• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[Jesień 72, 30.09 Ekstaza Merlina - impreza towarzyska]

[Jesień 72, 30.09 Ekstaza Merlina - impreza towarzyska]
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#91
17.09.2025, 11:44  ✶  

przy stołach

Nie było w jej stwierdzeniu nic nadzwyczajnego, ot zaobserwowanie faktu. Na podobnych wydarzeniach zawsze pokazywali się ci sami ludzie, to było stałe, w końcu elita nie przyjmowała do swojego grona byle kogo, racze asymilowała się od tej gorszej w ich mniemaniu części społeczeństwa. Czy widziała w tym coś złego? To zależy, hipokryzją byłoby czepianie się ich o to skoro ona sama dość często pojawiała się między nimi, należała do tego grona, czy tego chciała, czy nie, oczywiście, że robiła to ze swoich pobudek. Od zawsze zależało jej na rodzinie i ich pozycji, nie chciała, aby nagle zostali traktowani jako gorszej kategorii, na szczęście i tak byli mocno zdystansowani od tego wszystkiego mieszkając w Walii, gdzie psy dupami szczekały, a diabeł mówił dobranoc.

- No, prawda, w większości. - Czasem pojawiali się ludzie z zewnątrz, jednak nie było ich tak wielu, aby jakoś szczególnie dostrzegała ich obecność.

- Też wolę się w ruchu. - Nie znosiła siedzieć w miejscu, więc to było całkiem logiczne, no, ale w końcu mogła wyprostować kości, skończyła się ta część, która powodowała u niej dyskomfort. Mogli przechadzać się między ludźmi, obserwować, wyciągać wnioski, a za chwilę się stąd ewakuować. Poszło nie najgorzej.

- Racja, nie da się ukryć, że raczej trudno jest nam się mieszać z tłumem. - Chcąc nie chcąc zawsze zwracali na siebie uwagę, swoim wyjątkowo wysokim wzrostem. Ona również nie odczuwała potrzeby, aby do kogoś w tej chwili podchodzić, a więc mogli ruszyć w stronę stolików, o czym marzyła odkąd tylko się tutaj pojawiła. Oby mieli dużo mięsnych potraw, nie sądziła jednak, że mogłoby być inaczej, w końcu mało kto był w stanie przeżyć na samej zieleninie.

Przystanęli w końcu przy jednym ze stolików, udało im się do niego dotrzeć w miarę szybko, bo ludzie zaczeli się rozchodzić i mieszać w grupy, co ułatwiało przechodzenie między nimi.

Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#92
17.09.2025, 17:50  ✶  
z Aaronem na balkonie

Szukał w jej obliczu czegoś co mówiło “tak, jest już dobrze.” I doczekał się. Kiedy zaklęcie czyszczące usunęło szminkę, skinęła minimalnie głową. Obciążający dowód zniknął tak szybko jak się pojawił. Pewnie w innym miejscu i czasie po prostu sama starłaby ślad obślinionym palcem, ale... to nie było miejsce i czas.
- Czy w takim razie nowa koszula do muduru to wciąż prezent czy jednak łapówka?- Zapytała zamiast tego.
Nie mogła się nie zgodzić, że tutejszej makiecie… Po prostu wiele brakowało. Albo ona miała zbyt wysokie wymagania. Zresztą okej, nie zdążyła się na tyle dobrze przyjrzeć, aby uczciwie osądzić braki.
- To na cele charytatywne. Nie mogę dać mniej niż Elliott Malfoy.- Wzruszyła ramionami jakby to była rzecz oczywista. Po prawdzie przywiązanie Lorien do pieniędzy było praktycznie zerowe.
Jak większości tutejszych bogaczy. Dobrze, że chociaż cel wydawał się szczytny.

Nagle jednak uśmiech kompletnie zniknął z twarzy pani Mulciber. Zmarszczyła delikatnie brwi jakby coś sobie uświadomiła. Zamrugała. Raz. Drugi. Całe to rozbawienie gdzieś uleciało.
- Jest już po dziewiątej? - Zapytała. Musiało być. To głupie przedstawienie ciągnęło się w nieskończoność, już trochę tutaj siedzieli… O nie. Jedno spojrzenie na twarz sędziny i Aaron już wiedział - Lorien właśnie uświadomiła sobie, że przegapiła odcinek tej okropnej, tureckiej szmiry, którą tak namiętnie dzień w dzień oglądała od tych… dwóch tygodni?
O nie nie. Żadnej szmiry.  To była wspaniała mugolska produkcja telewizyjna (poznała tą technologię zdecydowanie zbyt późno w swoim życiu) o krwawych intrygach w XVI-wiecznym haremie, gdzie wdowa po wezyrze Muhteşem Süleyman’ie, Hürrem Hatun próbowała wykorzystać pozycję, by wspoerać nieślubnego syna, ale Safiye Sultan, matka sułtana Mehmeda III, knuła spiski z dostojnikami pałacowymi i sędzią Hüseyin’im Çelebi Üsküdarî, granym przez całkiem całkiem niezgorszego mugolskiego aktora.
“On mi się wcale nie podoba!” burknęła wczoraj, kiedy Aaron raczył rzucić przez nikogo nieproszony komentarz o panu Omarze Sharifie. “To po prostu bardzo poważny dokument historyczny. Możesz się ze mną doedukować na temat mugolskiej kultury, zamiast komentować.”
I co? I stwierdził, że nie. Bo jest zajęty. Ale usiadł obok na kanapie, przeglądając akta nowszych spraw. Aha. Udawał. Wiedziała, że udawał, bo nawet on nie poświęcał 20 minut na przeczytanie jednej kartki raportu z posiedzenia Wizengamotu. A kiedy przekręciła lekko głowę, którą trzymała na jego ramieniu, zobaczyła bardzo wyraźnie, że ogląda. Altında Aşk, Üstünde İhanet dopadła nawet Moody’ego.
Oficjalnie byli zgubieni.

