Yaxley miała świadomość, że od czasu do czasu warto było pokazać się w niektórych miejscach. Nie należała do pasjonatów sztuki, nigdy nie była ona jej szczególnie bliska, raczej nie rozumiała tych ukrytych przekazów, była całkiem prostym człowiekiem, który stawiał na nieco inne dziedziny, jednak znaleźli się tego wieczoru w teatrze wraz z Ambroisem.
Szła z nim pod rękę, uśmiechając się do siebie, wystarczyło, że znajdował się obok, bez różnicy, gdzie spędzali czas i co mieli razem robić. Wypadało wesprzeć galeonami potrzebujących, wiedziała, że to dobrze wygląda. Jako, że zależało jej na tym, jak widziana była jej rodzina, znalazła się tutaj jako ich reprezentantka, od dawna to ona zaznaczała ich obecność na podobnych wydarzeniach.
- Nie mam pojęcia, co będziemy oglądać. Mam nadzieję, że szybko przejdziemy do bankietu, może spotkamy kogoś znajomego. - Mruknęła cicho Ambroisowi na ucho, tak, żeby tylko on mógł to usłyszeć.
Zmierzali powoli w stronę loży, gdzie mieli swoje miejsca. W końcu udało im się tam dotrzeć, rozsiadła się całkiem wygodnie. Złapała mężczyznę za rękę, gdy usiadła, nie zamierzała jej opuszczać.
Wyglądali dzisiaj całkiem elegancko, dla Roisa to nie było niczym nietypowym, jeśli jednak o nią chodzi... bardzo rzadko można było zobaczyć Geraldine w sukience, to był jeden z tych wyjątkowych momentów. Na co dzień biegała w skórzanych spodniach i męskich koszulach, zaś dzisiaj, dzisiaj widać było, że poświęciła doborze kreacji dosyć sporo czasu.
Rozejrzała się wokół, próbując dostrzec jakieś znajome twarze, miała wrażenie, że gdzieś w tłumie mignął jej Erik, ale nie widziała go obok, musiał siedzieć dalej od nich, szkoda, bo przecież zdarzyło im się już razem kiedyś uczestniczyć w podobnym wydarzeniu, uciekli wtedy w trakcie spektaklu, zamiast oglądać przedstawienie to sprawdzali jakość przekąsek, która była dostępna.
Nie piła szampana, chociaż miała wielką ochotę po niego sięgnąć, jednak nie mogła sobie na to pozwolić. Światła zaczęły gasnąć, chyba zaraz się zacznie. - No to zaczynamy. - Powiedziała cicho, nie, żeby szczególnie ją to obchodziło, ale był to chyba moment, w którym powinna się zamknąć i nie przeszkadzać ludziom podczas ich pracy.
Geraldine spoglądała na scenę co jakiś czas, była bardziej zainteresowana swoim towarzyszem, niż tym, co się tam działo. Jedyne, co faktycznie zapadło jej w pamięć to bicz. - Kurde, nie wpadłabym na to, żeby można go do tego używać. - Rzuciła cicho do Ambroisa. Nie dało się ukryć, że nie była szczególnie górnolotna, nie przemawiały do niej te wszystkie artystyczne przenośnie. Yaxleyówna była naprawdę topornym człowiekiem, nie było w niej za grosz zrozumienia dla artystów.
- Myślisz, że długo jeszcze, zrobiłam się głodna... - Zaczynała powoli się wiercić na swoim siedzeniu, nie lubiła siedzieć bezczynnie, zdecydowanie wolałaby być gdzieś indziej, ale jednak starała się po sobie tego nie pokazywać. Musieli odbębnić swoje.
Nie myślała o przedstawieniu, raczej tylko i wyłącznie o menu, które znajdą na bankiecie. To był zawsze jej ulubiony punkt podobnych wydarzeń.