• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna Plac i stragany [Lato 1972] Święto Żniw - Kiermasz (Wątek główny)

[Lato 1972] Święto Żniw - Kiermasz (Wątek główny)
Fanka kamieni szlachetnych
I'm addicted to shiny things
Pierwsze co rzuca się w oczy to burza czarnych, kręconych włosów. Okalają jasną twarz usianą licznymi piegami. Osadzone w niej szarozielone oczy często mają w sobie psotną iskrę. Viorica ma 167 centymetrów wzrostu, jest lekko tu i tam zaokrąglona, co nadaje jej pewnego uroku. Zwykle ubrana w kolorowe, wygodne ubrania. Nie boi się krótkich sukienek czy większych dekoltów, choć do pracy zawsze stara ubierać się stosownie. Zwykle ma na sobie jakiś element biżuterii. Najczęściej wykonany właśnie przez nią, czasem ukradziony lub "pożyczony". Niemal zawsze ma krótkie paznokcie, jej pace często są przybrudzone od metalu, z którym pracuje. Czasem zdarza jej się nosić specjalny monokl, który ułatwia jej pracę z drobną i wymagającą powiększenia biżuterią. Ma przyjemny, słodki głos, zwykle chodzi przez świat pewnym krokiem i z uśmiechem na ustach. Często pachnie metalem i różanymi perfumami.

Viorica Zamfir
#321
10.06.2024, 23:28  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 10.06.2024, 23:43 przez Viorica Zamfir.)  
Południowe stragany - Biżuteria Viorici

Pamiętała słowa Crowa, który zapewniał ją, że nie przegapi jego występu. Wtedy trochę powątpiewała, szczególnie, że przy kramach panował spory ruch, teraz jednak, dostrzegając go na scenie, widząc płomienie i zapierający dech w piesi tanieć - nie mogła nie uśmiechnąć się szeroko.
Rzeczywiście, nie spodziewała się go zobaczyć w takiej odsłonie. Pamiętała go ze ścieżek, a teraz, gdy występował przed ludźmi, dzieląc się emocjami, które w pewnej mierze zdołała poznać, gdy z nim rozmawiała ubiegłego wieczoru… Nie potrafiła nie poczuć szczęścia.
Robił coś pięknego.
Zdecydowanie bardziej to do niego pasowało, niż bycie tym przeklętym szczurem.
Miała nadzieję, że jest teraz szczęśliwszy.
Nie mogła jednak kompletnie zignorować klientów, którzy do niej podeszli.
Nie zdziwiło jej nawet, że znów przyszła do nich kolejna znajoma Cedrica. A już na pewno nie jej zdziwienie zaburzonym pracoholizmem Lupina, który naprawdę musiał urosnąć do poziomu małej legendy.
- Może rzuciłam, a może to po prostu moj czysty urok osobisty - wyszczerzyła się radośnie, obserwując z ciekawością reakcję mężczyzny, który obok niej stał.
Następnie pojawiły się obok nich znane jej osobistości.
- Dzień dobry - przywitała się najpierw z Longbottomem, z którym poznała się kiedyś w zakładzie jubilerskim, a następnie z Shafiqiem, który postanowił do nich dołączyć. Ciekawe połączenia, patrząc, że jeden był brygadzistą, a co do drugiego, cóż, miała pewne podejrzenia. Uśmiechała się jednak miło i uroczo, przysłuchując się ich rozmowie, która zeszła z czasem na bardzo ciekawe tory. 
- Och, zdecydowanie królują broszki, choć reszta biżuterii także znajduje swoich właścicieli. Dzisiejsze tłumy sprawiają, że pracy jest naprawdę sporo, ale to najlepsze, co może spotkać handlarza, nieprawda? Mam nadzieję, że i wam dzień mija owocnie. - Cedric mógł zauważyć jej nagłą zmianę podejścia, jakby przybrała w obecności Anthonego jakąś bardziej profesjonalną maskę.
Przez którą jednak przebijał się jej charakter.
- Smoki to piękne stworzenia, wdzięczne jeśli chodzi o ich umieszczanie w biżuterii, ale zapewne Pan Shafiq zdaje sobie z tego sprawę i podejrzewam, że jeśli tylko będzie miał chęć, to wysunie odpowiednie zlecenie - rzuciła, poprawiając jedną z broszek, która się przekrzywiła.
Ostatnie zadanie było w końcu dość wymagające, ale na wielu poziomach ciekawe.
Ciekawe, po jakim czasie ktoś zauważy, że w gablocie muzeum od jakiegoś czasu nie ma oryginału, a jedynie mistrzowska podróbka.
Szybko jednak zmieniono temat. Na równie interesujący.
Czy wiedziała coś o połączonej mocy kilku ciężkich pierścieni na palcach? Może. Życie młodej kobiety obracającej się w podłym towarzystwie w końcu wcale nie było łatwe. Czy dała po sobie poznać posiadanie tej wiedzy? Cóż.
- Zdarzało mi się wykonywać kastety, piękny i w odpowiednich rękach bardzo skuteczny sposób na samoobronę. Radzę uważać na patrolach na podobne zabawki. Jeśli Pan chce, mogę coś kiedyś zaprojektować dla Pana. - Uśmiechnęła się, wiedząc, że nie musiała dawać wizytówki. Wiedział jak coś, gdzie ją znaleźć.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#322
11.06.2024, 01:17  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 11.06.2024, 07:10 przez Anthony Shafiq.)  
Południowe stragany – Biżuteria Vioricy

– Smoki spod lady? Jak Ty mnie doskonale znasz! – Szeroki uśmiech błysnął na twarzy złodzieja polityka, którego część kolekcji zawdzięczała swoje istnienie w pieleszach Little Hangleton dzięki wielu talentom Viorici Zamfir. Tych jubilerskich... i tych drugich. Stalowe oczy ześlizgnęły się po pokerowej twarzy wybornej zawodniczki, słuchał z niemałą przyjemnością jakże poprawnej odpowiedzi, tak perfekcyjnie pozbawionej indywidualnego sznytu, niepotrzebnego spoufalania się. Ale to dobrze. Byli przecież tylko klientami. Jednymi z wielu tego dnia. Nie mógł nie przyznać – lubił w niej to, jak potrafi trzymać przy sobie wszystkie karty, do tego stopnia, że prędzej podejrzewałoby się ją o grę w kości czy szachy. Nawet jeśli wcześniej nie mieli w ogóle kontaktu, nawet jeśli dopiero ostatnie zlecenie zamówienie było zrobione bezpośrednio dla niego. Lubił profesjonalistów.

– Jeśli miałbym cokolwiek zamówić, to monetę z datą i mm... kłosem i świecą może... – Na moment się wyprostował w zamyśleniu i odetchnął głęboko, choć to może nie był najlepszy pomysł, czasem zapach zdecydowanie nie wspierał procesów myślowych. Odchylił więc głowę uciekając spojrzeniem ku pochmurnemu niebu, drapiąc się przez moment po szyi w geście dość swobodnym jak na - było nie było - publiczne się pokazanie. Nie myślał o tym wcześniej, wszak jego robiony na zamówienie bilon był ściśle związany z miejscami poza Anglią, z podróżami, które wypełniały kiedyś jego kalendarz. Na krótki moment powrócił wzrokiem ku nieco chmurnemu obliczu swego towarzysza, choć akurat ten widok szybko łagodził jego rysy i w sumie pomógł podjąć decyzję. Czyż to też nie był rodzaj podróży? – Tak. Rozmiar standardowego galeona, ale o odpowiednim awersie i rewersie. Przyślę kogoś po odbiór w tygodniu – Gdzieś w pamięci utrwalił sobie, że jeszcze trzeba będzie zlecić wykonanie większego pudełka. Albo zupełnie nowego pudełka?

Z rozważań wyrwał go Erik pokazujący sygnety.
– Zdarza mi się je nosić, zwykle jednak ograniczam się do tego zawodowego, wiesz... tego którego mam na małym palcu z insygniami mojego Departamentu – Złocisty pierścionek miał co prawda swoją tajemnicę, choć nie była to akurat trucizna. Anthony nie miał go jednak dzisiaj przy sobie, w końcu nie reprezentował urzędu, a zajmował się budowaniem własnej marki w świadomości ludzi, którzy nie bywali na salonach. Sygnet wybrany przez Erika, był trochę podejrzany przez wzgląd na kolor, choć mimo wszystko Anthony zakładał, że jego towarzysz nie sugerowałby mu różowej błyskotki. Wzór był symetryczny, co momentalnie czyniło go ładnym w oczach kogoś kto cenił harmonię i właściwe proporcje. Skupił się na moment na nim, żeby nie próbować czytać intencji z twarzy pytającego. – ... ale kastet? – Niemal jęknął. Już na prawdę wystarczyło Anthony'emu upokorzeń w związku z tym jak wybornie radził sobie ze szpadą – To chyba ja powinienem pytać Ciebie, dlaczego zwykle nie masz dłoni ciężkiej od stali, skoro rozwiązania siłowe są pożądane nawet nie "po", ale "w trakcie" Twojej zmiany w Ministerstwie? – Uniósł brwi pytająco odwracając się w końcu ku drugiemu mężczyźnie. Wiadomo, funkcjonariusze magicznej policji mieli różdżki, ale wiedział, że Erik nie utrzymywał swojego ciała w takim stanie tylko dla własnej próżności. Umiejętność walki nawet magicznej wymagała również sprawności i bezpośredniego zadawania fizycznego bólu. Wzrokiem na moment ześlizgnął się do dłoni, która teraz tak niewinnie przemieszczała się nad ekspozycją. Zdecydowanie nie chciałby znaleźć się na jej trajektorii ciosu, bez względu na to czy byłaby zaopatrzona w odpowiednio ułożone sygnety, czy nie.

– Wiesz... – podjął znów, skupiając ponownie wzrok na błyskotkach, choć to nie brosze były mu obecnie w głowie, – często uciekałem w różne wymówki, ale ostatnio mi się to szalenie nie sprawdza. Może po prostu uznajmy talent panny Zamfir do robienia pięknych sygnetów i wybierzmy sobie po jednym, co Ty na to? – zawiesił w powietrzu propozycję, pozwalając sobie na absolutnie niewinny uśmiech, mimo, że w oczach tańczyły iskierki rozbawienia. Palcami wolnej ręki drobił tuż nad górną wargą, by przypadkiem nie powiedzieć słowa więcej. A było to prawdziwe wyzwanie.
Ruda Złośnica
Kto nie wie, dokąd zmierza, nigdy nigdzie nie dojdzie.
Długie, rozpuszczone, nieco niesforne włosy w kolorze rudym. Penny nigdy ich nie związuje. Twarz upstrzona licznymi piegami, na której zawsze widnieje uśmiech. Brązowe oczy. Sylwetka szczupła, a do tego około 165 cm wzrostu. Będąc blisko, można wyczuć delikatny, owocowo-kwiatowy zapach, w którym mieszają się ze sobą różne nuty - gruszka, irys, czarna porzeczka, kwiat pomarańczy...

Penny Weasley
#323
11.06.2024, 17:32  ✶  
Północne stragany

Oczywiście, że doskonale wiedziała co robić, a także o co należało prosić. Stoisko, przy którym się zatrzymali należało wszak do jej rodziny. A i samą Dolinę Godryka, Penny znała bardzo dobrze - wychowała się w tym miejscu. Miejscowość nie kryła przed nią zbyt wielu tajemnic.

Przynajmniej tak jej się wydawało.

Gruszkówka nie była wyborem przypadkowym. Niektórzy mieszkańcy Doliny słyszeli o niej zapewne całkiem sporo. Część z nich miała przyjemność tejże spróbować. Smaczna. Nieźle kopała. Przede wszystkim jednak - na drugi dzień człowieka nie męczył żaden kac. Nie to, żeby czarodzieje faktycznie z kacem musieli się zmagać. Mieli na to swoje sposoby. Mimo wszystko jednak miło było nie być zmuszonym do sięgnięcia po te sprawdzone rozwiązania.

- Nieskromnie powiem, że całkiem nieźle znamy się w rodzinie na dobrym alkoholu. - zareagowała na słowa Matthew. Odstawiła kieliszek na blat stołu. Uśmiechnęła się szeroko. Wyraźnie zadowolona z tego, że ktoś zdawał się doceniać jej gust, a zarazem też zdolności krewniaków.

- A ja dodam, że Penny w tym przypadku wcale nie kłamie. - dodała Emily.

I w sumie można było w to uwierzyć, kiedy pod uwagę wzięło się ilość różnych alkoholi, które dostępne były na stoisku. Najwyraźniej musiała to być jedna z tych rzeczy, jakimi zajmowali się Abbottowie. Pytanie tylko na jaką skalę? To można było zawsze ustalić. Dopytać o tego rodzaju szczegóły. O ile kogoś interesowały.

- Hmm... - zapytana o jeszcze jeden kieliszek, wyraźnie się zawahała. Z jednej strony umówili się na ten jeden. Z drugiej natomiast alkohol był niezły. A i niby z jakiej przyczyny miała sobie odmawiać? Było święto. Ludzie dokoła się bawili. Zdawali się całkiem nieźle bawić. Może i ona powinna do tego się dołączyć? Zwłaszcza, że była sobie sterem, żaglem, okrętem. Następnego dnia mogła Zaczarowane Różności otworzyć nawet i pod wieczór. Nikt nie będzie jej z tego rozliczał.

No... może ewentualnie Terry, ale akurat z Terrym to ona sobie poradzi. Od dawna sobie z nim całkiem nieźle radziła.

- Niech stracę. Ale jeśli wypije za dużo, to będziesz musiał mnie odprowadzić pod same drzwi. - postawiła warunek. Bo przecież pijanej dziewczyny nie powinien po wszystkim zostawać samej sobie. A już na pewno nie powinien tak postąpić z tą dziewczyną, która zdawała się coś znaczyć dla jego kumpla. Dobrego znajomego? Cokolwiek.

I nie. Penny nawet przez myśl nie przyszło, że te słowa mogły zostać odebrane niekoniecznie we właściwy sposób, bo w ogóle w tych kategoriach nie myślała. W zasadzie to w tym momencie ruda zdawała się myśleć tyle co wcale.

- Daj nam jeszcze po jednym, Em. - rzuciła w stronę kuzynki, której na całe szczęście o nic nie musieli prosić dwa razy. Emily bez słowa spełniła tę prośbę, podsuwając im po jeszcze jednym kieliszku. Jedyne co, to przy okazji rzuciła w kierunku Matthew spojrzenie mówiące: lepiej na nią uważaj, bo mam Ciebie na oku.

Crow
If you catch me trying to find my way into your heart, scratch me out, baby. As fast as you can. My pretty mouth will frame the phrases that will disprove your faith in man.
Wyzywająco ubrany mugolak, od razu sprawiający wrażenie ekscentrycznego (w wyraźnie prowokatywny sposób) lub wywodzącego się z nizin społecznych. Ma 176 centymetrów wzrostu. Ciemnobrązowe oczy. Włosy czarne, kręcone - w gorsze dni chodzi roztrzepany i skołtuniony, w lepsze, po zastosowaniu Ulizanny na mokre strąki, wygląda tak bajecznie, że masz ochotę zatopić palce w puszystych loczkach. Ma przebite uszy i wiele tatuaży. Najbardziej charakterystyczne z nich znajdują się na plecach (wielkie, anielskie skrzydła) i kroczu (długi, chiński smok oplatający jego przyrodzenie i uda). Do tego ma wiele blizn od ran kłutych i zaklęć, a także samookaleczeń. Sporo z nich to ślady po przypalaniu papierosami. Ze względu na daltonizm monochromatyczny ubiera się wyłącznie na czarno. Przy pasku nosi sznurki, łańcuchy, noże, czasami kombinerki i inne narzędzia, których używa do pracy. Jest człowiekiem bardzo wysportowanym, jego ciało jest wyrzeźbione, ale nigdy nie skupiał się na budowaniu masy i siły mięśniowej. Ma 32 lata, ale uzależnienie od substancji odurzających i alkoholu sprawia, że jest wizualnie o kilka lat starszy.

The Edge
#324
11.06.2024, 20:14  ✶  
Scena

Od dawna nie czuł się tak zmęczony. Nie był zmęczony fizycznie, chociaż żałował teraz mocno braku lepszej rozgrzewki niż ta, jaką zapewnił sobie jeszcze na terenie Fantasmagorii, zanim dotarli z Jimem na Pokątną. Był zmęczony psychicznie. Bo ta tematyka go męczyła (no, generalnie to ta tematyka napędzała jego życie, ale powiedzieć, że to życie ostatnio mu się nie układało było potraktowaniem sprawy łagodnie), a widząc wpatrzone w niego z fascynacją oczy, czuł się tak, jakby wszyscy zdążyli go przejrzeć. To jaką był potworną, zdradziecką szują, niegodną żadnej z osób, które stały się inspiracjami do tej historii.

Ale on naprawdę chciałby być ich godny. Co mu w tym przeszkadzało? Chciwość? Czy inni ludzie też to czuli, tę palącą potrzebę uszczęśliwienia dwóch osób naraz, ale w przeciwieństwie do niego potrafili się powstrzymać? Wydawało mu się, że nie - nigdy nie usłyszał ani nie przeczytał żadnej opowieści, z którą mógłby się utożsamić. Wierzył, że za samo uczucie winny czuć się nie musiał - miłość była czysta, brudne było... krętactwo.

Nora odgrywała dzisiaj szczura. Szczurem był Alexander. Swoimi spokojnymi, choć zdecydowanymi ruchami wywabiła go spomiędzy spalonej scenografii, w której poruszał się ospale, pozwalając popiołowi przyklejać się do swoich ubrań. Szczur wyciągał odgrywanego przez niego bohatera z dna - rozpalał w nim na nowo iskrę do życia po okresie melancholii, dając nadzieję na lepsze zakończenie - to jednak nie nadchodziło. Kiedy delikatna dłoń cukierniczki dotknęła jego twarzy, stało się to ogniwem zapalnym, aby porwać ją do tańca. Chaotycznych ruchów, z którymi Nora nie miała prawa sobie poradzić i nigdy nie miała tego zrobić - miała jedynie na niego patrzeć i przyjąć kwiat wdzięczności wciśnięty pomiędzy drobne palce.

Pomogła mu podnieść się z ziemi i stanąć na nogi, ale najwyraźniej to nie ona była panią jego serca - ponieważ otrzymawszy kwiat zeszła ze sceny.

Zmieniła go.

Kiedy na scenie pojawił się następny ochotnik, bohater był tym spotkaniem nabuzowany - tryskał szczęściem i rozmyślał nad czymś zadumany, kompletnie nie widząc tego, kto wspiął się dla niego po schodach. Umykał od każdej interakcji, jednocześnie przyciągając spojrzeniem i bawiąc się tym dość okrutnie - stał się kimś, kogo trzeba było gonić.


Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.

My mind is a hall of mirrors.
Widmo
Mierząca około 160 cm blondynka, o czarnych oczach oraz ustach które praktycznie zawsze podkreśla czerwienią. Dba o swoją prezencje, zawsze stara się starannie dobierać stroje, fryzury, makijaż. Celine roztacza wokół siebie wyrazistą, ale i przyjemną woń, w której mieszają się ze sobą frezja, konwalia, wanilia, nuty drzewne i czarna porzeczka.

Celine Delacour
#325
11.06.2024, 20:25  ✶  
Strefa Gastronomiczna

Odmawianie Agnès Delacour, było jednym z tych zadań, które można określić czymś na kształt misji niemożliwej. A przynajmniej w ten właśnie sposób postrzegała to Celine. Nigdy bowiem nie przychodziło jej to z łatwością - tak przed laty, jak i w chwili obecnej. Wystarczyło tylko, żeby ciotka zrobiła te swoje oczy, smutną minkę, okazała odczuwane rozczarowanie... i blondynka zaraz miękła. Poddawała się, zarazem zgadzając na wszystko. Włącznie z tym, co w innym przypadku mogłaby uznać nawet i za największą głupotę.