Westchnęła ciężko. No i się nie dowie czy Safiye Sultan odkryje, że ten służący Mustafa Gürcü na rozkaz Hürrem  zlecił jednej z jej dwórek, tej jasnowłosej Farmie wpuszczenie jadowitego skorpiona do łaźni, gdy młody Mehmed będzie zażywał kąpieli. Ale z drugiej strony podsłuchała to jedna z młodszych dam w haremie, tak szczerze zakochana w sułtanie! Och! Co za tragedia.
Zrobiła minę sugerującą, że… może mogliby sobie stąd pójść? Nikt by nie zauważył, a może zdążyłaby na końcówkę.
Problem był taki, że nie, nie mogli.
Doktor Dom
Ain't no chariots of fire
Come to take me home

I'm lost in the woods and I wander alone
Wysoki, mierzący 193 cm. Dobrze zbudowany, umięśniony. Opalony, wręcz spieczony słońcem od prac na zewnątrz. Kawał czarodzieja. W granicach 100 kg. Wieloletni sportowiec, obecnie również pracujący w znacznym stopniu fizycznie, co widać na pierwszy rzut oka. Długowłosy, zielonooki blondyn. Ma falowane, gęste włosy w kolorze ciepłego jasnego blondu - poprzetykane pasmami rozjaśnionymi od częstego pobytu na słońcu i kilkoma pierwszymi kosmykami bieli. W kącikach oczu ma siateczkę zmarszczek, czoło również pokrywają pierwsze, jeszcze niezbyt głębokie linie. Roztacza wokół siebie zapach ziołowego dymu: ciężki, ale słodkawy, trochę kadzidłowy. Nosi się elegancko, klasycznie, choć nieczęsto sięga po magiczne szaty. W większości są to ubrania szyte na miarę. Preferuje proste, ale dopasowane spodnie i koszule z dobrych materiałów, skórzane buty. Czasami golfy albo płaszcze dostosowane do pogody. Wybiera ciemne kolory. Sięga głównie po zielenie, brązy i czerń, ale bez niebieskich podtonów (również w kierunku bardzo ciemnej zieleni albo kawowego brązu). Często sięga po skórzane rękawiczki. Na palcu niemal stale nosi złoty sygnet. Na lewym nadgarstku ma zegarek na skórzanym pasku, na prawym rzemykową bransoletę z przywieszką. Zazwyczaj mówi bez akcentu, nie unosi głosu. Raczej stawia na wizualny autorytet i chłodne, poważne, nieco kpiące spojrzenie.

Ambroise Greengrass
#93
17.09.2025, 22:59  ✶  
Z Geraldine przy przekąskach

Uśmiechnął się pod nosem, krótko kiwając głową. Może nie do końca miał na myśli to, o czym pomyślała jego luba, ale w gruncie rzeczy i to, i to miało swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Nawet w ich świecie... ...a może zwłaszcza?... ...nie tak łatwo było zachować twarz. Zarówno w tym najpowszechniejszym znaczeniu, jak i w bardziej abstrakcyjnych ujęciach. Bez wątpienia zgadzał się z Geraldine odnośnie tego, że ich środowisko było dosyć mocno zamknięte, większość osób widywało się w nim przez lata. Goście na takich wydarzeniach powtarzali się we wszystkim, tylko nie w kreacjach.
Bo to już byłaby zgroza. Przejaw nietaktu lub, co gorsza, bieda!
Nieczęsto pojawiał się pośród nich ktoś, kogo Roise nie kojarzył. Bywał w towarzystwie na tyle regularnie, świadcząc również usługi dla czystokrwistych rodów, że był bardziej lub mniej w stanie określić nawet przynależność kogoś, kto dopiero debiutował na salonach. Młodzieniec od tych, młoda od tamtych. Natomiast zagraniczna elita? To nie zdarzało się zbyt często.
A jednak nie był w stanie ukryć spojrzenia, jakie posłał w kierunku towarzyszki, gdy powtórzyła jego słowa. Skrzywił się do niej nieznacznie, ale wymownie, ledwo zauważalnie zezując w kierunku, w którym przekrzywił głowę. To. Dokładnie to miał na myśli. Nie tylko elitarność ich środowiska, lecz także wszelkie przejawy tego, że niektórzy chcieli jak najdłużej korzystać z blasku świateł.
Nie wszyscy łatwo godzili się z myślą, że czas nigdy nie miał się dla nich zatrzymać. Nie każdy potrafił zaakceptować to, że przez ten sam parkiet, po którym oni poruszali się latami, miały przechodzić nowe, młodsze pokolenia. Niektórym nie wystarczyła godność, z jaką zazwyczaj starzeli się czarodzieje i ich zdecydowanie imponująca długość życia. Niektórzy...
...zdecydowanie korzystali z dobrodziejstw nie tylko Potterów, lecz także wszystkich, którzy zgadzali się przedłużyć im młodość. Tak jak podstarzała czarownica zdecydowanie nadużywająca pomocy w zachowywaniu młodej twarzy, która od chwili, gdy podeszli do przekąsek, pochylała się nad drugim końcem stołu, grzebiąc w przystawkach i okazjonalnie śląc im spojrzenia.
- Ona też chciałaby, żebyś się ruszyła - mruknął pod nosem, nie mogąc darować sobie komentarza.
Oczywiście, że wobec tego mieli stać tu dłużej niż to było konieczne.
- A więc? - Spytał, ogarniając stół spojrzeniem. - Jaka jest twoja pierwsza ofiara? - Nie bez powodu tak nie inaczej sformułował swoje pytanie, odnosząc się do mięsożernych zapędów dziewczyny, które (jeśli to w ogóle było możliwe) ostatnio objawiały się wyraźniej niż kiedykolwiek.
A przecież już zdążyła mu podkreślić, że pragnęła mięsa. Nie sałatek, nie ciast. Mięsa. Jego spojrzenie zlustrowało najbliższe opcje, gdy sięgnął po wyjątkowo poręczny talerzyk, by jej go podać. Następnie sięgnął po drugi, nawet jeśli w tym momencie nie był jeszcze specjalnie głodny.
Z tego, co zdążył już zauważyć, mimo mnogości opcji, wszystkie przekąski łączyła jedna cecha: zdecydowanie dało się je spożyć na jeden kęs, co było zarówno wygodne dla gości, jak i z pewnością dla budżetu organizatorów wydarzenia. W końcu minimalizowano tym szanse na pozostanie zbyt dużej ilości resztek jedzenia, a także można było swobodnie podmieniać brakujące opcje bez sprawiania wrażenia, że jakieś opcje zbyt wcześnie się skończyły. Sprytne, naprawdę sprytne.


Because no matter how long the night
It's always darker
When the light burns out
And the sun goes down
The night will start anew
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#94
19.09.2025, 22:53  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.10.2025, 18:19 przez Erik Longbottom.)  
Z Norą przy barze.

— Jasne — potwierdził Erik, kiwając niespiesznie głową i zawracając w stronę baru. Nie miał zamiaru jakkolwiek oponować przed tym pomysłem. — Masz już jakiś pomysł, co sobie zamówisz?

Towarzystwo wokół którego się zakręciło i tak zdawało się nieco przerzedzić, więc tym lepiej będzie jak znajdą sobie jakieś zajęcie. Mężczyzna oparł się bokiem o krawędź barowego blatu i zamówił dla siebie zwykłą whisky z lodem. Na ten moment trudno było mu ocenić w jaką stronę skręci ta impreza. Czy zostaną zachowane wszelkie pozory klasy i stylu jakimi teoretycznie powinni wykazywać się wszyscy goście? A może dojdzie do jakiegoś niespodziewanego incydentu? Erik westchnął cicho, przesuwając wzrokiem po sali.

Prawdę mówiąc, nie miałby nic przeciwko spokojnemu wieczorowi. Może pomogłoby mu to jakoś uspokoić skołatane nerwy. Może wyzbył się negatywnych przeświadczeń na temat tego jaką opinią miała cieszyć się jego rodzina po katastrofie w Dolinie Godryka. Z drugiej strony, na imprezach czarodziejów nigdy nie można było zakładać, że wszystko pójdzie według planu. Magiczne drinki, niespodziewane transformacje... Czarodzieje na pewno mieli pod tym względem większe pole do popisu niż mugole.

— Aż ciężko uwierzyć, że jeszcze parę miesięcy temu bawiliśmy się na wiosnę w Warowni, co? — rzucił po chwili nieco nostalgicznym tonem. — Dopiero rozkręcałaś interes na Pokątnej, a problemu pokroju Beltane czy Spalonej Nocy były co najwyżej teoriami. Przewidywaniami na bliżej nieokreślony gorszy czas. — Westchnął ciężko. — Ciekawe, czy w przyszłym roku, ktoś przebije Brennę.

Jak do tej pory się nie zanosiło, aby jakakolwiek rodzina planowała otworzyć bramy swej posiadłości przed resztą społeczności. Z drugiej strony był przed nimi jeden z najintensywniejszych okresów w roku. Samhain, Yule… A po Yule już niedaleko było do Imbolc, a potem powtórka z Ostary. I kolejne poszukiwania czekoladowych jaj po lasach, skomentował bezgłośnie, wzdrygając się na wspomnienie ich jakże owocnych poszukiwań.

— Masz już jakieś większe plany na klubokawiarnię na jesień? — spytał z nutką zaciekawienia w głosie. — Podejrzewam, że okolice Święta Duchów mogą zaowocować całą masą nowych wypieków... Wiesz, te wszystkie duszki, nietoperze, wiedźmy, wampiry, wilkołaki... Pewnie będziesz równie zapracowana co Miodowe Królestwo w Hogsmeade.


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Karma police
"Bijące serce Zakonu" – cytat by Woody Tarpaulin (czyli twój stary najebany gada z kolegą o tym, jak był zomowcem i pałował księży na ulicach)
Myślisz sobie, "ale skurwysyn", i masz w sumie rację. Szczupły, zawsze schludnie ubrany mężczyzna w średnim wieku o jasnobrązowych włosach. Niby chudy, ale jednak byk. Jak na kogoś raczej średniego wzrostu (mierzy dokładnie 1,78 m), podejrzanie mocno lubi patrzeć z góry na przestępców, których przetrzymuje w swojej sali przesłuchań. Wygląda na starszego, aniżeli jest w rzeczywistości: na jego twarzy zaczynają już rysować się zmarszczki, a pod zmęczonymi, ciemnozielonymi oczyma, widać cienie od niewyspania. Nie jest kimś, kto przesadnie dba o swój wygląd, a jednak, przepisowy mundur aurora zawsze ma idealnie wyprasowany, kołnierzyk koszuli stoi sztywno, a buty – wydają się być świeżo pastowane. Wyważenie Aarona wynika z wtłoczonego przez lata służby aurorskiego rygoru, zaś wojskowa elegancja – z przekonania o potrzebie zachowywania wewnętrznej dyscypliny bez względu na okoliczności. Przynajmniej w godzinach pracy jest elegancki, bo po cywilnemu ubiera zwykle stare łachy robocze, w których jest mu najwygodniej. Widać po nim, że pracuje manualnie, ręce ma bowiem szorstkie, z widocznymi odciskami. Jego ruchy cechuje precyzja i pewność siebie. Na co dzień pachnie wodą po goleniu (od lat tą samą), roztaczając wokół siebie mdłą woń najtańszej kawy z ministerialnego automatu, zmieszaną z dymem papierosowym. Na prawej ręce ma dwa tatuaże, które zwykle chowa jednak pod zaklęciami maskującymi.

Aaron Moody
#95
22.09.2025, 00:10  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.09.2025, 02:31 przez Aaron Moody.)  
Balkon, obok Lorien Mulciber.

Wszyscy zauważyliby, gdyby wyszli. Nieobecność zawsze była bardziej wymowną niż obecność, inaczej ludzie dziękowaliby za dostatek tak samo głośno, jak narzekali, gdy dotykał ich brak. Panorama spalonego Londynu za ich plecami była najlepszym tego przykładem.

Słysząc ciężkie westchnienie Lorien, na powrót zacisnął palce na złotej spineczce, którą schował naprędce w kieszeń, gdy zajął się poprawianiem kołnierzyka. Rozejrzał się, szukając powodu jej wzburzenia. Starał się być przecież uważnym, bo... Och. Och. Dziewiąta. Niemalże zapomniał o nowej obsesji Lorien. Telewizor, który wcisnął mu w podzięce za naprawienie instalacji w łazience babci, Arjun, prowadzący hinduską restaurację przecznicę dalej. Jego babcia mieszkała pod Aaronem, w mieszkaniu pachnącymi przyprawami, i ostatnio chyba tylko jemu odpowiadała na "dzień dobry", bo z resztą sąsiadów pokłóciła się przez swoje radio, które zawsze grało zbyt głośno. Obcojęzyczne szlagiery niosły się echem po klatce schodowej, ale Moody nie uskarżał się na hałasy, bo wyciszył mieszkanie za pomocą zaklęć. Więcej, naprawił jej raz to stare radyjko, wtedy, gdy się zepsuło! Od tej pory staruszka regularnie zapraszała go na rodzinne obiadki, a gdy się wymawiał, nasyłała na niego synów z resztkami domowego curry. "Mój brat ma sklep z telewizorami, da ci wszystko za pół ceny", namawiał Arjun, wdzięczny za pomoc babci. "Będziesz mógł obejrzeć sobie mecz, zamiast słuchać relacji w radiu!" Aaron nie był przekonany co do mugolskiej technologii, ale postawiono go pewnego dnia przed faktem dokonanym. Gdyby spółdzielnia mieszkaniowa się nie opierdalała z naprawami, nie dostałby telewizora.

A Lorien nie mogłaby oglądać swojego głupiego tureckiego serialiku codziennie o dziewiątej wieczorem.

– Bardzo przydatny prezent. Praktyczny i... Tak. Prezent – odpowiedział poważnie Aaron, przywoławszy na twarz bardzo poważną minę. Jak gdyby mówili o bardzo poważnych sprawach... A nie o koszuli, na którą najpierw trochę ponarzekał, że "a po co", "nowej na pewno nie założę, bo nierozchodzona, jeszcze będzie uwierała w ramionach", "a tak w ogóle, to wszystko niepotrzebnie, bo ja koszule przecież mam". Ale Lorien tak jakoś żałośnie na niego spojrzała, że odechciało mu się z nią sprzeczać. Bo to był miły prezent, i było mu miło, że o nim pomyślała, i... Zwyczajnie nie chciał robić jej przykrości, zachowując się jak buc. Wciąż zresztą jeszcze czuł się zażenowany swoim zachowaniem i głupim wypadkiem z kołnierzykiem. Zakończył dyskusję nie przyzwalając na dwuznaczność, jak zawsze, gdy nie czuł się zbyt pewnym.

Pewnym był jednak, że Lorien Mulciber wcale nie chciała słuchać o tym, że Mehmed III urodził się już po śmierci matki Sulejmana Wspaniałego, więc wcale nie musiała martwić się o to, czy przeżyje uknuty przez nią zamach... Bo zamach zwyczajnie nie miał przecież racji bytu.

"To na cele charytatywne. Nie mogę dać mniej niż Elliott Malfoy."

Nagle złota spinka w jego dłoni, wcześniej tak leciutka, wydawała się ciężką. Nagle ważyła więcej niż cały świat. Nie wiedziałem, że zwykliście prześcigiwać się w swej hojności, chciał odpowiedzieć jej ostro. Z pewnością jest to z waszej strony bardzo... Chwalebnym.
A jednak nie odezwał się. Zamiast tego, pozwolił po prostu, aby na powrót zapadła między nimi cisza.


– You're too difficult.
– The situation is difficult, not me.
Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#96
22.09.2025, 20:49  ✶  
Balkon z Aaronem

Lorien pomilczała chwilę, pomilczała, a potem... odwróciła wzrok, po raz pierwszy rzeczywiście na Aarona przestając patrzeć.
Wszyscy zauważyliby, gdyby wyszli. I choć chciałaby butnie zapytać “i co z tego” - jej przygaszone spojrzenie było jasnym sygnałem, że Lorien wie.
Rozumiała, gdzie leżą granice, których przekroczyć dzisiaj nie mogli. Dzisiaj. Dobre sobie. Nigdy było bezpieczniejszą do założenia perspektywą czasową.
Przesunęła palcami po jasnych płatkach jaśminowych kwiatów. Hodował identyczne na swoim balkonie.
- Cieszę się, że się Panu podobał, panie Moody.- Odpowiedziała, ubierając słowa w ton znany mu z Ministerstwa. Żadnej dwuznaczności. Żadnej dyskusji. Nie mogła wydawać się bardziej obojętna na prezent, który przecież wręczyła mu ze swoim najszczerszym uśmiechem. Tylko przymierz. Jak będzie źle leżeć to oddam.
Oczywiście, że koszula pasowała jakby była na aurora szyta. Rosierowie nie zawodzili.
Ale tu nie chodziło o koszulę. Nie chodziło nawet o to czy jakiś tam nieżyjący sułtan mógł knuć przeciwko innemu. Nie chodziło o telewizor, o sąsiadów Aarona do których podchodziła z chłodną, wyuczoną grzecznością.

Chodziło o zasady. Nie powinna była ich zapomnieć.
Pani Mulciber nigdy nie była osobą, która serdeczną przyjaźń magiczno-mugolską traktowała jak coś więcej niż godne potępienia łamanie zasad Kodeksu Tajności Czarodziejów. Nie uznawała istnienia większości ich dziwnej technologii, środków transportu czy osiągnięć ichniejszej “medycyny” jak lubili nazwać to swoje rozcinanie chorych. Była głosem sprzeciwu wobec pełnej edukacji czarodziejów z niemagicznych rodzin,  dopuszczania ich do wyższych stanowisk. Nie znali ich praw; nie znali tradycji. Nie nadawali się do pełnienia istotnej roli w ich społeczeństwie.
Ale urodziła się w Niemagicznych Dzielnicach i choć jej dom był zaklęty przed wzrokiem mugoli, nie mogła nie doceniać drobiazgów - dobrego espresso w kawiarni nieopodal, niektórych piosenek lecących w radio, pomiędzy wiadomościami, które ojciec słuchał co wieczór, no i najwyraźniej tureckiego serialu.

Wyprostowała się.
Jak porcelanowa laleczka posadzona na kominku w czyjejś rodowej posiadłości. Wyciągnęła z torebki rękawiczki. Powinni wrócić do sali. W końcu nie chcieli, żeby ktoś zauważył ich zniknięcie, prawda? Nawet jeśli Poza tym musiała jeszcze wypisać czek. Bo chociaż pomaganie samo w sobie nigdy nie było bezinteresownym gestem (każdy Prewett wiedział, że pomoc jest warta swojej ceny tak długo jak można ją odpisać), to jednak pomagała.
Nie przerywała ciszy, która między nimi zapadła. Tylko odrobinę mocniej zacisnęła usta.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#97
23.09.2025, 22:59  ✶  
Z Jonathanem i Lyssą przy makiecie

Czy taką temperaturę mają palce kostuchy? Zastanowił się Morpheus, gdy Lyssa dotknęła jego ramienia. Tak bardzo chciał zobaczyć w dziewczęciu nową osobę, poznać ją i stworzyć w głowie portret odseparowany od tego należącego do jej ojca. Na razie jednak nie było to takie proste, gdy nosiła rysy jego twarzy, gdy zauważał w jej gestach jego gęsty. Gdyby zamknął oczy, mógłby nawet pomyśleć, że stoi z nim pod ramię, ale podarował sobie takie głupoty. Pociąg odjechał mu z peronu już jakiś czas temu, ale nie aż tak daleko.

Musiał pielęgnować w duszy, że umarł jego bóg i już nie ma dla niego dobrej miłości.

Zatrzepotał nagle rzęsami, jakby nagle ktoś zdmuchnął z niego pył sennych maków i rozbudził go.

— Chyba będziemy konkurować o pierwsze miejsce w wielkości donacji — błysnął zębami w stronę Jonathana i przez chwilę zarówno Lyssa jak i jego przyjaciel mogli usłyszeć echo czarującego Morpheusa sprzed ogni, który zdawał się nie mieć trosk, pomimo że mówiono mu, że urodził się, aby krwawić. Dziwny, nieszkodliwy Morpheus Longbottom, w którym szalał ogień czegoś innego niż destrukcji.

— Chyba że masz jakąś konkretną sumę na myśli, Lysso. Lyssa. Lyssa. — powtórzył trzykrotnie jej imię, jakby coś sprawdzał, zawsze wypowiadając je nieco inaczej, raz jak Lorien, gdy ich przedstawiała na Lammas, raz jak Jonathan. I ostatni, jakby po swojemu, ale w sposób znajomy dla jej ucha, znana melodia, ale powinno tam paść inne słowo, inne litery, ciepłe, okrągłe. — To twoje pełne imię czy skrót od czegoś?

Rzeczywiście nie wiedział.

Mówiąc to, przyglądał się darczyńcom, którzy składali deklaracje przed nimi, robiąc to samo, co Jonathan, próbując określić, co będzie uznane za hojny, szczodry dar.


Percepcja ◉◉◉◉◉: Chcę zobaczyć to samo, co Jonathan, czy potrafię określić ile wpłacić, żeby było uznane za dużo i robiło efekt.

Rzut W 1d100 - 91
Sukces!


And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Czarodziejska legenda
O! from what power hast thou this powerful might,
With insufficiency my heart to sway?
Przed dwoma tysiącami lat niewielkie irlandzkie miasteczko Waterford spłynęło krwią okrutnego męża i bezdusznego ojca kobiety, która zbyt wiele wycierpiała z ich rąk. Upiorzyca gnana nienawiścią i pragnieniem zemsty, przez lata dotkliwie karała wiarołomnych kochanków i mężów, aż zasnęła w swym rodzinnym grobowcu. Mieszkańcy co roku w rocznicę jej zgonu kładą na ciężkiej marmurowej płycie krypty rytualny kamień, który ma zapewnić im bezpieczeństwo. Ze szczątkowych zapisków etnologów i lokalnych pieśni, można wywnioskować, że kobieta była użytkowniczką magii. Czy znajdzie się śmiałek, który zdecyduje się zdjąć kamień i pocałunkiem obudzić bladolicą śniącą o ustach czerwonych jak krew?

Dearg Dur
#98
25.09.2025, 15:02  ✶  

Atreus, Brenna, Caius, Cynthia i Louvain


– Bardzo dziękuję, Wasze słowa znaczą dla mnie więcej, niż wszystkie pieniądze zebrane na tej zbiórce. Bez tak wspaniałej publiczności, bez tej energii wibrującej na sali... – skłoniła się w wdzięcznością, wypowiadając gładko wyuczone kwestie stare jak świat. Taniec godowy artysty i mecenasa nie zmieniał się wcale, mimo upływu wieków. – To suknia Madame Velanair! Biedaczka, musiała pracować w straszliwych warunkach po tym co się stało z jej domem i pracownią, ale jak zawsze... – płynny ruch dłonią bez pudła mógł wzniecić magiczny efekt sukni ściągającej wzrok, szepczącej do ucha inspirujący zachwyt, czyniący z Lauretty nawet poza sceną, ucieleśnienie muzy. Gdyby tylko ten kolor tak nie przypominał pożaru...– Jest prawdziwą artystką i zaiste, nie ma sobie równych. Cóż... ma to we krwi! – komplementowała projektantkę. Zarówno Atrues, jak i Brenna mogli zauważyć, że okoliczności zdecydowanie bardziej pasują tancerce niż na poprzednim artystycznym evencie.

Twarz Lauretty ani na moment nie spochmurniała, nawet gdy padło wspomnienie Spalonej Nocy. Dopiero po ułamku sekund brwi ściągnęły się w adekwatnym ułożeniu twarzy tak, aby wyrażała jej wdzięczności za troskę.
– Och nie, byłam w tym czasie poza Londynem, szczęśliwie nie mieliśmy tego dnia spektaklu, a ja potrzebowałam odrobiny regeneracji po wycieńczających próbach. Ten układ jednak po stokroć wart był włożonej pracy, skoro mogłam zachwycić nim mojego mecenasa. – nie dało się ukryć kogo Lauretta otacza największą atencją. – Czeka nas teraz dużo pracy razem, czyż nie? Madame Avery jeszcze nie rozesłała listów, ale wiem, że przyjdzie nam wspólnie układać program do Dnia Pamięci. Zrobię absolutnie wszystko, aby Twoja wizja znalazła swoje należyte ucieleśnienie.
Czarodziejska legenda
O! from what power hast thou this powerful might,
With insufficiency my heart to sway?
Przed dwoma tysiącami lat niewielkie irlandzkie miasteczko Waterford spłynęło krwią okrutnego męża i bezdusznego ojca kobiety, która zbyt wiele wycierpiała z ich rąk. Upiorzyca gnana nienawiścią i pragnieniem zemsty, przez lata dotkliwie karała wiarołomnych kochanków i mężów, aż zasnęła w swym rodzinnym grobowcu. Mieszkańcy co roku w rocznicę jej zgonu kładą na ciężkiej marmurowej płycie krypty rytualny kamień, który ma zapewnić im bezpieczeństwo. Ze szczątkowych zapisków etnologów i lokalnych pieśni, można wywnioskować, że kobieta była użytkowniczką magii. Czy znajdzie się śmiałek, który zdecyduje się zdjąć kamień i pocałunkiem obudzić bladolicą śniącą o ustach czerwonych jak krew?

Dearg Dur
#99
25.09.2025, 15:13  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.09.2025, 15:14 przez Dearg Dur.)  

Wszyscy


Zdawało się, że od pojawienia się roziskrzonych gwiazd dzisiejszego wieczoru minęło zaledwie parę chwil. Rozmowy trwały w najlepsze, kilka par ścieśniło się przy grającym kwartecie, by jakkolwiek móc słuchać muzyki. Pieniądze na miniaturowy teatr lały się strumieniem, deklarowane wpłaty czyniły makietkę nieco bardziej... materialną. Dwie, niedługo potem trzy wieże ozdobiły gmach, powoli zaczęły pojawiać się dachówki. Niektórzy wpłacali mało, żeby nie powiedzieć honorowo, każda cegiełka liczyła się jednak, chociażby po to, by finalnie mieć szansę na krótki taniec z samą Ministrą, która jako pierwsza wpłaciła na zbiórkę.

Niedługo po tym jak Brenna Longbottom zadeklarowała wysokość swojej darowizny, dyrektor Selwyn podniósł się ze swojego miejsca, a światła na moment łagodnie przygasły, zupełnie jak na teatralnej sali, gdy sekundy dzielą od uniesienia się kurtyny.

– Szanowni goście! Ostatnia niespodzianka dla Was dzisiaj. Z okazji premiery, z okazji odbudowy włości i zaplecza naszej artystycznej trupy! Za naszych artystów, za naszych mecenasów, za was wszystkich! – przyjemny baryton łaskotał miło uszy wszystkich bez względu na treść. Był też zaskakująco dobrze słyszalny, być może aktorskim szkoleniem, być może zaklętą apaszką - informacja o tym, że czas na kolejny toast dotarła nawet do gości znajdujących się na balkonie i poza główną salą w łazienkach.

Tymczasem z głównego korytarza prowadzącego do miejsca bankietu nadleciały trzy wielkie, suto zastawione stoły. Jeden z nich - centralny nosił na swoim grzbiecie wielopoziomowy tort. Głęboki granat pokrywającego go czekoladowego ganache'u oddawał perfekcyjnie nocne niebo, a złote ozdoby imitowały zapiski Merlina dotyczące astrologii. Gwiazdy, konstelacje, okultystyczne symbole... Niebieski przełamywał pomarańcz dominujący w przedstawieniu i oprószony złotem zdawał się bardziej skłaniać ku tradycyjnemu ujęciu postaci Merlina, aniżeli spektakl, który przed momentem widzowie mieli okazję obejrzeć. Pozostałe dwa stoły w tym cukierniczym tryptyku zasłane były kieliszkami z równie niebieskimi drinkami ozdobionymi piernikowymi gwiazdeczkami, oraz patery makaroników lekką kwaskowatością słodycz magicznego ciasta. Całość sygnowana była misternie zaklętymi w mieniącej się tkaninie obrusu klubokawiarnią Nory Figg, a przygaszone światła tylko wzmacniały oszałamiający efekt. Kwartet korzystając z zapadłej ciszy zaczął zamaszyście grać suitę, w której najistotniejsze motywy muzyki do spektaklu Oleandra Croucha zostały przepisane zawczasu na tak ograniczony skład, dawały jednak widzom posmak tego co znane, a melodie same wpadały w ucho.

Kolejka ustawiła się sama, gdy dyrektor symbolicznie ukroił dwa pierwsze kawałki - jeden dla Ministry, a drugi dla autorki sztuki. Światła powróciły do normy, a kwartet zdawał się grać nieco głośniej.

[Obrazek: cyGTX5x.jpeg]

[+]Jonathan
Z jakiś powodów (wybranych przez Ciebie) trudno Ci się skupić na makiecie i pozyskać informacje niezbędne do ustalenia wymaganej wpłaty. Widzisz jednak efekt wpłaty Brenny i wydaje Ci się przeciętny w skali dotychczasowych wpłat. Na tym etapie nie wiesz ile wpłaciła.
[+]Morpheus
Wiesz ile trzeba wpłacić, by ściągnąć na siebie wzrok zebranych

Następne podsumowanie 9.10

W najbliższej kolejce, każdej z postaci przysługuje jednorazowy rzut na Plotki.
  • Można korzystać z Percepcji (podsłuchanie lub podejrzenie faktu z życia elit) albo z Charyzmy (pokierowanie rozmowy tak, aby wyciągnąć informację od NPCa).
  • Treść posta i podejmowane przez postać akcje muszą zgadzać się z zadeklarowanym rzutem
  • W swoich postach można wskazywać na interesujące dla postaci tematy lub NPCe. W przeciwnym razie MG wylosuje temat zdobytej informacji.
ten lepszy Robert
cały mój kraj potrzebuje psychologa
Brunet o wzroście 180 cm. Ma błękitne oczy i zawadiacki uśmiech, który często nosi niczym maskę. Włosy często ma napomadowane, a pod szatami czarodzieja nosi eleganckie garnitury, albo od Rosierów, albo mugolskich projektantów, takich jak Westwood lub Dior, nie obnosząc się z tymi markami, lecz traktując to jako ukryty polityczny manifest.

Robert Albert Crouch
#100
25.09.2025, 18:28  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.09.2025, 18:28 przez Robert Albert Crouch.)  
Odpowiada Monie, potem bierze kawałek tortu i rozmawia z Samanthą. (rzut na ploteczki)

— Kuzynko, sekretem jest być prawdziwym Selwynem. Aktorem. Wczuwasz się w rolę na przyjęciu, a potem w domu znowu stajesz się sobą. Aż wreszcie nie umiesz odróżnić swojej postaci od samego siebie — wyjaśnił, rozglądając się po sali. — Czy kogoś osobiście się lubi? Bywa i tak. No ale tu nie chodzi o sympatie czy antypatie, a o rozgrywkę. Co powiedzieć, żeby skłonić kogoś do wyjawienia czegoś niewygodnego? Jaką postawę ciała ktoś ma? Czy się denerwuje? W każdym razie, nie przychodzi się tu dla towarzystwa. Przynajmniej nie tego rozumianego jako "będę się świetnie bawić z moimi przyjaciółmi". Choć z tobą zawsze jest mi miło przebywać i ty to wiesz.

Wzdrygnął się, gdy wspomniała o tym swoim Prewetcie. Może Electra była w porządku, ale nie znaczyło to, że Robert stracił wszystkie swoje podejrzenia, co do tej rodziny.

— Uważaj na Prewettów, Mono.

Nie chciał dodawać, by uważała również i na Rowle'ów.

Kiedy wniesiono ciasto, Robert oczywiście podszedł i poprosił o jeden kawałek, wiedząc, że powróci zaraz i po drugi. Wiedział, że wypieki od Nory Figg nie mogły być jedzone w jednej porcji. Zaś trzymając w ręku talerzyk, podszedł do Samanthy, swojej ciotki i szefowej. Tej samej, która siedziała z Ministrą w loży. Te dwie kobiety miały tyle władzy w państwie... mogły naprawdę robić więcej, by dobrze ją wykorzystywać. Ale cóż... z tym było mu pracować. Były one na pewno lepsze niż skrajni czystokrwiści supremacjoniści.

— Witaj, ciociu. Chyba jeszcze nie rozmawialiśmy — uśmiechnął się do Samanthy uroczo. — Jak się miewacie? Widziałaś, ile cegiełek już postawili? Dobrze jest zobaczyć taki oddolny zryw, prawda?

Rzucam na charyzmę (plotki - trochę prowokuję do rozmowy o akcjach odbudowy po Spalonej).
Rzut PO 1d100 - 63
Sukces!


« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (2062), Erik Longbottom (2997), Geraldine Yaxley (1545), Elliott Malfoy (3922), Atreus Bulstrode (1785), Nora Figg (2569), Cynthia Flint (2211), Lyssa Dolohov (1611), Pan Losu (98), Eugenia Jenkins (599), Louvain Lestrange (1762), Desmond Malfoy (1978), Oleander Crouch (2279), Baba Jaga (256), Morpheus Longbottom (2164), Hannibal Selwyn (4104), Anthony Shafiq (3384), Lorien Mulciber (5824), Jonathan Selwyn (1782), Ambroise Greengrass (2282), Electra Prewett (1886), Dearg Dur (4768), Mona Rowle (827), Philomena Mulciber (3274), Caius Burke (519), Robert Albert Crouch (1765), Henry Lockhart (944), Aaron Moody (6582), Mathilda Quirrell (1510)


Strony (14): « Wstecz 1 … 8 9 10 11 12 … 14 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa