• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka Knieja Godryka v
1 2 Dalej »
1972, Wiosna, Ostara | Na ratunek przyszła wiosna - Stragany

1972, Wiosna, Ostara | Na ratunek przyszła wiosna - Stragany
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#91
09.01.2023, 11:59  ✶  

- Komu, jak komu Ferg, ale Tobie ufam zawsze.- Powiedziała spokojnie. Faktycznie uważała, że Ollivander jest jedną z jej bliższych osób i naprawdę nie sądziła, że może zrobić coś nieprzyzwoitego. Oj naiwna Norka, gdyby tylko wiedziała... na całe szczęście mogła być spokojna, bo Mabel - póki co, nie powiedziała nic na temat tego, co przed chwilą się wydarzyło. Fergus mógł być spokojny.

- To mnie trochę zabolało!- Odparła z uśmiechem. Dobrze było wiedzieć, że przyjaciel tak dobrze dogaduje się z jej córką. Nie miał żadnych oporów, aby zabawiać dziewczynkę, choć wcale nie musiał tego robić. Czego jej trzeba więcej? Figg naprawdę była bardzo mocno szczęśliwa widząc, że większość jej znajomych nie ma problemu z tym, aby przebywać z jej córką, sądziła, że będą z tym większe problemy, mało kto chciał w końcu zabawiać nieswoje dzieci, ale w jej otoczeniu było zupełnie przeciwnie. Naprawdę była wdzięczna znajomym za to, że mieli takie podejście.

Mabel jakby zapomniała o tym, co wydarzyło się przed chwilą. Przynajmniej nie mówiła o tym na głos. Na pewno długo będzie się zastanawiała dlaczego wujek wziął sobie coś za darmo, może zapyta go o tym następnym razem? Może zapomni, w końcu w jej życiu działo się tyle ciekawych rzeczy, że ta jedna sytuacja zostanie zapomniana. To się dopiero okaże. - Oczywiście wujku! Wszystko Ci opowiem, nie mogę się doczekać, aż zacznę je rozpakowywać!- Mała Mabel dawno nie dostała tylu czekoladowych żab, mogliby już stąd wyjść, żeby mogła się zająć swoimi prezentami!

- Tak, nie byliśmy, jak chcesz to idziemy!- Norka nie zamierzała już dotykać podczas tego dnia niczego, miała wrażenie, że znowu przytrafi się jej coś niedobrego, także czekała, aż Mabel zakręci za Fergusa. Obserwowała ich uważnie, widać było, że się dobrze ze sobą bawili. Niemal tak dobrze, jak ona z Ollivanderem za czasów szkolnych. - Wydaje mi się, że możemy już stąd uciekać, zaliczyliśmy chyba wszystkie możliwe atrakcje.- Powiedziała łapiąc córkę za rękę. Poczekała aż ta pożegna się z Fergusem. - Dziękuję za to, że tu ze mną przyszedłeś.- Powiedziała jeszcze do mężczyzny, nim oddaliły się w kierunku wyjścia. Norka czuła, że słowa Szeptuchy wprowadziły w niej trochę zawahania, na pewno będzie musiała porozmawiać o tym wszystkim z Fergusem, kiedy Mabel nie będzie w pobliżu.


Postacie opuszczają sesję
"Toby"
There's a starman waiting in the sky
He'd like to come and meet us
Fergus jest dość wysoki, bo mierzy metr osiemdziesiąt wzrostu, a do tego dość chudy. Patrząc na niego, ma się wrażenie, że może się złamać na pół. Ma długie, wiecznie rozczochrane włosy, które związuje, kiedy musi się skupić lub nad czymś pracuje i brązowe oczy w odcieniu czekolady. Zazwyczaj jest dosyć nerwowy i intensywnie gestykuluje, kiedy mówi. Jest leworęczny.

Fergus Ollivander
#92
09.01.2023, 17:11  ✶  
Nie powinnaś, mruknął do siebie w myślach, ale jednocześnie uśmiechnął się do Nory, próbując uspokoić nie tylko ją, ale również siebie. Gdyby tylko wiedziała, w jakie szambo kolejny raz się wpakował i jak bardzo zżerały go wyrzuty sumienia po tym, jak przy okazji naraził Mabel swoim złym wpływem, nie patrzyłaby na niego tak samo. I chociaż dziewczynka zdawała się o tym zapomnieć, on nie potrafił. Ciężko mu było wyzbyć się wrażenia, że najdrobniejszy szczegół mógłby przywrócić jej pamięć i mimochodem wspomni matce o tym, że wujek przygarnął sobie coś ze straganu bez płacenia. Dlaczego tak bardzo go to zżerało, skoro chwilę wcześniej nie mógł się przed tym powstrzymać i cieszył się z niewielkiego sukcesu? Pogrzało go, stracił rozum. Nie żeby kiedykolwiek go miał.
- Zrób całą listę, żebyś o czymś nie zapomniała, a jak się jakieś powtórzą, to spróbujemy się z kimś wymienić – mówił do Mabel, ucieszony tym, że sprawił jej radość zakupem czekoladowych żab. Sam w jej wieku kolekcjonował karty, choć wtedy wyglądały zupełnie inaczej i w większości znajdowały się na nich nudne dla większości postaci historyczne. Dopiero teraz dodawali celebrytów, których dało się spotkać na ulicy. – Może ktoś z karty przyjdzie kiedyś do waszej kawiarni i da ci na niej autograf – zagadywał dziewczynkę, gdy szli w kierunku loterii goblinów. Odwróć uwagę, może zapomni i nikomu nie powie. Tego się trzymał, choć rzeczywiście naprawdę dobrze się z tą siedmiolatką bawił. Nie spodziewał się, że będzie potrafił dogadać się z dzieckiem, ale tutaj to działało. I sprawiało mu to frajdę. Może dlatego, że sam potrafił się wczuć w taki sposób, jakby wciąż był dzieciakiem?
Gdy Nora zadecydowała, że się oddalą, on sam nie miał tu też nic lepszego do roboty. Właściwie przyszedł tylko i wyłącznie dla niej, nie spodziewając się niczego ciekawego w tym miejscu. Tym bardziej, że coś wytrąciło Figg z równowagi i naprawdę chciał jej jakkolwiek pomóc, porozmawiać. Musieli to jednak odłożyć, bo nie dość, że nie było to odpowiednie miejsce, to chyba nie powinni prowadzić poważnych rozmów przy dziecku. Mabel nie zasługiwała na to, by widzieć swoją mamę zmartwioną.
- Powodzenia z żabami. Uważaj, żeby Salem ci jakiejś nie ukradł – zażartował, żegnając się z dziewczynką i chwytając ją, żeby okręcić się z nią wokół własnej osi. Nie była już takim drobnym szkrabem, ale jej sukienka falowała na wietrze jak u księżniczki, co też jej powiedział.
- Żaden problem. Wiesz, że nie potrafię ci odmawiać – zauważył jeszcze, gdy Nora podziękowała mu za jego obecność. Niby pomógł przy Mabel, sprawił jej frajdę, ale przy okazji chyba trochę nadwyrężył własne sumienie. Głupia Ostara, jeszcze głupsza kleptomania.

Postać opuszcza sesję
Urokliwa wiolonczelistka
to piekło - nie raj, to tutaj się kończy świat
Stella mierzy 165 centymetrów wzrostu, należy raczej do szczupłych kobiet. Buzię ma okrągłą, posiada pucułowate policzki, które dodają jej uroku. Oczy ma w kolorze orzechowym, włosy długie, jasne, najczęściej nosi je rozpuszczone. Ubiera się bardzo starannie, dba o to, aby zawsze wyglądać nienagannie. Pachnie cytrusami.

Stella Avery
#93
11.01.2023, 15:52  ✶  

Ostara. Niezbyt cieszyła się z święta, które nadeszło. Wszystko było inne, nie cieszyło jak dawniej, kiedy nie było jej tuż obok. Zawsze razem pojawiały się w miejscach, jak to. Razem uczestniczyły w tych mało śmiesznych zabawach, udając, że bawią się wyśmienicie, choć może właśnie tak było? Po co właściwie tutaj przyszła. Nie miała pojęcia. Rodzice mówili, żeby wyszła do ludzi, tak więc zrobiła.

Stella niezbyt pasowała do uśmiechniętego tłumu, który eksplorował stragany. Szła przed siebie ubrana w czerń, nie zamierzała szybko zrezygnować z tego koloru. Czarna sukienka, sięgająca niemal do kostek, czarny płaszcz, jej cera wydawała się przez to jeszcze bledsza. W końcu tęsknota nadal rozdzierała jej serce, ogromny ból towarzyszył jej od dnia, kiedy znalazła ją w wannie. Zastanawiała się dlaczego nie zauważyła, że jest z nią źle. Przecież tyle czasu spędzały razem, czy była aż tak bardzo ślepa? Nie umiała sobie tego wybaczyć, może gdyby widziała trochę więcej od własnego nosa jej siostra nadal by żyła. Te myśli towarzyszyły jej ciągle, nie umiała skupić się na niczym innym. Miała wrażenie, że zawiodła jedną z nielicznych osób, na których jej zależało, najgorsze było to, że teraz już nic nie mogła z tym zrobić. W końcu Clare nie było już na tym świecie, jej kochanej siostry.

Avery udała się na poszukiwania jajek, żeby mieć jakiś dowód, że faktycznie się tutaj pojawiła. Nie zebrała ich zbyt wiele, potrzebowała choć jednego, by pokazać rodzicom, że faktycznie pojawiła się na jarmarku.

Zamierzała już się stąd oddalić. Jakoś nie była w nastroju do świętowania, chciała znaleźć się w domu, z dala od tych wszystkich ludzi. Kiedy szła w stronę wyjścia usłyszała głos. Chyba ktoś mówił do niej? Odwróciła się, a wtedy dostrzegła kobietę, zmierzyła ją wzrokiem, niestety nie miała pojęcia z kim ma do czynienia. - Ach, tak, jajko.- Nawet nie zauważyła, kiedy jej wypadło. - Rzeczywiście jest moje.- Zbliżyła się do niej, aby odebrać zgubę.

Badacz wróżbiarstwa
Hiding alone,
a prison is home
Nadchodzi spowity smrodem dymu papierosowego. Na pierwszy rzut wygląda porządnie, codzienna elegancja w neutralnych kolorach… niekiedy może nieco wymięta. To zależy, ile spał, a cienie pod zielononiebieskimi oczami odznaczające się na cerze bladej jak prześcieradło podpowiadają, że niewiele. Palce poznaczone tu i tam rozmazanym atramentem, ugina się pod ciężarem ulubionej skórzanej torby, w której jest… wszystko. Średniego wzrostu (179 cm) postać młodego mężczyzny koronuje imponująca burza czarnych loków, które niewątpliwie są jego największą ozdobą.

Peregrinus Trelawney
#94
14.01.2023, 18:14  ✶  
Minęły lata, odkąd Peregrinus ostatni raz uczestniczył w Ostarze. Pamiętał ten sabat z dzieciństwa, gdy rodzice prowadzili go przez ten sam las, a on — ciekawy świata i podekscytowany jarmarcznymi wystawami chłopiec — co chwilę odrywał się od państwa Trelawney i biegał radośnie dookoła. Najmocniej w jego pamięci jednak zapisały się zapachy straganów ze świątecznymi przysmakami, które zawsze otwierały w jego umyśle drzwi do kolejnych nostalgicznych wspomnień.
Teraz nie biegł, a maszerował miarowym krokiem za swoim pracodawcą i jego córką. Jego oczy sunęły leniwie od prawej do lewej, obserwując otoczenie, a wiatr delikatnie podwiewał poły czarnego płaszcza, upodabniając go do posępnego kruka wypatrującego zagrożenia. Starał się dzielić uwagę między rozmowę Dolohova z córką a dobiegającą zewsząd plątaninę głosów. Z tej drugiej wyławiał jedynie chaotyczne strzępy, a im bardziej starał się w niej zatopić, tym bardziej zdekoncentrowany był. Stąd naturalnie grawitował w stronę dwojga przed sobą.
— Jeśli można — wtrącił, robiąc kilka dłuższych kroków, aby znaleźć się bliżej Lyssy i Vakela — podejrzewam, że twój ojciec, Lysso, nawiązuje do tego, że wydarzenia jak te… dużo ludzi w jednym miejscu, mam przez to na myśli… mogą stanowić dla niektórych wyborną okazję do poczynienia manifestu. I nie mam bynajmniej na myśli pacyfistycznych wystąpień — skwitował cierpko, łącząc ręce za plecami.
Nie uważał osobiście, aby na sabacie miało dojść do ataku. Pokładał pewne nadzieje w tym, że organizatorzy zadbali o bezpieczeństwo. Na tyle, aby wtargnięcie tam z wrogimi intencjami się nie opłacało, lecz nie można było nigdy niczego wykluczyć.
— Myślę jednak, panie Dolohov — po jego twarzy przemknął cień uśmiechu tak ulotny, że niemal niezauważalny — że może być i druga strona tego medalu. — Znacząco powiódł wzrokiem dookoła. Może i sabat nie przyciągnął rekordowej ilości osób, a na pewno nie tyle, ile pamiętał ich z dzieciństwa, lecz nie można było zaprzeczyć, że i tego dnia znaleźli się tacy, którzy wyszli z domów, aby cieszyć się świętowaniem. — Ludzie potrzebują czegoś takiego. Czegoś pozytywnego. — Ton, jakim Peregrinus wygłosił tę uwagę, nie sugerował bynajmniej, aby on sam podzielał ekscytację na myśl o świętowaniu, ale definitywnie go nie lekceważył.


źródło?
objawiono mi to we śnie
Widmo
It's getting dark in this
little heart of mine

Alanna Carrow
#95
15.01.2023, 04:17  ✶  
Poczuła, jak jakaś żelazna dłoń zaciska się wokół serca. Chciała przytulić do siebie Stellę, powiedzieć, żeby się nie smuciła, zdradzić, iż nie musi tak naprawdę nosić żałoby. Bo przecież żyła.
  Nie w swoim ciele wprawdzie, ale wciąż, żyła, oddychała, stąpała po tej ziemi.
  Chciała opowiedzieć wiele rzeczy, wysłuchać jeszcze więcej, wyjaśnić – gdyby się tego dowiedziała – że to nie było do końca tak, jak Stella myślała. Że pozory potrafią mylić, że nigdy nie szarpnęłaby się na swoje życie. Przecież miała dla kogo żyć – dla własnej siostry, dla Patricka… mąż, z którejkolwiek strony by nie patrzeć, nie miał znaczenia. Nie sam w sobie, bowiem samo małżeństwo jak najbardziej znaczenie miało.
  W najgorszy – w oczach Clare – możliwy sposób; przecież poprzez złotą obrączkę na palcu tak naprawdę straciła to, za czym uganiała się przez co najmniej połowę swego życia. Za marzeniem, które wymknęło się spomiędzy palców. A gdy usiłowała je odzyskać – sama przepadła.
  To bolało – niemożność bycia siostrą, jak kiedyś. Patrzenie na czerń otulającą młodszą Avery. Nie potrafiła już widzieć aur, jednakże nie potrzebowała tej umiejętności do tego, by stwierdzić, że z jej małą Stellą naprawdę nie było teraz najlepiej. W końcu jako ta starsza naprawdę dobrze znała tę dziewczynę, tym bardziej że nigdy nie traktowała jej po macoszemu, wręcz przeciwnie – rozpieszczała na wszelkie możliwe sposoby i zawsze starała się dla niej znaleźć czas.
  Bolało niemiłosiernie. Ale może na to zasłużyła? Gdyby postawiła się rodzicom, gdyby sięgnęła po to, czego tak pragnęła, gdyby… może wtedy nie skończyłaby tak marnie. Nie zadała bólu swym najbliższym.
  Zwłaszcza że nie wątpiła, jak to musiało dla nich wyglądać. Nic nie sugerowało udziału dodatkowej osoby, żadnego śladu włamania, żadnych obrażeń. Ot, weszła do wanny z własnej woli i nigdy jej nie opuściła, nie o własnych siłach.
  - W takim razie proszę – odparła, siląc się na lekkość tonu, mimo że tak naprawdę w gardle powoli rosła gula. Błąd. Co, jeśli nie wytrzyma, nie utrzyma maski, jaką nosiła w niemalże każdej chwili? Błąd. To, czego chciała powiedzieć – nie mogła, a to, co mogła, brzmiało w jej własnych uszach tak głupio i nierozsądnie, że pozostawało jedynie się rozpędzić, ściana sama znajdzie. Albo drzewo, jeśli dostosować do otoczenia, w jakim się teraz znajdowała. I, co gorsza, myśli pierzchały na wszystkie strony, a słowa się plątały - Swoją drogą, mam nadzieję, że się tu nie zgubiłaś? Rzadko widuję, żeby ktoś przyszedł sam – zagaiła, siląc się na łagodny, niemalże zatroskany ton. Głupia, dobrze przecież wiedziała, dlaczego Stella jest sama. Och, dlaczego wpadła na tak durny pomysł, nie mogła wykrzesać z siebie więcej?!
  Rudowłosa roztaczała wokół siebie woń Clare. Lekki, subtelny, kwiatowy. Przywodzący na myśl lato, słońce i bezmiar wody, do której można wpaść ze śmiechem na ustach, rozpryskując krople na wszystkie strony.

447/884
god (self-diagnosed)
Suffering feels religious if you do it right. Reach out and touch faith!
Celebryta; Jedno z najbardziej znanych nazwisk Londynu. Nosi się w drogich ubraniach w gwieździste wzory, a jego ulubiony kolor to niebieski (najczęściej w ciemnych tonach, przeszywany złotą lub srebrną, błyszczącą nicią). Jest bardzo wysoki, ma ponad 180 centymetrów wzrostu i jest przy tym bardzo chudy, wręcz wychudzony. Zawsze przepięknie pachnie - nie wychodzi z domu bez spryskania się drogimi, męskimi pachnidłami. Czaruje słowem - wie jak mówić, aby docierać do ludzi.

Vakel Dolohov
#96
16.01.2023, 22:38  ✶  
Widać było, że się tu nie czuje do końca swobodnie, ale nie ze względu na ich towarzystwo, a przez całe to otoczenie. Brak swobody nie odejmował mu jednak stylu - wiedzieli, że nie jest sobą, bo go już dobrze znali i wiedzieli, jak porusza się i mówi w zaciszu swojego domostwa. Tutaj był inny - przyjmował sztywną pozycję gwiazdy, za którą się uważał. Spacerowało z nimi właśnie to oblicze Vakela, które znane było prasie - to był Vakel w swojej postaci medialnej. Nie dało się tego wyczuć wyłącznie w tym, jak do nich mówił. Z prywatnej strony płynęły z niego głównie słowa, ale również uznanie - oboje byli dla niego na tyle wartościowi, żeby się nie puszył aż tak bardzo, jak to miał w zwyczaju. Normalnie nie lubił, kiedy ktokolwiek mu przerywał albo wtrącał swoje trzy grosze. Kiedy jednak zrobił to Peregrinus, Dolohov nawet nie mrugnął - wysłuchał go spokojnie i nim jakkolwiek to skomentował, kilka przydługich sekund wpatrywał się w górujące nad nimi korony drzew.

- Bardzo poetyckie ujęcie faktu, iż Wielka Brytania zmaga się aktualnie z wojną domową - przyznał, ale nie zrobił przy tym kroku w bok, aby zrobić swojemu asystentowi miejsce i umożliwić spacer obok nich, a nie za nimi. Zaraz po tym zwrócił się bezpośrednio do Lyssy. - To ci dopiero, że nie wyściubiłaś nosa z mojego mieszkania ani razu... Nie umiem inaczej wyjaśnić tego, żeś ominęła grozę wiszącą nad moim państwem. W tym roku obchodzić będziemy drugą rocznicę odkopania przez grupę rebeliantów sposobu myślenia sprzed kilku epok.

On również nie spodziewał się tego, aby jakikolwiek atak miał nastąpić akurat dzisiaj. Nie miało to jednak absolutnie nic wspólnego z polityką i (co zapewne by go wielce rozbawiło) wiarą w kompetencję obecnej Ministry Magii. Po prostu uznał, że gdyby miało wydarzyć się tu coś, co by wykraczało poza normalność, to akurat on musiałby takie zdarzenie dostrzec już wcześniej. Nie, nie miał zmysłów wyostrzonych bardziej niż żaden inny jasnowidz, ale... jego wielkie ego nie dopuszczało do jego myśli scenariusza, w którym mogłoby to potoczyć się choćby odrobinę inaczej.

- Potrzebują - powtórzył po nim, nie mając zamiaru zaprzeczyć jego myśli, nie omieszkał jednak dodać tu smutnej prawdy, jaka gnieździła się gdzieś w wielkim niedopowiedzeniu - ale najwyraźniej nie przeszkodziło to wielu w zrezygnowaniu z próby funkcjonowania normalnie. Widać tu po prostu gołym okiem, że te ataki, które miały miejsce w ostatnich latach, zasiały w sercach anglików ziarno grozy.

Takie drobne gesty jak delikatny uśmiech Trelwaneya, nawet jeżeli posłany w eter, niegdyś wprawiłyby Dolohova w zakłopotanie, a później go zaraził, wymuszając lekkie uniesienie kącików własnych ust w górę. Teraz jednak jego myśli zajęte były kimś innym. Nie przystało w towarzystwie zerkać na zegarek, a jednak Dolohov robił to dosyć regularnie, jakby odliczał czas pozostały do powrotu Annaleigh.

- A nawet niech to, co powiem będzie gigantycznym nietaktem - zniżył nieco głos na wypadek, gdyby jakieś wścibskie ucho chciało go podsłuchać - ale Ostara zawsze wydawała mi się nieco oziębła w zestawieniu z Beltane. Bo to też mi widowisko - stragany z nasionami. Miną dwa miesiące i wszyscy będą pamiętać tylko to, który mężczyzna tym razem najszybciej wspiął się na pal.


with all due respect, which is none
à La Folie
And was it his destined part
Only one moment in his life

To be close to your heart?
Piwne oczy i brązowe włosy z miedzianym połyskiem, czasem z rozjaśnianymi pasmami lub po całości. Ma 165cm wzrostu, a sylwetkę szczupłą i chudą. Zawsze stara się prezentować, jakby była na właściwym miejscu. Zawsze zadbana, ładnie uczesana i ubrana. Wygląda na starszą niż jest w rzeczywistości, czy to przez zachowanie, ubiór czy ogólny wygląd - chce żeby brano ją na poważnie, jednak kiedy się rozluźni, podpatrzone u innych maniery łatwo znikają. Czasem kiedy mówi, słychać francuski akcent, który szczególnie wychodzi kiedy jest pod wpływem silnych emocji. Ciągnie się za nią zapach białego piżma, jaśminu i kwiatu bawełny.

Lyssa Dolohov
#97
20.01.2023, 05:53  ✶  
Odwróciła głowę, spojrzenie kierując w stronę asystenta, który wydłużając krok, znalazł się zaraz za nimi. W przeciwieństwie jednak do swojego ojca, machinalnie odbiła lekko w bok, podświadomie robiąc dla niego miejsce między nimi.
- Nie lepiej w takim razie celować w coś ważniejszego, a nie... to? - wykonała niesprecyzowany gest ręką, który odnosił się do wszystkiego, co znajdowało się dookoła nich. Bazaru, jarmarcznego klimatu, imprezy dla majątkowo upośledzonych.
- Wyszłam - odpowiedziała nieco zbyt oburzona tym podłym zarzutem - Co nie zmienia faktu, że niezbyt interesowało mnie trajkotanie przekupek w pobliskim sklepie. - Tak samo jak nagłówki i artykuły w gazetach dla poważnych, dorosłych czarodziejów. Lyssa niezbyt kwapiła się do zaprzątania sobie głowy tym co działo się w Londynie, bo po pierwsze, bolała ją od tego głowa, a po drugie, wciąż nawet nie była pewna czy mogła śmiało odpowiedzieć, co tam u jej ojca. Jak więc w obliczu tego mogła mieć czas i chęci na zajmowanie się czymś takim jak krajową polityką?
Przypuszczenia pana Trelawney co do ogólnego bezpieczeństwa mogły być trafne, jednak dziewczyna zupełnie inaczej widziała całą tę sytuację. Jak do tej pory nie odniosła wrażenia, żeby wydarzenie było przesadnie chronione. Miałą wrażenie, że do tej pory w tłumie wyłapała z jeden patrol, a wątpiła też, że miejsce obchodów święta zostało obłożone jakimiś niebywałymi zaklęciami ochronnymi. Nie znaczyło to jednak, że odczuwała związany z tym niepokój czy strach. Nie kiedy i ojciec i jego asystent zachowywali się tak spokojnie.
- Według mnie wszystko wygląda tak, jakby równie dobrze mogli iść na sobotni targ i bawiliby się równie dobrze co tutaj. - rzuciła z przekąsem, spoglądając gdzieś w bok, na jakieś wybitnie marudzące dziecko, które w kącie między straganami trzymało się na brzuch i płakało pochylonej nad nim matce. Z tego co dało się usłyszeć, dzieciak objadł się zbyt wielu słodyczy, które teraz planowały zastosować taktyczny odwrót z jego żołądka drogą, którą się tam przed chwilą dostały.
- Pal? - podchwyciła, spojrzeniem przeczesując horyzont czający się nad głowami gawiedzi, szukając wspomnianego elementu krajobrazu. - Dwa miesiące i tak wydaje się naprawdę długim kawałkiem czasu dla chwalenia się podobnym osiągnięciem. - zamilkła, przez moment zastanawiając się, czy przypadkiem nie powinna skończyć swojej wypowiedzi tutaj, jednak po chwili ciszy podjęła wreszcie dalej - Mam nadzieję, że wy nigdy nie braliście udziału w tego typu zabawie. Mam rację?
Jakże ciężko było jej wyobrazić sobie asystenta jej ojca wspinającego się na potężny konar ustawiony pośrodku klepiska i wystawionego ku publicznej uciesze. Jeszcze bardziej abstrakcyjnie i zwyczajnie gorzej znajdowała obraz własnego ojca, kurczowo obłapiającego wspomniany pal i z uporem maniaka pnącego się ku górze.
Loverboy
Almost dead yesterday, maybe dead tomorrow, but alive, gloriously alive today.
Ciemne długie i niesfornie wywijające się włosy, gęste brwi i szeroki uśmiech. Charles to wysoki na 188 centymetrów młody mężczyzna. Nie wyróżnia się imponującą muskulaturą, ale nie jest też chuderlawy. Do życia ma tyle samo dystansu, co do siebie, więc bardzo często można usłyszeć jak się śmieje. Ciemne oczy to zwierciadła jego duszy, a te już nie tak często wyrażają pozytywne emocje. Ubiera się luźno, stawia na swetry, golfy, czasami nawet bluzy czy mugolskie (!) trampki. Przy pierwszym spotkaniu często wydaje się czarujący, momentami szarmancki. Rodzice próbowali wyuczyć go bardziej wyrafinowanego akcentu, ale Charlie do dzisiaj nie pozbył się pozostałości dewońskiego zaciągania, co uwydatnia się w momentach ekscytacji i upojenia alkoholowego.

Julien Fitzpatrick
#98
21.01.2023, 08:44  ✶  
Złapał Heather zanim weszli w tłum. Teraz dookoła było naprawdę dużo ludzi, starał się tym nie stresować, z pozoru wychodziło dobrze - uśmiechał się i towarzyszył rudej, która rozmawiała, jak się zorientował, ze swoją kuzynką. Cameron był gdzieś z przodu, dostrzegł go dopiero po chwili, ale wolał się nie wychylać. Czuł się nieswojo nie będąc super entuzjastycznym wokół przyjaciół, ale wydawało mu się ciągle, ze coś było nie tak, że nie powinno go tutaj być. Nie potrafił pozbyć się tej myśli z głowy, nawet przedstawiająca go Wood nie wzbudziła czujności, bo imię 'Julien' wciąż było obce, nieswoje, inne.
Zamrugał pare razy, gdy przyjaciółka zawiesiła na nim dłużej spojrzenie, jakby czekając aż coś powie.
- A tak, Jules, Julien. Trochę wciąż różnica czasu mi ten - pomachał palcami przy czole, pokazując, że strefy czasowe sprawiły, że jest zmęczony - namieszała w głowie, miło poznać - pomachał Adzie i zaraz schował ręce do kieszeni.
Zaraz zaczęło się robić tłoczno przy koszyku, dużo osób mówiło na raz.
- odejdę na chwilę Heath, zapale sobie, zaraz Cię znajdę - poklepał przyjaciółkę po ramieniu i nie czekając na odpowiedź po prostu się oddalił.
Zapalił jednego papierosa, dwa, a potem nawet trzy. Stracił rachubę czasu obserwując stragany z lekkiego dystansu, czując jakby był za szybą, a dźwięki dochodziły do niego z opóźnieniem. Bardzo chciał sobie wmówić, ze wszystko było w porządku, ale tak naprawdę cały świat przecież mu się zawalił; musiał udawać kogoś innego, wyglądał inaczej, musiał mówić inaczej. Westchnął gasząc ostatniego papierosa i widząc, że zbiorowisko trochę się przerzedziło, stracił też z pola widzenia Lupina, trochę żałował, chciał z nim zamienić pare słów.
Przeszedł pare kroków rozglądając się w poszukiwaniu charakterystycznej, jaskrawej burzy włosów. Nie szukał długo, zaraz też podszedł do Wood.
- Sory, trochę mnie wcięło. Wciąż jestem jakby. Nie mogę dojść do siebie. - był oszczędny w słowach, bo też przebywali w miejscu publicznym. Ktoś, kto nie znał faktycznej sytuacji mógł pomyśleć, że Charles, bądź teraz - Julien, jest po prostu zmęczony. Czy to po podroży, czy czymkolwiek innym.


I won't deny I've got in my mind now all the things we'd do
So I'll try to talk refined for fear that you find out how I'm imaginin' you
Gówniara z miotełką
She had a mischievous smile, curious heart and an affinity for running wild.
Heather mierzy 160 cm wzrostu. Jest bardzo wysportowana, od dzieciaka bowiem lata na miotle, do tego zawodowo grała w quidditcha. Włosy ma rude, krótkie, nie do końca równo obcięte - gdyż obcinał je Charlie po tym, jak większość spłonęła podczas Beltane. Twarz okrągłą, obsypaną piegami, oczy niebieskie, czają się w nich iskry zwiastujące kolejny głupi pomysł, który chce zrealizować. Porusza się szybko, pewnie. Ubiera się głównie w sportowe rzeczy, ceni sobie wygodę. Głos ma wysoki, piskliwy - szczególnie, kiedy się denerwuje. Pachnie malinami.

Heather Wood
#99
25.01.2023, 14:07  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.05.2023, 10:58 przez Heather Wood.)  

Charlie, a raczej Julien je znalazł. Nie wyglądał najlepiej, znaczy oczywiście, że był przystojny jak zawsze, jednak zdecydowanie widać było, że nie sypiał ostatnio najlepiej. Heath byłą tym wszystkim trochę zmartwiona. Miejsce, które wybrali na pierwsze spotkanie, po ataku o którym jej napisał nie do końca chyba dobrze zostało przemyślane. Wokół było pełno ludzi i tak naprawdę nie mieli do końca jak porozmawiać na osobności. Ktoś mógłby ich podsłuchać, a to mogło nieść ze sobą ogromne konsekwencje.

Przemierzały z Adą stragany, kiedy poszedł zapalić. Miała wrażenie, że zniknął na długo. Zaczęła się martwić, co jeśli ktoś go zobaczył? Jeśli ktoś się domyślił i postanowił dokończyć dzieła? Czuła dziwny ciężar na żołądku, nie chciała znowu być gdzieś indziej, skoro mogło mu się przydarzyć coś złego. Jak wtedy na balu u Longbottomów wyśmienicie się bawili, kiedy śmierciożercy atakowali go i na jego oczach zabili Christie i jego brata. Ciągle miała do siebie o to wyrzuty sumienia, w końcu i Charlie mógł wtedy zginąć.

Na całe szczęście znalazł się, znowu ją znalazł w tłumie. Przeprosiła na chwilę Adę i podeszła do Juliena. - To był głupi pomysł, może chodźmy stąd, bez sensu w ogóle, że Cię namówiłam, żebyś tu przyszedł. - Szkoda, że wcześniej na to nie wpadła, no ale jak to z Heather, najpierw robi później myśli. Pożegnała się z Adą, po czym postanowiła odprowadzić Charlesa choć kawałek.

Koniec sesji
(dla Charliego i Heath)
Badacz wróżbiarstwa
Hiding alone,
a prison is home
Nadchodzi spowity smrodem dymu papierosowego. Na pierwszy rzut wygląda porządnie, codzienna elegancja w neutralnych kolorach… niekiedy może nieco wymięta. To zależy, ile spał, a cienie pod zielononiebieskimi oczami odznaczające się na cerze bladej jak prześcieradło podpowiadają, że niewiele. Palce poznaczone tu i tam rozmazanym atramentem, ugina się pod ciężarem ulubionej skórzanej torby, w której jest… wszystko. Średniego wzrostu (179 cm) postać młodego mężczyzny koronuje imponująca burza czarnych loków, które niewątpliwie są jego największą ozdobą.

Peregrinus Trelawney
#100
09.02.2023, 00:03  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 10.02.2023, 22:51 przez Peregrinus Trelawney.)  
Peregrinusowi nie przeszkadzał fakt, że Vakel nie palił się do zrobienia miejsca między nim a Lyssą; nie rościł sobie do niego prawa. Gdy jednak dziewczyna odbiła lekko w bok, tworząc dla Trelawneya przestrzeń, ten zawahał się. Ostatecznie zbliżył się do nich nieco, lecz wciąż nie szedł na równi, lecz pół kroku z tyłu, aby w każdej chwili naturalnie mogli wysunąć się do przodu, a on nie był przeszkodą między nimi. Zależało mu, aby nie zakłócać tym dwojgu czasu, który spędzali razem.
Sprowadzenie przez młodą czarownicę sytuacji politycznej do trajkotania przekupek nieco zbiło go z tropu. W pierwszej chwili uznał wręcz, że dziewczyna się z nich naigrywa i zaczął wyszukiwać w jej słowach podstępu.
— W rzeczy samej, ciężko to przeoczyć — przytaknął bezpiecznie Vakelowi sugerującemu córce niewychodzenie z domu. — Jeśli sobie życzysz — zwrócił się do Lyssy — mogę wyselekcjonować i przesłać do ciebie kilka artykułów nakreślających ogólny obraz sytuacji. Jesteś dorosła, dobrze…
Urwał, nie chcąc, aby jego słowa brzmiały nazbyt ofensywnie, jak zarzut. Nie było to z pewnością w dobrym guście — pouczać nieproszonym córkę swojego pracodawcy. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie miał do tego prawa. Nie chciał wyjść na impertynenta, a słowa wypowiedział bez większego przemyślenia; być może zbyt swobodnie i pewnie zaczynał się czuć.
— Dobrze to wiedzieć — zakończył zdawkowo, doceniając nieoczekiwanie mocno fakt, że wciąż był pół kroku za nimi i nie stał bezpośrednio między córką a ojcem.
Nie umknęło jego uwadze również zniecierpliwienie Dolohova, który bynajmniej nie wydawał się zachwycony wycieczką. Jak zresztą — a przynajmniej takie odniósł wrażenie Trelawney — wszyscy oni troje. Każdy z nich był tu dla kogoś; szli ze względu na siebie nawzajem, nie dla samego wydarzenia. Dolohov chciał pokazać córce nieco lokalnej kultury, Peregrinus wypełniał jedynie swoje obowiązki względem niego, a był gotów założyć się, że i Lyssa wolałaby być w innym miejscu, lecz wlokła się tą ścieżką między drzewami ze względu na ojca.
Jego myśli rozproszyła sugestia, jakoby on lub Dolohov mieli wspinać się na pal. Musiał przyznać, że nieco go to w duchu rozbawiło, choć nie zdradził tego najdrobniejszym gestem, utkwiwszy wzrok nieruchomo w drodze przed nimi.
— Nie — odparł krótko, aby na wszelki wypadek nie pozostawić żadnych wątpliwości.
Może gdyby był dziesięć lat młodszy, po licznych zachętach rozważyłby wzięcie udziału w podobnej zabawie. Bądź co bądź jako nastolatek — choć nie należał do najgłośniejszych i najaktywniejszych dzieci — dawał się od czasu do czasu porwać chwili przygody. Z biegiem lat jednak stawał się coraz bardziej wycofany. Obecnie nie wyobrażał sobie znalezienia się w centrum uwagi dziesiątek osób w jakiejkolwiek sytuacji, a co dopiero takiej jak wspinaczka na pal. Nawet nie rozważał tego scenariusza.


źródło?
objawiono mi to we śnie
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Eutierria (2673), Alastor Moody (667), Vakel Dolohov (1989), Mavelle Bones (2207), Ida Moody (794), Eunice Malfoy (2053), Seraphina Prewett (335), Brenna Longbottom (2018), Erik Longbottom (2149), Geraldine Yaxley (1989), Theseus Fletcher (725), Atreus Bulstrode (550), Nora Figg (2503), Florence Bulstrode (1975), The Tempest (324), Heather Wood (841), Timothy Fletcher (908), Trevor Yaxley (2230), Dora Crawford (1477), Sarah Macmillan (1934), Patrick Steward (2083), Julien Fitzpatrick (336), Stella Avery (591), Bard Beedle (646), Cameron Lupin (2369), Fernah Slughorn (1541), Fergus Ollivander (2341), Ada Wright (1413), Lyssa Dolohov (1031), Peregrin McGonagall (579), Alanna Carrow (1545), Mackenzie Greengrass (299), Peregrinus Trelawney (1100)


Strony (12): « Wstecz 1 … 8 9 10 11 12 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa