzeniem, że nawet wobec skazańców prowadzonych do Azkabanu bywała milsza i łagodniejsza.
- Safija Mulciber.- Powiedziała przeciągając z włoska każdą sylabę imienia i nazwiska dziewczyny. Na szczęście dla wszystkich Lorien, chcąc nie chcąc musiała nauczyć się kontrolować emocje - na tyle żeby nie spędzić połowy życia w ptasiej formie. Więc geny “baby z piekła rodem” jaką była jej matka dochodziły do głosu bardzo, bardzo rzadko.- Che cazzo pensi di fare, tersoro?- Zapytała tak uprzejmie jak tylko była w stanie.- Pensavo davvero che dopo tutto questo, dopo la tua performance al Paiolo Magico…- Zaczęła swoją tyradę niezbyt szybko orientując się, że prawdopodobnie biedne dziewczę nie rozumiało ani słowa.
Wzięła głęboki oddech. Potem jeszcze jeden. Ale zanim zdążyła powtórzyć to samo po angielsku, chaos na stoisku obok zrobił się niemożliwy do zignorowania.
Musiała się odwrócić w tamtą stronę
Wychwyciła wzrokiem plecy męża i profil stojącego obok niego Philipa Notta. A zaraz potem stała naocznym świadkiem jak nikt inny tylko Atreus Bulstrode przywalił Nottowi całkiem pokaźnej wielkości świeczką w kształcie…

- Porca puttana!- Zdołała tylko wydukać popisując się piękną włoszczyzną podwórkową. Gdzieś tam jednym uchem wpadło a drugim wypadło jej wołanie “WEŹ MOCNIEJ GO NAPIERDALAJ” a potem “KONIEC PRZEDSTAWIENIA. PROSZĘ SIĘ ROZEJŚĆ”, ale zdołała tylko cicho rzucić do Sophie.- Dziecko. Nalej mi tej swojej cytrynówki.
Dumbass bisexual
"Każdy problem ma rozwiązanie. Jeśli nie ma rozwiązania, to nie ma problemu."
Brązowe włosy, granatowe, błyszczące oczy, kapelusz i wieczny uśmiech na twarzy! Isaac ma 186 cm wzrostu, więc na randkę przygotuj szpilki:* Pachnie dymem, bursztynem oraz wanilią.

Isaac Bagshot
#147
29.05.2024, 21:10  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.05.2024, 21:18 przez Isaac Bagshot.)  

Stoisko Mulciberów a później CHATEAU DES DRAGONS.
Post podzielony na części. Bohaterowie dramatu: Erik, Charles, Leonard, Richard, Robert, Thomas H, Brenna, Milly, Geraldine, Alexander, Victoria Lastrange, Anthony oraz wszyscy, którzy stoją obok stoiska Mulciberów.

Erik, Charles i Leo, wzmianka o Robercie, Thomasie, Brennie, Milly i Geraldine

W jednym momencie wydarzyło się bardzo dużo rzeczy. Charles krzyknął, że świeczki filifiony to nieoficjalny produkt. Bagshot jednak wygłosił już swoją mowę, więc było za późno. Pojawił się również starszy Mulciber, który w nerwach podniósł głos. Dlaczego? Przecież to było wspaniałe! Tak jak wcześniej powiedział - im większa otwartość seksualna, tym szybszy rozwój społeczeństwa! Dlaczego niektórzy tego nie rozumieli? Dodatkowo, Erik poczuł się urażony. Przecież to była świeczka w kształcie cholernego kutasa, nic wielkiego, prawda? A zdjęcie zrobił ucinając mu głowę! Nie powiedział również, że na pewno opublikuje je w gazecie! Potem padło dużo przykrych słów, których Isaac nie będzie w stanie przełknąć, jeśli nie wyjaśni ich sobie z Longbottomem. Minęły dwa miesiące, a jego dawni przyjaciele traktują go jak intruza, który jedynie czeka na to, żeby wbić im nóż w plecy. Nie tylko zresztą im - całemu światu! A przynajmniej Isaac czuł się tak traktowany. Miarka się przebrała. Oberwie się każdemu - Erikowi, Thomasowi, Brennie, Milly i nawet Geraldine! Ten pierwszy zawinął wrotki, więc nie pozostało nic innego, jak za nim pobiec.
- Charles, to jest naprawdę wspaniałe! Będziesz prekursorem! Obiecuję Ci!- Obiecał. A jak Isaac coś obiecuję, to zrobi wszystko co w jego mocy, żeby tej obietnicy dotrzymać. No, chyba że obiecuję sam sobie - tych obietnic nie dotrzymywał nigdy.- LEOŚ! Łap!- Rzucił do Leonarda świecę giga kutacha, która oddał mu Erik, po czym odwrócił się na pięcie żeby go odnaleźć.