Całe szczęście, odwiedzenie kiermaszu zorganizowanego z okazji Lammas, taką głupotą nie było. Albo przynajmniej nie wydawało się być.

Ubrana w prostą, żółtą sukienkę, ze starannie upiętymi włosami, nie wyglądała jak ta kobieta, której twarz niejednokrotnie zdobiła okładki gazet. Duży wpływ na to miał ponadto brak na ogół prawdziwie wyrazistego, zdaniem niektórych wręcz krzykliwego makijażu. Nie to, że Delacour za nim nie przepadała, ale w chwilach takich jak ta obecna, niekoniecznie uważała, aby był on odpowiedni.

Potrzebny jej do szczęścia.

Poza tym, te pozornie drobne zmiany niejednokrotnie pomagały uniknąć zwracania na swoją osobę nadmiernej uwagi. Pozwalały zaczerpnąć powietrza. I cieszyć się życiem.

- Jakiś Ty miły, Matthias. - skomplementowała kuzyna, zajmując odsunięte przez niego krzesło, następnie zerkając na skromne menu. Strefa gastronomiczna niestety nie miała w ofercie tego, do czego Celine była przyzwyczajona. - Aczkolwiek myślę, że ograniczę się tylko do... - przestudiowała niewielką listę win, a następnie przeszła do innych napojów. - ...może wody? Albo jakiegoś soku z kostkami lodu. - podjąwszy decyzje, cicho westchnęła. Nie to, żeby była zniechęcona. Ona po prostu od tego typu miejsc już dawno temu zdołała się odzwyczaić. I teraz, kiedy nagle się tu znalazła, przy czym niekoniecznie był to jej własny pomysł, nie do końca była w stanie się tutaj należycie odnaleźć. Przychodziło to blondynce z pewnym trudem.

Trudem widocznym dla kogoś, kto poświęciłby jej nieco więcej uwagi.

Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#326
11.06.2024, 22:47  ✶  
Południowe stragany – Stoisko kowenu
A następnie: południowe stragany – Magiczne różności

– Mają tępy wzrok. To przez te ich źrenice, są prostokątne – czy były głupie… Na pewno nie były przesadnie mądre, ale aż takie ptasie móżdżki to nie były. Na pewno jednak nie chciała być nazywana baranem, bo jak się tak o kimś mówiło, to nie miewało się niczego pozytywnego na myśli… – Dzięki… – dodała, trochę skonsternowana tym nagłym stwierdzeniem, że nie, jednak baran ani owca nie pasują. Na pewien sposób było to miłe, że Sauriel to przyznał na głos, z drugiej jednak strony – był to niezwykle dziwacznie skonstruowany, ee… komplement, na który Victoria nie była do końca pewna, jak powinna zareagować, ani nie była przygotowana, że go w ogóle usłyszy.

Byli siebie warci. Kolorowanki i książki kucharskie, najbardziej losowe rzeczy, jakie mogły kupić na kiermaszu takie osoby jak ta dwójka. Ani Victoria nie wyglądała na damę, która miałaby stać nad garami w kuchni, ani groźny wampir z podejrzaną aurą nie wyglądał jak gość, który miałby siedzieć z kredkami i kolorować w spokoju i dla odprężenia. Tak, jedna miała być właśnie dla Sauriela, skończyło się wiec na dwóch tomikach kolorowanek i dwóch książkach kucharskich… i dwóch koszulkach, na które Victoria patrzyła z uniesioną brwią, bardzo  pytająco, na moment tylko zerkając na kalendarz z kapłanami… Przekartkowała go, ale ostatecznie się nie zdecydowała na panów w habicie na każdy miesiąc roku i po prostu wyłożyła swoje pieniądze, pozwalając, by Sauriel mógł się dorzucić też ze swoich – nie chciała wszak ujmować jego męskiej dumie samca, który przecież potrafi zdobyć pieniądze dla siebie i na swoje potrzeby (chociaż jej to nie tyle imponowało, co zwyczajnie nie zwracała na to nadmiernej uwagi, skoro dama miała hajsu jak lodu, to czy facet miał swój dochód i forsę, dla niej przynajmniej nie przesądzało o żadnej atrakcyjności czy jej braku).

– To w sumie miłe z twojej strony – że w ogóle pomyślał o Stanleyu, żeby coś mu kupić i przynieść… Victoria na ten przykład nawet nie pamiętała, kiedy ostatnio coś od kogoś dostała – może dlatego, że to było tak dawno… Jakaż szkoda, że Stanley nie poinformował swojego przyjaciela, że się tutaj dzisiaj zjawi i że nawet ma na to plan kurwa sprytny… – Jasne, może być tam – stwierdziła i pożegnała się z kapłanem skinieniem głowy.


Przecisnęli się z Saurielem do kolejnego straganu, ten jednak nie znajdował się wcale daleko. Gdy podeszli, Victoria po prostu spoglądała na asortyment – najpewniej rękodzieła, te wszystkie biżuterie i inne akcesoria, a nawet drobne mebelki… Wzok Victorii na moment tylko prześlizgnął się na fiolki z eliksirami, te jednak nie bardzo ją zainteresowały. Na moment odchyliła wieko koszyka, by zerknąć, jak się ma Kwiatuszek i czy wszystko jest w porządku, ale najwyraźniej było, bo kot nadal leżał zwinięty w kłębuszek i tylko podniósł na Victorię łebek.

Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#327
12.06.2024, 08:04  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.06.2024, 08:06 przez Bard Beedle.)  
Południowe stragany, Château des Dragons

Południowa piękność była wyraźnie niezadowolona z takiego obrotu spraw, ale nie odrzuciła prezentu. Pożegnała Ambrosię skinieniem głowy i gniewnym, stłumionym sykiem skierowanym już do jej pleców.

Ignorowała radośnie też ludzi, którzy sami sobie brali kubeczki takich jak Millie czy Bertie– sssamoobsługa, to było coś co bardzo przypadało jej do gustu. Zbyt bardzo irytował ją fakt stania tutaj, żeby nie doceniać tych chwil, gdy nie musiała wykonywać swoich obowiązków.

– Jaki jarmark takie naczynie. – powiedziała w stronę Neila, który właściwie już odszedł, ale jego zapach wciąż stał w miejscu w którym był przed momentem, co było mylące. Jej oczy czarne spaloną ziemią nie były zbyt dobre, węch natomiast... bardziej niż wybitny. Westchnęła, nie lubiła mówić do widmowych ludzi, których wcale już tam nie było, a tu jej wszystko tak śmierdziało. Będzie musiała wyjechać na Saharę co najmniej na tydzień po tym evencie!

– Owszem opalooki... – oparła się o ladę zaglądając w oczy swojego następnego jakie to upokarzające, kiedyś odgryzie Shafiq'owi głowę klienta. – Wino w swym zamyśle miało być barwy jego łussski, chcesz ocenić czy winiarzom się to udało? Masz swój kieliszek? – Przypatrywała się chłopakowi z zaciekawieniem oceniając na ile przypomina jej małego kotka. Leon mógł poczuć się nieco nieswojo, ale dreszcz który przebiegał po plecach nie mógł być strachem prawda?




wiadomość pozafabularna
Opis Tahiry
Postać prowadzi: Millie Moody
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#328
12.06.2024, 08:57  ✶  
Scena

Stres? Nie, skądże. Kto by się stresował w takiej sytuacji? Przecież to nie tak, że to moment wkroczenia na deski teatru, sceny, która rozgrywała się przed oczami licznie zebranych czarodziei. Sceny, którą widać nawet jeśli nie bezpośrednio z publiki i widowni to ze wszystkich straganów. Czuł się niepewnie, stres był wpisany w to wydarzenie, ale jednocześnie ekscytacja była budowana tak ciekawością jak i możliwością bycia częścią czegoś takiego. Myślał, że mógłby stworzyć z tego coś naprawdę pięknego... i było mu szkoda. Może kiedy indziej, może w innym miejscu, w innym czasie...

Przez moment pochłaniała go rozmowa z osobą nadzorującą to przedsięwzięcie, a miała ona przy tym niepewną i dziwną minę. Laurent nie zamierzał jej przekonywać ani naciskać, chociaż doskonale wiedział, że kiedy chcesz się sprzedać to właśnie to musisz robić - pokazać innemu człowiekowi, że może ci zaufać i że lepszej osoby nie znajdzie. Ale to nie końmi teraz handlował, nie o stworzenia z rezerwatu walczył. Spojrzał na Pepe, która oglądała również przedstawienie i uśmiechnął się do niej, zanim Nora jeszcze zeszła ze sceny. Ją również obdarzył ciepłym pocałunkiem i zaklaskał cicho, ostrożnie w dłonie na znak tego, że jest z niej dumny i że wyglądało to przepięknie. Bo wyglądało. Szczególnie sam finał, przy którym wyglądała w rękach umalowanego czernią Flynna jak złota gwiazda iskrząca na samotnym, pustym niebie. Chociaż jedna, która lśniła. Tak też brzmiała ta opowieść - o nadziei, która zajaśniała wśród mroku.


Wyszedł powoli na scenę, kiedy kobieta obok powiedziała mu, albo dała znak, że już czas. Czy to głupie, że myślał o tym, że najgorszą rzeczą mogłoby być potknięcie się? Nigdy nie uważał się za dobrego aktora, może i miał wyczucie muzyki, ale znał ledwo klasyczne tańce. Innymi słowy - był nienadającą się osobą w nieodpowiednim miejscu. Niepewność była wpisana w kocią naturę, kiedy wkraczały na teren, którego nie znały. Teren obcy. Zajęty w dodatku przez istotę, która szybkimi ruchami przemieszczała się po scenie tanecznym krokiem. Laurent stawiał swoje długie nogi jedna za drugą, równo, prawie jak kot. Cichuteńko nucił pod nosem. Dla samego siebie. By samemu sobie stworzyć wrażenie, że nie ma tu żadnych innych ludzi - tylko on i Crow w zdziczałej roli.

Te ostrożne kroki dopasowane do rytmiki rzeczywiście w pierwszej chwili powiodły go ku Flynnowi. Umknął. Obrócił za nim głowę, ale tylko tak, by widzieć go w kąciku oka. Obrócił się za nim przez drugie ramię i zrobił kolejne dwa kroki w jego kierunku... ale kiedy drugie zwierzę umyka to czy naprawdę trzeba je gonić? Dla drugiego kota to była zabawa, a co oznaczało dla niego? Że może go zignorować. Więc kiedy za trzecim razem wydawałoby się, że obracając się ruszy w jego kierunku po prostu wyszedł na środek sceny i uśmiechnął się lekko pod nosem na tę myśl o niesfornym kociaku. Kot? Cóż, na pewno jemu w roli przypadła teraz rola rasowej kici, więc jak rasowa kicia się zachował. Przeciągnął się leniwym ruchem, zmysłowym, wygiął plecy w łuk i spojrzał na swoje ręce, jakby oceniając swoją wartość. Na ten pierścionek na palcu. Na drugą rękę. Usiadł. Albo raczej: wyłożył się na tych deskach, opierając o nie jedną ręką, wyciągając lekko zgięte nogi, spoglądając na swoje paznokcie. Tracąc zupełnie zainteresowanie zdziczałym kotem, który nie chciał nawet wyjść na spotkanie. Czasem jednak zerkał na istotę, kiedy podchodziła zbyt blisko. A w końcu, niby z łaską, nie patrząc na niego, wystawił ku niemu dłoń. Prawie jakby oczekiwał, że ucałuje jego koniuszki palców.

Koty były prostsze w oswojeniu, niż się większości wydawało.

Wystarczyło je ignorować - ciekawość i poczucie bezpieczeństwa same je przygnają do ciebie.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Pies policyjny
Live fast,
pet dogs
Tomasz przede wszystkim jest wysoki, nawet bardzo. Ma 192 centymetry wzrostu więc nietrudno go zauważyć w tłumie. Nie mówiąc już o tym, że prawie zawsze oślepia uśmiechem. Jego włosy przyjmują barwę bardzo ciemnego blondu, jego oczy są niebieskie, na twarzy często widnieje zarost - uważa, że tak wygląda przystojniej. Jest dość dobrze zbudowany. Zwykle ubiera się w stonowane kolory, jeansom często towarzyszy sweter lub koszulka z kołnierzykiem, rzadko sięga po koszule, które według niego są strasznie niewygodne. Podczas słonecznych dni towarzyszą mu jego ulubione okulary przeciwsłoneczne, w te chłodniejsze ukochana skórzana kurtka z brązowej skóry. Można czasem wyczuć od niego dym papierosowy, znacznie częściej jednak przesiąka zapachem kawy oraz swojej wody kolońskiej o nucie lawendy i cedru.

Thomas Hardwick
#329
12.06.2024, 17:48  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.06.2024, 18:11 przez Thomas Hardwick.)  
Pod sceną

Występ był naprawdę fajny i pewnie zostałby na nim do końca, gdyby nie mały szczegół.
Ktoś właśnie bowiem próbował go pozbawić sakiewki.
Nie, żeby miał w niej zbyt dużo, bo w takie zbiegowiska z doświadczenia nie lubił zabierać za dużo gotówki, mógł więc w niej znajdować się odpowiednik dwóch galeonów, dwa cukierki zapewne jakieś mało znaczące śmieci, szczególnie, że nie zrobił jeszcze zakupów. To nie oznaczało jednak, że był skory stracić jej zawartość.

Percepcja na to, czy Layli uda się Tomasza okraść
Rzut N 1d100 - 97
Sukces!


Dlatego, gdy poczuł, zapewne dzięki ostatnio przypomnianemu mu stwierdzeniu Alastora “stała czujność”, że ktoś dobiera mu się do jego własności, nie omieszkał złapać tej osoby za rękę i natychmiast się do niej odwrócić.
Przez chwilę się zdziwił, widząc młodą kobietę, bo prędzej o taki ruch podejrzewałby jakąś dzieciarnię z Nokturnu, zaraz jednak się zreflektował. Zastanawiał się, czy nie być wrednym i nie zamachać jej odznaką schowaną w jego skórzanej kurtce przed nosem, westchnął jednak tylko, zastanawiając się, czy naprawdę nie mógł się po ludzku nacieszyć wolnym podczas Sabatu. Szczególnie, że w końcu nic się nie postanowiło w jego życiu w tym terminie walić.
- Muszę przyznać, że masz bardzo dużego pecha, by z wszystkich obecnych wybrać brygadzistę po służbie - stwierdził z krzywym uśmiechem, nadal nie puszczając ręki złodziejki. Ciekawe skąd się tu wzięła. Zerknął na scenę, mając pewne podejrzenia, mógł się jednak mylić. Pewnie nie jedna osoba w końcu polowała dziś na sakiewki.
Współczuł tym, którzy dziś się musieli tym ciągle zajmować. Naprawdę nie lubił takich sytuacji. Już wolał się chyba tłuc ze śmierciożercami, niż mieć do czynienia z podobnymi głupcami, albo co gorsze, zdesperowanymi ludźmi, dla których czasem była jedyna droga do przetrwania.
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#330
12.06.2024, 19:49  ✶  
Południowe stragany - magiczne różności

Spojrzał na Victorię wzrokiem, który wyrażał tak wiele, jakby co najmniej kobieta mu oświadczyła, że od dzisiaj ma nie być żadnego jutra, a powiedziała jedynie, że barany mają kwadratowe oczy. Czy tam prostokątne. Matematyk żaden z niego, chociaż nauczono go liczyć na siebie i przeliczać pieniądze w kieszeni. Tyle wystarczyło, do tej pory nie trzeba było wyliczać kątów prostych czyichś źrenic.

Zawsze jak chodził po tych straganach to podziwiał osoby, które obsługiwały go na tych stoiskach. Słowo "podziw" było przy tym bardzo mocno przekoloryzowane. Wystarczyło, że trochę osób się odsuwało, jakoś mimowolnie, kiedy szedł razem z Victorią i to bynajmniej nie dlatego, że kobieta była taka straszna. Nie żeby akurat ją tutaj wytykać palcem i punktować... było na co popatrzeć i było się za kim obejrzeć w jej przypadku. Przed nim co najwyżej umykali. Przykro? Ale skąd! Kiedyś było mu z tego powodu bardzo przykro. Teraz ledwo zwracał na to uwagę, a jeśli nawet zwrócił to prędzej pokręciłby głową i był z tego dumny. Nie wracając wspomnieniami do dawnych dni, nie myśląc o tym, jak rzeczywistość się układała, nie zastanawiając się nad każdą bolączką rzeczywistości. Ludzie przemijali - i omijali cię dokładnie tak, jak tusza robiąca za tło Lammas. Święto żniw przecież miało zapowiadać przemijanie jesieni, czy to też nie było jakże tematyczne?

- Podoba ci się? - Podniósł naszyjnik z piękną różą, przyglądając się mu. Ładny. Błyszczy. Nie to, żeby w jego stylu, ale od razu skojarzył mu się z Victorią. Przysunął naszyjnik blisko jej szyi, nie myśląc nawet o tym, czy to prawdziwy klejnot, czy nieprawdziwy - nie znał się na tym. Jego biżuteria była takich rzeczy pozbawiona - prosta i tylko wykonana z metali czy srebra. Za to ta róża bardzo mu się skojarzyła z nią. Różyczka. Przekrzywił głowę, przymierzając wisiorek do jej szyi, a raczej - obok niej. Jakby oceniał, czy akurat ten kolor dobrze do niej pasował. Spojrzał na cenę na stoisku i gwizdnął na sklepikarza, czyli na Tristana w tym wypadku, żeby mu rzucić parę galeonów za zakup. A potem po prostu zapiął jej ten wisiorek na szyi. - Ładnie. - Ocenił. - A właścicielka tylko ładniejsza. - Uśmiechnął się z zadowoleniem.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Eutierria (8658), Alastor Moody (2816), Viorica Zamfir (7443), Brenna Longbottom (9148), Erik Longbottom (10575), Geraldine Yaxley (3118), Atreus Bulstrode (6249), Thomas Hardwick (2133), Cedric Lupin (7459), Perseus Black (951), Nora Figg (2409), Florence Bulstrode (5777), The Tempest (2039), Heather Wood (4239), Ula Brzęczyszczykiewicz (1800), Dora Crawford (3062), Philip Nott (5347), Bard Beedle (4762), Robert Mulciber (6511), Cameron Lupin (5438), Lyssa Dolohov (6494), Victoria Lestrange (17455), Sauriel Rookwood (10901), Cathal Shafiq (1684), Celine Delacour (3597), Sebastian Macmillan (6935), Stanley Andrew Borgin (8416), Bertie Bott (3462), The Edge (17225), Peppa Potter (1867), Rabastan Lestrange (656), Augustus Rookwood (565), Laurent Prewett (20679), Guinevere McGonagall (2846), Christopher Rosier (238), Lorraine Malfoy (3818), Leon Bletchley (6029), Olivia Quirke (5691), The Overseer (764), Alexander Mulciber (4340), Ambrosia McKinnon (2310), Tristan Ward (5474), Hades McKinnon (2237), Richard Mulciber (13112), The Lightbringer (5951), Thomas Figg (2419), Morpheus Longbottom (3952), Penny Weasley (9069), Vera Travers (2351), Neil Enfer (6742), Millie Moody (5588), Isaac Bagshot (5045), Asena Greyback (344), Anthony Shafiq (13151), Mabel Figg (1777), Ralitsa Zamfir (845), Lorien Mulciber (11735), Sophie Mulciber (3252), Basilius Prewett (3999), Jonathan Selwyn (4962), Charles Mulciber (10107), Leonard Mulciber (4189), Charlotte Kelly (291), Jagoda Brodzki (1208), Jessie Kelly (204), Electra Prewett (1891)

Wątek zamknięty  Dodaj do kolejeczki 

Strony (88): « Wstecz 1 … 31 32 33 34 35 … 88 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa