Kiedy członkowie klubu łowieckiego opuszczali scenę, receptą na nudę był oczywiście pan prowadzący. Mężczyzna wydawał się coraz mocniej zestresowany, a może bardziej... załamany tym jak wychodziły jego wystąpienia, przy okazji nasłuchał się kilku nieprzychylnych opinii i teraz zjadała go trema. Ustawił się na tej scenie tak, jakby był do niej dodatkiem, albo zagubionym wolontariuszem niewiedzącym, co robić i westchnął do mikrofonu, zarażając widownię nastrojem głębokiej melancholii.
Po widowni poniósł się cichy śmiech. Mężczyzna westchnął jeszcze raz i nie ujmując ani kropli swojemu wisielczemu nastrojowi mruknął:
- Dlaczego w soboty nie kupicie eliksiru wielosokowego w aptece Lupinów? - Znów dał zapaść niezręcznej ciszy. - Bo w weekendy wszyscy chcą być sobą. - Nagrany śmiech i oklaski znów rozbrzmiały z głośników, chwilowo zagłuszając łowcę upuszczającego na deski sceny tarczę strzelniczą. Na szczęście udało mu się nie uszkodzić drewnianego podestu ani siebie. Prowadzący uśmiechnął się nieco smutno i leniwym krokiem przeniósł się na środek sceny. Nabrał powietrza w płuca w nieco karykaturalny sposób, napinając się przy tym. Być może chciał w ten sposób dodać sobie nieco odwagi. Następnie przyłożył mikrofon do ust i zapowiedział następny występ. - Szanowni państwo, przed nami przedostatni występ tegorocznej imprezy. - Widząc, jak gęsto zaczyna robić się na widowni, spodziewał się dużego zainteresowania zaproszoną piosenkarką. Ludzi na Lammas robiło się coraz więcej. - Tym razem jest to występ specjalny, przeprowadzą go bowiem specjaliści z Ministerstwa Magii. - Zbliżył się do jednej z hostess trzymających wiklinowy koszyk. - Nagrodą dla osób, które zgłoszą się do tego występu, jest ten oto breloczek, który być może kiedyś uratuje wam życie. Departament Przestrzegania Prawa Czarodziejów przygotował bowiem dla nas przyspieszony kurs samoobrony. - Głośno przełknął ślinę. - Mam nadzieję, że nikomu z nas się nie przyda - dodał, śmiejąc się nerwowo, a później zaklaskał razem z widownią, obserwując Millie Moody.
Prowadzący został na scenie jako ochotnik, jeżeli nie znalazła się wystarczająca liczba zainteresowanych.