Robert a może Richard?

Wydostanie się z coraz to bardziej gęstniejącego tłumu, okazało się trudniejsze niż myślał. Nagle zupełnie znikąd zaczepił go Robert Mulciber. A może nie Robert? Może jego brat bliźniak Richard? Ojciec młodych Mulciberów? Isaac był spostrzegawczy, ale nie znał ich na tyle, żeby mógł ich odróżnić. Uśmiechnął się zwyczajowo, żeby wysłuchać mężczyzny, mimo że tak właściwie to miał ochotę go wyminąć i pobiec za Erikiem.
- Panie Mulciber, to bardzo niemądre, żeby rzucać gromami i żądać czegoś od reportera, który wszystko ma udokumentowane.- Odpowiedział chłodno. Isaac NIENAWIDZIŁ, kiedy ktoś mu groził. NIENAWIDZIŁ, kiedy ktoś próbował krzywdzić, pokazując swoją wyższość. W świecie Bagshota, wszyscy byli równi. NIENAWIDZIŁ niepotrzebnej przemocy, sztucznych podziałów, tej głupiej wojny o czystość krwi, i obruszenia co po niektórych na widok świeczki w kształcie penisa! Włączył mu się tryb “walka” oraz “życie jest niesprawiedliwe! Człowiek się stara, a to chuj! Dosłownie i w przenośni”. Mulciber z góry założył, że Bagshot jest jakaś hieną, która wszystko zrobi za pieniądze. Może i przepił i przećpał prawie wszystko co zarobił na swoich książkach, ale był porządnym człowiekiem. I właśnie dlatego zauważył, że pan Richard/Robert, był po prostu zdenerwowany całą sytuacją. No tak - w złości mówi się sporo nieprzyjemnych rzeczy. Człowiek czasami po prostu nad sobą nie panuje.- Panie Mulciber, niech pan się nie martwi…- Zaczął, żeby uspokoić mężczyznę. W połowie jednak przerwał, ponieważ uwagi domagał się ktoś inny. Panowało takie zamieszanie, że odwrócił się w stronę mężczyzny przedstawiającego się jako Alexander Mulciber.

Alexander oraz nici powiązań do obcych oraz młodych Mulciberów. Isaac robi zdjęcie Victorii.

Isaac pamiętał go z Hogwartu - wychowanek Ravenclaw. Bagshot zawsze chciał tam trafić, ale los obdarzył go Odwagą, która była wyżej punktowana niż Historia Magii.*
- Isaac Bagshot, miło mi.- Odparł więc, skupiając na nim swoje spojrzenie. Mowa ciała Alexandra nie przypadła mu do gustu. Może dlatego, że sam często stosował podobne sztuczki? Zauważył jak rozmówca świdrował go spojrzeniem, więc pozwolił mu na to, patrząc prosto w jego oczy. w tym momencie nie miał nic do ukrycia, a nici które łączyły go z nieznajomymi stojącymi wokół, były bladozielone. Z założenia lubił każdego człowieka. Nawet tych, których nie zdążył jeszcze poznać. Nici, które łączyły go z Leo oraz Charlie’m, przybierały nieco intensywniejszy odcień niż blada zieleń. Polubił chłopaków podczas ich ostatniego wypadu na piwo.
- Jeśli taka jest pańska wola, to proszę się nie martwić. Panie Alexanderze, naprawdę nie ma żadnego problemu. Mimo, iż się z panem nie zgadzam. Uważam, że te świecie to wspaniały pomysł. Jestem historykiem i proszę mi wierzyć, że im większa otwartość seksualna, tym szybszy rozwój społeczeństwa, a w końcu do tego dążymy, prawda? Różnorodność jest siłą, a nie powodem do konfliktu.- Miał biec za Erikiem, ale musiał jeszcze wygłosić krótki wykład. Nie byłby sobą, gdyby tego nie zrobił.
Złapał za aparat, żeby zrobić Alexandrowi upragnione zdjęcie. Dopiero przy drugim zauważył, że w tle ktoś kogoś atakował siurkoświeczką. Nie, to się nie dzieje naprawdę, ale skisłem XD* pomyślał tylko, faktycznie kisnąć trochę w środku.
- Mhm, później pana znajdę, to mi pan opowie o fundacji.- Skinął głową, nie dając po sobie poznać jakie myśli chodziły mu po głowie. Kątem oka zauważył dość zgrabny tyłek jednej z kobiet, która akurat stała do niego tyłem.- Panie Alexandrze, jeszcze jedno zdjęcie. - Powiedział korespondent wojenny, ponownie przykładając aparat do twarzy. Zrobił zdjęcie jędrnego tyłka Victorii Lastrange, po czym uśmiechnął się do Mulcibera.- Gotowe, w takim razie co zobaczenia.- Pstryknął palcami, a Samopiszące Pióro zniknęło pozostawiając po sobie zielony dymek. Musiał znaleźć Erika, więc po prostu odwrócił się na pięcie i... i musiał coś jeszcze powiedzieć. Wyciągnął różdżkę, po czym użył zaklęcia które nieco zwiększyło donośność jego głosu.
- Proszę Państwa! Uwolnić Barabasza! Nazywam się Isaac Bagshot i nie jestem hieną, która szuka sensacji w negatywnym tego słowa znaczeniu! Jeżeli wydarzyło się tutaj coś, co zdaniem Państwa zostało uwiecznione, a co nie powinno znaleźć się na łamach gazety ponieważ uderza w czyjąś godność, to zapraszam na widownię pod sceną! Chętnie porozmawiać w cywilizowany sposób. Proszę również pamiętać, że wspólnota i zrozumienie mogą prowadzić nas ku lepszemu światu, gdzie różnorodność jest siłą, a nie powodem do konfliktu. Lammas to wesołe święto, na którym każdego powinno spotkać coś dobrego Życzę Państwu wspaniałego dnia!- Uśmiechnął się, odwrócił na pięcie i odszedł, mając w planie znaleźć w końcu Erika.

*kochana dupka jedna mnie przekonała Serduszko
*tę myśl mógł usłyszeć Alexander

Erik oraz Anthony, który może słyszeć co chce - blisko stoiska CHATEAU DES DRAGONS

Isaac był bardzo niecierpliwy, więc przepychał się między ludźmi żeby znaleźć Erika. Kiedy w końcu go dojrzał, odbiegł do niego żeby tym razem nie stracić go z oczu.
- Erik! Erik, zaczekaj, przepraszam! Posłuchaj mnie, to był tylko głupi żart. To tylko świeczka, przecież...- Zawiesił głos, patrząc na kolegę, po czym rozejrzał się za dogodnym miejscem do rozmowy. Zmarszczył brwi i odciągnął Longbottom'a na bok. Stanęli niedaleko stoiska Anthony'ego. Kręciło się tam sporo ludzi, więc nikt nie powinien zwracać na nich uwagi.
- Erik, wiem, że nie jesteśmy już w szkole. To był głupi żart, przepraszam. Nie szukam sensacji, żeby zniszczyć komuś życie. Naprawdę uważam, że wynalazek Charlie'go to coś dobrego. Mimo że śmieszny, to powoli zacznie oswajać ludzi z pewnymi sprawami, które mają związek z seksualnością i niepotrzebnymi podziałami.- Mówił, patrząc na kolegę. Był przejęty i na pewno sobie z niego nie żartował.- Wróciłem i... czuje się jak intruz. To jest okropne. Dlaczego od razu oskarżyłeś mnie o złe intencje? Bo napiszę artykuł do Proroka? Więc z góry założyłeś, że będę w nim obsmarowywał ludzi? - Nie miał do Erika pretensji, po prostu chciał zrozumieć, o co chodziło tym wszystkim ludziom, którzy byli nieufni, chcieli mu grozić i z góry zakładali, że na pewno zrobi coś niedobrego. Był tym już trochę zmęczony, i chyba musiał wylać na kogoś swoje gorzkie żale.- Czy kiedykolwiek w twojej obecności kogoś poniżyłem? To nie był udany żart, ale twoje słowa mnie mocno zabolały. Spędziłem... dużo czasu na... nie, nieważne Erik. Po prostu przepraszam, okej?- Westchnął i spojrzał w niebo. Niby chciał się wygadać, ale jaki był sens, w wylewaniu żali na Erika? Mógł nie chcieć tego słuchać. Większość ludzi nie lubiła kiedy zrzucało się na nich swoje problemy. Od tego powinien mieć myślodsiewnie.- Po prostu nie tego się spodziewałem po powrocie. Czuje się jakbym bym trendowaty. Chcesz papierosa?- Mruknął nieco zgaszony i rozejrzał się po ludziach zwiedzających stragany.
Nieoceniony Stażysta
god gives his silliest battles to his most tragic of clowns
zdezorientowane spojrzenie; ciemnobrązowe oczy; ciemnobrązowe włosy w wiecznym nieładzie; cienkie usta; przeciętny wzrost 174 cm; dobrze zbudowany, jednak wynika to raczej z diety i ciągłego latania z jednego zakątka szpitala św. Munga w drugi niźli intensywnym ćwiczeniom fizycznym; wada wymowy (jąkanie się) objawiające się w sytuacjach stresowych

Cameron Lupin
#148
29.05.2024, 23:47  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 30.05.2024, 01:23 przez Cameron Lupin.)  
Południowe stragany - Stanowisko kowenu // Loteria

Rozglądam się z Heather po kramie kowenu, a potem przechodzę do maszyny z loterią.

Jak to intymnie brzmi, pomyślał z przekąsem, szczerząc zęby do Heather na jej nieco dwuznaczną uwagę co do ich współpracowników z rodziny Bulstrode. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że Ruda mogłaby być zainteresowana kimś innym. A już na pewno nie takim staruchem jak Atreus. Poza tym, skoro brat Brenny nie był w jej typie, to chyba nie powinien się już w ogóle martwić żadnym facetem. Longbottom uśmiechał się do ludzi, z co któregoś czarodziejskiego magazynu, więc skoro jego urok nie działał na pannę Wood, to chyba żaden nie zadziała. Z wyjątkiem jego własnego, to jest.

Relacja Lupina z Florence była... ciężka. Przynajmniej dla niego. Chociaż wraz z biegiem czasu przyzwyczaił się, że kobieta rządziła stażystami (i resztą szpitala) żelazną ręką, tak miał wrażenie, że przez te kilka miesiecy wspólnej pracy, ani razu nie dała się poznać swym uczniom, jako człowiek. Najbliżej tego stanu była chyba podczas tragedii na Beltane, jednak wtedy we wszystkich kipiały emocje. Nic dziwnego, że nawet ona się odsłoniła. Jakby tego było mało, pod koniec czerwca wyszło na jaw, że Bulstrode była jego boginem. Skrzywił się na wspomnienie wspólnej wyprawy do szpitalnego schowka.

— Jak nam nie wyjdzie w medycynie i Ministerstwie Magii, to zaczniemy sprzedawać naszą sztukę na ulicy — stwierdził wspaniałomyślnie, gdy Heather rozliczała się z ich zakupów z jednym ze sprzedawców. — Jak myślisz, za ile by poszedł taki obraz rozmiarów szafy na bazarze? Twoi rodzice chyba mają kilka takich w swoich rezydencjach, co nie?

Nie licząc paru obrazków kupionych przed laty na sabatach, w mieszkaniu Lupinów nie było zbyt wiele dzieł sztuki. No, chyba że Cecylka miała wolną chwilę. Z trójki rodzeństwa rysowała chyba najlepiej i wydawała się mieć najbardziej... artystyczną duszę. A moze po prostu dobrze jej z oczu patrzyło? Cameron uśmiechnął się na dawne wspomnienia po siostrze, kiwając na pożegnanie głową dla dwóch kapłanów. Ustąpili miejsca następnym osobom ustawionym w kolejce, po czym udali się w kierunku następnego stoiska.

— Ta, kojarzę ten szajs — sarknął, przyglądając się stanowisku z loterią. — Na Ostarze było coś takiego. Chyba prowadził je jakiś goblin? Straciłem kilka drobniaków i nic nie wygrałem. Nie wiem, czy to jest tego warte.

Jego słowa nie zdołały ugasić ognistego entuzjazmu Heather, której dosyć szybko udało się dopchnąć do koła, którym zakręciła parę razy. Cameron wzruszył ramionami, przyglądając się fantom, które ''wygrała''. Brzmiały... ciekawie, chociaż czy faktycznie mogli być pewni, że to nie były jakieś podróbki? Pokręcił głową i po paru słowach namowy ze strony partnerki, również wziął udział w zabawie. W przeciwieństwie do Rudej spędził przy kole dobrych parę minut, bo pierwsze kilka prób okazało się dla niego niezbyt fortunnych. W pewnym momencie Ruda musiała nawet ''pożyczyć'' mu parę monet o większym nominale.
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#149
30.05.2024, 01:22  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 30.05.2024, 01:24 przez Erik Longbottom.)  
Południowe stragany - Château des Dragons

Rozmawiam z Isaaciem przy stoisku, a na samym końcu pozdrawiam Anthony'ego poprzez uniesienie dłoni z papierosem.

I to byłoby na tyle, jeśli chodzi o moje plany, pomyślał z przekąsem Erik, manewrując między mijającymi go grupami czarodziejów, co by przypadkiem na kogoś nie wpaść. Na szczęście postronni znacznie ułatwiali mu to zadanie, bo z uwagi na jego słuszny wzrost, sami przesuwali się w bok, oczyszczając mu drogę do następnego stoiska. Pierwotnie chciał do Anthony'ego zawitać dopiero pod koniec obchodów i wykorzystać fakt, że większość ludzi będzie bawiła się pod sceną lub zbierała do domu. Mogliby spokojnie porozmawiać z dala od wścibskich uszu. Może nawet pomógłby mu oczyścić stoisko? Niestety, chaos, jaki napotkał przy stoisku Mulciberów sprawił, że nabrał ochotę na wino. Może nawet więcej niż jeden kieliszek.

— Praktycznie pierwsze, co zrobiłeś na mój widok, to wpakowanie mi w ręce fallusowej świeczki i zrobienie zdjęcia. Nie ważne, czy z twarzą, czy nie — odbił piłeczkę, przesuwając się jednak zgodnie z gestem Bagshota na bok. — Są zdecydowanie łatwiejsze i mniej kontrowersyjne sposoby na zaczęcie rozmowy, czyż nie? A może za granicą wszelkie normy i zasady dobrego smaku odeszły w odstawkę? — Uniósł wymownie brwi. — A robienie z tego wszystkiego przedstawienia raczej nikomu nie wyjdzie na dobre. A gazety teraz lubią tanie sensacje. Politycy są na urlopie.

Może gdyby byłby całkowicie nieobyty w tym, jak działał świat czarodziejskich mediów, to szybciej zgodziłby się z tym, że w gruncie rzeczy nic złego się nie stało. Nie potrafił jednak tego zignorować w obliczu dotychczasowych artykułów z jego udziałem czy plotki, jakie krążyły na jego temat po mieście. Na Merlina, plotkowano nawet o tym, że jako ostatni opuścił przyjęcie urodzinowe Nory Figg i wpleciono w to historię z ''czułym'' pożegnaniem. Skoro z czegoś takiego potrafiono zrobić sensację, to zdjęcie ze świecą w kształcie męskiego przyrodzenia było przedwczesnym prezentem z okazji Yule. Dla niego było to całkiem logiczne.

— Nie sądzisz, że trochę przeceniasz swoje wpływy? — spytał Longbottom, wywracając teatralnie oczami. Pochylił się, aby odstawić na ziemię torbę ze swoimi zakupami i wsunąć ją między nogi. — Nikt z obecnych tam przecież nie oczekiwał od ciebie przeprowadzenia natychmiastowej rewolucji seksualnej z użyciem świec Mulciberów. A już zwłaszcza Mulciberowie. Rozwiewanie takich taboo raczej nie przejdzie, kiedy ledwo radzą sobie z niekrzywieniem się na słowo ''mugol'' albo ''mugolak''.

Czy przesadzał? Może trochę, jednak był to sentyment, jaki dotyczył znacznej większości rodzin tradycjonalistów ilekroć zaczynała się poważna dyskusja na temat jedynego prawdziwego kierunku, w jakim powinien zmierzać świat czarodziejów. Poza tym łatwiej było mu odnieść się do sytuacji społeczno-politycznej w kraju niż tłumaczyć się z własnych zachowań i tego, czemu zachował się w taki, a nie inny sposób. Stanowiło to też poniekąd pokaz tego, na co obecnie zwracał uwagę Erik, wchodząc w kontakt z innymi magicznymi rodzinami. Poza tym Mulciberowie nie wylecieli z Ministerstwa za niewinność.

— Przez dziesięć lat sporo mogło się zmienić — odparł na pytanie Isaaca. Oczywiście, za czasów szkolnych Bagshot zdecydowanie nie należał do dręczycieli czy osób, które robiły sobie okrutne żarty kosztem innych uczniów. Teraz jednak bezpośrednie okrucieństwo nawet nie było w cenie. Nie, gdy wszyscy już dawno zostawili idylliczną młodość z tyłu. — A ja jestem przyzwyczajony, że dziennikarze tylko czekają na czyjeś potknięcie, żeby wysmarować z niego kolejną historyjkę na stronę trzecią.

Skinął ledwo zauważalnie głową na przeprosiny Isaaca. Chociaż zazwyczaj sam był pierwszy do kajania się przed innymi, tak w tym przypadku nie miał zamiaru tego robić. Po prostu na ten incydent złożyło się zbyt wiele pomniejszych części składowych, których nie potrafił po prostu ominąć wzrokiem: nieoczekiwane spotkanie z Isaaciem, oświadczenie, że jest z Proroka Codziennego, obecność połowy rodu Mulciberów (więcej ich matka nie miała?), a nawet jego współpracowników pod postacią Victorii czy Atreusa.

— Nie było cię tu przez długi czas — mruknął z nutką nostalgii w głosie, odbierając od Isaaca papierosa. — Mamy tutaj taki mały kryzys... od kilku dobrych lat praktycznie... i ludzie powoli przestają wyrabiać. Zwłaszcza po Beltane. I po Lithcie w sumie też. Najpierw Voldemort rujnuje Polanę Ognisk, a potem arcykapłanka kowenu próbuje zabić swoją protegowaną w Stonhenge. A niektórzy cenią sobie spokój. — Powiódł wzrokiem w stronę Bagshota. — A ty zawsze byłeś taki... nakręcony. Niewiele się od tamtej pory zmieniło.

Nie wiedział, o jakich reakcjach innych znajomych mówił Isaac. Potrafił sobie jednak wyobrazić, że były one dosyć... różnorodne. Erik odniósł na moment wrażenie, że Bagshot chciałby wszystko pozmieniać tu i teraz. Może na lepsze, może na gorsze. A jednak ludzie nie przywykli do nagłych zmian, ba biorąc pod uwagę widmo kolejnych fal ataków Śmierciożerców, pewnie wręcz się ich obawiali. Z drugiej strony, sama nieobecność chłopaka w kraju przez ponad dziesięć lat mogła rozluźnić pewne więzy. Z trzeciej strony... Cóz, może mu zazdrościli. Niewiedzy. Tego, że nie miał okazji zaangażować się w konflikt trawiący obecnie społeczeństwo czarodziejów.

— Dawno wróciłeś? — spytal po dłuższej chwili ciszy, odpalając papierosa.

Zaczął rozglądać się po okolicy, aż jego wzrok padł na stoisko Anthony'ego nieopodal. Uniósł dłoń, w której między palcem środkowym a wskazującym trzymał papierosa, jakby chciał w ten subtelny sposób pozdrowić mężczyznę. Trudno było określić, jak długa miała być ta ''poważna'' rozmowa z Isaaciem.


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
entropy
What if I fall into the abyss?
What if I swing only just to miss?
Jest w niej pewna nerwowość, którą widać tak samo w gestach jak i odległym spojrzeniu zielonych oczu, pod którymi rozsiane zostały konstelacje piegów. Blond włosy ma zawsze ścięte przed ramiona. Jej drobną, niewielką (160cm) sylwetkę otacza zwykle ciężki zapach kadzideł, który wydaje się wżerać w każdy skrawek jej ciała i noszonych przez nią materiałów, ale kiedy komuś dane jest znaleźć się dostatecznie blisko, spod spodu przebija się pewna o wiele lżejsza nuta, przywodząca na myśl letnią noc, podczas której z łatwością można policzyć na niebie wszystkie gwiazdy.

Ambrosia McKinnon
#150
30.05.2024, 02:00  ✶  
Południowe stragany - Château des Dragons

- Nie martw się, zaraz stąd znikam bo śmierdzi od ciebie na kilometr. Persephona wyrzuciła cię z domu, że z nudów przyszedłeś się tutaj włóczyć w mundurze? - zapytała, spoglądając na brata przelotnie, spod zmarszczonych w niezadowoleniu brwi. Bydło, dobre sobie. Sam był bydłem, szczególnie kiedy wyglądał tak, a nie inaczej. Ale ona przecież była grzeczna i nie zamierzała się z nim bardzo tutaj przepychać. Cham przynajmniej ją przedstawił, albo przynajmniej tak założyła bo wyłapała swoje imię gdzieś pomiędzy nieznanymi jej słowami.

Gdzieś przy innym straganie zaczęły rozgrywać się dantejskie sceny. Ambrosia co prawda obejrzała się, ale przelotnie, wyłapując zaledwie nazwę felernego straganu, bo swoją uwagę w większości koncentrowała na podawanej jej lampce wina. Podziękowała ładnie i zaczęła pić, ale prawię się zakrztusiła, kiedy ktoś z tłumu gapiu ryknął WEŹ MOCNIEJ GO NAPIERDALAJ.

Zakryła usta dłonią, bojąc się, że chyba jej z tego wszystkiego trochę pociekło i uniosła nieco zmieszane spojrzenie na Anthony'ego.
- Jestem zdania, że święta żniw czy sadzenia innych rabatek powinny dziać się w odpowiednim otoczeniu. To miłe, że można przejść się po Londynie, ale odrobinę się to mija z celem. Nie żałuję jednak tego, że dzięki temu mogłam spróbować Pana wina. Przepyszne - i mówiła to całkiem szczerze, a przynajmniej nie sprawiała wrażenia, jakby go właśnie przez grzeczność wkręcała. - Rzadko kiedy przychodzi mi poznawanie przyjaciół mojego brata. Długo się już znacie? - w gruncie rzeczy była ciekawa, gdzie i kiedy się poznali. Rozmawiali po szwedzku, więc zakładała że ich przygoda zaczęła się właśnie gdzieś w tamtym kraju, ale kto wie, może poznali się w Anglii i obydwoje byli po prostu pasjonatami języków obcych. Nie znała Shafiqa, ale go kojarzyła. Miał ładną twarz, która czasem pojawiała się gazetach podpisana odpowiednim nazwiskiem, ale ostatnie do czego była skłonna McKinnon to doznawanie uniesienia na widok celebrytów. Ale kiedy tak na niego patrzyła, przez myśl przeszło jej że szkoda, że nie był odrobinę wyższy.


she was a gentle
sort of horror
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Eutierria (8658), Alastor Moody (2816), Viorica Zamfir (7443), Brenna Longbottom (9148), Erik Longbottom (10575), Geraldine Yaxley (3118), Atreus Bulstrode (6249), Thomas Hardwick (2133), Cedric Lupin (7459), Perseus Black (951), Nora Figg (2409), Florence Bulstrode (5777), The Tempest (2039), Heather Wood (4239), Ula Brzęczyszczykiewicz (1800), Dora Crawford (3062), Philip Nott (5347), Bard Beedle (4762), Robert Mulciber (6511), Cameron Lupin (5438), Lyssa Dolohov (6494), Victoria Lestrange (17455), Sauriel Rookwood (10901), Cathal Shafiq (1684), Celine Delacour (3597), Sebastian Macmillan (6935), Stanley Andrew Borgin (8416), Bertie Bott (3462), The Edge (17225), Peppa Potter (1867), Rabastan Lestrange (656), Augustus Rookwood (565), Laurent Prewett (20679), Guinevere McGonagall (2846), Christopher Rosier (238), Lorraine Malfoy (3818), Leon Bletchley (6029), Olivia Quirke (5691), The Overseer (764), Alexander Mulciber (4340), Ambrosia McKinnon (2310), Tristan Ward (5474), Hades McKinnon (2237), Richard Mulciber (13112), The Lightbringer (5951), Thomas Figg (2419), Morpheus Longbottom (3952), Penny Weasley (9069), Vera Travers (2351), Neil Enfer (6742), Millie Moody (5588), Isaac Bagshot (5045), Asena Greyback (344), Anthony Shafiq (13151), Mabel Figg (1777), Ralitsa Zamfir (845), Lorien Mulciber (11735), Sophie Mulciber (3252), Basilius Prewett (3999), Jonathan Selwyn (4962), Charles Mulciber (10107), Leonard Mulciber (4189), Charlotte Kelly (291), Jagoda Brodzki (1208), Jessie Kelly (204), Electra Prewett (1891)

Wątek zamknięty  Dodaj do kolejeczki 

Strony (88): « Wstecz 1 … 13 14 15 16 17 … 88 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa